Rozdział 40.1

Dzisiejszego wieczoru paliłem w samotności jointa za cztery dychy skręconego przeze mnie. Siedząc przy oknie ubrany w kurtkę, patrzyłem w ledwo widoczne gwiazdy na niebie. Takie były uroki miast. Im więcej sztucznego światła, tym mniej gwiazd na niebie. Westchnąłem cicho, rozmyślając nad szarą i nudną rzeczywistością, kiedy to zioło powoli zaczynało oddziaływać na moje myślenie. Czułem przede wszystkim spokój, a to musiało oznaczać, że towar był dobry.
Matka nie miała dzisiaj wrócić. Kiedy tylko jej bliscy znajomi dowiedzieli się o chorobie, zabrali ją do oddalonego na oko o czterdzieści kilometrów domku - który został niedawno wybudowany przez ciotkę i jego męża - w celach psychicznego kurażu. Mnie pozostało dostarczać sobie przyjemności w ten sposób, w jaki to robiłem właśnie w tym momencie. Zerknąłem na parapet, gdzie leżał drugi worek marihuany. Wziąłem go i schowałem do jednej z półek w moim pokoju. Zadecydowałem, że jutro zabiorę się za planowane kuchenne rewolucje.

Będąc otępiony przez zioło i bardzo zamyślony, nie usłyszałem, kiedy otworzyły się drzwi wyjściowe, z których był świetny widok na okno, przy którym stałem. Matula, z początku widocznie zmęczona wszystkim, co się dotychczas wydarzyło, nagle skupiła się na tym, co trzymałem w dłoni.
- Łukasz, od kiedy ty palisz papierosy?
Odwróciłem głowę w stronę matki i wlepiłem w nią swoje nieco już czerwone oczy. Zamrugałem intensywnie, czując jak one puchną.
- Yyy... - zdążyłem tylko tyle z siebie wydukać, próbując schować skręta za sobą, co było raczej głupawym pomysłem, tym bardziej, że ona podeszła do mnie.
- Pokaż. - rozkazała surowo, a ja wyciągnąłem w jej stronę pustą rękę, zgrywając jeszcze większego debila. Tak, byłem głupi. - Nie wydurniaj się, chłop ma już dwadzieścia lat, a takie coś robi...
- Prawie dwadzieścia. - poprawiłem ją, wyciągając w jej stronę rękę, w której trzymałem skręta.
- Daj mi to. - znów rozkazała surowym tonem, wyrywając z mojej dłoni jointa. - Dzięki. - rzuciła nagle, po czym wzięła go do ust i zaczęła palić. Otworzyłem szerzej oczy, oglądając, jak własna matka bezproblemowo paliła porządny skun marihuany. Czas leciał bardzo szybko, więc niemal za mrugnięciem oka, zauważyłem, jak matka wyrzuca filter przez okno. Nie zorientowałem się nawet, że przyglądałem się tej sytuacji z otwartymi ustami.
- No, teraz nie masz co palić. - rzuciła z zadowoleniem na twarzy, poprawiając torebkę na ramieniu.
- A... - wydukałem z siebie znów, po czym odchrząknąłem, chcąc się otrząsnąć. - Mamo, wiesz co to było, nie?
- No tak, wiem. - odparła, szukając czegoś po kuchni.
- Aaaha... A czemu wróciłaś? Miało cię tu nie być.
- Zapomniałam telefonu. To jak już mieliśmy jechać tam, to jeszcze skoczyliśmy tutaj, bo było po drodze. Dobra, synuś, ja lecę, pa! - rzuciła, chowając telefon do torebki i skierowała się do wyjścia. Kiedy tylko zamknęła drzwi, zapadła cisza, a ja zacząłem się zastanawiam, co się właśnie stało i jakie tym razem składniki zostały dodane do marihuany, że byłem świadkiem czegoś takiego.
Czy to stało się na prawdę?
W pewnym sensie jej podejście bardzo ułatwiało obecną sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Może za mało znałem własną matkę, bo nie spodziewałem się u niej takiej reakcji. A co jeśli wiedziała cokolwiek o leczniczych właściwościach marihuany? To wtedy faktycznie mógłbym stwierdzić, że mało ją znam.
- Hm... - mruknąłem, stojąc przy lodówce i zamglonym spojrzeniem obserwując jej zawartość. - Przynajmniej mam z kim palić. - powiedziałem sam do siebie na głos, czując się teraz o wiele spokojniej.

***

- Pojmujesz taką sytuację? Ni stąd ni zowąd pojawia się moja matka w drzwiach, nachodzą mnie wątpliwości, czy to nie halucynacje, bo może coś dosypali do tego towaru chuj wie czego, bo przecież matki miało nie być. No i ona zauważa mnie już w progu, bo stałem przy oknie z blantem w ręku i pyta się, co ja palę. Pomijając fakt, że z początku nieudolnie chciałem to ukryć przed nią, to podeszła do mnie i kazała mi to oddać, no więc tak zrobiłem, a byłem już zajebany jak szmata przez to zioło. No i wiesz co ona robi? Bierze go do ust i spala w tempie nietypowym jak na kogoś, kto pali zioło pierwszy raz, po czym wyrzuca filter przez okno i z uśmiechem na twarzy dodaje "teraz już nie masz co palić". - mówiłem nakręcony i z nadmierną gestykulacją rąk. Zwyczajne wyolbrzymienie sytuacji poprzez emocje. Adam siedział z piwem w ręku i spoglądał na mnie z szeroko rozwartymi powiekami.
- To.. Khem... Cholernie dziwne... Ale zajebiste jednocześnie. W sumie trochę zazdroszczę. - skomentował i zaśmiał się cicho pod nosem.
Tego dnia zadzwoniłem po Adama, chcąc zwyczajnie spędzić czas ze swoim kumplem, jako iż byłem tymczasowo w domu sam. Kupiliśmy po sześć piw na głowę i tak ten wieczór miał wyglądać; przy grach, przy browarach, przy ziole, po prostu sielanka.
- Dla mnie to wciąż jest nierealne. - mruknąłem pod nosem, otwierając sobie piwo otwieraczem. - Tak naprawdę mam wrażenie, że nie znam jej na tyle, ile myślałem, że znam. W końcu to moja matka. - dodałem już o wiele bardziej przygaszony, kiedy przez głowę przemknęło mi wrażenie, że skoro jej nie do końca znałem, to mam coraz mniej czasu na to, żeby ją poznać.
- Przesadzasz, mistrzu. Taka mała akcja o czymś nie świadczy. Zresztą, mogłeś się domyśleć, że rodzice w naszym wieku zachowywali się mniej więcej tak samo, jak my teraz. - odparł luzacko, na co ja zerknąłem na niego nieco krzywo.
- Nie patrz się na mnie tak, jakbyś nie wierzył w to, że kiedyś rodzice byli młodzi. - prychnął i wziął łyk piwa. Ja poszedłem w jego ślady i upiłem kilka swojego browara. Wzruszyłem ramionami, po czym wziąłem się za podłączanie komputera do plazmy kupionej z kredytu. - Dobra, co masz na kompie?
- Różne gry. Dying Light, GTA V, Bloodborne... Dużo. - urwałem i dokończyłem krótko, by nie trudzić się z wymienianych wszystkich gier. - Zobaczysz. - dodałem i włączyłem komputer. Wkrótce pojawił się pulpit z przeróżnymi, uporządkowanym ikonami.

***

Sięgnąłem po piątek browara bardzo sennie. Zmęczony wzrok wlepiałem w ekran telewizora i powoli sączyłem chmielową ciecz. Na dworze już dawno było ciemno. Adam zniknął w jednej ze starszych gier, które miałem na komputerze.
- Serio nie chcesz pograć w coś nowego?
- Stary, ja Fallouta Tacticsa nigdy nie miałem okazji przejść całego. - mruknął podekscytowany, ale język nieco mu się plątał. Westchnąłem cicho, opierając się, a wręcz stając się jednością z kanapą.
- Jak wolisz. - wzruszyłem ramionami i obserwowałem tę starą strategiczną grę. Adam był dziwny. Tak, taka była właśnie moja refleksja tego wieczoru. Kiedy już nieco ochłonąłem, co do sytuacji z matką, zacząłem sobie dopiero teraz przypominać szczegóły z wycieczki klasowej. Przez pryzmat alkoholu nie byłem w stanie stwierdzić, dlaczego Adam i Marcin znaleźli się razem w toalecie i czy było coś dziwnego gadane w ten czas. Miałem dziwne wrażenie, że coś między nimi zaszło, ale z drugiej strony nie miałem pewności. Gdyby mój kumpel okazałby się tym "innym"... Jakoś nie umiałbym strawić ten fakt, mimo że tak naprawdę osoba homoseksualna nie raziła mnie nigdy swoją osobą. Po prostu Adam był kimś, kogo znałem już tyle lat, a więc jeśli bym dopiero teraz dowiedział się o tym sekrecie, trudniej byłoby mi się do tego przyzwyczaić.
- Ej? - wyrwał mnie głos Adama z zamyślenia, na co ja pokręciłem głową i spojrzałem na niego sennie. Zdając sobie sprawę, o czym przed chwilą myślałem, zrobiło mi się głupio i zaraz odwróciłem wzrok speszony.
- No co?
- Nie mam za cholerę pojęcia, co mam zrobić, żeby tą misję przejść. - mruknął z niezadowoleniem.
- Zmień poziom trudności. - odparłem nonszalancko, na co on mnie szturchnął. - No co! Przecież to jest dobry i skuteczny pomysł. - przewróciłem oczami, na co Adam się zaśmiał.
- Ale uwłaszczający mojej godności. - westchnął cicho. - No dobra, nieważne. - machnął ręką. - Jakoś to zrobię, ja to przejdę.
- Powodzenia. - rzuciłem z sarkastycznym uśmiechem na twarzy.
- Łuki, śpię dzisiaj u ciebie, nie? - spytał nagle, nie spoglądając na mnie. Natomiast ja wlepiłem w niego wzrok.
- Głupio się pytasz. To chyba logiczne, że tak. - prychnąłem.
- No ja tam nie wiem...
- Czego?
- Szczerze mówiąc, nasz kontakt przez jakiś czas nie był najlepszy, prawda?
- Hm... - mruknąłem tylko tyle pod nosem, nie wiedząc co odpowiedzieć, bo odpowiedź była oczywista.
- I to raczej z mojej winy. - dodał zaraz potem.
No tak. Mój kontakt z Adamem był cienki, mimo że chodziliśmy ze sobą do klasy. Najgorsze było to, że nie stało się nic, co oficjalnie mogłoby spowodować to odsunięcie się od siebie nawzajem. Tak w życiu bywało, że z kimś nagle urywało się kontakt albo ograniczało do minimum, jakby zupełnie odruchowo. Później relacje albo wracały albo nie. W naszym przypadku znów naturalnie powróciły.
- Najwyraźniej tak musiało być. Nie ma o czym mówić, jesteś moim kumplem. - machnąłem ręką, uśmiechając się kącikiem ust i przybiłem z nim piątkę. Przy okazji podniosłem się nieco na kanapie, bo już prawie na niej leżałem. Teraz mogłem stwierdzić, że ta krótka rozmowa, krótkie wyjaśnienie paru spraw sprawiło, że poczułem się znów lepiej. Niestety, to pobudziło mnie tylko na moment, bo zaraz znów się oparłem o kanapę. Dopiłem swoje przedostatnie piwo. Nie miałem specjalnie mocnej głowy, toteż już czułem mocny efekt alkoholu. Zamknąłem oczy. 


Zdawało się, że tylko na chwilę. Następnie z tego lekkiego snu wybudził mnie miękki dotyk na moich ustach. Z początku, nie zdając sobie sprawy do końca, co to było i przez kogo było inicjowane, zacząłem płynąć z prądem. Moje usta były pieszczone przez ciepłe i miękkie wargi drugiej osoby, a ja, odczuwając z tego przyjemność, zacząłem to odwzajemniać. Moja świadomość zatrzymała się w pewnym etapie i na tym pozostała, nie pozwalając wrócić mi w całości do rzeczywistości. Usta były słodkie w smaku, ale i też z domieszką alkoholu. To był piękny sen i pewnie w roli z dziewczyną moich marzeń. 


Nagle, jak fala morska, zalała mnie świadomość sytuacji. To działo się naprawdę. Zaczerpnąłem gwałtownie powietrza, odruchowo napinając mięśnie swojego ciała, zdając sobie sprawę, co się działo i kto to był. Spoglądałem w oczy nachylającemu się nade mną Adamowi, którego wzrok widocznie był zamroczony alkoholem czy też jeszcze tym pocałunkiem... Na moje usta cisnęły się słowa, które były sprzeczne ze sobą. Nieważne, jak bardzo byłem teraz zły, nie byłem w stanie go mocno urazić.
- Co ty zrobiłeś... - wydukałem z siebie, leżąc cały czas przybity i jak kłoda. - Jesteś pijany, Adam. Idź już spać.
- Nie zrobiłem nic takiego, w końcu podobało ci się. - stwierdził szeptem, na co ja zmarszczyłem brwi.
- Idź spać, zanim ci coś zrobię, proszę. - dodałem już o wiele bardziej surowo, kiedy wracałem już do siebie. Wciąż jednak nie mogłem go odepchnąć. - Czy ty... Coś chciałeś jeszcze zrobić?
- Nie! - odpowiedział nagle głośniej i odchylił się gwałtownie i odruchowo. - Nie zrobiłbym tobie nic z tych rzeczy. - dodał już ciszej i drżącym głosem. Poczułem dotyk jego dłoni na swoich policzkach, na co się wzdrygnąłem.
- Ty nie wiesz, co ty mówisz i robisz... - stwierdziłem z lekkim niedowierzaniem.
- Proszę, nie odrzucaj mnie. - wymamrotał nagle, co sprawiło, że jeszcze bardziej nie potrafiłem go odepchnąć. Adam się zmienił albo był kolejną osobą, którą nigdy nie znałem do końca. - Wiem, że to, co robię, jest głupie i jutro będę pewnie tego w chuj żałować, ale nie rób mi tego. - dodał kruszącym tonem i wtulił się we mnie. Moje serce zabiło szybciej, nie wiedziałem czy to ze strachu czy... Nie byłem w stanie określić do końca z jakiego powodu. Mimo wszystko bardzo ostrożnie i niepewnie objąłem go mocno. Wewnętrzny głos mi podpowiadał, że musiało mu coś bardzo ciążyć na sercu, skoro się tak zachowywał. - Pozwól mi tak zostać.
- W porządku. - wyszeptałem i pogładziłem go po plecach, przytulając go mocniej do siebie, po przyjacielsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz