Informatyk rozdział 6

Pierwszy świadomy oddech i wydech. Szybkie bicie serca i lekki szum w uszach. Czy kaca da się opisać w poetycki sposób? Czułem się jak nowo narodzony. Mówi się tak wtedy, kiedy człowiek czuje się świetnie, nie? A ja dopiero co wyszedłem z alkoholowego łona matki Wódki i jej współtwórcy ojca Browara. Pierwszy oddech był zawsze trudny, uzyskanie świadomości jeszcze bardziej, a co dopiero przywołanie tak bolesnych wspomnień z nocy pełnej zabawy, jak pierwszy klaps w dupę.

Minęło trochę czasu, zanim uchyliłem powieki, żeby dopuścić do siebie jakiekolwiek czynniki zewnętrzne. Dotychczas jedyne, co zarejestrowałem to to, że leżałem na łóżku, zapewne nie swoim, bo otoczenie brzmiało i pachniało nieco inaczej. Zresztą, głupi ja... Byłem na imprezie i pochlałem tak, że to wątpliwe, bym znalazł się u siebie w domu. Westchnąłem bardzo ciężko, czując suszę w gardle. Leżąc na brzuchu drgnąłem ręką tak, by spuścić ją z łóżka w poszukiwaniu ewentualnego picia, które mogło być postawione tuż obok. Ech, złudne nadzieje.
Wtedy usłyszałem, a także poczułem, jak ktoś obok mnie się poruszył. Obróciłem głowę w stronę wciąż pogrążonego we śnie Daniela, który właśnie obrócił się twarzą do mnie. To naprawdę niesamowite, jak podczas snu ludzie wyglądali niegroźnie i niewinnie. Musiałem przyznać, że w jakiś sposób blondyn był uroczy i że w jakiś sposób ten widok był kojący dla osoby tak skacowanej, jak ja.
~ Mam poryte myśli na kacu... ~ skarciłem się w myślach, ale nie pozostało mi nic innego, jak tylko leżeć i nie zmieniać już więcej pozycji, czując mdłości. Chciałem się też odlać, ale jeszcze nie potrafiłem się zmotywować do wstania. Dlatego się nie ruszałem i obserwowałem twarz Daniela. A gdyby go tak obudzić?
- Czuję jak na mnie patrzysz... - wydał z siebie pomruk, który sprawił, że jedynie tylko wewnętrznie się przestraszyłem, bo nie miałem sił, żeby to okazać. Poczułem się tym lekko speszony. Daniel nawet nie otworzył oczu, by zauważyć, że go obserwowałem... Aż tak się w niego wlepiałem?
- Wołałem wzrokowo o pomoc. - wymamrotałem, chcąc wyjść z tej sytuacji. Blondyn w końcu otworzył zmęczone oczy, a ja... Zdałem sobie sprawę z podobieństwa Daniela do Sylwii. Jego oczy jednak były...
- Jak po wczorajszym? - spytał od tak. Teraz, gdy się wybudził, było mi jakoś niezręcznie. W końcu nie znaliśmy się zbyt dobrze, w dodatku często nie wiedziałem, jak rozmawiać z ludźmi nowo poznanymi, ani też tym bardziej z osobami, które w jakiś sposób mnie krępowały.
- Nie jest tak źle... - odpowiedziałem sarkastycznie, kiedy w końcu otrząsnąłem się z tego dziwnego stanu i próbowałem się podnieść do pozycji siedzącej. - Tylko skorzystać z toalety muszę. - dodałem, po czym wygrzebałem się z kołdry półnagi, kierując się do łazienki. Nie zwróciłem nawet uwagi na panujący w pomieszczeniu syf. Poszedłem się szybko odlać, stojąc półprzytomny. Sikałem chyba dłużej niż minutę. To mnie zmusiło do dłuższej refleksji nad tym, jakim cudem mój pęcherz przetrwał całą noc. Zaraz po załatwieniu potrzeby przemyłem jeszcze twarz zimną wodą i potrząsłem głową. Nie... Dzisiaj ewidentnie będzie dzień leżenia w łóżku i leczenia kaca.
Wróciłem do pokoju, wodząc po nim nieprzytomnym spojrzeniem, aż napotkałem leżącego Daniela. Dopiero teraz zacząłem przypominać sobie szczegóły z rozmów z nim, a także z Sylwią. O ile z nią konwersację pamiętałem, tak z Danielem miałem już tylko przebłyski.
 - Sory za kłopot, będę już zwijał. - rzuciłem, zbierając z podłogi bluzkę, którą jakimś cudem wczoraj ją z siebie zdjąłem. Niebieskooki blondyn nagle się zerwał do siadu.
- Co? Już? Możesz na luzie zostać, jebniesz sobie kawę, coś zjesz i dopiero wtedy pójdziesz. Nie wypuszczę cię w takim stanie zmarnowania. - odezwał się nagle z większym entuzjazmem w głosie. Jak on to robił? Stałem i myślałem nad tym, co zrobić.
- No dobra. - odezwałem się w końcu, a Daniel wstał i w samych bokserkach skierował się do wyjścia z pokoju. Byłem tak zamglony, że nawet nie zdążyłem samodzielnie ustąpić mu drogi.
- Sory. - mruknął, stając na chwilę przede mną i obserwując mnie spod lekko przymrużonych i zaspanych powiek z tym jego cwaniackim uśmiechem na twarzy. Odsunąłem się dobrowolnie i skierowałem się do kuchni za nim, wlepiając wzrok w jego plecy.
- Już wstali? - usłyszałem głos Sylwii, która stała w samej bieliźnie i staniku przy kuchence, i zmywała naczynia. Musiała słyszeć nasze rozmowy, skoro wiedziała, że ja również tutaj nocowałem. Zawieszając wzrok na jej sylwetce nieco skrępowany, zastanawiałem się nad jej bezwstydnością.
- Ubrałabyś coś na dupę, co? - rzucił Daniel niby z luźną formą dogryzienia, ale z lekkim zdenerwowaniem w głosie. Ja natomiast odwróciłem głowę, żeby nie wpatrywać się tak w Sylwię.
- Ty też byś mógł, wiesz? - warknęła, podchodząc do czajnika z wodą, która się właśnie zagotowała.
- Ja to co innego. - odmruknął, sięgając do szafki po kawę rozpuszczalną. - Patrz, końcówka... Sylwia, nie kupiłaś kawy, więc się nie załapiesz.
- Co? Co innego? Właśnie w twoim przypadku ty też jesteś "to samo". Dobra, nieważne. Na kawę się nie załapię, a ty za to na obiad.

Stałem jak głupi i byłem po prostu cicho. Czemu ta atmosfera między nimi zdawała się być krępująco napięta? Nie za bardzo wiedziałem, o co chodziło.

- Ale, o, Patryk może go będzie chciał zjeść za ciebie. - odwróciła się i puściła mi oczko, a ja uśmiechnąłem się delikatnie i nieco sztucznie. Ta dwójka... Była do siebie podobna i to bardzo, ale błagałem w duchu, by nie wprawiali mnie już w większe zakłopotanie. Jakby nie patrzeć, słuchanie kłótni dwóch niezbyt bliskich osób było krępujące, a co dopiero, gdy wplątywali w tą rozmowę mnie.
- Dla nas dwóch to ja sam zrobię obiad, więc się nie wysilaj.
- Dla dwóch facetów randka przy obiedzie --
- KAWA... -  Daniel natychmiast przerwał Sylwii, zatrzymując się na chwilę i posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie. - ... Jest już gotowa.
Za to przedstawienie chciałem aż zaklaskać, ale to byłoby niegrzeczne i jedynie podsyciłoby to ogień. Daniel postawił na stole dwa kubki kawy. Rzuciłem tylko zaspane "dzięki", po czym usiadłem na krześle i chwyciłem w dłoń naczynie. Była jeszcze za gorąca, ale czując jej zapach, czułem od razu ulgę i spokój. Zamyśliłem się i już nawet nie zwracałem większej uwagi na to, o co się ta dwójka kłóciła.
- A spierdalaj, matka ma co do ciebie rację.

Wybudziłem się z zamyślenia, słysząc te podsycone jadem słowa Sylwii. Spojrzałem na odchodzącą do swojego pokoju blondynkę. Potem skierowałem wzrok na Daniela, który w lekkim poirytowaniu usiadł przy stole i zerknął na mnie.
- Nie wiem, o co jej chodzi. - mruknął nagle i pokręcił głową z dezaprobatą. - Laski takie są, rzucają kąśliwe uwagi pod przykrywką żartu. Sylwia myśli, że ja tego nie potrafię wyłapać, kiedy chce się pośmiać, a kiedy zwyczajnie mnie wkurwić. - westchnął cicho. - W każdym razie, przepraszam za ten teatrzyk emocji. - uśmiechnął się nagle.
- Nie ma sprawy... - machnąłem ręką.
- Zaraz zrobię żarcie... A tak w ogóle to jak? - spytał, a ja uniosłem brew. - Poznaliście się w końcu, to się pytam. - wyszczerzył się, spoglądając na mnie wzrokiem oczekującym odpowiedzi. Nie wiedziałem, czemu pytał, ale może to było coś w rodzaju syndromu starszego brata.
- Jest... Zabawna i inteligentna, tak mi się wydaje... - zmarszczyłem brwi, chcąc sobie przypomnieć coś konkretnego ze wczorajszej rozmowy. W rzeczywistości okazało się, że nie rozmawialiśmy o niczym konkretnym, ani też ambitnym.
- Zabawna to może jest, czasem jej się zdarza. - prychnął złośliwie, po czym wstał i podszedł do szafek nad kuchenką.
- To w takim razie jesteście bardzo do siebie podobni. - powiedziałem, za późno się orientując, że nie chcący zabrzmiało to nieco jak obelga.
- Aha, dzięki! - parsknął krótko śmiechem, rzucając mi krótkie zerknięcie.
- Znaczy, to nie miało tak brzmieć... - przyłożyłem dłoń do czoła, załamując się swoją głupotą.
- Zawsze jeździsz ludzi na kacu? - rzucił luźno, robiąc kanapki.
- Zdarza mi się. - odpowiedziałem, śmiejąc się cicho z samego siebie.
- Dzisiaj mnie jedziesz, a wczoraj tak świetnie się dogadywaliśmy. - rzucił nieco uszczypliwie.
- Wczoraj byłem debilem... - wymamrotałem znów przypominając sobie te chwile pełne dziecięcej fascynacji i nadmiernej emocjonalności wynikające z alkoholu.
- To brzmiało tak, jakbyś żałował, że się świetnie dogadywaliśmy.
- Ale nie miało tak brzmieć, nooo, wybacz mi. - jęknąłem.
- Tsaaa, jasne.
- W każdym razie, musiałem być spruty skoro spałem tutaj.
- No, byłeś. Oboje byliśmy.
- Jak tak sobie przypominam to... Wczoraj wyjebałeś jakieś laski.
- No i? - spytał. - Zrobiłbym to nawet na trzeźwo. - wzruszył ramionami, kierując się do stołu z talerzem. Zerknąłem na niego, unosząc brew. Naprawdę bywał chamski. Musiał kompletnie nie umieć się odnosić odpowiednio do dziewczyn. Nie podobało mi się to, ale mnie nic bezpośrednio nie zrobił, więc jednocześnie nie robił na mnie jakiegoś złego wrażenia. - No co? Z tego co pamiętam, powiedziałem coś o tym, że one same się nie szanują. Jedna z nich wysłała dwóm moim kolegom na facebook'u nagranie w prywatnej wiadomości, jak robi sobie palcówkę.

Zakrztusiłem się kawą. Chociaż w tym mieście było wiele plotek na temat puszczających się dziewczyn, bezpośrednio nie spotkałem żadnej takiej rozwiązłej. Zresztą, ten przypadek... Brzmi jak kompletnie urwany z rzeczywistości. Naprawdę takie dziewczyny istniały i to było niezwykle załamujące...
- No to nieźle się bawi. - skomentowałem, gdy wreszcie się otrząsnąłem.
- Ciekawy temat przy jedzeniu, nie? - zaśmiał się. - O drugiej i trzeciej też krążą legendy. Nie wiem, co one tu wczoraj robiły, w sensie, Roberto je ze sobą wziął, a ja jego relacji z ludźmi nie pilnuję i szczerze mi wiszą, tak samo jak sama obecność tych dup. To są te z kategorii, co wolą na siebie zwracać uwagę, ale nikt wczoraj je nie zauważał, to siedziały jak oburzone księżniczki, a takie coś mnie wkurwia.
Mówił to tak luźno i otwarcie, a ja tylko słuchałem i przeżuwałem wolno jedzenie, przy okazji obserwując jego twarz, mimikę i oczy.
- Halo? Mój wygląd jest ciekawszy niż to, co mówię? - uśmiechnął się szatańsko i złośliwie w swoim stylu, a ja nieco skrzywiłem się, nie rozumiejąc jego poczucia humoru.
- W sumie to tak. - przyznałem, odgryzając mu się, a on nieco przygasł.
- Hm... Nie wiem czy mam to interpretować jako obelgę czy komplement. - stwierdził po chwili namysłu i powrócił do jedzenia.
- Interpretuj to jak chcesz, tylko że jak weźmiesz to jako obelgę, wyjdzie na to, że jesteś nudny i twój wygląd jest bardziej interesujący, a jeśli przyjmiesz to jako komplement, to wyjdziesz na próżnego debila, który cieszy się z tego, że o wiele lepiej wygląda niż potrafi mówić. Tak źle i tak nie dobrze.- powiedziałem, dając swojej logice pole do popisu. Daniel spojrzał na mnie spod uniesionych brwi. - No co. - wzruszyłem ramionami.
- Foch, stary, obraziłeś mnie. - zadarł dumnie głowę, ale po chwili oboje się zaśmialiśmy.

Był spoko. Może trochę dziwny, może zbyt bezpośredni, czasem zbyt chamski, może zbyt rozmowny, ale w jakiś sposób, po tym zaledwie drugim takim bliższym spotkaniu, zacząłem potrafić z nim rozmawiać naturalnie, mimo wcześniejszego skrępowania. Rzadko mi się taki ktoś przytrafiał. No po prostu... Nie ma chuja, polubiłem go, mimo tej jego chamskości i dziwoty. Zresztą, to brat dziewczyny, która mi się podoba. Lepiej mieć z nim dobre stosunki.

- Wybacz, mimo że tym razem to było zamierzone. - odpowiedziałem delikatnie się uśmiechając. Kawa, jak i ta luźna rozmowa z Danielem przynosiły efekty. Czułem się coraz lepiej.
- Spoko. - odpowiedział, po czym dokończył ostatni kawałek kanapki i przetarł dłonie.
- Ja w sumie będę zwijał. - poinformowałem, kiedy również skończyłem jeść.
- Cóż, więcej cię nie będę powstrzymywać, choć bym chciał. - puścił w moją stronę oczko, a ja znowu uśmiechnąłem się delikatnie.
- Tak swoją drogą, nie zapomnij rany przemyć. - rzuciłem tylko, widząc ten nieszczęsny, wczorajszy opatrunek, który zdążył się zmiętolić przez noc.
- Ta... Dzięki za przypomnienie. - odpowiedział, delikatnie unosząc brew, jakby był czymś zdziwiony, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Po prostu podniosłem się z krzesła i poszedłem do przedpokoju. Trochę szkoda, że Sylwia siedziała obrażona w swoim pokoju.
- Do następnego razu, Patryk. - pożegnał się blondyn, kiedy stałem już ubrany.
- No, do następnego. - z uśmiechem podałem mu rękę. - Pożegnaj ode mnie Sylwię, jak coś. - dodałem, na co Daniel zasalutował, żeby pokazać, że przyjął do wiadomości polecenie.
Wyszedłem.


***


- Przepraszam za brak odpisu :D

 Usłyszałem dźwięk dochodzącej wiadomości na Gadu Gadu. Spojrzałem w ekran i przeczytałem ją. Od razu mi się przypomniało, że przecież wczoraj do tej dziewczyny pisałem.


- O, cześć! Nie ma sprawy. W sumie dobrze, że wczoraj nie odpisałaś :D
- Dlaczego? xd  
- Byłem w trakcie imprezy, a wiadome, jakie człowiek po pijaku pisze pierdoły. ://
- Ach, no tak xd Mnie by to nie przeszkadzało akurat. :) 
- Spoko. Co tam u ciebie?
- Właśnie słucham muzyki i gram.
- Cooo? Grasz? :O
- Nooo... xD 
- W co? :D 
- ... Na gitarze. xD
- Aaa, na gitarze :D Ja myślałem, że w jakąś grę.
- Bo tak naprawdę gram na kompie, ale śmieszyło mnie z góry założenie, że jak gram to w gry komputerowe
- Masz dziwne poczucie humoru :D 
- Wiem, wiem. 
- To w co grasz?
-  Just Cause 2. Luźna gra. 
- A, wiem która. Ma dużą mapę i wiele możliwości i takie tam... :D 
- Yup, dokładnie, ale mimo tych możliwości dość szybko mi się zaczęła nudzić. 
- Może za słabo tę grę poznałaś :)))
- Wątpię. Gram w nią w chuj czasu, w każdym razie na tyle długo, że teraz różne cuda odpierdalam, jak np. przewożę czołgi helikopterem.
- Haha, ok :D Ale swoją drogą pierwszy raz piszę z dziewczyną, która gra i jest z tego samego miasta, co ja.
- Hm... Jestem twoim ideałem, tak? :*
- Powiedzmy ;) 
- To dobrze, że tylko "powiedzmy", bo już mi się myśli wkradały, że ciebie zauroczył fakt, że gram w gry.
- Nie, nie, próżny nie jestem :)
- Mało takich w tym mieście. ;)
- Uuu, dzięki za komplement :D Tak swoją drogą, spotkamy się kiedyś może?
- Hm... Może kiedyś. Nie grzeszę śmiałością do ludzi. 
- Trzeba się kiedyś w końcu przełamać, ej! :D Jestem naprawdę ciekaw jak wyglądasz w realu i ogólnie jak się zachowujesz c: Po prostu chcę cię poznać bliżej. 
- Uwierz mi, ja ciebie też, ale wszystko w swoim czasie. :)

Westchnąłem ciężko. Nie wiedziałem do końca, kim była ta osoba i po co te dziwne podchody. Dlaczego po prostu nie moglibyśmy się gdzieś spotkać na mieście?
~ A może ma lęki społeczne czy coś w tym stylu... ~ myślałem intensywnie, leżąc na kanapie na dole w salonie. W tle leciał dźwięk włączonej telewizji. Obecnie puszczane były jakieś reklamy. Dumając tak w samotności naszła mnie ochota na papierosa. Paliłem rzadko, bardzo rzadko. Fajki miałem schowane gdzieś w szufladzie pod telewizorem, ale nie chciało mi się na razie wstawać. Wlepiłem znowu wzrok w wyświetlacz komórki.

- W takim razie nie będę naciskać, ale daj znać, kiedy się w końcu przełamiesz :D Aż taki brzydki w realu nie jestem (chyba), więc chyba się mnie nie boisz :D
- Nie, nie boję, jesteś całkiem przystojny.
- Hm... Dzięki za komplement, nie spodziewałem się go :D
- Niezamaco. 
- Co?
- No niezamaco.
- Ok... Masz dziwne poczucie humoru :D 
- Wiem, już mi to pisałeś xD A tak w ogóle to jak tam u ciebie? Jak po wczorajszej imprezie?
- Było całkiem całkiem, choć z początku się nudziłem. Na domówce byłem, u Daniela, kojarzysz pewnie, na pewno jest z twojej klasy. 
- A, tak, znam bardzo dobrze c:

Zna bardzo dobrze Daniela. Może to jednak Sylwia? Czy jedynie koleżanka z jego klasy? Brnąłem dalej.

- A byłaś wczoraj na tej domówce?

Tym razem odpowiedzi nie otrzymałem. Skoro to tylko koleżanka z klasy, to na pewno jej nie było. Wczoraj były tylko te trzy dziewczyny, które prawdopodobnie chodzą do zawodówki.
Ziewnąłem przeciągle i zakryłem oczy rękami. Wciąż czułem się zmęczony i skacowany, a przede mną jeszcze zrobienie sobie obiadu oraz częściowe uprzątnięcie syfu w domu. Podniosłem się w końcu z kanapy i ruszyłem w stronę telewizora, żeby otworzyć szafkę poniżej i wyciągnąć paczkę papierosów, w której zostało zaledwie pięć sztuk. Skierowałem się do okna obok i uchyliłem je, odpalając fajkę.
Nie odpisywała mi, więc coś musiało być na rzeczy. Możliwe, że to jednak była Sylwia, ale po co miała by się bawić w te podchody?  Ewidentnie za dużo myślałem. Zaciągnąłem się papierosem i skrzywiłem się nieco, czując ich okropny smak i zakasłałem. Palacz ze mnie taki jak... No, nie miałem porównania, ale w każdym razie paliłem w odległych od siebie odstępach, bardzo rzadko i płuca w ogóle nie były przyzwyczajone do dymu.

Znów zacząłem intensywnie myśleć i doszedłem do wniosku, że moja nieśmiałość była bardzo dużą wadą. Myśl ta nagle otworzyła mi oczy, bo ten fakt zaczął mnie na tyle irytować, że zdecydowałem się na poważny krok w przód w moim życiu.



***

W końcu udałem się do tego okulisty. Okazało się, że miałem dwie wady. Nie że dwie osobne, zaawansowane, czy coś w tym stylu. Po prostu moje prawe oko ma większą wadę, a lewe mniejszą, więc i szkła w okularach musiały być różne, bo dostosowane. Jednak drugą zaraz po tym ważną rzeczą był mój wizerunek. Niemniej widząc się w lustrze z okularami na nosie długo nie umiałem się zdecydować na oprawki. Nie dlatego, że byłem wybredny, ale dlatego, że zwyczajnie nie miałem tego kobiecego zmysłu, o ile mógłbym tak to ująć. W lustrze widziałem po prostu siebie. W okularach. Nic więcej. Dlatego wybrałem takie, które mi się jedynie tylko wydawały za stosowne do mojego wizerunku.
- No okulary, po prostu. - mruknąłem sam do siebie, wzruszając ramionami. - Patryk w okularach, okulary na nosie Patryka, czterooki Patryk. - mamrotałem pod nosem sam do siebie, zabierając się powoli do codziennego uprzątnięcia domu. Moje myśli co chwilę powracały do Sylwii i do dziewczyny "wysokiej blondynki o niebieskich oczach", która do dzisiaj jeszcze mi nie odpisała. Był poniedziałek, więc zastanawiałem się, czy znowu nie zostawić wiadomości na pulpicie komputera w pracowni, ale jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. W końcu jak będzie chciała, to odpisze, prawda?
Czas mi mijał. Najpierw na nieszczęsnym sprzątaniu, później na gotowaniu obiadu, a na sam koniec wisienka na torcie - na pracowaniu. Niedługo jeszcze zbliżało się opłacenie rachunków. Obowiązki i rachunki sprawiały, że chciałem znów poczuć się jak gówniarz z gimnazjum i żyć cały czas na pieniądzach rodziców, choć w sumie po części wciąż byłem od nich zależny. Z miesiąca na miesiąc, a nawet ostatnio z dnia na dzień zniechęcałem się do pracy, jakby jakiś pasożyt żywił się moją energią życiową.


***


Wracałem samochodem z pracy. Tym razem zostałem wyjątkowo na dłużej. Na zegarku pięć po dwudziestej trzeciej, a ja niezwykle zmęczony za kierownicą. Przejeżdżałem tymi ciemnymi uliczkami, jak w każde pięć dni w tygodniu i kogoś zauważyłem. Zaparkowałem samochód zjeżdżając na bok i uchyliłem okno.
- Sylwia? - rzuciłem dość zaskoczony, widząc blondynkę siedzącą na zniszczonym murku. Zakrywała dłońmi twarz. Słysząc mój głos jęknęła coś pod nosem, a następnie podniosła głowę i spojrzała na mnie czerwonymi od płaczu oczami. Łamiący widok.
- O nie... - rzuciła, uśmiechając się nieco ironicznie.
- Co się stało? - spytałem z nieukrywaną troską w głosie, widząc ją taką. - Wsiadaj. - dodałem od razu, otwierając jej drzwi. Blondynka wstała i zrobiła tak, jak zaproponowałem.
- Nikt nigdy nie widział mnie w takim stanie. - mruknęła cicho, wciąż uśmiechając się ironicznie. Nie, nie w moją stronę. Ten ironiczny uśmiech był skierowany po prostu do życia, ogólnego stanu rzeczy. Tak mi się wydawało, łatwo rozczytywałem ludzi.
- No cóż, kiedyś ktoś musiał. - powiedziałem, przyglądając się jej, kiedy ona odwróciła głowę na bok, żebym nie widział jej twarzy. - Wyrzuć to z siebie.
- Co tu mówić. Friendzone. - wzruszyła ramionami. - Wy, faceci, macie tendencje do narzekania na to, że jak jesteście w przyjaźni z dziewczyną i jesteście w niej zakochani, to one nie widzą tego. - mruknęła z lekką frustracją. - Tak, jestem w takiej sytuacji. Dzisiaj ostatecznie do mnie dotarło, że nic z tego nie będzie. - dokończyła znów obojętnie. Westchnąłem ciężko. Nie byłem dobry w pocieszaniu, ani tym bardziej w pocieszaniu dziewczyn.
- Podwieźć cię do domu? - spytałem, a zaraz potem usłyszałem dźwięk komunikatora GG z telefonu. - Czekaj. - rzuciłem i sięgnąłem do kieszeni po komórkę, a w tym czasie Sylwia mruknęła pod nosem ciche "tak".

- Co robisz? :D

Tajemnicza, wysoka blondynka o niebieskich oczach napisała do mnie, ale nie odpisała mi na pytanie, a w dodatku Sylwia siedziała obok mnie. Czyli to jednak nie ona. W takim razie kto? Czy w klasie Sylwii była jakaś jeszcze blondynka o niebieskich oczach? Oczywiście nie uważałem, że ona jest jedyną na świecie jasnowłosą i niebieskooką, ale stosunkowo jest mało dziewczyn o takiej urodzie.
- Dobra, ruszamy. - poinformowałem w ogóle nie odpisując, po czym ruszyłem samochodem w stronę jej domu. Znałem drogę, ponieważ już raz tam byłem.
- Przepraszam, że sprawiam kłopot... - odezwała się nagle po dłuższej i trochę niezręcznej ciszy.
- Nie ma sprawy, przecież sam zaproponowałem, że cię podrzucę. - zerknąłem na nią na chwilę i posłałem jej najcieplejszy uśmiech, jaki potrafiłem zrobić. Odwzajemniła.
- Masz okulary. - stwierdziła nagle. - Pasują ci.
- Dzięki. - zaśmiałem się krótko. - Już się martwiłem, że będę w nich wyglądać jak typowy kujon.
- Wyglądasz na jeszcze bardziej porządnego chłopaka.
- To też jest komplement?
- Hm... A czemu miałby nie być?
- Podobno dziewczyny lecą na tych złych, a nie porządnych. - rzuciłem luźno stereotypem, na co blondynka prychnęła.
- Trzeba było zainwestować w takim razie w soczewki, ale wolałeś zmniejszyć szanse na zdobycie laski. - zaśmiała się.
- Cóż za szczerość. - pokręciłem głową, uśmiechając się. - Jesteście do siebie po tym względem podobni. W sensie ty i Daniel.
- Nie porównuj mnie do niego. - rzuciła, nagle poważniejąc.
- Hm? Czemu? - spytałem, zanim zdałem sobie sprawę, że być może uderzam w jakiś czuły punkt jej rodziny.
- On jest szczylem i muszę go niańczyć na każdym kroku. Nawet jeśli jest starszy, zachowuje się jak dziewięciolatek. - odpowiedziała, na co ja się nieco skrzywiłem, bo mimo że mógłbym przyznać Sylwii rację, Daniel nie był taki wobec mnie.
- Nie sprawił na mnie takiego wrażenia. - powiedziałem szczerze.
- No to może jeszcze będziesz miał okazję, żeby go bliżej poznać. Na twoim miejscu bym na niego uważała.
Uniosłem brew. Co to znaczy uważać na niego? Dlaczego jego własna siostra mnie przed nim ostrzegała? Dziwne, po prostu dziwne.
- Ale o co chodzi? - spytałem po krótkiej chwili zwyczajnie zaciekawiony.
- Jest bardzo kontrowersyjny. - odmruknęła, a ja nie wiedziałem, jak miałem o interpretować.
- A, to wiem. - odparłem z pewnością w głosie, na co Sylwia na mnie spojrzała zdziwiona.
- Co? Wiesz, że on... Ten?
- Co? Co ten?
- Nooo... On jest trochę... Inny?
- No wiem, że jest inny, to widać na pierwszy rzut oka.
Sylwia jeszcze bardziej się zdziwiła.
- Na pierwszy rzut oka? Taką intuicję mają...
- Co? Jaką intuicję? Kto?
- No tylko osoba tej samej orientacji pozna na pierwszy rzut oka osobnika również o tej samej orientacji.



Prawie wepchałem się na oślep na rondo, kiedy na nim wjechały dwa samochody, i zahamowałem tak, że lekko nas przechyliło do przodu.
- O czym my w zasadzie mówimy? - zapytałem mocno zdezorientowany, kiedy temat zszedł na orientację i raczej wątpiłem, że chodziło o taką w terenie. Ruszyłem samochodem, czując się... No, mocno zdezorientowany.
- Czyli jednak nie wiesz...
- Chodziło mi o to, że Daniel jest po prostu ogólnie na pierwszy rzut oka inny, tyle. - sprostowałem. - Ale dlaczego temat zszedł nagle na orientację...?
- To chlapnęłam. - mruknęła Sylwia. - On ma słynną zasadę "żeby życie miało smaczek, raz dziewczyna raz chłopaczek".
Zamilkłem. Nawet nie odmruknąłem, ani nic nie odezwałem się więcej w temacie i znów zapanowała dziwna cisza. Niedługo po tym zajechałem pod dom blondynki.
- To... Dzięki za podwózkę. Do jutra, chyba. - rzuciła nieco skrępowana, wychodząc z auta.
- No, pa. - odpowiedziałem i jeszcze przez moment siedziałem przed kierownicą, nie ruszając jeszcze samochodem.

Otrząsnąłem się nieco i w końcu ruszyłem samochodem w stronę mojego domu. Daniel jest biseksualny? Czemu ta informacja była dla mnie szokująca? Bo spałem obok niego całkiem niedawno i teraz miałem dziwne myśli. Dobierał się do mnie w nocy? Nie... Ale może dobrał się do mnie w niewinny sposób? Kiedy spałem? Coś jak... Pocałunek? Zacząłem o tym tak intensywnie myśleć, że zapomniałem o tym, żeby starać się pocieszyć Sylwię i pożegnać się z nią w bardziej przyzwoity sposób.

Ten blondyn był dziwny.

Wysoki blondyn o niebieskich oczach.

,,Wysoka, piękna i zgrabna blondynka o niebieskich oczach"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz