Rozdział 28

Obudziłem się. To był już trzeci niewygodny sen tej okropnej nocy. Zegar w głowie czy podświadome lęki... Cokolwiek to nie było, było to cholernie męczące. Podniosłem się do pozycji siedzącej spoglądając na księżyc, którego promienie wpadały bezpośrednio na moje łóżko. Zacząłem cicho kląć pod nosem. Światło księżyca było pewnie tylko kolejnym czynnikiem  mojej bezsenności. Potem zerknąłem dla pewności w stronę drzwi, wciąż pamiętając o wczorajszej sytuacji. Westchnąłem cicho. Naprawdę chciałbym już pójść spać, by po prostu zapomnieć o tym choć na moment.
Niestety, musiałem się wymęczyć. Spacerując cicho po domu, włączając telewizję na niskiej regulacji dźwięku, zmuszając się do oglądania, w końcu odleciałem w dłuższy sen.

Dźwięk budzika w telefonie rozległ się po pokoju. Zmarszczyłem brwi. Dzisiaj tak bardzo trudno było mi wstać. Otworzyłem oczy i tak leżałem jeszcze przez kolejne dziesięć minut, mając świadomość, że w ten sposób mógłbym się spóźnić. Zmotywowałem się by wstać i przypomniałem sobie znów o sensacji ze wczoraj, czując szybsze bicie serca. Dłoń wsunąłem pod poduszkę i wyciągnąłem spod niej nóż. Przeczesałem swobodnie swoje włosy i wypuściłem głośno powietrze z płuc.
- Co będzie, to będzie... - mruknąłem zachrypniętym głosem sam do siebie i wyszedłem z pokoju idąc w stronę schodów. Cicho zszedłem po nich, rozglądając się za ojcem. Słysząc telewizję w salonie wywnioskowałem iż tam przebywał. Korzystając więc z tej chwili, prędko doskoczyłem do szafek w kuchni i zrobiłem sobie na szybko jedną kromkę z serem, nawet się nie fatygując, by posmarować ją masłem.
Usłyszałem kroki za sobą, a ja nieznacznie się wzdrygnąłem, czując dreszcz na całym ciele. Cudzy, krótki dotyk na moim ramieniu sprawił, że uczucie dużej senności zniknęło, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przełknąłem głośną ślinę, obserwując kątem oka ojca, który właśnie przed chwilą odstawił talerz do zlewu, specjalnie się o mnie ocierając. Nie odezwał się ani słowem, ale nie potrafił nie dać znać o swojej obecności. Zacisnąłem szczękę.
- Sukinkot... - szepnąłem pod nosem. Zacząłem jeść kanapkę, nie odwracając się w stronę ojca, który się szykował do wyjścia. Teraz było cicho, wczorajsze zdarzenie musiało go w jakiś sposób ruszyć. Niemniej jednak wiedziałem, że ten stan na pewno nie będzie trwał długo. To wyglądało głównie jak zimna wojna z przerwami na wojny, w których posuwał się do bezpośredniego ataku. Kiedy wyszedł, ja akurat wpakowałem do ust ostatni kęs i odruchowo przywaliłem pięścią z całej siły w ścianę obok. Przyjemny prąd bólu przeszedł po mojej ręce, a ja syknąłem cicho, na dłuższy moment nie zamartwiając się żadnymi swoimi problemami. Tak działała autoagresja, prawda? Teraz nagle doszedłem do wniosku, że dnia na dzień utwierdzałem się w przekonaniu, iż zemsta byłaby lepszym rozładowaniem mojej agresji. Teraz, jak nigdy w życiu, pragnąłem zrobić cokolwiek, by cierpiał.

***

Omówienie wycieczki na własną rękę przebiegło szybko i bezproblemowo. Taki urok małych grup - szybko się organizowały. Ja jedynie mogłem mieć problem z koncentracją tego dnia w szkole. Adrian zauważył, że byłem bardzo senny i nawet zdobył się na subtelny i krótki gest, jakim było przeczesanie moich włosów, kiedy ja prawie spałem na ławce. Tak, by nikt nie zwrócił uwagi na taki szczegół. Wtedy na krótką chwilę odwróciłem twarz w jego stronę i spojrzałem na niego jednym okiem, a on posłał mi uśmiech.
Wtedy miałem ochotę mu powiedzieć, jak bardzo chciałem poczuć jego bliskość, a gdybym miał to ująć dość prostolinijnie i małostkowo - chciałbym po prostu zasnąć u jego boku. Wyspać się, obudzić się obok niego i pozwolić sobie na poranny seks. Zapomnieć o zmartwieniach, dostać pracę, wpierdalać może nie najlepsze ale wspólnie jedzenie na obiad. Pierwszy raz taka prostota wydała mi się być piękna, ale jeśli już zacząłem o tym marzyć, to chciałem już bez końca. Z dwojga tych opcji, o wiele lepsza była to od mimowolnego drążenia sytuacji, która wydarzyła się wczoraj pomiędzy mną a ojcem.
- Hej, wstawaj. - poczułem lekkie szturchnięcie. Jak zombie zwlokłem się z siedzenia i sięgnąłem po plecak. Wyszliśmy z sali, by skierować się do nowej. - Pójść ci do sklepu po kawę? - spytał Adrian, spoglądając na mnie z pewnego rodzaju litością, a ja zmarszczyłem delikatnie brwi, kiedy mój mózg analizował jego słowa.
- Hm... To już lepiej pójdźmy razem. - mruknąłem, przykładając dłoń do twarzy i przecierając ją mozolnie.
- O, nasze małżeństwo idzie na zakupy? - poczułem dłoń na ramieniu. Podniosłem wzrok na Adama i zaraz westchnąłem ciężko.
- Tak, małżeństwo idzie na zakupy. - odpowiedział Adrian, wzruszając ramionami. Potem uśmiechnął się nieco złośliwie. - Chcesz do nas dołączyć, pedale? - rzucił w jego stronę.
- Pierdol się. - fuknął Adam. - Jak już, to chciałbym tylko Marcina. - puścił mu oczko, a ja prychnąłem pod nosem.
- Chyba śnisz. Nie odbijesz mi małżonka - odparł zaraz szatyn. I pomyśleć, że to wszystko było w formie żartu.
- Marciiiiin - poczułem, jak ten luźno mnie obejmuje za szyję, co wyglądało bardziej na przyjacielski gest - Co ty taki dzisiaj niemrawy?
- Tak. - mruknąłem, uznając, że jest to najlepsza, najbardziej uniwersalna odpowiedź na wszystko, kiedy tylko nie miało się ochoty z nikim rozmawiać.
- Ach, wszystko jasne. Ale jak lecicie do biedry, to zabiorę się z wami.
- Jak musisz... - usłyszałem głos Adriana. Jak zwykle, utrzymywał żartobliwy ton. Spojrzałem zaspanymi oczami na Adama, który zawiesił na mnie dłużej wzrok, na co uniosłem brew pytająco. Pokiwał tylko głową i mruknął krótkie "nic, nic" w odpowiedzi.

Adam. Chodziliśmy z nim do klasy już czwarty rok, który się zresztą kończył, a on wciąż pozostawał dla nas wszystkich tak naprawdę wielką zagadką. Nasi ludzie do "inności" w większości nie mieli, ale snuli wnioski o tym, czy zachowanie blondyna nie bywa czasem dość kontrowersyjne jak na chłopaka. Nie pozostawało nam nic innego, jak odbierać to luźno i bawić się w jego grę. Wiedzieliśmy tylko, że miał wcześniej trzy dziewczyny, z żadną mu się najwyraźniej nie ułożyło. Mogło to wynikać po prostu z małego doświadczenia życiowego. W końcu młodym ciężko utrzymać trwałe związki. Tak naprawdę nie wiedzieliśmy o nim praktycznie nic, a przecież na co dzień był pozornie otwarty i dość zabawny.
- Marcin, ty jedziesz, nie? - słysząc głos blondyna pokiwałem głową. Adrian milczał i tylko słuchał.
- Pewnie taaa - westchnąłem. - Mówiłem już, że tak.
- Zajebiście by było.
- Taaa.
- Wyglądasz jak na kacu, stary.
- To po prostu... Po prostu bezsenność. - wzruszyłem ramionami.
- Rozumiem. - zaśmiał się krótko i poklepał mnie lekko po ramieniu. Sklep znajdował się niedaleko naszej szkoły, dlatego znaczna połowa uczniów klasy na dwudziestominutowe przerwie szła do niego. W ten czas mógł się cieszyć nagłym dużym napływem klientów. Po wejściu skierowaliśmy się do odpowiednich regałów.
- Może jestem głupi... - zacząłem zaspanym głosem. - Ale czy mrożona kawa ma kofeinę?
- Z mojego punktu widzenia, ten produkt mógłby mieć narkotyk tylko dlatego, żeby uzależnić od niego człowieka i sprawić, by częściej go kupował. - odezwał się Adam, a ja spojrzałem na niego, a on, widząc moją reakcję, zaśmiał się. - Sory, nie wiem.
- W razie czego posłużę się placebo...
- Zawsze to coś. - dodał Adrian swoje trzy grosze.
- Adrian, ty coś kupujesz? - spytałem, zerkając na szatyna.
- W sumie może też wezmę mrożoną kawę... Twoje zmęczenie w jakiś sposób przeszło na mnie. - prychnął śmiechem pod nosem krótko.
- Wybacz... A ty co? - zwróciłem się do Adama.
- A chuj wi... - machnął ręką. - Coś do żarcia. - powiedział i skierował się w miejsce, gdzie były pieczywa. Na chwlię zostałem sam z Adrianem, nie licząc oczywiście tych ludzi, którzy przemykali między regałami.
- Chodź dzisiaj do mnie. - usłyszałem. - Odpoczniesz.
Ja przez chwilę się zastanawiałem, spoglądając na niego.
- Wiesz, chciałbym -- urwałem nagle, przypominając sobie o czymś ważnym. - Wróć. Jak rozmowa z rodzicami? - spytałem, spoglądając na niego uważniej. Zauważyłem, jak Adrian zacisnął na chwilę usta w ciasną linię.
- Chodzi o ojca, ta? Nie zniósł tego źle. Znaczy... - przeczesał włosy i westchnął. - Ma na mnie wyjebane, więc możesz przyjść.
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem na moment wzrok.
- Więc to raczej nie byłby dobry pomysł.
- Daj spokój. - machnął ręką. - Chyba się z tym pogodzili.
- Nie chcę szukać dziury w całym... Ale nie chcę też, żeby twoje relacje z ojcem się psuły. Wystarczy, że relacje z moim są całkiem zjebane. - ostatnie zdanie wypowiedziałem cicho.
- Dlatego chcę, byś przyszedł. - ton jego głosu brzmiał nieco błagalnie.
- Dam ci znać potem. - powiedziałem po dłuższej chwili wahania.
- Wróciłem, możemy iść do kasy. - pojawił się Adam, wychylając się zza regału. W trójkę zaczęliśmy się kierować do kolejki, w której były tłumy ludzi. Pójście do Adriana było najlepszą opcją. Zastanawiałem się nad tym głęboko tylko dlatego, że wciąż ujawniał się we mnie wewnętrzny lęk. Wyszliśmy ze sklepu, by wrócić do szkoły. W drodze zacząłem sączyć mrożoną kawę. Cóż, przynajmniej była dobra. Jednak i tak mnie nie dobudziła. Siedząc w ławce na lekcjach, ziewałem tak bardzo, a oczy robiły mi się przez to tak szkliste, że aż upłynęło z nich parę łez. Podpierając się znudzony w końcu nachyliłem się w stronę Adriana.
- Przyjdę. - szepnąłem, na co szatyn szybko odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się głupkowato.

***

Wspólnie szliśmy do domu Adriana. W środku szybko rozebrałem się i skierowałem się do jego pokoju.
- Czekaj, rozścielę.
- Położyłbym się nawet i na takiej kanapie... - odparłem.
- Ale położysz się na rozścielonej. - słysząc to, uśmiechnąłem się nikle, obserwując ruchy Adriana. Potem wyprostował się i spojrzał na mnie, po czym skinął głową. Ja ściągnąłem jedynie koszulkę i usiadłem na łóżku.
- Możemy coś porobić, zanim zasnę... - zacząłem, zdając sobie po chwili sprawę, że brzmiało to jak podtekst seksualny. - Nie lubię ciszy absolutnej. - dodałem zaraz po chwili. Adrian usiadł koło mnie. 
- Jeśli chcesz. Tylko... - urwał, po czym nachylił się w moją stronę i ujmując w dłoń mój policzek, przyciągnął mnie do siebie, całując mnie delikatnie usta. - Nacieszmy się chwilą. Póki rodziców nie ma.
- Będą się domyślać. - doparłem niemalże szeptem, spoglądając na jego usta.
- To nieistotne. - mruknął i tym razem wpił się w moje usta bardziej zaborczo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz