Rozdział 3

- O żesz kurwa. - mruknąłem pod nosem, kiedy tylko usłyszałem szmer klucza w zamku. To naprawdę absurdalne, że taki dziewiętnastoletni chłopak, jak ja,  wciąż nie ma dziewczyny i w dodatku mógłby zostać nakryty na masturbacji przez któregoś z rodziców. Wciąż byłem prawiczkiem i zaczynało mnie to szczerze martwić.
Szybko wytarłem swoją rękę jak i penisa chusteczką, wyrzuciłem to do kosza pod biurkiem, gdzie to się zagrzebało wśród śmieci i wyłączyłem stronę.
- Cześć, mamo! - wydarłem się z pokoju jak gdyby nigdy nic, kiedy matka stanęła w progu.
- Oooobiaaad mi zrobiłeeeś? - spytała marudnym i monotonnym tonem.
- Em... Nie, ale mam piwo. - odpowiedziałem i zaśmiałem się pod nosem, na co matka pokręciła głową z dezaprobatą.
- W sumie też się przyda. - przyznała z westchnięciem.
- Hm? Coś się stało? - wstałem i poszedłem za nią do kuchni, chwytając po drodze dwa piwa, które jeszcze zostały. Z matką miałem świetny kontakt, ale jako kolega-koleżanka, choć nigdy nie narzucałem jej bycia złą w wychowywaniu dziecka.
Postawiłem piwo na stole w kuchni, a sam na chwilę poszedłem do toalety umyć ręce z wiadomych powodów. Wróciłem, stanąłem w progu i założyłem ręce na piersi.
- Nooo... - westchnęła. - Monotonna praca urzędnika. - wzruszyła ramionami i sięgnęła po piwo. - Boże, synku, jakie ty szczochy pijesz... - mruknęła pod nosem zaraz po tym jak wzięła pierwszego łyka. Potem już nie marudziła i bezproblemowo sączyła napój alkoholowy.
- Pewnie mam to po mamie. - rzuciłem, uśmiechając się kącikiem ust. - I tylko ta monotonia sprawiła, że jesteś w takim nastroju? - spytałem, wyciągając krzesło spod stołu i usiadłem na nim.
- Polecieli mi po premii. - powiedziała i z rozmachem odstawiła piwo na stole. - Jeden z pracowników pomieszał coś w papierach, nie chce mi się teraz tego tłumaczyć, ale powstał niezły burdel, dyrektor nie jest zadowolony, a cała wina poszła na mnie. No po prostu szkoda gadać... Szkoda gadać! - rozpoczęła lament o niesprawiedliwości świata i wstała, sięgając do szafki, by wyciągnąć chleb. - O tyle dobrze, że jutro sobota i nie trzeba zapierdzielać do tej pracy. Rzygać mi się chce od niej.
Jedynie co mogłem, to tylko jej słuchać. Nie umiałem znaleźć słów na pocieszenie, tym bardziej, że sam byłem przygnębiony sytuacją z Marcinem.
- No, Adrian, możesz już iść sobie stąd, bo ja zjem i spadam spać. Ojciec za niedługo wróci.
- Ta, potrzebujesz odpoczynku. Dobranoc. - westchnąłem i wstałem, kierując się do pokoju. Wyciągnąłem komórkę i znów bez większego namysłu zadzwoniłem do Marcina.
- Halo?
- Hej, Marcin.
- A, to ty... - jego głos wydawał się być drżący.
- Em... Ten... Jak tam u ciebie? - zdając sobie zaraz z tego sprawę, jak bardzo głupie było to pytanie, puknąłem się w głowę.
- Dobrze.
- Słyszę, że coś się dzieje.
- To nie jest dobry moment na rozmowy przez telefon, Adrian, ja...
Nagle w tle usłyszałem inny, wyraźnie agresywny głos mężczyzny:
- Z kim ty tam gnojku rozmawiasz! Wyłącz ten telefon i zapierdal...
Połączenie się urwało, a w głowie pojawiła się czerwona lampka. Zimna analiza. Marcin brzmiał niemrawo, wyraźnie coś było nie tak. W tle słyszał kogoś, kto nie brzmiał zbyt miło. "Lubię twój dom.  Jest tu cicho. Nawet jeśli twoi sta... Znaczy, rodzice są w domu. " słowa Marcina zabrzmiały w mojej głowie, która zupełnie odruchowo łączyła wątki, które do siebie pasowały, nieważne, że mogły być zbiegiem okoliczności. Lepiej się upewnić, czy własne tezy są prawdziwe. Zerwałem się z siedzenia.
- Mamo, wychodzę na chwilę! - rzuciłem na odchodne i wybiegłem. W drodze zacząłem dzwonić jeszcze raz do Marcina. Na szczęście odebrał.
- Nie dzwoń już wię...
- Biegnę do ciebie.
- Co?
- Gówno. Zaraz będę pod twoim domem.
- Czekaj, co ty kurwa odpier...
Rozłączyłem się. Biegłem szybko i wkrótce złapałem zadyszkę, ale dziwna siła wciąż mnie prowadziła i nie zamierzałem się zatrzymać. Marcin mieszkał dalej od szkoły niż ja, ale on miał do mnie po drodze. Obydwoje mieszkaliśmy w domku jednorodzinnym na obrzeżach miasta. Minęło dwadzieścia minut biegania, kiedy zasapany dotarłem przed bramę ich domu. Kiedy złapałem oddech, wyciągnąłem komórkę i znów zadzwoniłem do Marcina.
- Wyjdź na zewnątrz.
Zaraz po tym się rozłączyłem. Mój wzrok wędrował po zapalonych oknach tego domu. Wkrótce drzwi się otworzyły, a w progu ujawniła się postać Marcina, który bez wahania wyszedł w takie zimno w luźnej koszulce i dresowych spodniach.
- Czego chcesz. - spytał niemrawo. Było już ciemno i nie za dobrze widziałem jego twarz.
- Zwijasz do mnie z powrotem.
- huh? Od kiedy ty o tym decydujesz?
- Em... Nie decyduję . Chciałem cię przeprosić za tamto. I wiesz... Przestraszyłem się.
- Czym?
- Przez telefon nie brzmiałeś zbyt wesoło. Ani teraz nie brzmisz.
- Cokolwiek. - wzruszył ramionami.
- Wiesz, że słyszałem cudzy głos w komórce? To był twój ojciec?
- No... No był. Ale co to ma do rzeczy.
- Nie jestem głupi, Marcin. - powiedziałem i wyciągnąłem przed niego telefon, świecąc wyświetlaczem na jego twarz i przyglądając się mu.
- Co ty robisz? - zmarszczył brwi.
- Nic takiego. - mruknąłem. Wiedziałem, co chciałem zrobić. - Miałbyś się teraz jak zerwać do mnie?
- Nie ma szans, raczej.
- Namówię go. Tylko otwórz bramę.
Bez wahania to zrobił. Skierowałem się do drzwi i zapukałem. W drzwiach stanął schludny i dobrze wyglądający mężczyzna.
- Ym... Dobry wieczór, jestem przyjacielem pańskiego syna. Czy byłaby możliwość, żeby pański syn dzisiaj u mnie nocował? Mamy bardzo ważny projekt na jutro do zrobienia, a to moja wina, że nic nie przypomniałem Marcinowi, a nie chcę, by przeze mnie miałby być gorszy w nauce. - nie wiedziałem skąd te spontaniczne słowa wypłynęły, ale zdawało się, że z moich ust. Mężczyzna zlustrował mnie z góry na dół, potem skierował wzrok na Marcina, po czym się uśmiechnął.
- Oczywiście. Nie ma problemu. - powiedział nader uradowanym głosem, a ja zastanawiałem się, jak bardzo przystojnego ojca miał Marcin i jakim cudem wyglądał tak młodo. No cóż, nieważne. Marcin szybko wszedł do domu, wziął rzeczy i ubrał się cieplej.
- Dlaczego przyszedłeś? - zaczął po dłuższej chwili ciszy.
- Już mówiłem przecież.
- Wiesz, po prostu dziwi mnie to, że się fatygujesz. Też nie zachowałem się świetnie wobec ciebie w tamtej sytuacji, w której... Wiesz.
- No.
- Chciałem ci wtedy powiedzieć, że nie... Że nie ten. Że jeśli jesteś tym "innym", to w ogóle mi to nie przeszkadza.
- Serio, nie poruszajmy tego tematu. - mruknąłem niemrawo. Powinienem się był cieszyć, że mnie akceptował, prawda? Ale czemu ludzie aż tak poważnie musieli brać wszystkie tematy. Czemu wszyscy wymagali omawiać coś, czego ja nie musiałem omawiać. Mnie wszystko łatwo przychodziło. Moja orientacja jest taka jak jest. Może kiedyś zacznę omawiać kiedyś heteroseksualizm z heteroseksualnymi i będę mówił, że mi to nie przeszkadza, że oni sobie żyją?  - Po prostu wyobraź sobie, że twój kumpel nie jest gejem. I ogólnie z góry cię uprzedzę, że nie musisz się martwić o swój tyłek. Tak samo jak istnieją przyjaźnie między chłopakiem a dziewczyną, tak samo istnieje przyjaźń między dwoma gejami.
- Nie no jasne... Pewnie.
Potem znów milczeliśmy, dopóki nie doszliśmy do domu.
- Wróciłem! - wydarłem się, ale w kuchni nie było już matki, a zastałem ojca.
- Oooo! Przyprowadziłeś Marcina?
- Dobry wieczór. - uśmiechnął się profesjonalnie na przywitanie jak na przykładnego ucznia przystało.
- On dzisiaj tutaj śpi.
- W porządku. - odpowiedział ze wzruszeniem ramion. - Ja idę do salonu. - powiedział, a ja złapałem Marcina za ramię, by go wybudzić z zamyślenia i razem skierowaliśmy się do pokoju, w którym zapaliłem światło. W końcu widziałem Marcina wyraźniej.
- Adrian, nie mam dzisiaj sił na zrywanie nocki, jak coś.
- Ach, rozumiem, jesteś padnięty?
- Taaa.
- Daj mi chwilę, zara pościelę to łóżko.
- Mhm. - mruknął i ziewnął, nie zasłaniając w ogóle twarzy, a ja zwracałem uwagę na takie szczegóły. Rozścieliłem łóżko, ściągnąłem spodnie i sam usiadłem na łóżku, włączając telewizję.
- Ja idę już spać. - zakomunikował Marcin, kiedy wrócił z łazienki przebrany w inną koszulkę . Drobna uwaga była taka, że koszulki nie miał ściągniętej, a spodnie już tak.  - Czekaj, czekaj, czekaj... - złapałem go odruchowo za ramię, na co on wyraźnie się skrępował. Szybko odsunąłem rękę, zdając sobie sprawę, że od dzisiaj będzie inaczej na mnie patrzył. - Powiedz chociaż, o co chodzi.
- Nie dzisiaj. Daj mi odpocząć. - znowu posłał mi to spojrzenie pełne rezygnacji, a ja znów skruszyłem się wewnątrz siebie. Nie miałem zamiaru na niego naciskać, ale...
- Masz problem z ojcem, prawda?
- Adrian...
- Prawda?
- Nie.
- Kłamiesz. Ja nie jestem głupi.
- Wiem, że nie jesteś głupi, ale jesteś na tyle mądry, że mógłbyś mi dać odpocząć.
Westchnąłem. Kiedy Marcin położył się i zawinął się w kołdrę, ja go szybko rozkryłem i podwinąłem jego koszulę.
- Co ty...!  - urwał, szybko odciągając moje ręce od siebie. Ja natomiast odkryłem, że na jego ciele znajdowało się kilka porządnych siniaków. Gdy zobaczyłem to, co chciałem, puściłem jego ubranie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz