Rozdział 34

Otworzyłem oczy. Pierwsze zderzenie z rzeczywistością - lekko opuchnięta dolna warga, ciężka powieki w lewym oku i obolałe kostki na dłoniach. Drugie zderzenie z rzeczywistością - przypomnienie sobie o wczorajszej sytuacji. Od akcji z dresiarzami po akcję w domku. Trzecie zderzenie z rzeczywistością dopiero na mnie czekało.
- Chuj, nie wstaję... - wymamrotałem sam do siebie, leżąc na plecach i przecierając dłonią twarz.
- Co ty tam mamroczesz? - usłyszałem znajomy głos. Szybko uniosłem głowę, by spojrzeć na stojącego w progu Marcina. Zapomniałem, że on mógł tu być, tak samo ogólnie zapomniałem, że się tutaj znajdowaliśmy. Wszyscy. - Wyglądasz... - urwał, zastanawiając się przez chwilę. - ... Okropnie. - dokończył. Specjalnie szukał tego najbardziej delikatnego określenia. Skrzywiłem się nieco.
- Która jest? - spytałem niemrawo, starając się wstać, przy czym dowiadując się, jak duży był mój kac.
- Jedenasta. - odpowiedział i skierował się do jednej z małych szafek, by coś wyciągnąć.
~ Nigdy więcej... ~ pomyślałem ze świadomością, że powtarzałem to sobie za każdym razem po dniu ostrej imprezy.
 - Co z Adamem? - spytałem, zanim jeszcze spotkam się z resztą ekipy.
- Rozmawiałem z nim. Prosił, bym przekazał z jego strony przeprosiny.
- Mhm... Nie, czekaj. Czemu prosił... Przekazać?
- No... Stwierdził, że głupio wyszło. Pozbierał się do kupy i pojechał właśnie przed chwilą. - powiedział i cicho westchnął.
Podrapałem się po głowie. No to teraz naprawdę głupio wyszło. Zrobił to dla komfortu każdej ze stron nie bacząc na pieniądze?
- Nie szkoda mu pieniędzy? Przecież dwa dni jeszcze mamy tu siedzieć...
Wzruszył ramionami.
- A co z Patrykiem?
- Śpi. - odpowiedział i zaczął się kierować w stronę wyjścia z pokoju. - Weź się ogarnij i zaraz przyjdź do nas.
- Tsaa... - mruknąłem, odprowadzając Marcina wzrokiem. Schowałem jeszcze na moment twarz w dłoniach, po czym zmotywowałem się do wstania. Zanim skierowałem się do łazienki, sięgnąłem po nowe, czyste ubrania. Idąc przedpokojem, minąłem Łukasza, który wyszedł z domu, chcąc odebrać telefon. Wziąłem szybki, zimny prysznic, umyłem zęby i ochlapałem twarz na symboliczne obudzenie się, choć to nic nie zadziałało. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się do kuchni, gdzie wszyscy, poza Łukaszem, siedzieli przy stole. Większość podniosła na mnie wzrok, pomijając oczywiście Michała, który siedział przy tablecie zaczytany w mandze. Panowała cisza. Wyglądali, jakby pamiętali chociaż skrawek tego, co wczoraj się działo. Nie chodziło oczywiście o samą bójkę, ale o to, że sytuacja była jednoznaczna. Teraz mogli snuć ewentualne domysły o mnie i o Marcinie.
- Cześć. - mruknąłem, na co odpowiedzieli mi tak samo zmarnowanym głosem. - Ten jak zwykle zaczytany w mandze. - rzuciłem luźno, przechodząc obok Michała i siadając na krześle.
- Wiesz, to lepsze od siedzenia na kacu z poobijaną mordą - rzucił złośliwie, szczerząc się od ucha do ucha, a ja skrzywiłem się nieco, a następnie zaśmiałem się pod nosem.
- Chcesz kanapkę, Adrian? - spytała Aśka, stojąc przy blacie. Skinąłem do niej głową, a ona wzięła się do roboty. Doceniałem ten drobny gest. Rzuciłem kątem oka na Marcina, który stał przy oknie i palił. Nieznacznie pokręciłem głową z dezaprobatą, co zauważył. Spojrzał na mnie, unosząc brew do góry.

Większość nie miała dobrego samopoczucia, dlatego panowała cisza. Wkrótce jednak została przerwana. Usłyszeliśmy szybkie kroki, które dochodziły z przedpokoju. Łukasz nerwowo wkroczył do pokoju i zaczął tam się kręcić. Wzruszyłem ramionami. W momencie, gdy otrzymałem w dłoń kanapkę, Łukasz z nieobecną miną stanął w progu.
- Spadam, sory. - rzucił krótko i odwrócił się od razu.
- Co? C-czekaj. - rzuciła Aśka nieco głośniejszym tonem, robiąc parę kroku za nim. - Co się stało? A jak wrócimy? Jesteś drugą osobą prowadzącą... - mówiła, kiedy obydwoje już znajdowali się na zewnątrz domku. Łukasz przystanął na moment i spojrzał na nią poważnym wzrokiem. Chyba nikt nigdy nie widział takiego Łukasza. Jeśli on miał poważną minę, oznaczało to, że coś poważnego się stało.
- Przeproś wszystkich, ale muszę iść. Naprawdę. To... Moja mama nie czuje się dobrze, właśnie dostałem cynk ze szpitala. - rzucił zdenerwowany, odruchowo bawiąc się palcami materiałem swojej kurtki. - A co do podwózki, nie przejmuj się, możecie najwyżej zadzwonić do mnie, kiedy będziecie się już stąd zbierać. Do kiedyś. - dodał szybko. Asia nie wiedziała przez moment co odpowiedzieć.
- W porządku... Dobrze. - powiedziała tylko tyle, oglądając plecy Łukasza. Skierował się do swojego samochodu, a wkrótce odjechał. Aśka wróciła do reszty.
- Co się stało? - wszyscy spojrzeliśmy na nią zaciekawieni.
- Musiał jechać... Jego mama źle się poczuła i trafiła do szpitala.
Było dziwnie. Grupa wykruszała się jeden po drugim. To chyba nie była udana wycieczka.
- Szpitala? - powtórzyłem za nią zdziwiony. - Czemu?
- Ja nic nie wiem. - pokręciła głową zaprzeczając.
- Okej, a jak z powrotem będzie? - spytałem mimo wszystko bez większych obaw.
- Powiedział, że będzie mógł po nas podjechać... - powiedziała nieco nieobecnym tonem. Zjadłem kanapkę, którą wcześniej otrzymałem i wstałem, chcąc jakoś się obudzić. Poszedłem zrobić sobie picie.
- Michał, gdzie dzisiaj uderzamy?
- hm?
- No nie będziemy tutaj cały dzień siedzieć, nie? - spytałem.
- A no tak. Spokojnie, coś wymyślę. - machnął ręką Michał.
- W porządku. - mruknąłem jedynie i skierowałem się o salonu.

Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizję. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, które na szczęście zostało ładnie wysprzątane. Westchnąłem cicho. Wkrótce przyszedł Marcin i usiadł koło mnie. Spojrzałem na niego.
- Mówili coś? - spytałem cicho, oczekując odpowiedzi. Marcin przeczesał włosy, po czym pokręcił głowo potwierdzająco. - Co?
- Tak naprawdę to tylko Magda się dopytywała... - machnął ręką. - Reszta milczy.
Odetchnąłem z ulgą. W sumie atmosfera była w miarę luźna jak na ludzi, którzy się dowiedzieli po wczorajszej sytuacji parę rzeczy. Ich stosunek nie zmienił się ani trochę. Było mi lepiej. Marcin również nie wyglądał na kogoś, kogo ta sytuacja przytłoczyła. To sprawiło, że czułem się jeszcze lepiej, mimo że winowajcą wczorajszego, głupiego incydentu.
- Nie myśl sobie, że się cieszę z takiego przebiegu wydarzeń. - powiedział nagle, na co ja uniosłem brwi. Ten spojrzał na mnie jeszcze raz i wyszczerzył się bestialsko. - Ostatni raz przesadziłeś z alkoholem. - dokończył, po czym się zaśmiał. Prychnąłem krótkim śmiechem.
- Postaram się. - odpowiedziałem. Przez dłuższą chwilę spoglądaliśmy sobie intensywnie w oczy. Niestety, wkrótce i tak ktoś zawitał do salonu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz