Na zewnątrz wyglądałem pozornie opanowany. Wewnątrz mnie się kotłowała złość. Nie wiedziałem, co powiedzieć, bo wciąż nie znałem konkretnej sytuacji. Patrzyłem na jego twarz, on na moją i tak trwaliśmy przez dłuższą chwilę w milczeniu. Byłem zły, że dowiedziałem się o tym w taki sposób.
- Czemu nic z tym nie zrobisz? - odezwałem się w końcu, odwracając się do niego tyłem, by przełączyć program w telewizji.
- Nie mam jak.
- Na pewno jest jakiś spo...
- NIE MAM JAK. Nie mam gdzie i do kogo uciec. Nie mam jak zebrać dowodów na to, bo jest wysoko postawionym człowiekiem. Dobrze wiesz, kim z zawodu jest mój ojciec. Teraz daj mi odpocząć. - nigdy nie słyszałem takiego tonu głosu, który padał z jego ust. Przeczesałem włosy w zamyśleniu. Mimo że gapiłem się w ekran telewizji, myślałem o Marcinie i jego problemach. Czy komuś jeszcze o tym powiedzieć? Czy to nie rozniesie się po okolicy? W końcu to dość małe miasto. Pierwszy raz znalazłem się w takiej sytuacji i nie wiedziałem, co zrobić. Przez dosłowną godzinę wpatrywałem się bezmyślnie w ekran, kiedy Marcin już zdążył zasnąć. Nie wyłączyłem telewizji, bo lubiłem, jak podczas zapadania snu jakieś urządzenie działało. Położyłem się obok bruneta, który był odwrócony twarzą do mnie i był wyraźnie w krainie snu. Myśli były tak natarczywe i trapiące, że nie zwróciłem nawet na jego uroczo przyciśniętą mordę do poduszki, a zazwyczaj byłem w stanie myśleć o takich drobiazgach i szczegółach. Przez moment chciałem go przytulić, ale niestety, nie wiedziałem, jak by na to zareagował, więc wolałem nie ryzykować. Sam wkrótce zasnąłem.
***
- Adrian? - usłyszałem głos z drugiego końca pokoju. Znałem go. Mruknąłem coś pod nosem i założyłem rękę na oczy. Wtedy poczułem na swoim ciele ciepło drugiej osoby. Zerwałem się szybko do pozycji siedzącej, zrzucając z siebie Marcina i przy okazji budząc go. Przeniosłem wzrok na matkę, która patrzyła na nas zdziwiona spod uniesionych brwi.
- Nieee... My tylko... - zatkałem się całkowicie, przenosząc pytający wzrok na Marcina, który wyglądał na równie zdziwionego, jak my wszyscy. ~ Ale co "my tylko? ~ spytałem samego siebie. Przecież między nami do niczego nie doszło, ale... Marcin się przykleił do mnie tej nocy i to na pewno wyglądało nieco szokująco.
- Śniadanie wam zrobiłam. - odezwała się w końcu, pokiwała głową na boki, jakby chciała się otrząsnąć i wyszła z pokoju. Zaraz gdy zamknęła drzwi, ponownie przeniosłem wzrok na Marcina.
- Czy ty... Kurwa będę musiał się tłumaczyć przez ciebie. - skrzywiłem się, choć zabrzmiałem dość luźno.
- Sory, to przez sen było. - speszony odwrócił głowę w przeciwną stronę. To było dziwne, ale nawet nie miałem okazji rozkoszować się jego dotykiem i ciepłem. Okrutne.
- Nieważne. - westchnąłem, przypominając sobie o wczorajszej sytuacji. Zacząłem myśleć, że nawet gdybym był hetero, dowiadując się o jego sytuacji, i tak chciałbym go przytulić i wesprzeć go zwykłą bliskością. - Mam nadzieję, że wypocząłeś i możesz mi wszystko opowiedzieć i musimy nad tym pomyśleć...
- Nie wydaje mi się, że można coś z tym zrobić. - powiedział zrezygnowany.
- Opowiedz mi wszystko, na pewno coś wymyślę. - naciskałem wciąż, mając aż zbyt dużą wiarę w swoje możliwości.
- To się dzieje raz na jakiś czas, nie codziennie. Zresztą, ojciec ma za dużo stresu i...
- To nie kwestia stresu, Marcin. Nie próbuj go bronić.
- Nie bronię...
- Bronisz. Czytałem o takich przypadkach.
- No i że niby wiesz teraz wszystko o mojej sytuacji, co? - prychnął ironicznie.
- Nie, ale wiem, co się dzieje z ofiarami przemocy w rodzinie, kiedy dzieje się to już długi czas. Zaczynasz się z tym godzić i stajesz się coraz bardziej bezbronny, bo zaczynasz powoli tłumaczyć sobie zachowanie ojca.
Znów odwrócił głowę i tym razem przemilczał moje słowa.
- Dlatego opowiedz mi.
- On zaczął być dziwny jeszcze przed rozwodem. - zaczął. Jego rodzice się rozwiedli kilka lat temu, tylko tyle mi powiedział. - Matka nie potrafiła go znieść, więc od niego odeszła. Jako, że ma plecy w kuratorium, wygrał prawa rodzicielskie do mnie. Nigdy nie wykazywał wobec mnie żadnych typowych zachowań ojcowskich. Nie rozumiałem, dlaczego matka chciała sobie ułożyć życie z kimś takim. Odkąd wygrał sprawę w sądzie, często traktował mnie jak powietrze, jedynie średnio raz na miesiąc przypomina sobie wciąż o moim istnieniu. Chyba nie muszę mówić, że bije mnie tak, żeby tego nie było widać, prawda? - zacisnął pięści, a jego twarz wyrażała obojętność. - Nie chciałem nikomu o tym mówić. Nie chcę wyjść na ofiarę losu. Adrian, wybacz, ale to mój osobisty problem, przez który muszę przebrnąć sam. Nie pomożesz mi ty, ani nikt inny. Matka zmarła dwa lata temu. Dowiedziałem się, że przedawkowała prochy ze względu na depresję. Nie mam dokąd uciec.
Słuchałem go, zagryzając policzki od wewnętrznej strony. Sytuacja faktycznie nie była kolorowa. Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Widzisz? Chuja to dało, że ci powiedziałem, więc proszę, zapomnij o tym. - brzmiał obojętnie, tak samo wyglądał. Zmarszczyłem brwi.
- Nie uważam cię za ofiarę losu. - położyłem dłoń na jego ramieniu. - Coś wymyślę... - dodałem ciszej, jakby wiara w moje możliwości mnie opuściła. Wstałem. - Idę po żarcie. - zakomunikowałem i wyszedłem z pokoju, kierując się do kuchni, gdzie matka siedziała tuż przy oknie z założoną nogą na nogę i popalają mojego papierosa.
- Niech ci idą na zdrowie. - zacząłem nieco luźno.
- Adrian, pamiętaj, że ja cię zawsze będę kochać, nieważne kim jesteś i co lubisz.
Zastygłem w bezruchu chwilę, kiedy sięgałem po talerz z jedzeniem. Choć byłem zażenowany tą sytuacją, to bardziej chciało mi się śmiać.
- Mamo, nie jestem... Ale miło to słyszeć. - zwyczajnie skłamałem, ale zaśmiałem się i pokręciłem głową z dezaprobatą, by nadać prawdziwości swoim słowom. Najważniejsze to zachowywać się naturalnie.
- To co to miało znaczyć?
- Em... - teraz co by tu powiedzieć, żeby przypadkiem z Marcina nie zrobić "innego". - Przyśniła mu się jakaś gorąca laska i przez sen przytulił się do mnie. - powiedziałem dość niemrawo. - Dzięki za śniadanie. - szybko zmieniłem zdanie i dosłownie uciekłem z kuchni wraz z talerzem i skierowałem się z powrotem do pokoju. Odruchowo odetchnąłem z ulgą. Postawiłem talerz na stole i usiadłem obok wyraźnie nieobecnego Marcina, który nawet nie zauważył mojego wejścia.
- Halo. - szturchnąłem go w ramię. - żryj. - sam sięgnąłem po jedzenie.
- Aaaa... - mruknął i zrobił to samo.
- Jeden problem z głowy, wybrnąłem z sytuacji z matką. - rzuciłem krótko. - Jest weekend, możesz się u mnie zatrzymać na dłużej. - rzuciłem, spoglądając na jego i tak zmęczoną twarz. - No i oczywiście jeśli chcesz, to wbijemy do kogoś na chatę spontanicznie, może jakaś impreza będzie...
- Ta...
- Załatwimy coś jeszcze poza alkoholem. - miałem oczywiście na myśli zielone szczęście. Nie miałem absolutnie pojęcia, jak pomóc Marcinowi, dlatego chciałem zapewnić mu lepiej spędzony czas ze mną. Zjedliśmy i zajęliśmy się grą na Xboxie.
- Adrian, słuchaj - nagle mama weszła do pokoju, najpierw wychylając ostrożnie głowę zza drzwi, żeby przypadkiem nie zobaczyć czegoś, czego nie powinna. - My z ojcem jedziemy na zakupy, a później po 19:00 idziemy na imprezę, to se tam róbcie... Co chcecie. - rzuciła luźno, a we mnie się zagotowało. Te aluzje... Robiła to specjalnie.
- Idź już. - rzuciłem oburzony, a ona się zaśmiała jedynie i poszła.
- No... Faktycznie załatwiłeś tę sprawę... - skomentował z lekką złośliwością w głosie Marcin. - Ona myślała, że my ten...?
- Tak, tak właśnie myślała, że my "ten".
- Nie że ten, tylko czy że jesteśmy razem.
- Pewnie właśnie tak myślała.
Zapadła niezręczna cisza, która później została rozładowana przez grę.
***
- Stary dzwonił...
- I co?
- Nie mogę zostać u ciebie dłużej. - powiedział zrezygnowany.
- Ej, proszę, przeciwstaw mu się, chociaż raz. Zresztą, jesteś pełnoletni.
- On popadnie w szał...
- Wiem, że to teraz z moich ust zabrzmi nieco okrutnie, ale oberwiesz kiedyś i tak. Nie chodzisz często na melanże, to chociaż raz zapewnij sobie rozrywkę wbrew jego woli. Patrz, zaraz rodzice pojadą, zaraz wbiją kumple, zaraz będzie dużo picia i nie tylko.
- Niee... Wieeem...
- Po prostu zostań, pójdę z powrotem z tobą i na pewno nic ci nie zrobi.
- Adrian! Idziemy! - usłyszałem krzyk matki z przedpokoju.
- Dobrze! - odkrzyknąłem. - Oni już jadą. Zaraz wbiją kumple. Siedź na dupie i nie marudź. Teraz chodź ze mną. Piwo pewnie się już ochłodziło. - klepnąłem go w ramię i razem ruszyliśmy swoje cztery litery w stronę lodówki, gdzie chłodziły się cztery sześciopaki, które wcześniej razem kupiliśmy.
- Jak zwykle pewnie zabraknie. - skomentował Marcin z nikłym uśmiechem na twarzy. Wzięliśmy po dwa na ręce i poszliśmy do pokoju. Zwała również była przygotowana - nakupowana masa chipsów w razie wielkiego głodu, który towarzyszy po zapaleniu zioła.
Już wkrótce przyszli ludzie. Nigdy nie lubiłem otwartych imprez z nieznajomymi ludzi. Było to niewielkie, zaufane, lecz dość przypałowe grono.
- Joł, złamasie. - rzucił na wstępie jeden z moich kolegów, Łukasz.
- Cześć nygusie. - podałem ręce ze wszystkimi kumplami, tak samo zrobił Marcin. Brunet nie raz już miał okazję imprezować z moim gronem, więc na szczęście się w nim odnajdywał. Wszyscy weszli, ja puściłem zagraniczny murzyński rap, kiedy tylko kumpel rozwinął się z towarem i bletkami. Dźwięk otwieranego piwa na moment wydobył się z tej muzyki.
- Całą noc masz chatę wolną? - zadał pytanie jeden z kolegów.
- Anooo.
Dwóch kumpli usiadło przed mój komputer. Tym razem na szczęście nie mogło być przypału z gejowskimi stronami, gdyż wyczyściłem historię przeglądarki. Włączyli Battlefielda, przez pewien czas zamienialiśmy się i każdy po kolei grał. Gry oczywiście się zmieniały. Tak samo zmieniały się nastroje po alkoholu i ziole. Jest naprawdę delikatna różnica między "byciem lekko wciętym" a "trochę bardziej wciętym". W pewnym momencie nie wiadomo jak i nie wiadomo kiedy, impreza zamienia się w czysty odpierdol. Czułem się pijany i obudzony jednocześnie ze snu, kiedy nagle obudziłem się z "grania w Battlefielda" i spojrzałem na kumpla z założoną gitarą na ramię, żółtej, plastikowej misce na głowie i podpalającego zapalniczką papier toaletowy. Możliwe, że to przez to, że spaliłem więcej niż wypiłem i autentycznie czas leciał dla mnie powoli, a jednocześnie szybko umykał, gdyż miałem dziwne migawki świadomości. Wstałem i zacząłem robić mu zdjęcia telefonem, śmiejąc się głośno jak reszta tych debili. Nie wiedziałem, co się działo, ale działo się zajebiście. Nagle znalazłem się w kuchni, a tam Marcin z Łukaszem opierdalali moją lodówkę z jedzenia.
- Ej, chopy... - zacząłem, chwiejnie opierając się o framugę. - Ale tam są chipsy w pokoju. - mówiłem bardzo powoli i otępiale. Dwójka odwróciła wzrok w moją stronę.
- Dobra, już kończymy. - odpowiedział Marcin, po czym obydwoje powrócili do bezwstydnego jedzenia zapasu mojej lodówki, a mnie ta sytuacja wydawała się całkiem normalna. Sam skierowałem się do łazienki z potrzebą opróżnienia pęcherza, ale przypadkiem znalazłem się w swoim pokoju i wypiłem kilka łyków piwa i dopiero wtedy powędrowałem do łazienki. Tam zastałem Marcina, ale bez skrupułów wkroczyłem i celowałem do wanny.
- Adrian?
- Co.
- Nie mogłeś poczekać?
- A co, wstydzisz się mnie?
- ... Nie.
- To dobrze.
Minęła chwila ciszy.
- Em, Adrian, halo. Adrian. Ty już dawno skończyłeś sikać.
- Aaa. Dzięki.
No tak, przekrzywienie czasoprzestrzenne...
Wyszliśmy razem z łazienki jak gdyby nigdy nic. Dwóch kumpli nas zauważyło i na żarty krzyknęło, "pedały!". Łukasz przypałowiec w salonie rodziców wywalał deskę do prasowania.
- Ej, Łukasz.
- Co?! - krzyknął w moją stronę, kiedy chciałem go nieco ogarnąć.
- Ręką chuja nie oszukasz! - powiedziałem nagle i zaczęliśmy obydwoje się śmiać. Na trzeźwego pewnie nie byłoby to tak zabawne jak w tym stanie. - Ej, ale deskę to przynosisz z powrotem. - nagle spoważniałem.
- No dooobra, sory. - powiedział i chwiejnie zaczął kierować się w stronę drzwi, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Muzyka przestała całkiem niedawno grać, dlatego mogliśmy to wszyscy idealnie usłyszeć. Wszyscy zamarliśmy w bezruchu. Uderzyłem się dwa razy mocniej w policzek, kumple pochowali się po pokojach. Kilka głębszych wdechów. Otworzyłem drzwi, a przede mną stało dwócj panów policjantów.
- Dobry wieczór. Państwo Ostrowscy?
- Emm... Tak, tak.
- Pan jest Adrian, tak?
- Owszem. - starałem się odpowiadać w miarę wyraźnie.
- Szukamy Marcina Urbańskiego.
- Eee, a o co chodzi?
- Zgłoszone zostało zaginięcie przez jego ojca.
Nie wiedziałem czy to sen czy nie, tym bardziej, że Marcin był u mnie w domu, a tu okazało się, że jest poszukiwany przez policję? Czy to fikcja, czy jego stary był naprawdę aż tak stuknięty?
- Marcin obecnie znajduje się tutaj. - Marcin wyszedł zza drzwi, sam również wyglądał już na bardziej otrząśniętego z jego stanu nietrzeźwości.
- Pański ojciec zgłosił zaginięcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz