Informatyk rozdział 5

Poza tamtym poniedziałkowym dniem, w pracowni miałem jeszcze we środy. Oczywiście w międzyczasie zdążyłem pójść do chirurga. Tam natomiast przy znieczuleniu miejscowym zaczęli grzebać w mojej ranie nożem, chcąc wygrzebać ze skóry ciało obce. Okazało się również, że musiałem to cholerstwo codziennie przemywać jakimś preparatem, żeby nie wdarło się zakażenie. Nie zaszyli mi rany, ponieważ, jak to lekarz powiedział, musi się ona sama oczyścić, a dopiero później się pomyśli. "Później się pomyśli" było tym tekstem, które mnie przysparzało jeszcze więcej wątpliwości co do ich leczenia. Jeśli chodziło o moje siniaki, wciąż moje ciało trochę pobolewało.
Siedziałem przed komputerem i spoglądałem tępo w ekran i zastanawiając się nad odpowiedzią na pytanie, które widniało w edytorze tekstu. Nadeszła kolejna wiadomość.

"Dlaczego? A jak reszta dni?"

Mógłbym oczywiście powiedzieć, że wolałbym ten czas spędzić na czymś bardziej fascynującym, niż pisanie z KIMŚ w NOTATNIKU komputerowym, ale problem leżał tym, że z kolei lekcje w ogóle takie nie były. Tutaj się mogłem przyznać otwarcie, że szkołę wybrałem kompletnie na odwal. Westchnąłem cicho i po dłuższym zastanowieniu w końcu zacząłem pisać.

"To dziwne się żalić w zwykłym dokumencie tekstowym. A poza tym, bardzo zgrabnie przeszedłeś z "ssiesz, skoro się nabrałeś" na "miłego dnia" xD Masz GG? Jeśli tak, napisz na 32341782 kiedy tylko będziesz mógł."

Włączyłem swój mózg. Facebook odpadał, ale za to przez tego typu komunikator mogłem się podawać za jakąś niezłą laskę, a w tym przypadku za moją siostrę, chociaż... Nie, niekoniecznie za moją siostrę, to już wyjdzie w praniu. Dlaczego to robiłem? Szukałem wrażeń. Chciałem go też poznać. Dobra, wiedziałem, że jestem idiotą. Słuchając swojej ukrytej w głębi duszy moralności wiedziałem, że takimi podchodami niezbyt wiele się osiągnie, a kłamstwo wyjdzie kiedyś na wierzch... I w sumie taka wizja mnie cieszyła. Kiedy sobie wyobrażałem w głowie sytuację, w której jakimś cudem bym się do niego zbliżył, a on później dowiedziałby się, że jego upragniona laska z GG to tak naprawdę chłopak, chciało mi się śmiać. Dlaczego? Bo dla mnie najlepszym widokiem od zawsze było spoglądanie na czyiś zawalający się światopogląd. I to mnie właśnie czyniło rasowym dupkiem.
Mam osiemnaście lat, szpanuję wszystkim, co mam i jestem lubiany (nie licząc dresów), mimo swojego obleśnego charakteru. Czy w mojej głowie czasem roiło się coś dobrego? Tak, ale nie wychodziło na wierzch, stąd wydałem się być powierzchowny. Przecież powierzchowni ludzie są popularni, a ja lubiłem być i zachowywać się pod publikę. No i kolejna najważniejsza rzecz - miałem pieniądze i lansowałem się ziołem. Dla bananowego dzieciaka nie było czymś trudnym zdobyć grono znajomych.

Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek, wyszedłem z sali i od razu skierowałem się w stronę wyjścia ze szkoły. Na schodkach przed szkołą zjawiło się parę kolegów.
- Masz wora?
- Yup. - skinąłem głową. - Dawajcie, idziemy. - rzuciłem, kiedy byliśmy w komplecie i skierowaliśmy się w miejscówkę za drzewami i krzakami, gdzie nie było nas widać.
- Lubię dni, w których mogę chodzić spizgany na lekcjach. - powiedział jeden z nich z zadowoleniem na twarzy, kiedy wyciągnąłem woreczek oraz lufkę.
- Taaa, ja teeeż. - mruknąłem, nabijając lufkę i zapalając topka zapalniczką. Zatrzymałem dym w płucach, a potem wypuściłem. - Pierwszy buch i życie staje się piękne. - skomentowałem demonstracyjnie, po czym powróciłem do ściągnięcia jeszcze kolejnych dwóch i dałem następnej osobie. Koledzy zaśmiali się krótko, a jeden z nich poszedł w moje ślady.
Gdyby ktoś powiedział nam, że jesteśmy bandą debili, z uśmiechem na twarzy bym przytaknął. Byliśmy, owszem, ale za to dobrze się bawiliśmy. Po tym, jak spaliliśmy całego wora, wróciliśmy z powrotem na resztę lekcji. Wchodząc na salę, czerwone ślepia skierowałem na ludzi z mojej klasy, kiedy to oni wlepili wzrok w spóźnionego mnie.
- Przepraszam za spóźnienie... - rzuciłem krótko, jakbym to wyrecytował na pamięć i ruszyłem w stronę ławki. Usiadłem na krześle i wyciągnąłem telefon. Tak właśnie mijały mi dni w szkole. Leciałem na najniższych ocenach, ale jakoś.

***

Przyszedłem zmęczony do domu. W progu już słyszałem jak matka rozmawiała przez telefon. Słodycz, jaką zawierała w słowach, sprawiała, że chciało się wymiotować, o ile się nie było do tego przyzwyczajonym. Cóż... Ja byłem.
- No, misiaczku, widzimy się dzisiaj?
- Te, misiaczku, jak coś, to jestem już na chacie. - przerwałem jej rozmowę, w którą wkładała dużą fascynację. Machnęła jedynie do mnie ręką, bym sobie poszedł, a ja przewróciłem teatralnie oczami i skierowałem się do swojego pokoju, ciągnąc za sobą plecak, jakbym szedł na skazanie. Położyłem się ostrożnie brzuchem do łóżka, które było rozkopane. W pokoju panował wszechobecny nieład.
- Daniel! - usłyszałem głos matki z progu. - Posprzątaj tu. Dzisiaj jadę do koleżanki, więc zadbaj o porządek.
Zastanawiało mnie, dlaczego, mimo iż oboje wiedzieliśmy, że "do koleżanki" było kłamstwem, wciąż je powtarzała? Uśmiechnąłem się pogardliwie pod nosem, ale tego nie skomentowałem.
- Dasz moje sto złoty? - spytałem, podnosząc się lekko i rzucając na nią obojętny wzrok. Ona natomiast poszła po torebkę i wyciągnęła swój portfel. Rzuciła mi stówę niezgrabnie na łóżko.
- Mam nadzieję, że za to posprzątasz.
- Sylwia posprząta. - odparłem zdawkowo, kładąc się z powrotem na łóżko.
- No ja nie mogę z tym chłopakiem. - westchnęła teatralnie i zniknęła za drzwiami. Kiedy tylko wyszła, sięgnąłem mozolnie po telefon, by naskrobać esemesa do jednego z ziomków - Roberta, żeby tylko poinformować go o wolnej chacie dzisiejszego, piątkowego wieczoru.
Życie bywało piękne. Bywało jeszcze piękniejsze wtedy, gdy matka wybywała z domu, a robiła to dość często. Problemem czasem była Sylwia, której nie zawsze pasował fakt, że urządzałem domówkę, nie informując ją o tym wcześniej, kiedy ona nastawiała się na święty spokój w domu. W sumie nie wiedziałam, czemu się łudziła, że znajdzie chwilę ciszy. Ze mną nie było świętego spokoju.
Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Moje myśli zaczęły krążyć wokół Patryka. Włączyłem Gadu Gadu, ale wiadomości nie otrzymałem. Oprócz tej jednej od niego nie mogłem oczekiwać żadnej, gdyż już prawie nikt już z tego komunikatora nie korzystał. Znów zacząłem myśleć intensywnie. Po chwili już pisałem na facebook'u do Kleja, żeby dzisiaj również wpadł na zrobioną nieco spontanicznie domówkę.
"Weź jeszcze kogoś ze sobą." 
Wysłałem mu taki dopisek. Kleja często widziałem w towarzystwie Patryka, więc mniemałem, że musieli być dobrymi kumplami. Snując wnioski dalej - było duże prawdopodobieństwo, że Klej weźmie ze sobą Patryka. Szatyn wydawał się być trochę cichy, może nieco tajemniczy, stąd aż ciekawiło mnie to, jak mógł wyglądać pod wpływem alkoholu. Po tym każdy się otwiera, ale zdarzały się uparcie ciche przypadki. Chciałem tylko poznać, jak bardzo mógłby być wylewny i czy w ogóle, oraz dowiedzieć się paru rzeczy na temat jego życia seksualnego, jeśli tylko to będzie możliwe.
- Daniel, frajerze, ogarnąłbyś tu... - mruknęła Sylwia, o mało nie wywracając się o gitarę leżącą na środku. - I szanuj instrumenty. - dodała ciszej, podnosząc ją z ziemi.
- Miło cię widzieć, Sylwio. - mruknąłem leniwie, zasłaniając oczy. - Czego chcesz?
- Matka dzisiaj idzie...
- Wiem, i co?
- Chujów sto. Tym razem ty sprzątasz. - rzuciła. - Jak się czujesz? - spytała markotnie, ale dało się wyczuć nutkę troski w jej głosie.
- Siostra, uwielbiam jak z chamskiej w sekundę zmieniasz się w tą dobrą i zatroskaną. - zaśmiałem się, odsłaniając oczy, by zobaczyć jej nieco naburmuszony wyraz twarzy. Ta jednak zaraz się zaśmiała.
- Ale odpowiedz mi. - kontynuowała. - A właśnie, ranę już przemywałeś?
- Jeszcze nie...
- No to zapierdalaj do łazienki.
- Jeszcze pięć minut. - mruknąłem, znów czując się sennie. - A właśnie, dzisiaj wpadają ludzie.
Zamilkła na moment.
- Czemu nie możesz nigdy czegoś zaplanować, tylko ja muszę się dowiedzieć o tym pewnie dwie godziny przed tym, jak zwali się na chatę banda debili?
- Widzisz, siostra, takie życie. Gdyby matka też planowała swoje upojne noce kilka dni przed, to ja bym ciebie też informował kilka dni przed o imprezie. - odpowiedziałem nadmiernie luźnym tonem.
- Pierdolę... - mruknęła pod nosem. - Jesteś nie z tej Ziemi.
- Stanem umysłu wciąż jestem we Szwajcarii, a nie na innej planecie.
- Za to tam na pewno nie ma takich baranów jak ty.
- Możliwe, ale jest masa pięknych dupeczek.
- Wrażenia w tych sprawach zachowaj dla siebie.
- Jak to, nie chcesz posłuchać moich łóżkowych przygód? Porozmawiajmy o tym jak siostra z siostrą.
- O boże. - jęknęła nagle. - Jesteś niemożliwy, wychodzę.
Wybuchłem śmiechem, ale zauważając, że zamierzała wychodzić, spoważniałem i rzuciłem:
- Tej, prawdopodobnie twój informatyczny alvaro z czwartej klasy tutaj będzie.
- Co? Ten Paweł?
- Patryk... - poprawiłem ją od razu.
- No i co?
- Może z nim spróbujesz?
- N...Niee... wiem. - odpowiedziała niezgrabnie, wciąż się zastanawiając. W końcu wzruszyła ramionami. - Nawet go nie znam.
- No to go poznasz.
- Taaa... Nie rozumiem, dlaczego ciągle o nim gadasz. - zauważyła, mrużąc lekko powieki. - Nie powinno ci na tym zależeć z kim będę kręcić, nie? - rzuciła aluzją, bym się nie wtrącał w jej życie, zakładając ręce na klatce piersiowej - Idę. - poinformowała, po czym wyszła z pokoju, zostawiając mnie samego. Przymknąłem ponownie oczy i zacząłem rozmyślać.
Moja siostra i Patryk nie pasowali do siebie kompletnie. Poza tym, nie zależało mi na tym, żeby ich razem spiknąć, ale robiłem to z resztek przyzwoitości. W końcu coś mu obiecałem. Najchętniej zrobiłbym temu wszystkiemu na przekór - Patryka zniechęcił do jej osoby, a ją do jego, ale z tym drugim chyba nie byłoby problemu.
W sumie... To już starałem się tak robić. Przewrotnie działałem na korzyść Patrykowi i jednocześnie na przekór. Co za paradoks...

***

- Cześć? :D

Usłyszałem dźwięk komunikatora, który wybudził mnie z drzemki. Uniosłem leniwie dłoń, a potem z większym entuzjazmem skojarzyłem, że odgłos należał do GG. Ktoś napisał...

- Cześć. :-))
- Kim jesteś? :D
- Hm... Wysoką, piękną i zgrabną blondynką o niebieskich oczach. xD
- Ok... :D A tak na poważnie?
- A tak na poważnie to nieistotne. Może się po prostu poznajmy? Ale pamiętaj, cokolwiek nie napiszę, będę pisać w bardzo tajemniczy sposób.

Pisałem to, głupkowato się śmiejąc, bo nie wierzyłem w to, co pisałem. Miałem z tego lekki ubaw, udając kogoś, kim nie byłem.

- No, no. To już samo w sobie brzmi tajemniczo. Jestem Patryk. :D

Zaśmiałem się po raz drugi, kiedy to przeczytałem. Jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości, że osobą, która zostawiała te wiadomości, to Patryk, teraz się już rozwiały całkowicie.

- A ja nie. :-)
- Aha... No to faktycznie jesteś tajemnicza.
- Wiem xd
- Wyjawisz mi cokolwiek? :) Czym się zajmujesz i tak dalej...?
- Obecnie zajmuję się leżeniem na łóżku. xD
- Ale z ciebie królewna Śmieszka :D
- Wiem xd
- A... Jakiej muzyki słuchasz?
- Różnej. Lubię czarny rap, ale ostatnio słucham trapów.
- Trapów?
- No takie no... Taka muzyka elektroniczna, coś jak dubstep, tylko że spokojniejsze i w moim odczuciu lepsza.
- Ahm... Muszę sprawdzić.

Tutaj na chwilę temat przygasł. Skorzystałem z okazji i rozpocząłem kolejny, bardziej mnie nurtujący.

- Mam pytanie. Właściwie to dlaczego zostawiałeś te wiadomości na komputerze?
- Hm... Sam nie wiem. Szczerze to zupełnie spontanicznie pomyślałem sobie, że może kogoś przez to poznam, hah. No i w sumie tak się stało, ale wciąż nie wiem kim jesteś, nieznajoma :P
- Dowiesz się w swoim czasie, bejb xd
- A dlaczego ty mi na to odpisywałaś?
- Szczerze to prawdopodobnie z tego samego powodu, co ty ;)
- Czyli?
- Chęć poznania nowej osoby, nudy na lekcjach, monotonia życia, taka sytuacja. Codziennie odczuwam, jak moje życie przelatuje mi przez moje palce, a ja nie umiem go złapać - jeśli tak to mam lirycznie ująć - wtedy moje postanowienie brzmiało "czas to zmienić". No i w ten oto sposób się zmienia. Piszę do ciebie, choć to w nie moim stylu. Ani też w moim stylu nie jest pisanie takich rzeczy.
- Nie wiem czemu, ale brzmi to dość melancholijnie :) Spokojnie, póki cię nie znam, nie powinnaś raczej czuć wstydu w związku z twoją wylewnością... A tak w ogóle to, co nie jest w twoim stylu?
W tym momencie zapukał ktoś do drzwi.

- Wylewność. Przepraszam, muszę spadać na jakiś czas, popiszemy następnym razem.

Odpisałem jedynie tyle, po czym zwlokłem się z łóżka, kierując się do przedpokoju. Za drzwiami stał Robert razem z trzema innymi ziomkami ze szkoły. Otworzyłem drzwi.

W ten oto sposób z wrażliwej dziewczyny zmieniałem się z powierzchownego, bananowego chłopca. Dwa światy. Przywitałem się ze szkolnymi debilami, wpuszczając ich do środka.
W międzyczasie włączyłem w salonie muzykę z gatunku trapów.
- Co ty za ścierwo puszczasz? - rzucił jeden z nich.
- Ścierwo to ty. Jak przyjdą wszyscy i wystawię zioło, to wtedy zapodam jakieś rapsy. - uśmiechnąłem się cwaniacko, po czym skierowałem się do łazienki przemyć swoją ranę na ryju i zmienić opatrunek.
 Wkrótce również wpadło jeszcze pięć osób, w tym trzy dziewczyny. Wyszedłem na chwilę do kuchni, gdzie złapała mnie Sylwia.
- Co te suki tu robią? - spytała szeptem, a na jej twarzy malowała się złość. Nie... W jej wykonaniu to było wkurwienie.
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami.
- To jak ty zapraszasz ludzi?!
- Zapraszam jedną i dopisuję, by kogoś ze sobą wzięli... - odruchowo parsknąłem śmiechem, nie mogąc utrzymać poważnej miny. Siostra w odpowiedzi uderzyła mnie mocno w ramię. Nie byłoby to problemem, gdyby nie to, że bark wciąż mnie jeszcze pobolewał. Skrzywiłem się mocno z bólu i od razu spotulniałem. - To nie moja wina...
- One tutaj zrobią ruchalnię, idioto.
Już chciałem spytać, czy to źle, ale w jej kobiecej logice było to czymś złym, a dla mnie... Niekoniecznie. Przez chwilę milczałem, chcąc uniknąć jej przewiercającego mnie na wskroś wzroku. W końcu uległem presji.
- No spokojnie, nie przyjdzie tu dużo osób, masz moje słowo. Znaczy, jeszcze przyjdzie Klej, ale nie wiem ile osób przyprowadzi ze sobą... - drugie zdanie wypowiedziałem już cicho i markotnie tak, by ona nie usłyszała.
- Co? Co mówisz?
- Nic, nic, po prostu, pamiętaj, będzie dobrze! - pokazałem jej kciuka do góry i szybko skierowałem się w stronę drzwi, kiedy rozległo się znów pukanie. Na szczęście kuchnia była blisko przedpokoju.
- Kogo jeszcze tutaj niesie? - warknęła Sylwia.
- No Klej, w sensie Szymon i Patryk przychodzą. - odpowiedziałem zupełnie wyluzowany. Faktycznie, za nimi stała wspomniana przeze mnie dwójka. Otworzyłem drzwi i wpuściłem do środka. Patryk zawiesił na dłuższą chwilę wzrok na sztucznie uśmiechającej się Sylwii, ja na nim, a z kolei Szymon na mnie. Lekko zirytowany przywitałem się z nimi i po prostu skierowałem się do salonu, by zmienić muzykę. Czekałem, aż wszyscy wejdą do środka, a wtedy zamknąłem drzwi, uprzednio sprawdzając również okna.
Na stole wyłożyłem towar za stówę. Wcześniej złożyliśmy się na niego z kumplami, w tym ja w większości. Zgasiłem światło, a włączyłem tę po środku żarówkę, która idealnie oświetlała to, co znajdowało się na środku stołu; towar oraz wystawione przeze mnie wcześniej kieliszki. Bas wprawiał w lekkie drżenie wszystkie przedmioty w pomieszczeniu. Obok stolika znajdowały dwa sześciopaki, które ktoś ze sobą przyniósł, a także cztery flaszki wódki, część z nich przyniesione.
Goście usadzili się na kanapie i pufach koloru jasnego beżu.
- Jaracie, nie? - spytałem głośno, nie spoglądając nawet w ich stronę, przy okazji przysuwając jedną z puf do stolika po jego drugiej stronie i usiadłem, żeby zabrać się za skręcanie blanta. W tym czasie goście zajęli się rozmową. Robert postanowił skręcić drugiego, ze względu na ilość osób. Kiedy były gotowe, odpaliliśmy dwa jednocześnie, puszczając w koło. Osób dużo nie było - w końcu to domówka spontaniczna - ale jeden blant na około dziesięciu to praktycznie nic. Cały czas spoglądałem na Patryka, obserwując go i analizując. Wziął tylko jednego bucha, bo jak to powiedział, nie lubił fazy po marihuanie. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem.
- Ale fazę po alkoholu lubisz? - spytałem, podnosząc sugestywnie litra z ziemi, a on od razu się uśmiechnął i skinął głową. Otworzyłem butelkę i zacząłem nalewać jej zawartość do kieliszków. Patrykowi polewałem nieco więcej, "od serca", chcąc go szybciej tym wprawić  w odpowiedni stan.

Impreza się zaczęła, a kieliszki szły w dość szybkim tempie. Szatyn całkiem dobrze się trzymał jak na narzucone tempo, a ja zerkałem na niego już nieco przymglonymi od alkoholu oczami. Gdzieś w mojej głowie roiła się obawa, że mogłem być bardziej wstawiony niż on. Skrzywiłem się, prowadząc sam ze sobą ostre dylematy w głowie tak intensywnie, że aż nie zauważyłem, kiedy Sylwia i Patryk wyszli z tego pokoju, pozostawiając mnie z kumplami i z trzema dziewczynami, które, będąc w odpowiednim stanie, tańczyły na środku, prezentując swoje dość zgrabne ruchy swoich zgrabnych ciał. Z tej spotęgowanej alkoholem irytacji moje dłonie drżały i czułem, że nie mogłem usiedzieć w miejscu ze świadomością, że ta dwójka znajdowała poza obrębem mojego wzroku. Dlatego sam wypiłem z gwinta resztki ostatniej wódki i skierowałem się do kuchni, gdzie prawdopodobnie była ta dwójka. Widząc ich rozmawiających przy oknie, oparłem się nieco chwiejnie o framugę i spoglądałem na nich, przysłuchując się rozmowie. Stałem za nimi tak, że mnie nie zauważyli.
- ... Taki cichy, naprawdę.
- Jak to cichy? - spytał, śmiejąc się pod nosem.
- No taki się z początku wydawałeś. Po alkoholu jednak jesteś bardziej wylewny. - mówiła, również się śmiejąc.
- Na trzeźwo też jestem, ale po prostu nie przy nieznajomych mi osobach.
- Nooo to jednak musimy się bliżej poznać. - znów się zaśmiała. Przez moment nastała cisza. Zauważyłem tylko jak się na siebie popatrzyli. Ten alkoholowy błysk namiętności w oczach mnie irytował. Zaczęli się do siebie zbliżać, a Patryk już się nachylał w jej stronę.

Byłem przegrany. Zmarszczyłem brwi.

- Idziemy pić! - oznajmiłem nagle nadmiernie wesołym tonem, chcąc stwarzać pozory kogoś, kto dopiero przyszedł. - Patryk, wyzywam cię na pojedynek picia browarów, bo tamci to cipy. Chodź. - mruknąłem, podchodząc do niego i łapiąc go lekko za ramię.
- Co...? - mruknął pod nosem, nie ogarniając sytuacji.
Zachowywałem się jak idiota, bachor, szczeniak albo cokolwiek z tych rzeczy. On bez większych sprzeciwów ruszył razem ze mną i usiadł przed stołem, a ja pewnym siebie ruchem wystawiłem sześciopak na stół i z na chwilę grobową miną otworzyłem piwo. Tej nocy któryś z nas się porzyga z tej mieszanki.
- No dobra. - oznajmił nagle pewny siebie i chwycił piwo.
- Zerujemy od razu do końca. - dopowiedziałem, spoglądając na niego z cwaniackim i wrednym uśmiechem. Na jego twarz na moment wpełzła wątpliwość, ale potem ją odsunął i skinął głową. Wtedy chłopaki obok zaczęli krzyczeć "zeruj!" i nam kibicować, a dziewczyny na moment przestały tańczyć, chcąc zobaczyć, co się działo. Sylwia pokręciła nosem, nie będąc zbyt zadowolona z tych szczeniackich zawodów, ale ukradkiem podchwyciła jedno piwo. Zaraz po skończeniu piwa demonstracyjnie beknąłem.
- Ale was to jebnie... - mruknął Klej, który stąd najmniej pił.
Odczekaliśmy dłuższą chwilę. Przez ten czas jeszcze mocniej mnie wcięło, ale chciałem wypić kolejne piwo.
- My spadamy. - oznajmił Robert, po czym wstał, a za nim jego kumple, po czym zaczęli się z nami żegnać. Zostałem ja, Klej, Patryk, Sylwia i te trzy dziewczyny, które były obecnie mierzone i odstraszane wzrokowo przez moją siostrę. Te zaś zaczęły mruczeć pod nosem coś o sukach i tego typu pierdoły. Czułem, jak Sylwia spoglądała również w moją stronę, jakby była o coś na mnie zła. Mimo że Patryk starał się ją pocieszyć, jej humor nieco przygasł. Zignorowałem to jednak i skierowałem wymowne spojrzenie w stronę szatyna.
- Walimy kolejne. - znów poinformowałem, wyciągając kolejne piwo.
- Czekaj... - mruknął już nieco niezrozumiale i wyciągnął telefon. Muzyka przestała grać jakiś czas temu.

Po chwili usłyszałem dźwięk dochodzącej wiadomości na GG. Na chwilę otrzeźwiałem. Akurat w tym momencie nastała chwilowa cisza, więc było to idealnie słychać. Nie spojrzałem na Patryka, ale kątem oka widziałem, jak na mnie zerkał, a ja na zewnątrz utrzymywałem oazę spokoju i sprawiałem wrażenie "normy".
- To pijemy. - rzuciłem, otworzyłem piwo i szybko zacząłem wypijać jego zawartość. Szatyn nieco wolniej kojarzył, bo zrobił to z opóźnieniem.
~ Nie skapnął się... Nie? ~ pytałem samego siebie, kiedy tylko na niego na moment zerknąłem.
- Idę spać. - mruknęła nagle Sylwia, wstając. - Ledwo utrzymuję głowę w pionie... - dodała sennie i nieco niezrozumiale, po czym zaczęła się kierować do swojego pokoju.
- Ok. - rzuciłem tylko tyle w jej stronę. - No więc, Patryku, walimy kolejne.
- Chyba powinienem już iść... - mruknął, spoglądając niepewnie w stronę ostatniej puszki piwa z sześciopaku.
- W takim razie poddajesz się?
- Ni chuj... - odpowiedział nagle i chwycił piwo.
- Stary, ja też zwijam. - oznajmił Klej, po czym wstał.
- Okej, żegnaj mój przyjacielu. - mruknął Patryk i skinął do niego głową na pożegnanie.
- Ty nie zwijasz?
- Zwijam... Później. - zaśmiał się, zerkając w stronę odchodzącego Szymona.
- No, to pijemy. - rzuciłem i przechyliłem puszkę w tym samym momencie co szatyn. Nasza mowa już nie miała się zbyt dobrze, a w dodatku ja czułem pełny i ciężki żołądek. Zapatrzeni w te głupie zawody nawet nie zwróciliśmy uwagi na te trzy nudzące się panie.
- Em, chłopaki, zamierzacie robić coś jeszcze...? - spytała jedna z nich podpitym głosem.
- Jak wam nudno, to wiecie gdzie są drzwi. - rzuciłem nagle do nich obojętnym tonem, zapominając kompletnie o kulturze wobec dziewczyn. Teraz wewnętrznie tryumfowałem nad faktem, że Patryk się spijał, a jeszcze bardziej mi się uśmiechał fakt, że dziewczyny mogły się obrazić i sobie pójść.
- Aha. - prychnęły i wstały mniej więcej w równym odstępie czasu, ubrały niezgrabnie torebki na ramiona i skierowały się do wyjścia. - Co za kutas...
Muzyka już dawno przestała grać.

***

Włączyłem plazmę w pokoju i oglądaliśmy reklamy, ale czasem zdarzał się jakiś film. Nie wiem jak to się stało, ale śmialiśmy się ze wszystkiego, komentując wszystko to, co było wyświetlone w telewizji.
- Stary, jesteś zajebisty, a ja cię uważałem za bananowego przyjeba. - usłyszałem nagle z jego strony, kiedy się uspokoił.
- Ja cały czas jestem przyjebem. Pojebem też. Pijemy?
- W sumie fakt, jesteś strasznym chujem, nie podoba mi się, jak potraktowałeś tamte dziewczyny...
- Hm... One sobie na takie traktowanie same pracują, ale dzięki za szczerość.
- Nooo, to co, pijemy?
- Jak będziesz rzygać, to będę ci najwyżej trzymać włosy. 
- Które?
Znów wybuchliśmy śmiechem. W tym stanie wszystko mnie śmieszyło.
- Czuję się tak, jakby dopiero teraz zioło zaczęło działać. - mruknąłem, sepleniąc, ale i tak się rozumieliśmy.
- Ja wziąłem jednego bucha tylko...
- To pewnie te opary.
- O, reklama o Hajzerze.
- Jakim frajerze? - spytałem kompletnie rozkojarzony, otwierając piwo. Patryk zaczął się ze mnie śmiać.
- Hajzerze. - powtórzył, po czym wziął piwo w dłoń. Już nawet nie potrafiłem przetwarzać żadnych konkretnych myśli, poza tym, że Patryk bardzo mi się podobał. Coraz częściej wzrok zawieszałem na jego ustach i na szczęce. Przechyliłem puszkę i zacząłem zerować.
- Będę rzygać. - mruknąłem, opuszczając głowę w dół.
- Ja też...
- Nie, nie, nie... - odezwałem się nagle. - Szanujmy alkohol. - dodałem i podniosłem głowę. Wstałem z pufy i usiadłem koło niego na kanapie. Dlaczego wcześniej nie siedziałem koło niego? Aaa, tak, no właśnie... Sylwia, cwana bestia, od razu miałaby jakieś podejrzenia.
- Ale alkohol nie szanuje mnie... - mruknął całkowicie bezsensu, a mnie się zaczęło wydawać, że już ten tekst gdzieś słyszałem.
- Chcesz wiadro?
- Nie, pojebało cię, mam jebać wiadro* na taki stan?
- Chodziło mi o zwykłe wiaderko. - zacząłem się śmiać i objąłem go ramieniem. - Trzymasz się?
- Ty mnie trzymasz... - odmruknął znowu, opierając głowę o ręce.
- Wstawaj.
- Nie.
- Dawaj, wstajemy i idziemy spać.
- Spać, tak. - pokiwał głową i podniósł się. - Rzygać nie będę!
- Zuch chłopak. - mruknąłem, po czym pomogłem mu wstać. Dzięki alkoholowi nie czułem zbytnio bólu, jaki mi przynosił fakt, że opierałem Patryka o swoje ramię. Zacząłem kierować się chwiejnie razem z nim do mojego pokoju, no bo przecież nie mogłem przepuścić takiej okazji.
- Ładny masz pokój. - rzucił na wstępie, kiedy się od niego odsunąłem, a on oparł się ręką o ścianę.
- No, ale przecież ciemno jest. - odpowiedziałem, starając się uporządkować łóżko, m.in. strącić z niego niepożądane rzeczy.
- Dlatego ładny.
- Nie obrażaj mojego pokoju. On też ma uczuciaaa...
- Zajarałbym fajkę. - rzucił nagle, opierając się o ścianę plecami.
- Pojebaaałooo cię, staaaryyy. Zmuli cię całkowicie, a ja szanuję swoją pościel.
- Noooo. - mruknął już zdawkowo, zasypiając na stojąco. Gdy już uprzątnąłem łóżko, zacząłem ściągać z siebie koszulkę i spodnie.
- Weź się rozbieraj i kładź się. - rzuciłem w jego stronę sennie, ale po chwili usłyszałem, jak Patryk kładzie się na łóżko w ubraniach. - Mhm. - mruknąłem i podszedłem do niego.
- Wiesz... Pisałem dzisiaj z taką jedną laską przez GG. - odezwał się nagle głosem stłumionym przez pościel, gdyż leżał do niej twarzą.
- I co? - spytałem, czując znów minimalne otrzeźwienie. Dlaczego o tym napomniał? Nie otrzymałem odpowiedzi. Stałem tak jeszcze z minutę, zanim się zorientowałem, że Patryk przysnął. - Ej! - krzyknąłem i szturchnąłem szatyna. Chłopak leżał od pasa w górę na łóżku, a nogi miał na podłodze, w dodatku był rozwalony w ten sposób, że mi zdecydowanie uniemożliwiał położenie się.
- Co... - mruknął.
- Połóż się normalnie.
- Dobra... - wstał i usiadł. Przy okazji ściągnął z siebie koszulę. W ciemności niewiele widziałem z jego ciała, ale już miałem raz okazję i pewnie niejedną będę jeszcze miał. Usiadłem na łóżku, by zaraz potem przejść do pozycji leżącej. - Dzięki, że mogę u ciebie nocować, nie doszedłbym do domu.
- Wspomniałeś mi coś o dziewczynie jakiejś... - rzuciłem nagle, dając ręce pod głowę.
- Bo myślałem, że to Sylwia jest.
- No i?
- No nie wiem, chciałem wiedzieć, czy ty może wiesz, może ci coś mówiła?
- Ona nie mówi mi o swoich sprawach miłosnych. - mruknąłem. Na chwilę nastała cisza. - Jak już tak się wyżalamy po pijaku, to też ci się wyżalę.
- No?
- Mój stary jest gejem. - mruknąłem, przymykając oczy z powodu senności. W takim stanie chciałem jeszcze określić, jakie miał zdanie do mniejszości seksualnej. Usłyszałem śmiech w odpowiedzi. Uchyliłem powieki i spojrzałem na niego zdziwiony.
- To brzmi jak największy przegryw życiowy. Woli facetów, a związał się z kobietą? - prychnął.
- No właśnie. - westchnąłem. - Ja nie mam zamiaru popełnić takiego błędu. - dodałem już nie kontrolując swojego języka. Zaraz do mnie dotarło, że chyba powiedziałem za dużo.
- Błędy są chujowe. - skomentował infantylnie szatyn. Chyba nie zrozumiał tego, co powiedziałem. Chyba. Jego luźny ton o tym świadczył. Nawet w takim stanie moja wewnętrzna, stłumiona trzeźwość analizowała jego osobę i zachowanie. Zresztą... Chyba nie było obaw, Patryk pewnie o tym zapomni. Nastała cisza, w której oboje zapadliśmy w sen.


--------------------------------------------------------------------

* wiadro, czyli rodzaj palenia marihuany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz