Na co dzień dusiłem to uczucie w sobie i żyłem dość obojętnie. Jestem właśnie przykładem takiego chłopaka po wielu nieodwzajemnionych miłościach, choć w moim przypadku to wytłumaczalne. Byłem Najlepszym Przyjacielem człowieka ze względu na pokłady mojej dużej empatii mimo tak prostolinijnego myślenia i poczucia humoru. Zawsze w relacjach to ja byłem tym nieszczęśliwie zakochanym, więc za trzecim razem zwyczajnie nie nastawiałem się pozytywnie. Mimo to, tkwiłem w tym. Moje życie nie jest ani kolorowe, ani nie jest w czarnych barwach. Jest po prostu obojętne.
Tak więc wciąż latałem jak pies za Marcinem pełen świadomości, że i tak nigdy aż tak nie doceni moich poczynań. Tak, wiem, że zachowuję się wobec niego tak, jakbym chciał coś w zamian, możliwe, że platonicznie zakochani już tak mieli. Ty dajesz z siebie wszystko, drugi ma to gdzieś.
Znów, tym razem dosłownie, zostałem odtrącony, więc czemu za nim szedłem? Ano pewnie dlatego, że nie chciałem, by stała mu się krzywda. Mając nawet rodziców, których nigdy aż tak bardzo nie doceniałem, Marcin jest dla mnie od nich ważniejszy.
Na pewno zaskakujące było to, co powiedział do mnie Marcin "Idź do szafy!", po czym zostałem do niej wepchnięty. Adrenalina zaczęła krążyć we krwi, słysząc kroki. Sytuacja była dziwna, ale to była okazja, by w końcu coś zrobić, żeby Marcin więcej nie cierpiał. Sięgnąłem po telefon w kieszeni i zwyczajnie włączyłem dyktafon, chcąc nagrać rozmowy, które mogą zaistnieć między Marcinem a jego ojcem. To, co usłyszałem, zbiło mnie niemal z nóg i jednocześnie to do mnie nie docierało.
~ Nie to... Niemożliwe...
Usłyszałem dźwięk rozpinanego paska, kolejne parszywe słowa i dźwięk rozpinanego rozporka.
- No, klękaj. - zażyczył sobie, na co moje serce albo stanęło, albo tak szybko zaczęło bić, że nawet tego nie czułem. Przecież nie będę się temu przyglądać... Nie będę tego słuchać... Żeby Marcin swojemu ojcu...? Kopnąłem drzwi szafki tak, że otworzyły się zamaszyście z wielkim hukiem, który zwrócił uwagę tej dwójki. Spoglądałem na tego dobrze wyglądającego gnojka, którzy lubił się zabawiać swoim synem, odruchowo wyłączyłem dyktafon. Nagle zerwałem się z miejsca i szybko podbiłem do faceta, wymierzając mu cios w szczękę, a następnie szybko chwyciłem Marcina za dłoń, zmuszając do powstania i wyruszenia w stronę wyjścia.
Co to było...? Co to kurwa było...?!
Biegliśmy szybko po schodach, ale za sobą usłyszeliśmy kroki.
- Wracaj tu ty mały gówniarzu! - wołał za nami. Nie wiedziałem na ile zdesperowany był ten facet i czy byłby na tyle stuknięty by nas gonić. Marcin w biegu chwycił swoje buty i oboje wyszliśmy, a ja wcześniej wyciągnąłem wciśnięty do zamka klucz i od zewnątrz zamknąłem drzwi w momencie już, gdy ojciec bruneta był już przy drzwiach i zaczął je szarpać.
- Mamy tylne wyjście. - rzucił krótko.
- Szybko. - pospieszyłem Marcina, gdy ten ubierał buty. Oboje wybiegliśmy z bramy od jego domu. Nie oglądając się za siebie kierowaliśmy się w moje strony. W połowie drogi obejrzałem się za siebie, ale nie widziałem, by ktoś nas gonił.
***
Mimo że nikt nas nie gonił, oboje biegliśmy, czując wyraźne pobudzenie w ciele. Ja wciąż nie umiałem niczego sobie ułożyć w głowie. Zamiast mówić, oddychaliśmy szybko i płytko. Dotarliśmy do mojego domu, a ja zamknąłem je na dwa spusty. Rozebrałem się i bez zastanowienia skierowałem się do kuchni, gdzie leżała moja paczka fajek. Usiadłem na krześle przy oknie, nerwowo wygrzebując papierosa z opakowania i zapaliłem, wciągając pierwsze kilka porządnych wdechów dymu. Marcin nie przyszedł do tego samego pomieszczenia co ja. Minęła długa chwila, kiedy spaliłem papierosa i postanowiłem wyjść do niego. Siedział w przedpokoju na krześle, opierając głowę o niską szafę.
- Jutro musisz pójść na policję. - odezwałem się wyraźnie wkurwiony. Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, co mnie jeszcze bardziej rozjuszyło. - Słyszysz?! Musisz coś z tym kurwa zrobić. -Musisz. Mam nagranie. Słyszysz? - podszedłem do niego bliżej, nie widząc jego twarzy przez zasłaniające nieco przydługawe włosy. Przykucnąłem, wpatrując się w jego szklane i nieobecne oczy, które spoglądały gdzieś ku górze. Kto by pomyślał, że osoba, której nigdy nie wyobrażałem sobie z chłopakiem, mimo że sam go kochałem, mogła obciągać drugiemu facetowi i to jeszcze swojemu własnemu ojcu. I czy tylko na tym się kończyło...? Przez ponad trzy lata nie wiedziałem, ile bólu znosił, zachowując się na pozór normalnie.
- Powiedz coś... - odezwałem się po dłuższej chwili ciszy, wpatrując się na niego oczekująco. On w końcu odważył się na mnie spojrzeć, a ja poczułem dziwny ścisk w żołądku.
- Co chcesz słyszeć? - zaczął słabo. - Mam dość, Adrian. Ta sprawa ciągnęłaby się długo, gdybym ją zgłosił. Nie miałbym gdzie mieszkać w międzyczasie. Nie miałbym sił na takie coś tak samo, jak teraz nie mam sił na to, co się dzieje.
Położyłem dłoń na jego kolanie.
- Chcę umrzeć.
Gdyby był mi obcą osobą, może i bym samobójstwo przypuszczał jako najlepsze rozwiązanie tej sytuacji, ale... Nie jest mi obcy. Nie chciałem słyszeć takich słów z ust, kogo kocham. Jego oczy robiły się bardziej szklane.
- Ale ja nie chcę, byś umarł. - odparłem szybko. - Czy... - odkaszlnąłem. - Czy on robił tobie coś... więcej?
Spojrzał na mnie.
- Domyśl się.
To było przerażające. Przełknąłem głośno ślinę. Czułem się bezsilny. Wciąż znajdowałem się w pozycji kucającej, dlatego też chwyciłem go za oba ramiona i przechyliłem w swoją stronę, by go przytulić. Tym razem bez oporów poczułem na swoim ramieniu głowę Marcina. On pewnie dawno nie doznał takiego rodzaju bliskości. Objąłem go, kładąc dłoń na jego plecach i go masując. Poczułem dotyk na swoim ciele. Drobne szczęście przepełniło mnie od środka, kiedy on odwzajemnił ten uścisk.
- Myślałem, że będziesz się mnie brzydzić... - usłyszałem cichy głos tuż przy uchu.
- To nie twoja wina, że tak się działo... - odpowiedziałem szybko.
- Nie chcę już tam wracać...
- Nie wrócisz. Zadbam o to. - wtuliłem go do siebie mocniej, opierając policzek o jego głowę, wciąż masując jego plecy. Chciałem zrobić cokolwiek, by go uspokoić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz