tag:blogger.com,1999:blog-72333660132706327272024-02-20T13:28:23.081+01:00Czwarty GrzechZbiór opowiadań zawierający wątki homoseksualne (gejowskie), erotyczne, slang młodzieżowy, przemoc, wulgaryzmy. Wszystko na tle polskiej rzeczywistości.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.comBlogger24125tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-89954626081174160412016-07-31T11:22:00.001+02:002016-07-31T11:22:13.319+02:00Zawieszonko ogłoszonko<div style="text-align: justify;">
Witam, tak to ja<br /><br />Niestety, nie przychodzę tutaj z dobrymi nowinami. Pisanie opowiadania "Informatyk" w pewnym momencie stało się udręką, a odłożenie go na dość długi czas sprawiło, że charaktery postaci i fabuła zgubiła się gdzieś w moim zabałaganionym umyśle. No cóż, zdarza się. Nie sądzę, że kiedykolwiek powrócę do tego opowiadania, ale możliwe, że przyjdę z nowym, choć i w tym przypadku nie ręczę za siebie. Zależy, czy będę mieć wenę i siły, żeby pociągnąć coś do końca :D </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do kiedyś. c: </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-154147403329527562016-02-23T11:26:00.002+01:002016-02-23T11:26:45.831+01:00Informatyk rozdział 14.2<div style="text-align: justify;">
Łatwo
się domyślić, jak wyglądałem, kiedy go zobaczyłem. Przez to, co mi się
ostatnio przytrafiało, moje wewnętrzne i emocjonalne hamulce nie
pozwoliły mi nawet na ukazanie odrobiny szczerego szczęścia.
Uśmiechnąłem się krzywo kącikiem ust, kontrolując każdy swój gest.
Zdałem sobie jednocześnie sprawę z tego, że nigdy nie chciałem, żeby on
cokolwiek o mnie wiedział - jeśli chodziło o moją naturalność w ruchach.
Nauczyłem się być rzekomo towarzyskim człowiekiem i jak się zachowywać z
osobą sam na sam, czy też w tłumie, czyli rzadko bywałem naturalny.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Matka jednak pojechała. - rzuciłem na wstępie, rozglądając się po
okolicy i żeby skontrolować, czy przypadkiem nie zbliżały się jakieś
kłopoty. - Możemy iść w stronę mojej chaty, jeśli chcesz. - dokończyłem,
zawieszając w końcu wzrok na Patryku, który przez chwilę coś sprawdzał
na telefonie. Dostrzegłem, że tym razem nie wziął ze sobą okularów.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Huh? Pewnie, pewnie. - pokiwał głową i uśmiechnął się delikatnie. Nasze
spojrzenia się spotkały. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy nawet wtedy,
gdy ten spoważniał. Poczułem, jak spojrzeniem wkrada się w najgłębsze
zakamarki swoich myśli, zupełnie jakby nagle, zupełnie znienacka
potrafił ze mnie czytać jak z książki. Nigdy nie zauważyłem tego, że
jego wzrok mógłby być w jakikolwiek sposób przeszywający. Odwróciłem od
niego spojrzenie i zamrugałem intensywnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie chodźmy. - rzuciłem i puściłem w jego stronę oczko. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Czegoś się boisz? - usłyszałem za sobą bezpośrednie i trafne pytanie.
Zdziwiony zerknąłem za siebie i przystanąłem na chwilę, żeby Patryk mógł
dorównać mi kroku. Nawet nie zorientowałem się, że tak szybko
wystrzeliłem do przodu...</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Bać się? Ja? Niby czego? - wzruszyłem ramionami, mówiąc nieco
sarkastycznie. - Poza tym, że znajdujemy się w okolicach, gdzie łatwo
spuszczają mi wpierdol to... Niczego się nie boję. - prychnąłem,
zerkając na niego kątem oka. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Chyba nie zabłysnę, jeśli stwierdzę, że kłamiesz, nie? - mruknął jak
zwykle w mało entuzjastyczny sposób, krzywiąc się delikatnie. Zaśmiałem
się cicho pod nosem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie, spokojnie, nic takiego się nie dzieje, naprawdę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Spoko. - odmruknął tylko tyle.<br />
<br />
Po
raz pierwszy nie miałem sił na udawanie takiego, jakim zawsze byłem.
Stąd zaczął oblatywać mnie strach. W końcu szedłem obok chłopaka, z
którym jeszcze przedwczoraj miałem zbliżeniową akcję i na którym mi
zależało. Bałem się. Z doświadczenia wiedziałem, że jeżeli na czymś mi
zależy, to zwyczajnie los rzuca mi pod nogi kłody, jakbym nigdy nie miał
zaznać szczęścia.<br />
- Sylwia będzie? - spytał nagle cichym tonem, a ja zostałem gwałtownie wyrwany z mojego emocjonalnego roztargnienia.<br />
-
Bardzo prawdopodobne, ale spokojnie, wyjebię ją. - odparłem bez
skrupułów, na co Patryk spojrzał na mnie spod uniesionych brwi,
pokazując delikatne zniesmaczenie. - No co...?<br />
- To twoja siostra. - mruknął, a ja wzruszyłem ramionami, ale zaraz ból dał o sobie znać i nieco się skrzywiłem.<br />
-
Nie poruszajmy tematu mojej rodziny. - spojrzałem na niego błagalnym
wzrokiem. - Proszę? - dodałem, na co szatyn speszył się, widząc moją
minę zbitego psa.<br />
- Okej...<br />
- No, teraz jestem wesoły. - powiedziałem, uśmiechając się nieco głupkowato od ucha do ucha.<br />
<br />
<br />
Droga
minęła w miarę luźno, choć z początku się tak nie zapowiadało. Zdążyłem
zauważyć, że Patryk pierwszy raz nie był aż tak nieśmiały, jak już
zwykł. To niecodzienne, ale nie miałem zamiaru nad tym rozmyślać całą
drogę i szukać w tym drugiego dna.<br />
Nie rozmawialiśmy na żadne
poważne tematy, tylko co jakiś czas krótko o jakichś pierdołach; a to o
wspomnieniach z dzieciństwa, a to najgorsze i najdurniejsze zabawy,
jakie wpadły nam kiedyś do głowy, kończąc na głupich pomysłach, które
nachodzą w obecnie w szkole. W końcu na chwilę mogłem zapomnieć o
zmartwieniach, a jednocześnie przypomniałem sobie, dlaczego lubiłem
spędzać czas z Patrykiem. Nawet nie wiedziałam, kiedy rozmowa zeszła na
takie tematy, ale... To było fajne. Mimo że często wydawał się być
pohamowany w swoich gestach i mowie, mimo że mógł się wydawać nieco
spięty, to wystarczyło, żeby nieco się oswoił, a już miał trochę więcej
do powiedzenia.<br />
Wkrótce byliśmy już u mnie. Wchodząc i rozbierając
się, rozejrzałem się za moją wspaniałą siostrzyczką, aby sprawdzić, czy
znajdowała się w domu. Na obecną chwilę Sylwia była największą
przeszkodą w moich planach, ale jednocześnie nie miałem najmniejszych
skrupułów, by trochę ją podenerwować.<br />
Skinąłem w stronę Patryka w
geście, że może się rozgościć i ruszyłem w stronę pokoju Sylwii.
Stanąłem przed drzwiami i nacisnąłem klamkę. Szybko zlokalizowałem tę
jej blond czuprynę, siedzącą przed komputerem.<br />
- O boże, ty wciąż tu jesteś? - rzuciłem na wstępie.<br />
- O boże, już wróciłeś? - odgryzła się, nie spoglądając nawet w moją stronę. Wzrok uparcie wlepiła w monitor.<br />
- A nie chce ci się gdzieś iść?<br />
- Gdzie niby? - prychnęła.<br />
- Ogólnie to STĄD, a gdzie to już od ciebie zależy.<br />
- Wal się.<br />
- Dać ci na bilet do kina czy coś?<br />
- I od razu na przejazd, zjebie, bo tutaj kina nie ma. - warknęła. - Wyjdziesz stąd?<br />
- Zaraz wyjdę, ale na pewno ty nie chcesz wyjść?<br />
- Dziewczyna przyszła? - prychnęła, uśmiechając się nagle szatańsko i fatygując mnie w końcu swoim spojrzeniem.<br />
-
Nie, twój niedoszły chłopak. - odbiłem piłeczkę, ale zaraz uśmiech z
mojej twarzy zniknął. - Już, spokojnie, wychodzę. - chciałem unieść ręce
w pokojowym geście, ale zaraz przypomniałem sobie o bólu w barku.
Widząc furię w jej oczach szybko wyszedłem za drzwi.<br />
Droczenie jej
przynosiło mi cholerną ulgę na nerwach. Odetchnąłem i szybko
skierowałem się do salonu, gdzie rozgościł się Patryk. - Niestety, jest w
domu. - oznajmiłem, krzywiąc się lekko. - Chcesz coś do picia? -
spytałem zaraz, spoglądając na szatyna, który zawiesił na mnie nieco
nieogarniający wzrok. W takich momentach bywał naprawdę uroczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Eee... - zaczął niepewnie, jakbym wyrwał go z głębokich przemyśleń. -
Masz browara? - spytał nagle z pewnością w głosie, po czym obaj się
zaśmialiśmy.<br />
- Serio... - mruknąłem i pokręciłem głową. - Mam,
chwila. - poszedłem do kuchni i wyjąłem z lodówki dwa zimne piwa w
butelce. Otworzyłem je szybko otwieraczem i z powrotem wróciłem do
salonu, stawiając napój bogów na stole. Usiadłem na kanapie obok
szatyna, biorąc w dłoń pilota do telewizji i włączyłem jakiś kanał. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A jak tam twoje rany? - spytał szatyn, wlepiając we mnie wzrok i biorąc pierwszego łyka piwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
No cóż... Czasami przypominają o sobie, jak coś chcę zrobić, no ale
trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz tak będzie. - zaśmiałem się, sam
biorąc do dłoni piwo i nieco upiłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Huh? Czemu nie ostatni? Aż tak kochasz kłopoty?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Już ci kiedyś mówiłem. To kłopoty kochają mnie. - zaśmiałem się krótko i
ironicznie. Nastała chwila ciszy, a ja zamyśliłem się na ekranie
telewizora.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wdawaj się już więcej w kłopoty. - usłyszałem i z
nieukrywanym zdziwieniem w oczach spojrzałem na Patryka, którego twarz
owinęła obojętność. Uśmiechnąłem się po chwili szyderczo, ale nie
odezwałem się. - No co... - mruknął z lekkim oburzeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nieee, nic. - pokiwałem głową. - To miło, że się martwisz. - dodałem już całkiem poważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem. - odparł krótko, a ja parsknąłem na to śmiechem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To dobrze. - rzuciłem i znów wziąłem łyka piwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miałem
ochotę na odrobinę bliskości, ale wisiało nad nami ryzyko o nazwie
"Moja Siostra Może w Każdej Chwili Wyjść z Pokoju". Patryk z pewnością
też się czuł tym skrępowany. Sprawa inaczej by się miała, gdyby obok
mnie siedziała dziewczyna. Wtedy nikt nie musiałby się powstrzymywać...</div>
<div style="text-align: justify;">
Czując
narastającą frustrację w sobie, bez większego namysłu odwróciłem się w
stronę Patryka i wolną dłonią złapałem go lekko za podbródek, żeby mieć
łatwiejszy dostęp do jego ust. Pocałowałem go, zanim szatyn zdążył
zrozumieć moje zamiary. Ten gorzkawy smak piwa w niczym nie
przeszkadzał, więc usiłowałem kontynuować, kiedy nagle Patryk odsunął
się speszony.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Em... - zaczął niepewnie, zaglądając na bok w
stronę wejścia do salonu. - Co ty robisz? - spytał cicho, a
przekrzywiłem delikatnie głowę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Coś nie tak? - spytałem po chwili.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoja siostra...? - spytał niemal szeptem, niepewnie odkładając piwo na stół.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A, zapomniało mi się o niej. - machnąłem wolną ręką. - Już myślałem, że ci się to nie spodobało, czy coś. - prychnąłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ta... - mruknął markotnie, zmieniając kompletnie swoje zachowanie.
Zmarszczyłem brwi, przez moment go analizując. Nie mogłem jednak
odgadnąć, co właśnie się pojawiło w głowie Patryka, że tak zmarkotniał.
Gdy zapanowała ta dziwna atmosfera, już miałem ochotę spytać jeszcze
raz, co się stało, lecz szatyn mnie wyprzedził - Jeśli mam być szczery
to wydajesz się być jakiś inny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mhm... - mruknąłem w pierwszym
odruchu, odwracając od niego wzrok, jakbym szukał odpowiedzi po
ścianach. Od razu spoważniałem. - Skąd w ogóle taki wniosek? - spytałem
zaraz, biorąc łyk piwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, po prostu... Wrażenie. - odpowiedział lakonicznie. Spojrzałem na niego ponownie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Serio? I to ci stoi na drodze w zwykłym pocałunku? - spytałem poddenerwowany, ale przyciszonym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Po prostu... Sprawiasz wrażenie kogoś, kto nie jest niczym skrępowany. W
ogóle to naprawdę mało wiem o twoich... Uczuciach. - wydusił z siebie,
przykładając dłoń do czoła w geście dezaprobaty do samego siebie. -
Nieważne, może to i głupie. Jestem jebnięty i mam chory punkt widzenia
na wszystko. - dodał szybko i nerwowo wziął kilka łyków piwa pod rząd.
Złapałem za jego butelkę, kiedy trzymał ją jeszcze przechyloną.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Spokojnie, spokojnie... - parsknąłem i delikatnie odchyliłem butelkę,
gdy ten skapnął się, że będzie musiał przerwać szybkie opróżnianie
alkoholu. - Ja też jestem jebnięty, ale to, że nie okazuję skrępowania,
nie oznacza, że się tak nie czuję... Na przykład teraz czuję. -
kontynuowałem, dłonią schodząc z butelki na jego rękę. Zacząłem go
delikatnie gładzić po skórze. Patryk przez chwilę spoglądał na mnie
niepewnie, kątem oka obserwując moją dłoń, która wędrowała wyżej i
wyżej. Ja wpatrywałem się głęboko w jego oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No to
są chyba jakieś jaja... - usłyszałem znajomy, podirytowany głos siostry.
Blondynka stała w progu salonu, spoglądając na nas z pogardą i niedużym
zaskoczeniem. Szatyn drgnął i odsunął się nieco spanikowany oraz
zażenowany. Do niczego wielkiego nie doszło, a i tak było dość
niezręcznie... - Ja pierdole, myślałam, że... Że Patryk... - urwała,
wlepiając wzrok w Patryka, który kompletnie osłupiał. - Ja rozumiem,
Daniel to... Ale że ty? - kontynuowała, na co szatyn jedynie wydukał z
siebie jakiś pomruk, nie wiedząc kompletnie, co odpowiedzieć i czy w
ogóle.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sylwia, wypierdalaj. - rzuciłem w końcu stanowczym tonem głosu, kiedy tylko przeanalizowałem sytuację.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co?!</div>
<div style="text-align: justify;">
-
To co słyszałaś. Wypierdalaj. - zmierzyłem ją zimnym spojrzeniem.
Sylwia spoglądała na mnie w lekkim osłupieniu. - Co się tak lampisz?
Prostego słowa nie rozumiesz? Robisz aferę o byle co i jeszcze zdziwiona
jesteś? - warknąłem z pogardą, na co blondyna odwróciła się na pięcie,
zarzuciła coś na siebie i wyszła bez słowa. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zapanowała niezręczna
cisza. Sytuacja była naprawdę dziwna. Nie tak to miało wszystko
wyglądać. Kątem oka zauważyłem, jak Patryk podnosi się z kanapy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ej... Gdzie ty idziesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Idę do domu. - oznajmił obojętnym głosem, a ja westchnąłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, nie tak to miało wyglądać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na pewno. - prychnął. - Tylko czemu sam prowokujesz, żeby takie coś się działo? - spytał, na co ja zmarszczyłem lekko brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja!? Przecież to --</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ty. - szybko wepchnął się w moje słowa. Kiedy mówił, nie spoglądał mi w
oczy. - Traktujesz ją jak śmiecia... Bo to, że domyśla się pewnych
rzeczy na mój... W sumie nasz temat to sprawa drugorzędna. - westchnął.
Mówił to tak otwarcie i jednocześnie tak obojętnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ten temat to
stąpanie po cienkim lodzie, Patryk. Nie radzę. - zaalarmowałem,
obserwując go spod byka. Szatyn zaczął kierować się do przedpokoju. - I
tak po prostu sobie pójdziesz? - spytałem pretensjonalnie, nawet nie
zauważając, kiedy dałem kolejny upust emocjom wobec szatyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mhm. - odmruknął, zakładając kurtkę. Zacisnąłem pięści.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Za to ty od wszystkiego spierdalasz. - warknąłem, a w mojej głowie zrodziła się chęć lekkiej manipulacji szatynem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Co? - odwrócił się w moją stronę. - Jedyną osobą, która przed czymś
ucieka, jesteś ty. - odgryzł się, a po chwili zdał sobie sprawę z tego,
że i jego również emocje poniosły.</div>
<div style="text-align: justify;">
No bo kim byliśmy dla siebie,
że emocje nami tak targały? Znaliśmy się jakiś czas, ale niezbyt dobrze.
Otrząsłem się od razu, zdając sobie sprawę, że wobec niego udało mi się
aktywować tę najbardziej podłą cząstkę siebie. Opuściłem wzrok, czując
jego spojrzenie na sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Frustruje mnie to, że nic o sobie nie
mówisz, wiesz? - wydusił w końcu z siebie, wlepiając się we mnie tak
jeszcze przez jakiś czas, jakby oczekując ode mnie jakiegokolwiek słowa.
Przez dłuższą chwilę milczałem, nie wiedząc, co miałbym powiedzieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Od kiedy ty zacząłeś... - zacząłem niepewnie. - Od kiedy zacząłeś to widzieć?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co? - spytał, unosząc brew. Stał już gotowy do wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Że nic o sobie nie mówię.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Przecież od niedawna. - mruknął. - Najwyraźniej moje zmysły były
uśpione tą ciągłą monotonią życia. - wzruszył ramionami. Podniosłem
wzrok na niego, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Utrzymywaliśmy
kontakt przez dłuższą chwilę, ale w końcu parsknąłem cicho śmiechem.
Ostatnio wszystko było takie wybuchowe, niestabilne i szybkie, że już za
tym nie nadążałem. Przez to wydarzenia się stawały bardziej absurdalne.
- Z czego się śmiejesz? - spytał niepewnie, choć sam po części
złagodniał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale na pewno nie spierdalasz teraz z powodu
nieprzyjemnej dla ciebie sytuacji? No wiesz... - spytałem z uśmiechem na
twarzy, a Patryk zaraz odwrócił wzrok na bok, nie potrafiąc ukryć
lekkiego zażenowania.</div>
<div style="text-align: justify;">
- ... Trochę. - wymamrotał. - Ale to
nieważne! - zaraz dodał. - Dobra, czuję się w chuj głupio z tym
wszystkim, ale i tak postępujesz wobec niej nie fair. Już kiedy raz ją
tak potraktowałeś, znaczy, nie aż tak źle, więc w sumie przymknąłem na
to oko, ale teraz... W dodatku jesteś wybuchowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoje wyjście
miało mnie w jakiś sposób zaszantażować? - spytałem zaraz po jego
słowach, patrząc na niego oczekująco. Nie wiedziałem, czego zmierzał.
Nie spodziewałem się po nim tak dużej szczerości, ale jeśli już się
otworzył, to zamierzałem z tego skorzystać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- N-nie... - odparł w lekkim zastanowieniu i zmarszczył zaraz brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra. Czaję. - oznajmiłem i machnąłem ręką. - Jak chcesz, to idź.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Daniel... - zaczął, ale zaraz urwał. - Chciałbym, żebyś w końcu
przestał to wszystko w sobie dusić. - dokończył, podchodząc bliżej mnie,
ale wciąż zachowując dystans. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może kiedyś. - odpowiedziałem lakonicznie. - Wybacz.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
W porządku. - skinął delikatnie głową z delikatną rezygnacją. - W takim
razie spadam. - dodał, po czym złapał za klamkę i wyszedł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnio
serio musiało być ze mną coś nie tak. Nic nie szło po mojej myśli.
Westchnąłem cicho, przeczesując niestarannie włosy, a potem zaśmiałem
się ironicznie. To była najlepsze spotkanie z chłopakiem, jakiego mogłem
doświadczyć. Wręcz najlepsza randka, jaką mogłem kiedykolwiek przeżyć.
Nie wiedziałem, w jakich konkretnie okolicznościach - chyba - tymczasowo
chyba się pożegnaliśmy, ale i tak miałem duży niesmak. W szczególności
do siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uderzyłem impulsywnie w ścianę, chcąc wyładować
wewnętrznie kotłującą się agresję. Potrzebowałem odprężyć się od tego
wszystkiego, ale nawet nie miałem dostępu do marihuany. Usiłowałem
przypomnieć sobie kontakty do znajomych, z desperacji nawet do tych, z
którymi kontakt urwał mi się lata temu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadłem z powrotem na
kanapie w salonie i szybko chwyciłem za piwo. Bezmyślnie wlepiłem wzrok w
telewizję, wciąż zastanawiając się nad urwanymi znajomościami. W pewnym
momencie, jak błysk z jasnego nieba, przypomniałem sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Było
już ciemno, około godziny osiemnastej. Schowałem ręce w kieszeniach,
spokojnie czekając w umówionym miejscu, jakim była jedna z
patologicznych ulic. Kiedy umawiałem się z Konradem przez telefon, nie
chciałem zmienić miejsca, które zaproponował. Z tego, co pamiętałem, był
wścibski. Cholera wie czy z tej cechy wyrósł, czy urosła razem z nim,
więc wolałem nie ryzykować. Nie musiał wiedzieć, że miałem jakąś spinę z
tutejszymi dresiarzami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyciągnąłem paczkę papierosów, czując
coraz większą niecierpliwość i odpaliłem fajkę. Co jakiś czas rzucałem
krótkie spojrzenia w stronę ulic. Znajdowałem się na chodniku obok
skrzyżowania. W końcu na którejś ulic dostrzegłem dość dużą postać,
poruszającą się w bardzo charakterystyczny dla dresa sposób. Opuściłem
rękę wzdłuż ciała, nie wiedząc, czy uciekać, czy stać w miejscu i wciąż
zgrywać chojraka. Postać na chwilę podniosła głowę, którą okrywał kaptur
i znów opuściła w dół, tym razem kierując się prosto w moją stronę.
Zmarszczyłem brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No siema, stary! - zawołał wesoło, ściągając kaptura. - Sto lat cię nie widziałem, odkąd żeś spierdolił z ojcem za granicę.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
No... Siema, siema. - uścisnąłem z nim rękę, wciąż będąc lekko
zszokowany. - Kurwa, duży się zrobiłeś... - wymamrotałem, przypominając
sobie Konrada jeszcze za dzieciaka. Zawsze był niższy ode mnie i
sprawiał wrażenie życiowej pizdy, a tu taka niespodzianka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Też
ostatnio się zdziwiłem, jak sobie przypomniałem, jaki byłem w
dzieciństwie. - zaśmiał się. Mimo wszystko jego rysy twarzy zdawały się
być wciąż sympatyczne. Kiedy się uśmiechał, w prawym kąciku jego ust
pojawiał się dołeczek, a zielone oczy zdawały się zdradzać, że trochę w
życiu już zdążył przeżyć, ale nie dał się złamać. - Ty też się
zmieniłeś. - dodał zaraz. - Masz jak poczęstować szlugiem?</div>
<div style="text-align: justify;">
- A, tak, tak... - otrząsnąłem się z myśli i wyciągnąłem paczkę papierosów, żeby poczęstować kolegę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Konrad
za dzieciaka był niezwykle irytującym szczylem. Był w jakiś sposób inny
i mało osób go lubiło przez jego nachalność. Teraz kompletnie mijał się
z tym opisem, chociaż to wciąż za wcześnie, żebym mógł go opisać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki. - odpowiedział, odpalając papierosa. Mój już był spalony do połowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłeś, że masz dzisiaj jakąś opcję, tak?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ano, miło że zadzwoniłeś i akurat w dobrym momencie. Nasza znajoma
przyjechała z Niemczech. Ma tutaj melanż-budę - powiedział i skinął
głowę w stronę pobliskiego bloku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To faktycznie dobrze. - mruknąłem w cichej refleksji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A ty coś taki cichy? - zaśmiał się. - Pamiętam cię jak byłeś zawsze rozwrzeszczanym i wyszczekanym bachorem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kurwa, dzięki za komplement, ale chyba nie chcesz, żebym do ciebie szczekał. - odparłem również żartobliwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Raczej ty tego nie chcesz. - odparł. To fakt, niekoniecznie tego
chciałem. Nie dość, że już mam za sobą parę wpierdoli, to jeszcze
zadzierać z takim bykiem jak Konrad to samobójstwo. - Zaraz dostanę
znać, czy możemy wbijać tam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Okej. - kiwnąłem głową i wyrzuciłem peta na bok.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chociaż widzę, że ktoś cię zdążył pokiereszować, co? - spytał po chwili. - Chyba że ta blizna jest z jakiegoś wypadku?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie, nie wypadek. Na tamtej ulicy - wskazałem ręką w którą z ulic -
jeden dres wyjebał mnie na glebę, a potem razem ze swoimi dwoma kolegami
potraktowali mnie jak piłkę futbolową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz mi tylko, którzy to, to sam się z nimi rozprawię.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pamiętam nawet jak wyglądali, więc nie ma co drążyć tematu. - machnąłem ręką.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty a mieli jakiś powód?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hm... Chyba po prostu za twarzowe. - prychnąłem śmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aha. No to musiał być najgorszy margines tutejszego marginesu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Najwyraźniej. - wzruszyłem ramionami, ale znów poczułem ból w barku i syknąłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Coś jeszcze cię boli? - spytał dość rozbawiony, a ja popatrzyłem na niego lekko spod byka.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Tak. Kilka dni temu zaliczyłem parę gleb, kiedy uciekałem przed
kolejnymi, co chcieli mi wyjebać. - na tę odpowiedź Konrad wybuchł
śmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O kurwa, to ty tu masz życie pełne akcji. -
skomentował. W jego kieszeni rozległ się dźwięk dochodzącego esemesa.
Wyciągnął komórkę. - Dobra, możemy wbijać. Chodź. - rzucił i ruszył w
stronę pobliskiej klatki schodowej. Standardowo po wejściu można było
wyczuć zapach charakterystyczny dla tych kamienic. Szedłem za Konradem,
który prowadził na pierwsze piętro.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Stanęliśmy przed drewnianymi, pomalowanymi na biało drzwiami.Wszedł bez pukania, a ja za nim, czując się z początku nieswojo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie musisz ściągać butów. - usłyszałem od Konrada, kiedy już się zaczynałem za to zabierać. - Tutaj rzadko jest sprzątane.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ahaaa... - pokiwałem głową. Kątem oka zauważyłem jak koś wychylił się
zza progu drzwi jakiegoś pokoju. Dziewczyna wlepiła we mnie swoje duże
oczy, analizując moją osobę. - Em, cześć? - przywitałem się, a szatynka
uśmiechnęła się promiennie i podbiegła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hejka! - zawołała,
uśmiechając się od ucha do ucha. Przytuliła się do mnie na przywitanie, a
ja odwzajemniłem. - Jestem Asia. - wyciągnęła w moją stronę rękę, a ja
ucisnąłem ją delikatnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem Daniel. - skinąłem głową i ukłoniłem się lekko, na co dziewczyna zaśmiała się.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Przyprowadziłem dawnego kumpla. - odezwał się Konrad. - Po drodze
oczywiście zahaczyłem o prezent dla ciebie. - dodał i kiedy rozpiął
kurtkę, z wewnętrznej kieszeni wyciągnął pół litra wódki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O jaaa! - zawołała uradowana. - Dobra, chodźcie do salonu. - machnęła ręką i pobiegła szybko do pomieszczenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Była
dziwna. Bardzo drobna, niska i chuda. Miała długie, gęste i brązowe
włosy sięgające do połowy pleców. Była ubrana w beżowy, trochę za duży
sweterek oraz w jasne spodnie jeansowe. W jakiś sposób przyciągała
wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszedłem do pokoju. Na stole były wyłożone chipsy, butelki z
piciem, popielniczka, płatki kukurydziane, niedojedzona miska z
płatkami z mlekiem i kieliszki. Podłoga do najczystszych nie należała,
ale ogólnie większego syfu tu nie było.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja pierdole, tu tak czysto jak nigdy. - zawołał Konrad, kiedy wszedł do pokoju za mną.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
No kurwa postarałam się. - zaśmiała się Asia, tymczasem ja usiadłem na
kanapie i siedziałem cicho, skupiając się bardziej na badaniu tego
miejsca.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kiedy reszta wbije?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam pojęcia. Może zaraz, może za godzinę. Może i zaraz i też za godzinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Daniel? - usłyszałem głos Konrada. Przeniosłem na niego wzrok. -
Cokolwiek tutaj zobaczysz, może zostawić bliznę na twojej psychice na
zawsze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uniosłem brwi, nie rozumiejąc do końca, o co mu chodziło.
Oboje nagle wybuchnęli śmiechem, a ja wymusiłem sztuczny uśmiech na
twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu to miejsce czasem jest odzwierciedleniem totalnego burdelu, więc się nie zdziw.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aaa. - machnąłem ręką. - Napiję się i będzie dobrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, swój chłopak! - zawołała szatynka, uśmiechając się uroczo. - Dobra, to, co, polewamy? Konrad, weź polej.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Na każdy twój rozkaz, pani. - powiedział, po czym wstał i otworzył
wódkę, polewając do kieliszków. Gdy skończył, cała nasza trójka wzięła
naczynia w ręce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Za mój przyjazd! - rzuciła, po czym wszyscy
wpakowaliśmy rozgrzewający płyn do naszych gardeł. Szybko popiłem wódkę
jakimś sokiem, żeby nie czuć jej smaku. - Wiesz może czy Graba będzie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, będzie. - kiwnął głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogę się doczekaaaać. - odpowiedziała podekscytowana. - Już chcę być na haju. Kiedy on będzie?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Za godzinę prawdopodobnie. Tej, Daniel, będziesz chciał trochę krysi? -
spytał nagle brunet. Słyszałem gdzieś kiedyś ten slang, wiedziałem,
jaki narkotyk otrzymał miano "krysia". Nie zastanawiałem się zbyt długo.
Chciałem dzisiaj nieco odpłynąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Krysia powiadasz... Za ile?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzisiaj na spróbowanie za darmo.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jak za darmo to na pewno skorzystam. - wyszczerzyłem się. - To co, na
drugą nóżkę? - rzuciłem, czując się od razu w lepszym humorze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No pewnie. - odpowiedziała Asia i znów wszyscy wychyliliśmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czułem
się tutaj całkiem dobrze, mimo że w ciągu godziny było tu około
dziesięciu osób i nie było za bardzo miejsca w salonie. Dlatego co jakiś
czas część ekipy wybywała do kuchni, głównie dlatego, żeby palić
marihuanę albo brać inne narkotyki, które się udało im załatwić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Byłem
już po paru głębszych. Może nawet więcej niż po paru. Siedziałem na
kanapie, a widok, jaki był przede mną, był całkiem znośny. Muzyka grała
głośno, a większość osób tańczyło na środku salonu, nie przejmując się
kompletnie niczym. Co jakiś czas ktoś zaliczał glebę, a jedna gwiazda
tego melanżu wspinała się na stary piec i z niego skakała. Nie
wiedziałem, że istnieją aż tak pojebani ludzie jak tutaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
Asia siedziała obok mnie i się we mnie wtulała. Bez skrępowania ją objąłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodź zatańczyć zanim Graba przyjedzie. - zaproponowała nagle, podnosząc się i wlepiając we mnie swoje duże, kocie oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Okej. - kiwnąłem głową i wstałem, łapiąc ją za dłoń. Świat nieco
wirował, więc było mi to obojętne, czy ktoś na mnie patrzy, czy też źle
tańczę. W zasadzie nie miałem żadnych obaw, po prostu zacząłem tańczyć w
rytm muzyki i kręciłem Asią jak na prowadzącego przystało.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze tańczysz. - powiedziała w końcu, kiedy do szło do zbliżenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki. - odpowiedziałem i zaraz zakręciłem ją jeszcze raz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przetańczyliśmy
tak dwie piosenki. W połowie trzeciej Konrad wstał z kanapy i machnął
do nas ręką, żebyśmy poszli za nim. Tak też zrobiliśmy. Brunet poszedł
otworzyć drzwi, za którymi stał facet niewiele starszy od nas, nieco
przy kości, ubrany w czarną skórę. Miał bujną i długą brodę, i nieco
zimne spojrzenie. Wszedł do środka. Skierowaliśmy się wszyscy do środka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, macie pakieta, podzielcie się jakoś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spoglądałem
uważnie, jak Konrad otwiera folię i wysypuje zawartość na blat w
kuchni. Potem wyciąga dowód i zaczyna rozdzielać proszek na trzy kreski.
Robił to ostrożnie i w skupieniu, ale też nie za wolno. W końcu wziął w
rękę zwijkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pierwszy raz będziesz brać? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak. - odpowiedziałem bez większego namysłu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Okej, to ty pierwszy, czyń honory. - powiedział i dał mi zwijkę. - pamiętaj, wsadź to do nosa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak
powiedział, tak zrobiłem. Wsadziłem zwijkę do dziurki w nosie, a potem
nachyliłem się nad jedną kreską i porządnie pociągnąłem nosem. Od razu
odrzuciłem zwijkę na blat i zacząłem pociągać nosem, czując, jak
kryształ zaczął rozprowadzać się po mojej dziurce w nosie, doprowadzając
do bólu. Gdy wreszcie to jakoś ogarnąłem, spojrzałem przed siebie,
gdzie znajdował się przedpokój. Czułem trzeźwość oraz... Niesamowitą
błogość. </div>
<div style="text-align: justify;">
- O cholera... - mruknąłem, co jakiś czas pociągając nosem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co jest?</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest zajebiste. - rzuciłem podekscytowany.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nawet
nie wiedziałem kiedy do mieszkania weszły kolejne osoby. W przedpokoju
zobaczyłem Kleja, który w progu rzucił mi krótkie "siema", na co odpowiedziałem równie krótkim przywitaniem. Chwilę zawiesił na mnie wzrok, a potem ruszył w
stronę salonu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zaraz po nim zauważyłem drugą znajomą twarz. Kogo
jak kogo, ale Patryka kompletnie się tutaj nie spodziewałem. Zawiesiłem
na nim wzrok, a potem wstałem jak oparzony. Złapała mnie chwilowa
panika. Nie chciałem, żeby widział, jak z problemami uciekam do
narkotyków. Brązowooki zauważył mnie w końcu, kiedy zdjął kurtkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Cześć? - powiedziałem, ruszając w jego stronę. Stanąłem w progu kuchni,
spoglądając mu w oczy. Brunet nie ukrywał zdziwienia. - Co ty tu
robisz? Nie spodziewałem się ciebie tutaj. - kontynuowałem, chcąc
brzmieć i zachowywać się w miarę normalnie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Sam też się zastanawiam. Klej nalegał, ale... Co ty tu robisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Odnowiłem kontakt ze starym kumplem, który... Jest za mną. -
niestarannie przeczesałem dłonią włosy, kiedy Patryk wychylił się lekko
zza mojego ramienia, żeby ujrzeć mojego kumpla, który właśnie wciągał
kreskę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aha. - skwitował krótko. Stałem jak wryty, chcąc coś
powiedzieć, ale nic przez gardło nie chciało przejść. - W porządku. W
sumie to się cieszę. - dodał, po czym skierował się do salonu. W jego
głosie można było usłyszeć obojętność. Westchnąłem cicho i ruszyłem za
nim. W końcu nie byliśmy dziećmi, żeby się na siebie foszyć jak
małolaty. Widziałem w jego oczach, że się na mnie zawiódł, ale przy tym
nie zareagował na to w żaden sposób, bo wciąż nas nie łączyło nic na
tyle, żeby się rzucać do gardeł na wzajem, gdy któreś z nas popełni
jakieś głupstwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadłem na kanapie. Zaraz do pomieszczenia
przyszła również Asia, która od razu siadła mi na kolanach, uśmiechając
się uroczo. Była naprawdę piękna. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wypijemy? - spytała, machając przed moimi oczami resztkami wódki w butelce. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Pewnie. - odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy. Oboje wypiliśmy z gwinta, a zaraz potem sięgnąłem po sok.</div>
<div style="text-align: justify;">
Naprawdę była piękna, ale...</div>
<div style="text-align: justify;">
Zerknąłem
na Patryka, który kompletnie nie umiał się tutaj odnaleźć i właśnie
próbował się napić wódki. Zanim to zrobił, zerknął moją stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zejdź. - powiedziałem nagle do szatynki. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Och, w porządku. - zrobiła to, co chciałem. Poczułem nagle wielką
irytację tym, co się działo. Wstałem i wziąłem jakieś krzesło z progu,
po czym przysiadłem koło Patryka, biorąc jakiegoś kieliszka i nalewając
sobie wódki. W końcu i tak mogłem teraz pić ile chciałem. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Zdrowie. - rzuciłem, stukając się z nim kieliszkiem i wypiłem jego
zawartość. Nie zamierzałem doprowadzić do tego, żebyśmy ze sobą zbyt
wiele nie rozmawiali, gdy tylko znajdowało się więcej osób.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
----------------------------------------------------------------</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
No witam was po długiej przerwie. Trochę z początku się wytłumaczę, opowiadanie jest częściowo inspirowane moim życiem, a w pewnym momencie nie umiałam zlepić opowiadania z moją rzeczywistością, a jak tego nie robię, nie umiem się kompletnie wczuć. W każdym razie jednak jakoś to wyszło. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę przerwę </3</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-5919381752907972182016-01-20T09:18:00.000+01:002016-01-20T09:18:35.190+01:00Witam<div style="text-align: justify;">
Dondziebry,</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Spokojnie, żyję, mam się prawie dobrze i nie porzuciłam bloga. Za każdym razem, gdy obiecuję, że wyjdzie nowy rozdział "w niedługim czasie" to coś musi się w życiu wydarzyć na tyle ciężkiego do przełknięcia, że od wszystkiego odpoczywam. Brakuje mi weny, chęci do tego, co dawniej robiłam, codziennie prowadzę mądre lub głupie refleksje na temat życia i ludzi. Mam wrażenie, że to pierwsze objawy wczesnej dorosłości xD</div>
<div style="text-align: justify;">
Mimo wszystko "swój" świat zawsze posiadać będę, a to się równa z tym, że pisać też będę. Rozdział zaczęłam pisać wczoraj i mam nadzieję, że w ciągu tygodnia następnego tygodnia się pojawi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miłego dnia ;)</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-24120373677978496512015-12-26T15:14:00.003+01:002015-12-26T15:14:55.068+01:00Informatyk rozdział 14.1<div style="text-align: justify;">
Obudziłem się, nie fatygując się
nawet otwierać oczu. Wydarzenia z dnia wczorajszego uderzyły we mnie
niemal od razu i to ze zdwojoną siłą. Czując ciepło drugiej osoby,
zacząłem się zastanawiać. Nad wszystkim. Tak po prostu. <br />
W końcu
nieczęsto zdarzało mi się obudzić po ciężkim wieczorze pełnym wrażeń
obok osoby, w której - nie oszukując siebie już nigdy więcej - byłem
zakochany. Przypominając sobie wczorajszą noc, nie do końca mogłem
uwierzyć w swoje zachowanie. Alkohol zdecydowanie dodawał mi wiele
odwagi. To nie tak, że tego żałowałem, ale nie wiedziałem kompletnie,
jaki będzie miał teraz Patryk do mnie stosunek. Oprócz tego, czekało
mnie jeszcze zmierzenie się z rzeczywistością. Teraz wpierdol pewnie
będę otrzymywać o wiele częściej. Na tę myśl potęgował się mój kac
moralny. Kumulacja myśli nie dawała mi spokoju.<br />
<br />
Leżałem
więc w bezruchu, obejmując szatyna ramieniem i korzystając z tego, że
jeszcze spał. Gdy tylko poczułem, jak ten lekko drgnął, uchyliłem tylko
na moment leniwie powiekę, a potem przymknąłem, żeby po
prostu nasłuchiwać. Czułem jeszcze przez parę chwil na sobie jego wzrok,
kiedy ja uparcie nie dawałem po sobie poznać, że już nie spałem.
Wkrótce Patryk wstał. Usłyszałem głośny huk i ciche syknięcie, na które
omal nie parsknąłem śmiechem. Potem wyszedł z tego pokoju i skierował
się na dół. <br />
Słysząc cudze głosy, mniemałem, że to bliska rodzina
Patryka postanowiła go odwiedzić. Sytuacja nie była na rękę ani trochę.
W każdym razie nie miałem sił, by starać się o dobre pierwsze wrażenie.
W dodatku byłem tak obolały, że nawet nie chciało mi się wstawać.
Zdecydowanie przydałby się w tym momencie jakiś teleport. W tym stanie
nie chciałem pokazywać się komukolwiek na oczy.<br />
<br />
Jeszcze
przez jakiś czas leżałem sam, dopóki nie usłyszałem, jak ktoś kieruje
się do tego pomieszczenia. Otworzyłem oczy i spojrzałem na stojącego w
progu Patryka.<br />
- Co się dzieje? - wymamrotałem.<br />
- Eee... Zapomniałem, że rodzice mieli dzisiaj przyjechać i zatrzymać się na pewien czas.<br />
-
Mhm... - znów mruknąłem i westchnąłem ciężko. - Czyli mam się stąd
usunąć? Dobra... - pierwsze próby ruszenia się przysporzyły mi ból. -
Wszystko mnie boli. - syknąłem, jednocześnie zachowując się tak, jak
zwykle - czyli w miarę luźno, mimo bólu i oczywiście tak, jakby nasze
relacje nie zostały w jakikolwiek sposób naruszone. Jednakże w powietrzu
panowała dziwna atmosfera kompletnie sprzeczna w porównaniu do mojego
zachowania. Chyba próbowałem oszukać samego siebie, udając, że nic się
nie stało, ale teraz to nie był czas na wyjaśnianie sobie pewnych
rzeczy.<br />
Udało mi się podnieść. Bolały mnie głowa, bark, łokieć i
dłoń. Czułem się jak jakaś pomięta koszulka. Zerknąłem w stronę moich
wczorajszych rzeczy i stwierdziłem, że jedynie tę bluzkę, którą już mam
na sobie, nie przebiorę. Lepiej w końcu wrócić w czymś, co nie jest
poplamione krwią. To nie tak, że nie chciałem nikogo zmartwić, ale
raczej udawać, że nie wdałem się ponownie w kłopoty. To był chyba już
drugi raz, kiedy nie chciałem martwić swojej rodzicielki.<br />
- Daj mi
chwilę. - rzuciłem w stronę szatyna, na co on na moment wyszedł.
Przebrałem jedynie spodnie, a potem ruszyłem w stronę wyjścia z
pomieszczenia. Patryk, widząc mnie gotowego, ruszył w dół schodami. Ja
tuż za nim. Znajdując się w przedpokoju, rzuciłem spojrzenie w stronę
kuchni, widząc tam kobietę, która obecnie zmywała naczynia.<br />
-
Dzień dobry. - odezwałem się, wymuszając uśmiech, na co matka Patryka
odwróciła się w moją stronę i momentalnie zrzedła jej mina.<br />
-
Dzień dobry... - odmruknęła i powróciła do swojej czynności, a ja
nieznacznie się skrzywiłem, przenosząc wzrok na szatyna, który nie
raczył mnie nawet wzrokiem. Ogólnie przemiła atmosfera, aż po prostu
miałem ochotę zostać tu jeszcze dłużej.<br />
Kiedy zaraz potem w
przedpokoju pojawił się również ojciec Patryka, jemu również
powiedziałem "dzień dobry", nie kwapiąc się już na więcej entuzjazmu.
Mężczyzna zresztą też nie, więc nikt na tym nie ucierpiał. Powoli
ubrałem buty, a potem poplamioną z krwi kurtkę. Zupełnie zignorowałem
rozmowę tej dwójki, skupiając się na szybkim odejściu.<br />
- To ja
idę. Do widzenia. - rzuciłem, łapiąc za klamkę i zamykając za sobą
drzwi, nie racząc szatyna wzrokiem. Przeczesałem w miarę zdrową ręką
swoje włosy i ruszyłem przed siebie. Gdybym został, z pewnością nie
wytrzymałbym odprawiania zbędnego teatrzyku przed rodzicami Patryka i
przy okazji udawania, że jesteśmy tylko zwykłymi kolegami. Tym bardziej,
że jeszcze tej nocy doszło między nami do bliższego kontaktu, jakim
zwykły koledzy siebie nie darzą.<br />
Mętny wzrok utrzymywałem na
swoich butach, obserwując kroki. I, kurwa... One również się ubrudziły.
Nic dziwnego. Deszcz coraz częściej się pojawiał, a ja wczoraj
zapierdalałem po jakichś działkach i rozpulchnionej, mokrej ziemi.
Żałując tych ubrudzonych butów doszedłem do wniosku, że w sumie trochę
tęskno mi było za czasami, kiedy moim jedynym i głównym problemem były
ubrudzone buty.<br />
<br />
Ponadto wszystko na dworze było
cholernie zimno. Temperatura jakby drastycznie spadła w tę dzisiejszą
noc. Uniosłem głowę i ogarnąłem okolicę swoim spojrzeniem. Zmrużyłem
oczy, kiedy zauważyłem niewielkie, pojedyncze paprochy lecące w moją
stronę. Długo mi to zajęło, zanim zrozumiałem, że to były pojedyncze
płatki śniegu. Nie było mrozu, więc te nieszczęsne w zetknięciu z ziemią
zaraz topniały. Uniosłem brwi. Była połowa października, ale te
nierzucające się w oczy anomalie pogodowe zaczynały być normalnością.
Chuchnąłem, a z ust poleciała delikatna para z ust, kiedy tym samym
przypomniałem sobie, żeby sprawdzić godzinę. Było południe, więc raczej
już na cieplejszy dzień się nie zapowiadało<br />
Nie zwracałem uwagi na
przejeżdżające samochody. Schowałem dłonie do kieszeni i spuściłem
wzrok, znów przyglądając się swoim butom. Po mojej głowie nagle zaczęła
chodzić pewna piosenka, tak bardzo adekwatna do mojego aktualnego
nastroju, że aż żałowałem, że nie miałem przy sobie słuchawek.<br />
Przez
kompletne zamyślenie droga minęła mi bardzo szybko. Obudziłem się jakby
ze snu przed drzwiami swojego domu. Włożyłem klucz do zamka i
otworzyłem je, wchodząc do środka. Z przedpokoju dojrzałem przesiadującą
w kuchni matkę. Jej oczy były skierowane na osobę, która prawdopodobnie
siedziała na przeciwko przy stole, choć tej z kolei nie byłem w stanie
zauważyć przez zasłaniającą ją ścianę. Wzrok, jakim ją darzyła, był
typowy dla samotnej matki, która sobie kogoś znalazła. Wkrótce poznałem
po głosie, kto mógł zagościć w naszym domu. Uniosłem jedynie brwi i
przewróciłem dyskretnie oczami. Ta nawet nie zwróciła zbytnio wielkiej
uwagi na moją obecność. Chyba zbędnie się martwiłem o to, że mogłaby
zobaczyć krew na mojej kurtce czy też bluzkę, którą zresztą i tak
zostawiłem u Patryka. Zdjąłem z siebie zbędne ubrania wyjściowe i już
miałem kierować się do swojego pokoju, kiedy usłyszałem głos matki.<br />
-
Zdaje się, że mój syn marnotrawny wrócił. - rzuciła mrukiem w stronę
czarnego frajera. - Gdzie się włóczyłeś? - na to pytanie cofnąłem się do
progu pokoju i wychyliłem się zza framugi.<br />
- Nic specjalnego. -
odmruknąłem, nie mając nawet siły na jakiekolwiek docinki. Rodzicielce
zajęło chwilę, zanim zauważyła, że moje ręce nie były w najlepszym
stanie. Zdawało mi się, że przez chwilę na jej twarz wpełzł prawie
niezauważalny uśmiech, który stłumiła, a potem podniosła na mnie swój
nieco pogardliwy wzrok.<br />
- Właśnie widzę. - odparła, a ja ruszyłem
do kuchni, przypominając sobie o pustym żołądku. Nie zerknąłem nawet w
stronę Caleba, który świecił swoimi białymi zębami w stronę mojej matki.
Ten czarny gościu bardziej przypominał mi schizofreniczny omam, niż
realną osobę, dlatego nie zwracałem na niego uwagi. - Co ci się stało? -
rzuciła nagle matka, przybierając swoją ignorancką wobec mnie postawę,
kiedy ja po prostu robiłem sobie kromkę.<br />
- Mała sprzeczka z
kolegami. - odparłem pozornie spokojnie. Nawet tak prosta czynność, jak
robienie sobie kromki była dla mnie czymś trudnym, ale nie chciałem tego
dać po sobie poznać. - To nic poważnego.<br />
- Ale zdaje się, że
okradli cię z dobrego wychowania. - odparła, a ja odwróciłem się w jej
stronę, od razu rozumiejąc jej ciętą ripostę.<br />
- Dzień dobry. -
powiedziałem w stronę Caleba, który nie za bardzo rozumiał o co
chodziło. Dało się to wywnioskować po jego głupim i zmieszanym uśmiechu.<br />
-
Dzień dobry. - odpowiedział mieszanym akcentem. Miałem w duchu
nadzieję, że ta dwójka nie zatrzyma mnie na dłużej i nie rozpocznie
tematu ich wspólnej przyszłości oraz o tym, że będę musiał zaakceptować
ich ewentualny związek. Facet pewnie nie wiedział, w co brnął.<br />
Ruszyłem
w końcu do pokoju, zamykając za sobą drzwi. W spokoju zacząłem spożywać
jedzenie na szybko, by zaraz położyć się ostrożnie na łóżko. Tego dnia
naprawdę czułem się jak wyjątkowe ścierwo. Zamknąłem oczy i zignorowałem
mruczenie matki na mój temat, które słyszałem nawet za ścianą.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
<br />
Cały
dzień przeleżałem w łóżku. Sukcesem było to, że jeszcze ani razu nikt
nie ośmielił się wejść do mojego pokoju i rozpocząć jakiś kolejny
monolog na mój temat. Mogłem się cieszyć swobodą spania. Myśleć już za
wiele nie chciałem, bo czułem, że z każdą myślą ulatywał ze mnie duch.
Wolałem popaść w sen, ale, jak na złość, budziłem się co jakiś czas, a
potem znów zasypiałem. Nie wstawałem nawet, żeby pójść za jedzeniem.
Schemat powtarzał się tak do późnego wieczoru, aż do momentu, w który
nie włączyłem w telefonie stary komunikator.<br />
Widząc, że Patryk był
dostępny, moje serce przyspieszyło tempo. Westchnąłem ciężko i
opuściłem rękę wzdłuż ciała, łapiąc się przy tym na zachowaniu jak u
typowej, zakochanej nastolatki. Prychnąłem sam do siebie, w myślach się
za to karcąc. Czy naprawdę moim świecie dążącym do autodestrukcji
brakowało mi jedynie dylematów miłosnych? Tępo wpatrywałem się w sufit,
zastanawiając się nad głupim pytaniem - czy napisać do niego? W ten z
zamyśleń wybudził mnie dźwięk charakterystyczny dla przychodzącej
wiadomości GG. Drgnąłem, podnosząc rękę znów nad głową, by w
wyświetlaczu ujrzeć, kto do mnie napisał.<br />
<b><span style="font-size: x-small;"><br /></span></b>
<b><span style="font-size: x-small;">- Cześć, Daniel</span></b><br />
<br />
Spoglądałem
na tę wiadomość z kamienna miną, gdy w międzyczasie w mojej głowie
roiła się masa myśli i wątpliwości. O czym będzie ta rozmowa?
Przełknąłem głośno ślinę, czując zdenerwowanie.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- No cześć.</b></span><br />
<br />
Odpisałem w końcu, czekając na rozwój sytuacji.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Słuchaj, trochę głupio wyszło z moimi rodzicami, ale wiesz...</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Co? No właśnie nie do końca wiem :D</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Co robisz jutro? </b></span><br />
<br />
<br />
Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Brew odruchowo nieco uniosłem, spoglądając w wyświetlacz.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Co za bezpośrednie pytanie, Patryk ;) Siedzę w domu, prawdopodobnie... Czyli nie mam planów :D</b></span><br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b> </b></span>Odpisałem z delikatną nadzieją, że chodzi o jakieś spotkanie. <br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>-
Dobra, będę szczery. Wiem, że jestem trudny do rozgryzienia, sam się z
tym chujowo czuję, ale chcę, żeby między nami wciąż był kontakt.</b></span><br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b> </b></span>Zmarszczyłem
delikatnie brwi i postanowiłem wziąć tę wiadomość z mocnym dystansem,
zanim przedwcześnie zinterpretowałbym na swój sposób i na swoją korzyść.
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- W porządku. Teraz określ się, o jaki ci kontakt chodzi :)</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>-
Bardzo dobry kontakt. Jak to ująć... Leżę sobie teraz w łóżku. Sam.
Wiesz z czym się równa leżenie samemu w łóżku? Z tym, że ciebie w nim
nie ma, a konkretniej - ciebie nie ma obok mnie. </b></span><br />
<br />
Zatkało
mnie. Na trochę dłuższą chwilę. Czasami przesuwałem bezsensownie
palcami po wyświetlaczu, próbując skleić w głowie jakieś konkretne
zdanie. Dopiero potem w polu tekstowym pojawiła się wiadomość, którą
zaraz wysłałem. Zacisnąłem szczękę, czując dziwne zniecierpliwienie.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- ... Czy to było luźne i subtelne wyznanie mi, że za mną tęsknisz? </b></span><span style="font-size: x-small;"><b>- Tak. </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- To było całkiem romantyczne, aż mnie zaskoczyłeś. Ale wiesz co? </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Hm?</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Czuję dokładnie to samo, co ty. </b></span><br />
<br />
Nie
do końca do mnie to dochodziło, ale czułem się szczęśliwy i
rozluźniony. Zaśmiałem się cicho pod nosem, a potem już tylko się
uśmiechałem głupkowato do ekranu telefonu.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Chcesz się ze mną spotkać jutro?</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Tak</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Daj mi swój numer :D</b></span><br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b> </b><span style="font-size: small;">Gdy tylko w wiadomości pojawił się jego numer, od razu go zapisałem.</span><b> </b></span><br />
<br />
<b><span style="font-size: x-small;">- Dobra, jutro wyślę tobie esemesa i dam znać, czy jutro mam chatę wolną, a jak nie, to jeszcze ustalimy godzinę i miejsce ;)</span></b><br />
<b><span style="font-size: x-small;">- W porządku... Tak może być. </span></b><br />
<b><span style="font-size: x-small;">- A tak w ogóle to co tam u ciebie? Jak z rodzicami?</span></b><br />
<b><span style="font-size: x-small;">- Em... Trochę uciążliwi.</span></b><br />
<b><span style="font-size: x-small;">- Niech zgadnę... Wypytywali się o twoją "dziewczynę" </span></b><br />
<b><span style="font-size: x-small;">- Ta... </span></b><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Co im odpowiedziałeś? :D </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>-
Wcisnąłem kit, że się spotykam z jakąś dziewczyną, ale nie mogę jej
teraz zaprosić, bo jest na projekcie ze szkoły i nie ma jej dwa
tygodnie. </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- W takim razie uważaj, żeby na twoim ciele nie pojawiło się w ten czas więcej malinek. ;))) </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- ...</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Wyobrażam sobie, jak teraz musisz wyglądać xD</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Muszę iść spać, dobranoc :///</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Ej, ej, ej! Dobra, żartowałem, już nie będę. xD</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Dobrze, wiem. Ale serio muszę spadać :D </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Hm... No w porządku. Widzimy się jutro ;)</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- No, to pa. </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Fajnie, że się odezwałeś. ;) Dobranoc. </b></span><br />
<br />
Nawet
i po tej krótkiej rozmowie wciąż na mojej twarzy utrzymywał się
uśmiech. Przez ten czas zapomniałem o tym, co się dookoła mnie działo i
co dotychczas się mnie przytrafiło. Potem jednak zaraz spoważniałem,
myśląc o nocy u Patryka. Podniosłem się do siadu i spojrzałem przez
okno.<br />
Cały dzień praktycznie przespałem, prawie nic nie jedząc i
prawie nic nie pijąc. Zmęczenia już nie czułem, ale za to odezwał się
mój pusty żołądek, dlatego wstałem i skierowałem się do kuchni. Na moje
szczęście była pusta, murzyński kochanek mojej matki musiał już dawno
opuścić ten dom. Skierowałem się do szafek, żeby zrobić sobie coś do
jedzenia. Zauważyłem również, że przez ostatnie kilka dni nie jadłem
prawidłowo. Westchnąłem ciężko. Po zjedzeniu kanapki ubrałem buty,
zarzuciłem na siebie szybko kurtkę i wyszedłem z domu. Nie rzuciłem
nawet okiem na to, czy w domu znajdowała się chociażby siostra. Po
prostu udałem się na krótki spacer, mimo że była już późna godzina.
Spoglądając co jakiś czas na ciemne niebo, na którym nie było widać zbyt
wiele gwiazd, zacząłem zastanawiać się znów nad wszystkim. Dlatego też
ruszyłem do najbliższego sklepu po papierosy. Nawet jeśli był to rak dla
ciała, to był to lek łagodzący na bóle psychiczne. Zapaliłem pierwszego
papierosa, gdy stałem na moście i opierałem się o poręcz.<br />
Zdecydowanie
żałowałem tego, co stało się wczoraj obok orlika. Bywałem materialistą,
więc nie żałowałem tego, że potraktowałem Mikołaja jak najgorsze
ścierwo. Żałowałem, że przez to, że potraktowałem go jak ścierwo, nie
miałem teraz jak naprawić relacji z Robertem. Nie miałem dostępu do
zioła, które w takich refleksyjnych chwilach, jak ta, było o wiele
bardziej przydatne niż ten trujący papieros. Nic jednak nie mogłem
poradzić ze świadomością, że często bardziej zależało mi na drobnych
przyjemnościach niż na ludziach. Zdarzały się jednak wyjątki.<br />
<br />
Kiedy
moje myśli skierowały się znowu na Patryka, rzuciłem kiepa do rzeki i
ruszyłem wolnym krokiem do swojego domu. W taki sposób skończył się ten
nudny dzień.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
- Wstawaj. - poczułem, jak ktoś ze mnie ściągnął kołdrę. - Dzisiaj masz zadanie bojowe i musisz posprzątać dom.<br />
Lekko
otworzyłem zaspane oczy, żeby ujrzeć rozmazany widok mojego
nieogarniętego pokoju oraz matkę, która podciągnęła żaluzje w oknie, by
wpadło tutaj więcej światła, którego nie chciałem. Przetarłem dłonią
powieki i mruknąłem pod nosem, zaciągając na siebie z powrotem kołdrę.<br />
-
Masz dziesięć minut. - rzuciła stanowczo po jakiejś minucie wpatrywania
się we mnie swoim jadowitym spojrzeniem. Wypuściłem głęboko powietrze i
ułożyłem wygodnie głowę na poduszce. Nie miałem ochoty jeszcze wstawać,
ani tym bardziej zmierzać się z rzeczywistością. Nie dzisiaj, w sumie
to jutro też nie... A najlepiej nie wychodziłbym z domu przez tydzień.
Życie mogłoby być chociaż trochę litosne i dać mi dzisiaj dłużej pospać.
Matka nie miała w sobie za grosz empatii, toteż na pewno nie zrozumiała
tych moich antyspołecznych dni. Zresztą, wyszedłbym na pizdę życiową,
więc mówienie jej czegokolwiek nie byłoby niczego warte.<br />
Otworzyłem
oczy, zawieszając na dłuższą chwilę wzrok na suficie. Jedyne, co
dobrego mogło mnie dzisiaj czekać, to spotkanie się z Patrykiem.
Oczywiście o ile nie zdarzy się coś dzisiaj na tyle pechowego, że plany
się pokrzyżują.<br />
- Daniel! - usłyszałem wrzask matki za drzwiami, a
ja teatralnie wywróciłem oczami i wstałem. Wstawanie, podczas gdy łóżko
miało tak dużą grawitację, jest naprawdę ciężkie. Otworzyłem drzwi
pokoju i stojąc w progu rzuciłem wzrok na matkę.<br />
- A Sylwia...? - mruknąłem, niedbale przeczesując włosy i spoglądając na rodzicielkę miną zbitego psa.<br />
- Co Sylwia.<br />
- Sam chyba nie będę sprzątać, nie? - skrzywiłem się.<br />
- Będziesz. Ja i Sylwia idziemy zaraz na miasto, bo dzisiaj sklepy wcześniej zamykają.<br />
- No to jak wróci, nie?<br />
- Jak wrócimy to ma być wszystko ładnie posprzątane.<br />
Uniosłem
brew ku górze i obleciałem wzrokiem wszystko dookoła. No trudno.
Sprzątać nie lubiłem, ale to nie jest najgorsza rzecz, jaka mi się mogła
dzisiaj przytrafić. Oparłem się plecami o ścianę z poddaniem w oczach i
wyciągnąłem telefon.<br />
- A właśnie, dzisiaj gdzieś jedziesz? -
spytałem, spoglądając na nią ukradkiem. Chociaż była niedziela, miałem
nadzieję, że dzisiaj spędzi czas ze swoim kochankiem u niego w domu, a
nie tutaj.<br />
- Nie. - odmruknęła, zajmując się zmywaniem naczyń, a ja znów się skrzywiłem. Zacząłem pisać esemesa do Patryka.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Cześć, jak tam? Śpisz jeszcze?</b></span> <br />
<br />
Wysłałem wiadomość, po czym odłożyłem komórkę, żeby się zabrać za to, co musiałem zrobić tego dnia. <br />
<br />
<br />
-------------------------------------------------------------------<br />
<br />
<br />
Witajcie!
Tak, to jo. Postanowiłam podzielić ten rozdział na dwie części z tego
względu, że większość z niego została napisana zanim dodałam ostatniego
posta o tym, że przerwę pisanie na jakiś czas. Co się z tym równa?
Rozdział został napisany jeszcze zanim zamknęłam swój własny rozdział
życiowy i jakoś ciężko mi go kontynuować. Z drugą częścią tego rozdziału
będzie już inaczej, a przynajmniej mam taką nadzieję.<br />
<br />
Miłego czytania i wesołych świąt! :D </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-38976923004212535342015-12-02T22:14:00.002+01:002015-12-02T22:14:45.574+01:00UWAGA BARDZO WAŻNE<div style="text-align: justify;">
Nie lubię za bardzo wylewać żali w internecie, ani nie chciałabym cokolwiek przerzucać na moje opowiadanie... Niemniej jednak nie wiem kiedy wrócę do pisania. Powracam do brutalnej rzeczywistości mojego małego miasta. Nie potrafię tego ująć krótko, a jeśli ujmę to krótko, to będzie brzmieć to niekonkretnie. Tu, gdzie mieszkam, jest wiele zagubionych ludzi, a ja dostałam niezłego kopa bezsilności. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem, kiedy wrócę do pisania. Przepraszam. Nie wiem, czy po tym, co się dzieje i po tym, co się ewentualnie stanie, będę mogła pisać dalej. W zależności, jak potoczą się sprawy, a uprzedzam, że jeśli potoczą się źle, to może to potrwać długo.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze raz przepraszam. To nie ma być pożegnanie. Pisanie opowiadań to moja pasja, w którą włożyłam więcej, niż w cokolwiek innego. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do kiedyś.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-7635523690950190682015-11-29T11:14:00.000+01:002015-11-29T11:15:57.574+01:00Już więcej nie piszę.<div style="text-align: justify;">
Nie no, żartuję, bo taki ze mnie śmieszek jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W każdym razie rozdziału nie będzie jednak w tym tygodniu ze względu na bardzo chujowy obecnie tryb życia. Im więcej brnę do ludzi, tym bardziej świat wyobraźni jest dla mnie trochę wyobcowany, toteż ciężko się pisze. Ale spokojnie, rozdział będzie. Nie wiem kiedy i nie chcę pisać, że szybko, bo pewnie odruchowo dodam go o wiele później niż zaplanuję XD</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Trzymcie się ;)</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-26957181921466221432015-11-16T20:09:00.005+01:002015-11-16T20:09:43.783+01:00Informatyk rozdział 13<div style="text-align: justify;">
-
Nie wytrzymam z tobą. - syknęła wściekle matka. Drżącą dłoń przykładała
do swoich ust, żeby zaciągnąć się papierosem. Stałem napity w
przedpokoju, opierając się łokciem o ścianę. Uśmiechałem się złośliwie,
nie mogąc się powstrzymać. Było już późno, a musiałem jeszcze słuchać
kazania ze strony nerwowej matki. - Kiedy masz zamiar pójść do szkoły? -
spytała po dłuższym milczeniu. Prychnąłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- W poniedziałek. - odparłem, na co rozległ się huk. Matka gwałtownie uderzyła otwartą dłonią o stół. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jutro! JUTRO masz iść. Słyszysz? Masz wypierdalać na pół dnia do
szkoły. I lepiej sobie znajdź jakieś zajęcia dodatkowe, bo inaczej
pożegnasz się z komputerem, z telefonem i pieniędzmi. Pamiętaj, że póki
tutaj mieszkasz, niezależnie ile masz lat, masz się mnie słuchać. -
mówiła, a jej oczy zrobiły się szklane z nerwów. Zmarszczyłem brwi, nie
wiedząc do końca, co powiedzieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czasami
miewałem ataki derealizacji albo po prostu ataki nagłej samoświadomości
swojego istnienia i wszystkiego wokół. Widząc matkę palącą przy oknie i
nie potrafiącą sobie radzić z nerwami, czułem dziwną pustkę. Możliwe,
że czułem żal i w jakiś sposób jej współczułem, ale nie potrafiłem
okazać skruchy. Po prostu spoglądałem na nią, widząc kątem oka ulatujący
dym z papierosa. Kłębek szedł ku górze, coraz bardziej
rozprzestrzeniając się po pomieszczeniu. Smród roznosił się już po
prawie całym domu. - Nie masz mi nic do powiedzenia, tak? - kontynuowała
swój monolog. Przymrużyłem jedynie oczy. Sądząc po jej zachowaniu, ona
również zdążyła coś wypić. W dodatku biła od niej tak frustracja, jak
nigdy. Śmiało mogłem stwierdzić, że coś stało się między nią, a jej
nowym kochankiem. Na te ironiczne myśli znów się uśmiechnąłem złośliwie,
a rodzicielka zmierzyła mnie złowrogo. - Nie wiem kurwa po kim masz te
geny... Nawet twój ojciec, choć jest tym... - urwała. - Nigdy nie był
takim nieudacznikiem. - pokręciła głową. - Powinien był cię zaprowadzić
do jakiegoś psychiatry, bo zachowujesz się jak psychopata. Zero skruchy,
zero sumienia i tylko uśmiechasz się na to, co mówię. - mamrotała pod
nosem, strzepując popiół z fajki.<br />
<br />
Spoważniałem, kiedy to
powiedziała. Owszem, zdarzało jej się powiedzieć coś rażącego w moją
stronę i to nie raz, ale osąd o psychopatię to nowość. Nie wiedziałem,
co o tym myśleć, dlatego ani się nie śmiałem, ani mnie to nie dotknęło.
Bynajmniej nie teraz, ponieważ jeszcze ta sytuacja do mnie nie doszła. -
Ja nie wiem co mam zrobić... - westchnęła ze smutkiem, po czym
wyciągnęła portfel. - Chodź do tej szkoły. Nie wracaj za wcześnie do
domu. - mruknęła, wyciągając banknot w wysokości dwustu złotych i
wystawiając go na stół. Zerknąłem na niego, a potem na nią. Zacisnąłem
delikatnie dłonie, ale podszedłem do stołu i wziąłem pieniądz.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jak sobie życzysz. - mruknąłem jedynie na do widzenia i skierowałem się
do swojego pokoju. Po tej dziwnej sytuacji czułem się niezwykle sprany z
emocji. Mając wciąż alkohol we krwi, zacząłem dochodzić do wniosku, że
moje relacje rodzinne były niezwykle dołujące. Tylko... Po czyjej
stronie leżał błąd? Czy to moja wina, że matka taka jest, czy jej, że
to ja taki jestem? Który z nas pierwszy zaczął zatruwać życie sobie
nawzajem?</div>
<div style="text-align: justify;">
W każdym razie wychodziło na to, że moja własna matka
zapłaciła mi za to, żebym często nie przebywał w domu i jednocześnie nie
sprawiał żadnych kłopotów. Czy to było normalne? Nie. To było tak
absurdalne, że gdyby to komuś się przytrafiło, śmiałbym się mu prosto w
oczy. Teraz jednak nie chciało mi się specjalnie stawać przed lustrem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Im
bardziej się zastanawiałem, tym bardziej czułem się jak śmieć. Chociaż
tak czułem się już od bardzo długiego czasu i do takiego stanu rzeczy
powinienem był przywyknąć. Najwyraźniej alkohol naprawdę wyolbrzymiał
moje myśli i uczucia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Byłem dnem moralnym. Daniel
Pluta, lat osiemnaście, raz puścił kibla, pół-pedał, codziennie pali
zielsko i chleje, brak perspektyw i ambicji. Taki ze mnie trochę typowy
dresiarz, tylko że pół-pedał i w dodatku z bogatej rodziny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oparłem łokcie o biurko, siedząc przy nim na swoim obracanym krześle i schowałem twarz w dłoniach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zacząłem
się trochę rozczulać nad sobą, co było winą alkoholu. Na pewno
alkoholu... Westchnąłem ciężko, przywołując różne wspomnienia.
Najbardziej chciałem sięgnąć pamięcią do tych, w których byłem jeszcze
mały i szczęśliwy. Te obrazy, jakie zapamiętałem, należały do kompletnie
innego świata. To były dosłownie początki mojego dzieciństwa. Nie
pamiętałem konkretnie, kiedy moja matka przestała zachowywać się jak
matka. Nie umiałem sobie przypomnieć konkretnej sytuacji, która byłaby
tym wyznacznikiem rozdzielającym świat, w którym byłem wesołym bachorem,
a świat, w którym zacząłem patrzeć na wszystko inaczej. Ojca z kolei
pamiętałem jako człowieka, który nie miał dla mnie zbyt wiele czasu i
był zawsze w pewien sposób przygnębiony. Teraz, z perspektywy czasu,
mogłem się domyśleć, jakie problemy mieli wtedy między sobą rodzice już w
tamtym czasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ojciec za granicą wydawał się być
całkiem podbudowany, choć czuł się dziwnie w moim towarzystwie i często
nie wspominał mi, że w ogóle z kimkolwiek się spotykał. Kiedy
przyprowadzał jakiegoś mężczyznę do domu, ja sprawiałem wrażenie kogoś,
kto nie wiedział, co tak naprawdę ich mogło łączyć. Co śmieszniejsze, on
nie wiedział, że ja również lubuję się w męskich ciałach. Nawet, jeśli
między nami panowała często cisza - a nawet przeważnie cisza - to tam
miałem przynajmniej spokój od wojujących samic alfa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Znów westchnąłem ciężko i wyjąłem portfel, żeby schować do niego dwieście złoty.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mój
kontakt z matką, ojcem i siostrą leżał i kwiczał. Z Patrykiem... Nie
wiedziałem, jak było. Szatyn to skomplikowana znajomość, do której
żywiłem duże nadzieje, ale z czasem zaczęły zanikać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim jednak pogrążyłem się w dziwnym dołku, który bardzo rzadko mnie łapał, usłyszałem dźwięk dochodzącego esemesa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-small;"><b>Hej, masz jutro czas? :)</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do
tej całej mieszanki mogłem dorzucić jeszcze Mikołaja, który właśnie do
mnie pisał, a ja uparcie unikałem go od czasu upojnej nocy. Nie miałem
już dzisiaj ochoty na pisanie z kimkolwiek, ani na męczenie się z
towarzystwem osoby najmniej przeze mnie pożądanej. Jutro zamierzałem
wyjść i po prostu pić, i palić w znanym mi dobrze towarzystwie.
Uciekanie do używek to nie najlepsze rozwiązanie, nawet zdawałem sobie z
tego sprawę, ale... Póki co, nie widziałem żadnego wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Za
dużo myślałem. Łóżko było najlepszym rozwiązaniem na wszystkie dręczące
mnie myśli. Wstałem więc z krzesła i rozebrałem się ze zbędnych ubrań,
żeby następnie się położyć. Nie musiałem długo czekać, aż sen nadejdzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poranek
zaczął się całkiem normalnie, z normalnym porannym powstańcem w kroku.
Nietrudno zgadnąć, co mi się śniło i z kim to robiłem. Nie przejmując
się na razie niczym innym, wstałem i udałem się do łazienki, żeby tam
sobie ulżyć. Po skończonej szybkiej robocie, zmęczonymi oczami
spojrzałem w odbicie w lustrze. Dawno nie miałem tak dziwnie
podkrążonych oczu. Wyglądałem jak siedem nieszczęść. Cztery dni picia i
dzienne przeżywanie kaca robiło swoje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przeczesałem niedbale włosy
i westchnąłem ciężko. W jakiś sposób czułem się znudzony - lub też -
zmęczony swoim obecnym trybem życia. Nie chcąc jednak myśleć zbyt wiele,
wziąłem szybki i zimny prysznic, kiedy to ktoś zaczął dobijać się do
drzwi. Umyłem się szybko w obawie, że matka chciała jeszcze zrobić mi
wywód z rana na temat mojego niechodzenia do szkoły. Z prędkością
światła ubrałem na siebie świeże ubrania, ale kiedy otworzyłem drzwi,
zastałem Sylwię. Doszedłem do wniosku, że musiał być ranek, skoro jej
jeszcze nie było w szkole. Dlaczego na kacu zawsze musiałem wstawać
wcześnie? Miałem poryty organizm. </div>
<div style="text-align: justify;">
Coraz rzadziej odbywałem
motywujące rozmowy ze swoim odbiciem, toteż tym razem jedynie rzuciłem w
nie okiem, a następnie otworzyłem drzwi. Minąłem wchodzącą do
pomieszczenia siostrę bez słowa. Teraz rozejrzałem się po domu i
zrozumiałem, że matki już dawno nie było. Niechcący również rozkopałem w
głowie rozmowę ze wczorajszego dnia, ale szybko odsunąłem od siebie
zbliżającego się dołka.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Skierowałem się do kuchni, by
zrobić sobie coś do jedzenia. Usiadłem znudzony i przygaszony na
krześle, kładąc nogi na drugie naprzeciwko siebie. Zająłem się swoim
telefonem, jedząc spokojnie kanapkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nasze relacje
wyglądały inaczej od jakiegoś czasu. Głównie milczeliśmy,
nie docinając sobie nawzajem, jak to zwykło między nami. No, w każdym
razie bardzo rzadko to robiliśmy, a jak to robiliśmy, wychodziła z tego
poważna kłótnia. Cisza panowała coraz częściej w tym
domu. Czasem miałem wrażenie, jakbym mieszkał tu sam. W każdym razie
mógłbym przysiąc, że znów miałem ogarnęło mnie to uczucie, gdyby nie to,
że w pewnym momencie blondyna zaczęła dobijać mi się do drzwi. A propos
tego, to czasem jej sygnały i zachowania były bliskie tym, które
okazywały zwierzęta. Gdyby nie to, że nie da się jej wytresować, to
śmiało mógłbym stwierdzić, że ma wiele wspólnego z psem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie zamierzasz iść do szkoły? - wyrwał mnie z myśli poirytowany ton
Sylwii. Zerknąłem w jej stronę. Była już gotowa do wyjścia. Nie
wiedziałem, że na tak długo się "wyłączyłem", gdyż w przypadku tej
kobiety przygotowania się trwały dość długo. Uśmiechnąłem się krzywo w
jej stronę, żeby już na wstępie samą swoją postawą ją zirytować.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zgadnij. - odparłem zdawkowo, odruchowo kreśląc koła po wyświetlaczu telefonu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Z dnia na dzień robisz się coraz bardziej żałosny. - mruknęła, kierując
się do przedpokoju. Bez skrępowania i na dzień dobry miała cel
wkurwienia mnie. Pod tym względem byliśmy bardzo podobni.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A ty niewyżyta. - rzuciłem bezwstydnie. Przez to, że łatwo się denerwowałem, miałem mocno niewyparzony język.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co?! - warknęła, gwałtownie odwracając się w moją stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Gówno. Idź do szkoły i mnie nie wkurwiaj więcej. - odpowiedziałem
głośno i wyraźnie, tym razem spoglądając na wyświetlacz telefonu.
Odrobina ignorancji wobec niej nigdy nie szkodziła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty jesteś...
- urwała, a ja spojrzałem na nią, wymownie unosząc brew. - ... Z
kosmosu. - dokończyła, a ja wzruszyłem ramionami. Wzrokiem wróciłem do
telefonu, ale kątem oka widziałem, jak blondyna wciąż stała w
przedpokoju i się na mnie patrzyła. - Mógłbyś chociaż raz iść mamie na
rękę i przestać ją denerwować, wiesz? - powiedziała to nagle z dziwną
obawą w głosie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie jesteś osobą powołaną do tego, żeby prawić mi takie wywody, nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No właśnie jestem, bo jej nie denerwuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jakkolwiek to zabrzmi, moja droga, ale nie myśl sobie, że się nad sobą
użalam - ona nie uważa ciebie za ucieleśnienie jej życiowego pecha i
popełnionego błędu. - mruknąłem, nie patrząc w ogóle na nią. Milczała. -
Zresztą, nie wyszło ci z Patrykiem i w jakiś podświadomy czy też
świadomy sposób mnie unikasz, bo być może myślisz, że jestem w stanie ci
go ukraść. - kontynuowałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co... - mruknęła cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Widzisz, siostra, umysłem mi trochę blisko do kobiety i wyczuwam takie
rzeczy. - parsknąłem. - Ale wybacz, że jestem tak niestosownie
bezpośredni. Przyznaj, przeszkadza ci fakt, że jestem bi. Albo raczej
zaczęło ci to przeszkadzać. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Już? Zrobiłeś już mój portret psychologiczny? - warknęła. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie, jeszcze nie, dopiero się rozkręcam. - odparłem szybko. - W dodatku
w miłości traktujesz ludzi przedmiotowo, skoro myślisz, że ci go
"ukradnę".</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chore wnioski wyciągasz, aż nie chce mi się słuchać.
Zresztą... Ty niby nie traktujesz ludzi przedmiotowo w sprawach
miłosnych? - parsknęła. - Bujasz się w Patryku, a jakiś czas temu
przyszedłeś po dobrej zabawie, z tego co zauważyłam. I co, pewnie
chłopak? - ironizowała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A co, zazdrościsz, że nawet ja, jako facet, mam większe powodzenie u facetów niż ty?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Wal się, pedale. - warknęła, podchodząc do drzwi i je otwierając. - Nie
dziwię się mamie, że od zawsze miała do ciebie takie podejście. Nie
dość, że pedał, to jeszcze toksyczny palant. - rzuciła pogardliwie, po
czym wyszła. Mimo dziwnego niesmaku po tej rozmowie, uśmiechnąłem się
zwycięsko. Przestawało mi zależeć na tym, co inni o mnie myśleli, albo
to takie złudne wrażenie spowodowane kacem. Przez tę rozmowę na pewno
będę miał gderanie Sylwii z głowy na bardzo długi czas. Miałem teraz
upragniony spokój i ciszę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdzieś w głębi siebie
wiedziałem, że zachowywałem się jak szczeniak. Byłem tego świadom i nie
pochwalałem tego w sobie, ale działałem tak już odruchowo. Dlatego nie
chcąc o tym więcej myśleć, znów zgadałem się z Robertem, żeby
kontynuować nasze plany co do dziennej popijawy trwającą tydzień.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Padał
deszcz. Siedzieliśmy na jednym z orlików pod gołym niebem i wcale nam
pogoda nie była straszna, żeby ładować w dziób litry alkoholi. W dobry
dzień lub nie - żadnych bardziej ambitnych zajęć w tym zapyziałym
mieście nie mogliśmy znaleźć. W każdym razie nie my. Nie grono, w którym
dominowało motto "na przypale albo wcale". Jeśli bym się nad tym
głębiej zastanowił, to dopadłaby mnie pewnego rodzaju melancholia, bo
nie byliśmy w przedziale gimnazjum. Niektórzy z nas wkrótce kończyli
dwadzieścia lat, a wciąż staliśmy w miejscu. Zupełnie, jak największe
wrzody naszego miasta i, co jeszcze gorsze - nie my jedyni mieliśmy
takie plany na dzisiejszy piątek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Stałem naprzeciwko grupy kumpli, którzy zajęli miejsca na ławce. Zbliżała się godzina dziewiętnasta, więc już zapadała noc.</div>
<div style="text-align: justify;">
- E, Mario, tylko tym razem nie nadawaj tempa. - zaśmiał się jeden z nich.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Huh? Co? Czemu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo Daniel znowu nam padnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Macie coś do mojej słabej głowy? - rzuciłem, żartobliwie wystawiając
ręce, chcąc pokazać gotowość do bójki. - Ej no nie, nie było ze mną tak
źle, ja nie złapałem zgona. - sprostowałem zaraz, uśmiechając się krzywo
w stronę Edka, bruneta w zdecydowanie za dużych dresach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale nieźle latałeś. - prychnął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, że latałem, w końcu zajebałem wiadro.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tez jebałem i nic mi takiego nie było.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cicho, Edek. - machnąłem ręką. - Pij, nie pierdol.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A właśnie, gdzie nasza kochana wódencja?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No przecież masz ją obok siebie, zjebie. - odezwał się Robert, dotychczas cicho siedząc i popalając papierosa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ej, daj dymka. - rzuciłem w jego stronę i bez zgody wyrwałem fajkę z jego dłoni, przykładając ją do ust.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kupiłbyś w końcu sobie szlugi, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
To samo ci powiem następnym razem, jak będziesz chciał jarać ze mną
mojego blanta. - odpowiedziałem pół żartem, pół serio, puszczając w jego
stronę oczko. Ten szybko zamilkł, odwracając głowę w stronę chłopaków,
którzy już otworzyli wódkę i zaczęli ją wypijać z gwinta.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oho, coś świeci. - odezwał się jeden z ziomków, kiedy od strony wjazdu na boisko mignęły światła samochodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jebać psy! - wydarł się Edek, po czym szybko wychylił butelkę, a potem
podał ją dalej, uśmiechając się głupawo. Ja natomiast spoglądałem w
tamto miejsce z myślą, że niekoniecznie chciałem mieć jakikolwiek utarg z
policją. Trochę nie widział mi się fakt, że mogli tutaj zajechać, kiedy
myśmy dopiero co rozgościli się na ławeczkach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co, Pluta, rozglądasz się za swoim pierwszy mandatem?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ta. - mruknąłem zdawkowo. - Dobra, nikt nie idzie. - dodałem zaraz
potem i odwróciłem głowę w stronę chłopaków. - Dajcie mnie wódkę. -
machnąłem ręką, a Robert podał mi butelkę. Wziąłem łyka, od razu
krzywiąc się, czując ten gorzki, wypalający gardło smak. Podałem ją
dalej, oglądając się za jakimś sokiem. - Chłopaki, gdzie macie sok? -
spytałem, zatrzymując błagalny wzrok na Edku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma. - odpowiedział, rozkładając bezradnie ręce.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie świrujcie, kurwa, przecież kupiliśmy popitę. - warknąłem, na co ten
uśmiechnął się głupawo. Kumple zaczęli cicho śmiać się pod nosem.
Machnąłem ręką z rezygnacją, zwyczajnie nie mając ochoty na takie głupie
żarty.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No dobra, dobra. Masz. - mruknął w końcu Edek, wciąż
mając na twarzy ten głupi uśmiech, po czym podał mi sok. W międzyczasie
rozległ się dzwonek z komórki Roberta. Ten odebrał szybko, paląc jeszcze
swojego poprzedniego szluga, którego mu oddałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No? - mruknął. - Na Orliku. To wbijaj jak chcesz. No, narka. - rozłączył się po tym krótki dialogu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co jest? Kto to? - spytałem bardziej z nudów niż z zainteresowania. To było nieistotne, z kim się piło. Ważne, że się piło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miki tutaj wpadnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzyłem
szerzej oczy, ale skutecznie pohamowałem swoją reakcję na tę wiadomość.
W sekundę zmieniłem zdanie - w pewnych kwestiach miało to jednak
znaczenie, z kim się piło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kiedy? - znów zadałem pytanie, pozornie spokojnie biorąc łyk soku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Za dziesięć minut jakoś.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Mhm. - mruknąłem. Czułem dziwny ścisk w żołądku. Naprawdę nie miałem
ochoty widzieć tego bruneta na oczy. Co jeśli pewnie liczył na więcej? A
co jeśli będzie chciał ze mną na ten temat rozmawiać? - Dajcie mi
jeszcze wódki. - rzuciłem nagle i wyrwałem butelkę z rąk Maria, który
nagle jęknął coś z oburzeniem. Zignorowałem to, biorąc duży łyk, a
następnie szybko zapiłem sokiem. Poczułem dziwne wzdrygnięcie moim
ciałem od tego smaku</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty tak się kleisz do tej wódki? - skomentował jeden z chłopaków.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma się do czego kleić, to się klei do wódki. - zażartował kolejny z nich, a ja uśmiechnąłem się krzywo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze wiecie, panowie, że lepiej lepić się do wódki, niż do jakiejkolwiek laski w tym mieście. - odparłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W
ten oto sposób wywołałem mocną dyskusję na temat kobiet, podczas gdy
lał się alkohol. Wkrótce dotarł również Mikołaj, który zerkał na mnie co
jakiś czas, a ja, czując na sobie jego wzrok, robiłem się coraz
bardziej poirytowany. Alkohol już zdążył na mnie zadziałać, więc z
czasem zacząłem myśleć nieco inaczej, niż na trzeźwo. Zerknąłem w stronę
Mikołaja, intensywnie analizując jego wygląd. Wziąłem ostatni łyk
wódki, nie słuchając kompletnie, o czym rozmawiała reszta. Ugryzłem
wewnętrzne strony pliczków zębami z lekkiego zdenerwowania. Ten niższy
ode mnie brunecik po alkoholu stawał się naprawdę pociągający.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Muszę zapalić zioło. - odezwałem się nagle w stronę Roberta.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co? Co tak nagle. - rzucił lekko zdezorientowany, kiedy nagle go wyrwałem z zamyślenia. - A masz kasę?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No nie mam. - skłamałem, mając w kieszeni jeszcze ponad stówkę. - Wszystko rozjebałem na was.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czekaj. - mruknął, intensywnie myśląc. - Dzwoniło do mnie niedawno dwóch typów, bo chcieli, bym im załatwił.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hm? - zmrużyłem oczy, a potem rozjaśniło mój umysł. - Wała mam im wcisnąć?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Taaa. - skinął głową. - Ale z nimi będzie ciężko. Jeśli się zczają...</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Mam szczęście do takich spraw. - machnąłem ręką, przymykając oczy na
ewentualne konsekwencje. Po alkoholu bywałem jeszcze głupszy niż zwykle.
- To zadzwoń do nich i powiedz, że mnie podeślesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma
sprawy. - mruknął, po czym wyciągnął komórkę i zadzwonił. Chwilę
ugadywał się z nieznajomymi, gdy w międzyczasie reszta była zajęta sobą.
Wciąż co chwilę czułem, jak Mikołaj zerkał w moją stronę. - Dobra, oni
będą na Lipowej na skrzyżowaniu. Jakoś piętnaście po dwudziestej. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Dzięki, stary. - rzuciłem i klepnąłem go w ramię. - Daj jeszcze szluga
na drogę. Przejdę się jeszcze na chatę, a to mi trochę zajmie. -
dodałem, na co Robert wyciągnął paczkę, a ja chwyciłem za papierosa.
Odpaliłem go na miejscu i zacząłem kierować się w stronę domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Gdzie on idzie? - usłyszałem za sobą głos Mikołaja. Odruchowo
przewróciłem teatralnie oczami. Dlaczego ten człowiek musiał za mną iść?
Dlaczego musiał się o mnie pytać?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na chatę na chwilę zwija.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Aha. - mruknął. Niedługo potem usłyszałem czyjeś kroki. Nie musiałem
zgadywać, kto za mną szedł. Brunet próbował dorównać mi kroku. - Czekaj.
- rzucił głośno po chwili, kiedy się spieszyłem. Przystanąłem. Mimo
wszystko nie potrafiłem go chamsko spławić, a bynajmniej nie teraz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spaliłem
do końca papierosa i wyrzuciłem go, odwracając się w stronę Mikołaja.
Nie wiedziałem, czy to sprawka alkoholu, ale był przystojny i dzisiaj
wyglądał naprawdę przyciągająco. Mimo wszystko nie odzywałem się w jego
stronę. Uniosłem tylko brew, spoglądając na niego pytająco. Widząc
jednak, na jaki temat zacznie się rozmowa, od razu mu przerwałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie ma o czym mówić. - mruknąłem, odwracając się i ruszyłem swoją
wyznaczoną trasą. Usłyszałem ciche, ironiczne parsknięcie za sobą. Nie
dawał za wygraną. Zamiast tego podbiegł do mnie i szarpnął mną,
zmuszając do tego, bym się odwrócił.</div>
<div style="text-align: justify;">
Znajdowaliśmy się już poza
ogrodzeniem boiska. Dróżki tutaj były nieoświetlone, toteż bardzo
ciemnie i bardzo rzadko uczęszczane.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego spierdalasz? -
spytał, przyciskając mnie do płotu. Jak na mniejszego od mnie, miał
całkiem dużo siły, a ja, póki co, nie zamierzałem mu się opierać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miałeś wyjechać jakiś tydzień temu. - rzuciłem w ogóle nie na temat.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No i co z tego?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego jeszcze tego nie zrobiłeś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo nie było potrzeby... Jeszcze. Odpowiedz mi na pytanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Dla mnie nie wyjechałeś? - spytałem się z krzywym i złośliwym uśmiechem
na twarzy, na co brunet zacisnął dłonie na mojej kurtce. - Jeśli tak,
to jesteś bardzo naiwny. - dodałem, a on przez chwilę milczał.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Musisz mieć bardzo wysokie ego, skoro myślisz, że wszystko się kręci
wokół ciebie. - rzucił ironicznie, luzując ucisk, ale zaraz potem znów
go wzmocnił i tym razem przyciągnął mnie do siebie. Bez zbędnych wstępów
nasze języki splotły się ze sobą, a ja przymknąłem delikatnie oczy,
kiedy jeszcze nie dotarło zbytnio do mnie, co się właśnie stało. Gdy
powrócił do mnie przebłysk świadomości, przerwałem ten pocałunek. -
Wiem, jak bardzo chciałbyś jeszcze raz to ze mną zrobić. - mruknął,
przyciskając mnie do płotu. Przez chwilę spoglądałem na niego z lekkim
zdezorientowaniem, ale zaraz uśmiechnąłem się złośliwie. Nachyliłem się w
jego stronę, inicjując kolejny głęboki pocałunek. Brunet zaśmiał się
cicho przez nos, po czym nadgryzł moją dolną wargę. Mruknąłem cicho,
łapiąc go w pasie i przyciągając do siebie. W końcu odchyliłem się od
niego, przecierając kciukiem jego usta. Nachyliłem się tuż przy jego
uchu i musnąłem je delikatnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz... Znudziłeś mi się. -
wymruczałem mu bezwstydnie do ucha, uśmiechając się wrednie i
odepchnąłem go od siebie. Gdy do bruneta dotarło, co się właśnie stało,
spojrzał na mnie z miną zbitego psa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie
wiedziałem, co mnie tknęło, żeby tak się nim bawić. Mogłem korzystać z
jego oferty dalej, raz na jakiś czas dawać ujście swoim fantazjom.
Tymczasem traktowałem go jak szmatę. Co gorsza - miałem tego absolutną
świadomość. I z tą pierdoloną świadomością uśmiechałem się w jego stronę
jadowicie, gdy jego oczy w nerwach zrobiły się nieco szklane.
Widziałem, jak już otwierał usta, żeby coś powiedzieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy po mojej prawej mignęło oślepiające na wstępie światło.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Daniel...? - usłyszałem dość znajomy i zszokowany głos. Zasłaniając
sobie oczy dłonią, próbowałem dojrzeć osobę, która tutaj przyszła z
niewiadomych powodów. - Co wy... Tutaj... - wydukał kolejne słowa, a do
mnie dotarło, kto to był i że najwyraźniej widział - czy też słyszał -
co właśnie tutaj zaszło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zgaś... - rzuciłem skrótowo na wstępie,
czując wewnętrzną panikę, jak nigdy wcześniej. Robert skierował latarkę
w telefonie w dół.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tu się odjebało...</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziałem
tym razem, co odpowiedzieć. Stałem po prostu i rzuciłem krótkie
spojrzenie w stronę Mikołaja, który stał przez chwilę równie
zdezorientowany jak ja.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy ty... Czy wy... Czy z Mikołajem... Wy właśnie... --</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przelizaliśmy się? Tak. - rozwiałem jego wątpliwości, przełykając głośno ślinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cholera... - syknął pod nosem Miki, po czym odwrócił się na pięcie i zaczął biec przed siebie. Po prostu uciekł z miejsca. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja pierdole... Co się tutaj dzieje. - szepnął sam do siebie Robert.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Robert... </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie wiedziałem, że tyle czasu zadawałem się z... - urwał, spoglądając
na mnie z dziwnego rodzaju obrzydzeniem. W tej ciemności widziałem ten
błysk w jego oczach. Byłem przegrany, a to wszystko przez tę małą gnidę.
- ... z pedałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ej, Robert, nie świruj... - wymusiłem uśmiech,
podchodząc w jego stronę. - Nie patrz na mnie tak, jakbym zarżnął całą
twoją rodzinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pedał. - skomentował oczywistym tonem głosu,
zupełnie ignorując to, co mówiłem. - Nie podchodź do mnie bliżej. -
warknął nagle, a ja uniosłem ręce ku górze w geście poddania. Cóż, w
sumie to czułem się właśnie tak, jakby ktoś przyłożył mi lufę do skroni.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj spokój, to było dla zabawy...</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Co?! No to stary, niezłe masz pomysły na zabawy. - prychnął
pogardliwie. - Rzygać mi się chce na myśl, że tobie takie zabawy mogły
przychodzić na myśl, kiedy byliśmy sami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nigdy nie chciałem się do ciebie do--</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mów! Nie mów tego na głos. Wypierdalaj stąd po tego wałka. Nie musisz już wracać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Znów poczułem ścisk żołądka. Na dłuższą chwilę zapadła ciężka cisza. Robert stał i wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w ziemię.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mikołaja też tak wypierdolisz? - spytałem nagle.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie twoja sprawa. - mruknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Robert...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Idź! Idź, bo ci wypierdolę zaraz po prostu, słyszysz?! - wrzasnął, podchodząc szybko w moją stronę i łapiąc mnie za fraki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nigdy
nie widziałem go w tym stanie. Nie czułem strachu w oczekiwaniu na
ewentualne obicie mordy. Przerażał mnie fakt, że właśnie sypnęła mi się
znajomość. Już widziałem oczami wyobraźni, jak Robert idzie do reszty i
opowiada o tym całym zajściu. Następnie w ciągu dwóch dni zostanę
wykluczony całkowicie z mojego stałego grona, kiedy ci doczepią mi łatkę
pedała. Nie wiedziałem jedynie, dlaczego Robert tak nerwowo to
przyjął... Chociaż mogłem się spodziewać, że spotkam się tutaj z taką
nietolerancją. Spoglądałem mu w oczy, nie wiedząc, jak miałem się
zachować. Ten po dłuższej chwili wypuścił ciężko powietrze i odepchnął
mnie od siebie na tyle mocno, że wylądowałem na ziemi. Bez słowa zaczął
kierować się z powrotem na boisko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zostałem sam. Deszcz
zaczął ponownie padać, jakby wyczuł sytuację. Nie chcąc zbyt wiele
myśleć, podniosłem się z brudnej ziemi i przetarłem moje dresowe
spodnie. Westchnąłem ciężko, opierając się jeszcze przez chwilę o płot.
Sytuacja zwyczajnie do mnie nie docierała. To stało się zbyt szybko,
podczas gdy mój mózg był pod słodkim wpływem alkoholu. Pokręciłem głową,
mówiąc sobie, że to się nie stało naprawdę. Smutny wzrok wbiłem w
ziemię, zastanawiając się, co zrobić ze sobą dalej. Po dłuższym
zastanowieniu ruszyłem w stronę swojego domu, żeby zrealizować swój
plan. Zioło... Potrzebowałem zioła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatecznie... Przecież nie było aż tak źle, ale nie wiedziałem, jak w następnym tygodniu pokażę się w szkole.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dopiąłem
swego i zrealizowałem swój plan. Udałem się w umówione miejsce. W
kieszeni miałem zwiniętego wora, a także drugiego, w którym znajdował
się wałek, czyli coś, co marihuaną nie było. Dresiarze jednak zaraz po
chwili skapnęli się, że to, co im dałem, to majeranek. Nie postarałem
się jakoś z podmianą, ale musieli być niezwykle zrażeni faktem, że
wykorzystałem wobec nich sztuczkę, jaką się używało zwykle w styczności z
gimnazjalistami. W efekcie jeden z nich zdążył strzelić mi
precyzyjnego, prawego sierpowego prosto w nos tak, że aż wleciałem
barkiem na stary blok na tej ciemnej ulicy. Szybko jednak odbiłem się od
budowli i zacząłem biec na oślep, ignorując rwący ból w ramieniu.
Czułem, jak z nosa po moich ustach zaczęła lecieć mi krew, skapując na
moje ubranie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Życie naprawdę mnie nie lubiło.
Ciekawiło mnie tylko, kiedy będę miał czas, żeby spokojnie popatrzeć,
jak mój świat się powoli walił. Teraz musiałem skupić się na tym, żeby
biec, ile sił miałem w nogach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nieco niezdarnie przeskoczyłem
przez płot jednej z działek. W ten sposób biegłem po cudzych kwiatkach.
Widząc przed sobą niebieską altankę, wpadł mi do głowy pewien pomysł i
bez większego namysłu postanowiłem go wykonać. Kiedy tylko rozwaliłem
szybę, usłyszałem za sobą głosy goniących mnie ulicznych goryli, dlatego
znów dałem rurę. Dziękowałem jedynie, że w tym dniu masowego
nieszczęścia mogłem być chociaż szybszy od goniących mnie ludzi, którzy
chcieli obić mi twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle doznałem bliskiego
spotkania z chodnikiem. Nie wiedziałem nawet, kiedy wylądowałem na
betonie, mocno zahaczając o nie łokciem, ale szybko podniosłem się i
kontynuowałem bieg.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kurwa. - kląłem, kiedy adrenalina powoli
opadała i zaczynałem czuć powoli ból. Przeskoczyłem jeszcze mniej
zgrabnie przez kolejny płot, wychodząc z terenu działek na kolejną,
ciemną i znajomą mi uliczkę. Nie chciałem się rozczulać nad
wspomnieniami, ale to właśnie tutaj ostatnio dostałem wpierdol.</div>
<div style="text-align: justify;">
Obejrzałem się za siebie. Czterech typków wciąż dzielnie mnie goniło, nie chcąc dać za wygraną.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ej! - usłyszałem krzyk, a potem dostrzegłem zatrzymane niedaleko auto.
Szybko pobiegłem w stronę samochodu. Precyzyjnie wskoczyłem na miejsce
pasażera i szybko zamknąłem za sobą drzwi. Oparłem się z ulgą o oparcie,
a dopiero potem zerknąłem w stronę mojego wybawcy. Długo jednak mu się
nie przyglądałem, kiedy z oczu lały mi się łzy spowodowane bólem nosa.
Przyłożyłem skaleczoną dłoń i odchyliłem głowę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O cholera. Co
ci się stało? - usłyszałem być może minimalnie zatroskany głos Patryka,
mojej najgorszej miłości, jakiej kiedykolwiek w życiu przeżywałem.
Dlaczego to musiał być on? Kiedy już powoli o nim zapominałem? Życie
naprawdę mnie nie lubiło... Ale ostatecznie lepszy taki trudny do
rozgryzienia Patryk, niż czterech dresiarzy gotowych do bójki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To, co widzisz. - mruknąłem niechętnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W sumie to masz szczęście, że akurat teraz tędy przejeżdżałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niestety, pół-pedały nie mają lekko. - odmruknąłem znów mało entuzjastycznie, co najwyraźniej szatyna przygasiło.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Daj głowę w dół, a nie do góry. - zerknąłem w jego stronę, a następnie
posłuchałem się jego wskazówki. - Masz jeszcze jakieś rany?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam rozjebany łokieć i szkło w dłoni. - odpowiedziałem i zaśmiałem się cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak ty to zrobiłeś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spierdalałem przez działki i stwierdziłem, że się ukryję w cudzej
altance, więc rozjebałem okno, ale tamci zaczynali mnie doganiać, więc
znowu dałem długą. Biegłem przez jakieś popierdolone haszcze zasadzone
na działce i w efekcie się wypierdoliłem na łokieć prosto na betonowy
chodnik. - mruknąłem, a ten w odpowiedzi skrzywił się i wydał z siebie syknięcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To chujowo. Ale skąd pomysł, żeby schować się na działce?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie wiem, może podświadomie pragnąłem mieć rozjebaną dłoń. - znów
powiedziałem z głupim uśmiechem na twarzy. Do wszystkiego teraz
podchodziłem z dziwną rezygnacją. W dodatku... Ból fizyczny tego dnia
bardzo mi się przydał. Bynajmniej nie myślałem za wiele, ba, zdążyłem na
dłuższy czas zapomnieć o tym, co wydarzyło się w ciągu tych ostatnich
dwóch lub już nawet trzech godzin. Nie wiedziałem ile, bo straciłem
rachubę przez to wszystko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zerknąłem za szybę. Dostrzegłem, że nie jechaliśmy w dość znajome mi kąty. - Te, czemu zawiozłeś mnie pod swój dom?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Co? Eee... Tak odruchowo, zresztą... Tutaj sobie
to przemyjesz, a ja zerknę na twoją rękę. - odpowiedział dziwnie
zmieszany, a ja zmrużyłem oczy. Odsunąłem dłoń od swojego nosa. Nie
czułem już, żeby krew wciąż ciekła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- ... No w porządku. -
odmruknąłem i otworzyłem drzwi samochodu, kiedy już byliśmy na miejscu.
Nie wiedziałem, co miałem myśleć o tej sytuacji, bo byłem zbyt obolały i
wciąż jeszcze nieco wstawiony. Skierowałem się do domu Patryka i
wszedłem do środka. Tam zdążyłem zauważyć, jak bardzo moja kurtka była
ubrudzona z krwi. Co gorsza - nie tylko ona, ale też i bluzka. - No ja
pierdole. Kiedy ja tą kurtkę niby rozpiąłem? - mruczałem sam do siebie,
kiedy powoli i z trudnością ściągnąłem z siebie zbędne ubrania. Szybko
ruszyłem do łazienki. - Umiesz wyciągać szkło ze skóry? - spytałem,
wyciągając zranioną dłoń przed siebie. Drżała. Wziąłem chusteczkę, żeby
zetrzeć z twarzy krew.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba tak... Czekaj. - mruknął, a ja
poczułem, jak ten zabrał mi materiał z ręki. - Będzie szybciej, jak ja
to zrobię. - oznajmił, na co ja spoglądałem na niego z ukrytym
zdziwieniem. Szatyn namoczył chusteczkę, a następnie zaczął ścierać mi
krew z nosa i ust. Zmrużyłem oczy i uśmiechnąłem się delikatnie kącikiem
ust, wyłapując jego krótkie zerknięcia na moje wargi. Gdy tylko na nich
poczułem mokrą chusteczkę, delikatnie je oblizałem, chcąc zobaczyć jego
reakcję. Zauważyłem dziwną panikę i zdenerwowanie w jego oczach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Drżysz. - stwierdziłem ze zwycięskim uśmiechem na twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Brak magnezu w organizmie przez kawę. - odparł, jakby nauczył się tego na pamięć, a ja spoważniałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
A ja myślałem, że to wciąż z obrzydzenia do mojej osoby. -
odmruknąłem, przypominając sobie to stare wydarzenie między nami. Ten
jednak nie odezwał się, a za to chwycił delikatnie moją rękę, żeby
przyjrzeć się ranie na łokciu. Zajął się również tym urazem, a potem
przeszedł do skaleczonej szkłem dłoni.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie powbijało się dużo.
Chodź, muszę znaleźć gdzieś igłę i pójdziemy do salonu... - mruknął w
końcu, wychodząc z łazienki i kierując się na moment do kuchni, żeby
wziąć stamtąd potrzebne rzeczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jasne, pewnie. - mruknąłem
krótko, idąc za nim. - Ej... Dlaczego to robisz? - spytałem w końcu,
spoglądając na niego oczekująco. Ten dzień był już wystarczająco okropny
i niedokończone czy też niewyjaśnione sprawy mnie męczyły. Nie tyle, że
miałem dość ekscesów na dziś, to nie chciało mi się znosić
niezrozumiałych sygnałów ze strony szatyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hm?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozumiem cię. Nazywasz mnie
pół-pedałem, unikasz mnie, potem wpadasz do mnie na chatę, całujesz się z
Sylwią, następnie dajesz jej kosza, a teraz zgarniasz mnie rannego z
ulicy do siebie, zamiast mnie ewentualnie odwieźć pod mój dom.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Dobra. - zaczął, nerwowo zamykając szufladę. - Za
pół-pedała przeprosiłem, a poza--</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale w chujowych okolicznościach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ten pocałunek nie był z mojej inicjatywy. Daj już więc spokój. Przepraszam cię za to, że ciężko zrozumieć
moje zachowanie. Nie jestem społecznym człowiekiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zauważyłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Poza tym, nigdy nie znałem nikogo biseksualnego i to było dla mnie... Coś nowego, dlatego tak zareagowałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I tak reagujesz na nowość? Trochę chujowo.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nieważne... - mruknął nagle i skierował się do salonu. Ruszyłem za nim,
wciąż obserwując i badając jego zachowanie. Dziw, że jeszcze miałem na
to jakiekolwiek siły. Usiadłem na kanapie, a Patryk zaczął wyciągać igłą
drobinki szkła przy zapalonym świetle. Czułem nieprzyjemne ukłucia, ale
nie było to coś bolesnego. W końcu miałem na ciele gorsze obrażenia.
Wlepiałem się intensywnie w jego twarz, która pogrążyła się w dziwnym
skupieniu. Nie czuł nawet zdenerwowania takim bliskim ze mną kontaktem.
Gdy skończył, zerknął na mnie na moment.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chciałbym wiedzieć, o
czym
przeważnie myślisz. - mruknąłem nagle, a ten znów podniósł na mnie tym
razem nieco zszokowany wzrok. - Często
się zastanawiam, co w danym momencie myślisz i nawet nie wiesz, jak mnie
to nieziemsko wkurwia, że prawie nic o tobie nie wiem. - kontynuowałem,
mając poważny wyraz twarzy. Zerknąłem na chwilę na dół, żeby złapać go
za dłoń, która spoczywała na kanapie tuż obok mojego kolana. Poczułem,
jak próbował ją wyswobodzić, ale ja szybko mu w tym przeszkodziłem. -
Nie puszczę cię, dopóki nie powiesz mi, co teraz myślisz. - dodałem,
będąc zupełnie poważny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja również nie wiem o tobie zbyt wiele. - odezwał się nagle, błądząc gdzieś wzrokiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale ja nie wstydzę się swoich uczuć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra. Ja... Żałuję, że pokomplikowałem
pewne sprawy... Pewne rzeczy nie powinny mieć
wpływu na nasze relacje... Chciałbym,
żebyśmy mieli sztamę. - powiedział, a ja nieznacznie pokręciłem głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jesteś idiotą. - skwitowałem, parskając śmiechem. Nie czułem się tym
razem zły, poirytowany czy rozbawiony. W jakiś sposób byłem
zrezygnowany. Rozluźniłem więc ucisk.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem. - usłyszałem tylko tyle.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
To ja będę spadał. - oznajmiłem, podnosząc się z kanapy. To nie miało
sensu. To wszystko nie miało sensu. Dawno nie czułem się tak cholernie
źle. Sytuacje w domu, sytuacja w paczce, teraz znowu złudne nadzieje.
Znaczy, dobra, nie popadałem w jakąś depresję. Skrajną depresję będę
mieć jutrzejszego ranka, kiedy to wszystko do mnie na trzeźwo dotrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Czekaj! - usłyszałem i odwróciłem w jego stronę głowę. - Możesz tu
zostać. W sensie nocować... - dodał, na co ja spojrzałem na niego znów
nieco wytrącony z tropu. Naprawdę go nie rozumiałem. Po krótkim namyśle,
widząc jego zdenerwowanie na twarzy, uśmiechnąłem się złośliwie. To
musiała być jakaś jego głupia gra. Naprawdę go nie rozumiałem, ale skoro
ze mną się bawił, to czemu ja miałbym tego nie robić? Przybliżyłem się w
jego stronę tak, że dzieliły nas centymetry. Chciałem dać tej sytuacji
ostatnią szansę. Skrępować go i sprowokować swoim zachowaniem na tyle,
żeby w końcu się otworzył.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz żebym u ciebie spał? -
spytałem, a potem nachyliłem się w jego stronę. - Z tobą? - spytałem
znów nieco ciszej. Zgasiłem za sobą światło. Wróciłem do Patryka, znów
pokonując między nami dużą odległość. Twarz przybliżyłem do jego,
zwyczajnie pozbawiając siebie jakichkolwiek pohamowań. - Chciałbym
wiedzieć, co teraz myślisz. - odezwałem się do niego szeptem, prawie
muskając jego wargi. Patryk nie odsuwał się, więc uznawałem to za sukces
i jednocześnie zachętę. Brnąłem w to dalej. - Mimo że twoja twarz
zdradza tak
wiele emocji, nie jesteś w stanie się do nich przyznać. Wkurwia mnie to
nieziemsko.
Co o mnie myślisz, Patryk? - szeptałem w jego stronę, stykając się z nim
ciałem. Skaleczoną dłonią sięgnąłem po jego okulary i odłożyłem je na
oślep na stół, by zaraz potem zetknąć się wargami ze słodkimi ustami
Patryka. Z początku nie poczułem żadnego sprzeciwu. Szatyn jednak zaraz
się odsunął nieco spłoszony, gdyby tylko poczuł mój język w swojej jamie
ustnej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja... - zaczął, ale szybko mu przerwałem, składając na
jego ustach szybki, przelotny pocałunek. Nie chciałem dać za wygraną.
Nie mogłem pozwolić mu na ucieczkę. Po prostu chciałem poczuć go więcej,
nawet jeśli mój obecny stan na niezbyt wiele pozwalał. W końcu nasze
usta i języki splotły się na dłużej, a Patryk nieśmiało położył dłoń na
moim zdrowym ramieniu. Odruchowo ruszyłem moją ranną w łokciu ręką i
przyciągnąłem go do siebie, wydając z siebie cichy jęk z bólu. Szatyn
znów się odsunął ode mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pozwolę ci spierdolić. -
mruknąłem z niezadowoleniem. Gdy próbował się odsunąć, ja przycisnąłem
go do siebie jeszcze mocniej, ignorując ból. - Boisz się tego, kim
jesteś, nie? Chcesz, żebym był tutaj,
ale nie chcesz mnie dopuścić do siebie. Jesteś strasznie sprzeczny. -
kontynuowałem, szepcząc tuż przy jego uchu i bawiąc się nim. - Robisz
co innego, a twoje ciało co innego. Nikt nas nie widzi,
Patryk. - zabrałem się za rozpinanie jego koszuli, kiedy delikatnie
pchnąłem go w stronę kanapy. Usiadłem mu na kolanach, kładąc dłonie na
jego torsie. - Nie przekonasz się, kim
jesteś, dopóki nie spróbujesz. Chcesz tego, prawda? - mruknąłem,
uśmiechając się zawadiacko kącikiem ust. Spoglądałem intensywnie w jego
oczy, chcąc doszukać się niemej zgodny, jednakże szatyn zaskoczył mnie i
sam zainicjował pocałunek, ujmując moją twarz w dłonie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zatracając
się w tym pocałunku, zacząłem niezdarnie gładzić jego skórę dłońmi, w
głębi duszy żałując, że tak bardzo zostałem dzisiaj załatwiony i nie
mogłem zrobić z nim czegoś więcej. Zdawało się, że jednak jeszcze tego
samego dnia spotkało mnie coś dobrego. To też było równie niewiarygodne.
Kiedy odsunąłem się od jego ust, żeby przejść na podbródek i coraz
niżej, powoli zapominałem o swoich obrażeniach i o tym, że te czynności
przynosiły mi większy lub mniejszy ból. Jego zapach był przyjemny i
uspokajający, tak samo to, że szatyn nieśmiało zaczął mnie obejmować.
Nie myślałem i nie przejmowałem się niczym, korzystając z chwili. Moje
dłonie zeszły niżej, kiedy napotkały wybrzuszenie w kroku. Odsunąłem się
od niego, mimowolnie uśmiechając się lekko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś twardy. -
mruknąłem, dobierając się do jego rozporka. W końcu po trzech próbach
udało mi się. Ukląkłem przed nim, zerkając jeszcze w jego stronę. Patryk
w obliczu podniecenia wydawał się być teraz niecierpliwy, co mnie nawet
cieszyło. Chciałem sprawić mu jak największą przyjemność, więc nie
przeszkadzał mi ten chwilowy błysk w jego oczach. Wplótł palce w moje
włosy, a ja ująłem delikatnie jego penisa i rozpocząłem jego wstępną
pieszczotę. Moje rany teraz nie miały znaczenia, kiedy w końcu miałem
okazję zrealizować jedną ze swoich fantazji. Jednakże gdyby nie one, z
pewnością doszłoby do czegoś więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Dam ci
czas na oswojenie się z tym. - powiedziałem, kiedy już było po
wszystkim. Patryk dość szybko doszedł. Musiał być naprawdę niewyżyty lub
też... To ja tak na niego zadziałałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spoglądałem mu głęboko w
oczy, chcąc się w nich cokolwiek doszukać, ale widziałem jedynie
zdezorientowanie. Sam nie wiedziałem, co do końca o tym myśleć. -
Chodźmy spać. - odezwałem się po chwili pełen wątpliwości i wstałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
A, tak... - wybudził się, wciągając wyżej spodnie i zapinając rozporek.
Szybko ruszył w stronę swojego pokoju na górze, a ja ruszyłem za nim. -
Dam ci coś do przebrania. - rzucił już w swoim pokoju i wyciągnął
jakieś ubrania ze swojej szafki. Ja je pochwyciłem i próbowałem zdjąć z
siebie obecne, żeby ubrać te świeże. Niestety, niesfornie mi to szło, a w
dodatku kątem oka zerkałem w stronę Patryka, który się właśnie
rozbierał. Szatyn robił to wszystko w dużym skrępowaniu, ale gdy tylko
udało mu się ubrać, zerknął w moją stronę. Widząc, jak męczyłem się ze
ściągnięciem i założeniem koszulki, podszedł do mnie. Pomógł mi ją
zdjąć, a ja poczułem jak przesuwał palcami po mojej skórze. Przeszedł
mnie delikatny dreszcz. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu coś zrobiłeś sobie z barkiem? - spytał po chwili.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Yup. Zdaje się, że tak</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego tamta czwórka cię goniła?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skroiłem ich z zioła. Miałem być pośrednikiem i im dać wora, ale stwierdziłem, że się nie skapną.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I co?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
No jak się idzie domyślić, to się skapnęli. - zaśmiałem się. - Zresztą, tamtejsi mnie nie trawią, więc nie mieli skrupułów,
by obić mi trochę ryj. - dodałem, po czym próbowałem ubrać koszulkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To czemu tam chodzisz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam tam kumpla. - wzruszyłem ramionami, ale zaraz syknąłem z bólu. ~ A w zasadzie miałem... ~ dodałem już w myślach.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Mhm. - mruknął w odpowiedzi i na chwilę zapadła dziwna cisza.
Spoglądałem na niego, orientując się po chwili, że staliśmy blisko
siebie. Patryk po chwili odkaszlnął, niszcząc tę atmosferę. - To ten...
Dobranoc. - powiedział, po czym skierował się do łóżka. Ja ruszyłem za
nim, wsuwając się pod kołdrę. Wlepiłem wzrok w szatyna, który leżał na
plecach i wpatrywał się uparcie w sufit.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Patryk? - odezwałem
się, a gdy tylko się odwrócił, bez skrupułów złożyłem na jego ustach
krótki pocałunek. - Gdybym
dzisiaj nie był poobijany, z chęcią zrobiłbym z tobą coś więcej. -
mruknąłem cicho, mrużąc oczy i uśmiechając się złośliwie. Widząc minę
szatyna zaśmiałem się krótko. Objąłem go ramieniem i przycisnąłem
delikatnie do siebie. Kiedy przymknąłem oczy, poczułem jak Patryk
kładzie dłoń na moim boku. Nie wiedziałem, jak miałem nazwać te relacje,
ale ten dzień był wystarczająco męczący i jednocześnie wydawał się być
na tyle nierealny, że nie chciałem się nad niczym zastanawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie musiało minąć wiele czasu, bym mógł wpaść w przyjemny i spokojny sen. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-----------------------------------------</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po
kilku poprawkach ogarnęłam, że ten rozdział opisuje najgorszy dzień
Daniela, tymczasem jest to rozdział "13" :-))) To nie może być
przypadek. </div>
<div style="text-align: justify;">
Swoją drogą, pospałam sobie dzisiaj, a następnie
pobiegałam i jako pobudzony człowiek mogłam dokonać tych poprawek.
Przepraszam, że tym razem zwlekałam z rozdziałem, ale szczerze (bo w
sumie nie widzę problemu z wyjawieniem tego) nabawiłam się nerwicy
lękowej. Trochę ciężko mi się skupić na czymkolwiek, jeśli od ponad
tygodnia napadają mnie nachalne lęki i obawy, że mogę być chora na jakąś
poważną chorobę, mimo iż w rzeczywistości wiem, że żadnej choroby nie mam. Nie jest to jednak coś, z czym sobie nie dam rady! Bo
już to wszystko powoli się uspokaja i kolejny rozdział wyjdzie szybciej
;) No i będzie się dziać coś nowego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miłego czytanka życzę! Mam nadzieję, że się podobało.</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-25982947350423137132015-11-09T18:41:00.001+01:002015-11-09T18:41:54.957+01:00Uszanowanko, powiadomionkoTak, to nie rozdział, lecz komunikat<br />
<br />
Iż rozdział nie pojawi się w czas. Być może będzie na ten weekend, a maks w poniedziałek. Znów tydzień zarobiony </3 Przepraszam :D Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-21490363527745777502015-11-02T20:44:00.002+01:002015-12-17T15:26:10.216+01:00Informatyk rozdział 12<div style="text-align: justify;">
W
salonie panowała ciemność. Blondyn nachylał się w moją stronę, bym
jego cichy, głęboki i seksowny ton słyszał tuż przy uchu. Zrobiło mi się
gorąco. Z łatwością z takiego bliska mógł słyszeć jak szybko i jak
głośno zacząłem oddychać. Przełknąłem głośno ślinę, widząc, jak Daniel
odchyla się w ten sposób, że staliśmy twarzą w twarz, omal nie stykając
się ustami. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Chciałbym wiedzieć, co teraz myślisz. - powtórzył to, co jakąś chwilę
temu mówił. Gdy tak obserwował mnie spod przymrużonych oczu, wyglądał na
jeszcze większego cwaniaka, co z kolei było bardziej pociągające. Było
mi coraz cieplej ze zdenerwowania. - Mimo że twoja twarz zdradza tak
wiele emocji, nie jesteś w stanie się do nich przyznać. Wkurwia mnie to
nieziemsko. - kontynuował szeptem, prawie stykając się ze mną ustami. -
Co o mnie myślisz, Patryk?</div>
<div style="text-align: justify;">
Najchętniej
bym uciekł. Jednakże po tej krótkiej i jednocześnie wiecznie trwającej
chwili wpatrywania się sobie w oczy i przypadkowego zerkania sobie na
usta, zarejestrowałem, jak Daniel ściąga moje okulary z nosa, kładzie je
na oślep za mnie na stół, a następnie przymyka oczy i przechyla głowę
na bok, muskając mnie delikatnie. Zmrużyłem lekko powieki i rozchyliłem
delikatnie wargi, wciąż czując na nich ten cudowny i przelotny dotyk.
Lekko zamroczony zaraz się otrząsłem i spojrzałem na niego spłoszony,
ale nie uciekałem. Nie chciałem. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ja... - zacząłem niepewnie, ale blondyn znów złożył na moich ustach
kolejny szybki i delikatny pocałunek. Nie zdążyłem odpowiedzieć. Daniel
zaczął obsypywać mnie coraz bardziej i coraz intensywniejszymi
pocałunkami. W końcu sam zacząłem się w to angażować i odwzajemniałem,
czerpiąc przyjemność z każdego dotyku jego ciepłych warg. Dłoń
przyłożyłem do jego ręki, przejeżdżając nią na oślep po jego
przedramieniu aż po ramię, by tam spoczęła i przycisnęła go bardziej w
moją stronę, chcąc poczuć go bliżej. Blondyn również przyciągnął mnie do
siebie i syknął przy tym zaraz, kiedy jego rana na łokciu się odezwała.<br />
To
mnie na chwilę wybudziło z tego stanu euforii i odchyliłem się od
niego, odwracając głowę. Dawno nie byłem tak zdezorientowany i
niezdecydowany. Złośliwy głos w mojej głowie jedynie uświadamiało mi, że
właśnie namiętnie całowałem się z facetem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Daniel
przyłożył ranną dłoń do mojego policzka, zmuszając mnie, bym na niego
spojrzał. Nie wiedziałem, jak musiałem teraz wyglądać, ale jedno było
pewne - znów się rumieniłem. Z tego, co zauważyłem, blondyn również miał
lekkie wypieki na policzkach.<br />
<br />
Coś wciąż mnie
powstrzymywało. Jakby ktoś wiedział, jaki jestem i właśnie teraz
obserwował, jak całowałem się z osobą tej samej płci. Na przymus tym
razem chciałem się odwrócić od niego, ale ten przytrzymał mnie jeszcze
mocniej, ignorując ewentualny ból rany.<br />
- Nie pozwolę ci
spierdolić. - mruknął z niezadowoleniem, ocierając się o mnie
policzkiem. - Boisz się tego, kim jesteś, nie? Chcesz, żebym był tutaj,
ale nie chcesz mnie dopuścić do siebie. - mówił dalej, kiedy spuściłem
głowę w dół. Poczułem delikatnie muśnięcie warg po moim uchu. Drgnąłem i
lekko przymknąłem oczy. - Jesteś strasznie sprzeczny. - dodał,
przejeżdżając nosem po mojej skórze na szyi. Westchnąłem cicho na ten
subtelny dotyk. - Robisz co innego, a twoje ciało co innego. - poczułem,
jak zaczął rozpinać moją koszulę, robiąc to trochę nieudolnie drżącymi
od lekkiego bólu dłońmi. Guzik, po guziku, bawiąc się przy tym skórą na
mojej szyi i językiem zataczając na niej koła. - Nikt nas nie widzi,
Patryk. - kontynuował i ruszył lekko do przodu. Cofałem się, aż
napotkałem za sobą przeszkodę, którą była kanapa, jakby zupełnie
specjalnie tutaj wyrosła. Daniel siedział mi na kolanach, wpatrując się
we mnie intensywnie. To się naprawdę działo? - Nie przekonasz się, kim
jesteś, dopóki nie spróbujesz. Chcesz tego, prawda? - spytał, ściągając
ze mnie koszulę i masując mnie dłońmi po klatce piersiowej od piersi po
brzuch, zahaczając o boki. Spinałem lekko mięśnie pod wpływem jego
dotyku i znów zaczynałem odpływać.<br />
Nie myśląc zbyt wiele, w
odpowiedzi na jego pytanie, ująłem jego twarz w dłonie, przyciągając do
siebie i pocałowałem go z głębokim pożądaniem, kiedy w końcu dałem upływ
swoim pragnieniom. Daniel, najwyraźniej nieco zaskoczony, przez chwilę
odsunął ręce od mojego ciała, ale zaraz znów poczułem je na sobie.
Zaśmiał się cicho przez nos, ciesząc się z wygranej. Jedną dłoń zsunąłem
na jego bark, a drugą przycisnąłem go za kark do siebie, chcą go mieć
bliżej, o ile się bliżej dało. Blondyn docisnął swoje biodra do mojego
krocza, a potem odsunął się na chwilę na niewielką odległość. Wciąż
czułem jego oddech na podbródku. Byłem kurewsko niewyżyty...<br />
- Już
jesteś twardy. - wyszeptał, powracając do moich ust, ale tylko na
chwilę. Zaraz zaczął całować mnie po podbródku, schodząc na szyję.
Odchyliłem głowę, przegryzając dolną wargę. Jego ręce powędrowały do
mojego rozporka. Siedziałem luźno oparty o kanapę i co jakiś czas
zerkałem w dół, jak Daniel pieścił moje ciało. Gdy na oślep nie udawało
mu się rozpiąć moich spodni, oderwał się jeszcze raz i tym razem z
sukcesem uwolnił mojego penisa. Zszedł ze mnie i ukląkł, rzucając w moją
stronę krótkie spojrzenie, żeby w moich oczach znaleźć cichą zgodę na
kontynuację. Nie musiał zbyt długo jej szukać. Moja dłoń wciąż luźno
spoczywała na jego karku. Skrzywiłem się lekko, nie kontrolując swojego
zniecierpliwienia. Daniel uchwycił w dłoń mojego mojego penisa, a
następnie przyłożył do niego swoje usta. Ręką na chwilę zakryłem swoją
twarz, jakby chcąc ukryć swoje emocje, ale zaraz potem wplotłem palce w
jego blond włosy.<br />
Z początku pieścił końcówkę członka, zanim
włożył go do swoich warg. Całował, lizał i nadgryzał, co robił bardzo
delikatnie, a ja spinałem mięśnie i przymykałem oczy, a czasem przy
wydechu wymykał mi się nieudolnie stłumiony jęk. Po tej grze wstępnej
włożył go do swoich ust, a ja zacisnąłem bardziej palce na włosach
blondyna, zatrzymując na chwilę powietrze w płucach. O ile byłem
przyzwyczajony do walenia konia, tak ciepłe wnętrze Daniela sprawiało,
że nie potrafiłem wytrzymać zbyt długo.<br />
- Daniel... - wyszeptałem
ciężko - Już... - zasygnalizowałem skrótowo i puściłem jego włosy. Ten
odsunął się, przyciskając jeszcze zdrową dłonią mojego członka. Czując
ten dotyk, ulżyłem sobie, brudząc jego rękę. Daniel oparł się ręką o
kanapę, szybko sięgając jeszcze za siebie na stół, gdzie zostały jeszcze
chusteczki. Wytarł się o jedną z nich, a następnie powrócił do mnie,
znajdując się na poziomie mojej twarzy. Wpatrywał mi się w oczy z
dziwnym uśmiechem, a ja nie wiedziałem, co miałem zrobić i co
powiedzieć. Znów mnie pocałował. <br />
- Dam ci czas na oswojenie się z
tym. - mruknął, uśmiechając się szatańsko, a ja nie wiedziałem, czy to
była jakaś kolejna jego gra. W każdym razie, zdawało się, że nie miałem
wyjścia i musiałem w nią grać.<br />
Osoba, do której coś czułem,
właśnie zrobiła mi loda, a ja z powodu zerowego doświadczenia nie
wiedziałem, jak miałem się zachować po takiej intensywnej czynności...
Ogólnie to nawet nie miałem pewności, jak miałem interpretować jego
zachowanie. Od tego momentu jak miałbym nazwać nasze relacje?
Przyjaciele? Seks-przyjaciele? Początki związku/czegoś poważniejszego? Z
tym trzecim blondyn nie kojarzył mi się absolutnie. Zamroczony
spoglądałem na niego, to na cokolwiek innego, jakby szukając gdzieś
jakiejś podpowiedzi. - Chodźmy spać. - odezwał się po chwili dość
spokojnie, z delikatnym uśmiechem na twarzy, kiedy tylko zrozumiał, że
nie uda mu się wykrzesać ze mnie odpowiedzi.<br />
- A, tak... -
mruknąłem tylko tyle, otrząsając się z tego dziwnego stanu, ale wciąż
nie potrafiłem normalnie myśleć. Nie, ja w ogóle nie potrafiłem teraz
myśleć. Wstałem i ruszyłem do wyjścia z salonu, żeby skierować się do
swojego pokoju na górze, gdzie łóżko pewnie już czekało rozścielone.
Idąc, nie odwracałem się. Czułem na sobie jego wzrok, a ja wciąż nie
mogłem uwierzyć w to, co się między nami przed chwilą wydarzyło. - Dam
ci coś do przebrania. - wydukałem, rzucając krótkie spojrzenie w jego
stronę i wyciągnąłem jakieś nocne, luźne ubrania, i podałem mu. Sam
jeszcze przystanąłem, przypominając sobie o leżącej koszulce w salonie,
ale machnąłem na to ręką. Wziąłem również jakieś ubrania dla siebie i
zacząłem się szybko przebierać w lekkim skrępowaniu, dlatego nie
spojrzałem na niego ani razu. Panowała między nami dziwna cisza albo
tylko mnie się tak wydawało. Kiedy już miałem wskakiwać pod kołdrę,
zauważyłem, że blondyn nieudolnie radzi sobie z taką prostą czynnością.
Podszedłem do niego i pomogłem mu zdjąć koszulkę, przesuwając palcami
dyskretnie po jego ciele.<br />
- Znowu coś zrobiłeś sobie z barkiem? - spytałem, nie spoglądając w jego oczy. Mógłbym przysiąc, że zjadłyby mnie.<br />
- Yup. Zdaje się, że tak. - odpowiedział, spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek.<br />
- Dlaczego tamta czwórka cię goniła? - znów spytałem, pomagając mu założyć bluzkę.<br />
- Skroiłem ich z zioła. - odparł dość pogodnie. - Miałem być pośrednikiem i im dać wora, ale stwierdziłem, że się nie skapną.<br />
- I co?<br />
-
No jak się idzie domyślić, to się skapnęli. - na tę odpowiedź
prychnąłem krótkim śmiechem, w końcu odruchowo łapiąc z nim kontakt
wzrokowy. - Zresztą, tamtejsi mnie nie trawią, więc nie mieli skrupułów,
by obić mi trochę ryj.<br />
- To czemu tam chodzisz?<br />
- Mam tam kumpla. - wzruszył ramionami, ale zaraz sobie przypomniał o bolącym barku.<br />
-
Mhm... - mruknąłem w odpowiedzi. Znów zapanowała cisza, kiedy staliśmy
tak blisko siebie i patrzyliśmy się w oczy. Odkaszlnąłem. - To ten...
Dobranoc. - rzuciłem, kierując się do łóżka. Wsunąłem się pod kołdrę, a
zaraz potem to samo zrobił blondyn. Leżałem jak kłoda na plecach i
wlepiałem wzrok w sufit.<br />
- Patryk? - usłyszałem, na co odwróciłem
głowę w stronę Daniela, żeby zaraz poczuć słodki smak jego ust. - Gdybym
dzisiaj nie był poobijany, z chęcią zrobiłbym z tobą coś więcej. -
wyszeptał, po czym objął mnie ramieniem. Spoglądałem na niego znów nieco
wmurowany, przez chwilę oswajając się z tą kolejną dawką bliskości. W
końcu przymknąłem oczy i przysunąłem się bliżej, kładąc niepewnie dłoń
na jego boku.<br />
<br />
W mojej głowie roiło się tylko jedno
pytanie, które rodziło kolejną wątpliwość - czy Daniel kiedykolwiek brał
coś na poważnie? Intrygujący, chamski charakter z dużą dawką poczucia
humoru i luźnego podejścia do życia niemalże do przesady. Zachowywał się
na wzór jakiegoś schematycznego bad-ass'a, jakby za dużo naoglądał się
filmów. Nie zastanawiałem się nawet, co sprawiło, że akurat taki miał
charakter, bo i tak już myślałem o nim wystarczająco dużo i
wystarczająco często. <br />
<br />
Co on mógł we mnie widzieć, a co ja w nim?<br />
<br />
Chyba serio zachowywałem się jak nastolatka.<br />
<br />
Usiłowałem
zapaść sen, ale wiedząc, że on był obok, i czując jego zapach oraz to,
że delikatnie masował mnie ręką po plecach, miałem ochotę na więcej
bliskości. W szczególności, gdy te słowa, które wypowiedział do mnie,
zanim zapadł w sen, wciąż brzmiały w mojej głowie. Kurwa, pociągał mnie.<br />
<br />
No po prostu kurwa mnie pociągał.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
Dzwonek do drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Gdy
tylko go usłyszałem, zmarszczyłem lekko brwi i jeszcze półsennie
zastanawiałem się, kto mógł mi zawracać głowę. Drgnąłem ręką, żeby
poczuć pod nią materiał bluzki, która spoczywała sobie na cudzym ciele.
Podniosłem się nieco gwałtownie. Spojrzałem w stronę Daniela pogrążonego
we śnie, podczas gdy obejmował mnie luźno swoim ramieniem. Z szybko
bijącym sercem i powoli czerwieniejącymi policzkami obserwowałem go,
chcąc się nacieszyć tym widokiem. Podczas snu wyglądał łagodnie i
zwyczajnie. Myślami powróciłem do tego dnia, gdy po imprezie również
obudziłem się obok niego i już wtedy zaczął mnie intrygować - ta
pogrążona we śnie twarz, która wyglądała tak spokojnie i bezbronnie. Po
prostu tak... Inaczej. <br />
<br />
Znów dzwonek.<br />
- No kurwa... - mruknąłem, a zaraz potem coś sobie przypomniałem.<br />
<br />
Rodzice. Przyjazd w odwiedziny.<br />
<br />
Zerwałem
się do góry, uderzając głową o poddasze i w wyniku tak dużej paniki,
nawet nie zdążyłem odpowiednio zareagować na ból, który zaczął
przeszywać tył mojej czaszki. Oczami wielkości pięciozłotówek błądziłem
po ścianach, przywołując się do porządku, kiedy wówczas blondyn smacznie
sobie spał w stanie nieświadomości.<br />
Przypominałem sobie wszystko
po kolei, co mogło ewentualnie pozostać w salonie po wczorajszej akcji i
szybko ruszyłem na dół po schodach, żeby tam wszystko ogarnąć.
Następnie w biegu doskoczyłem do drzwi i przekręciłem klucz. Otworzyłem
drzwi, przypominając sobie o śpiącym blondynie w pokoju, którego nie
obudziłem, bo zwyczajnie zapomniałem, i który nic nie wiedział. Na moją
twarz automatycznie wpełzł sztuczny uśmiech godny pracownika jakiejś
dobrej restauracji. W głowie błagałem los o to, by dał mi kiedykolwiek
czas na to, bym wszystko, co się w ten czas wydarzyło, zdążył przetrawić
w spokoju.<br />
- Cześć tato, cześć mamo. - rzuciłem nieogarnięty, odsuwając się od progu, by ich wpuścić.<br />
-
Patryk! - zawołała matka, a ojciec, który stał za nią, rzucał we mnie
ciepłe i sentymentalne spojrzenie. Rodzicielka przytuliła mnie, a ja
poczułem fale napływającego gorąca ze zdenerwowania. Wnieśli swoje
rzeczy do przedpokoju, gadając w międzyczasie coś do mnie o ciężkiej
podróży, że się stęsknili i inne tego typu pierdoły, kiedy ja myślałem o
tym, jak wybrnąć z tej sytuacji.<br />
<br />
Co będzie, gdy
blondyn wstanie i jak gdyby nigdy nic zejdzie na dół? Modliłem się, by
się nie obudził... Ale z drugiej strony co to by dało, skoro rodzice
przyjechali i już tutaj będą przez parę dni. Jak ja go wytłumaczę?
Ogólnie rodzice uważali mnie zawsze za ułożonego chłopca, takiego
stereotypowego, który się uczy, ma pracę, nie pije i nie pali. Niemniej
lepiej byłoby wspomnieć o tym, że przenocowałem kolegę po imprezie niż
się przyznać, że zaproponowałem mu nockę od tak. Chyba. No chyba że ja
miałem jak zwykle jakieś paranoje i wydawało mi się to nagle dziwne, że
"kolega" nocuje u mnie w domu.<br />
<br />
Zamknąłem za nimi drzwi i ruszyłem z rzeczami rodziców do salonu.<br />
-
Synu, jak ja cię dawno nie widziałem. - oznajmił ojciec, stojąc w
przedpokoju razem z matką i obserwując "stare" kąty. - Radzisz sobie
mieszkając sam? <br />
- Nic tutaj się nie zmieniło. - skomentowała matka.<br />
- Beata, a co ty chciałaś? - zaśmiał się. - Przecież nie zdążyłby nic z tym domem zrobić w ponad rok.<br />
- Tak, tak, masz rację.<br />
-
Radzę sobie. - odpowiedziałem, pojawiając się w progu salonu i
spoglądając na nich. - Nie wiedziałem, że tak wcześnie przyjedziecie... -
dodałem, masując się po tyle głowy, kiedy dotarło do mnie, że mnie
boli.<br />
<br />
Nie wyglądali jak rodzina nowobogackich. Matka,
szatynka o włosach sięgających za ramiona, ubrana w szary, jesienny
płaszcz oraz ciemne spodnie, do których dobrała sobie ciemne buty na
obcasach, spoglądała na mnie swoimi ciepłymi, kasztanowymi oczami. Na
jej twarzy już dawno zdążyły zagościć delikatne zmarszczki, tak samo jak
u ojca. Ten z kolei ubrany był w jasną koszulę, na której miał
zarzuconą ciemną kurtkę ze skóry, oraz jeansowe spodnie. Oboje już byli
po czterdziestce. Ciekawiło mnie, czy w ciągu tego czasu z charakteru
zdążyli się choć minimalnie zmienić. Polacy mieli jakiś taki szczególny
syndrom bycia światowym, jeśli się tylko zwiedziło skrawek zagranicy.<br />
<br />
-
No tak jakoś wyszło... - machnęła ręką. - Chyba żadnego problemu nie
ma, prawda? W końcu poinformowaliśmy cię, że przyjedziemy dzisiaj.<br />
- Nie, nie... - pokiwałem głową.<br />
-
Pewnie dawno nie jadłeś nic dobrego na obiad, a tak się składa, że
nabyłam parę ciekawych przepisów, dzisiaj będziesz miał obiad jak dla
króla. - zaśmiała się pod nosem.<br />
- No, już tak źle matka nie
gotuje. - rzucił zabawnie ojciec, na co matka dźgnęła go lekko w bok.
Teraz, jak tak ich obserwowałem, to się zastanawiałem, po kim
odziedziczyłem geny cichego dziwaka. Oni zdawali się być rezolutnym
małżeństwem i dogadującym się świetnie. <br />
- Dzięki... - rzuciłem
tylko tyle. - To co... Czujcie się jak u siebie. - dodałem, rozkładając
ręce i uśmiechając się delikatnie. - A tak swoją drogą, to kolega u mnie
śpi. Mówię, żebyście się nie zdziwili, gdy tutaj się pojawi. -
mruknąłem, spoglądając niepewnie w ich stronę.<br />
- Och... Niech śpi,
niech śpi. - znowu matka machnęła ręką, a ojciec zdawał się w ogóle
teraz mnie nie słyszeć, zamiast tego poszedł do salonu i zaczął się
rozpakowywać. Dość gładko poszło. Po prostu sobie coś uroiłem.<br />
<br />
Mimo
takiego poczucia humoru, jaki posiadali, byli schematyczną parą. Obiad z
pewnością równał się ze wspólną rozmową o mojej przyszłości. Na tę myśl
czułem dziwny ucisk w żołądku. Męczące było udawanie przykładnego
chłopca, idącego w ślady rodziców. Na dłuższą metę wręcz to było
niemożliwe. Plus - trzeba nadmienić - ja nie odczuwałem między nimi
takich zażyłych więzi... Czy to ze mną było coś nie tak, czy to z nimi -
nieistotne. Fakt był taki, że czułem się, jakby bardzo daleka rodzina
właśnie przyszła sobie zamieszkać w moim domu. Zachowywali się tak
sztucznie... Zawsze mieli do mnie takie podejście tylko dlatego, że nie
potrafili nigdy do mnie dotrzeć. <br />
<br />
Ruszyłem na górę do
swojego pokoju, żeby tam coś znaleźć do przebrania. Przystanąłem na
moment w progu i spojrzałem w stronę leżącego blondyna. Ten, leżąc na
brzuchu, uchylił powiekę i zerknął w moją stronę.<br />
- Co się dzieje? - mruknął w poduszkę.<br />
- Eee... Zapomniałem, że rodzice mieli dzisiaj przyjechać i zatrzymać się na pewien czas.<br />
-
Mhm... - wymamrotał. Przez dłuższą chwilę tak się patrzyliśmy na
siebie. Nie wiedziałem, czy oczekiwał ode mnie czegoś więcej, poza tym,
co już powiedziałem. - Czyli mam się stąd usunąć? Dobra... - stwierdził i
syknął, kiedy podnosił się z łóżka. - Wszystko mnie boli. - mruczał pod
nosem. <br />
Nie odpowiedziałem, aczkolwiek dobrze zrozumiał, że
lepiej by było, gdyby stąd wyszedł. Daniel zachowywał się jak zwykle, a
przynajmniej starał się, bo zapanowała między nami dziwna atmosfera.
Czułem duże skrępowanie, dlatego odwróciłem od niego wzrok. Nie był to
jednak odpowiedni moment, by zachowywać się tak, jakby coś między nami
zaszło. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się z powrotem na dół, a Daniel
za mną, kiedy tylko udało mu się przebrać w jego wczorajsze ciuchy. W
obecnych ubraniach wyglądał trochę jak dresiarz z dodatkiem "swagu", ale
i tak wciąż bardziej swagowo; luźna, biała koszulka, luźne dresowe
spodnie koloru szarego zwężane na końcach nogawek.<br />
- Dzień dobry. -
zwrócił się dość entuzjastycznie do matki, która pakowała jakieś
jedzenie do szafek. Odwróciła się z delikatnym uśmiechem, ale zaraz
przygasła, lustrując blondyna.<br />
- Dzień dobry... - mruknęła, po czym powróciła do swoich czynności.<br />
-
Patryk, ty dalej oglądasz na tym gruchocie? - spytał ojciec, wychodząc z
salonu do przedpokoju i rzucił krótkie spojrzenie w stronę blondyna,
który się ubierał do wyjścia. Blondyn również jemu powiedział "dzień
dobry", ale już mniej entuzjastycznie. Ojciec odmruknął mu zdawkowo i
spojrzał na mnie. - Czemu sobie nie załatwiłeś czegoś lepszego? I co
twój stary będzie teraz oglądać? - zaśmiał się, powracając do tematu z
telewizorem. Wymusiłem uśmiech na twarzy, zerkając na chwilę na
blondyna, który wyraźnie wyglądał na przygaszonego lub zmęczonego.<br />
- To trzeba było zabrać ze sobą plazmę. - odparłem.<br />
- To ja idę. - wtrącił się blondyn. - Do widzenia. - rzucił i wyszedł bez krótkiego spojrzenia w naszą stronę.<br />
<br />
Zacisnąłem
usta w cienką linię. Sytuacja była z pewnością niewygodna. Ledwo
rozwinęła się tamta wczorajsza, między mną a Danielem, a zostałem
wrzucony w kolejną. Poza tym po minach rodziców widziałem, że blondyn
nie zrobił na nich dobrego pierwszego wrażenia. Jak każda rodzina, mieli
swoje zalety jak i wady, wiadome.<br />
Tylko nieliczni wiedzieli, że
pierwsze wrażenia są dla ogółu i szarej, społecznej masy, a starzy
należeli właśnie do tych licznych. Z drugiej strony nic dziwnego. Daniel
wyglądał... Zabójczo przystojnie, ale też tak, jakby odbył wizytę w
poprawczaku i miał jakiś wyrok w zawiasach. Dodajmy do tego jego rany na
rękach i bliznę na policzku. <br />
- Kto to był? - spytała matka,
kiedy otworzyłem już drzwi od łazienki, żeby w końcu się wykąpać i
ewentualnie pomyśleć nad sensem życia.<br />
- Daniel. Kolega ze szkoły. - odparłem krótko.<br />
- Ze szkoły?<br />
- O rok młodszy, też informatyk...<br />
- Ta szkoła ma niski poziom. - stwierdziła nagle. - Mogłeś pojechać z nami, tam miałbyś lepiej.<br />
-
Wiem. - potwierdziłem pozornie spokojnym tonem, ale w głębi duszy
poirytowany. Dobrze wiedziałem, że mogłem jechać z nimi, ale to był
właśnie ten uciążliwy temat, którego chciałem uniknąć, więc po prostu
grzecznie potakiwałem. <br />
- Mhm. - odmruknęła, a ja wszedłem do łazienki.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
-
... Mamy takich miłych sąsiadów, naprawdę. Oczywiście inna kultura, tam
młodsi mogą mówić do starszych na "ty" i to jest na porządku dziennym. -
mówiła matka w przerwach na jedzenie jej wcześniej przyrządzonego
dania. - Sheffield to dobre miasto. W większym byłoby kiepsko trochę z
zarobkami, biorąc pod uwagę ceny mieszkań, a tutaj... A tutaj jest
dobrze. Ale największy plus to sąsiedzi!<br />
Jadłem w samotności wśród
moich rodziców. Odkąd zasiedliśmy do stołu, nie słyszę nic innego poza
Wielką Brytanią, miasteczkiem, sąsiadami, średnią zarobków w pracy.
Nabijałem na widelec pieczeń, nabierałem ziemniaki i wkładałem do buzi,
delektując się tym, że znowu miałem okazję najeść się czymś bardziej
pożywnym. Bardziej od słuchania skupiałem się na smaku. Dla każdego
mogłoby się wydawać, że to tylko zwyczajny obiad, a ja, cóż, stęskniłem
się za tą zwyczajnością. W momentach, w których nie skupiałem się na
smaku, myślałem o Danielu i o tym, co zrobiliśmy wczoraj.<br />
- ... dziewczynę? - usłyszałem pytanie, a ja podniosłem głowę wyrwany z myśli.<br />
- Udało ci się wyrwać jakąś dziewczynę, widzę? - ojciec powtórzył pytanie, zerkając na mnie.<br />
-
Ską... -- urwałem i zaraz sobie przypomniałem, że miałem ślady na szyi.
Wcześniej, gdy się kąpałem, zdążyłem zauważyć parę malinek na swojej
szyi i torsie. Dobrze, że te niżej były zasłonięte przez koszulę, bo te
na szyi wyglądały na niewinną zabawę. Miałem dużo czasu wtedy na
wymyślenie odpowiedzi, bo ostatecznie nie miałem zamiaru chodzić z
chustą na szyi jak jakiś debil. Jedyny mankament był taki, że za tymi
malinkami stał chłopak, którego zresztą rodzice zdążyli poznać. No, a
przynajmniej z wyglądu. - Spotykamy się. - odpowiedziałem krótko i
pozornie pewnym siebie tonem głosu.<br />
- Mhm. - mruknął. - To coś
poważnego? Wiesz, jeżeli będziesz chciał, to będziesz ją mógł zabrać ze
sobą. Moglibyście z początku mieszkać z nami, póki nie wyszlibyście na
swoje. - słysząc to niezauważalnie zmarszczyłem brwi.<br />
- Tak, wiem, ale dopiero zaczęliśmy się spotykać. - odparłem, nie tracąc zimnej krwi.<br />
- Nie no oczywiście, oferujemy tobie tylko pomoc. - sprostował ojciec, co mnie wcale nie pocieszyło.<br />
- Wiem o co chodzi, dzięki. - odparłem.<br />
-
Ale koniecznie tym razem musisz przyjechać do nas na wakacje! - zaczęła
znów matka, obierając sobie za cel przekonywanie mnie do wyjazdu. Nie
powstrzymałem się od cichego westchnięcia. - Przynajmniej wtedy
zobaczysz, jak tam jest i się przekonasz do tego miejsca. -
kontynuowała, a ja, słysząc jej głos, odpływałem. Po prostu... Nie
umiałem jej słuchać.<br />
- Tak, mamo, przyjadę i zobaczę. -
odpowiedziałem, dając upust. W końcu mogłem zobaczyć, jak tam jest, ale
nie zostałbym tam na zawsze.<br />
- No i widzisz. - powiedziała
triumfalnie. - Wyrwiesz się przynajmniej z tej polskiej kolebki
przestępczości. - oznajmiła, na co ja omal nie zakrztusiłem się
jedzeniem. Jej fanatyzm i nadmierna ekscytacja nowym miejscem osiągnęła
właśnie zenit.<br />
- Mhm, prosto w angielską kolebkę przestępczości. -
odparłem, gdy wreszcie odzyskałem oddech i pokręciłem głową. - Mamo, ja
wiem, że tam jest wspaniale, ale nie wyolbrzymiaj. - dodałem spokojnie,
spoglądając na nią pewnym wzrokiem. Rodzicielka spoważniała i przez
chwilę mierzyła mnie karcąco. <br />
- Ja nie wyolbrzymiam. - mruknęła. - Tam nie chodzi tak dużo młodzieży w dresach.<br />
- Co ma młodzież do dresów? - spytałem z cichym westchnięciem.<br />
-
No oni często napadają na ludzi! Pewnie ten twój kolega, co był, zdążył
pewnie ci coś ukraść. I jeszcze się bił z kimś, bo miał rany. - znów
mruknęła oburzona. Matka znów mi przypomniała, dlaczego chciałem
mieszkać sam w domu.<br />
- Mamuś, proszę cię... - starałem się
tłumaczyć dalej i spokojnie. - Daniel nie jest złym człowiekiem. Sama mi
kiedyś mówiłaś, żeby nie oceniać książki po okładce. Najpierw go
poznaj, pewnie będziesz miała okazję. A te rany to tylko i wyłącznie
przez jego niezdarność. - dodałem, po czym sam przyłapałem się na tym,
że chciałem, żeby blondyn wpadał tu częściej. Poczułem delikatne i
prawie niezauważalne rumieńce na moich policzkach.<br />
- No ja nie
wiem... - westchnęła cicho, ale w jej oczach było widać poddanie się. -
Dobrze, masz rację. - przyznała. Ojciec w ten czas wyłączył się,
wyczuwając, że dyskusja z matką będzie trudna.<br />
<br />
Skinąłem
jedynie głową. Dobrze podejrzewałem, że matce na pewno blondyn nie
przypadł do gustu. Sądząc po sceptycznym podejściem ojca do Daniela,
jemu również nie, ale zwyczajnie nie mówił tego na głos.<br />
Z drugiej
strony faktycznie blondyn nie był taki "czysty" jak starałem się go
przedstawić. W końcu wspomniał o tym, że próbował subtelnie okraść
jakichś dresiarzy z marihuany, ale to może były drobne przekręty. Nie
miałem żadnych powodów, by mieć do niego większy dystans, nawet jeśli
powinienem. Może to było naiwne... Ale to wynikało samo z siebie,
naturalnie.<br />
<br />
- A masz kiedyś zamiar zaprosić tutaj swoją
dziewczynę? - spytała po dłuższym momencie ciszy. Na to pytanie
odpowiedzi nie zdążyłem sobie przygotować.<br />
- Eee... Ona teraz jest
na tym... Takim no, projekcie ze szkoły i nie będzie jej dwa tygodnie. -
mieszałem się, ale udało mi się coś wymyślić.<br />
- Oj, ale zdąży wrócić przed naszym wyjazdem?<br />
- Właśnie raczej nie.<br />
- No patrz, Alku, jaka szkoda. - pokręciła głową, zwracając się do ojca. Miałem dość tej na przymus ciągniętej rozmowy.<br />
-
Może następnym razem. - dopowiedział, a ja odmruknąłem pod nosem
krótkie "może" i skupiłem się na zjedzeniu obiadu. Szybko go dojadłem i
odniosłem talerz do zmywarki. Wtedy nagle w głowie zawitała mi pewna
myśl.<br />
- Wiecie... - zacząłem ostrożnie. - Nie rozmawiajmy dzisiaj
już więcej o mojej przyszłości. Spędźmy po prostu miło razem czas. -
oznajmiłem, wymuszając na sobie ciepły uśmiech. To był najlepszy
spontaniczny pomysł, na jaki kiedykolwiek byłem w stanie wpaść. Rodzice
spojrzeli najpierw na siebie zdziwieni tą moją nagłą inicjatywą, ale
potem również się uśmiechnęli i przytaknęli.<br />
<br />
Filmy. Filmy zawsze zbliżały ludzi, tak. Skąd wiedziałem? Ano z filmów...<br />
Ten
dzień spędziliśmy na wspólnym oglądaniu filmów, przy czym musiałem
znieść na dół komputer do salonu dla zwyczajnej wygody. W końcu komputer
był lepszą opcją niż stary telewizor ze zwyczajną kablówką. W przerwach
rodzice powracali do dawnych lat i opowiadali, jaki byłem, jak byłem
mały. Oczywiście nie za bardzo lubiłem, kiedy to robili, ale pod koniec
tego dnia w jakiś sposób zrobiło mi się lepiej na sercu. Pierwszy raz
poczułem, że zacieśniałem relacje z moimi rodzicami. To śmieszne, że
dopiero teraz.<br />
<br />
Poszedłem na górę. Rodzice spali na
rozkładanej kanapie w salonie, tak jak kiedyś, kiedy jeszcze tutaj
mieszkali. Teraz miałem czas, by myśleć o blondynie. W zasadzie to cały
dzień o nim myślałem, więc sięgnąłem po komórkę, kiedy tylko kładłem się
spać. Włączyłem GG i przez chwilę tępo wpatrywałem się w okno
dialogowe. Wciąż miałem go zapisanego jako "Dziewczyna z II T".
Parsknąłem śmiechem, kiedy dotarło do mnie, że ta głupia gra podszywania
się pod dziewczynę była po prostu zabawna, a nie oburzająca. Naprawdę
nie rozumiałem do dziś, dlaczego wtedy tak głupio postąpiłem wobec
Daniela.<br />
Po dłuższej chwili zastanawiania się, spiąłem się i zacząłem coś pisać. Daniel w końcu był dostępny.<br />
<span style="font-size: x-small;"><b><br /></b></span>
<span style="font-size: x-small;"><b>- Cześć, Daniel</b></span><br />
<br />
Nie
wiedziałem, czemu zacząłem to w taki trochę oficjalny sposób - chyba.
Czekałem na odpowiedź, a moje serce znów biło szybko. W międzyczasie
nachodziło mnie tyle wątpliwości i pesymistycznych myśli, że aż chciałem
zasnąć i zapomnieć o całym tym natłoku emocji i zdarzeń, ale w końcu
usłyszałem dźwięk dochodzącej wiadomości.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- No cześć </b></span><br />
<br />
Serce
biło mi jeszcze szybciej i czułem, jak zalewają mnie fale ciepła.
Musiałem się spiąć do zlepienia swoich myśli, bo... W zasadzie czemu do
niego napisałem? Co chciałem mu konkretnie przekazać? Kiedy wychodził z
mojego mieszkania, wydawał się być przygaszony. Możliwe, że coś nie
zostało dopowiedziane... Może była jakaś luka, której jak zwykle nie
widziałem.<br />
<b><br /></b>
<span style="font-size: x-small;"><b>- Słuchaj, trochę głupio wyszło z moimi rodzicami, ale wiesz...</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Co? No właśnie nie do końca wiem :D</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Co robisz jutro? </b></span><br />
<br />
Nie wierzyłem, że to napisałem. Długo nie dostawałem odpowiedzi. Znów się denerwowałem.<br />
<b><br /></b>
<span style="font-size: x-small;"><b>- Co za bezpośrednie pytanie, Patryk ;) Siedzę w domu, prawdopodobnie... Czyli nie mam planów :D</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>-
Dobra, będę szczery. Wiem, że jestem trudny do rozgryzienia, sam się z
tym chujowo czuję, ale chcę, żeby między nami wciąż był kontakt.</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- W porządku. Teraz określ się, o jaki ci kontakt chodzi :)</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>-
Bardzo dobry kontakt. Jak to ująć... Leżę sobie teraz w łóżku. Sam.
Wiesz z czym się równa leżenie samemu w łóżku? Z tym, że ciebie w nim
nie ma, a konkretniej - ciebie nie ma obok mnie. </b></span><br />
<br />
Znowu cisza. Może się ogłupiłem, pisząc takie coś.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- ... Czy to było luźne i subtelne wyznanie mi, że za mną tęsknisz? </b></span><br />
<br />
Uderzyła we mnie kolejna fala ciepła.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Tak. </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- To było całkiem romantyczne, aż mnie zaskoczyłeś. Ale wiesz co? </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Hm?</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Czuję dokładnie to samo, co ty. </b></span><br />
<br />
Wpatrywałem
się w wyświetlacz, nie potrafiąc na to odpisać. Po części czułem się
nawet nieco sparaliżowany dawką tej radości, której dawno nie miałem
okazji doznać. Zanim zdążyłem cokolwiek napisać, doszła od niego kolejna
wiadomość.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Chcesz się ze mną spotkać jutro?</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Tak</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Daj mi swój numer :D</b></span><br />
<br />
Jak napisał, tak zrobiłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<b><span style="font-size: x-small;">- Dobra, jutro wyślę tobie esemesa i dam znać, czy jutro mam chatę wolną, a jak nie, to jeszcze ustalimy godzinę i miejsce ;)</span></b><br />
<b><span style="font-size: x-small;">- W porządku... Tak może być. </span></b><br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><span style="font-size: small;">Przez
chwilę żaden z nas nie pisał. Już się zastanawiałem, jaki temat
pociągnąć, kiedy blondyn znów napisał. Nawet jeśli tematem miałyby być
pierdoły, chciałem z nim pisać. Czułem się dziwnie szczęśliwy, jak
nigdy. </span></span><b><span style="font-size: x-small;"><br /></span></b><br />
<br />
<b><span style="font-size: x-small;">- A tak w ogóle to co tam u ciebie? Jak z rodzicami?</span></b><br />
<b><span style="font-size: x-small;">- Em... Trochę uciążliwi.</span></b><br />
<b><span style="font-size: x-small;">- Niech zgadnę... Wypytywali się o twoją "dziewczynę" </span></b><br />
<b><span style="font-size: x-small;">- Ta... </span></b><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Co im odpowiedziałeś? :D </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>-
Wcisnąłem kit, że się spotykam z jakąś dziewczyną, ale nie mogę jej
teraz zaprosić, bo jest na projekcie ze szkoły i nie ma jej dwa
tygodnie. </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- W takim razie uważaj, żeby na twoim ciele nie pojawiło się w ten czas więcej malinek. ;))) </b></span><br />
<br />
Ten człowiek był zbyt otwarty i bezwstydny. Skrzywiłem się nieco, czując znów zawstydzenie i zażenowanie.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- ...</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Wyobrażam sobie, jak teraz musisz wyglądać xD</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Muszę iść spać, dobranoc :///</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Ej, ej, ej! Dobra, żartowałem, już nie będę. xD</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Dobrze, wiem. Ale serio muszę spadać :D </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Hm... No w porządku. Widzimy się jutro ;)</b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- No, to pa. </b></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Fajnie, że się odezwałeś. ;) Dobranoc. </b></span><br />
<br />
Ręce
mi drżały. Ostatnia wiadomość sprawiła, że twarz wtuliłem w poduszkę,
zdając sobie sprawę z tego, że zachowywałem się jak nastolatka, ale...
Nikt nie mnie widział i nikt nie znał mnie z tej strony. W miłości każdy
tracił rozum, zachowywał się irracjonalnie i często też dziecinnie.
Chyba. Tylko że ja po prostu w dodatku byłem emocjonalnym niedorozwojem.<br />
<br />
Z
tej luźnej rozmowy wynikało, że między nami było dalej w porządku. Gdy
wreszcie opadł ze mnie dziwny stres i zdenerwowanie, zrozumiałem, jak
bardzo mi zależało na tych relacjach. Oczywiście nie chodziło tutaj o
miłość od pierwszego lodzika.<br />
Zamknąłem oczy. Zacząłem go sobie
wyobrażać i przypominać tę akcję ze wczoraj. Jego dotyk, usta na moich,
jego ręce wędrujące po moim ciele, potem ciepłe wargi zaciskające się na
moim członku. Wszystko. Wsunąłem rękę pod swoje bokserki. Wszyscy
spali, więc mogłem sobie na takie coś pozwolić. To, że on jeszcze tej
nocy spał obok mnie, zdawało się być nierealne. Wydawało mi się, że
wciąż czułem jego zapach.<br />
~ Boże, jestem niewyżyty.. ~ skarciłem
się w myślach, gdy skończyłem tę krótką dawkę przyjemności, która była
niczym w porównaniu do tego, co blondyn robił wczoraj swoimi ustami.
Obróciłem się na bok i usiłowałem zasnąć.<br />
<br />
-----------------------------------------------<br />
Śniło mi się dzisiaj, że dodałam kolejny rozdział tego opowiadania.<br />
To musiało być przeznaczenie. Miłego czytania! c: </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-15197417950176934892015-10-26T19:07:00.001+01:002015-11-15T18:22:20.032+01:00Informatyk rozdział 11<div style="text-align: justify;">
Dotknąłem go. Przelotnie. Stał tak blisko mnie. Nigdy nie
denerwowałem się aż tak bardzo, kiedy ktoś stał tak blisko mnie. Na
pewno nigdy tak bardzo, gdy to był drugi facet. No i nie w inny
sposób, niż to dla mnie typowe. <br />
<br />
Serce biło mi jak
pojebane nawet jeszcze wtedy, gdy kierowałem się samochodem do domu.
Zdążyłem zahaczyć o jakiś sklep, żeby kupić sobie czteropak piwa.
Dzisiejszy wieczór nie obędzie się bez alkoholu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
~ Pedał ~ odezwał się głos w mojej głowie, ale nie przezwał Daniela, nie. Przezwał mnie. <b>JA</b> jestem pedałem.<br />
<br />
To
by wyjaśniało, dlaczego bliski kontakt z dziewczyną był dla mnie czymś
denerwującym i krępującym, nieważne jak bardzo byłaby ładna z twarzy i z
charakteru. Sylwia mnie oczarowała swoją urodą, ale... Przypominając
sobie ten niezbyt udany pocałunek na oczach Daniela, doszedłem do
wniosku, że taki kontakt fizyczny z nią to nie coś, czego pragnąłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak
więc... Jestem gejem? Naprawdę jestem takim niedorozwiniętym
emocjonalnie człowiekiem, że dopiero w wieku dziewiętnastu lat odkrywa,
kim jestem? Nie dość, że jestem uznawany za cichego dziwaka, który we
wczesnym wieku miał podejrzenia o autyzm, to jeszcze odmienność
seksualna? To śmieszne, ale nawet nie byłem wdrożony we wszelkie tajniki
gejostwa. W zasadzie to nie miałem na ich żadnego konkretnego zdania,
poza tym, że społeczeństwo okrzykiwało ich czymś obrzydliwym, choć to
powoli zanika... Ale nie w tym mieście. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Prychnąłem załamany i przeczesałem niedbale włosy.<br />
<br />
Daniel
mi się podobał i przez to przez najbliższe dwa tygodnie nie będę
potrafił spojrzeć sobie w oczy w lustrze, zanim zdążę to zaakceptować.
Czułem dziwną fascynację jego osobą i... Ciałem. Dużo go obserwowałem i
wiedziałem, w jaki sposób się porusza, gestykuluje, wyraża emocje,
patrzy... Wszystko to zapamiętałem, a w szczególności ten jego ciepły
uśmiech, kiedy zdzierał z siebie maskę cwaniaka i postanawiał być sobą,
ale tak, jakby... No po prostu kurwa tak, jakby to było zarezerwowane
dla mnie.<br />
<br />
To moja paranoja. Na pewno. Jęknąłem sam do
siebie, stojąc w przedpokoju. Szybko rozebrałem się i skierowałem się do
salonu, żeby tam wspólnie z browarem pogodzić się ze stanem rzeczy. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<br />
Zrobiłem
sobie parę dni wolnego od szkoły i czas poświęciłem głównie pracy, ale
przy okazji pozwalając sobie na odpoczynek i refleksje na swój temat.
Nie miałem ochoty się widzieć z ludźmi ze szkoły, tak po prostu. Nie
widziało mi się to, w szczególności, gdy miałem popierdolone wrażenie,
że na czole mam napisane "jestem gejem" i każdy mógłby to przeczytać.
Tak, paranoja.<br />
Siedziałem sobie przed komputerem i tak właśnie
spędzałem czas aż do kolejnego piątku. Mogłem spokojnie zastanowić się
nad sobą, ale i też poszukać parę informacji w internecie... No po
prostu z ciekawości. Niemniej cały ten czas siedziałem jeszcze bardziej
zdołowany niż kiedykolwiek. Tak więc i dzisiaj na moim biurku zawitał
alkohol, tym razem w postaci sześciopaku. <br />
<br />
Po tygodniu mojej nieobecności dzwonek z komórki dał o sobie znać. Ktoś dzwonił, więc odebrałem.<br />
- Taa, cześć. - mruknąłem na wstępie wiedząc, że to Klej.<br />
- No siema, robisz coś dzisiaj konkretnego?<br />
-
No, robię. Mam przed sobą monitor, obok sześciopak, a po prawej... A
nie, muszę sobie jeszcze coś do żarcia zrobić. - wyliczałem zmęczony, po
czym wstałem i jeszcze zszedłem na chwilę na dół, by wyciągnąć z szafki
paczkę chipsów.<br />
- A po prawej będziesz miał mnie. - delikatnie
zasugerował, że miał zamiar wbić mi na chatę. Choć dobrze wiedziałem, że
chodziło mu o zwyczajną obecność, to teraz nachodziły mnie różne,
pedalskie myśli. Moja chora paranoja.<br />
- Mhm... - wymamrotałem. -
To zostawię otwarte drzwi, a ty sobie wejdziesz i je zamkniesz. -
poinformowałem krótko, na co usłyszałem tylko "okej", po czym rozłączył
się. Wróciłem się z powrotem na górę i otworzyłem pierwsze piwko.<br />
<br />
Czy
potrzebowałem teraz towarzystwa? Nie bardzo, ale obecność jednej osoby,
którą był Klej... Może i byłaby przydatna. Głównie po to, żeby nie
zwariować. Wziąłem pięć łyków pod rząd, a potem odpaliłem jakąś grę.
Minęły dwa piwa, kiedy Klej się pojawił.<br />
- Cześć, Patryku. -
klepnął mnie w ramię, a ja spojrzałem na niego mętnie. - Czemu cię nie
było? - spytał bezpośrednio na wstępie.<br />
- Zdążyłem wypić dwa piwa, zanim tutaj przylazłeś. - mruknąłem, unikając odpowiedzi na pytanie.<br />
-
Nie marudź. Lepiej mi powiedz, dlaczego miałeś zamiar dzisiaj siedzieć
na chacie i to w samotności. - odparł, analizując moje biurko. - I pić w
samotności. - dodał, kiedy przysunął sobie krzesło do biurka. Zawiesił
na mnie swój wzrok, a ja skrzywiłem się nieco. Na chwilę zapanowała
cisza, a ja już wyczuwałem w powietrzu, co się zaraz stanie. - Co cię
gryzie? - spytał otwarcie.<br />
- Po prostu zmęczenie. - odpowiedziałem krótko i obojętnie, sięgając po trzecie piwo. Zapytał, jak zwykle otwarcie. <br />
-
Zawsze tak się zachowujesz. - stwierdził, a ja rzuciłem w jego stronę
przelotne spojrzenie. - Widać to, kiedy udajesz, że nic się nie stało.
Jesteś cichszy i wyglądasz na bardziej obojętnego. Zresztą, proszę cię,
chciałeś pić sam. Coraz bardziej zamykasz się w sobie. No i nie było cię
w szkole, myślałem, że jesteś chory...<br />
- Nie zamykam się w
sobie... - odparłem już nieco poirytowany i zmierzyłem go nieco chłodno.
- Przyszedłeś mi pozawracać głowę? Nie zamykam się w sobie, stawanie
się cichszym to nie droga do zamykania się w sobie. Jestem zakochany jak
debil i tak, staję się cichszy, bo kompletnie nie mam ochoty wykrzesać
resztki pozytywnej energii, którą przeważnie i tak zostawiam na pracę.
Przyzwyczaj się, jestem wyprany z emocji i coraz częściej taki będę.<br />
- Chodzi tylko o zakochanie...?<br />
-
Jakiś ty... Powierzchowny. Po prostu nie lgnę do ludzi, często nie
widzę też potrzeby rozmawiania z nimi, a zakochanie to tylko jeden z
paru czynników, które decydując o tym, że jestem jeszcze cichszy. -
powiedziałem na jednym wydechu i zerknąłem na niego spod uniesionych
brwi. - No, już zrobiłeś mój portret psychologiczny? - spytałem
znudzony, a Klej pokręcił głową z dezaprobatą.<br />
- Dobra... - mruknął. - A z Sylwią dalej nic?<br />
-
Nie no... - zacząłem i nagle urwałem, przypominając sobie o tym, że tak
w zasadzie wobec niej czar prysnął. Serce znów mi zabiło szybciej, więc
szybko wziąłem kolejnego łyka. - No... Coś było. - zmieszałem się.
Zaraz potem dotarło do mnie, że ta odpowiedź nie była najrozsądniejsza.
Klej sam wyciągnął piwo z własnego, kupionego sześciopaku. Słysząc mnie,
zawiesił na mnie wzrok.<br />
- A więc jednaaak? - wyszczerzył się.<br />
- Nie do końca. - odparłem.<br />
- Czekaj... Co?<br />
- No mówię - nie do końca. - mruknąłem.<br />
- No jak to, co ty pierdolisz. To o co chodzi? <br />
-
Myślę, że zdążyłem się zakochać w kimś innym. - mruknąłem, a Klej
zaśmiał się. - Co w tym śmiesznego? - spytałem obojętnym tonem.<br />
- Latasz z kwiatka na kwiatek.<br />
- No i to jest takie śmieszne niby?<br />
- No... Trochę. Wiesz, przez dłuższy czas nic do żadnej nie czułeś, a teraz jak się raz zakochałeś, to już w każdej po kolei.<br />
- Zamknij się. - burknąłem, wiedząc, że się ze mnie nabijał.<br />
- Dobra, dobra, sory. - poklepał mnie po ramieniu. - W co dziś pykamy? - spytał, wyciągając laptopa ze swojej torby.<br />
- Zobaczy się. - wzruszyłem ramionami. - Dawno nie grałem w czołgi.<br />
- W WoT'a?<br />
- Taaa.<br />
- No w sumie ja też. Możemy zrobić weekendową premię na doświadczenie.<br />
- Taaa... - przytakiwałem. - Tylko pewnie miliony aktualizacji.<br />
- Pewno tak. Dobra, to włączamy.<br />
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Aktualizacja trwała około dziesięciu minut, więc w ten czas zdążyłem skończyć moje trzecie piwo.<br />
<br />
Luźno przez około dwie godziny spokojnie graliśmy partyjki w grę.<br />
-
Już mi się nie chce, pierdolę. - mruknąłem w pewnym momencie i
wyłączyłem. Zostało mi ostatnie piwo, a ja już czułem odpowiedni stan do
wylewności.<br />
- Zjebali te czołgi tymi aktualizacjami. - mruknął
Klej, odkładając laptopa na biurko. Wlepił we mnie swój wzrok, sięgnął
po piwo i wygodnie oparł się o krzesło. - No... A ten, powiedz mi, kogo
masz na oku? - znów poczułem szybsze bicie serca. To źle być pijanym i
jednocześnie mieć kogoś u boku.<br />
- Nie znasz jej.<br />
- Skąd wiesz? Może jednak. Dawaj, bo chcę wiedzieć, czy dobra dupa. - odparł, a ja się zamyśliłem.<br />
<br />
Czy Daniel to dobra dupa? Tak. Jest z pewnością przystojny.<br />
<br />
- Dobra dupa. - pokiwałem głową.<br />
- No ale kto to. - zaśmiał się.<br />
-
Ej bo mam pytanie. - zacząłem nagle, kiedy już nie za bardzo obchodziła
mnie cudza opinia o mojej osobie. To był ten stan. - Co byś zrobił,
gdybyś miał kumpla geja? - spytałem nieco spitym tonem, spoglądając na
niego mętnym od alkoholu wzrokiem. Szymon otworzył szerzej oczy
najwyraźniej zaskoczony nagłym pytaniem.<br />
- Eee... - otworzył usta, ale nic nie wydobywało się z niego konstruktywnego. - Chyba nic.<br />
- Chyba nic? - powtórzyłem za nim zdziwiony.<br />
- Nooo... Znaczy, musiałbym się trochę z tym oswoić, ale... Czemu pytasz?<br />
- Tak jakoś... - wzruszyłem ramionami i wstałem.<br />
- Masz kumpla geja?<br />
~
Nie, ty masz, heh. ~ odpowiedziałem w myślach, a kącik ust niechcący
drgnął mi ku górze. Nie, to nie był odpowiedni moment, ani odpowiedni
typ poczucia humoru w tym momencie. - Powiedzmy.<br />
- No i co? - wzruszył ramionami.<br />
- Jak mi to powiedział, to potraktowałem go jak ścierwo.<br />
- No cóż, stary... Może nie wyglądam, ale mnie obecność gejów nie przyprawia o ból dupy.<br />
- Nawet nie wiedziałem... - stwierdziłem. - Nigdy nie mówiłeś mi swojego zdania na swój temat. <br />
-
A miałem powód? Dziwne stwierdzenie. - skomentował, drapiąc się po
głowie. - Ale po pijaku tak masz, więc w sumie mnie to nie dziwi, że
takie coś mówisz. - parsknął śmiechem, a ja zmierzyłem go złowrogo,
kiedy zbierałem puszki do siatki.<br />
- Jestem tylko troszeczkę wcięty. - sprostowałem.<br />
-
"Jestem troszeczkę wcięty" - powtórzył za mną. - powinieneś dodać "i
brzmię jak naburmuszona księżniczka". Wiesz, to trochę urocze.<br />
- Urocze? Co ty pierdolisz...<br />
- Śmiesznie szumisz po alkoholu i często mówisz się jak obrażone dziecko. To jest urocze, ale przede wszystkim śmieszne.<br />
- A spierdaaalaj.<br />
-
Właśnie o tym mówię. - znów zaśmiał się. Wyszedłem na chwilę z pokoju,
żeby wyrzucić śmieci. Dobrze, że Szymon nie był zbyt bystry i nie
połączył pewnych faktów albo to ja byłem mądry i zadałem to pytanie w
odpowiednim momencie, żeby się nie domyślił.<br />
- A w kim się
zakochałeś? - spytał od razu, kiedy stanąłem jedną nogą w progu mojego
pokoju. Choć miałem do tego luźniejsze podejście, tak teraz znów
zacząłem czuć presję i zdenerwowanie.<br />
- Śpisz tutaj? - spytałem wymijająco, chcąc ścielić łóżko.<br />
- Nie zmieniaj tematu. - rzucił, a ja stałem do niego plecami i zajmowałem się ścieleniem łóżka.<br />
Na
dłuższy moment zapanowała cisza. Odwróciłem lekko głowę w bok, jakbym
miał coś zaraz mu powiedzieć. Klej wbijał we mnie oczekujący wzrok,
przez co czułem jeszcze większą presję. W mojej głowie toczyła się wojna
rozsądku z alkoholową impulsywnością.<br />
- W Danielu. - wypaliłem
nagle, zaciskając dłonie nerwowo na kołdrze. Nie wiem, co mnie skusiło,
co mnie przekonało, czy to siła wyższa, czy też faktycznie ja aż tak
bardzo chciałem wyrzucić to z siebie, ale w końcu to zrobiłem.
Powiedziałem na głos, że jestem pedałem.<br />
<br />
Przez chwilę panowała cisza.<br />
<br />
- No odpowiesz mi wreszcie?<br />
-
To nie był żart. - mruknąłem, rzucając krótkie spojrzenie za siebie na
Kleja, który wlepił we mnie zaskoczone i zdezorientowane spojrzenie. Nie
chciałem, żeby ktoś tak kiedykolwiek na mnie patrzył. Czy on miał w
oczach obrzydzenie, czy to ja sobie to uroiłem? Nie, raczej to pierwsze.
- Dobrze, że jestem najebany, bo bym się zasztyletował, zanim bym ci to
powiedział. - mruczałem pod nosem. Usiadłem na rozścielonym łóżku
twarzą do kumpla, który wciąż się tak na mnie patrzył i nic się nie
odzywał. - Mogłem to podejrzewać już od w chuj czasu, ale w większości
jestem niedomyślny, zresztą, nie miałem ostatnio czasu, żeby się
zastanawiać nad tymi sprawami. Stary, ja chciałem żyć liniowo,
schematycznie, tak jak rodzice czy ludzie ode mnie oczekiwali. Standard
mężczyzny jest taki, żeby mieć pracę, znaleźć sobie kobietę i ustawić
się w życiu. Nie miałem nawet jak się zastanowić... To jest pojebane.
Chciałeś wylewności, to masz. W dupie mam wszystkich i to, że się ode
mnie odwrócisz. - machnąłem ręką, czując jak cały ten wewnętrzny jad
właśnie wypływa ze mnie na wierzch. - Dlatego nie potrafię... Nie
umiem... Nie chcę dotykać żadnej kobiety pod tym względem... - mieszałem
się. - Nigdy nie potrafiłem, byłem za każdym razem zdenerwowany jak
jakaś męska dziewica. Ostatnio Sylwia mnie pocałowała i mimo, że mi się
podoba, mimo że jest naprawdę ładna, a z charakteru niczego sobie, nie
potrafiłem czerpać z tego w jakikolwiek sposób. Zakochałem się kurwa w
facecie. - zakończyłem dialog zdaniem przeładowanym złością do
wszystkiego. Dopiero potem zauważyłem, że Szymon wciąż tutaj był. Nie
wyszedł. Ba, nawet nie skrzywił się na to, co mówiłem, ale jedynie
spoglądał w zaskoczeniu i jednocześnie w skupieniu. - Masz kumpla
pedała, możesz już iść.<br />
- Wiesz... - zaczął w końcu niepewnie, a
ja spojrzałem na niego, czując duże zażenowanie tym, co właśnie przed
chwilą powiedziałem. - To nie ma --<br />
- Sory, nie, przepraszam. -
wstałem nagle i przerwałem mu. Czułem jak moje policzki czerwienieją. -
Jestem głupi po alkoholu, wiedziałem, że to nie będzie dobry pomysł, byś
dzisiaj przychodził. Może będzie lepiej jak ty --<br />
- Spokojnie,
Patryk! - wstał, wyciągając w moją stronę ręce sugestywnie, bym się
uspokoił. - Nic złego nie powiedziałeś, pod warunkiem, jeżeli słuchaczem
będzie odpowiednia osoba.<br />
- A powiedziałem odpowiedniej osobie?<br />
-
Wiesz - odkaszlnął, bo mimo wszystko był dość krępujący temat. - dla
mnie to nie ma znaczenia, co mój kumpel preferuje w łóżku. W końcu
jestem tylko twoim kumplem. - dokończył. Przetarłem dłonią twarz i
oparłem się bokiem o szafki. Nie mogłem uwierzyć w to, że to wszystko z
siebie wyrzuciłem, że mówiłem to swojemu przyjacielowi, a teraz on
musiał coś skomentować na ten temat. To naprawdę krępujące. <br />
- Jestem debilem... - mruknąłem, na co Szymon się przybliżył.<br />
-
No, jesteś. - zaśmiał się, po czym rozłożył ręce. - Chodź ty moja
wrażliwa duszo. - dodał zaraz nieco uszczypliwie, a ja uśmiechnąłem się.
Widząc jednak jego gest, spoważniałem i spojrzałem na niego spod
uniesionych brwi. Klej zwyczajnie podszedł do mnie i uścisnął mnie po
bratersku. - Cieszę się, że w końcu postanowiłeś być szczery. <br />
- Mhm... - mruknąłem markotnie, odwzajemniając uścisk. - Jutro będę tego w chuj żałować.<br />
-
Trzeba będzie się jakoś oswoić. - poklepał mnie po plecach. Dla mnie
jak i dla niego to było coś nowego. Nie sądziłem jednak, że Klej tak
luźno do tej sprawy podejdzie. Miałem nawet wrażenie, że zniósł to
lepiej niż ja. Ja wciąż jeszcze samego siebie nie akceptowałem do końca.
- Dobra, bo to pedalskie. - rzuciłem nagle żartobliwie.<br />
- Brawo, pierwszy krok do posiadania dystansu do samego siebie. - stwierdził i odsunął się ode mnie.<br />
-
Rozścielić ci w salonie? - spytałem, nie patrząc mu w oczy. Czułem się
niezwykle speszony tym, co się działo. Nie lubiłem, kiedy ktokolwiek coś
o mnie wiedział.<br />
- Obojętne mi to. - odpowiedział, a ja zerknąłem
na niego. - Co, myślałeś, że koniecznie będę chciał w salonie na dole
po tym, jak mi powiedziałeś parę rzeczy?<br />
- Szczerze to właśnie tak myślałem...<br />
- Nie przejmuj się, stary, naprawdę. - mruknął i wyciągnął swoje rzeczy do spania.<br />
- Dzięki.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Obudzenie
się ze snu to ostatnia rzecz, jaką chciałbym zrobić tego ranka. W
głowie pojawiły się wspomnienia ze wczorajszego dnia. Obok mnie spał
Klej, któremu przyznałem się do zapędów homoseksualnych. O dziwo - nie
zwiał i starał się zachowywać wobec mnie tak jak zawsze. Ale czy ja tak
będę potrafił? Wysunąłem się ostrożnie spod kołdry, żeby przemknąć cicho
na dół do kuchni. Tam standardowo nastawiłem wodę na gaz, żeby zaparzyć
kawę. Usiadłem przy stole. Było po dziesiątej. Pierwszy raz od długiego
czasu spałem tak długo. Zawiesiłem wzrok na widok przed oknem.<br />
<br />
Im
dłużej myślałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że nie żałowałem
tego, co powiedziałem wczoraj Klejowi. Jego akceptacja sprawiła, że o
wiele lepiej było mnie znieść ten fakt, choć i tak dalej się czułem z
tym wszystkim dziwnie.<br />
Teraz, z perspektywy nieodległego czasu, to
ja wszystko komplikowałem. Nawet będąc tego świadomy, nie potrafiłem
nic z tym zrobić. Pocałowałem Sylwię przy Danielu, a ten, zdawało się,
stał się jeszcze bardziej obrażony niż po tej sytuacji, jak nazwałem go
pół-pedałem. W dodatku blondyn zdążył chyba już sobie kogoś znaleźć.
Miał ślady na szyi wtedy, jak przyszedł. Ciekawiło mnie tylko... Czy to
była dziewczyna czy chłopak?<br />
Rozmowa niby czyni cuda, ale człowiek
zawsze musiał komplikować. Szczerość i otwartość uczuciowa nie należały
do moich mocnych stron. Zastanawiałem się nad tym, jak subtelnie
przywrócić nasze relacje. Miałem ciche nadzieje, że samo się to zrobi. <br />
- Cześć. - usłyszałem Kleja, który dosiadł się do stołu. - I jak tam? Żałujesz?<br />
Ech, czemu on musiał być taki bezpośredni? Opuściłem głowę w dół, czując rumieńce na policzkach.<br />
- Tak, przede wszystkim dlatego, że nie masz skrępowania i otwarcie powracasz do tego tematu. - prychnąłem.<br />
- Zauważyłem, że tylko tak mogę od ciebie uzyskać szczerą odpowiedź. - wzruszył ramionami.<br />
-
Ech... - westchnąłem i podniosłem na niego wzrok - Nie żałuję... W
każdym razie nie do końca. - odpowiedziałem nieco niepewnie. Kumpel
wziął do dłoni wcześniej zrobioną przeze mnie kawę i upił trochę. Wbił
we mnie wzrok. Przez chwilę zapanowała dziwna, nieco krępująca cisza.<br />
-
No... Więc mówisz, że w Danielu? - spytał, a ja skinąłem głową. -
Daniel Pluta? - znów skinąłem. - A wiesz może czy on coś... Ten...<br />
-
Sylwia mi powiedziała, że Daniel jest bi. - odpowiedziałem niemrawo. - W
sumie od tamtego momentu zacząłem się zastanawiać... Wiesz.<br />
- Mhm. - mruknął, jakby intensywnie analizując.<br />
- Nie brzydzi cię to? - spytałem nagle i również wziąłem kubek kawy w dłoń. - Rozmawianie o... No o tym.<br />
- Nie. W sensie, o ile nie chciałbym patrzeć na całującą się parę gejów, tak sama rozmowa o tym mnie nie brzydzi.<br />
-
Aha... - mruknąłem. - To, ten... To trochę długa historia jak go
poznałem, ale w międzyczasie podszywał się pod dziewczynę i pisał do
mnie, ale potem skapnąłem się, że to on i wyzwałem go od pół-pedała. -
mówiłem, a Klej zaśmiał się. - Tak, wyzwałem go od pół-pedałów pomimo,
że sam nim jestem, taaa... - przeczesałem włosy palcami.<br />
- Spoko.
Nie wiedziałem, że Daniel mógłby być bi... Nie wygląda na pe... - urwał,
zawieszając się. - Ty też nie wyglądasz, jak coś. - sprostował zaraz, a
ja zaśmiałem się cicho. - Tak swoją drogą, może to jest jakaś
krótkoterminowa, przypadkowa fascynacja?<br />
- Co? Nie mam pojęcia... <br />
- A ten... Zarywał do ciebie?<br />
- Raczej...<br />
- No i co?<br />
-
No i w sumie nic. Później, jak go wyzwałem, Sylwia zaprosiła mnie do
domu, żebym naprawił jej komputer. Z początku nie domyśliłem się, że to
był tylko pretekst, wiesz jaki jestem. No i zaczęła mi mówić, że
chciałabym mnie bliżej poznać i pocałowała mnie w momencie, kiedy wszedł
Daniel. Taki trochę jakby... Klasyk filmowy. - parsknąłem.<br />
-
Jedyna rada, jaką ode mnie możesz otrzymać, jest taka - po prostu
porozmawiaj, zanim zrobi się z tego jakiś głupi, zbędny dramat.<br />
- Mi się zdaje, że ta sytuacja już jest głupim, zbędnym dramatem.<br />
- No w sumie jest. - zaśmiał się. - Zupełnie jakbyś mi opowiadał jakąś tanią, babską telenowelę, stary.<br />
-
A ssij... - rzuciłem i zaśmialiśmy się oboje. Klej zdecydowanie
rozładował atmosferę. Był otwarty, szczery i ciepły. Na nikim innym nie
mogłem polegać, jak na nim.<br />
Szymon wziął jeszcze ostatnie łyki kawy, wypijając ją do końca. <br />
- Dobra, stary, będę zwijał, nie? Trzymaj się.<br />
- Jasne, spoko. Dzięki, tak w ogóle...<br />
- Nie ma za co.<br />
- Szymon?<br />
-
Hm? - odwrócił się w moją stronę zdziwiony, kiedy ubierał buty w
przedpokoju. Pierwszy raz od dawna zwróciłem się do niego po imieniu.<br />
- Dzięki, że przyszedłeś i mnie nie odrzuciłeś, wiesz...<br />
-
Nie masz za co dziękować, naprawdę. - odparł i uścisnęliśmy sobie
dłonie na pożegnanie. Chciałem się jeszcze spytać, dlaczego on to robił.
Dlaczego tak naciskał, dlaczego się mną przejmował, ale stwierdziłem
jednak, że te pytania nie były na teraz. Po prostu posłałem mu uśmiech
pełen ulgi. Ten jeszcze mnie poklepał po ramieniu i wyszedł.<br />
Zamknąłem za nim drzwi na klucz.<br />
<br />
Zostałem
sam ze sobą, tym razem czując większą ulgę niż zażenowanie tym, co się
wydarzyło. Może to jednak faktycznie krótka nim fascynacja. Jakieś
głupie, podświadome szukanie czegoś nowego w tym nudnym życiu, czy
coś... A jak nie, to cóż, nie pozostanie mi nic innego, jak pogodzenie
się z tym.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Tego
dnia wracałem jak zwykle samochodem z roboty, myśląc tylko i wyłącznie o
jednej osobie. Przez kilka kolejnych dni wciąż nie odezwaliśmy się do
siebie, co może już też wynikało z tego, że... Nasze drogi po prostu się
powoli, naturalnie rozchodziły. Z początku może i ignorowanie z jego
strony było celowe, potem stawało się pewnego rodzaju nawykiem. To na
pewno była przelotna fascynacja... Na pewno...<br />
Był środek
pierdolonego tygodnia, a ja już czułem mocne zmęczenie. Wchodząc do
domu, z myśli wyrwał mnie dzwonek z komórki. Szybko więc odebrałem,
starając się w między czasie rozebrać.<br />
- Halo?<br />
- No cześć, Patryczku. - w słuchawce usłyszałem głos matki.<br />
- Cześć, mamo. - zdobyłem się na nieco bardziej entuzjastyczny ton głosu, uśmiechając się delikatnie.<br />
- Nie za późno dzwonię?<br />
- Nie, nie... O tej porze przeważnie kończę.<br />
- Mhm. A jak ci leci?<br />
- Jest w porządku, nie narzekam.<br />
- To się cieszę. Słuchaj, wpadniemy z ojcem w tę sobotę i zatrzymamy się na parę dni. Stęskniliśmy się oboje za tobą.<br />
- Ja za wami też.<br />
-
Ojciec będzie chciał z tobą porozmawiać. - usłyszałem, na co
przewróciłem teatralnie oczami. Wiedziałem, o czym będzie ten temat.
Póki co, nie zamierzałem się wybrać za granicę, chociaż... Nie miałem
większego powodu, żeby zostać.<br />
- Dobrze. - odmruknąłem. - Będę czekać na was.<br />
- No, to dobrze, że nie sprawiamy kłopotu. To do zobaczenia, synuś!<br />
-
Pa, mamo. - pożegnałem się już mniej entuzjastycznie, kiedy ściągałem z
siebie tę maskę szczęśliwca. Westchnąłem ciężko i odłożyłem komórkę na
stół w kuchni. Skierowałem się do łazienki, żeby się umyć, a następnie
wskoczyłem szybko do łóżka. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*** </div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Praca,
nauka, praca... Czułem, że zasnę, gdyż moje życie było tak zajebiście
fascynujące i wcale niemonotonne. Ponadto wciąż myślałem o Danielu.
Minął kolejny tydzień, a żaden z nas się do siebie nie odezwał, a ja
zdążyłem zakochać się w nim jeszcze bardziej. W refleksyjnym stanie
jechałem ciemną, mroczną uliczką. Ktoś mi mignął kątem oka. To samo
rozgałęzienie ulic, ten sam murek, ten sam stary, opustoszały blok.
Zatrzymałem się, czując lekkie drżenie rąk oraz uderzenia ciepła. Zbiegi
okoliczności bywały dziwne. Los był dziwny. Zdawało się, że
przeznaczenie już zawsze będzie mi zrzucać niebieskookiego blondyna pod
nogi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Daniel biegł
chodnikiem, a kilka metrów za nim biegło czterech dresiarzy. Gdy zbliżał
się w moją stronę, bez wahania otworzyłem drzwi i krzyknąłem krótkie
"Ej!". Blondyn zauważył mnie i przyspieszył, żeby sprintem dobiec do
mojego samochodu i wsiąść do środka na miejsce pasażera. Szybko ruszyłem
autem w stronę mojego domu. Dopiero gdy zerknąłem w jego stronę,
zauważyłem, że miał zakrwawiony nos. </div>
<div style="text-align: justify;">
- O cholera. Co ci się stało? - rzuciłem na wstępie. Daniel łapał się za krwawiący nos i zmrużył oczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- To, co widzisz. - odparł krótko. </div>
<div style="text-align: justify;">
- W sumie to masz szczęście, że akurat teraz tędy przejeżdżałem. - mruknąłem. - Jak za pierwszym razem. Powtórka z historii.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Niestety, pół-pedały nie mają lekko. - rzucił znów, zachowując swoją
maskę szczeniackiego cwaniaka. Z jego podejściem będzie ciężko, ale
wcale mu się nie dziwiłem... Westchnąłem cicho. Ze schowka jedynie
wyciągnąłem paczkę chusteczek i podałem jemu, żeby mógł tamować krew.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj głowę w dół, a nie do góry. - mruknąłem, a on się posłuchał. - Masz jakieś rany?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Mam rozjebany łokieć i szkło w dłoni. - słysząc to, zerknąłem w jego
stronę na chwilę. Faktycznie, dłoń, którą opierał o swoje kolano, była
we krwi i miała powbijane kawałki szkła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak ty to zrobiłeś?</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Spierdalałem przez działki i stwierdziłem, że się ukryję w cudzej
altance, więc rozjebałem okno, ale tamci zaczynali mnie doganiać, więc
znowu dałem długą. Biegłem przez jakieś popierdolone haszcze zasadzone
na działce i w efekcie się wypierdoliłem na łokieć prosto na betonowy
chodnik.<br />
Słysząc to, wyobraziłem to sobie i aż syknąłem, krzywiąc się lekko.<br />
- To chujowo. Ale skąd pomysł, żeby schować się na działce?<br />
-
Nie wiem, może podświadomie pragnąłem mieć rozjebaną dłoń. - prychnął. -
Te, czemu zawiozłeś mnie pod swój dom? - spytał, widząc, że skręcamy w
ulicę, która należała do moich rodzinnych okolic.<br />
- Co? Eee... -
zmieszałem się, kiedy zrozumiałem, że ponownie działałem impulsywnie. Z
pewnością znów się zarumieniłem. - Tak odruchowo, zresztą... Tutaj sobie
to przemyjesz, a ja zerknę na twoją rękę. - wzruszyłem ramionami, a
blondyn spojrzał na mnie spod uniesionych brwi.<br />
- ... No w
porządku. - mruknął, po czym wysiadł z samochodu, nieudolnie używając
zranionej ręki, kiedy już byliśmy na miejscu. Szybko ruszyłem w stronę
drzwi i je otworzyłem. Z progu od razu ruszyłem w stronę kuchni, gdzie
trzymałem wszelkiego rodzaju medykamenty. Daniel stał w przedpokoju i
zamknął za sobą drzwi, po czym starał się zdjąć rozpiętą kurtkę. Cała
jego zielona bluzka była zabrudzona krwią, przez co naklął się pod
nosem. Sam posłusznie wszedł do łazienki, a ja tuż za nim. - Umiesz
wyciągać szkło ze skóry? - spytał, biorąc do ręki chusteczkę.<br />
-
Chyba tak... Czekaj. - mruknąłem i wziąłem chusteczkę z jego ręki. -
Będzie szybciej, jak ja to zrobię. - rzuciłem nieco zdenerwowany i
namoczyłem materiał, żeby zaraz zacząć ścierać krew z jego twarzy.<br />
Kiedy
opuścił rękę luzem wzdłuż ciała, wzrok zawiesiłem na jego odsłoniętych i
brudnych od cieczy ustach. Oddychając szybko, przyłożyłem chusteczkę do
jego nosa i zacząłem delikatnie ścierać krew. Blondyn bezwstydnie
wlepiał we mnie swój wzrok spod przymrużonych oczu. Gdy tylko
przejechałem po jego ustach chusteczką, ten delikatnie je rozchylił, a
potem przejechał subtelnie językiem po dolnej wardze, chcąc wyraźnie
mnie sprowokować i wywołać u mnie jeszcze większe zdenerwowanie, co mu
wyszło. Zestresowałem się jeszcze bardziej, a blondyn zauważył to i
uśmiechnął się w swoim szatańskim stylu. W końcu... W końcu widziałem
ten cwaniacki uśmiech. Bardziej od faktu, że się ze mną droczył,
interesował mnie właśnie jego uśmiech.<br />
- Drżysz. - usłyszałem nagle, kiedy już kończyłem. Jego twarz była czysta.<br />
- Brak magnezu w organizmie przez kawę. - odparłem poważnie, jakbym się nauczył tego na pamięć, a blondyn parsknął śmiechem.<br />
-
A ja myślałem, że to wciąż z obrzydzenia do mojej osoby. - mruknął
nagle poważnie, nabierając chłodnych rys. Zmarszczyłem delikatnie brwi.
Chwyciłem ostrożnie i delikatnie jego rękę, żeby obejrzeć rozwalony
łokieć, a ten syknął cicho pod nosem. Wyglądało źle, ale nie było to
mocne obrażenie, ale bardziej rozległe. Miał zdartą skórę od spodu
prawie aż po nadgarstek. Szybko przemyłem ranę, a potem obejrzałem jego
dłoń. <br />
- Nie powbijało się dużo. - stwierdziłem, wychodząc z łazienki. - Chodź, muszę znaleźć gdzieś igłę i pójdziemy do salonu...<br />
- Jasne, pewnie. - odpowiedział, ruszając za mną. - Ej... Dlaczego to robisz?<br />
- Hm? - mruknąłem, nie odwracając się nawet w jego stronę. Za bardzo się denerwowałem i za bardzo byłem zmieszany.<br />
-
Nie rozumiem cię. - zaczął po krótkiej chwili ciszy. - Nazywasz mnie
pół-pedałem, unikasz mnie, potem wpadasz do mnie na chatę, całujesz się z
Sylwią, następnie dajesz jej kosza, a teraz zgarniasz mnie rannego z
ulicy do siebie, zamiast mnie ewentualnie odwieźć pod mój dom.<br />
-
Dobra. - rzuciłem, zamykając nieco nerwowo szufladę w szafce. Odwróciłem
się twarzą w stronę blondyna, chcąc zebrać się na odrobinę uwagi. - Za
pół-pedała przeprosiłem, a poza--<br />
- Ale w chujowych okolicznościach. - wtrącił się.<br />
-
Ten pocałunek nie był z mojej inicjatywy. - rzuciłem, podchodząc do
niego. - Daj już więc spokój. Przepraszam cię za to, że ciężko zrozumieć
moje zachowanie. Nie jestem społecznym człowiekiem.<br />
- Zauważyłem.<br />
- Poza tym, nigdy nie znałem nikogo biseksualnego i to było dla mnie... Coś nowego, dlatego tak zareagowałem.<br />
- I tak reagujesz na nowość? Trochę chujowo. - rzucał wciąż nieco kąśliwe uwagi, a ja westchnąłem ciężko.<br />
-
Nieważne. - mruknąłem i skierowałem się do salonu, mając już ze sobą
odpowiednie rzeczy. Usiadłem i chwyciłem w dłoń igłę. - Może trochę
szczypać. - poinformowałem, na co blondyn skinął głową. Przez dłuższy
moment panowała cisza, w której to ostrożnie i starannie wyciągałem
kawałki szkła ze skóry. Daniel czasami syczał pod nosem bardzo cicho,
ale ogólnie obeszło się bez płaczu.<br />
- Chciałbym wiedzieć, o czym
przeważnie myślisz. - usłyszałem nagle, więc podniosłem na niego
zdezorientowane spojrzenie. Na ślepo odłożyłem igłę na stół. - Często
się zastanawiam, co w danym momencie myślisz i nawet nie wiesz, jak mnie
to nieziemsko wkurwia, że prawie nic o tobie nie wiem. - kontynuował, a
ja czułem jak moje serce przyspieszało tempa. Przełknąłem głośno ślinę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Byłem
zdenerwowany, bo trzymał mnie za dłoń. Prawdopodobnie złapał mnie, jak
przytrzymywałem go pierwszy, żeby powyjmować szkło z jego rany. Teraz to
on mnie ściskał. Nie wiedząc, co zrobić, próbowałem się z tego wyrwać. -
Nie puszczę cię, dopóki nie powiesz mi, co teraz myślisz. - mruknął,
przybierając minę ignoranta, a w jego oczach błyszczała dziwnego rodzaju
pewność siebie i wyższość.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja również nie wiem o tobie zbyt wiele. - mruknąłem.<br />
- Ale ja nie wstydzę się swoich uczuć. <br />
-
Dobra - westchnąłem, ulegając mu. - Ja... Żałuję, że pokomplikowałem
pewne sprawy... - zacząłem niepewnie. - Pewne rzeczy nie powinny mieć
wpływu na nasze relacje... - recytowałem wręcz wierszyk. - Chciałbym,
żebyśmy mieli sztamę. - chciałem kontynuować, ale spostrzegłem, że
blondyn przyłożył otwartą dłoń do swojego czoła. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jesteś idiotą... - stwierdził, parskając śmiechem. Skrzywiłem się, choć
dobrze wiedziałem, że miał rację. Blondyn rozluźnił ucisk, a ja
wyswobodziłem dłoń, choć niekoniecznie tego chciałem. Taki subtelny
dotyk był czymś przyjemnym, ale wciąż psychicznie źle czułem się z
faktem, że bliskość drugiego faceta mi się podobała...<br />
- Wiem... - mruknąłem pod nosem, układając rzeczy potrzebne do opatrzenia rany.<br />
- To będę spadał. - rzucił, powoli podnosząc się na nogi.<br />
-
Czekaj! - rzuciłem nagle, łapiąc się na nadmiernej emocjonalności. -
Możesz tu zostać.W sensie nocować. - dodałem, a ten uniósł brew i przez
chwilę milczał, zaciskając usta w cienką linię. Po dłuższej chwili jednak
uśmiechnął się szyderczo, jakby wpadł na pewien plan.<br />
- Chcesz, żebym u ciebie spał? - spytał, przybliżając się do mnie tak, że dzieliły nas centymetry. Nachylił w moją stronę. - Z tobą?<br />
<br />
------------------------<br />
Przybywam z rozdziałem po czterech dniach :-) Jest chyba nieco krótszy niż standardowy rozdział tego opowiadania, ale mam nadzieję, że kolejny będzie satysfakcjonujący. Joł~! </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-69465828569770595572015-10-22T22:15:00.000+02:002015-10-22T22:15:02.270+02:00Informatyk rozdział 10<div style="text-align: justify;">
<br />
<b> Rozdział zawiera sceny +18</b><br />
---------------------------------------------------------<br />
<br />
Wątpiłem w to, żeby Patryk nic do
mnie nie czuł. Jego nieśmiały wzrok podążał za mną, kiedy tylko mijałem
go na korytarzu i udawałem, że go nie widzę. Gdy mieliśmy natomiast
lekcje na tym samym piętrze w salach obok siebie, zerkał w moją stronę.
Czułem na sobie jego wzrok. Szczerze mówiąc czułem to spojrzenie, odkąd
zgarnął mnie z ulicy do swojego domu i opatrywał moją szramę na
policzku, która jeszcze wtedy wyglądała naprawdę źle, a dzisiaj
pozostała niezbyt rzucająca się w oczy blizna. Możliwe, że skrycie
przyglądał mi się wcześniej, nawet jeśli na pierwszym planie stawiał
Sylwię.<br />
Tak więc przyciągany cały czas jego wzrokiem walczyłem ze
swoimi myślami. Chciałem zrobić cokolwiek, by zwrócić na siebie jego
uwagę. Czy w takim wypadku unikanie go było najlepszym sposobem? A co
jeśli to akurat na niego nie podziała do końca tak, jak zamierzałem?
Najważniejsze, żebym wierzył w swoją spontaniczność. No i oczywiście to,
żebym wyglądał dobrze, przystojnie i przyciągająco - tak, dzisiaj
odbywałem kolejną rozmowę motywacyjną ze swoim odbiciem lustrzanym, by
podnieść swoją samoocenę.<br />
<br />
Stałem z dwoma kumplami z
klasy; Robertem i Chmielem. Sylwia rozmawiała ze swoimi koleżankami parę
kroków ode mnie. Ją również starałem się ignorować. Blondyna wczoraj
mnie poprosiła, bym naprawił jej komputer, a ja, zły braciszek,
specjalnie jeszcze bardziej go zjebałem. Taki miałem plan, choć nie do
końca wiedziałem, jak postąpić, by go zepsuć. Na szczęście osiągnąłem
swój cel i teraz mogłem się cieszyć tym, że siostra mierzyła mnie tylko
spojrzeniem bazyliszka, jakim szczyciła się dotychczas tylko nasza
matka. Mściwa ze mnie świnia. <br />
- Tak w ogóle to gdzie wyście wtedy
wypierdolili? - otrząsnąłem się, kiedy Roberto zadał mi pytanie.
Uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie przedwczorajszą domówkę w
środku tygodnia. <br />
- Musiałem już iść, Mikołaj zresztą też. - odpowiedziałem krótko, uśmiechając się jeszcze szerzej.<br />
- Ta... - skinął głową. - Co się tak szczerzysz? - spytał, zauważając mój głupi uśmiech na twarzy.<br />
-
Huh? A bo coś mi się śmiesznego przypomniało... - odchrząknąłem. - Tak w
zasadzie to gdzie Mikołaj się zatrzymał na ten czas? - spytałem zaraz z
ciekawości.<br />
- On na czas przyjazdu mieszka u babci. To ulicę
dalej ode mnie. - odpowiedział, a ja skinąłem głową. Wzrokiem
powędrowałem za Sylwią, która nagle się oddaliła i zaczęła z kimś
rozmawiać. Zaciekawiony znów wyłączyłem się z rozmowy swoich ziomków i
nieco odsunąłem się kawałek, by tylko zerknąć, do kogo zagadała.
Prychnąłem, kiedy tylko zdołałem spostrzec Patryka i szybko odwróciłem
wzrok. Nietrudno było zauważyć, że podrywała go. Teraz robiła to
otwarcie, odkąd jej nie wyszło z Lolkiem.<br />
<br />
Lolek to
chłopak o rok starszy od niej, uczęszczający do liceum na profil
mat-fiz. Przystojny prymusek w elitarnej szkole. W każdym mieście w co
najmniej jednej szkole musiał się trafić taki lizus. Pech chciał, że z
Sylwią znali się już kilka lat i byli w dobrej przyjaźni. Blondyna go
zdążyła pokochać, ale on za to zakochał się w kimś innym, ba, nigdy nie
widział tego, że Sylwia coś do niego czuła. Dlatego na jej przykładzie
nie wierzyłem w miłość rodzącą się z przyjaźni. Siostra z desperacji
znalazła sobie inny obiekt westchnień, jak wiadome tylko po to, żeby
zająć sobie głowę czymś innym. Kobiety takie są. Nie mieszałbym się w
jej głupawe decyzje, gdyby nie to, że właśnie podbijała do Patryka. Ten
uroczy i skurwiały, nieśmiały i zjebany szatynek sprawiał, że ogarniały
mnie sprzeczne ze sobą myśli. Z chęcią bym mu zajebał za to
niezdecydowanie, ale zaraz po tym pocałował te jego nieco sine usta.<br />
- Halo, Daniel?<br />
- Co? - mruknąłem wyrwany z myśli.<br />
- Co robisz dzisiaj? <br />
- Nie wiem, jak coś to dam ci jeszcze znać. - wzruszyłem ramionami.<br />
<br />
Zadzwonił
dzwonek. Idąc do klasy rzuciłem jeszcze tylko spojrzenie w stronę
starszej klasy. Wtedy wzrokiem napotkałem Patryka, który zerknął na mnie
w tym samym momencie. Zaraz odwróciłem głowę. Zauważyłem ten dziwny
błysk w jego oczach.<br />
~ Głupek... ~ pomyślałem, kręcąc głową z
dezaprobatą i przekroczyłem próg sali. Usiadłem na krześle przy ławce
obok Chmiela. Wyciągnąłem rękę w stronę Sylwii, która siedziała przede
mną i szturchnąłem ją.<br />
- Czego... - mruknęła, odwracając się w moją stronę.<br />
- Nocujesz gdzieś dzisiaj? - spytałem, a ona wzruszyła ramionami i odwróciła się w stronę koleżanki obok.<br />
- Nocuję dzisiaj u ciebie? - spytała się czarnowłosej i obie zaśmiały się cicho.<br />
- Możliwe, dam ci jeszcze znać, jak z resztą dziewczyn. - odpowiedziała, a Sylwia odwróciła się w moją stronę.<br />
-
Możliwe, dam ci jeszcze znać. - odpowiedziała, a ja skinąłem głową. W
głębi duszy modliłem się, żeby wypierdoliła z chaty dzisiejszego
wieczoru. Matka jak zwykle zniknęła na weekend. Odkąd znalazła sobie
murzyna, robiła to jeszcze częściej. Nie chciałem więc, żeby Sylwia była
przeszkodą, kiedy chciałem skorzystać z okazji. Wyjąłem komórkę i
zacząłem pisać esemesa do Mikołaja. <br />
<span style="font-size: x-small;"><b><br />Co dzisiaj robisz? ;)</b></span><br />
<br />
Wysłałem
i czekałem na odpowiedź. Jeśli ostatecznie siostra będzie w domu, to
pozostawało kombinowanie z jakimś ustronnym miejscem w terenie, ale to
ograniczało możliwości. I to bardzo. Odwróciłem głowę w stronę okna i
zamyśliłem się, przykładając odruchowo palca do swoich ust. <br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Nic takiego, możemy się dzisiaj spotkać :D</b></span><br />
<br />
Przyszła odpowiedź, a ja gorączkowo chwyciłem komórkę w dłonie. <br />
-
Z kim ty tak romansujesz? - spytał zaciekawiony i wścibski Chmielu,
nachylając się w stronę mojej komórki. Od razu zasłoniłem wyświetlacz
dłonią i spojrzałem na niego ostrzegawczo.<br />
- Nie twój interes. - mruknąłem, a on uśmiechnął się szeroko.<br />
- Znowu wyrywasz jakąś gorącą laskę? - szturchnął mnie, zgrywając jeszcze większego debila, chcąc mnie zwyczajnie zdenerwować.<br />
"Znowu"? Musiałem być w takim razie brany za nieskrępowanego
podrywacza. Mimo wielu rozmów z dziewczynami, jakie odbywałem na
imprezach, tak naprawdę do niewielu lasek się w jakikolwiek sposób
lepiłem. Nie odezwałem się jednak na ten temat, a skupiłem się na
komórce.<br />
- Gorącą... No tak. - przyznałem ~ Ale laskę to już niekoniecznie. ~ dodałem w myślach, uśmiechając się w swoim stylu.<br />
<br />
<b><span style="font-size: x-small;">19:00 park? Potem się jakoś znajdziemy.</span></b><br />
<br />
Wysłałem
kolejnego esemesa. Przegryzłem wewnętrzną stronę policzka zębami,
spoglądając na ekran komórki i czekając w skupieniu. Mikołaj to idealny
kandydat na zastępcę, tym bardziej, że nie miałem w czym wybierać w tym
zakichanym mieście.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>Ok :) </b></span><br />
<br />
Uśmiechnąłem się szeroko i głupkowato. Nie mogłem się już doczekać, aż miną te uciążliwe, szkolne godziny. <br />
-
To coś poważniejszego tym razem? - Chmielu nie dawał za wygraną i
kontynuował wypytywanie, a ja spojrzałem na niego, unosząc wymownie
brew. - A, rozumiem, że nie... - zaśmiał się krótko.<br />
- Panowie
Pluta i Chmielowski. - w tym samym momencie podnieśliśmy swoje
spojrzenia na nauczyciela, który mierzył nas złowrogim spojrzeniem. Nie
lubiłem, gdy zwracano się do mnie po nazwisku. - Czy ja wam nie
przeszkadzam?<br />
- Nie, proszę pana. - odezwałem się, nie chcąc w
żaden sposób dyskutować i wychodzić na jeszcze większego szczeniaka, niż
byłem. Chmielu pokręcił głową przecząco. Nie odezwał się ani słowem.<br />
-
Dobrze. Panowie na następną lekcję przygotują się na omówienie płyty
głównej. Na ocenkę. - ostatnie zdanie zakończył tym ironicznym,
delikatnym uśmiechem, a ja wypuściłem głośno powietrze. Tego dnia byłem
wyjątkowo cichy na lekcjach. Nauczyciele po prostu nie potrafili mnie
docenić. Skinąłem jedynie głową, choć nie wiedziałem, jak z moją nauką
będzie. Zresztą... Omówienie płyty głównej chyba nie było trudne...
Chyba.<br />
- A ten telefon do kieszeni. - rzucił jeszcze i wstał z
krzesła. Wyłączyłem się już na wstępie, przyglądając się jedynie, jak
jego usta się poruszały. Tak właśnie mijały mi lekcje.<br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Trochę
się jednak stresowałem. Stałem pod jakimś pomnikiem w parku i czekałem.
Byłem trochę przed czasem. Po szkole okazało się, że siostry dzisiaj
nie będzie w domu... Ale za to matka zaprosiła swojego Caleba do nas do
domu. Dalej nie mogłem uwierzyć w to, że miała murzyna za kochanka, ale
wolałem nie przebywać u siebie w tym samym czasie, co oni. Nie
zamierzałem tego dnia wracać do domu. Mieszkanie Roberta było opcją
awaryjną.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chodziłem w
kółko, czasami obracając się wokół własnej osi, jakbym po prostu nie
mógł stać jak człowiek i chociaż raz nie sprawiać wrażenie człowieka z
ADHD. Dni zaczynały być krótsze, toteż słońce powoli chyliło się ku
horyzontowi. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Cześć. -
brunet przywitał mnie swoim pogodnym głosem, pojawiając się obok mnie.
Zamyśliłem się, więc nie zorientowałem się, kiedy przyszedł. Zamrugałem
kilka razy, a potem uśmiechnąłem się cwaniacko.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Cześć, Miki! - rozłożyłem ramiona, żeby go przytulić krótko i po
przyjacielsku. Kiedy tylko się odsunęliśmy, wzrokiem powędrowałem na
jego usta, przypominając sobie ten wieczór, gdy je całowałem. Niestety,
powtórzyć tego w miejscu publicznym nie mogłem. - Chodźmy na piwo. -
rzuciłem od razu. - Pokażę ci najlepszą miejscówkę w tym zadupiu, jaka
może być. - mówiłem tonem godnym prezentera w telewizji. Brunet zaśmiał
się cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znam
wszystkie. - machnął ręką. - Do kitu tutaj jest w tym mieście. -
stwierdził. - Przyjeżdżam tu dwa razy w roku. W tym waszym klubie coraz
mniej pojawia się ludzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlatego tam w ogóle nie chodzę. - wzruszyłem ramionami. - To miasto umiera... Czekaj, to ciebie wcześniej tam wpuszczali?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No. - kiwnął głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A, no tak, w końcu i tak mają małe zyski. - prychnąłem. - Wpuszczają każdego, kogo się da, nawet dzieciaków.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Odezwał się dorosły. - prychnął.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Kto ma dowód, ten ma władzę. - odpowiedziałem żartobliwie, kiedy
szliśmy w stronę monopolowego, który był niedaleko parku. W sklepie
przystanąłem i zawiesiłem wzrok na piwach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co chcesz? - spytałem, wyciągając portfel.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ja osobiście proponuję wódkę. - rzucił, wyciągając z kieszeni dychę. -
0,7 na przecenie. - uśmiechnął się wymownie. Spojrzałem na niego z
lekkim zdziwieniem. Konkretny chłopak. Wziąłem pieniądz i położyłem na
ladzie, dorzucając jeszcze swoje dwie dychy.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
A żeś wyczaił 0,7 na promocji. - zaśmiałem się, kiedy się zorientowałem
o promocji, po czym zwróciłem się do sprzedawczyni, by podała
upragniony alkohol.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam szczęście do alkoholu. - odpowiedział, po czym wyszliśmy, żegnając się ze sprzedawczynią, tak jak kultura nakazywała.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Teraz pozostaje nam pójść na jakieś przedmieścia. - westchnąłem ciężko.
- Zaprosiłbym cię do siebie, ale życie mnie nie lubi i moja matka jest
na chacie. - zaśmiałem się ironicznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Możemy iść do mnie. - powiedział po chwili namysłu. Zerknąłem na niego z
błyskiem w oczach. - Chcesz? - spytał jakby niepewnie, a ja uniosłem
brew.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No jasne. -
odpowiedziałem oczywistym tonem i uśmiechając się lekko. Gadaliśmy z
góry jak dobrzy koledzy, więc mniemałem, że dalsza część pójdzie już z
górki. Atmosfera, jaka między nami panowała, była luźna.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Dobra, tym razem to ja zostanę przewodnikiem. - odparł, unosząc nieco
dumnie podbródek. Był dość zabawny. Powiedzmy, że mój ideał, ale... No
właśnie, zawsze było to "ale". Nieważne, jak bardzo Mikołaj sprawiał
wrażenie idealnego chłopaka, w mojej pamięci wciąż tkwiły te patrykowe,
brązowe oczy, za którymi skrywały się myśli, o jakich nie miałem do
końca pojęcia.<br />
<br />
Ruszyłem za nim. Szliśmy jedną z tych
mroczniejszych ulic. Minęliśmy tę, na której mieszkał Roberto, a późnię
tę, na której jakiś czas temu dostałem porządny wpierdol. Kiedy szedłem
chodnikiem, czułem się nieco niekomfortowo na myśl, że zaraz mogło
wypaść parę dresów i historia zatoczyłaby koło.<br />
- Co tak ucichłeś? - spytał po jakimś dłuższym czasie, w którym szliśmy w ciszy.<br />
-
Sory... Bo wiesz, mam sentyment do tej ulicy. Jakieś ponad dwa
tygodnie temu dostałem tutaj wpierdol. - odpowiedziałem, ale brunet i
tak się zaśmiał, ze względu na mój ton, który nadał luźnego charakteru
mojej wypowiedzi.<br />
- Przepraszam, tak naprawdę to ci współczuję. -
powiedział zaraz potem i przystanął przy jakiejś klatce. - To tutaj. -
poinformował i otworzył ciężkie drzwi. Wszedłem do środka. Musieliśmy
się jeszcze fatygować na ostatnie piętro tego bloku. Mikołaj wyciągnął
klucz i włożył do środka, po czym otworzył drzwi. W mieszkaniu unosił
się charakterystyczny zapach starości. - Zapomniałem ci wspomnieć, że
chaty nie mam wolnej i w kuchni siedzi babcia... - wyszeptał, a stanąłem
jak idiota na środku przedpokoju. Głupawym wzrokiem zacząłem błądzić po
ścianach.<br />
~ Przyprowadził mnie tutaj, mimo że na jego chacie jest
babcia? Ludzie z Wrocławia są jednak dziwni. ~ stwierdziłem w myślach,
wlepiając w niego zdezorientowany spojrzenie. Nie wiedziałem, co
powiedzieć.<br />
- Ale spoko, spoko, ona szybko zasypia i ma twardy
sen. - dodał zaraz, widząc moją minę. - Rozbierz się. - rzucił i wszedł
do kuchni, a ja zacząłem się rozbierać i zastanawiać się przy okazji,
czy ta wzmianka o twardym śnie babci to jakaś otwarta sugestia. - Cześć,
babciu! Jak coś, to przyszedłem z kolegą.<br />
- Z Robertem? - usłyszałem głos staruszki.<br />
- Nie, nie... Z Danielem. Nie znasz go.<br />
- Ooo, to jakiś nowy twój kolega, tak? Niech mi się tu pokaże...<br />
Butelkę
wódki postawiłem na jakiejś szafce w przedpokoju. Nieco skrępowany
stanąłem w progu kuchni i lekko skinąłem głową w dół, mówiąc ciche
"dzień dobry". W kuchni siedziała typowa staruszka z siwiejącymi już
włosami, odziana w sweterek prawdopodobnie własnej roboty. Na jej twarzy
widniał pogodny, ciepły i babciny uśmiech. Nie wiedząc czemu, w głowie
wyobraziłem sobie scenę, kiedy między mną a Mikołajem dochodzi do
intymnego zbliżenia, a nagle babcia wkracza do pokoju z ciasteczkami.
Otrząsnąłem się z tej głupiej wizji.<br />
- No fajny, przystojny i sympatyczny z wyglądu...<br />
- Dziękuję. - odpowiedziałem, uśmiechając się nieco sztucznie.<br />
Sympatyczny
z wyglądu? To chyba efekt ślepoty, skoro ta staruszka tak o mnie
powiedziała. Ja, jak i każdy inny mój znajomy wiedział, że raczej miałem
zakazaną mordę, a nie sympatyczną. Wyglądałem na wrednego szczeniaka z
często przymrużonymi oczami i kozackim uśmiechem.<br />
- Pewnie dużo je chłopak, nie? Widać, że silny. <br />
-
No tak, tak. W każdym razie jak coś, to jestem w domu, babciu. -
odezwał się Miki i skierował się do wyjścia, zanim babcia zdążyła
rozkręcić komplementowanie mojej osoby. Zaśmiałem się cicho, opierając
się lekko o framugę. Staruszka mruknęła pod nosem krótkie "dobrze", a ja
wyszedłem z kuchni razem z nim, po drodze chwytając 0,7. Skierowaliśmy
się do jakiegoś małego pokoju, w którym prawdopodobnie przebywał i spał.<br />
- Twoja babcia wie? - spytałem nieco głupio, stawiając butelkę na stole pokrytym starym obrusem przypominającym firankę.<br />
-
Ta... - odpowiedział, sprzątając biurko ze szklanek. - Ona jest typem
człowieka, dla którego ważniejsze od orientacji jest to, żeby
odpowiednio jeść. - wyjaśnił, a ja uniosłem brew, nie do końca
rozumiejąc. - Nooo powiedziałem jej kiedyś otwarcie, że jestem gejem, a
ona się tym nie przejęła i spytała się, co chcę na obiad. - zaśmiał się.
- Wiesz, powiedziałem jej, bo doszedłem do wniosku, że lepiej, bym
poinformował całą rodzinę.<br />
- To brzmi dość absurdalnie. -
stwierdziłem z krzywym uśmiechem na twarzy. - Prawie tak samo jak to, że
moja matka w tak małym mieście znalazła sobie murzyna za kochanka i
właśnie dzisiaj będą przeżywać upojną noc u mnie na chacie. - rzuciłem
pół zdenerwowany, a pół żartobliwie.<br />
- O cholera... - skomentował.
- Murzyn kochanek. No racja, brzmi absurdalnie. - zaśmiał się. -
Siadaj. - dodał zaraz, kiedy usiadł na kanapie. Zdążył już przynieść z
szafki dwa kieliszki.<br />
- I cała twoja rodzina to luźno przyjęła? -
spytałem z nutką zdziwienia i w sumie zaciekawiony. - zaraz potem
zerknąłem na stół. - Rozumiem, że łoimy bez popity? - spytałem nieco
niechętnie.<br />
- Ta, przyjęła luźno. A co, nie chcesz?<br />
- Nie
no, możemy... - mruknąłem niepewnie. - Po którymś z rzędu będzie
wchodzić jak woda. - zaśmialiśmy się oboje. Otworzyłem butelkę i polałem
do kieliszków do pełna. - No, zdrowie.<br />
- Ta, za absurdalne
wydarzenia... Czy coś. - machnął ręką, a potem oboje wychyliliśmy
kieliszki. Skrzywiłem się, czując ten gorzki, wypalający przełyk smak. <br />
- Ale śliczna wódka... - skomentowałem, wypuszczając powietrze.<br />
- No. - wzruszył ramionami. Mikołaj nie wydawał się być aż tak uprzedzony do wódki, jak ja.<br />
- Często pijesz? - spytałem.<br />
- Nie... Właśnie tam nie za bardzo mam jak.<br />
-
To trochę lipa. Z drugiej strony przynajmniej nie masz obrzydzenia do
wódki, bo nie pijesz jej zbyt często i nie przechodzisz różnych przygód
alkoholowych.<br />
- Ta... No przyznam, że z mojego punktu widzenia u was naprawdę da się zejść na samo dno, jeśli chodzi o alkohol.<br />
-
Tutaj nic, tylko się napić. Jeśli się coś dzieje, to przynajmniej się
dzieje i jest jakaś tania sensacja. - mruknąłem, a brunet chwycił w dłoń
pilot i włączył telewizor.<br />
- No te historie czasem są śmiesznie. -
przyznał z lekkim uśmiechem na twarzy. - Czasem Robert mi coś tam
opowie. - zerknął na mnie. - To co, kolejny?<br />
- Taaa. - skinąłem głową i znów polałem do kieliszków.<br />
- W sumie... Ja głupi... Może coś na zagrychę, co? Jesteś głodny?<br />
-
Czemu nie. - odpowiedziałem, odstawiając butelkę. Odprowadziłem bruneta
wzrokiem. Pozostawiony sam ze swoimi myślami, stwierdziłem, że nie
spodziewałem się takiego spotkania. Wyglądało na... Dość przeciętne. Nie
twierdziłem oczywiście, że to źle. Mikołaj był po prostu na tyle w
porządku człowiekiem, że naszły mnie wątpliwości, co do wykorzystania go
jako zamiennik. Westchnąłem ciężko. Dobrze, że pod ręką była wódka.
Dzięki niej wszelkie wątpliwości się rozejdą.<br />
- Jakieś kurwa chipsy mam. - poinformował, kiedy wrócił.<br />
-
Jakieś kurwa chipsy zawsze się przydadzą. - parsknąłem śmiechem. -
Dobra, pijemy. - rzuciłem, po czym wypiłem kolejnego kieliszka wódki,
krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Narzucaliśmy trochę za szybkie
tempo, ale nie przejmowałem się tym zbytnio. - Wódka mi nie wchodzi.<br />
- Przyzwyczaisz się. - rzucił ze złośliwym uśmiechem na twarzy.<br />
- Miki, czy istnieje jakiekolwiek ryzyko, że twoja babcia może tu wejść z jakimś zrobionym przez nią jedzeniem?<br />
-
Powiedziałem jej, że wziąłem chipsy, więc wątpię. Zresztą, jak tam
byłem, to już spała. - odpowiedział, wciąż się uśmiechając. <br />
- Mhm. - odmruknąłem. - W zasadzie to... Czemu tutaj przyjeżdżasz?<br />
- Hm?<br />
-
To jest miasto bez perspektyw, we Wrocławiu masz pewnie o wiele więcej
znajomych... Więc dlaczego? - powtórzyłem, spoglądając na niego
oczekując odpowiedzi. Brunet nagle spoważniał i przeczesał włosy. Przez
jakąś dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.<br />
- Wcześniej
przyjeżdżałem, bo się zakochałem. - odpowiedział, a kącik moich ust
drgnął ku górze. Brunet to zauważył. - No co, wszystko się kręci wokół
miłości, niestety. - pokręcił głową z dezaprobatą, przybierając smutny
uśmiech. - A teraz przyjeżdżam... Fakt, też z sentymentu dla tej osoby,
ale po prostu, żeby odpocząć od tamtych ludzi i ogólnie od wszystkiego.<br />
- Mhm... - pokiwałem głową. - Temat zszedł na niewłaściwy tor, nie? - rzuciłem.<br />
- No. - pokiwał głową.<br />
- To co, kolejny?<br />
- Ja bym odmówił? - rzucił, ożywiając się nagle i biorąc kieliszek w dłoń.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*** </div>
<br />
-
Ja ci zazdroszczę. - stwierdziłem, kiedy czułem już alkohol w sobie, a
język już się trochę plątał. Ponad połowa wódki była za nami.<br />
- Czego niby? - spytał, spoglądając na mnie swoim przymglonym okiem.<br />
-
Bo ty sobie możesz tak spierdolić do innego miasta oddalonego o chuj
wie ile kilometrów i odpocząć od wszystkiego. - westchnąłem. -
Chociaż... Z drugiej strony... Dzisiaj dla odmiany spierdoliłem do
ciebie na chatę.<br />
- No widzisz! A ty narzekasz. - zaśmiał się pod nosem. - Swoją drogą, w kim się zakochałeś? - spytał nagle, a ja spoważniałem.<br />
- I tak go nie znasz. Chyba... Patryk... Ka... Kania? - zmrużyłem oczy, starając sobie przypomnieć.<br />
-
Aaa! Znam, znam, ale nie jakoś dobrze. Zdążyłem być na imprezach, na
których on był parę razy. Ale on taki jakiś... Niemrawy chłopak. -
stwierdził, wykrzywiając usta.<br />
- No bywa... A ty?<br />
- Chyba za mało wypiłem, żeby to wyznać.<br />
-
Dawaj, i tak będzie to pewnie jeden z tych wieczorów, kiedy to my,
mężczyźni, będzie płakać nad miłością i, o dziwo, nie nad kobietami, ale
nad facetami. - rzuciłem, nachylając się w jego stronę. Zaśmialiśmy się
oboje. Oparłem się wygodnie o kanapę, siedząc obok Mikołaja.<br />
- No dobra. W Robercie.<br />
- Aaa, wiedziałem!<br />
-
Taaa... - prychnął. - Napijmy się. - powiedział, a ja podniosłem się,
by polać wódkę, a potem wypić. Teraz nie przeszkadzał mi jej smak.
Oparłem się z powrotem o oparcie kanapy. Zamyśliłem się na chwilę.
Poczułem, jak głowa bruneta opiera się o moje ramię. Odruchowo objąłem
go ramieniem i przycisnąłem do siebie.<br />
- Wiesz, fajnie, że poznałem ciebie. - odezwałem się nagle, łapiąc dziwną refleksję.<br />
- Hm? Czemu?<br />
-
Ty wiesz jaki jestem. I nie masz problemu z zaakceptowaniem tego. -
odpowiedziałem kontrastowo zbyt luźnym tonem głosu, na co Miki zaśmiał
się krótko. Poczułem na ramieniu lekkie wibracje od jego głosu.<br />
- Gej geja zawsze zrozumie.<br />
- W zasadzie to jestem bi... - sprostowałem.<br />
- Ta?<br />
-
No... Ale wkurwiają mnie laski. W tym mieście nie ma normalnych
dziewczyn. - odpowiedziałem prostolinijnie, nie będąc w stanie
wypowiedzieć bardziej sensownych argumentów na temat dziewczyn.<br />
-
Nie? No cóż, ja widziałem parę ładnych z wyglądu i z charakteru, ale nie
mogłem nic więcej do nich poczuć... W każdym razie, według mnie, niezły
z nich byłby materiał na dziewczynę, o.<br />
- Wątpię. - odmruknąłem. -
Miki, dlaczego akurat w Robercie? - spytałem, niezgrabnie zmieniając
temat, ale nie zwracaliśmy już na to zbyt dużej uwagi.<br />
- A bo ja wiem...? - westchnął i podniósł się, ale wciąż siedząc blisko mnie.<br />
- On nie wygląda przyzwoicie... - skrzywiłem się.<br />
- Wiem... - przyznał, a ja podniosłem na niego wzrok.<br />
- Ja jestem lepszy. - wymsknęło mi się, zanim zdążyłem pożałować tych słów.<br />
- Bardzo możliwe. - znów przyznał, patrząc mi się w oczy.<br />
<br />
Nie
minęła długa chwila, a złapałem go za podbródek i przyciągnąłem go do
siebie, by wpić się w jego usta. Odpowiednio wcięty nie miałem już
pohamowań, a Mikołaj żadnych sprzeciwień. Dłoń, która wcześniej chwyciła
go za podbródek, teraz przesunęła się na jego policzek. Zacząłem go
delikatnie gładzić po skórze, jakbym chciał nadać większej czułości tym
pocałunkom oraz temu zbliżeniu. Brunet, czując to, na ślepo złapał moją
dłoń i zdjął z policzka - nie przerywając przy tym pocałunku - i wsunął
ją pod swoją bluzkę, siadając mi na kolanach. Na moment odsunąłem się od
niego, kiedy poczułem pod swoją dłonią twardy i chudy brzuch.<br />
-
Jesteś pewien, że możemy? - spytałem cicho, mając świadomość, że pokój
obok znajdowała się niczego nieświadoma staruszka, która prawdopodobnie
już dawno spała.<br />
- Tak. - odmruknął niskim i głębokim tonem, znów
przybliżając się do mnie i muskając mnie lekko wargami. Wstał po chwili i
złapał mnie za nadgarstek. Podniosłem się i dałem się prowadzić w
stronę łóżka, które znajdowało się przy oknie. Brunet po drodze ściągnął
swoją bluzkę, a gdy znaleźliśmy się przy łóżku, odwrócił się w moją
stronę i zaczął rozpinać moją koszulę. Zawiesiłem wzrok na jego klatce
piersiowej, na której było widać lekki zarys mięśni. <br />
- Robiłeś to
już? - spytał szeptem, a ja uśmiechnąłem się cwaniacko, ale też trochę
niepewnie kącikiem ust i skinąłem głową nieznacznie. Pierwszy raz miałem
jakiekolwiek wątpliwości, ale nie mogłem się z tego wycofać. Nie teraz,
kiedy już widziałem ten łaknący zbliżenia wzrok. Pierwszy to zacząłem.<br />
Pomogłem
mu ściągnąć ze mnie koszulę i zaatakowałem jego usta, przyciągając go
mocno do siebie. Powoli naparłem na niego, by brunet zaraz leżał pode
mną na łóżku. Biodrami otarłem się o jego krocze, żeby go pobudzić.
Poczułem jak brunet zacisnął lekko palce na moich włosach, zaczynając
oddychać ciężko przez nos. Przylgnąłem do jego ciała, tym razem zajmując
się jego szyją. Zapomniałem już o wszystkim, co działo się wokół.
Brunet zachęcająco odchylił szyję i znów wplótł palce w moje włosy,
zachęcając do tej pieszczoty, więc kontynuowałem. Gdy jedną dłonią
badałem jego ciało, drugą bardzo powoli zacząłem wodzić po skórze wzdłuż
jego ciała, żeby dotrzeć do podbrzusza, a następnie do niespodzianki
między nogami. Dotarłem do rozporka i rozpiąłem go, żeby wsunąć rękę pod
materiał bielizny. Mikołaj napinał mięśnie pod wpływem mojego dotyku i
masowania w najczulszym miejscu, wydychając ciężko powietrze.
Przymrużałem co chwilę oczy, wyobrażając, że pode mną znajdował się
Patryk. Jego szyja, obojczyk, pierś... Zostawiałem mokre ślady na jego
skórze.<br />
Mikołaj przerwał moje pieszczoty. Poczułem, jak mięśnie
jego brzucha się napięły, by podnieść się lekko. Oddychając szybko i
nierównomiernie, chwycił mnie delikatnie za podbródek. Uniosłem się na
moment, spoglądając na niego zamglonym spojrzeniem. Brunet na ślepo
sięgnął ręką w stronę szafki obok łóżka i wyciągnął z niej prezerwatywę
oraz krem.<br />
- Ile razy sypiałeś z facetem tutaj, wiedząc, że obok
śpi twoja babcia? - spytałem, uśmiechając się nieco wrednie i
obserwując, jak Miki dobiera się do mojego rozporka, by uwolnić mojego
nabrzmiałego penisa.<br />
- Raz się zdarzyło. - wymamrotał, zbliżając
się do mnie i muskając mnie w usta. Zacisnął dłoń na mojej męskości,
wprawiając w ruch. Otarłem się o niego policzkiem, rozchylając usta. <br />
-
Z kim? - wyszeptałem, obejmując go ramieniem. Nie do końca
kontrolowałem to, co mówiłem i to, że mówiłem. Uśmiechnąłem się, kiedy
poczułem, jak brunet zaczął bawić się skórą na mojej szyi. Przeszedł
mnie przyjemny dreszcz, który wzmacniał moje podniecenie.<br />
- Nie
znasz. To nieistotne. - mruknął i zatkał moje usta swoimi, z kolei ja
nie miałem absolutnie nic przeciwko. Czując podniecenie już dawno
straciłem nad sobą kontrolę. Nie tylko nad ciałem, ale również nad tym,
co mówiłem. Po tej zabawie znów pchnąłem go tak, żeby z powrotem leżał
pode mną i ściągnąłem z niego zbędne ubranie. Zamoczyłem palce w kremie.<br />
- Jak dawno to robiłeś? - spytałem szeptem, rozstawiając jego uda.<br />
-
Pół roku temu. - wyszeptał. Gdy tylko się nachyliłem, sam mnie złapał i
przyciągnął, pozwalając sobie na przelotne muśnięcie moich ust.<br />
-
Rozluźnij się. - wymruczałem mu do ucha, przejeżdżając po nim nosem.
Przyłożyłem dłoń do jego pośladków, czując, jak napinały się mięśnie pod
wpływem dotyku. Powoli włożyłem palca do jego odbytu i zacząłem powoli
stymulować jego wejście. Mikołaj wbił palce w skórę na moich plecach i
napiął mięśnie. - Spokojnie. - wymruczałem i zacząłem całować jego usta,
co jakiś czas odchylając się od nich, by zająć się jego szyją,
delikatnie podrażniając skórę. Z delikatnością starałem się uspokoić go
swoimi pieszczotami, pomrukując czasem do niego krótkie "spokojnie". Gdy
już nie czułem żadnego napięcia, wyjąłem palce, żeby w niego wejść.
Brunet z początku lekko się spiął i jęknął cicho, ale potem rozluźnił i
objął mnie rękami za szyję. Westchnąłem, czując jego ciepłe wnętrze.<br />
-
Pieprz mnie. - mruknął, spoglądając na mnie szklanymi oczami. Jak
zahipnotyzowany z ognikami w oczach posłuchałem jego bezpośredniego
polecenia i zacząłem powoli kołysać biodrami, by zaraz potem przejść w
nierównomierne ruchy. Brunet oddychał szybko i nierówno, przypadkiem nie
mogąc się powstrzymać od pojedynczych, cichych stęknięć. Nachyliłem się
nad nim, czując wypełniające mnie większe podniecenie. Przyłożyłem usta
do jego, by co jakiś czas go łapczywie muskać i pieścić. Mikołaj
zacisnął nogi na moich biodrach, zachęcając do szybszych i głębszych
ruchów. Po jego policzkach spłynęła łza podniecenia.<br />
Szczytowałem.
W końcu po tym intymnym, ale bezuczuciowym zbliżeniu doszedłem.
Wyszedłem z niego szybko, nie kwapiąc się na zbędne czułości po
stosunku. Dyszałem jeszcze przez jakiś czas nachylając się nad nim.
Zamglony spoglądałem w oczy brunetowi, który również odsapywał z
założoną dłonią na czole. Otarł je, a ja odchyliłem się od niego i
wstałem z łóżka. Zdjąłem prezerwatywę i instynktem niemal nałogowego
zwalacza konia skierowałem się w stronę biurka, by pod nim znaleźć kosz i
tam ją wyrzucić. Mając pustkę w głowie prawie zapomniałem o Mikołaju,
który już stał i ubierał bokserki na siebie. Otarłem pot z czoła,
czując, że teraz po fakcie nieco otrzeźwiałem.<br />
- Dzięki. - rzucił
krótko, kiedy również zacząłem się ubierać. Spojrzałem w jego stronę
obojętnie, choć wciąż nieco zamroczony, widząc jego jeszcze spocone
ciało. - Wspominałeś coś o twojej mamie, nie? Jeśli chcesz, to możesz
zostać na noc. Jest i tak późno, więc cię nawet nie wypuszczę. - zaśmiał
się krótko, zachowując się tak jak zwykle. Tak jakby to zbliżenie przed
chwilą między nami nie zaszło. Zdążyłem ubrać spodnie.<br />
- Dzięki za propozycję. Chyba skorzystam. - odpowiedziałem nieco obojętnie, po czym skierowałem się w stronę drzwi od pokoju.<br />
- Gdzie idziesz?<br />
- Do łazienki.<br />
- A, to tu jest zaraz po prawej. - machnął ręką, poprawiając pościel na łóżku.<br />
-
Okej, dzięki. - rzuciłem i przemknąłem cicho do toalety. Tam stanąłem
przed lustrem i spojrzałem sobie w oczy. Nie, jednak wciąż byłem jeszcze
pijany. Umyłem szybko ręce i wróciłem z powrotem do pokoju. Mikołaj
poszedł do toalety po mnie. Usiadłem na kanapie i oglądałem jeszcze
przez chwilę telewizję. Oparłem się wygodnie o oparcie i wpatrywałem się
głupawo w ekran, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą zaszło.
Niestety, nie mogłem dojść do żadnych konkretnych wniosków. Powinien był
się nazwać idiotą? Nie... Zresztą, czemu akurat teraz nachodziły mnie
ostre refleksje moralne. W końcu oboje tego chcieliśmy. Seks to seks.
Nawet jeśli byłem zakochany w kimś innym i pragnąłem ciała kogoś
innego...<br />
Gdy już powoli przysypiałem, do pokoju wszedł brunet ubrany w inne, nocne ciuchy. <br />
- Nie śpij. - szturchnął mnie. - Znaczy, chodź do łóżka, jak chcesz spać. - sprostował, podając mi rękę.<br />
- Która jest?<br />
- Po pierwszej.<br />
- Aaa... To nawet nie myślę o powrocie do domu, nie ma szans. - odparłem z uśmiechem na twarzy i wstałem.<br />
- Ta. - zaśmiał się krótko. - Chcesz coś do przebrania?<br />
-
No, przydałoby się. - skinąłem głową, na co Miki skierował się do
szafek i wyjął jakieś szorty oraz luźną, białą koszulkę. - Przebierz się
już tutaj, żeby przypadkiem jej nie obudzić. - dodał.<br />
- Spoko. -
rzuciłem, po czym szybko się przebrałem. Skierowałem się do łóżka i
usiadłem na nim. Zauważyłem, jak brunet idzie w moją stronę i siada obok
mnie. - Czekaj, mamy spać razem?<br />
- Technicznie to całkiem
niedawno zrobiliśmy. Ale tak, wiem o co ci chodzi. Nie przejmuj się nią,
naprawdę. - machnął ręką. - dwóch facetów <i>tylko</i> śpiących obok siebie to nie zło.<br />
-
No tak... Głupi jestem. - mruknąłem i położyłem się wygodnie na łóżku, a
zaraz brunet zrobił to samo. Podłożyłem pod głowę ręce, żeby widzieć
lepiej to, co było w telewizji. Zaraz Mikołaj przybliżył się do mnie i
przytulił. Świetnie rozumiałem ten brak bliskości, dlatego objąłem go
jednym ramieniem i przycisnąłem do siebie. Nawet jeśli miałem te głupie
wyrzuty sumienia.<br />
- Jak się przytulamy to na pewno się nie skapnie. - zdążyłem jedynie mruknąć sarkastycznie, przymykając oczy.<br />
- Nie marudź... - usłyszałem cichy pomruk.<br />
Zaśnięcie nie zajęło mi długo, tym bardziej, że byłem podpity.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Powoli
wybudzałem się ze snu, słysząc w tle uruchomiony telewizor. Czując
klasycznego kapcia w mordzie opuściłem ręce luźno wzdłuż ciała. Obok
siebie natrafiłem na pustą przestrzeń... No tak. Wziąłem głęboki wdech i
wypuściłem powietrze ciężko.<br />
- Już wstałeś? - usłyszałem znajomy
głos dochodzący gdzieś z drugiego końca tego pomieszczenia. Odmruknąłem
coś od niechcenia. - Rozumiem. Kawę i żarcie zrobiłem, jak coś. -
zaśmiał się krótko, a ja przetarłem senne oczy i rozmyślałem nad
wczorajszym/dzisiejszym dniem, a w zasadzie nocą, podczas której się
trochę wydarzyło... Jednak nie nachodziły mnie aż tak duże wyrzuty
sumienia jak się mogłem spodziewać, ale po osiągnięciu tego, co
początkowo zamierzałem, miałem ochotę się stąd jak najszybciej usunąć.<br />
Podniosłem
się do siadu i spojrzałem na Mikołaja, który siedział luźno oparty o
kanapę, jedząc przy tym jakąś kanapkę. Wczoraj go pieprzyłem. To trochę
jak sen. Zerknął na mnie i uśmiechnął się nieco zadziornie. Ja natomiast
poczułem dziwny ucisk w żołądku i odwróciłem głowę.<br />
- Babcia
tutaj zaglądała? - spytałem markotnie, zbierając się do wstania na równe
nogi. Nie było ze mną źle, ostatecznie bywały weekendy, w których piłem
o wiele więcej, a dni po tym były jeszcze gorsze niż ten dzisiejszy.
Skierowałem się do kanapy, na której siedział brunet.<br />
- Zdążyłem wstać zanim ona tutaj zajrzała.<br />
- A o której tutaj zajrzała?<br />
- Jakoś po szóstej. <br />
- Spania nie masz? - rzuciłem, siadając na kanapie i biorąc się za kubek kawy.<br />
-
Jak piję to dzień później wstaję zawsze wcześniej, nie wiem czemu. -
wzruszył ramionami. Mruknąłem krótkie "mhm" i zawiesiłem wzrok na
ekranie telewizora, choć nie skupiałem się na nim. Myślałem intensywnie
nad tym, jak stąd zgrabnie uciec. Wyciągnąłem telefon i zerknąłem na
godzinę. Powoli dochodziła jedenasta. Szybko włączyłem kontakt do
Roberta i naskrobałem krótkiego esemesa, by za jakieś dziesięć minut do
mnie zadzwonił i powiedział, że mnie pilnie potrzebuje. Dobrze jest mieć
kumpla, który potrafi ratować z opresji.<br />
- Nie jestem głodny. -
skrzywiłem się, patrząc na jedzenie. - Póki co, kawa mi wystarczy, więc
dzięki. - dodałem i posłałem mu delikatny, acz dobrze udawany uśmiech.
Ten skinął jedynie głową. Na jakiś czas zapanowała cisza i trwałaby ona
dalej, gdyby nie to, że po jakimś czasie zadzwoniła moja komórka. Szybko
chwyciłem ją w dłoń i odebrałem.<br />
- No co jest?<br />
- No, stary, słuchaj, jest taka pilna sprawa, potrzebuję cię. Masz teraz chwilę?<br />
- Ale co się dzieje?<br />
- To bardzo ważne, powiem ci na miejscu.<br />
- Bardzo ważne? No dobra, to za niedługo tam będę.<br />
- No dobra, to pa.<br />
-
Narka - rzuciłem i rozłączyłem się. Zerwałem się na równe nogi i
spojrzałem w stronę Mikołaja, który wpatrywał się we mnie, oczekując
wyjaśnień. - Dzwonił Roberto i mówił, że mnie potrzebuje. Nie wiem co
się stało, ale muszę lecieć. Rozumiesz. - powiedziałem swój monolog na
wydechu, a ten uniósł brew, ale potem uśmiechnął się.<br />
- Robert, mówisz. No dobra. - mruknął z jakimś dziwnie smutnym uśmiechem na twarzy. - Czyli co, żegnamy się?<br />
-
Na to wygląda. - rzuciłem, dopijając kawę. Poszedłem jeszcze tylko
szybko przebrać się w swoje wczorajsze rzeczy. Potem już tylko ruszyłem
do drzwi wyjściowych. Zacząłem się ubierać.<br />
- Kiedy się zobaczymy? - spytał, a ja znów poczułem ucisk w żołądku. <br />
-
Pewnie nie raz - odpowiedziałem i poklepałem go po ramieniu, kiedy już
założyłem na siebie kurtkę. - Do zobaczenia. - rzuciłem, a on kiwnął
głową i również odpowiedział krótkie "do zobaczenia". Kiedy wyszedłem
przez próg drzwi na klatkę schodową, Mikołaj jeszcze chwilę odprowadzał
mnie wzrokiem. Wkrótce zamknął drzwi, a ja odetchnąłem z ulgą, wychodząc
z klatki. Zacząłem się kierować w stronę mojego domu, tępo wpatrując
się w swoje markowe buty. Znów naszły mnie refleksje z kategorii "co by
było, gdyby", bo przecież... Co by było, gdyby na miejscu Mikołaja był
Patryk? Byłem ciekaw, w jaki sposób by na mnie patrzył, gdyby między
nami doszło do takiego zbliżenia, jak by na to reagował, jak smakowałyby
jego usta, skóra... I jak on pachniał? Tak, to też mnie zastanawiało.<br />
<br />
Dzwonek mojej komórki wybudził mnie z myśli. Odebrałem.<br />
- Noooo? - spytałem przeciągle i niechętnie. Usłyszałem śmiech Roberta.<br />
- Co się stało, że potrzebowałeś mnie?<br />
-
Znam cię, chuju, pewnie i tak się już domyślasz, ale dzwonisz do mnie,
żeby się ze mnie pośmiać. - mruknąłem, ale mimowolnie na moją twarz
wkradał się uśmiech.<br />
- No wiem. - przyznał, wciąż się ciesząc. -
Słuchaj, to po tym wszystkim nie chciałbyś zapalić? - spytał. Roberto
domyślał się, że przeleciałem "laskę", a gdy z rana było dla mnie
niekomfortowo, potrzebowałem jego pomocy, by się stamtąd ulotnić. Nie
znaliśmy się długo, ale czytał ze mnie jak z otwartej księgi.<br />
- Hm... No w sumie mógłbym. - odpowiedziałem po chwili namysłu.<br />
- To wpadaj do mnie.<br />
-
Okej. - mruknąłem, a Robert rozłączył się. Dobre zioło nie jest złe,
bynajmniej nie teraz, gdy potrzebowałem rozluźnienia. Szybko zawróciłem i
zmieniłem trasę, żeby udać się do ziomka.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Jakimś
cudem palenie przedłużyło się do późnego wieczora. Powłóczyliśmy się z
kumplami po mieście, mimo że byłem wczorajszy, zapaliliśmy, potem trochę
wypiliśmy - ja oczywiście niewiele, bo już poprzedniego dnia trochę
zaszalałem - potem znów zapaliliśmy i znów uderzyliśmy w miasto. Weekend
jak weekend, jak zwykle spontaniczny.<br />
Było przed dziewiętnastą jak stanąłem przed drzwiami mojego domu. Bez wahania chwyciłem za klamkę.<br />
Na
dzień dobry zastałem całujących się Patryka i Sylwię. Od razu mój humor
przygasł i zmierzyłem ich zimnym spojrzeniem. Przekroczyłem szybko próg
i bez skrupułów zamknąłem drzwi z hukiem. Tamci od siebie odskoczyli i
spojrzeli na mnie zdziwieni. Sylwia jedynie potem mierzyła mnie
spojrzeniem bazyliszka. Znowu.<br />
- Przepraszam, że przeszkodziłem
wam w miłostkach. - syknąłem w ich stronę i zacząłem się rozbierać, żeby
zaraz potem skierować się do kuchenki.<br />
- Gdzie się włóczyłeś?<br />
- Nie twój interes.<br />
- O chuj ci znowu chodzi?!<br />
- To ja będę zwijać... - wtrącił się Patryk.<br />
-
Ale ty jesteś chujowy! - usłyszałem krzyk siostry, a następnie to, jak
znika w swoim własnym pokoju. Wzruszyłem jedynie ramionami, szybko
robiąc sobie kanapkę. Kiedy kierowałem się do salonu, przystanąłem w
przedpokoju, by spojrzeć na Patryka.<br />
- Co tu robisz? - spytałem
niechętnie. W jakiś sposób nie mogłem go całkowicie zignorować. To takie
chujowe uczucie, kiedy chcesz, ale (chyba) rozsądek podpowiada ci, że
to, co teraz zrobisz, może mieć mocny wpływ na przyszłość.<br />
- Jaaa... Eeee... Przyszedłem naprawić komputer Sylwii i przy
okazji chciałem ci oddać rzeczy, które wtedy u mnie zostawiłeś...<br />
-
Właśnie widziałem, jak ten komputer naprawiałeś. - syknąłem, czując
buzującą we mnie dziwną irytację. Szatyn nagle zmienił do mnie swój
stosunek. Zauważyłem to po jego emocjach, jakie go ogarnęły.<br />
- A ty gdzie byłeś? - spytał nagle.<br />
- W sklepie... Zresztą, nie twój interes.<br />
- Właśnie widzę jak byłeś w sklepie. - poczułem, jak jego palce przejechały po mojej szyi. Tak delikatnie... Takie ciepłe...<br />
-
O co ci chodzi? - rzuciłem, odkładając kanapkę na bok i podchodząc do
niego. Skąd ten dziwny wypływ emocji u niego? Przybliżyłem się,
zachowując wciąż swoją ignorancję.<br />
- O nic. - ta odpowiedź jeszcze bardziej mnie rozjuszyła.<br />
-
Właśnie widzę. - nachyliłem się w jego stronę, obserwując go
niebezpiecznym wzrokiem spod przymrużonych oczu. - Potraktowałeś mnie
jak ścierwo, a potem, co mnie tylko
zobaczysz, to patrzysz się na mnie jak zbity piesek. Teraz przychodzisz
mi na chatę, całujesz się z moją siostrą na moich oczach i jednocześnie
chcesz załagodzić sytuację. Wychodzi ci to tak świetnie, że aż pragnę u
ciebie brać lekcje dyplomacji. - wyrzuciłem to z siebie. W końcu.<br />
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Zresztą... Przyszedłem cię przeprosić.<br />
<br />
Aha.
Przyszedł mnie przeprosić. Czy to był jest ten moment, w którym
powinienem spytać ile bierze za godzinę za lekcje dyplomacji? Przez
dłuższą chwilę nie wiedziałem, co miałem mu odpowiedzieć. Był głupi.
Znaczy, ja też, ale on bardziej. Wkurwiała mnie ta jego niedomyślność. <br />
-
Powodzenia z moją siostrą. - rzuciłem. - Przynieś mi te ubrania, skoro
już się fatygowałeś je przywieźć. - dodałem zupełnie obojętnie,
odsuwając się od niego o krok. Ten szybko wyszedł i zaraz wrócił. <br />
- Masz.<br />
-
Dzięki. - odpowiedziałem niechętnie i skierowałem się do salonu.
Siedząc na kanapie, słyszałem tylko jak jeszcze mój uroczy szatynek
rozmawiał z Sylwią. Nie... Ja podsłuchiwałem. Specjalnie przyciszyłem
nawet telewizor, żeby słyszeć ich lepiej.<br />
<i>"Ja... Muszę już iść, pa." </i><br />
Teraz
nie wiedziałem, czy powinienem się był poczuć w tym momencie zwycięsko,
zaskoczony, zdenerwowany czy pokręcić głową z dezaprobatą? <br />
<br />
<i> </i><br />
Dlaczego ten szatyn był taki trudny do rozgryzienia?<br />
<br />
Mijały
mi kolejne dwadzieścia minut intensywnego myślenia, które ciągnęły mi
się niemiłosiernie długo. Nawet jeśli w jakiś sposób Patryk to frajer,
to nie potrafiłem wybić sobie go z głowy. Odmówił Sylwii. Tej Sylwii, w
której był rzekomo wielce zakochany. Tej Sylwii, którą tak bardzo chciał
poznać i ja miałem mu w tym pomóc... A teraz, gdy dała siebie
praktycznie prawie jak na tacy, on po prostu spierdolił. Pomijając fakt,
że dziwnie zareagował na widok malinek na mojej szyi...<br />
A może
jednak niepotrzebnie robiłem sobie jakieś głupie nadzieje? Westchnąłem
ciężko. Wstałem i skierowałem się do łazienki. Tego wieczoru nie miałem
już ochoty na zadręczanie sobie głowy jakimikolwiek sprawami. Szybki i
zimny prysznic po części wybił te głupie myśli z mojego łba. Gdy się
ogarnąłem, od razu poszedłem do swojego pokoju i tam zwyczajnie opadłem
na łóżko i wkrótce zasnąłem. Prawdopodobnie pierwszy raz tak wcześnie od
ładnych paru lat.<br />
<br />
-------------------------------------------------<br />
<br />
W końcu! xD<br />
Znaczy, nie do końca w końcu, bo jak to po sobie spodziewałam - po ogłoszeniu, że rozdział zostanie opublikowany mniej więcej na weekend, ja go dodałam jednak wcześniej. Typowa ja :D<br />
<br />
Ogólnie rozdział trochę dłuższy wyszedł niż zwykle i mam nadzieję, że was to cieszy. c: Miłego!</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-11515769471709490912015-10-21T14:31:00.000+02:002015-10-21T14:31:00.777+02:00Krótkie ogłoszenie<div style="text-align: justify;">
Witam, joł,</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />Obiecywanie nie najlepiej mi wychodzi, bo jak tylko poinformuję, że rozdział wyjdzie za dwa dni, to nagle coś się wydarzy i niestety, nie mam jak pisać. Krótko mówiąc - ten tydzień mam zawalony i męczący. To nie jest kwestia weny, bo weny mam dużo, ale raczej brak czasu. Rozdział wyjdzie w ten weekend, chociaż możliwe, że zaskoczę was i pojawi się trochę wcześniej, ale nie obiecuję, bo obiecywanie mi kiepsko wychodzi. :-)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam was :D </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-41314167946277655452015-10-17T21:03:00.000+02:002015-10-17T21:03:04.567+02:00Informatyk rozdział 9<div style="text-align: justify;">
Zachowałem się... Kompletnie jak
idiota. Moje zamiary były inne, bo przecież miałem pobawić się dłużej w
tę głupią grę, a tymczasem coś we mnie pękło i pozwoliłem sobie na
niekontrolowany wypływ emocji. Chciałem się bezpośrednio od niego
dowiedzieć, czy to wszystko, co się dowiedziałem, to prawda, ale
zachowałem się przy tym jak dupek. </div>
<div style="text-align: justify;">
I bardziej od faktu, że zachowałem się jak dupek, bolało mnie to, że go uraziłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kurwa, uraziłem go. A on mi przecież nic nie zrobił.<br />
~
Tylko podrywał... ~ dyskutowałem cały czas sam ze sobą. A czy mogłem
być pewien tego, że faktycznie mnie podrywał? Powiedział, że robił to
żartobliwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie
w moim zwyczaju było obrażać ludzi. Tymczasem chujowo postąpiłem wobec
osoby - nie oszukując siebie - będącej w jakiś sposób wyjątkową. Po
tych paru rozmowach, dwóch nocowaniach u siebie nawzajem, jednej
imprezie i jednym paleniu zdążyłem się do niego odrobinę przywiązać.
Przy nim było tak jakoś... Inaczej. Choć nie do końca go znałem, to
podziwiałem go i być może trochę zazdrościłem, bo sprawiał wrażenie
człowieka, który żył jak chciał. Nie ograniczał się, choć w niektórych
przypadkach przesadzał, ale mimo wszystko... Zazdrościłem. Nie
wykluczone, że widziałem to w innym świetle, w końcu byłem świadom tego,
że czasami ludzie lubili coś wyolbrzymiać i postrzegać z innej
perspektywy. Mnie jedynie się mogło wydawać, że miałem kontrolę nad
swoim życiem - a on ją miał. Praca, dom i brak dziewczyny, tudzież
"jechanie na ręcznym". O ile do tego ostatniego ciężko się przyznać, tak
w przypadku dwóch pierwszych śmiało mogłem powiedzieć, że to coś, od
czego byłem zależny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wracałem
zdenerwowany nie rozumiejąc swojego zachowania. W wyobraźni wciąż
miałem jego minę i ten zawód w niebieskich oczach oraz tego pięknego,
wyrażającego więcej niż tysiąc słów w moją stronę fakasa. Zjebałem. Po
całości zjebałem. Jak mogłem się domyślić, Daniel był osobą upartą i
dumną, więc nie wiedziałem, czy nasze relacje będą się miały normalnie,
nawet gdy go przeproszę...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A miałem zamiar go przeprosić?</div>
<div style="text-align: justify;">
Jęknąłem
błagalnie w stronę wyższych bóstw. Czemu relacje z ludźmi bywały takie
trudne i przyprawiały mnie o zachowania typowe dla niezdecydowanych
nastolatek? Jeśli dalej tak pójdzie, zwariuję. Nie mogłem już się
doczekać piątku i sięgnięcia po pracy po wspomagającego myśli browara.<br />
<br />
Wszedłem
do domu. Nie było sensu wracać się na resztę lekcji, a taki odpoczynek
bardzo mi odpowiadał. Marihuana wciąż działała i czułem się sennie,
dlatego też po ściągnięciu zbędnych ubrań wyjściowych opadłem na kanapę,
po drodze sięgając jeszcze po pilota do starego grata stojącego na
meblach.<br />
Sen... To było coś cennego dla mnie, odkąd rozpocząłem
pracę i życie bez rodziców. To śmieszne, bo przypomniałem sobie te
czasy, kiedy to za dzieciaka wstawałem jak najwcześniej, bo spanie było
równoznaczne ze stratą czasu. O dwudziestej szedłem do łóżka, a o
szóstej wstawałem rano i denerwowałem tym rodziców, bo i również im
mąciłem sen. Dzisiaj natrafiła mi się szansa na odespanie tych
wszystkich nie do końca prawidłowo przespanych nocy. Zresztą, później
czekała mnie jeszcze praca... Zamknąłem oczy i odleciałem w sen.<br />
<br />
<br />
Nie
pospałem jednak długo, a bynajmniej nie na tyle długo, żebym mógł
powiedzieć, że wystarczająco. Obudził mnie dzwonek telefonu. Zerwałem
się i sięgnąłem szybko po komórkę, nie patrząc nawet na to, kto dzwonił.<br />
- Halo?<br />
-
No, Patryk, jak ci tam leci? - usłyszałem głos ojca w komórce, a ja
mruknąłem coś pod nosem, co oznaczało, że skojarzyłem, kto dzwonił.<br />
- Cześć, tato... Jest świetnie. - odpowiedziałem zaspanym głosem.<br />
- Świetnie? I tylko tyle masz do powiedzenia swojemu staremu? - zaśmiał się ciepło, a ja przetarłem oczy.<br />
- Bo spałem. - odpowiedziałem krótko. - A co u was?<br />
-
U nas po staremu. Dzwonię do ciebie, żeby cię powiadomić, że planujemy
cię odwiedzić za dwa tygodnie na parę dni. Weźmiemy urlop z mamą w tym
czasie i przyjedziemy do Polski. Wtedy porozmawiamy o tym, jak tam tobie
układa, co?<br />
- Yyy... No, no, pewnie. Za dwa tygodnie? - powtórzyłem.<br />
- Tak.<br />
- Nie no, wpadać możecie zawsze. - szybko dodałem.<br />
- No mam nadzieję. - znów się zaśmiał. - Dobra, już ci nie zawracam gitary. Kończę, do następnego zadzwonienia.<br />
-
No, to pa. - mruknąłem, a on się rozłączył. Opadłem znów na łóżko.
Nasze relacje nigdy nie były jakoś zażyłe. W pewnym sensie rodzice nie
wiedzieli i wciąż nie wiedzą, jak się do mnie zbliżyć. Zawsze uważali
mnie za zamkniętego w sobie synka, który żył w swoim świecie. Jak byłem
mały to nawet były podejrzenia, że cierpiałem na autyzm, co mnie dzisiaj
trochę śmieszyło, ale ostatecznie nie miałem się czemu dziwić. Ja po
prostu byłem cichy i małomówny, a rodzice przy każdej okazjonalnej
rozmowie ze mną zachowywali się tak, jakby stąpali po polu minowym. Nie
miałem im oczywiście tego za złe, wina leżała po mojej strony. Po
prostu... Byłem dziwny.<br />
<br />
Gdy lekko się dobudziłem, znów
myślami wróciłem do sytuacji z Danielem. Patrząc na to trzeźwym okiem
stwierdziłem, że chyba byłem wtedy pijany, skoro tak się zachowałem.
Wstałem z kanapy, czując słynne rozjebanie emocjonalne i skierowałem się
do łazienki, żeby się ogarnąć. Tam z kolei zająłem się nastawieniem
pranie. Przegrzebując noszone ciuchy, natrafiłem na nieswoje spodnie i
bluzkę.<br />
- No tak... - mruknąłem sam do siebie, przypominając sobie
dzień, w którym przywiozłem Daniela do swojego domu, bo mieliśmy pewien
układ. Nie wiem co mnie tknęło, ale chwyciłem bluzkę i przyłożyłem ją
powoli do swojego nosa. Zapach... To coś, na co podobno człowiek zwraca
największą uwagę. Zakochanie właśnie zaczyna się przez nos. Feromony czy
coś takiego - czasami natrafiałem na różne ciekawostki w internecie, to
z nudów czytałem. Odłożyłem ciuch, znów łapiąc się na kolejnym dziwnym
odruchu. Otrząsnąłem się i nastawiłem pranie, wychodząc z łazienki.
Czułem się dziwnie. Przede wszystkim też głupio i mocno zdezorientowany.
Uczucie tęsknoty do Daniela, którego nie znałem zbyt długo i zbyt
dobrze, byłoby chyba wyolbrzymieniem, gdybym miał opisać jak się teraz
czułem. Ale... Tak się właśnie było. Tak się właśnie czułem. W jakiś
sposób mi go brakowało, a świadomość tego, że nasze relacje nie miały
się dobrze, dołowała mnie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Ignorował
mnie. Pomijając fakt, że go od tamtego momentu nie pojawiał się w
szkole przez dwa dni, to zachowywał się naturalnie. Sam nie wpatrywałem
się w niego zbyt często, ale zdążyłem zauważyć, że nie zwracał na mnie
najmniejszej uwagi. Zdążyłem też zauważyć, że jeśli tylko jego duma
zostanie urażona, zachowywał się jak urażona dama. Tego piątkowego dnia,
stojąc na przerwie, znów mieliśmy obok siebie zajęcia. Daniel rozmawiał
z dwoma kumplami ze swojej klasy i gestykulował podekscytowany,
opowiadając o czymś, a ja... Ja po prostu stałem i opierałem się o
parapet. Tępo wpatrywałem się w widok za oknem, orientując się przy
okazji, że pogoda dzisiaj nie była zbyt piękna. Ukradkiem też co jakiś
czas zerkałem na blondyna. Zachowywał się wobec innych tak jak zwykle,
może trochę bardziej zwracał na siebie uwagę niż normalnie.<br />
- Ej,
ziomuś. - usłyszałem obok siebie. - Stary, ciebie ostatnio nie ma. -
stwierdził Klej, wlepiając we mnie oczekujący jakichkolwiek wyjaśnień
wzrok.<br />
- Co masz na myśli? - spytałem obojętnie i chyba nigdy w życiu aż tak obojętnie nie brzmiałem.<br />
-
Jesteś jakiś nieobecny od jakiegoś czasu. - sprostował. - O co chodzi? -
spytał nieco ciszej, po chwili nachylając się nieco w moją stronę. - O
Sylwię?<br />
- Sylwię? Aaa... Eee... - zmieszałem się nagle. Przez
ostatnie kilka dni nie pomyślałem o niej ani przez moment. - Nie...
Wiem. - zmarszczyłem brwi zdenerwowany z powodu swojego niezdecydowania.
- Nie poruszajmy tego tematu. - dodałem, nie spoglądając w stronę
Szymona. Usłyszałem ciężkie westchnięcie i nic więcej już nie
powiedział, tylko się odsunął. Ostatnio nie potrafił nic ze mnie
wyciągnąć, ale w tej kwestii nie mogłem się odezwać. Co bym mu
powiedział? To, że podrywał mnie facet? To, że uraziłem Daniela? To, że
mam o to wyrzuty sumienia i przy okazji wynikłoby, że to ja jestem
bardziej pedalski niż Daniel? To, że...<br />
- Patryk? - usłyszałem głos Sylwii za sobą. Odwróciłem się w jej stronę zupełnie zaskoczony.<br />
-
Hm? - mruknąłem tylko tyle, unosząc brew. Dziewczyna wyglądała jak
zwykle ładnie. Jej niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z błyskiem. <br />
-
Sory, że ci zawracam głowę, ale coś mi w kompie poszło i pomyślałam, że
ty byś mógł... Przyjść do mnie dzisiaj i zobaczyć, co się stało.<br />
Zamrugałem,
kalkulując w głowie. Kiedy wreszcie zrozumiałem, że wizyta mogłaby się
równać z ewentualnym starciem się z Danielem, naszła mnie masa
wątpliwości.<br />
- Tylko sprawdzić, naprawiać ci nie każę... - dodała,
a jej oczy zaszkliły się nieco, podkreślając tę nutkę błagalnego tonu w
jej głosie. - Z Daniela to jest dupa, nie informatyk, dlatego ciebie
proszę o pomoc. - zaśmiała się krótko, czując wyraźnie skrępowanie.<br />
-
J-jasne, pewnie... Znaczy, zobaczę, czy się wyrobię dzisiaj. Jak nie,
to jutro najwyżej zobaczę. - odpowiedziałem w końcu, kiedy się
otrząsłem. Sylwia uśmiechnęła się jeszcze szerzej.<br />
- Dzięki! - rzuciła, po czym skierowała się do ludzi ze swojej klasy.<br />
<br />
Odprowadziłem
ją wzrokiem, w pewnym momencie zatrzymując spojrzenie na jej
estetycznie kształtnym tyłku. Zamyśliłem się. W obraz wpieprzył się
tyłek Daniela. Nie wiadomo kiedy blondyn stanął z nią w tym miejscu.
Zamrugałem intensywnie i lekko zażenowany swoimi myślami spojrzałem znów
na obraz za oknem.<br />
- Stary... Dalej nic? - znów usłyszałem głos Kleja, a ja po prostu przewróciłem oczami.<br />
-
Odpierdol się, proszę cię. - warknąłem w jego stronę. Dopiero po chwili
spostrzegłem, że znów niekontrolowanie pozwoliłem na upływ słów i
emocji. Zerknąłem na Kleja, który spoglądał na mnie z niemałym
zdziwieniem.<br />
- Ej, spokojnie... - odezwał się nagle, a ja się
skrzywiłem. Wiedziałem, że nie musiałem tak mówić, ale może to była
jedyna droga do tego, by on nie przejmował się zanadto moimi problemami.<br />
-
Jeśli chcesz, żebym był spokojny, to daj mi spokój. Już dawałem ci do
zrozumienia, że nie potrzebuję niańki do moich spraw miłosnych, ale
najwyraźniej to do ciebie nie docierało. - odpowiedziałem spokojnie i
obojętnie. Westchnąłem cicho, a Klej się nie odezwał. Odwrócił się i
odsunął się ode mnie. Teraz z pewnością podejrzewał, że coś mnie gryzło.<br />
A
mnie po prostu irytował fakt, że to nie była aż tak olbrzymia rzecz -
myśląc obiektywnie - a i tak wprawiało mnie to w zirytowanie. Napędzałem
siebie samego, co było błędnym kołem.<br />
<br />
Wreszcie
zadzwonił dzwonek, który wybudził mnie z zamyśleń. Odsunąłem się od
parapetu i w przygaszonym nastroju ruszyłem w stronę sali. Znów rzuciłem
zerknięcie w stronę Daniela. W tym momencie nasze spojrzenia na krótko
się spotkały. Oczywiście chciałem, żeby te niebieskie oczy wpatrywały
się we mnie dłużej. Podświadomie chciałem jego uwagi. Ten jednak
odwrócił szybko wzrok, jak gdyby nigdy nic i szybko zniknął za drzwiami
od sali obok.<br />
<br />
Czemu mnie to irytowało?<br />
<br />
Dzień
bez powiedzenia mu zwykłego "cześć" stał się dniem szarym. Kiedy powoli
czułem, że w moim życiu się coś zmieni, nagle wszystko miało powrócić
do monotonnej normy. Dlatego nie stroniłem do ludzi, ani też nie byłem
zwolennikiem przywiązywania się do nich. Byłem realistą, tak bardzo
mylony często z pesymistą.<br />
Zastanawiałem się nawet, czy nie pójść
po prostu i przeprosić, ale na samą myśl, że miałem do niego podejść,
bałem się. Tak, to śmieszne, ale bałem się.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Tego
dnia znów nie wyrobiłem się z robotą. Uniknąłem dzięki temu spotkania z
Danielem. Na moje nieszczęście sobota była nieunikniona. Robienie
wymówek i tłumaczenie się na dłuższą metę nie miało sensu i byłoby
męczące, a ja nie lubiłem się męczyć, jeśli chodziło o relacje
międzyludzkie. Do ludzi wyjątkowo miałem mniejszą cierpliwość. Zresztą,
kłamać też nie lubiłem.<br />
Zmęczony przekroczyłem próg swojego domu i
standardowo, kiedy już się rozebrałem, ruszyłem do salonu, by spocząć
na kanapie. To już drugi tydzień, kiedy nie miałem siły na to, żeby
zwyczajnie pójść na górę do swojego pokoju i tam się położyć, a o graniu
na komputerze nawet nie myślałem. Włączyłem ten stary telewizor z ubogą
kablówką. Ściągnąłem okulary i oparłem głowę o poduszkę, wbijając
zmęczony wzrok w ekran. Będąc więźniem Niebieskich Oczu, wyjąłem z
kieszeni telefon i włączyłem GG. Może będę spokojniejszy, jeśli do niego
napiszę, nawet jeśli był niedostępny.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Yyy, hej?</b></span><br />
<br />
Nie
było to ani treściwe, ani odważne. Czego oczekiwałem, pisząc takie coś?
Nie nastawiałem się na odpis. Odłożyłem więc telefon czując duże
znużenie. Nie chcąc się nawet przebrać, zasnąłem tak, jak się położyłem.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
~ </div>
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><i>Siedziałem
w nieswojej kuchni. Przede mną na stole stała dopiero co zaparzona
kawa. Naprzeciwko mnie siedziała Sylwia i uśmiechała się do mnie uroczo i
jednocześnie nieco wrednie. Była w samej bieliźnie i nie była
skrępowana tym faktem. Ja sam siedziałem ubrany jedynie bokserki.
Atmosfera wyglądała tak, jakbyśmy byli świeżym, ale już z trzyletnim
stażem związkiem, a namiętność z czasem jedynie wzrastała. Uśmiechnąłem
się w jej stronę spokojnie i chwyciłem za kubek kawy. Nie odczuwałem już
więcej tej doskwierającej mi samotności. W tym śnie wszystko wydawało
się być naturalnym stanem rzeczy.</i></span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><i>Stałem
przed lustrem szykując się do wyjścia. Blondyna zaszła mnie od tyłu i
przytuliła, pomrukując cicho. Odwróciłem się w jej stronę i objąłem ją w
talii. Przymknąłem oczy, kiedy nasze usta się ze sobą zetknęły. Słodki,
przepełniony miłością pocałunek z rana miał być motywacją do
przetrwania kolejnego dnia w monotonnej pracy. </i></span><br />
<span style="font-family: "Helvetica Neue",Arial,Helvetica,sans-serif;"><i>-
Miłego dnia. - usłyszałem nagle męski głos. Gdy tylko się odsunąłem,
obejmowałem nie niższą blondynę, ale niewiele niższego ode mnie
blondyna. Daniel posłał mi ciepły uśmiech, a ja go odwzajemniłem, jakby
nie zauważając tej niesubtelnej różnicy, w której zamiast Sylwii pojawił
się blondyn. Czułem się tak samo jak przed chwilą, jakby to było
naturalne. Daniel przyłożył dłoń do mojej twarzy i pogładził moją skórę
delikatnie kciukiem.</i></span><br />
<div style="text-align: center;">
~</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Obudziłem
się. Gdy tylko przypomniałem sobie pojedyncze sceny z mojego snu, serce
zaczęło świdrować w klatce piersiowej. To już przeradzało się w
paranoję. Za dużo o tym myślałem. Powinienem z nim pogadać zanim
zwariuję. Może po prostu było coś, co wypadałoby wyjaśnić... Może źle go
zrozumiałem i dlatego takie coś mi się przyśniło... Ta bliskość...<br />
Ta
bliskość między mną a Danielem... Przymknąłem oczy. Ta jedna scena,
która była dość intymna, wydawała się być taka realna. Czułem ją wtedy
tak, jakbym był na jawie. Czy naprawdę takie coś mogłem odczuć w
kontakcie z drugim mężczyzną? Nigdy się nie podejrzewałem o... Nie, to
niemożliwe, żebym był homoseksualny, skoro zawsze się zakochiwałem w
dziewczynach. Niemniej jednak... Jeśli miałem sięgać pamięcią, to nie
czułem nigdy do żadnej z nich nic poważnego. Po prostu były ładne. Może
mój wzrok podświadomie gonił za męskim ciałem już od dawna, tylko cały
czas wypierałem to ze swojej głowy? Miałem dawniej sytuację, w której
obawiałem się, że mogłem być zakochany w moim najlepszym kumplu. Wtedy
na nieokreślony czas zacząłem go unikać, aż odpowiednio nie stonowałem
swoich uczuć. To głupie, ale możliwe, że się w nim zakochałem, tylko nie
pozwalałem temu wypłynąć na wierzch, dopóki samo po latach nie
przeszło. Potem uznałem to za niestabilność emocjonalną w wieku
nastoletnim. Nikomu nigdy tego nie powiedziałem i trzymałem to w
tajemnicy, nawet przed samym sobą. Nie istniała żadna osoba, której
mógłbym to swobodnie wyznać. Miałem zapędy homoseksualne, ale byłem
zamknięty. Koniec końców - byłem zamknięty na obie płcie, bo skąd ta
moja wieczna niepewność co do bliskości z dziewczyną?<br />
<br />
Podniosłem
się do siadu i założyłem okulary. Ten dzień, mimo że był dniem wolnym,
nie zapowiadał się pięknie. Przypomniałem sobie, że wczoraj zdążyłem
wysłać wiadomość do Daniela.<br />
- O jezu, po co... - mruknąłem sam do
siebie, włączając GG. Nie dostałem jednak żadnej wiadomości. Nie
spodziewałem się odpowiedzi, choć miałem jednak cichą, bardzo cichutką
nadzieję... Przygaszony ruszyłem w stronę łazienki, chcąc się najpierw
umyć, przebrać i ogólnie przywrócić się do stanu używalności. Sen, mimo
że był spokojny - pomijając, że absurdalny i z drugiej strony bardzo
mnie niepokojący - nie sprawił, że wypocząłem. Cały ten czas, w którym
się ogarniałem, myślałem o Danielu.<br />
Wyszedłem z łazienki i
skierowałem się zmęczony do kuchni. Chciałem zrobić sobie porządniejsze
śniadanie pierwszy raz od jakiegoś czasu. Otworzyłem lodówkę.<br />
-
Mhm. - skrzywiłem się, widząc wnętrze lodówki świecące pustkami. No,
jedynie masło i ser się uchowało. Nici z porządniejszego śniadania.
Westchnąłem ciężko i zacząłem robić kanapki z serem. Zapowiadało się, że
bez zakupów ten dzień się nie obejdzie. Niemal zapomniałem o tym, że
trzeba kupować coś do jedzenia. Przez ostatnie dni nie tylko słabo
spałem, ale nieco słabiej się odżywiałem. Dlatego też stanąłem przed
lustrem, kiedy już zjadłem. Przystojny ja w okularach, ale nieco chudy i
zmarnowany. Po oczach i bledszej skórze było widać, że nie tryskałem
energią. Wzruszyłem ramionami. Ubrałem kurtkę i wyszedłem z domu, chcąc
wsiąść do samochodu. Gdy usiadłem przed kierownicą usłyszałem dźwięk
wiadomości z komunikatora. Żywo i nieco zestresowany wyjąłem telefon z
kieszeni.<br />
<span style="font-size: x-small;"><b><br /></b></span>
<span style="font-size: x-small;"><b>- Sylwia pyta, czy dasz radę dzisiaj przyjechać o 17:00</b></span><br />
<br />
Zmarszczyłem brwi. <br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><b>- Jasne, dam radę :D</b></span><br />
<br />
Odpisałem,
zastanawiając się, na jaką cholerę wysłałem taką głupią emotikonę. No
cóż, problemy pierwszego świata. Ten już więcej mi nie odpisał, a ja
wyzwałem go w głowie od ignorantów. Pokręciłem głową z dezaprobatą,
uruchomiłem samochód i pojechałem do najbliższego marketu. Tam z kolei
przechadzałem się nieco nerwowym krokiem między półkami. Byłem
zirytowany, że Daniel nic więcej nie napisał, no i wciąż zły na samego
siebie, ale też zestresowany, że będę musiał dzisiaj pojechać do ich
domu. Niemniej jeśli będę mieć szczęście, to może blondyn wybędzie na
jakiś melanż. Inna sprawa, gdy zrobi go u siebie w domu.<br />
Chwyciłem
po produkty; chleb, ser, szynka, parówki, mleko, płatki i gotowe
pierogi. Szykował się dzisiaj nieco porządniejszy obiad. Powinienem się
nauczyć gotować, ale nie potrafiłem sobie rozmieścić idealnie plan dnia.
Nie miałem na to sił.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
Wybił
mój czas. Pięć minut przed siedemnastą, a ja byłem już pod domem
Daniela. Wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę drzwi. Czułem, jak moje
serce świdrowało w klatce piersiowej. Zapukałem nieśmiało, potem już o
wiele pewniej, spoglądając na swoje białe buty. Drzwi otworzyła mi
blondyna, która wyglądała na niezbyt w dobrym humorze na pierwszy rzut
oka.<br />
- Cześć! - rzuciła, a ja również się przywitałem. Dziewczyna
przybliżyła się do mnie i przytuliła na powitanie. Nieco zaskoczony
odwzajemniłem ten przyjazny gest. Gdy przekroczyłem próg drzwi, od razu
rozejrzałem się na boki po pokojach, żeby sprawdzić, czy Daniel
ewentualnie się znajdował gdzieś w zasięgu wzroku. Na szczęście nawet go
nie słyszałem. Musiało go po prostu nie być.<br />
- Chodź. - rzekła,
kiedy tylko się rozebrałem i poszedłem za nią do pokoju. Cały czas się
rozglądałem. Odruchowo rzuciłem spojrzenie w stronę drzwi od pokoju
Daniela. - Mój brat to frajer i zjebał mi tego kompa jeszcze bardziej.
Nie chce się włączyć.<br />
- Hm? Aaa... Ale w sensie zasilacz chodzi?<br />
- Zasilacz? Tak, tak.<br />
Skinąłem
głową i usiadłem na biurku przed komputerem. Było tu czysto. Wszystko
było ułożone, położone na swoim miejscu, a kurze były pościerane. W
pomieszczeniu unosił się słodki zapach perfum. Po prostu było widać, że
ten pokój należał do dziewczyny. Schyliłem się, żeby włączyć komputer.
Na wstępie podejrzewałem, że to standardowy problem z systemem albo
ewentualnie z dyskiem. No i tak jak myślałem, Windows nie chciał się
uruchomić.<br />
- Serio brat ci to jeszcze bardziej zjebał?<br />
-
Tak, bo wcześniej po prostu wyskakiwał blue screen, ale on stwierdził,
że sformatuje mi dysk. Zamiast wziąć normalnej płyty z Windowsem, wziął
za płyty z punktami przywrócenia, bo stwierdził, że chce się tego
nauczyć na egzamin. Debilowi nagle się zachciało pouczyć. No i nie
wiedział, co z tym dalej zrobić, to przerwał to w trakcie.<br />
-
Aaa... - kiwnąłem głową. - To daj normalną płytę z Windowsem. - blondyna
skinęła głową i wyjęła z szuflady zapakowaną płytkę. - Czemu sama sobie
tego nie zrobiłaś? - spytałem nieco zdziwiony, a ona przeczesała swoje
długie blond włosy i uśmiechnęła się nieśmiało.<br />
- B-bo... Nie
miałam pewności jak to się robi. - wytłumaczyła się, opierając się
ramieniem o oparcie krzesła, na którym siedziałem i uśmiechnęła się
ciepło w moją stronę, a ja odwróciłem od niej wzrok i zająłem się
instalacją systemu.<br />
- Gdzie jest Daniel? - spytałem nagle, a ona odsunęła się od krzesła.<br />
-
Nie wiem, ja go nie kontroluję. Zresztą, nikt go nie kontroluje. Nawet
nie wiem o której wróci. - odpowiedziała niemrawo. - A czemu pytasz?<br />
- Bo muszę mu coś oddać. - odpowiedziałem krótko.<br />
-
Mhm. - odmruknęła, zakładając ręce na klatce piersiowej. Ja w tym
czasie zająłem się prostym czynnościami związanymi z instalacją.<br />
- To będzie trwać jakąś niecałą godzinkę. - powiedziałem po dłuższej chwili i oparłem się na chwilę wygodniej o krzesło.<br />
- Okej. - usłyszałem bardziej entuzjastyczny głos Sylwii. - To może chodźmy do kuchni. Chcesz kawy, herbaty?<br />
-
Poprosiłbym kawę. - odpowiedziałem, wstając i posyłając jej uprzejmy
uśmiech. Ruszyłem za nią do kuchni. Tej samej ze snu. Usiadłem przy
stole, również tym samym ze snu. Wbiłem wzrok w Sylwię. Różnica była
taka, że oboje byliśmy ubrani. Miałem niezłe de ja vu. Zamyśliłem się i
nawet nie wiem kiedy, Sylwia siedziała naprzeciwko mnie, rzucając w moją
stronę swoje piękne, zmysłowe spojrzenie. Na stole stała parująca kawa.
Odwzajemniłem ten uśmiech, czując się dziwnie ze świadomością, że scena
była podobna do tej ze snu. Chwyciłem kubek w dłoń i wziąłem pierwszy
łyk kawy. Przez dłuższy moment panowała nieco niezręczna cisza.<br />
- Jak tam u ciebie? - zadała nagle pytanie, a ja zerknąłem na nią zastanawiając się nad odpowiedzią na to banalne pytanie.<br />
- Wszystko w porządku... Moi rodzice planują przyjechać za dwa tygodnie. - odpowiedziałem, skoro już mówiliśmy o pierdołach. <br />
-
Mhm. - pokiwała głową. - Mojej matki dzisiaj nie ma i pewnie dzisiaj
nie wróci. - mruknęła. - A tak poza tym to na pewno u ciebie w porządku?
- spytała, odkładając na chwilę kubek kawy na stół i wlepiając we mnie
wzrok. Kobiety zawsze musiały wszystko wiedzieć, nieważne jak bardzo
naturalnego się zgrywało.<br />
- Tak, a czemu pytasz?<br />
- Jesteś
cichszy... Znaczy, jeśli mam być szczera, to ogólnie jest cichy, ale tak
jakoś teraz wyjątkowo. No i wyglądasz na zmęczonego.<br />
- Przykro mi, że za pierwszym razem jak mnie poznałaś to byłem pijany. - zaśmiałem się cicho. - Wtedy gadam jak najęty.<br />
-
Nie, nie o to chodzi. - pokręciła głową przecząco. - Przecież potem
miałam okazję z tobą rozmawiać już na trzeźwo. Nawet na kacu wtedy
wydawałeś się być bardziej rozmowny niż teraz. - zaśmiała się, a ja
razem z nią, bo w sumie... To było dobre porównanie i jednocześnie
trafne. Zamiast się smucić, wolałem się z tego śmiać.<br />
- No wiesz,
każdy ma czasem swoje problemy. - wzruszyłem ramiona, uśmiechając się
kącikiem ust. Zerknąłem na nią bardzo przyjaznym wzrokiem.<br />
- Mam
nadzieję, że dasz sobie z nimi radę. - stwierdziła, utrzymując wciąż ten
swój uroczy uśmiech. Przez chwilę zamilkliśmy, spoglądając sobie w
oczy. Tak jak w tym śnie. Sprawiając pozory normalnego Patryka,
patrzyłem się na nią jak w obrazek, a tymczasem w głowie naszła mnie
masa wątpliwości.<br />
- Tak, dam. - odpowiedziałem po bardzo długiej
chwili, chcąc się otrząsnąć i być może zniszczyć tę atmosferę, ale nie
udało mi się. Zamiast tego Sylwia znów się zaśmiała. Miała bardzo uroczy
uśmiech, ale...<br />
- Wiesz... - zaczęła nieco nieśmiało, a ja znów
zwróciłem na nią swoją uwagę. - Polubiłam cię. - tak łatwo to
wypowiedziała z tym swoim uśmiechem, a ja przełknąłem głośno ślinę.<br />
-
Eee... - wydukałem z siebie, chcąc się otrząsnąć. - Ja ciebie też. -
mruknąłem, spoglądając na nią i czekając na dalszy rozwój sytuacji, a
jednocześnie ze strachem przed dalszym ciągiem.<br />
- Wiem, że ty mnie
też. - przyznała, na co ja się nieznacznie skrzywiłem. Kto to mógł
wypaplać? Daniel? Nie pytałem jednak o nic, ani nic nie mówiłem. -
Myślę, że moglibyśmy się zacząć spotykać, żeby się bliżej poznać, co? -
kontynuowała, a ja zbladłem. Chyba, ale na pewno poczułem się słabiej.
Sylwia wstała i powoli skierowała się w moją stronę, a ja odruchowo
wstałem, czując zdenerwowanie. Wiedziałem, do czego to zmierzało i...
Nie chciałem tego.<br />
Blondyna przybliżyła się do mnie, a ja
nachyliłem się lekko. Przymknąłem powieki, czując już na swoich ustach
jej oddech. Miałem pocałować ją już wtedy na imprezie, ale przeszkodził
nam Daniel. Całowanie na melanżach było tuzinkowe, więc dobrze, że wtedy
do tego nie doszło. Rozchyliłem usta i przyłożyłem je do jej warg.
Wtedy usłyszałem dźwięk przekręcającego się klucza w zamku. Odsunęliśmy
się od siebie gwałtownie, kiedy Daniel specjalnie zamknął drzwi
wyjściowe z hukiem.<br />
- Przepraszam, że przeszkodziłem wam w
miłostkach. - rzekł, uśmiechając się ironicznie. Rzucił w moją stronę
krótkie spojrzenie, a ja stałem jak słup. Sylwia nieco poddenerwowana
bawiła się swoimi włosami. Najwyraźniej czekała, aż blondyn sobie
pójdzie. Gdy tylko się rozebrał, zauważyłem na jego szyi dwie malinki.
Nie odzywałem się nic.<br />
- Gdzie się włóczyłeś? - spytała w końcu Sylwia, patrząc na niego z pogardą. Między tą dwójką na pewno coś zaszło.<br />
-
Nie twój interes. - rzucił obojętnie, kierując się w stronę kuchenki.
Dalej mnie ignorował. Sylwia zerkała to na mnie, to na Daniela. - Nie
przejmujcie się moją obecnością, możecie się dalej lizać. - dodał
nieprzyjemnie, smarując kromkę masłem. Zmarszczyłem brwi.<br />
- O chuj ci znowu chodzi?! - warknęła blondyna, a ja powoli szykowałem się do wyjścia.<br />
- To ja będę zwijać... - mruknąłem.<br />
-
Ale ty jesteś chujowy. - syknęła w stronę brata i z fochem ruszyła do
swojego pokoju, zamykając się z hukiem. Ja powoli zacząłem kierować się
do przedpokoju. Chwyciłem buta w dłoń i stanąłem jak debil, przez chwilę
się nad czymś zastanawiając. Zajęło mi to na tyle długo, że blondyn
skończył robić sobie jedzenie i właśnie przechodził przedpokojem obok
mnie. Przystanął na moment.<br />
- Co robisz? - spytał nieprzyjemnie,
wlepiając we mnie swoje oczy, a ja poczułem jeszcze większe
zdenerwowanie i stres. Był taki przenikliwy i... <br />
- Jaaa... Eee...
- jąkałem jak idiota. - Przyszedłem naprawić komputer Sylwii i przy
okazji chciałem ci oddać rzeczy, które wtedy u mnie zostawiłeś... -
wypowiedziałem to na jednym tchu.<br />
- Właśnie widziałem, jak ten komputer naprawiałeś. - prychnął sarkastycznie, a ja zmarszczyłem brwi.<br />
- A ty gdzie byłeś? - spytałem nieco nerwowo, robiąc krok w jego stronę.<br />
- W sklepie... Zresztą, nie twój interes.<br />
-
Właśnie widzę jak byłeś w sklepie. - syknąłem, chcąc go spapugować i
przejechałem palcami po jego szyi po dwóch śladach. Ten przechylił głowę
na bok i uśmiechnął się w wredny sposób.<br />
- O co ci chodzi? -
spytał i odłożył kanapkę na stole. Tym razem to on zbliżył się do mnie,
ale zdecydowanie za blisko. Zacisnąłem pięści.<br />
- O nic. -
mruknąłem, zdając sobie sprawę, że ta sytuacja nie powinna była się tak
rozwinąć i że nie miało to najmniejszego sensu. Chciałem się już powoli
wycofywać. Znowu pozwalałem sobie na upływ bezsensownych emocji.<br />
-
Właśnie widzę. - usłyszałem słowa blondyna i nachylił się nieco w moją
stronę. - Potraktowałeś mnie jak ścierwo, a potem, co mnie tylko
zobaczysz, to patrzysz się na mnie jak zbity piesek. Teraz przychodzisz
mi na chatę, całujesz się z moją siostrą na moich oczach i jednocześnie
chcesz załagodzić sytuację. Wychodzi ci to tak świetnie, że aż pragnę u
ciebie brać lekcje dyplomacji. - wysyczał mi cicho do ucha, a ja
przełknąłem głośno ślinę, wpatrując się w obraz przed sobą. Ta bliskość
blondyna mnie rozpraszała, mimo tego potęgującego się zdenerwowania.<br />
-
Nie rozumiem, o co ci chodzi. - odparłem krótko. - Już powiedziałem, po
co przyszedłem. - dodałem nieco ciszej. Wewnętrznie starałem się
uspokoić. - Zresztą, przyszedłem też cię przeprosić.<br />
<br />
Staliśmy
przez chwilę tak, jak idioci. Blondyn złagodniał nieco albo po prostu
spoglądał na mnie zdezorientowany. W każdym razie wyglądał na kogoś
intensywnie myślącego.<br />
- Powodzenia z moją siostrą. - odezwał się w
końcu po dłuższym czasie milczenia, kiedy atmosfera, jaka między nami
zapanowała, stała się dziwna. Daniel odsunął się ode mnie i chwycił po
swoją wcześniej odłożoną kanapkę. - Przynieś mi te ubrania, skoro już
się fatygowałeś z nimi przyjechać. - dodał obojętnie, a ja
zdezorientowany jego reakcją wyszedłem na chwilę do auta, żeby wrócić z
jego własnością.<br />
- Masz.<br />
- Dzięki. - mruknął i szybko
zniknął w salonie, zanim ja zdążyłem jeszcze cokolwiek powiedzieć. Nie
chciałem już się więcej tłumaczyć. Ta sytuacja była i tak wystarczająco
dziwna i jej nie rozumiałem. Nie potrafiłem jej zlepić jakoś do kupy,
pojąć swoim ciasnym umysłem. Zerknąłem w stronę pokoju Sylwii. Zapukałem
jeszcze, zanim wyszedłem. Blondyna otworzyła. Wciąż ulatywał z niej zły
humor.<br />
- O, Patryk, myślałam, że już poszedłeś...<br />
- Ja--<br />
- Przepraszam za mojego brata. - zaczęła się od razu tłumaczyć, patrząc na mnie przepraszająco.<br />
- Nie ma sprawy, to nie twoja wina. - pokręciłem głową.<br />
-
Nie wiem... - odpowiedziała nieco nieobecnie. - Nie wiem czyja to wina.
- dodała. - Mam wrażenie, że... Nieważne - machnęła ręką. <br />
-
Przyszedłem tylko się upewnić czy dalsza część instalacji systemu będzie
dla ciebie w miarę łatwa... - mruknąłem, zdając sobie sprawę, jak
bardzo informatyczne sprawy nie pasowały do tej sytuacji i brzmiałem
teraz jak totalny maniak komputerowy. Niestety, skarciłem się za to w
myślach, ale nieco za późno. Sylwia na chwilę uniosła brwi, ale potem
zrozumiała.<br />
- A... Tak, tak, chyba będzie dobrze. - pokiwała
głową. - Em... Mam nadzieję, że się kiedyś umówimy, nie? - spytała,
pocierając swoje ramię i odwracając wzrok. Ja dalej byłem
zdezorientowany i robiłem się taki coraz bardziej z sekundy na sekundę, w
zależności od długości pobytu w tym domu.<br />
- Ja... Muszę już iść,
pa. - rzuciłem, zachowując się kompletnie jak idiota i po prostu
wyszedłem z domu. Wszedłem do samochodu i jak najszybciej stąd
odjechałem prosto do swojego domu.<br />
<br />
-----------------------------------------------------------<br />
<br />
I oto nadszedł kolejny rozdział po dwóch dniach. Wena wciąż się utrzymuje :D Miłego czytania. c:</div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-6301917418823517042015-10-15T19:28:00.000+02:002015-10-15T19:38:31.044+02:00Informatyk rozdział 8<div style="text-align: justify;">
Tym razem to ja się zaczerwieniłem.
Z mojej kieszeni rozległ się dźwięk dochodzącej wiadomości, a w głowie
na dłuższą chwilę zawitała pustka. To była niewątpliwie żenująca i
zawstydzająca sytuacja. Spoglądałem na jego twarz, chcąc coś wyczytać,
doczekać się jakiejś reakcji... I doczekałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Muszę już iść. - rzucił, a ja zdezorientowany otworzyłem usta i
odruchowo wyciągnąłem w jego stronę rękę, ale zaraz opuściłem ją wzdłuż
ciała. Co się właśnie stało? Bardzo chciałem odsunąć od siebie opcję, że
Patryk zdążył się domyślić już wcześniej, z kim pisał, ale to była
najbardziej prawdopodobna opcja.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Kurwa! - warknąłem pod nosem, przywracając do siebie do porządku.
Spontaniczny ja, debil i sarkastyczny idiota, dziwak i pedał, biegłem za
drugim chłopakiem. Najważniejsza była szczerość i chęć rozmowy, bo
niedomówienia prowadziły czasem do smutnych skutków, bo co jeśli on
zacznie mnie unikać z powodu nieporozumienia? Nie, zaraz... Jakiego
nieporozumienia? Ja po prostu chciałem wiedzieć, co o mnie wiedział. -
Czekaj! - krzyknąłem za nim. Szatyn najwyraźniej nie zamierzał uciekać
jak dziecko, ale nawet nie odwrócił się w moją stronę. Kiedy w końcu go
dogoniłem, odruchowo chwyciłem go za bark, ale ten wyswobodził się z
uścisku. Skrzywiłem się.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Co? - spytał zupełnie obojętnie, choć na jego twarzy malowało się to
zażenowanie. Patryk na ogół brzmiał mało entuzjastycznie, ale teraz to
może i nawet było słychać złość w jego głosie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szybko się domyśliłeś. - stwierdziłem idiotycznie, zdając sobie z tego sprawę dopiero po czasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba niespecjalnie chciałeś to ukryć, co? - szatyn brnął w to dalej. Nie uciekał, jest dobrze... W miarę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No nie, chociaż wiem, że to głupie. - przyznałem się, cały czas wlepiając w niego wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I nie patrz się tak na mnie... - dodał po chwili, rzucając mi krótkie spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Co? Jak... - przygasłem nieco, czując jak serce zaczęło mi świdrować.
Patryk zaczął iść szybciej, a ja dorównywałem mu kroku. Skręciliśmy w
kolejną ze ścieżek, które prowadziły przez działki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak jak teraz. - sprostował.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Em... Przepraszam? - mruknąłem i zmarszczyłem brwi, czując poirytowanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Muszę już iść, serio. - rzucił subtelną aluzję, na co ja poczułem jeszcze większe zdenerwowanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Skoro wiesz, że to ja, to dlaczego spierdalasz? - rzuciłem podkurwiony
jego zachowaniem. Nerwy zawsze wymuszały na mnie szczerość. Patryk
przystanął i spojrzał na mnie również zdenerwowany.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No nie wiem, może dlatego, że podawałeś się za laskę i pisałeś mi, że jestem przystojny?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pomyślałeś, kurwa, że może robiłem to trochę dla beki?</div>
<div style="text-align: justify;">
- A to, że jesteś półpedałem to też jest dla beki?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Złapałem
go mocno za ramiona i przygwoździłem do drucianego płotu stanowiący
ogrodzenie jednej z działek. Jego słowa były na tyle dobrą prowokacją,
że podniosłem rękę, a dłoń zacisnąłem w pięść. Jednak zawisła ona
jedynie w powietrzu. Zaciskając mocno szczękę i głośno oddychając,
starałem się uspokoić, co nie było proste. Szatyn wpatrywał się we mnie z
początku ze strachem, a potem ze zdziwieniem, jakby wcześniej
przygotował się na znokautowanie. Szkoda jego buźki i nowych okularów.
Opuściłem na chwilę głowę, wypuszczając głęboko powietrze i nieco
rozluźniłem ucisk. Po paru sekundach puściłem go, ale na do widzenia
posłałem śliczny środkowy palec tuż przed jego twarzą, chcąc zachować
klasę i ruszyłem w stronę domu poprawiając kurtkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zdążyłem
popaść w dziwną paranoję, bo bardziej od przywalenia mu w ryj, chciałem
widzieć jego uśmiech. Teraz miałem słynne rozmyślenia "co by było,
gdyby...". Wyobrażałem sobie tę scenę, lecz przebiegającą inaczej. Po
prostu lepiej i na moją korzyść. Nie zmieniało to jednak faktu, że
zachował się jak skurwiel, nawet bardziej, niż ja byłbym do tego zdolny.
We Szwajcarii nie było problemu z ludźmi innej orientacji, ale widząc
tutejsze zacofanie, czasami myślałem o samobójstwie. Dobra,
wyolbrzymiałem, ale każdy normalny heteroseksualny facet wychowujący się
bez żadnych narzuconych do dupy moralności nie zachowałby się tak, jak
Patryk. Mógł mi dać do zrozumienia, że nic z tego nie będzie i tyle.
Zachować się o wiele spokojniej...</div>
<div style="text-align: justify;">
Oprócz
tego, że byłem wkurwiony na niego, byłem wkurwiony na siebie, że
zdążyłem się w nim zauroczyć jak jakiś dzieciak. Niby ogólnie
zachowywałem się jak szczeniak, ale miłość omijałem szerokim łukiem,
dlatego miałem za sobą trzy związki otwarte, w tym dwa z facetami.
Jakiekolwiek darzenie kogoś szczerymi uczuciami kończyło się w moim
przypadku fiaskiem. Miałem zwyczajnego pecha, ale przynajmniej rżnąłem
wszystkich podczas rozgrywek w pokera. W moim przypadku prawdą było, że
ten kto nie ma szczęścia do miłości, ma szczęście do kart.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wszedłem do domu z hukiem zamykając drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Co się dzieje...? - z pokoju wychyliła się Sylwia. Kochana siostra od
razu wyczuła, że nie byłem w humorze, ale nie była w stanie się
powstrzymać od komentarza. - Widzę, że ktoś tu nie ma humorku.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Sylwia. - podniosłem na nią wzrok i ostrzegawczo wskazałem w jej stronę
palcem. - Jeszcze jedno słowo, a oberwiesz za każdą frustrującą mnie
rzecz, odkąd poszedłem do tej zasranej szkoły.</div>
<div style="text-align: justify;">
Blondyna
jedynie uniosła ręce ku górze w geście poddania się i zniknęła za
drzwiami. Rozebrany ze zbędnych, wyjściowych ubrań, usiadłem w kuchni
przy stole, gapiąc się tępo w okno.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie matka?! - krzyknąłem jeszcze tylko, orientując się, że rodzicielki nie było w domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Jest u swojego nowego chłopaka! - odkrzyknęła Sylwia, a ja prychnąłem.
Zacząłem nerwowo stukać palcami po stole, myśląc o Patryku. Teraz, jak
już moje emocje nieco opadły, zacząłem przywoływać sobie tamtą scenę.
Jakim cudem on się skapnął? I skąd wiedział o mojej orientacji? Owszem,
byłem nazywany pedałem, bo jestem zza granicy - czyli innej mentalności
bananowym chłopaczkiem, ale jeszcze nikt nie zdążył mnie z tej strony
poznać. Mając na co dzień u boku matkę, zamykałem się na płeć piękną, bo
mnie zwyczajnie wkurwiała. Stąd chciałbym znów doznać bliskości z
drugim facetem. Takim ideałem wydawał mi się Patryk. Mimo że mógłbym się
przyznać otwarcie, że "wydawał się" jest słowem najodpowiedniejszym w
przypadku tego zauroczenia, nic nie mogłem na nie poradzić... Ten szatyn
to intrygująco tajemniczy człowiek, o nieodgadnionym spojrzeniu. Często
nie wiedziałem, co siedziało w jego głowie i to mnie nurtowało. Zdawał
się być osobą, która cały czas siedzi w masce obojętności, dlatego kiedy
pierwszy raz zauważyłem jego uśmiech na twarzy, chciałem go wprawiać w
taki nastrój częściej. To raczej odruch bezwarunkowy w miłości, prawda?
Ptfu... "Miłości"... Chyba za bardzo się rozpędzałem. W każdym razie,
prostolinijnie ujmując, od pewnego czasu swędziały mnie jaja i musiałem
przyznać, że początkowo moje zamiary wobec Patryka nie zdawały się być
jakoś sympatyczne, bo po prostu chciałem dorwać się do jego tyłka.
Natomiast teraz zaczynałem żałować, że rozpocząłem jakieś głupie gierki,
a nie zachowałem żadnej ostrożności. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
-
Ej, Daniel... Co się dzieje? - usłyszałem za sobą zatroskany głos
siostry. Wzdrygnąłem się lekko, kiedy zostałem tak drastycznie wyrwany z
zamyśleń. Usiadła obok mnie, wlepiając we mnie swoje oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nic się nie stało. - wzruszyłem ramionami. - Mam tylko ochotę komuś
napierdolić aż do nieprzytomności, a potem najlepiej rozjebać cały
świat. A co? - spojrzałem na nią, sztucznie się uśmiechając. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie musisz zgrywać kogoś takiego, ej... Zresztą, wtedy bliżej ci do bycia dzieciakiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Nie irytuj mnie nawet. - warknąłem. - Nie zgrywam nikogo. Możesz już
sobie pójść? Towarzystwo człowieka to ostatnie o czym teraz pragnę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Znam cię bardzo dobrze, wiesz? Wiem, że jak jesteś wkurwiony, to coś cię po prostu dotknęło.</div>
<div style="text-align: justify;">
-
Chuja mnie znasz, przecież pół naszego życia spędziliśmy osobno. -
wypuściłem ciężko powietrze. - Sylwia, proszę, pójdź sobie, zanim powiem
coś, czego będę żałować, dobra? - dodałem już o wiele spokojniej,
posyłając jej błagalne spojrzenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
-
Widzisz, brat? W końcu zacząłeś wyglądać jak prawdziwy ty z tym
spojrzeniem. Dobra, jak sobie życzysz, już się usuwam. - odpowiedziała
nieco entuzjastycznie, a ja przewróciłem teatralnie oczami. Chwila
skruchy i że niby zachowywałem się jak prawdziwy ja? A jak byłem
wkurwiony to już jak jakaś podróbka? Prychnąłem. Nie rozumiałem jej
kobiecego toku myślenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Siedziałem
znów pozostawiony samemu sobie. Z powrotem zacząłem rozmyślać. Może już
kiedyś zdążyłem coś odwalić na jakiejś imprezie i już tego nie
pamiętałem? Nie, to niemożliwe. Wtedy całe miasto by wiedziało i nie
miałbym życia. Były dwie osoby, które mogły coś wiedzieć. Matka i
siostra... Sylwia? Moja siostra nie kopałaby pode mną dołki. Mimo
wszystko zacisnąłem dłoń w pięść. Sylwia była strasznie przewrażliwiona
na punkcie Patryka, odkąd na imprezie wrąbałem się w ich rozmowę i
porwałem go na picie. Potem z rana pokazywała jakieś głupie humorki i
chciała rzucić jakąś gejowską aluzją na temat mnie i szatyna. Kurwa,
nawet w mojej rodzinie znajdowali się konfidenci. Może siostra cierpiała
na to samo, co matka - niewyżytus desperatus.<br />
Wstałem znów nakręcony i zdenerwowany, i skierowałem się do jej pokoju. Zapukałem kulturalnie do drzwi.<br />
- Czego?<br />
- Chcę wejść, mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci w masturbacji. - odezwałem się i nacisnąłem za klamkę, a Sylwia prychnęła.<br />
- Dziewczyny nie są tak obrzydliwe jak faceci. - rzuciła kąśliwie.<br />
- Pierdol, pierdol. - machnąłem ręką.<br />
- Czekaj, w sumie to pierwszy raz pukasz do moich drzwi. Zazwyczaj wpadasz bez uprzedzenia.<br />
- No widzisz, chciałem cię zaskoczyć. - brzmiałem niechętnie i nieco poirytowany, a moja twarz wyrażała obojętność.<br />
- Co jest?<br />
- Przyszedłem się zapytać, jak mają się sprawy z Lolkiem. - rzuciłem, a ona od razu spoważniała, sprawiając wrażenie obrażonej.<br />
- Co cię to interesuje?<br />
-
Jestem inteligentnym braciszkiem, w poniedziałek wróciłaś zapłakana,
już nie wspomnę o jakiej godzinie. O Lolka chodziło, prawda? -
kontynuowałem, a ona kiwnęła głową potwierdzająco. - To świetnie. -
skomentowałem to z udawaną ironią. - Podwiózł cię Patryk? - zadałem
kolejne pytanie, na które Sylwia podniosła na mnie wzrok. Znów skinęła
głową. - O czym rozmawialiście?<br />
- O Lolku, ale nie mówiłam mu konkretnie o co chodzi... I nie rozmawialiśmy zbyt wiele, ale... Czekaj. Czemu o to pytasz?<br />
-
Wspominałaś coś Patrykowi o mnie? - nie dawałem za wygraną. Musiałem
wiedzieć. Siostra z każdym pytaniem bardziej przypominała zbitego psa
wpatrującego się we mnie przepraszającym wzrokiem.<br />
- N-nie...<br />
- Na pewno?<br />
- Tak...<br />
-
Pierdolę, nie będę owijać w bawełnę. Jeśli na następny dzień wszyscy
będą gadać o mnie jak o pedale, to nie masz u mnie życia, obiecuję ci
to. - warknąłem nagle i wyszedłem z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Kłamała. Widać to było w jej oczach. Nie chciałem do końca znać intencji
Sylwii, byłem na to zbyt zdenerwowany, że się tym interesować póki co,
ale rycie pod rodzeństwem to cios poniżej pasa. Wszedłem do swojego
pokoju, który znajdował się obok pokoju Sylwii. Usiadłem przed biurkiem,
gdzie nie tylko znajdował się monitor komputera, ale również trzy
puszki po piwie i puste opakowanie po chipsach. Moja noga drgała, co
było odruchem bezwarunkowym w sytuacji, w której się denerwowałem.
Większość czynników zewnętrznych zaczynało mi przeszkadzać. Na przykład
burdel w zasięgu mojego wzroku. Strąciłem puszki piwa i puste opakowanie
z biurka, nie chcąc widzieć bałaganu w zasięgu wzroku - co tego, że na
podłodze robił się jeszcze większy. Włączyłem komputer i wlepiłem wzrok
w monitor. Zanim jednak zniknąłem całkiem w internetowym świecie,
poszedłem jeszcze szybko po kolejną puszkę piwa w lodówce i podkradłem
papierosa rodzicielce. Gdy tylko wróciłem, otworzyłem piwo, założyłem
słuchawki na uszy, włączyłem muzykę i grę polegającą na rozwalaniu głów
zombie czy też odcinaniu ich siekierą.<br />
Grałem do czwartej nad ranem. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Obudziłem
się około dwunastej. Była wyjątkowo ładna pogoda. Uciążliwe promienie
słoneczne padały na moją twarz. Obróciłem się na drugi bok i już
chciałem ponownie zasnąć, ale w tle usłyszałem głos matki.<br />
- ...
No nie, nie. Przed chwilą dzwonił wychowawca i powiedział, że Daniel
często ucieka z lekcji, a jak jest, to jest na nich nieobecny!<br />
-
Trudneee spraaawyyy - zanuciłem pod nosem intro pewnego tandetnego,
polskiego serialu, przecierając oczy dłońmi. Matka znowu zadzwoniła do
ojca albo do swojego nowego kochanka, żeby się wyżalić, jaki to bywałem
niedobry.<br />
- ... A dzisiaj z kolei zrobił sobie dzień wolny. -
kontynuowała, a ja zakryłem się kołdrą po sam czubek głowy,
przypominając sobie wczorajsze wydarzenia. Nie potrzebowałem kolejnych
problemów, ale matka zawsze musiała mi jakieś znaleźć. Usłyszałem
zbliżające się kroki w stronę mojego pokoju. Chwilę potem drzwi się
otworzyły.<br />
- Daniel, wstawaj do kurwy nędzy! - krzyknęła już na
wstępie nakręcona złością. Jęknąłem cicho. Czemu ta kobieta musiała być
moją matką? - Dzwonił twój wychowawca i powiedział, że sobie chodzisz na
lekcje, na jakie chcesz. Powiedział, że jak tak dalej będzie, to
pójdzie pismo do kuratorium. Jesteś w tej szkole dopiero pierwszy rok!
Chłop osiemnaście lat, za granicą nie przeszedł do następnej klasy i
jeszcze tutaj tego nie zrobi. Myślisz, że ja będę na ciebie zapierdalać?
Od dzisiaj tak nie będzie. Masz wysprzątać cały dom. Pozmywasz
naczynia, ugotujesz obiad, wypierzesz brudne ubrania, wyczyścisz kurze,
poodkurzasz, umyjesz podłogi, a na koniec umyjesz kibel. Wszystkie
środki czyszczące masz w łazience, czas się z nimi obeznać. Jeśli tego
nie zrobisz, to z chęcią sama cię uwalę do kuratorium. Mam cię dość,
rozumiesz? - rozwinęła swój monolog, który po mnie spływał. No może nie
do końca... Trochę mnie ruszało to, co mówiła matka. - Kurwa, jebany
nierób. - dodała już o wiele ciszej, mrucząc dalej coś na mój temat i
wyszła zamykając drzwi.<br />
<br />
Odkryłem kołdrę. Wniosek był
prosty. Życie mnie wyjątkowo nie lubiło. Niemniej jednak pierwszą
czynnością po tym, jak wstałem, było sprzątanie swojego pokoju. Nie
wiedziałem, że tego typu nudne czynności mogą świetnie zająć myśli. To
nie oznaczało oczywiście, że wysprzątam cały dom. Póki co, zaglądałem do
każdego zakamarka swojego pokoju, byleby z niego na razie nie
wychodzić. Godzinę później, gdy wreszcie ogarnąłem, że matka nie poszła
dzisiaj do pracy, wyszedłem ze swojej pieczary nieogarnięty i
rozczochrany, w ręku trzymając siatkę ze śmieciami. Matka spojrzała na
mnie wyraźnie zdziwiona.<br />
- Czemu ty nie jesteś w pracy? - spytałem lekko zachrypniętym głosem.<br />
-
Bo wzięłam dzisiaj urlop. - odpowiedziała. - Mam ochotę zrobić tobie
zdjęcie. Nie sądziłam, że chociażby nawet swój pokój ruszysz. -
skomentowała, na co ja skrzywiłem się wyraźnie i przeczesałem włosy
wprawiając je w jeszcze większy nieład.<br />
- Nie komentuj. -
mruknąłem, kierując się z siatką do kosza na śmieci. - I nie ekscytuj
się przedwcześnie. - dodałem, wracając się do pokoju. Dzisiaj nie miałem
ochoty nikomu dogryzać, po prostu byłem przygaszony. Każdy zdrowy
Daniel, jak ja, nie chodził dobrowolnie i nie sprzątał domu. Już
pomijając fakt, że pierwszy raz od dawna matka zareagowała na mnie
całkiem pozytywnie... Co z tego, że wcześniej mnie zwyzywała od
najgorszych. Miała niezwykłe huśtawki nastroju. Potem w przygaszonym
nastroju pojawiłem się w kuchni i zacząłem zmywać naczynia.<br />
- Kibel mi chyba odpuścisz, nie? - spytałem niemrawo.<br />
-
Nie. - odpowiedziała tonem pełnym satysfakcji, a ja prychnąłem. Nie
chciało mi się jej tego mówić, ale tę jedną rzecz sobie pominę tak czy
inaczej.<br />
- Gdzie jest Sylwia? - spytałem po dłuższej chwili.<br />
-
No przecież w szkole. Ona przynajmniej się uczy. Wiadome, że dziewczyny
są porządniejsze w porównaniu do chłopaków. Ty zawsze byłeś
roztrzepany. - zaczęła znów marudzić, a ja przewróciłem oczami. - Twój
ojciec cię za bardzo tam musiał porozpieszczać, bo po tylu latach mam
cię jeszcze bardziej dość.<br />
- Skończ. - mruknąłem znudzony. Nie chciało mi się któryś raz z rzędu słuchać tego samego o sobie.<br />
- A tak poza tym, to dzisiaj przyjdzie ktoś, kogo chciałabym wam przedstawić.<br />
- To fascynujące. - odmruknąłem mało entuzjastycznie. - Kiedy?<br />
- Za dwie godziny, więc weź się ogarnij do tego czasu. - ponagliła mnie.<br />
-
Świetnie. - rzuciłem sarkastycznie. Cały dom na głowie plus wykąpanie i
ogarnięcie siebie. - Do tego czasu jeszcze mam może obiad ugotować?<br />
- Nie, dobra, odpuszczam ci to. Leć zetrzeć kurze, odkurzyć i umyć podłogę.<br />
Jak
powiedziała, tak zrobiłem. Wziąłem się za to wszystko. Zdążyłem nawet
wziąć szybko prysznic, ułożyć szybko włosy na gumę i ubrać się w miarę
przyzwoicie. Zajęło mi to na oko ponad dwie godziny. W ten czas zdążyła
wrócić Sylwia, której nie chciałem nawet widzieć na oczy, ale nie raziło
ode mnie mocno nienawiścią do niej. Wszyscy czekaliśmy na gościa. Gdy
wreszcie zadzwonił dzwonek, ja podniosłem się na równe nogi. Matka
pierwsza ruszyła w stronę drzwi i je otworzyła. Widząc, kto stał w
progu, uniosłem wysoko brwi.<br />
<br />
W progu drzwi wyjściowych stał murzyn.<br />
~ Aha. ~ powiedziałem jedynie w myślach, mrugając intensywnie, choć z góry sprawiając pozory niezdziwionego człowieka. <br />
-
Daniel, to jest Caleb. - przedstawiła mi swojego kochanka, a kącik
moich ust drgnął ku górze. Czarny gość to norma we Szwajcarii. Inna
sprawa, jeśli widzi się murzyna, który nie jest stereotypowym ziomkiem z
łańcuchami na szyi, tylko po prostu wygląda jak... Jak murzyn z Afryka,
który nie umieć polska, ale za to mieć bicepsy. Czarny w takim małym
mieście to jak znalezienie czterolistnej koniczyny. Podałem rękę na
przywitanie z Calebem.<br />
- Daniel. - przedstawiłem się, a on uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów.<br />
-
Witam, jestem Caleb. - powiedział nieco powoli, jakby Polski
przychodził mu jeszcze z trudnością. Zerknąłem w stronę matki i wniosek
nasuwał się prosty. Ona naprawdę szukała bolca. Miała niezwykłe
umiejętności poszukiwawcze, skoro znalazła sobie murzyna w takim małym
mieście.<br />
Potem zerknąłem na Sylwie, która również starała się
zachowywać normalnie. - Ja niestety muszę iść, bo się umówiłem. -
rzuciłem nagle i bez zastanowienia wyszedłem przez jeszcze otwarte
drzwi. Nie obróciłem się nawet w stronę matki, żeby zobaczyć jej reakcję
na moje spontaniczne wyjście. Po prostu... Nie usiedziałbym długo bez
najmniejszego cienia uśmiechu na twarzy. To było dla mnie zbyt
absurdalne i ta sytuacja nie dochodziła do mnie.<br />
<br />
Idąc
dalej chodnikiem, kiedy byłem już odpowiednio daleko, zacząłem parskać
śmiechem pod nosem. Nie wierzyłem w to, co się działo. Mój obiekt
westchnień dowiaduje się o tym, że jestem bi i mnie olewa, siostra
okazuje się być konfidentem, moja matka znajduje sobie murzyna za
kochanka... Czułem się jak w jakimś cyrku. <br />
Wyjąłem z kieszeni
telefon i odruchowo włączyłem GG. Westchnąłem ciężko, widząc dostępnego
Patryka. Nawet gdybym coś do niego napisał, to nie odpisałby mi, a ta
myśl dołowała mnie jeszcze bardziej.<br />
<br />
Szedłem sam,
kierując się najpewniej w stronę rynku. Słońce co jakiś czas wychylało
się zza chmur i z powrotem się chowało. Kilka głębszych wdechów świeżego
powietrza i już się uspokajałem. Po dwudziestu minutach drogi usiadłem
na ławce. Miałem ochotę zająć sobie czymś myśli. Chciałem nie myśleć o
tym absurdalnym kochanku mojej matki, o Sylwii, a przede wszystkim o
Patryku. Jeszcze chwila, a popadłbym w depresję, gdyby nie to, że
usłyszałem dzwonek mojej komórki.<br />
- Joł. - przywitałem się, wiedząc kto dzwoni.<br />
- No jo. Czemu cię dzisiaj nie było?<br />
- Wolne sobie zrobiłem. - odpowiedziałem krótko. - Co chcesz?<br />
- A jutro też sobie nie chcesz zrobić?<br />
- Huh? Czemu pytasz?<br />
- No bo dzisiaj mam chatę wolną.<br />
- Roberto, ty szalony człowieku. - rzuciłem luźno. - Kogo jeszcze bierzesz?<br />
- Myślałem o składzie standardowym, no ale kolega z Wrocka przyjechał no i myślałem, żeby zaprosić parę lasek.<br />
- Myślisz, że przyjdą tak w środku tygodnia?<br />
- Kto przyjdzie ten przyjdzie.<br />
- No dobra. Mógłbym już wpaść? Bo w sumie jestem niedaleko ciebie.<br />
- Jasne, wbijaj.<br />
- Oki, to do zaraz.<br />
- No, do zaraz.<br />
Rozłączyłem się. Wstałem i skierowałem się do domu, w którym mieszkał Roberto.<br />
<br />
Ziomek
mieszkał na starym blokowisku, gdzie na całe szczęście osadzona jeszcze
w miarę normalnymi mieszkańcami i z takowymi miało się styczność, o ile
się wychodziło o przyzwoitej porze. Z rynku miałem kilka minut drogi,
dlatego już wkrótce stałem przed jego drzwiami i zapukałem. Brunet
otworzył.<br />
- Joł, bracie. - uścisnęliśmy się na przywitanie.<br />
-
No cześć, cześć. - odpowiedziałem, a zaraz potem rzuciłem spojrzenie w
stronę nowego gościa, który stał za Robertem. - To jest ten kolega z
Wrocka? - rzuciłem, lustrując jego wygląd z ukrytym zaciekawieniem.
Gejradar został włączony.<br />
- Yup. Poznajcie się, Mikołaj albo Miki. Miki, to jest Daniel. - podaliśmy sobie ręce.<br />
-
Cześć. - rzucił, a ja skinąłem głową. Mikołaj badał mnie wzrokiem i
zerkał co jakiś czas w moją stronę. Takie spojrzenia zawsze potrafiłem
wychwycić. Gdy tak go analizowałem, to był niczego sobie. Wysoki brunet o
niebieskich oczach. Musiałem przyznać, że lubiłem to połączenie
ciemnych włosów i jasnych oczu, plus ten lekki zarost na podbródku. Po
ubiorze nie było widać, że pochodził z większego miasta; ciemne spodnie
jeansowe zwężane na końcu nogawek, rozpięta ciemnoniebieska koszula, a
pod nią biała bluzka. Wyglądał dość zwyczajnie. Rysy twarzy miał
poważne, tak samo jak Patryk, ale i tak wyglądał kompletnie inaczej. No i
przede wszystkim był niższy. W skali Patryka od zera do dziesięciu
mogłem mu dać szóstkę. <br />
- Studiujesz? - spytałem niewiele myśląc, na co on uniósł brew.<br />
-
Ja? Nie, ja jeszcze jestem w liceum. - uśmiechnął się, a ja
odwzajemniłem mu swoim szczeniackim, zawadiackim uśmiechem. Już
wiedziałem, co będę robił tego wieczoru.<br />
- To ile masz lat?<br />
- Siedemnaście. - odpowiedział.<br />
-
Ach, jestem starszy, yea. - zacisnąłem pięść demonstracyjnie, chcąc
pokazać dumę z wygranej nad wiekiem. Ten zaśmiał się krótko. Usiedliśmy
na kanapie, czekając na resztę i na to, aż impreza się rozkręci.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Właśnie
kończyliśmy kolejną rundkę w pokerka. W pomieszczeniu unosił się zapach
zioła zmieszany ze smrodem papierosów. Na stole rozstawione były karty i
żetony. Siedziałem mocno nachylony do stołu i myśląc intensywnie, choć
alkohol już mocno przyćmiewał moje hazardowe umiejętności. W
pomieszczeniu było nas około dziesięciu. Skupiony na grze wystawiłem
kolejne swoje żetony. Niestety los chciał, bym tym razem przegrał.<br />
-
Taaak! - krzyknął Mikołaj uradowany. Wcześniej wszyscy spasowali i
graliśmy we dwóch, biorąc pod uwagę to, że ja zdążyłem uzbierać pokaźną
sumkę.<br />
- Ssij. - rzuciłem do niego jadowicie, choć na tle
humorystycznym. - Nie no ziomek, gratuluję, rzadko kto potrafi mnie
skosić. - powiedziałem lekko sepleniąc i wstałem chwiejnie, by uścisnąć z
nim dłoń.<br />
- Dobra, panowie... I panie, teraz odsuwamy żetony i
stawiamy kieliszki. - odezwał się Roberto, który sam był w odpowiednim
stanie. Po każdej rundce w pokera wyciągaliśmy kieliszki i dalej piliśmy
wódkę. Ja czułem, że mi już wyraźnie starczyło.<br />
- Idę się
przejść. - mruknąłem do reszty towarzystwa mocno wcięty i wstałem od
stołu. Skierowałem się chwiejnym krokiem do przedpokoju ze świadomością,
że musiałem nieco wytrzeźwieć przed powrotem. W końcu był środek
tygodnia...<br />
- Pójdę z tobą. - usłyszałem głos Mikołaja, kiedy
ubierałem buty. Obok było słychać głośne śmiechy i rozmowy. O naszym
istnieniu pozostali zdążyli zapomnieć w momencie, gdy opuściliśmy
pomieszczenie. Każdy z nich był upity.<br />
- Oke. - mruknąłem w
odpowiedzi, obserwując jak się ubierał. Sam byłem już mocno napity,
toteż miałem nieczyste myśli, spotęgowane zresztą dużą ilością alkoholu.
- Tylko że ja idę się przejść i potem zwijam na chatę. - powiedziałem
nieco niewyraźnie. Brunet spojrzał na mnie, ubierając swoją kurtkę.<br />
-
To kawałek z tobą pójdę, też muszę trochę wytrzeźwieć. - odpowiedział,
kierując się w stronę drzwi, przy których już stałem. Otworzyłem je i
odsunąłem się, by demonstracyjnie ukłonić się i wskazać dłonią w stronę
wyjścia, chcąc przepuścić go przodem. Mikołaj zaśmiał się pod nosem.<br />
- Jesteś zabawny. - skomentował, wychodząc. Był wyluzowany, a ja lubiłem takich.<br />
-
Dzięki za komplement. - odpowiedziałem, wychodząc za nim i zamykając za
sobą drzwi. Oboje wyszliśmy z klatki. Było już ciemno, a po ulicach
zaczęli się kręcić pojedynczy dresiarze. Gdzieś w oddali stało ich
jakieś najwyraźniej stowarzyszenie alkoholowe. Wybrali sobie miejsce
akurat pod latarnią. - Chodźmy, zanim wezmą nas za parę pedałów. -
zarzuciłem głupio, po czym ruszyłem wzdłuż ulicy. <br />
- W takim razie
gościnnie tu. - stwierdził, ruszając za mną i zaraz dorównując mi
kroku. W duchu zacząłem przeklinać na fakt, że siostra i matka pewnie
przebywały w domu. Westchnąłem cicho i zerknąłem na nietutejszego
bruneta i uśmiechnąłem się lekko. Skręcaliśmy właśnie w drogę, która
prowadziła na most. W tym miejscu oświetlenia kompletnie brakowało, więc
zniknęliśmy w cieniu. Przy chwilę panującej ciszy zatrzymałem się i
oparłem się o poręcz od mostu. Nachyliłem się lekko, wbijając spojrzenie
w wodę.<br />
- Nie idziemy dalej? - usłyszałem.<br />
- Nope. - mruknąłem w odpowiedzi. - Po prostu... Tutaj jest cicho. - dodałem i odsunąłem się od poręczy.<br />
- Aaach, że niby romantycznie? - zaśmiał się, opierając się o barierkę. - Na tle tych blokowisk na pewno... <br />
- Ciiichooo, to miasto jest piękne. - mruknąłem, kręcąc się w kółko z nudów.<br />
-
W zasadzie to słyszałem, że byłeś jakiś czas za granicą. Dlaczego
wróciłeś do Polski i to jeszcze do takiego miasta? - spytał,
przekręcając się w moją stronę tak, że teraz był oparty o poręcz
plecami. Przystanąłem naprzeciwko niego.<br />
- Miałem pewne problemy... - zaśmiałem się pod nosem. - Trochę popadłem w inne towarzystwo.<br />
- Czyli jakie?<br />
-
Dillowałem sobie. - odpowiedziałem beztrosko. - Potem omal nie wpadłem z
policją, więc ojciec mnie wypierdolił z powrotem do Polski.<br />
- Twoi rodzice są po rozwodzie? - brnął dalej, a ja skinąłem głową na tak. - To w sumie nie wnikam.<br />
- W sumie historia dość śmieszna.<br />
- Ta?<br />
- Moja matka wyszła za geja. - zaśmiałem się.<br />
- Co ty gadasz... To dziwne. - skomentował, przybierając nieco drwiącą minę.<br />
<br />
Oboje
zamilkliśmy na jakiś czas, wpatrując się sobie w oczy. Coś w nich
błyszczało. Pożądanie czy to było moje złudzenie? Nie, ja się nie
myliłem w tych kwestiach. Wpatrywał się we mnie zupełnie inaczej jak na
kolegę. Przybliżyłem się więc odruchowo, stanowczo naruszając jego
przestrzeń osobistą. Ten uniósł brew, ale wiedząc zaraz, do czego to
zmierzało, uniósł podbródek nieco wyżej, dając mi znać, że nie
przeszkadzała mu ta bardzo mała odległość między nami. Bez zbędnych słów
nachyliłem się nad nim i powoli zbliżyłem twarz do jego tak, że czułem
na sobie jego oddech. Badałem go przy każdym ruchu i robiłem to
ostrożnie, żeby tylko nie spotkać się z nagłym sprzeciwem. Brunet na
szczęście lekko rozchylił wargi. Przytknąłem usta do jego i pocałowałem
delikatnie, przymykając powieki. Nie czując żadnych sprzeciwów,
kontynuowałem. Z mojej strony pocałunki z czasem stały się nieco
bardziej zachłanne, a brunet z chęcią je odwzajemniał. W głowie widniał
mi obraz Patryka, choć to nie jego teraz całowałem. To Mikołaj, chłopak z
Wrocka, był jego zastępcą na obecną chwilę. Ten, również otwarty na
nowe doznania w obcym mieście, położył zachęcająco dłoń na moim karku i
przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie, tym razem chcąc nadać tempo i
wliczyć w grę nasze języki.<br />
Nikt nie szedł, nikt nam nie
przeszkadzał. Było cicho i idealnie. Jedynie towarzyszyło nam ciche
pluskanie wody w rzece. Położyłem dłonie na barkach bruneta, chcąc
czerpać z tej chwili. Żałowałem teraz, że nie był weekend, a mój dom nie
był wolny. Oddychaliśmy już ciężko przez nos.<br />
Nagle brunet się oderwał ode mnie i podniósł się nieco, gdy przestał się opierać o barierkę.<br />
- Musisz być bardzo smutny, co? - spytał nagle, uśmiechając się w moją stronę ciepło.<br />
- Co? - spytałem jeszcze nieco zamroczony i zabrałem dłonie z jego ramion.<br />
-
Nie jestem specem do uczuć, ale chyba tęsknisz już za ustami kogoś
innego. - stwierdził niby luźnym tonem, ale za to trafnie, poprawiając
zamek w kurtce.<br />
- Jesteś bystry. - skwitowałem, wciąż zamroczony i zdezorientowany. Czemu mi to mówił?. - Na ile tu zostajesz?<br />
- Dwa tygodnie.<br />
-
Zdążymy się zabawić jeszcze nie raz. - mruknąłem ze swoim cwaniackim
uśmiechem. Brunet nic nie odpowiedział, ale też się nie sprzeciwił.
Milczenie oznaczało zgodę. Mikołaj świetnie nadawał się na krótką
przygodę i w pewien sposób czułem się o wiele lepiej. - Daj mi swój
numer. - dodałem, będąc tak nakręcony, że aż otrzeźwiałem. Wyjąłem z
kieszeni telefon i zacząłem zapisywać podany numer.<br />
- Pisz o której tylko będziesz chciał. - powiedział z uśmiechem na twarzy.<br />
<br />
Tak, na pewno się zgodził.<br />
<br />
----------------------------------------<br />
<br />
Tak jak już wcześniej wspominałam, rozdziały będę wrzucać jako posty, gdyż to stanowi pewne ułatwienie. Miłego czytania! :D </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-15424865721067577212015-10-11T18:46:00.001+02:002015-10-11T18:46:18.274+02:00Wylewnia myśli<div style="text-align: justify;">
Wiebry doczór! (Tak, dobry wieczór)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na wstępie chcę poinformować, że... W sumie nic konkretnego. Mam ochotę popisać coś o sobie i nic więcej. Notka dotycząca moich przeżyć, w szczególności tych wczorajszych.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wczoraj oficjalnie opijaliśmy moje ostatnie naście lat (oficjalnie, bo tydzień temu w sobotę opijaliśmy spontanicznie i nieoficjalnie... 0,7 w promocji i te sprawy). Zdecydowałam, że skoro już i tak zimno, a wolnej chaty nie mam nigdy, zrobimy sobie ognisko na przedmieściach, a wiadome, z ogniskiem idealnie komponuje się nie tylko browar, ale również gitara. Ba, specjalnie ją oczyściłam z kurzu, ponieważ nie była czyszczona odkąd została kupiona, czyli od jakichś czterech lat. Pomijając fakt, że ponad połowa zaproszonych osób nagle nie mogła (czyt. poleciała w chuja), to było świetnie. W małym gronie osób, lekko podchmieleni, później mocniej, rozmawialiśmy, śmialiśmy się, śpiewaliśmy, a to wszystko przy tańczącym ogniu do muzyki z gitary. Stworzony był klimacik.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Następnego dnia rano budzę się, chcąc sięgnąć do mojego plecaka po piwa, które zostały ze wczoraj, a tu mała kłódka zapięta przez dwa jego zamki. Zamierzeniem moich kolegów było wkurzenie mnie, ale cóż, ja przez pół dnia z tego tytułu siedziałam z uśmiechem na twarzy. Kłódka na plecak... Fajny pomysł. Zdecydowanie fajna pamiątka z mojej ostatniej nastki. :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobra, teraz w kwestiach mojego bloga. Być może lepszą opcją będzie publikowanie rozdziałów w postach? Cóż, w niektórych tego typu drobnostkach potrzebuję spojrzenia z zewnątrz. Liczę na jakikolwiek odzew oraz na to, że żyjecie :D </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<h4 style="text-align: justify;">
<span style="font-weight: normal;">P.S. Kolejny rozdział Informatyka (<a href="http://czwarty4grzech.blogspot.com/p/pierwszy-swiadomy-oddech-i-wydech.html" target="_blank">Szósty</a>) został dzisiaj dodany. Ostatecznie najlepiej mi się pisze na kacu. </span></h4>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-5732998885112500182015-09-20T19:46:00.004+02:002015-09-20T19:47:12.883+02:00[Zajebiste] opowiadanie<div style="text-align: justify;">
Cześć, tu znów ja B)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedyś w poście wspominałam o opowiadaniu fantasy. Cóż... Zdążyłam wpaść na inny pomysł w rzeczywistych realiach. Zapraszam was do zapoznania się z nowym rozdziałem "Informatyka". Mam nadzieję, że je polubicie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Oraz przypominam o nowym rozdziale Czwartego Grzechu. :D </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Adresu strony nie zmieniam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dziękuję i miłego czytania wam życzę :D </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-56711722333079155742015-09-18T12:59:00.000+02:002015-09-18T15:04:06.686+02:00[zajebiste] zmiany?<div style="text-align: justify;">
Dondziebry wam :-))</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj, jako że mam dzień, w którym szkoła nie wyssała mnie całkowicie z mojej energii życiowej, postanowiłam się zabrać za zabawę nad szatą graficzną bloga. Gwoli wyjaśnienia - nie mają być to cuda na kole. Nie wiem wcześniej o tym wspomniałam, ale cenię w sobie prostotę. Chciałam, żeby blog był przyjemny w odbiorze.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i tutaj do was pytanie, jako czytelników, czy taki szablon strony wam odpowiada? Mam nadzieję, że się nie zdążyliście się przyzwyczaić do ciemnego ustroju bloga, bo przyzwyczajenia zaćmiewają obiektywną opinię. Chciałam wprowadzić trochę jaśniejszych kolorów, ale nie aż za bardzo, bo pewnie by gryzły w oczy :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jest dobrze? Czy może coś zmienić?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Byłabym wdzięczna za odzew i opinie c: </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-1266953731693699762015-09-06T13:42:00.003+02:002015-09-06T13:42:40.127+02:00Że niby szkoła?<div style="text-align: justify;">
Tak, to znowu ja</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I znowu o moim postoju. Gdzieś tam sobie napisałam, że rozdział pojawi się wkrótce... No i nie wiem kiedy to "wkrótce" nastąpi. Jeśli napiszę, że za tydzień, na pewno dodam go jeszcze dzisiaj lub jutro, a jeśli napiszę, że dzisiaj lub jutro, to dodam go za tydzień. Tak, bo często działam sobie sama na przekór, ale to zupełnie nieświadomie xD</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i kolejny dodatek o tym, że szkoła się rozpoczęła, a ja poczułam się jakbym obudziła się ze snu zimowego i zupełnie nagle znalazłam się w czwartej klasie technikum, mało tego - bez zdanych teorii z dwóch kwalifikacji, w tym w styczniu nadciąga kolejna kwalifikacja do napisania + matura nadciąga.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jestem tak optymistycznie nastawiona do matury, że aż mi się wydaje, że praca sprzątaczki nie jest zła i ogólnie żadna praca nie hańbi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W zasadzie to zmierzam do tego, że nie wiem jak będzie wyglądało moje pisanie w roku szkolnym, ale będę się starać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dzięki za uwagę ;)</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-92157838049824231902015-08-25T18:33:00.002+02:002015-08-25T18:33:37.442+02:00[Zajebiste] ogłoszenie<div style="text-align: justify;">
Witam, moi drodzy czytelnicy! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nawet jeśli teraz, pisząc to, mam obojętny wyraz twarzy, to na prawdę bardzo się cieszę, że liczba obserwujących wciąż powoooli wzrasta. Oczywiście wszystko w swoim czasie. Jeśli w życiu realnym się nie da zaistnieć, to można szukać tego w internecie. Od zawsze miałam skryte marzenie, żeby pozostawiać po sobie ślad gdziekolwiek i wraz z mijającymi latami to marzenie nadal jest aktualne. W każdym razie na pewno jest jedynym, które ma najwięcej szans na to, że kiedyś stanie się prawdą. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No ale to nie o tym miała być mowa. Wkrótce to opowiadanie się skończy, choć nie wiem nawet na oko za ile rozdziałów. Zazwyczaj podczas pisania kolejnych wypocin zupełnie spontanicznie wplotę parę innych zdań, które potrafią nieco zmienić planowany przeze mnie bieg wydarzeń. Jako iż opowiadanie może za niedługo dobiec końca, chciałam poinformować, że nie będzie ono jedynym opowiadaniem na tym blogu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dlatego nazwa i adres strony ulegną nieco zmianie na krótką i bardziej chwytliwą nazwę i chyba raczej łatwą do wyszukania. Być może nieco zmieni się szata graficzna, ale jako że podstawy html'a znam... Parę razy coś może być nie tak z blogiem, kiedy się na niego wejdzie. xD Więc nie bądźcie zdziwieni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Blog stanie się zbiorem opowiadań, bo w ciągu prowadzenia obecnego, napada mnie wiele różnych i ciekawych motywów na historie. Tutaj pytanie do was, moi drodzy, czy bylibyście otwarci na opowiadania, w które wplecione zostałyby wątki fantasy? Lub jakiegokolwiek mało realnego klimatu czy też postapokalipsy? Będą to oczywiście opowiadania autorskie, tudzież postacie wymyślone. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Obecnie myślę nad słynnymi relacjami wampir x człowiek (Nie bijcie, słynny motyw, ale w moim stylu to lodzio miodzio, a przynajmniej tak sądzę. Wampir nie byłby cipą, zresztą, jeśli chodzi o tworzenie postaci, ich charaktery zawsze są zbudowane od podstawy, a ich zachowania w większości uzasadnione, gdyż w większości opisuję wszystko z punktu psychologicznego). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niemniej chciałabym znać Waszą opinię :D Byłoby świetnie, gdybyście zostawili poniżej jakikolwiek odzew, byłabym bardzo wdzięczna i zmotywowałoby mnie to jeszcze bardziej! ;) Jestem też otwarta na wszelkie pomysły. c:</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-83527124609296604932015-07-30T12:56:00.002+02:002015-07-30T12:56:21.382+02:00Zastój, znowu<div style="text-align: justify;">
Witajcie,<br /><br />Przez ten czas znalazło się paru czytelników mojego bloga i bardzo mnie to cieszy. Są wakacje (tak, to wiemy wszyscy), ale co za tym idzie - zaczęłam o wiele więcej wychodzić do ludzi, co mnie bardzo cieszy. No i niestety to odbiera mi czas, ale i też sprawia, że skupiam większą uwagę na życiu prywatnym. Zaczęło się coś dziać, zaczęły być problemy, zaczęły być chwile szczęścia, dla których warto czasem przystopować z czymś innym.<br /><br />Dlatego nie wiem, jak szybko nadejdzie kolejny rozdział, ale mam nadzieję, że będziecie cierpliwie czekać. No i komentujcie... Jeden komentarz to dla mnie ostry, motywacyjny kopniak w tyłek i sprawia, że od razu chcę pisać. Byłabym bardzo wdzięczna. No i miłych wakacji wam wszystkich życzę. :D</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-14208998351025056242015-06-18T19:57:00.000+02:002015-06-20T20:40:48.347+02:00[Zajebista] nominacja na pytania?<div style="text-align: justify;">
Dostałam nominację na pytania od http://hao-center.blogspot.com</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Słowem wstępu nie bawię się w takie rzeczy, ale w sumie... Czemu nie. No i krótkie wyjaśnienie odnośnie mojej nominacji innych blogów - żadnych nie czytam. Żadne nie przykuło mojej uwagi od kilku lat, a kiedyś zaczytywałam się w ff Drarry. Lubię pisać i wolę pisać zamiast czytać i cóż, tak jakoś wyszło. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ach, i... Odpowiedzi mogą się wydać prostolinijne (a przynajmniej niektóre), bo po cóż zbędnie się czasem rozpisywać.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: 'Courier New', Courier, monospace;">1. Jakie cechy charakteru odrzucają Cię najbardziej?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: 'Courier New', Courier, monospace;"> <b>Jest taka zwyczajnie do dupy cecha. Objawiająca się u dwóch płci, ale w inny sposób.Irytuje mnie "samcowanie-alfa" i "samiczkowanie-alfa". Chęć mocnego udowodnienia komuś czegoś, mimo że nie ma większej potrzeby, przyczepienia się pewnego, drobnego i naprawdę nieistotnego szczegółu. Uwierzcie, osoby, które chcą coś udowodnić na przymus ale bezcelowo, by pokazać swoją inteligencję, która tak naprawdę jest pseudo-inteligencją, czuć na kilometr. Albo ja mam takiego nosa.</b></span><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: 'Courier New', Courier, monospace;">2. Jakie blogi czytujesz najchętniej?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: 'Courier New', Courier, monospace;"><b>Żadne, jak wspomniałam wyżej.</b></span><br />
<br />
<span style="font-family: 'Courier New', Courier, monospace;"><b> </b> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: 'Courier New', Courier, monospace;">3. Masz ulubiony, albo znienawidzony kolor?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: 'Courier New', Courier, monospace;"><b>Niebieski i zielony. Znienawidzonego nie mam.</b></span><br />
<br />
<span style="font-family: 'Courier New', Courier, monospace;"><b> </b> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">4. Ulubiony wokalista/wokalistka, bądź zespół?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"> <b>Bisz.</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><b>- "Jak można słuchać rapu? XDXDXD"</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><b> Jeden z paru raperów, których teksty są jak wiersze. Polecam.</b></span><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">5. Czym można sobie zasłużyć na Twoją sympatię?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"> <b>Prawdziwością. Po prostu.</b></span><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">6.Pomysły na nudne popołudnie?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"> <b>Ostatnio Hearthstone, karcianka, również polecam.</b></span><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">7. Czytasz książki? Jak tak, to jakie najchętniej?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"> <b>Krótkie, psychologiczne i rzekomo młodzieżowe (swoją drogą, nie rozumiem tego określenia. Wszystko, co dotyczy młodzieży, jest nazwane młodzieżowe. A przecież problemy na tle psychologicznym dotykają wszystkich)</b></span><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">8.Kraj, który chciałabyś/chciałbyś odwiedzić?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"> <b>Wolną Polskę. </b></span><br />
<br />
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><b> </b> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">9. Czego najbardziej nie lubisz słuchać?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"> <b>Przysłowiowego pierdolenia. </b></span><br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">10. Twoje hobby?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Pisanie bloga, czasem granie na gitarze, rysowanie, czasem grafika komputerowa. Słowo "hobby" traktuję raczej z przymrużeniem oka, no ale cóż, można uznać, że to są właśnie moje hobby. </b></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-66074126540085844612015-05-10T13:56:00.002+02:002015-05-10T13:56:57.846+02:00[Zajebista] notka o moim lekkim postojuWitam moje małe grono czytelników, dość nieoficjalnie zresztą, gdyż nie mam zamiaru publikować tego wpisu gdziekolwiek tym razem.<br /><br />Chwilowy brak weny. Nie jest to wynikiem jednak mojej niechęci lub znudzeniem. Opowiadanie zamierzam doprowadzić do końca. Niemniej jednak napiszę coś, co niektórych może przerazić - wybory. Jak dotychczas - prosto, po ludzku nazywając rzeczy po imieniu - miałam politykę w dupie, tak pewnego dnia na majówce obudziłam się (dosłownie) z myślą, że muszę ogarnąć wszystkich kandydatów na wybory prezydenckie. Niemal jak powołanie.<br />
<br />
(A swoją drogą fajnie jest jak człowieka znudzonego życiem dopada powołanie i chęć walki o lepszą Polskę.)<br />
<br />
Moje dni nie wyglądają inaczej jak:<br />
Szkoła - rozmowy o polityce<br />
Powrót do domu - śledzenie informacji na yt o polityce<br />
Rowery - myśli o polityce<br />
Tworzenie grafiki w programie - myślenie o polityce<br />
Sen - sen o polityce, niestety. Wczoraj właśnie taki sen mnie dopadł.<br />
<br />
Lekka paranoja i obsesja na tym punkcie toruje mi świeżość i możliwość pisania opowiadania. Sądzę, że do przyszłego tygodnia pojawi się kolejny rozdział.<br />
<br />
Tak więc jeszcze raz przepraszam, ale zapewniam, że nie porzucam. c: Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-38737679241868891482015-04-13T22:48:00.000+02:002015-04-13T22:48:06.505+02:00[Zajebista] notka o rowerachCóż, na wstępie muszę przyznać, że to już trzeci dzień przerwy, jeśli chodzi o jazdy na rowerach, ale impreza na ten weekend jest dobrym na to usprawiedliwieniem. (nie, nie imprezowałam trzech dni, dzisiaj sobie odpuściłam, ponieważ nie chciałam samej jechać.)<br />
<br />
Rower. Ten piękny sprzęt - w moim przypadku bez działających amortyzatorów i z wyjątkowo często spadającym łańcuchem -jest świetnym zapychaczem czasu. Jestem osobą z góry negatywnie nastawioną na wiele rzeczy, mam problemy z motywacją, jak i wielu z was.<br />Trochę napomnę tu o tej właśnie rzekomej motywacji? Każdy z was chciałby wstać i zrobić coś od razu, od teraz, natychmiast, już. I pewnie wielu z was widziało lub słyszało kogoś jak mówił o tym, że z tak dużym zapałem się za dany cel weźmie. Pewnie w waszych oczach pojawiła się zazdrość "Aaah, jak ja bym chciał/a z takim zapałem jak on/a to zrobić".<br />
<br />
Tak naprawdę nie ma czego zazdrościć. Ten zapał to słomiany zapał w każdym przypadku. Dlaczego? Bo nie działamy pod wpływem konkretnych przemyśleń. To zachowanie można porównać do zachowania dziecka, które chce teraz, natychmiast, od razu dostać lizaka.<br /><br />Najlepszy sposób na motywację? Jeśli jesteś osobą, która ma bardzo dużo czasu wolnego, powinieneś usiąść i zastanowić się:<br />
- Co mógłbym zrobić w tym czasie, gdybym nie siedział cały czas przed komputerem?<br />
- Dlaczego by nie zająć się czymś, zamiast godzinami nic nie robić?<br />
- Jakie efekty płyną z danego zajęcia/wysiłku fizycznego?<br />
- Co widzę fajnego podczas wykonywania tej czynności?<br />
- Czy czuję się lepiej po jej wykonaniu?<br />
- Czy czuję, jakbym wreszcie osiągnął cel?<br />
<br />
Idąc drogą dedukcji - snujemy wnioski za i przeciw i skupiamy się głównie na zaletach. Zresztą, jakby nie patrzeć, jednak znaczna większość argumentów jest pozytywna. <br /><br />Powracając do tematu właściwego - rowery. Jestem osoba dość wybuchową, a wysiłek fizyczny sprawia, że nie myślę zbyt wiele i nie zadręczam się zbędnymi wnioskami. Jedyny cel - jechać, dotrzeć do celu, wrócić. Zaczynam pokonywać coraz większe odległości (33 km w 2 godziny) oraz górki (23km w 2 godziny, dzień, w którym odeszły moje siły). Przyznam, że moment, w którym docieram do celu jest momentem, w którym odechciewa mi się jechać dalej, dlatego jedyną motywacją jest to, że jest się tak daleko do domu, a jakoś trzeba wrócić bez zbędnej dyskusji.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7233366013270632727.post-85431884989972962662015-04-09T14:53:00.002+02:002015-04-09T14:53:29.846+02:00[Zajebista] notka o wstępie<div style="text-align: justify;">
Oto wstęp. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ta część bloga będzie poświęcona moim przemyśleniom. Jako że w otoczeniu uważają mnie za dobrego mówcę, jak i ja również mam minimalną wiarę w swoje słowa, mam nadzieję, że skłonię kogokolwiek do pewnych przemyśleń. Przede wszystkim będę poruszać kwestie wysiłku fizycznego i jak bardzo wiele ma on wspólnego z psychiką człowieka. Będę oczywiście kierować się naukowymi obserwacjami, ale głównie będę popierać je na swoim własnym przykładzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wkrótce dodam pierwsze swoje Zajebiste Notki. :D </div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/08412421295563910476noreply@blogger.com0