niedziela, 31 lipca 2016

Zawieszonko ogłoszonko

Witam, tak to ja

Niestety, nie przychodzę tutaj z dobrymi nowinami. Pisanie opowiadania "Informatyk" w pewnym momencie stało się udręką, a odłożenie go na dość długi czas sprawiło, że charaktery postaci i fabuła zgubiła się gdzieś w moim zabałaganionym umyśle. No cóż, zdarza się. Nie sądzę, że kiedykolwiek powrócę do tego opowiadania, ale możliwe, że przyjdę z nowym, choć i w tym przypadku nie ręczę za siebie. Zależy, czy będę mieć wenę i siły, żeby pociągnąć coś do końca :D 

Do kiedyś. c:

wtorek, 23 lutego 2016

Informatyk rozdział 14.2

Łatwo się domyślić, jak wyglądałem, kiedy go zobaczyłem. Przez to, co mi się ostatnio przytrafiało, moje wewnętrzne i emocjonalne hamulce nie pozwoliły mi nawet na ukazanie odrobiny szczerego szczęścia. Uśmiechnąłem się krzywo kącikiem ust, kontrolując każdy swój gest. Zdałem sobie jednocześnie sprawę z tego, że nigdy nie chciałem, żeby on cokolwiek o mnie wiedział - jeśli chodziło o moją naturalność w ruchach. Nauczyłem się być rzekomo towarzyskim człowiekiem i jak się zachowywać z osobą sam na sam, czy też w tłumie, czyli rzadko bywałem naturalny.
- Matka jednak pojechała. - rzuciłem na wstępie, rozglądając się po okolicy i żeby skontrolować, czy przypadkiem nie zbliżały się jakieś kłopoty. - Możemy iść w stronę mojej chaty, jeśli chcesz. - dokończyłem, zawieszając w końcu wzrok na Patryku, który przez chwilę coś sprawdzał na telefonie. Dostrzegłem, że tym razem nie wziął ze sobą okularów.
- Huh? Pewnie, pewnie. - pokiwał głową i uśmiechnął się delikatnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy nawet wtedy, gdy ten spoważniał. Poczułem, jak spojrzeniem wkrada się w najgłębsze zakamarki swoich myśli, zupełnie jakby nagle, zupełnie znienacka potrafił ze mnie czytać jak z książki. Nigdy nie zauważyłem tego, że jego wzrok mógłby być w jakikolwiek sposób przeszywający. Odwróciłem od niego spojrzenie i zamrugałem intensywnie. 
- W takim razie chodźmy. - rzuciłem i puściłem w jego stronę oczko. 
- Czegoś się boisz? - usłyszałem za sobą bezpośrednie i trafne pytanie. Zdziwiony zerknąłem za siebie i przystanąłem na chwilę, żeby Patryk mógł dorównać mi kroku. Nawet nie zorientowałem się, że tak szybko wystrzeliłem do przodu...
- Bać się? Ja? Niby czego? - wzruszyłem ramionami, mówiąc nieco sarkastycznie. - Poza tym, że znajdujemy się w okolicach, gdzie łatwo spuszczają mi wpierdol to... Niczego się nie boję. - prychnąłem, zerkając na niego kątem oka. 
- Chyba nie zabłysnę, jeśli stwierdzę, że kłamiesz, nie? - mruknął jak zwykle w mało entuzjastyczny sposób, krzywiąc się delikatnie. Zaśmiałem się cicho pod nosem. 
- Spokojnie, spokojnie, nic takiego się nie dzieje, naprawdę. 
- Spoko. - odmruknął tylko tyle.

Po raz pierwszy nie miałem sił na udawanie takiego, jakim zawsze byłem. Stąd zaczął oblatywać mnie strach. W końcu szedłem obok chłopaka, z którym jeszcze przedwczoraj miałem zbliżeniową akcję i na którym mi zależało. Bałem się. Z doświadczenia wiedziałem, że jeżeli na czymś mi zależy, to zwyczajnie los rzuca mi pod nogi kłody, jakbym nigdy nie miał zaznać szczęścia.
- Sylwia będzie? - spytał nagle cichym tonem, a ja zostałem gwałtownie wyrwany z mojego emocjonalnego roztargnienia.
- Bardzo prawdopodobne, ale spokojnie, wyjebię ją. - odparłem bez skrupułów, na co Patryk spojrzał na mnie spod uniesionych brwi, pokazując delikatne zniesmaczenie. - No co...?
- To twoja siostra. - mruknął, a ja wzruszyłem ramionami, ale zaraz ból dał o sobie znać i nieco się skrzywiłem.
- Nie poruszajmy tematu mojej rodziny. - spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem. - Proszę? - dodałem, na co szatyn speszył się, widząc moją minę zbitego psa.
- Okej...
- No, teraz jestem wesoły. - powiedziałem, uśmiechając się nieco głupkowato od ucha do ucha.


Droga minęła w miarę luźno, choć z początku się tak nie zapowiadało. Zdążyłem zauważyć, że Patryk pierwszy raz nie był aż tak nieśmiały, jak już zwykł. To niecodzienne, ale nie miałem zamiaru nad tym rozmyślać całą drogę i szukać w tym drugiego dna.
Nie rozmawialiśmy na żadne poważne tematy, tylko co jakiś czas krótko o jakichś pierdołach; a to o wspomnieniach z dzieciństwa, a to najgorsze i najdurniejsze zabawy, jakie wpadły nam kiedyś do głowy, kończąc na głupich pomysłach, które nachodzą w obecnie w szkole. W końcu na chwilę mogłem zapomnieć o zmartwieniach, a jednocześnie przypomniałem sobie, dlaczego lubiłem spędzać czas z Patrykiem. Nawet nie wiedziałam, kiedy rozmowa zeszła na takie tematy, ale... To było fajne. Mimo że często wydawał się być pohamowany w swoich gestach i mowie, mimo że mógł się wydawać nieco spięty, to wystarczyło, żeby nieco się oswoił, a już miał trochę więcej do powiedzenia.
Wkrótce byliśmy już u mnie. Wchodząc i rozbierając się, rozejrzałem się za moją wspaniałą siostrzyczką, aby sprawdzić, czy znajdowała się w domu. Na obecną chwilę Sylwia była największą przeszkodą w moich planach, ale jednocześnie nie miałem najmniejszych skrupułów, by trochę ją podenerwować.
Skinąłem w stronę Patryka w geście, że może się rozgościć i ruszyłem w stronę pokoju Sylwii. Stanąłem przed drzwiami i nacisnąłem klamkę. Szybko zlokalizowałem tę jej blond czuprynę, siedzącą przed komputerem.
- O boże, ty wciąż tu jesteś? - rzuciłem na wstępie.
- O boże, już wróciłeś? - odgryzła się, nie spoglądając nawet w moją stronę. Wzrok uparcie wlepiła w monitor.
- A nie chce ci się gdzieś iść?
- Gdzie niby? - prychnęła.
- Ogólnie to STĄD, a gdzie to już od ciebie zależy.
- Wal się.
- Dać ci na bilet do kina czy coś?
- I od razu na przejazd, zjebie, bo tutaj kina nie ma. - warknęła. - Wyjdziesz stąd?
- Zaraz wyjdę, ale na pewno ty nie chcesz wyjść?
- Dziewczyna przyszła? - prychnęła, uśmiechając się nagle szatańsko i fatygując mnie w końcu swoim spojrzeniem.
- Nie, twój niedoszły chłopak. - odbiłem piłeczkę, ale zaraz uśmiech z mojej twarzy zniknął. - Już, spokojnie, wychodzę. - chciałem unieść ręce w pokojowym geście, ale zaraz przypomniałem sobie o bólu w barku. Widząc furię w jej oczach szybko wyszedłem za drzwi.
Droczenie jej przynosiło mi cholerną ulgę na nerwach. Odetchnąłem i szybko skierowałem się do salonu, gdzie rozgościł się Patryk. - Niestety, jest w domu. - oznajmiłem, krzywiąc się lekko. - Chcesz coś do picia? - spytałem zaraz, spoglądając na szatyna, który zawiesił na mnie nieco nieogarniający wzrok. W takich momentach bywał naprawdę uroczy.
- Eee... - zaczął niepewnie, jakbym wyrwał go z głębokich przemyśleń. - Masz browara? - spytał nagle z pewnością w głosie, po czym obaj się zaśmialiśmy.
- Serio... - mruknąłem i pokręciłem głową. - Mam, chwila. - poszedłem do kuchni i wyjąłem z lodówki dwa zimne piwa w butelce. Otworzyłem je szybko otwieraczem i z powrotem wróciłem do salonu, stawiając napój bogów na stole. Usiadłem na kanapie obok szatyna, biorąc w dłoń pilota do telewizji i włączyłem jakiś kanał.
- A jak tam twoje rany? - spytał szatyn, wlepiając we mnie wzrok i biorąc pierwszego łyka piwa.
- No cóż... Czasami przypominają o sobie, jak coś chcę zrobić, no ale trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz tak będzie. - zaśmiałem się, sam biorąc do dłoni piwo i nieco upiłem.
- Huh? Czemu nie ostatni? Aż tak kochasz kłopoty?
- Już ci kiedyś mówiłem. To kłopoty kochają mnie. - zaśmiałem się krótko i ironicznie. Nastała chwila ciszy, a ja zamyśliłem się na ekranie telewizora.
- Nie wdawaj się już więcej w kłopoty. - usłyszałem i z nieukrywanym zdziwieniem w oczach spojrzałem na Patryka, którego twarz owinęła obojętność. Uśmiechnąłem się po chwili szyderczo, ale nie odezwałem się. - No co... - mruknął z lekkim oburzeniem.
- Nieee, nic. - pokiwałem głową. - To miło, że się martwisz. - dodałem już całkiem poważnie.
- Wiem. - odparł krótko, a ja parsknąłem na to śmiechem.
- To dobrze. - rzuciłem i znów wziąłem łyka piwa.

Miałem ochotę na odrobinę bliskości, ale wisiało nad nami ryzyko o nazwie "Moja Siostra Może w Każdej Chwili Wyjść z Pokoju". Patryk z pewnością też się czuł tym skrępowany. Sprawa inaczej by się miała, gdyby obok mnie siedziała dziewczyna. Wtedy nikt nie musiałby się powstrzymywać...
Czując narastającą frustrację w sobie, bez większego namysłu odwróciłem się w stronę Patryka i wolną dłonią złapałem go lekko za podbródek, żeby mieć łatwiejszy dostęp do jego ust. Pocałowałem go, zanim szatyn zdążył zrozumieć moje zamiary. Ten gorzkawy smak piwa w niczym nie przeszkadzał, więc usiłowałem kontynuować, kiedy nagle Patryk odsunął się speszony.
- Em... - zaczął niepewnie, zaglądając na bok w stronę wejścia do salonu. - Co ty robisz? - spytał cicho, a przekrzywiłem delikatnie głowę.
- Coś nie tak? - spytałem po chwili.
- Twoja siostra...? - spytał niemal szeptem, niepewnie odkładając piwo na stół.
- A, zapomniało mi się o niej. - machnąłem wolną ręką. - Już myślałem, że ci się to nie spodobało, czy coś. - prychnąłem.
- Ta... - mruknął markotnie, zmieniając kompletnie swoje zachowanie. Zmarszczyłem brwi, przez moment go analizując. Nie mogłem jednak odgadnąć, co właśnie się pojawiło w głowie Patryka, że tak zmarkotniał. Gdy zapanowała ta dziwna atmosfera, już miałem ochotę spytać jeszcze raz, co się stało, lecz szatyn mnie wyprzedził - Jeśli mam być szczery to wydajesz się być jakiś inny.
- Mhm... - mruknąłem w pierwszym odruchu, odwracając od niego wzrok, jakbym szukał odpowiedzi po ścianach. Od razu spoważniałem. - Skąd w ogóle taki wniosek? - spytałem zaraz, biorąc łyk piwa.
- Nie wiem, po prostu... Wrażenie. - odpowiedział lakonicznie. Spojrzałem na niego ponownie.
- Serio? I to ci stoi na drodze w zwykłym pocałunku? - spytałem poddenerwowany, ale przyciszonym tonem.
- Po prostu... Sprawiasz wrażenie kogoś, kto nie jest niczym skrępowany. W ogóle to naprawdę mało wiem o twoich... Uczuciach. - wydusił z siebie, przykładając dłoń do czoła w geście dezaprobaty do samego siebie. - Nieważne, może to i głupie. Jestem jebnięty i mam chory punkt widzenia na wszystko. - dodał szybko i nerwowo wziął kilka łyków piwa pod rząd. Złapałem za jego butelkę, kiedy trzymał ją jeszcze przechyloną.
- Spokojnie, spokojnie... - parsknąłem i delikatnie odchyliłem butelkę, gdy ten skapnął się, że będzie musiał przerwać szybkie opróżnianie alkoholu. - Ja też jestem jebnięty, ale to, że nie okazuję skrępowania, nie oznacza, że się tak nie czuję... Na przykład teraz czuję. - kontynuowałem, dłonią schodząc z butelki na jego rękę. Zacząłem go delikatnie gładzić po skórze. Patryk przez chwilę spoglądał na mnie niepewnie, kątem oka obserwując moją dłoń, która wędrowała wyżej i wyżej. Ja wpatrywałem się głęboko w jego oczy.

- No to są chyba jakieś jaja... - usłyszałem znajomy, podirytowany głos siostry. Blondynka stała w progu salonu, spoglądając na nas z pogardą i niedużym zaskoczeniem. Szatyn drgnął i odsunął się nieco spanikowany oraz zażenowany. Do niczego wielkiego nie doszło, a i tak było dość niezręcznie... - Ja pierdole, myślałam, że... Że Patryk... - urwała, wlepiając wzrok w Patryka, który kompletnie osłupiał. - Ja rozumiem, Daniel to... Ale że ty? - kontynuowała, na co szatyn jedynie wydukał z siebie jakiś pomruk, nie wiedząc kompletnie, co odpowiedzieć i czy w ogóle.
- Sylwia, wypierdalaj. - rzuciłem w końcu stanowczym tonem głosu, kiedy tylko przeanalizowałem sytuację.
- Co?!
- To co słyszałaś. Wypierdalaj. - zmierzyłem ją zimnym spojrzeniem. Sylwia spoglądała na mnie w lekkim osłupieniu. - Co się tak lampisz? Prostego słowa nie rozumiesz? Robisz aferę o byle co i jeszcze zdziwiona jesteś? - warknąłem z pogardą, na co blondyna odwróciła się na pięcie, zarzuciła coś na siebie i wyszła bez słowa.
Zapanowała niezręczna cisza. Sytuacja była naprawdę dziwna. Nie tak to miało wszystko wyglądać. Kątem oka zauważyłem, jak Patryk podnosi się z kanapy.
- Ej... Gdzie ty idziesz?
- Idę do domu. - oznajmił obojętnym głosem, a ja westchnąłem.
- Przepraszam, nie tak to miało wyglądać.
- Na pewno. - prychnął. - Tylko czemu sam prowokujesz, żeby takie coś się działo? - spytał, na co ja zmarszczyłem lekko brwi.
- Ja!? Przecież to --
- Ty. - szybko wepchnął się w moje słowa. Kiedy mówił, nie spoglądał mi w oczy. - Traktujesz ją jak śmiecia... Bo to, że domyśla się pewnych rzeczy na mój... W sumie nasz temat to sprawa drugorzędna. - westchnął. Mówił to tak otwarcie i jednocześnie tak obojętnie.
- Ten temat to stąpanie po cienkim lodzie, Patryk. Nie radzę. - zaalarmowałem, obserwując go spod byka. Szatyn zaczął kierować się do przedpokoju. - I tak po prostu sobie pójdziesz? - spytałem pretensjonalnie, nawet nie zauważając, kiedy dałem kolejny upust emocjom wobec szatyna.
- Mhm. - odmruknął, zakładając kurtkę. Zacisnąłem pięści.
- Za to ty od wszystkiego spierdalasz. - warknąłem, a w mojej głowie zrodziła się chęć lekkiej manipulacji szatynem.
- Co? - odwrócił się w moją stronę. - Jedyną osobą, która przed czymś ucieka, jesteś ty. - odgryzł się, a po chwili zdał sobie sprawę z tego, że i jego również emocje poniosły.
No bo kim byliśmy dla siebie, że emocje nami tak targały? Znaliśmy się jakiś czas, ale niezbyt dobrze. Otrząsłem się od razu, zdając sobie sprawę, że wobec niego udało mi się aktywować tę najbardziej podłą cząstkę siebie. Opuściłem wzrok, czując jego spojrzenie na sobie.
- Frustruje mnie to, że nic o sobie nie mówisz, wiesz? - wydusił w końcu z siebie, wlepiając się we mnie tak jeszcze przez jakiś czas, jakby oczekując ode mnie jakiegokolwiek słowa. Przez dłuższą chwilę milczałem, nie wiedząc, co miałbym powiedzieć.
- Od kiedy ty zacząłeś... - zacząłem niepewnie. - Od kiedy zacząłeś to widzieć?
- Co? - spytał, unosząc brew. Stał już gotowy do wyjścia.
- Że nic o sobie nie mówię.
- Przecież od niedawna. - mruknął. - Najwyraźniej moje zmysły były uśpione tą ciągłą monotonią życia. - wzruszył ramionami. Podniosłem wzrok na niego, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Utrzymywaliśmy kontakt przez dłuższą chwilę, ale w końcu parsknąłem cicho śmiechem. Ostatnio wszystko było takie wybuchowe, niestabilne i szybkie, że już za tym nie nadążałem. Przez to wydarzenia się stawały bardziej absurdalne. - Z czego się śmiejesz? - spytał niepewnie, choć sam po części złagodniał.
- Ale na pewno nie spierdalasz teraz z powodu nieprzyjemnej dla ciebie sytuacji? No wiesz... - spytałem z uśmiechem na twarzy, a Patryk zaraz odwrócił wzrok na bok, nie potrafiąc ukryć lekkiego zażenowania.
- ... Trochę. - wymamrotał. - Ale to nieważne! - zaraz dodał. - Dobra, czuję  się w  chuj głupio z tym wszystkim, ale i tak postępujesz wobec niej nie fair. Już kiedy raz ją tak potraktowałeś, znaczy, nie aż tak źle, więc w sumie przymknąłem na to oko, ale teraz... W  dodatku jesteś wybuchowy.
- Twoje wyjście miało mnie w jakiś sposób zaszantażować? - spytałem zaraz po jego słowach, patrząc na niego oczekująco. Nie wiedziałem, czego zmierzał. Nie spodziewałem się po nim tak dużej szczerości, ale jeśli już się otworzył, to zamierzałem z tego skorzystać.
- N-nie... - odparł w lekkim zastanowieniu i zmarszczył zaraz brwi.
- Dobra. Czaję. - oznajmiłem i machnąłem ręką. - Jak chcesz, to idź.
- Daniel... - zaczął, ale zaraz urwał. - Chciałbym, żebyś w końcu przestał to wszystko w sobie dusić. - dokończył, podchodząc bliżej mnie, ale wciąż zachowując dystans. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- Może kiedyś. - odpowiedziałem lakonicznie. - Wybacz.
- W porządku. - skinął delikatnie głową z delikatną rezygnacją. - W takim razie spadam. - dodał, po czym złapał za klamkę i wyszedł.

Ostatnio serio musiało być ze mną  coś nie tak. Nic nie szło po mojej myśli. Westchnąłem cicho, przeczesując niestarannie włosy, a potem zaśmiałem się ironicznie. To była najlepsze spotkanie z chłopakiem, jakiego mogłem doświadczyć. Wręcz najlepsza randka, jaką mogłem kiedykolwiek przeżyć. Nie wiedziałem, w jakich konkretnie okolicznościach - chyba - tymczasowo chyba się pożegnaliśmy, ale i tak miałem duży niesmak. W szczególności do siebie.
Uderzyłem impulsywnie w ścianę, chcąc wyładować wewnętrznie kotłującą się agresję. Potrzebowałem odprężyć się od tego wszystkiego, ale nawet nie miałem dostępu do marihuany. Usiłowałem przypomnieć  sobie kontakty do znajomych, z desperacji nawet do tych, z którymi kontakt urwał mi się lata temu.
Usiadłem z powrotem na kanapie w salonie i szybko chwyciłem za piwo. Bezmyślnie wlepiłem wzrok w telewizję, wciąż zastanawiając się nad urwanymi znajomościami. W pewnym momencie, jak błysk z jasnego nieba, przypomniałem sobie.


***

Było już ciemno, około godziny osiemnastej. Schowałem ręce w kieszeniach, spokojnie czekając w umówionym miejscu, jakim była jedna z patologicznych ulic. Kiedy umawiałem się z Konradem przez telefon, nie chciałem zmienić miejsca, które zaproponował. Z tego, co pamiętałem, był wścibski. Cholera wie czy z tej cechy wyrósł, czy urosła razem z nim, więc wolałem nie ryzykować. Nie musiał wiedzieć, że miałem jakąś spinę z tutejszymi dresiarzami.
Wyciągnąłem paczkę papierosów, czując coraz większą niecierpliwość i odpaliłem fajkę. Co jakiś czas rzucałem krótkie spojrzenia w stronę ulic. Znajdowałem się na chodniku obok skrzyżowania. W końcu na którejś ulic dostrzegłem dość dużą postać, poruszającą się w bardzo charakterystyczny dla dresa sposób. Opuściłem rękę wzdłuż ciała, nie wiedząc, czy uciekać, czy stać w miejscu i wciąż zgrywać chojraka. Postać na chwilę podniosła głowę, którą okrywał kaptur i znów opuściła w dół, tym razem kierując się prosto w moją stronę. Zmarszczyłem brwi.
- No siema, stary! - zawołał wesoło, ściągając kaptura. - Sto lat cię nie widziałem, odkąd żeś spierdolił z ojcem za granicę.
- No... Siema, siema. - uścisnąłem z nim rękę, wciąż będąc lekko zszokowany. - Kurwa, duży się zrobiłeś... - wymamrotałem, przypominając sobie Konrada jeszcze za dzieciaka. Zawsze był niższy ode mnie i sprawiał wrażenie życiowej pizdy, a tu taka niespodzianka.
- Też ostatnio się zdziwiłem, jak sobie przypomniałem, jaki byłem w dzieciństwie. - zaśmiał się. Mimo wszystko jego rysy twarzy zdawały się być wciąż sympatyczne. Kiedy się uśmiechał, w prawym kąciku jego ust pojawiał się dołeczek, a zielone oczy zdawały się zdradzać, że trochę w życiu już zdążył przeżyć, ale nie dał się złamać. - Ty też się zmieniłeś. - dodał zaraz. - Masz jak poczęstować szlugiem?
- A, tak, tak... - otrząsnąłem się z myśli i wyciągnąłem paczkę papierosów, żeby poczęstować kolegę.
Konrad za dzieciaka był niezwykle irytującym szczylem. Był w jakiś sposób inny i mało osób go lubiło przez jego nachalność. Teraz kompletnie mijał się z tym opisem, chociaż to wciąż za wcześnie, żebym mógł go opisać.
- Dzięki. - odpowiedział, odpalając papierosa. Mój już był spalony do połowy.
- Mówiłeś, że masz dzisiaj jakąś opcję, tak?
- Ano, miło że zadzwoniłeś i akurat w dobrym momencie. Nasza znajoma przyjechała z Niemczech. Ma tutaj melanż-budę - powiedział i skinął głowę w stronę pobliskiego bloku.
- To faktycznie dobrze. - mruknąłem w cichej refleksji.
- A ty coś taki cichy? - zaśmiał się. - Pamiętam cię jak byłeś zawsze rozwrzeszczanym i wyszczekanym bachorem.
- Kurwa, dzięki za komplement, ale chyba nie chcesz, żebym do ciebie szczekał. - odparłem również żartobliwie.
- Raczej ty tego nie chcesz. - odparł. To fakt, niekoniecznie tego chciałem. Nie dość, że już mam za sobą parę wpierdoli, to jeszcze zadzierać z takim bykiem jak Konrad to samobójstwo. - Zaraz dostanę znać, czy możemy wbijać tam.
- Okej. - kiwnąłem głową i wyrzuciłem peta na bok.
- Chociaż widzę, że ktoś cię zdążył pokiereszować, co? - spytał po chwili. - Chyba że ta blizna jest z jakiegoś wypadku?
- Nie, nie wypadek. Na tamtej ulicy - wskazałem ręką w którą z ulic - jeden dres wyjebał mnie na glebę, a potem razem ze swoimi dwoma kolegami potraktowali mnie jak piłkę futbolową.
- Powiedz mi tylko, którzy to, to sam się z nimi rozprawię.
- Nie pamiętam nawet jak wyglądali, więc nie ma co drążyć tematu. - machnąłem ręką.
- Ty a mieli jakiś powód?
- Hm... Chyba po prostu za twarzowe. - prychnąłem śmiechem.
- Aha. No to musiał być najgorszy margines tutejszego marginesu.
- Najwyraźniej. - wzruszyłem ramionami, ale znów poczułem ból w barku i syknąłem.
- Coś jeszcze cię boli? - spytał dość rozbawiony, a ja popatrzyłem na niego lekko spod byka.
- Tak. Kilka dni temu zaliczyłem parę gleb, kiedy uciekałem przed kolejnymi, co chcieli mi wyjebać. - na tę odpowiedź Konrad wybuchł śmiechem.
- O kurwa, to ty tu masz życie pełne akcji. - skomentował. W jego kieszeni rozległ się dźwięk dochodzącego esemesa. Wyciągnął komórkę. - Dobra, możemy wbijać. Chodź. - rzucił i ruszył w stronę pobliskiej klatki schodowej. Standardowo po wejściu można było wyczuć zapach charakterystyczny dla tych kamienic. Szedłem za Konradem, który prowadził na pierwsze piętro.

Stanęliśmy przed drewnianymi, pomalowanymi na biało drzwiami.Wszedł bez pukania, a ja za nim, czując się z początku nieswojo.
- Nie musisz ściągać butów. - usłyszałem od Konrada, kiedy już się zaczynałem za to zabierać. - Tutaj rzadko jest sprzątane.
- Ahaaa... - pokiwałem głową. Kątem oka zauważyłem jak koś wychylił się zza progu drzwi jakiegoś pokoju. Dziewczyna wlepiła we mnie swoje duże oczy, analizując moją osobę. - Em, cześć? - przywitałem się, a szatynka uśmiechnęła się promiennie i podbiegła.
- Hejka! - zawołała, uśmiechając się od ucha do ucha. Przytuliła się do mnie na przywitanie, a ja odwzajemniłem. - Jestem Asia. - wyciągnęła w moją stronę rękę, a ja ucisnąłem ją delikatnie.
- Jestem Daniel. - skinąłem głową i ukłoniłem się lekko, na co dziewczyna zaśmiała się.
- Przyprowadziłem dawnego kumpla. - odezwał się Konrad. - Po drodze oczywiście zahaczyłem o prezent dla ciebie. - dodał i kiedy rozpiął kurtkę, z wewnętrznej kieszeni wyciągnął pół litra wódki.
- O jaaa! - zawołała uradowana. - Dobra, chodźcie do salonu. - machnęła ręką i pobiegła szybko do pomieszczenia.
Była dziwna. Bardzo drobna, niska i chuda. Miała długie, gęste i brązowe włosy sięgające do połowy pleców. Była ubrana w beżowy, trochę za duży sweterek oraz w jasne spodnie jeansowe. W jakiś sposób przyciągała wzrok.
Wszedłem do pokoju. Na stole były wyłożone chipsy, butelki z piciem, popielniczka, płatki kukurydziane, niedojedzona miska z płatkami z mlekiem i kieliszki. Podłoga do najczystszych nie należała, ale ogólnie większego syfu tu nie było.
- Ja pierdole, tu tak czysto jak nigdy. - zawołał Konrad, kiedy wszedł do pokoju za mną.
- No kurwa postarałam się. - zaśmiała się Asia, tymczasem ja usiadłem na kanapie i siedziałem cicho, skupiając się bardziej na badaniu tego miejsca.
- Kiedy reszta wbije?
- Nie mam pojęcia. Może zaraz, może za godzinę. Może i zaraz i też za godzinę.
- Daniel? - usłyszałem głos Konrada. Przeniosłem na niego wzrok. - Cokolwiek tutaj zobaczysz, może zostawić bliznę na twojej psychice na zawsze.
Uniosłem brwi, nie rozumiejąc do końca, o co mu chodziło. Oboje nagle wybuchnęli śmiechem, a ja wymusiłem sztuczny uśmiech na twarzy.
- Po prostu to miejsce czasem jest odzwierciedleniem totalnego burdelu, więc się nie zdziw.
- Aaa. - machnąłem ręką. - Napiję się i będzie dobrze.
- No, swój chłopak! - zawołała szatynka, uśmiechając się uroczo. - Dobra, to, co, polewamy? Konrad, weź polej.
- Na każdy twój rozkaz, pani. - powiedział, po czym wstał i otworzył wódkę, polewając do kieliszków. Gdy skończył, cała nasza trójka wzięła naczynia w ręce.
- Za mój przyjazd! - rzuciła, po czym wszyscy wpakowaliśmy rozgrzewający płyn do naszych gardeł. Szybko popiłem wódkę jakimś sokiem, żeby nie czuć jej smaku. - Wiesz może czy Graba będzie?
- Tak, będzie. - kiwnął głową.
- Nie mogę się doczekaaaać. - odpowiedziała podekscytowana. - Już chcę być na haju. Kiedy on będzie?
- Za godzinę prawdopodobnie. Tej, Daniel, będziesz chciał trochę krysi? - spytał nagle brunet. Słyszałem gdzieś kiedyś ten slang, wiedziałem, jaki narkotyk otrzymał miano "krysia". Nie zastanawiałem się zbyt długo. Chciałem dzisiaj nieco odpłynąć.
- Krysia powiadasz... Za ile?
- Dzisiaj na spróbowanie za darmo.
- Jak za darmo to na pewno skorzystam. - wyszczerzyłem się. - To co, na drugą nóżkę? - rzuciłem, czując się od razu w lepszym humorze.
- No pewnie. - odpowiedziała Asia i znów wszyscy wychyliliśmy.

***

Czułem się tutaj całkiem dobrze, mimo że w ciągu godziny było tu około dziesięciu osób i nie było za bardzo miejsca w salonie. Dlatego co jakiś czas część ekipy wybywała do kuchni, głównie dlatego, żeby palić marihuanę albo brać inne narkotyki, które się udało im załatwić.
Byłem już po paru głębszych. Może nawet więcej niż po paru. Siedziałem na kanapie, a widok, jaki był przede mną, był całkiem znośny. Muzyka grała głośno, a większość osób tańczyło na środku salonu, nie przejmując się kompletnie niczym. Co jakiś czas ktoś zaliczał glebę, a jedna gwiazda tego melanżu wspinała się na stary piec i z niego skakała. Nie wiedziałem, że istnieją aż tak pojebani ludzie jak tutaj.
Asia siedziała obok mnie i się we mnie wtulała. Bez skrępowania ją objąłem.
- Chodź zatańczyć zanim Graba przyjedzie. - zaproponowała nagle, podnosząc się i wlepiając we mnie swoje duże, kocie oczy.
- Okej. - kiwnąłem głową i wstałem, łapiąc ją za dłoń. Świat nieco wirował, więc było mi to obojętne, czy ktoś na mnie patrzy, czy też źle tańczę. W zasadzie nie miałem żadnych obaw, po prostu zacząłem tańczyć w rytm muzyki i kręciłem Asią jak na prowadzącego przystało.
- Dobrze tańczysz. - powiedziała w końcu, kiedy do szło do zbliżenia.
- Dzięki. - odpowiedziałem i zaraz zakręciłem ją jeszcze raz.
Przetańczyliśmy tak dwie piosenki. W połowie trzeciej Konrad wstał z kanapy i machnął do nas ręką, żebyśmy poszli za nim. Tak też zrobiliśmy. Brunet poszedł otworzyć drzwi, za którymi stał facet niewiele starszy od nas, nieco przy kości, ubrany w czarną skórę. Miał bujną i długą brodę, i nieco zimne spojrzenie. Wszedł do środka. Skierowaliśmy się wszyscy do środka.
- Dobra, macie pakieta, podzielcie się jakoś.
Spoglądałem uważnie, jak Konrad otwiera folię i wysypuje zawartość na blat w kuchni. Potem wyciąga dowód i zaczyna rozdzielać proszek na trzy kreski. Robił to ostrożnie i w skupieniu, ale też nie za wolno. W końcu wziął w rękę zwijkę. 
- Pierwszy raz będziesz brać? 
- Tak. - odpowiedziałem bez większego namysłu.
- Okej, to ty pierwszy, czyń honory. - powiedział i dał mi zwijkę. - pamiętaj, wsadź to do nosa.
Jak powiedział, tak zrobiłem. Wsadziłem zwijkę do dziurki w nosie, a potem nachyliłem się nad jedną kreską i porządnie pociągnąłem nosem. Od razu odrzuciłem zwijkę na blat i zacząłem pociągać nosem, czując, jak kryształ zaczął rozprowadzać się po mojej dziurce w nosie, doprowadzając do bólu. Gdy wreszcie to jakoś ogarnąłem, spojrzałem przed siebie, gdzie znajdował się przedpokój. Czułem trzeźwość oraz... Niesamowitą błogość. 
- O cholera... - mruknąłem, co jakiś czas pociągając nosem. 
- Co jest?
- To jest zajebiste. - rzuciłem podekscytowany.
Nawet nie wiedziałem kiedy do mieszkania weszły kolejne osoby. W przedpokoju zobaczyłem Kleja, który w progu rzucił mi krótkie "siema", na co odpowiedziałem równie krótkim przywitaniem. Chwilę zawiesił na mnie wzrok, a potem ruszył w stronę salonu.

Zaraz po nim zauważyłem drugą znajomą twarz. Kogo jak kogo, ale Patryka kompletnie się tutaj nie spodziewałem. Zawiesiłem na nim wzrok, a potem wstałem jak oparzony. Złapała mnie chwilowa panika. Nie chciałem, żeby widział, jak z problemami uciekam do narkotyków. Brązowooki zauważył mnie w końcu, kiedy zdjął kurtkę. 
- Cześć? - powiedziałem, ruszając w jego stronę. Stanąłem w progu kuchni, spoglądając mu w oczy. Brunet nie ukrywał zdziwienia. - Co ty tu robisz? Nie spodziewałem się ciebie tutaj. - kontynuowałem, chcąc brzmieć i zachowywać się w miarę normalnie. 
- Sam też się zastanawiam. Klej nalegał, ale... Co ty tu robisz?
- Odnowiłem kontakt ze starym kumplem, który... Jest za mną. - niestarannie przeczesałem dłonią włosy, kiedy Patryk wychylił się lekko zza mojego ramienia, żeby ujrzeć mojego kumpla, który właśnie wciągał kreskę.
- Aha. - skwitował krótko. Stałem jak wryty, chcąc coś powiedzieć, ale nic przez gardło nie chciało przejść. - W porządku. W sumie to się cieszę. - dodał, po czym skierował się do salonu. W jego głosie można było usłyszeć obojętność. Westchnąłem cicho i ruszyłem za nim. W końcu nie byliśmy dziećmi, żeby się na siebie foszyć jak małolaty. Widziałem w jego oczach, że się na mnie zawiódł, ale przy tym nie zareagował na to w żaden sposób, bo wciąż nas nie łączyło nic na tyle, żeby się rzucać do gardeł na wzajem, gdy któreś z nas popełni jakieś głupstwo.
Usiadłem na kanapie. Zaraz do pomieszczenia przyszła również Asia, która od razu siadła mi na kolanach, uśmiechając się uroczo. Była naprawdę piękna. 
- Wypijemy? - spytała, machając przed moimi oczami resztkami wódki w butelce. 
- Pewnie. - odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy. Oboje wypiliśmy z gwinta, a zaraz potem sięgnąłem po sok.
Naprawdę była piękna, ale...
Zerknąłem na Patryka, który kompletnie nie umiał się tutaj odnaleźć i właśnie próbował się napić wódki. Zanim to zrobił, zerknął moją stronę.
- Zejdź. - powiedziałem nagle do szatynki. 
- Och, w porządku. - zrobiła to, co chciałem. Poczułem nagle wielką irytację tym, co się działo. Wstałem i wziąłem jakieś krzesło z progu, po czym przysiadłem koło Patryka, biorąc jakiegoś kieliszka i nalewając sobie wódki. W końcu i tak mogłem teraz pić ile chciałem. 
- Zdrowie. - rzuciłem, stukając się z nim kieliszkiem i wypiłem jego zawartość. Nie zamierzałem doprowadzić do tego, żebyśmy ze sobą zbyt wiele nie rozmawiali, gdy tylko znajdowało się więcej osób.
 
 
----------------------------------------------------------------
 
No witam was po długiej przerwie. Trochę z początku się wytłumaczę, opowiadanie jest częściowo inspirowane moim życiem, a w pewnym momencie nie umiałam zlepić opowiadania z moją rzeczywistością, a jak tego nie robię, nie umiem się kompletnie wczuć. W każdym razie jednak jakoś to wyszło. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę przerwę </3

środa, 20 stycznia 2016

Witam

Dondziebry,

Spokojnie, żyję, mam się prawie dobrze i nie porzuciłam bloga. Za każdym razem, gdy obiecuję, że wyjdzie nowy rozdział "w niedługim czasie" to coś musi się w życiu wydarzyć na tyle ciężkiego do przełknięcia, że od wszystkiego odpoczywam. Brakuje mi weny, chęci do tego, co dawniej robiłam, codziennie prowadzę mądre lub głupie refleksje na temat życia i ludzi. Mam wrażenie, że to pierwsze objawy wczesnej dorosłości xD
Mimo wszystko "swój" świat zawsze posiadać będę, a to się równa z tym, że pisać też będę. Rozdział zaczęłam pisać wczoraj i mam nadzieję, że w ciągu tygodnia następnego tygodnia się pojawi. 

Miłego dnia ;)