Cóż, na wstępie muszę przyznać, że to już trzeci dzień przerwy, jeśli chodzi o jazdy na rowerach, ale impreza na ten weekend jest dobrym na to usprawiedliwieniem. (nie, nie imprezowałam trzech dni, dzisiaj sobie odpuściłam, ponieważ nie chciałam samej jechać.)
Rower. Ten piękny sprzęt - w moim przypadku bez działających amortyzatorów i z wyjątkowo często spadającym łańcuchem -jest świetnym zapychaczem czasu. Jestem osobą z góry negatywnie nastawioną na wiele rzeczy, mam problemy z motywacją, jak i wielu z was.
Trochę napomnę tu o tej właśnie rzekomej motywacji? Każdy z was chciałby wstać i zrobić coś od razu, od teraz, natychmiast, już. I pewnie wielu z was widziało lub słyszało kogoś jak mówił o tym, że z tak dużym zapałem się za dany cel weźmie. Pewnie w waszych oczach pojawiła się zazdrość "Aaah, jak ja bym chciał/a z takim zapałem jak on/a to zrobić".
Tak naprawdę nie ma czego zazdrościć. Ten zapał to słomiany zapał w każdym przypadku. Dlaczego? Bo nie działamy pod wpływem konkretnych przemyśleń. To zachowanie można porównać do zachowania dziecka, które chce teraz, natychmiast, od razu dostać lizaka.
Najlepszy sposób na motywację? Jeśli jesteś osobą, która ma bardzo dużo czasu wolnego, powinieneś usiąść i zastanowić się:
- Co mógłbym zrobić w tym czasie, gdybym nie siedział cały czas przed komputerem?
- Dlaczego by nie zająć się czymś, zamiast godzinami nic nie robić?
- Jakie efekty płyną z danego zajęcia/wysiłku fizycznego?
- Co widzę fajnego podczas wykonywania tej czynności?
- Czy czuję się lepiej po jej wykonaniu?
- Czy czuję, jakbym wreszcie osiągnął cel?
Idąc drogą dedukcji - snujemy wnioski za i przeciw i skupiamy się głównie na zaletach. Zresztą, jakby nie patrzeć, jednak znaczna większość argumentów jest pozytywna.
Powracając do tematu właściwego - rowery. Jestem osoba dość wybuchową, a wysiłek fizyczny sprawia, że nie myślę zbyt wiele i nie zadręczam się zbędnymi wnioskami. Jedyny cel - jechać, dotrzeć do celu, wrócić. Zaczynam pokonywać coraz większe odległości (33 km w 2 godziny) oraz górki (23km w 2 godziny, dzień, w którym odeszły moje siły). Przyznam, że moment, w którym docieram do celu jest momentem, w którym odechciewa mi się jechać dalej, dlatego jedyną motywacją jest to, że jest się tak daleko do domu, a jakoś trzeba wrócić bez zbędnej dyskusji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz