Rozdział 10

Retrospekcje Ksawerego.

Tego wieczór on nie przyszedł sam. Czując w sobie narastającą, dziwną frustrację, która nie wiadomo gdzie miała swoje źródło, chciałem dać jej upust. Kochałem syna. Kochałem go tak samo jak i nienawidziłem. Był wyznacznikiem mojego nieudanego, perfekcyjnego życia.

***

- No zajebiście. Po prostu zajebiście!
- Mateusz, uspokój się...
- Mamy jednego syna. Jedynego. I okazuje się, że to jest pedał.
- Nie mów tak o swoim własnym dziecku. Może to jest chwilowe, może to jest... Nie wiem.
- Dziecku? Wstydzę się takiego syna.
- ... Co mu teraz zrobimy?
- No ja kurwa nie wiem! Trzeba mu wybić z głowy te pierdoły, nim się przypadkiem to rozejdzie po okolicy. Wiesz jak by nam to reputacje zniszczyło?
- Wiem.

***

- Ksawery, kochanie... Wiemy, że jesteś chory, ale pomożemy ci się wyleczyć.
- Mamo, ja...
- Zamknij się jak do ciebie matka mówi!
- Mateusz, spokojnie... Synku, masz już ułożone świetne plany na przyszłość i masz z kim je sobie ułożyć. Alicja to jest z porządnego domu, więc pewnie nie będzie ci z nią źle.
Nie wytrzymałem.
- JEST XXI WIEK, a wy decydujecie z kim wezmę ślub?!
Poczułem ciężką rękę na policzku, aż mnie zamroczyło.
- Chcesz być pedałem do końca życia? Chcesz być dnem?

***

Mogłem uciec. Zacząć zarabiać sam na siebie. Jednak wewnątrz mnie już na trwałe będą pewne hamulce.  Czułem się zniewolony. Mój komfort psychiczny... Komfort psychiczny? A co to takiego?

Kochaj żonę, zrób dziecko, utrzymuj dom, bądź wzorowym ojcem.

***

- Alka, zamknij się! Po prostu się zamknij!
- Ksawery, ale powinniśmy rozmawiać. Widzę, że z dnia na dzień coś jest z tobą nie tak.
Nie tak? Ze mną było coś nie tak od bardzo długiego czasu. Kłótnie zdarzały się coraz częściej. Coraz częściej słuchał ich powoli dorastający Marcin.

Pogrążyłem siebie, pogrążyłem żonę i wciąż pogrążałem Marcina.

Niespełnione fantazje i marzenia kumulowały się od kilkunastu lat. Rozwód był tym czynnikiem, który sprawił, że wybuchłem i zacząłem myśleć o swoim własnym synu jak o kimś również atrakcyjnym, jak i również zacząłem go widzieć jako obiekt, na którym mogłem wyładować stres.
- Tato cię kocha, Marcin. - wyszeptałem mu do ucha, niedelikatnie wsuwając penisa do jego odbytu. - Dlatego zrobię to szybko.
Za każdym razem miałem wyrzuty sumienia.
Za każdym razem żałowałem.
Za każdym razem kruszyłem się i w samotności i w ciszy płakałem.
Myśli nie dawały mi zasnąć.
Koszmary przywoływały obraz molestowanego przeze mnie Marcina.

A i tak wciąż to robiłem. Coraz częściej...

3 komentarze:

  1. I tak go nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dotąd najlepszy rozdział. Daje duże pole do popisu dla wyobraźni :) Widzę już całe życie Ksawerego... i współczuję mu. Cóż, rodzice może mieli rację z jego ,,chorobą"... tylko nie wiedzieli, na co tak naprawdę był ,,chory".
    Pozdrawiam i lecę czytać dalej! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łatwiej było by znaleźć sobie chłopaka po rozwodzie ale przecież co ludzie powiedzą... Nawet sex za pieniądze byłby od tego lepszy. Może gdyby rodzice Ksawerego zachowali się inaczej miałby szczęśliwe życie... a może to już w nim siedziało od dawna...

    OdpowiedzUsuń