Rozdział 27

Znieruchomiał na widok mojej wybuchowej reakcji. Czyżby chwilowy strach wpełzł na jego twarz? Przez chwilę poczułem satysfakcję ze swojego czynu, ale zaraz potem zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiłem. Moje serce biło jak szalone. Przełknąłem głośno ślinę, przez chwilę intensywnie zastanawiając się nad obecną sytuacją, czując powiew zimnego wiatru wlatującego przez rozbite okno. Z tego stanu wybudziło mnie chrząknięcie ojca.
- Marcin --
- Pierdol się. PIERDOL SIĘ. Słyszysz!? - przerwałem mu od razu i machnąłem nerwowo ręką w jego stronę. Jak już się przeciwstawiłem, to nie mogłem się cofnąć. - Szantażujesz swojego własnego syna. Syna. Wiesz kto to jest kurwa syn czy już dawno zapomniałeś, że jestem twoim synem?! Szantażujesz mnie, tymczasem sam mnie posuwasz. - te oskarżenia tak wyjątkowo łatwo wychodziły z moich ust - Jesteś chory. Kurwa, jesteś pojebany. Przykładny ojciec, który posuwa swojego syna w domu! - zaśmiałem się ironicznie. Tyle nienawiści w jednym momencie zaczęło ulatywać. Zauważyłem, jak ojciec wstał, spoglądając na mnie ostrzegawczym wzrokiem.
- Jeśli się nie uspokoisz --
- To co!? Nie podchodź do mnie. - warknąłem, odsuwając się w stronę kuchni.
- Uspokój się i posprzątaj ten burdel!
- Burdel? Musiałbym wyjebać ciebie. - syknąłem. Szybko skierowałem się w stronę kuchenki, kiedy tylko zauważyłem, jak ojciec przyspieszył kroku. Bez wahania i drżącą ręką sięgnąłem po nóż. - Nie podchodź do mnie. Zajebię cię, przysięgam.
Znowu na jego twarzy zawidniał strach, jeszcze większy niż przedtem. Spoglądał na mnie szeroko otwartymi oczami, zamierając znów w bezruchu na moment. Potem uniósł lekko ręce.
- Musisz się uspokoić.
Prychnąłem. Całe życie byłem spokojny i oto tego skutki. Mój własny ojciec to wykorzystywał. Zauważyłem jak lekko drgnął, ja wystawiłem bardziej przed siebie dłoń, by zaprezentować ostrze.
- Nie zabronisz mi spotykać się z Adrianem. W dupie mam te zdjęcia, rozwieś je po całym mieście. Wszyscy wiedzą, że Marcin Urbański jest synem Ksawerego Urbańskiego, zajebistą opinię sobie wyrobisz mając syna pedała. Po prostu strzelasz sobie w kolano. - zaśmiałem się znów. Dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo moje ciało drżało pod wpływem adrenaliny. - A teraz pójdę do siebie na górę, a ty dasz mi spokój. Raz na zawsze. - warknąłem, kierując się powoli w stronę schodów prowadzących na piętro, oczywiście cały czas będąc całym ciałem zwróconym w stronę ojca, który stał jak słup, nie potrafiąc w końcu powstrzymać swoich emocji.
Przechodząc ostrożnie krótki odcinek, zerwałem się pędem ku górze na górę. W swoim pokoju usiadłem na łóżku, ściskając w dłoniach nóż, jakby na ten moment był moim jedynym przyjacielem. Wciąż drżałem i nerwowo spoglądałem co jakiś czas w stronę drzwi i wzdrygałem się na jakikolwiek szmer, mając wrażenie, że ojciec wchodził po schodach na górę. Potem patrzyłem na nóż, który tak bardzo ściskałem. Z sekundy na sekundę coraz bardziej trzeźwo myślałem.
- Co ja zrobiłem... - szepnąłem sam do siebie, przecierając dłonią twarz. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo będę miał przejebane. Cholera wie, co ojcu znów wpadnie do łba. Poczułem łzy w oczach. Zacisnąłem zęby, czując nagły napływ emocji. W mojej głowie zaczęło się roić pełno nieciekawych myśli, ale zdawało się, że na obecną chwilę podsuwały one najlepsze rozwiązania. Spojrzałem jeszcze raz na nóż, potem na drzwi i znów na nóż. Przyłożyłem po chwili ostrze do nadgarstka, przełykając głośno ślinę. Tak, za bardzo działałem pod wpływem emocji i jakiś cichy głos rozsądku mi o tym przypominał. Uważnie przyglądałem się linii prowadzącej wzdłuż nadgarstka, wyobrażając sobie przebieg wydarzeń, gdybym tylko podciął sobie żyły i zostawił to wszystko w pizdu. Zabić się po to, by zrobić potężne wyrzuty temu skurwielowi, by żył z nimi do końca życia i przez to cierpiał.
- Nie, to głupie... - szepnąłem znów i pokręciłem głową z dezaprobatą, wciąż mając łzy w oczach. Czy warto jest odebrać sobie życie tylko po to, by skazać kogoś na cierpienie? To głupie myślenie, ale tak bardzo chciałem zemsty. Jakiejkolwiek. Potrzebowałem odpoczynku od tego domu. Przetarłem łzy. Byłem okropnie zmęczony tym wszystkim, ale powodem, dla którego nie położyłem się spać był właśnie fakt, że ojciec przebywał w tym samym domu. Zresztą, czy będę dzisiaj w stanie w ogóle zasnąć? Przymknąłem powieki i bezwładnie upuściłem nóż na podłogę, chowając twarz w dłoniach.

Przeskakując z tematów mniej wyciskających łzy na te, które bardziej je wyciskały, pomyślałem o Adrianie. Coraz bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że nikt nie jest w stanie wytrzymać towarzystwo osoby z tak skomplikowaną sytuacją, z tak skomplikowanym charakterem, z tak pesymistycznym podejściem. Nie na dłuższą metę. Ten związek nie miał przyszłości, bo ja nie miałem żadnej przyszłości, ani też świetlanej przyszłości nigdy nie będę potrafił nikomu zapewnić, nieważne, jak bardzo stawałbym na rękach. Kurwa, a tak bardzo go kochałem. Tak bardzo, że nie będę potrafił już więcej go zadręczać tym, co się tutaj dzieje. Tak bardzo, że nie pozostaje mi nic innego, jak udawanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W końcu w odprawianiu małego teatrzyku byłem najlepszy, choć rola aktora nigdy nie była dla mnie. Pociągnąłem nosem i podniosłem głowę, zdając sobie sprawę z tego, że panowała tutaj przytłaczająca mnie cisza. Byłem pozostawiony sam na sam ze swoimi własnymi myślami. Walczyłem z nimi. Starałem się. Może ktoś tę walkę kiedyś doceni...

Nie. Nie doceni.
Wcześniej trzeba by było poznać burdel myślowy w mojej psychice, ale to niemożliwe, żeby ktoś o zdrowym umyśle to zrozumiał. Znów się zaśmiałem. A potem znów zacisnąłem zęby, czując napływające łzy. Mimowolnie zacząłem płakać, ale nie na długo. Potem znów zobojętniałem i położyłem się na łóżku, zdając sobie sprawę, że ojciec chyba nie zamierza zawitać do mojego pokoju. Tępo wpatrywałem się w sufit. I w sumie to mogłem robić godzinami, dzień w dzień.

Poczułem wibrującą komórkę w kieszeni.
- Halo. - spytałem, starając się nie utrzymać drżącego tonu głosu.
- Cześć, Marcin. - usłyszałem głos Adriana. - Info dostałem od Kanibala, że wycieczka wypali już po weekendzie, jeśli się pospieszymy.
- Ta... - mruknąłem, zapanowała chwila ciszy.
- To... Jesteś chętny? - spytał w końcu. Westchnąłem cicho, zastanawiając się nad odpowiedzią. - Ej, wszystko w porządku? - usłyszałem kolejne pytanie, które postanowiłem już zignorować. Przez ten krótki moment zadecydowałem, że chcę uciec z tego domu.
- Chcę. - odpowiedziałem bardziej entuzjastycznie, chcąc brzmieć normalnie. - Nawet bardzo. Nawet z pieniędzmi tym razem nie będzie problemu... - powiedziałem, zastanawiając się nad resztką odłożonych pieniędzy. Zresztą, w tej sytuacji byłbym zdolny do zwyczajnej "pożyczki" kasy od ojca.
- Ooo. To zajebiście. - słysząc pozytywnie zaskoczony głos Adriana zaśmiałem się krótko pod nosem.
- Wiem. Nie mogę się doczekać. - mruknąłem, wciąż spoglądając na sufit.
- Hej, Marcin. Coś się stało, prawda? - spytał tak nagle, od razu, a ja znów milczałem. - Zrobił ci coś?
- Nie... - zdobyłem się na cichą odpowiedź.
- Przecież słyszę po twoim głosie, że jednak tak.
- Nie, nie tym razem. Nie tym razem. - powtórzyłem i przełknąłem głośno ślinę. - Postawiłem mu się. - dodałem już bardzo przyciszonym tonem.
- Wytrzymaj. - usłyszałem po krótkiej chwili. - Dasz radę, wierzę w ciebie.
- Wiem, że we mnie wierzysz. - mimowolnie uśmiechnąłem się ironicznie, choć w głosie jej nie było słychać.
- Wiedz też, że dasz radę. - dodał nieco stanowczym tonem. - Kocham cię... - dodał ciszej, a moje serce znów zabiło nieco szybciej. - Nie pozwolę ci się poddać. Marcin, jeśli coś się stanie więcej... Zadzwoń do mnie, udupię tego gnojka. Nie wiem jak, ale udupię.
- ... Dobrze. - westchnąłem. - Dobrze, tak zrobię. - powoli znów się rozklejałem i obawiałem się, że można było poznać to po moim głosie.
- Chodź do mnie. - odezwał się po chwili. - Odpoczniesz od niego, będziesz mógł tutaj nocować.
- Nie, nie teraz. Odpocznę na tej wycieczce. Dotrwam do niej. Jeśli miałbym teraz nocować u ciebie, a potem wypierdolę na tą wycieczkę, to na pewno coś mu odwali. - dodałem bardzo cicho. W głowie układałem sobie plan.
- Ach, w porządku... Tylko, proszę. Walcz. - powiedział wręcz błagalnie. - Nie daj się mu więcej. Proszę.
- ... Staram się.
- Wiem.
- Będę kończyć. Pa, Adrian.
- Pa. - usłyszałem szept, po czym rozłączyłem się. Odwróciłem się na brzuch i wtuliłem twarz w poduszkę. Niech te wszystkie emocje ulecą. Nikt mnie nie widział, nikt nie wiedział, co znoszę, więc mogłem sobie pozwolić na taką słabość jak płacz.


-------------------------------------------------------------------

https://www.youtube.com/watch?v=h6MbkbizI9k

1 komentarz:

  1. Dwie godziny i przeczytalam wszystko tak sie wciaglam heh w kazdym razie ~Mqrcin waaaalcz dasz rade tylko kurwa wyperdzielaj z tego domu~ to raz a Adria daj mu tyle szczescia ze wiecej jeszcze.....

    OdpowiedzUsuń