Rozdział 37

Cały ten czas na domkach przebiegał bez większych akcji. Tego mi było trzeba; spokoju i ciszy. Kiedy jednak spoglądałem w nocne niebo - a zdarzało się to raczej każdemu - miałem wrażenie, że była to cisza przed burzą. Nie mogłem zaprzeczyć, że czułem się tak, jakbym następnego dnia miał umrzeć, ale takie uczucie przecież ogarniało każdego.
Mieliśmy tu spędzić ostatnią noc, która zresztą już nastała. Zaraz po paru wdechach świeżego powietrza w  moich płucach zagościł dym papierosowy. Jak zwykle stałem przy oknie, opierając się o parapet i pozwalałem na to, by zimny wiatr wiał prosto na mnie. Sam się sobie dziwiłem, że jeszcze nie zachorowałem.
- O czym myślisz? - wyrwał mnie z zamyśleń głos Adriana - Ale zimno. Jeśli musisz siedzieć przy tym oknie, to weź się ubierz, czy coś, bo będziesz chory. - dodał i bez skrupułów wziął ode mnie papierosa.
- To urocze, że się martwisz. - mruknąłem z lekką ironią w głosie, choć tak naprawdę ze szczerością. Uśmiechnąłem się kącikiem ust. - Czemu nie śpisz?
- Bo ty nie śpisz. - odpowiedział od razu tonem, jakby to było oczywiste. W sumie fakt, bo w rzeczywistości takie było. - Zacząłeś dużo palić. - stwierdził nagle, spoglądając na fajkę, którą trzymał w dłoni. Skrzywiłem się nieco. - I zaczynam się zastanawiać, czy nie podłapałeś tego ode mnie.
- To za brzmiało tak, jakbym nie potrafił samodzielnie myśleć. - prychnąłem.
- To już sobie sam dodałeś. - zaśmiał się - Wyrzuciłbym to, ale przypomniałem sobie, że to kosztuje. - znowu zarzucił luźnym przemyśleniem.
- Kosztuje nasze pieniądze i nasze życie... - stwierdziłem zamyślony i sam odebrałem mu mojego papierosa, zaciągając się dymem.
- To było nadzwyczajnie głębokie. - zaśmiał się znowu.
- Cicho... - machnąłem ręką. - Chodź się ze mną przejść. - mruknąłem nagle, spoglądając na niego oczekująco.
- Spontaniczny, romantyczny spacer pod gwieździstym niebem? Brzmi ślicznie. - ironizował dla zabawy.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że ten ton niszczy właśnie to piękne określenie na noc? - rzuciłem, uśmiechając się mimowolnie.
- Wiem. - odparł dumnie, po czym zbliżył się w moją stronę bardzo powoli. Przystanął, kiedy zetknął się ze mną swoim ciałem. Zaczęliśmy intensywnie spoglądać sobie w oczy, pozwalając sobie na tę krótką chwilę bliskości, kiedy wszyscy już spali. Ująłem w dłoń jego policzek, dotykając kciukiem jego rozciętej wargi.
- Boli? - spytałem, zawieszając wzrok na jego ustach.
- Oczywiście, że nie. - mruknął niskim tonem i złapał mnie za nadgarstek, by odsunąć moją dłoń, ale zaraz przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i złożył na ustach pocałunek. - W końcu... - wymruczał cicho, a ja uśmiechnąłem się lekko, kiedy wciąż stykaliśmy się wargami. Nie przeszkadzał mi lekki posmak papierosa, którego niedawno oboje spaliliśmy. Zaczęliśmy pogłębiać swój pocałunek, a ja położyłem dłonie na jego plecach. Szatyn zaczął gładzić mnie po boku, a ja zamruczałem cicho, kiedy dźwięk uginającej się podłogi pod wpływem ciężaru nam w tym przeszkodził. Automatycznie spojrzeliśmy w stronę przedpokoju, gdzie stała znieruchomiała Asia. Zamrugałem kilka razy, a Adrian odsunął się ode mnie. To już drugi raz, kiedy ktoś nas przyłapał w takiej sytuacji, jeśli miałem liczyć sytuację z matką Adriana, która, w przeciwieństwie do Aśki, nie była takim widokiem zadziwiona.
- Yyy... Ja tylko do toalety... I nie chcący... Ale ten... - mieszała się, mamrocząc ospałym głosem i nadmiernie gestykulując, żeby móc wyrazić to, co chciała przekazać. - To wy jednak serio jesteście razem? - wypaliła nagle, opuszczając ze zrezygnowaniem ramiona wzdłuż ciała. - Ech, przepraszam, to było zbyt bezpośrednie...
- Em... Nie masz za co? - wymamrotałem dość nieśmiało, czując się niekomfortowo z tego powodu. Adrian zresztą tak samo.
- To ten... To ja idę, nie przejmujcie się mną, róbcie co tam sobie chcecie, ale jak coś to cicho, ja ogólnie jestem tolerancyjna... - mówiąc swój dialog na jednym wdechu, urwała, kiedy skończyło się jej powietrze w płucach. - No, idę siku. - dokończyła i szybko czmychnęła w stronę toalety, a ja pociągnąłem nosem i nie odezwałem się ani słowem. Adrian po chwili odwrócił się w moją stronę.
- To w sumie możemy wyjść na ten spacer, jeśli wciąż nie chce ci się spać. - wymamrotał, zamykając okno.
- Ale tobie chce się iść na dwór?
 - Mógłbym się przejść, czemu nie.
Skierowaliśmy się do wyjścia, wcześniej ubierając się ciepło.
- Gdzie idziecie, chłopaki? - usłyszeliśmy jeszcze głos Aśki, która wyszła w tym momencie z toalety.
- Przejść się, zaraz wrócimy.
- Trochę późno na spacerki... Ale dobra, w porządku. Tylko wróćcie w jednym kawałku. - mruknęła i jakby speszona szybko wróciła do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. My natomiast wyszliśmy przez próg domku, kiedy od razu uderzyła we mnie woń zimnego, nocnego powietrza. Skierowaliśmy się na pobliskie jezioro, gdzie było tak cicho, że można było usłyszeć delikatne pluskanie wody o brzegi. Szedłem wąską i wydeptaną ścieżką, a Adrian podążał tuż za mną.



Bez słów, bez spojrzeń, w milczeniu po prostu szliśmy.

- Apsichuj! - usłyszałem za sobą i wzdrygnąłem się od razu ze strachu. Zerknąłem przez ramię na szatyna, który szedł za mną. - Wybacz. - powiedział z głupim uśmiechem na twarzy.
- Nie dość, że obity ryj, to jeszcze chory, a to ja stałem cały czas przy oknie. - zaśmiałem się cicho. Przystanąłem, kiedy znaleźliśmy się w miejscu, gdzie trawa była już bardziej okiełznana. Zdawało się, że to było miejsce bardzo często odwiedzane przez ludzi. Widać to również było po łagodnym zejściu do jeziora.
- Widzisz, oberwało mi się za ciebie. - wymamrotał słowa o luźnym charakterze, a ja wbiłem wzrok w taflę wody. Przez chwilę zapanowała cisza, a ja wziąłem głęboki wdech świeżego powietrza. Adrian przysunął się  moją stronę i objął mnie mocno. Oparłem głowę o jego i oboje trwaliśmy tak przez długi moment zapatrzeni w wodę.
- Teraz dopiero zrobiłem się zmęczony. - poinformowałem go cicho i westchnąłem.
- Co? - usłyszałem nieco senny głos szatyna, a ja odsunąłem się od niego, by przyjrzeć się jego twarzy.
- Nie mów mi, że prawie zasnąłeś na stojąco. - rzuciłem, powstrzymując się od kolejnego zaśmiania się.
- Nieee.... Nie, nic z tych rzeczy.
- I znowu zniszczyłeś tę romantyczną atmosferę. - dopowiedziałem złośliwym tonem. - Dobra, to wracajmy.
- Mhm. - wyburczał tylko tyle, po czym zaczęliśmy się kierować z powrotem w stronę domku. Spacer był krótki, ale zrobiło mi się na duchu nieco lepiej, niż czułem się przedtem. No i przynajmniej w końcu dopadła mnie senność. Odruchowo przedłużałem ten dzień jak tylko się dało. Tak bardzo nie chciałem wracać do domu. Te trzy dni minęły tak szybko, a jednocześnie stanowiły kompletnie odrębny świat. Ten tutaj był piękny i beztroski, choć start zdawał się nie być zadowalający. Niemniej jednak nachodziły mnie różne wątpliwości.



Czy kiedykolwiek będę wiódł takie życie? Lepsze i... Czy z Adrianem? 



Popadając w drodze w melancholię, dotarliśmy już do domku, rozbierając się i kierując się do naszego pokoju. Adrian, wchodząc po mnie, zamknął drzwi na klucz, by nikt nieproszony nie wszedł tutaj poprzedzony osądem nas o gejostwo. Owszem, podejrzenia mieli wszyscy, ale teraz oboje machaliśmy na to ręką, o ile tylko nie będzie się nikomu chciało dociekać w pewne sprawy.
Rozebrałem się i wskoczyłem do łóżka. Wkrótce dołączył do mnie szatyn.
- A ty czego tu, ciasno jest. - rzuciłem do niego szeptem zwyczajnie po to, by się zgrywać. W odpowiedzi otrzymałem krótkiego całusa w usta.
- No już, już, też cię kocham, a teraz idziemy spać. - mruknął i położył się, kiedy ja jeszcze przez chwilę siedziałem i patrzyłem na niego spod uniesionych brwi. Ten jednak szybko szarpnął mnie delikatnie za ramię. W efekcie leżałem obok niego w objęciu. Trwałem tak przez moment, nie chcąc zwyczajnie zasnąć. Wbiłem wzrok w sufit, gdyż wciąż nachodziły mnie intensywne myśli i wątpliwości o jutrze.
- Adrian? Tak cholernie nie chcę wracać... - wymamrotałem cicho w lekkim zamyśleniu.
- Mhm... - odpowiedział mi cichy pomruk. Odwróciłem głowę w jego stronę i kiedy się wsłuchałem, usłyszałem już głęboki oddech. Zasnął.
- Ty mendo... - westchnąłem cicho. - Że też mnie na zwierzenia musi brać dopiero w nocy, kiedy wszyscy zasypiają. - mówiłem cicho sam do siebie. Jednak po chwili się poddałem i wtuliłem się bardziej do Adriana, zamykając powieki. Minęło jednak dużo czasu zanim odleciałem w sen.

9 komentarzy:

  1. Cześć, za komentowanie miałem wziąć się ostatnio, ale nie miałem czasu, aż mnie organizm trochę wyhamował :P

    Ciekawy jestem jak dalej rozwiniesz akcję tolerancji w klasie. Choć i tak to koniec, więc Adrian i Marcin nie powinni się tym przejmować. Marcin wszystko przeżywa, a Adrian jak zwykle lata w powietrzu. Ten opis końcowy czuję po prostu jakbyś wyjęła go z mojego życia, z tym że ja nie kończę na gadce:"Ty medno", ale:"możemy porozmawiać?", na co słyszę: "znowu?" XD.
    Wątek Łukasza i Adama wydaje się być ciekawy. Choć wiem, że Adam ma chyba tendencje do znajdowania sobie miłości, której i tak nie spełni. Taki chyba jego fetysz. Ciekaw jestem jak rozwinie się ich relacja. Choć tak to prawda Marihuana nie leczy raka, broń cię panie... Na raka trzeba odpowiednich leków, które niszczą komórki chore no i niestety zdrowe, trudno jest je ukierunkować, tylko na chore. Marihuana pomaga raczej nie popaść w depresję. Ale fakt, trafnie pokazałaś system NFZ.

    Pozdrawiam i czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marihuana leczy raka, głównie THC w niej zawarte, powstrzymuje rozwój stwardnienia rozsianego, a jedyne, co może być w niej trujące to to, że są dodawane do nich różne mieszanki. No i oczywiście wiadome, marihuana palona, a w zasadzie dym szkodzi płuca na dłuższą metę, ale sama marihuana nie. Jednakże temat marihuany to temat rzeka, ale znam temat zbyt dobrze, żeby się z tobą zgodzić w tej kwestii :D Oczywiście z góry uprzedzam, że znając ten temat, nie będę jej idealizować w opowiadaniu.

      No i co do reszty bardzo dziękuję c: Bardzo lubię od ciebie komentarze :D

      Usuń
    2. Hmm, nie wiedizałem, ale poczytałem. Strasznie mnie zaintrygowało, jak coś co działa jak opioid może mieć wpływ na raka. W sensie ogólnie wiedziałem, ze zatrzymają kacheksję i anoreksję. Jednym słowem łagodzą skutki uboczne. Ale jak rzuciłaś to, że mają działanie lecznicze, pierwsza moja myśl, czy działają na pobudzenie apoptozy. No i znalazłem artykuł w sumie jeden, dzięki któremu zwracam Ci honor i faktycznie masz rację. Choć to dopiero domysły, aczkolwiek to brzmi bardzo logicznie z punktu naukowego. Oczywiście na uczelni tego nie uczą :P

      Usuń
    3. O, to fajnie, że sam znalazłeś trochę informacji na ten temat :D Sprawa ze stwardnieniem rozsianym - na pewno nie domysły, bo kiedyś natrafiłam na wywiady z ludźmi chorych na tę chorobę, a palących marihuanę. Po angielsku, zagraniczne i cóż, raczej tego znowu nie znajdę, a z chęcią bym podrzuciła. A kwestia tego, że nie chcą zalegalizować marihuany, to już sprawa polityczna i nie tylko. Jest tania, ma dużo wartości leczniczych, dlatego robią z niej "leczniczą marihuanę", która już kosztuje kosmos :D Dlatego wspomniałam, że to temat rzeka. Ale miło, że skłaniam ludzi do poczytania :D

      Usuń
  2. Wy tu gadu gadu, a rozdziału nie ma ;(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz :D Poinformowałam już jakiś czas temu w poście, że jest wakacyjny zastój z powodu życia prywatnego i braku czasu wolnego, ale możliwe, że dzisiaj w końcu wezmę się za kolejny rozdział.

      Usuń
  3. Chyba jestem psychiczna ale odświeżam Twój blog conajmniej dwa razy dziennie z nadzieją, że jest rozdział... no i za każdym razem jestem rozczarowana :( chyba wkrótce umrę, a wtedy nie dowiem się czy Adrian w końcu zajebie ojca Marcina czy nie... i jak żyć? :c
    A tak poważnie to dużo weny, żebyś nie musiała tracić wakacji na pisanie tylko jebnęła rozdzialik w 15 minut i sru wszyscy szczęśliwi <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D Jak miło, naprawdę. Nie ukrywam, że gdyby było więcej takich komentarzy, to z pewnością bym wzięła się za siebie i poświęciła parę chwil na rozpoczęcie rozdziału. Choć i tak ten wystarczy i znów zrobię nadzieję, i napiszę tutaj, że postaram się skrobnąć rozdział, ale łapy sobie odciąć nie dam ;) Miłych wakacji życzę i cierpliwości :D

      Usuń