Informatyk rozdział 1

Mieszkałem sam odkąd skończyłem osiemnaście lat. Pozostały mi ostatni rok w technikum i wsparcie finansowe ze strony rodziców, którzy wyjechali zagranicę.
Czemu nie skorzystałem z tej jakże kuszącej propozycji zabrania się z nimi? Codziennie rozsądek zadawał mi właśnie to pytanie w głowie. Wtedy serce odpowiadało "jest nadzieja, w końcu może ona cię zauważy". A ja musiałem się trzymać logicznej odpowiedzi "Mam tu znajomych, poza tym, muszę skończyć maturę", kiedy tylko rodzice się mnie o to pytali.
Dzień w dzień w moim domku jednorodzinnym mogłem słyszeć głównie ciszę, delikatnie mąconą przez dźwięk uruchomionego komputera. Tę cholerną ciszę, którą czasem przerywał dźwięk powiadomienia na facebook'u czy wiadomość z telefonu. Tę cholerną ciszę, która czasem sprawiała, że myślałem zbyt wiele.
To nie tak, że nie miałem znajomych i nikt do mnie nie przychodził. Odkąd się zakochałem - a stało się to pierwszy raz, kiedy darzyłem kogoś poważniejszymi uczuciami w moim życiu - zmieniłem się. Czuli to moi znajomi, ale też -  co gorsza - ja. Byłem inny niż dawniej i nie potrafiłem przywrócić siebie do normalności. Albo to już była powoli zbliżająca się dorosłość, do której tak naprawdę nigdy mi się nie spieszyło, nawet wtedy, kiedy byłem dzieciakiem.

Wszedłem zmęczony do łazienki. Zmęczony czym? Życiem. Taka byłaby najlepsza odpowiedź. Nie, wróć... Monotonią oraz pechem w miłości. To nie tak, że byłem wrakiem człowieka.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Przez jakiś czas byłem po prostu obojętny do życia. Już nie było tego wesołego, dość dziecinnego blasku w piwnych oczach, ani tego szczerego uśmiechu na jasnych ustach. To nie tak, że doskwierał mi smutek, ale też nie odczuwałem chwil szczęścia, pomijając te momenty, w których potrafiłem się śmiać, chociaż nawet i to ostatnio było rzadkie.
Westchnąłem cicho, przemywając wodą twarz. Ostatnio podchwyciłem ten motyw z filmów, dochodząc do wniosku, że nie było to takie bezsensowne. Na moment mnie orzeźwiało. Tak, tylko na moment. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się na górę, gdzie znajdował się mój pokój z całym sprzętem komputerowym. Rzuciłem w jego stronę tęsknym spojrzeniem, które zaraz, niestety, przeniosłem na to, co leżało na moim biurku.
- Szkoła, opłacanie rachunków, naprawa komputera, gra, piwo, szkoła, opłacanie rachunków, naprawa komputera, gra, piwo... - rzuciłem na jednym tchu mówiąc jak zacięta płyta i niechętnie podszedłem, podnosząc papiery. Przeczesałem niedbale brązowe, lekko już przydługie włosy, by wprawić je w jeszcze większy nieład. Usta zacisnąłem w cienką linię, kiedy wzrok rzuciłem w kąt pokoju, gdzie leżał komputer do naprawy.
Byłem informatykiem. Nie jakimś wybitnie dobrym, ale potrafiłem naprawić komputer tym, co posiadałem już w zanadrzu. Miałem zadatki na Typowego Janusza Informatyki, jeśli chodziło o pewne kwestie, no bo jaki normalny informatyk naprawia kartę sieciową kartką papieru? Dobra, nie chciało mi się sprostować bolców w środku karty od złącza na USB, dlatego umieściłem tam właśnie ten nieszczęsny kawałek papieru, żeby złącze nie było luźne w obudowie i przez to nie traciło połączenia z komputerem. Wcześniej, jak miałem starszy komputer (kilkuletnia, pożal się Boże, płyta główna), chłodzenie w nim leżało i kwiczało, kiedy między radiatorem a procesorem nie było dobrego docisku, gdyż była rozwalona obudowa procesora, więc wiatraczek nie mógł kontrolować ilości obrotów adekwatnie do temperatury. Wtedy genialny i olśniony ja wsadziłem między zasilacz a wiatrak klocka, coś al'a lego, tylko że większy. Komputer musiał oczywiście leżeć, a nie stać, ale przynajmniej działał i się nie przegrzewał.
Teraz w końcu uzbierałem na nowy, po części sam, po części z dopłaty rodziców. Usiadłem przy biurku i włączyłem moją nówkę. Włączyłem słynną i bardzo popularną stronę internetową w tle, po czym kolejne, co zrobiłem, to odpaliłem grę. Wszystko po to, by o niej nie myśleć.

Ona. Sylwia z drugiej klasy technikum informatycznego. Jedna z niewielu dziewczyn - choć to się ostatnio szybko zmienia - która poszła na taki kierunek. Nigdy z nią nawet nie rozmawiałem.
~ Kurwa... ~ załamałem się w jednej sekundzie, gdy tylko mój mózg na przekór przypominał mi o tej idiotycznej miłości. ~ Patryk, jesteś już w czwartej klasie, a ty zakochałeś się i zachowujesz się jak żałosna nastolatka ~ karciłem się w myślach, starając się skupić na grze.
Bo może to była prawda? Może zakochałem się i zachowywałem się jak żałosna nastolatka, bo przeżywałem takie coś pierwszy raz dopiero teraz? Tylko, cholera, dlaczego tak późno? To było jak ze świnką. Im później przechodziło się pierwszy raz tę chorobę, tym gorzej człowiek ją znosił.
Znałem jej plan lekcji, wiedziałem, w jakich salach ma lekcje oraz też wiedziałem, gdzie siedziała. Miałem jakąś pieprzoną obsesję, która tak naprawdę przyprawiała mnie o ironiczny uśmiech pełen pogardy w swoją stronę. Owszem, wiedziałem, że moje zauroczenie było głupie, ale nikt nie był w stanie sobie wyobrazić, ile stoczyłem bitew sam ze sobą, kiedy tylko popijałem pozornie spokojnie browara w samotności wśród tłumu na imprezie. Dlatego nie byłem sobą. Nie wiedziałem czy ta miłość była prawdziwa, czy nie. Czy to było możliwe pokochać kogoś od tak, nawet go nie znając. Wiedziałem jedynie z doświadczenia, że to, co zawsze podpowiadało serce, było czymś złudnym, ale nawet kiedy starałem się podejść do swoich własnych uczuć z dystansem, to zwyczajnie mi nie wychodziło. Byłem przegrany na scenie miłosnej.

Grając tak w skupieniu przez niecałą godzinę, w końcu przyszedł czas na oderwanie się i zajęcie się naprawą. Komputer należał do znajomego mojego kolegi, który wiedział, że potrafiłem naprawić parę błahostek w tego typu cholerstwie. Wiedział też, że potrzebowałem kasy, dlatego też mnie polecał, nie robiąc ze mnie przy tym murzyna i nie mówiąc, że takie coś robię za darmo.
Bo nie robię.

Kontrolne włączenie komputera. Na szczęście odpalił się, ale przy uruchamianiu systemu już na wstępie pojawił się błąd bootowania. Westchnąłem ciężko. Standardowy schemat naprawy? Format. Jeśli dalej nie podziała, to będzie to wina uszkodzonego dysku twardego.
Swoją drogą zastanawiałem się, dlaczego ludzie woleli wypierdolić kasę za zwykłe sformatowanie dysku, skoro mogli to zrobić samemu? Problem w ludziach chyba polegał na tym, że uznawali komputer za zbyt skomplikowaną maszynerię, którą, jak się spierdoli, to spierdoli się na amen. To nie do końca prawda, bo każdy problem da się rozwiązać. Nawet jeśli rozwiązaniem będzie kupno nowego komputera... Cóż, to też jakieś rozwiązanie.


***

Piątek, ostatni dzień szkoły, ale niestety tylko w tym tygodniu. Stałem w grupie pod salą razem z trzema kolegami; Jarkiem, Klejem i Pineską.
- Obczajaliście jakie laski przyszły na pierwszym roku?
- Coraz więcej tutaj dziewczyn, trochę to śmieszne.
- Czy ja wiem...
- Patrz, znaczna większość z nich pewnie w ogóle nic nie wie na temat komputerów - mówił Pineska, a ja, słysząc to, przewróciłem oczami.
- Wiesz, mistrzu, to szkoła jest od tego, żeby się tego dowiedziały. - odezwałem się, chcąc go zwyczajnie zgasić, przyciszyć, cokolwiek. Byleby skończył pierdolić. Ten prychnął w odpowiedzi i pokręcił głową. Pineska był bardzo dziwnym typem. Na wszystko narzekał, marudził i rzadko co mu odpowiadało. Czasem to było męczące, tak jak w tym przypadku, ale przynajmniej zdążyłem go przygasić, zanim rozpoczął swój mini spektakl zrzędzenia. - Powinieneś się cieszyć, że jest więcej dziewczyn, a ty narzekasz, jakbyś w jednej sekundzie cholernie zdziadział.
- Cicho, nie znasz się. - mruknął naburmuszony, na co Kleju i Jarek zaśmiali się cicho pod nosem. To była typowa odpowiedź Pineski na wszystko. "Cicho, nie znasz się" i koniec tematu, nieważne jaki argument by nie padł. Wzruszyłem ramionami i rzuciłem chłopakom porozumiewawcze spojrzenia. Zadzwonił dzwonek na lekcje.
Moje serce momentalnie stanęło, kiedy kątem oka mignęły mi blond włosy. Otępiały wzrok zwróciłem w stronę drobnej Sylwii, która właśnie obok mnie przeszła, by wejść do sali informatycznej. Uśmiechnąłem się sam do siebie ja głupek, ale zaraz jednak dopadła mnie melancholia. Poczułem uścisk na ramieniu.
- Niezła jest. - skomentował Kleju, spoglądając na mnie współczująco. - Wie chociaż o twoim istnieniu?
- Nie. - mruknąłem tonem, jakbym się z tym już zdążył pogodzić. Ten tylko poklepał mnie po ramieniu, po czym wszedł do sali, gdzie rozpoczynaliśmy lekcje. Jeszcze tylko na moment rzuciłem krótkie spojrzenie w stronę drzwi obok. Następnie poszedłem w ślady Kleja i zasiadłem przy swoim stanowisku, włączając komputer.
~ Idę z domu do szkoły, by posiedzieć na kompie, i na odwrót. Świetnie. ~ pomyślałem, mrugając intensywnie, czując, jak mój wzrok z czasem się nieco pogorszył. Chyba niedługo będę potrzebował okularów, o ile już ich nie potrzebowałem. Swoją drogą, ciekawe jakbym wyglądał w okularach? Tak, czasem miałem takie głupie refleksje na temat swojego wyglądu. Ta jednak nie trwała długo, bo znów moje myśli zaczęły krążyć wokół Sylwii. Były one tak nachalne, że praktycznie w ogóle nie skupiałem się na tym, co nauczyciel mówił. Doszło nawet do takiego momentu, w którym zacząłem kreślić kwadraty na pulpicie, mimo że mogłem wykonać jakieś inne, bardziej fascynujące czynności.

Lekcje w tej szkole wyglądały tak jak wyglądały, zważywszy na to, że nie miała ona dobrej opinii. Nauczyciele jeszcze dwa lata temu podchodzili do uczenia nas luźno na tyle, że nauczyliśmy się ich olewać. Teraz się obudzili i na przymus starają się nas cisnąć, a my ich dzielnie ignorujemy. Znaczy, z wyjątkiem ze mną. Ja chciałem zdać kwalifikacje z palcem w nosie i przy okazji maturę, aczkolwiek to był ten pierwszy raz, kiedy całkowicie nie chciałem słuchać nauczyciela.
Nie wiedząc czemu, odpaliłem plik tekstowy i zacząłem pisać głupie, banalne kody, które pisaliśmy w pierwszej klasie, wczuwając się w przyszłych, profesjonalnych hakerów. Jak sobie przypominałem te czasy sprzed trzech lat, nie będące zresztą tak naprawdę aż tak odległe, to uśmiechałem się nikle i mimowolnie.
To, co teraz pisałem, to zwykły plik wyłączający komputer. Zwykła podmiana ikony na tą od firefoxa i już mały trolling gotowy. Tylko czekać, aż któryś z pierwszoroczniaków się na taki badziew nabierze. Pierwsze klasy to zawsze frajerzy. Zmieniłem jeszcze kod, by wyświetlał komunikat, na którym było pięknie napisane "Ssiesz, skoro dałeś się nabrać". Wszystko to z nudów oraz po to, żeby zmniejszyć czyjeś ego. Nie zrobiłbym tego tak naprawdę z czystej złośliwości. Ogólnie bym tego nie zrobił, gdyby nie to, że po prostu mi się nudziło. Tak naprawdę ciężko byłoby to nazwać złośliwością.
Na moje szczęście za jakąś chwilę zadzwonił dzwonek, a ja wstałem i ruszyłem do następnej sali. W międzyczasie minęliśmy tą klasę, w której znajdowała się Sylwia. Oprócz niej mignął mi również chłopak, również blondyn, w jakiś sposób podobny do niej. Nie było to uderzające podobieństwo, ale nawet przez chwilę się zastanawiałem, czy nie byli rodzeństwem. Z tym że ona wyglądała jak subtelny anioł, a on, nie dość, że znacznie wyższy od niej, to jeszcze z wyglądu strasznie zadziorny.
Im nowszy rocznik, tym coraz więcej przekute kolczykami bachory, przesiąknięte współczesnym "swagiem" aż do puszczenia pawia.
Westchnąłem ciężko. Przez chwilę zastanawiałem się nad tym, czy jego nie poznać tylko dlatego, żeby on zapoznał mnie z nią. Chyba jeszcze nigdy nie osiągnąłem takiego poziomu desperacji i chciałbym powiedzieć z ulgą, że nigdy nie osiągnę, ale człowiek w miłości różny był i wszystkiego się po sobie mogłem spodziewać.
Ech. Czwarta technikum. Dziewiętnaście lat. A ja miałem problem z podejściem do dziewczyny. Brawo Patryk.

Po lekcjach od razu uderzyłem w stronę domu. Zająłem się jeszcze raz komputerem, co zajęło mi parę chwil. Gdy wreszcie skończyłem, skierowałem się na dół do salonu i zaświeciłem światło. Nie wiedziałem nawet, kiedy czas tak szybko zleciał, że był już wieczór. Pomieszczenie bez oświetlenia wyglądało jak cmentarzysko, ale to pewnie tylko przez fakt, że rzadko tu ktokolwiek przesiadywał, bo jedyną osobą, która mogła to robić, to ja. Poza tym, lekko kurz zdążył się osiąść. To nie tak, że pokój był brzydki, był dość potulny. Nie był wybitnie duży, z czego się cieszyłem, bo nie lubiłem dużych przestrzeni w domach. Ściany były pomalowane na bardzo delikatny zielony, przy jednej ze ścian stała jasnozielona kanapa, a naprzeciwległej ścianie stały meble o barwie jasnego brązu.

 Niestety, nie mogłem zaznać chwili spokoju i chociażby usiąść, bo już zaraz usłyszałem dźwięk dzwoniącej komórki.
- Halo?
- No siema, bracie. - usłyszałem wesoły głos Kleja. - Wpadam do ciebie na browca.
Westchnąłem cicho.
- Nie wzdychaj, ale też nie odmawiaj, mój przyjacielu, ponieważ dzisiaj zestaw browarów dla osamotnionych facetów. - mówił tym swoim dziwnym, luźnym i jednocześnie teatralnym tonem, jakbym na przymus chciał mi poprawić humor, co w jakiś sposób w sumie na mnie działało pozytywnie.
- No dobra, wpadaj. - powiedziałem, śmiejąc się cicho.
Tak naprawdę to Klej jako jedyny się ode mnie nie odwrócił. Trzymałem z nim braterską sztamę i szkoda by było, gdyby tyle lat takich relacji poszło się kochać. Był moim jedynym kumplem, któremu ufałem w wielu kwestiach. Nie we wszystkich, bo nikomu nigdy nie zaufałem we wszystkich. Niemniej, nie dałoby się nie utrzymać relacji z gościem, z którym w podstawówce biegało się po podwórku i bez ogródek uderzało się po ryju patykami. Byliśmy dość dziwnymi bachorami, bo tu już nie chodziło o to, że się biliśmy po mordzie, kiedy się kłóciliśmy, ale o to, że zwyczajnie waliliśmy się tymi badylami z całej siły i jednocześnie się śmiejąc. W takich sytuacjach ani razu nie było płaczu, ani też krzyku. Kiedyś ktoś raz chciał się przyłączyć, to od razu pożałował. Zresztą, my też, bo o karze, którą dostaliśmy oboje to nie wspomnę... A kiedy wychowawczyni zauważyła nasze chore zabawy, rodzice nasi zostali wezwani do szkoły z obawą, że mieliśmy patologię w rodzinie i to się przekładało w ten sposób na naszą psychikę.
Chodziliśmy przez długi okres czasu z obitymi mordami, ale o tyle dobrze, ze jako dzieciaki nie mieliśmy tyle siły, by tak mocno siebie uderzyć. Był taki krótki epizod w naszym życiu, że rodzice zakazali nam się ze sobą widywać, właśnie ze względu na tę głupią zabawę. To również był dla nas niemały wstrząs i z czasem zaprzestaliśmy tej zabawy. Do dziś nie wiem, co siedziało nam wtedy w głowach.
Teraz, przypominając sobie te głupstwa, zacząłem się cicho śmiać. Usiadłem na kanapie w salonie i włączyłem stary telewizor, bo niestety plazmę rodzice zabrali ze sobą, a mi zostawili jakiegoś gruchota. No nic. Poza tym, miałem zwykłą kablówkę i nadzieję, że na ten wieczór polsat puści jakiś dobry film.

Kiedy już powoli przysypiałem, w końcu zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałem i przekręciłem klucz, by Kleju mógł wejść.
- Kupiłem piwo. - przywitał się po swojemu, wciskając mi czteropak w ręce.
- Dzięki. - odmruknąłem mało entuzjastycznie, na co brunet spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu.
- Człowieku, ty piwa nie szanujesz. - stwierdził nagle, ściągając bluzę i buty.
- Szanuję, szanuję, ale mam wrażenie, że to nawet piwo ostatnio przestaje mnie szanować. - odparłem melancholijnie.
- Co ty tam pierdolisz?
- Nooo... Nie dość, że życie traktuje mnie jak dziwkę, to nawet piwo zaczyna. A zresztą, nieważne.
- Mam nadzieję, że pesymizm nie jest zaraźliwy.
- Może przechodzi przez kontakty płciowe? - rzuciłem bez zastanowienia.
- Ta, to w takim razie nie mam obaw. - prychnął, po czym usiadł na kanapie przed telewizorem. - Czemu tutaj? O ja pierdole, tu jest tak brudno, że aż ja mam ochotę to posprzątać. - skomentował, rozglądając się po pomieszczeniu.
- A czemu nie? - spytałem, ignorując spostrzeżenie na temat czystości tego pokoju.
 - Bo już z kompa możesz coś konkretnego puścić, nie?
- Nie truj mi tyłka, siedzę tu odkąd wróciłem i nie chce mi się znowu wstawać. - jęknąłem. - Zaraz będzie lecieć jakiś film, więc spokojnie. - dodałem, po czym otworzyłem czteropaka i sięgnąłem po puszkę piwa.
- No dobra, dobra, nie marudź, bo się jeszcze w Pineskę zamienisz. - zaśmiał się, ale cóż, ja tylko pociągnąłem łyk piwa. Poczułem, jak Kleju wbija we mnie swój wzrok, który mnie przeszywał na wskroś. - Ta laska... - zaczął nagle. - aż tak cię męczy?
Spojrzałem na niego, po czym kiwnąłem głową na tak.
- Czemu do niej nie podejdziesz?
- Bo po co. Po co miałaby na mnie zwrócić uwagę? Kleju, nawet nie wiesz, jak bardzo mi się nie chce już latać za babą jak pies.
- No jak wolisz. - skwitował. - Ona ma brata, tak swoją drogą. Nie było go w pierwszej klasie, dopiero teraz, do drugiej dołączył.
Znów spojrzałem na niego.
- Mieszkał we Włoszech jakiś czas i teraz wrócił. Nie znam całej tej fascynującej historii, ale podobno ich rodzice są po rozwodzie. Zdążyłem poznać Daniela na jednej z imprez, wydaje się być spoko ziomkiem, może pomógłby ci się --
- Szymon, daj spokój, nie potrzebuję pomocy. - odmruknąłem już zmęczony tym tematem.
- No jak wolisz. - skwitował znów, po czym przymknął się tak, jak go o to prosiłem.

Wkrótce zaczął lecieć film z gatunku thrillerów. Zbliżała się powoli noc, a ja i tak w jego trakcie, chcąc nie chcąc, mimowolnie zasypiałem.
- Ej. - poczułem szturchnięcie z boku. 
- Hmmm? - mruknąłem sennie, uchylając leniwie jedną powiekę, kiedy byłem już podchmielony. Alkohol mnie usypiał jak dzieciaka. 
- Śpię dzisiaj u ciebie. - oznajmił, a ja przymknąłem oczy i zmarszczyłem brwi.
- Jak śpisz tutaj, to na chuj mnie budzisz. - mruknąłem sennie i bez składu, ale nie przejąłem się tym. Oddaliłem się w swoje marzenia senne o Sylwii. 

Może jednak zapoznanie się z tym... Damianem, czy kij wie, kto to tam był, nie byłoby złym pomysłem?

5 komentarzy:

  1. Pierwszy rozdział, a ja już kocham to opowiadanie <3 myślę,że wszystkie rozdziały będą takie długie :D weny i lecę czytać drugi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, Himana :D Miłego czytania xD Piszę właśnie trzeci rozdział :D

      Usuń
  2. Piszesz też w narracji trzeciosobowej? Opowiadanie mi się podoba ale minusem dla mnie jest właśnie narracja :(

    OdpowiedzUsuń