Kolejne nadzieje Adriana.
Całą lekcję nie potrafiłem się skupić. Siedziałem poddenerwowany do końca, wiedząc, że ten frajer będzie się zachowywać tak cały czas. W szczególności, że ludzie mieli skłonności do uciekania od odpowiedzialności, spodziewałem się tego, ale nigdy nie potrafiłem tego znieść ze spokojem. Zadzwonił dzwonek, a ja wziąłem swój plecak i bez sentymentów czy większego zastanowienia ruszyłem w stronę wyjścia.
- Ej! Czekaj. - usłyszałem za sobą głos, a zaraz potem dogonił mnie Marcin. Przeniosłem na niego pytające spojrzenie. Nie spodziewałem się tego, że ten tchórz odważy się do mnie podejść.
- Co. - spytałem wyraźnie zmęczony i zrezygnowany.
- Chciałem z tobą porozmawiać, ale po szkole. - powiedział, na co ja uniosłem brwi.
- Ty? - nie ukrywałem w ogóle moje zdziwienia. Od razu przyłapałem się na odzyskaniu nadziei. - No nie powiem, że to niespotykane z twojej strony. - skomentowałem. Skinąłem po chwili, by ruszyć w stronę kolejnej sali lekcyjnej, gdzie miała się odbyć ostatnia lekcja.
- Nnooo... Wiem. - skrzywił się lekko.
- Dlaczego przyszedłeś na przedostatnią lekcję? Nie lepiej było zostać po prostu już w domu? - spytałem jakby od niechcenia.
- Na badaniach byłem, nic znaczącego. A w domu nie chciałbym siedzieć. - odparł obojętnie. - Eee... A co u ciebie? - znów zerknąłem na niego, słysząc to pytanie. Był wyjątkowo rozmowny dzisiaj.
- Do trzeciej nad ranem siedziałem przed kompem i czuję się jak gówno. - opowiedziałem wzruszyłem ramionami, po czym ziewnąłem, zarażając przy okazji Marcina. - Powiedz mi, jak ty się czujesz.
- Nie jest najgorzej... - odparł niemrawo, ale spokojnie. Nie chciałem drążyć znowu tego męczącego tematu, dlatego jedynie westchnąłem. Weszliśmy razem do sali lekcyjnej i usiedliśmy razem w ławce. Kolejna lekcja polegała na ignorowaniu nauczyciela oraz na jego narzekaniu, że nikt go nie słucha. Ja schowałem twarz w ramionach i leżałem na ławce. Co jakiś czas otwierałem jedno oko i zerkałem na Marcina, zastanawiając się, o czym chciał ze mną porozmawiać. W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały i przez dłuższy czas wpatrywaliśmy się w siebie, dopóki kolega z tyłu nie szturchnął Marcina w ramię, by pokazać mu głupie internetowe obrazki, z których "cisnęli bekę".
***
Koniec lekcji nastąpił tym razem dość szybko. Leniwie wstałem z ławki i skierowałem się za Marcinem do wyjścia. Poszliśmy do szafek, by wyciągnąć swoje kurtki, potem ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- No, to o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Chodźmy się przejść gdzieś na przedmieścia.
- Aha... No dobrze. - wzruszyłem ramionami. - Ale o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- O wszystkim. Przede wszystkim chciałem cię przeprosić. - zaczął dość niemrawo. Wiedziałem, że się do tego zmuszał. Nigdy nie przychodziło mu łatwo mówić takie słowa. Obserwowałem go uważnie. - Ale nie wiem od czego zacząć... - zaśmiał się nerwowo.
- Ja tym bardziej. - odparłem dość obojętnie.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że znajomość ze mną jest wyzwaniem, ale niektóre myśli nie są ode mnie zależne. Jakoś chcę, żebyś to wiedział.
- Co masz dokładniej na myśli?
- Nie oszukujmy się, mam dosyć tego wszystkiego i nie wiem, jak długo tak pociągnę.
Zmarszczyłem brwi.
- Czuję, że się rozpadam wewnątrz. - kontynuował, a ja na jego twarzy zauważyłem grymas pewnego rodzaju bólu. - Ale chciałbym coś z tym zrobić i jeśli to by mi pomogło, to nawet poszedłbym do tego jebanego psychologa. - przeniósł na mnie pewny siebie wzrok. To było zaskakujące. Czułem się lżejszy, ponieważ odczuwałem minimalny postęp w zachowaniu Marcina.
- A ja cię będę wspierał. - odpowiedziałem niemalże natychmiast. - Jeśli chcesz, będę mógł pójść z tobą. - powoli zbliżaliśmy się nad rzekę na przedmieściach, gdzie ludzie bardzo rzadko tędy chodzili.
- Jeśli tylko będziesz chciał... - powiedział z nadzieją w głosie.
- Zawsze. - odpowiedziałem i zaśmiałem się, ale przy okazji wyśmiewając naiwnego i pełnego nadziei siebie. - Ja chciałem omówić z tobą twoją przyszłość... Znaczy się...
- Przyszłość? - zaśmiał się, spoglądając na mnie rozbawiony. - Brzmiało to zbyt poważnie.
- Widzę, że humor ci dzisiaj dopisuje. - podzieliłem się spostrzeżeniem z uśmiechem na twarzy i lekko szturchnąłem go w ramię. - Nie to miałem na myśli, znaczy, to, ale chodzi o to, że rozmawiałem dzisiaj z matką i wiesz... Gdybyś po skończeniu szkoły znalazł pracę, to mógłbyś mieszkać z nami, ale oczywiście to jeszcze jest do obgadania. - zauważyłem niepewność na jego twarzy.
- Nie... Nie, to niemożliwe. - pokiwał przecząco głową.
- Dlaczego?
- Nie będę wam się narzucał. - westchnął. - Nie będziesz jeszcze rodziny wciągać w mój problem. - dodał twardo.
- Nie nazwałbym tego tak.
- Ale sam przyznałeś, że to jest jeszcze niepewne czy będę mógł. Adrian, za bardzo chcesz mi pomóc...
- A czy to coś złego? - spytałem, przystając na ścieżce tuż przy rzece. Marcin również stanął i odwrócił się w moją stronę.
- Wiem, że zabrzmi to głupio, ale czy na pewno jestem aż tak warty twojej fatygi? - spoglądał na mnie tym spranym z emocji wzrokiem, przymrużał delikatnie dolne powieki.
- ... Tak. - odpowiedziałem niepewnie po dłuższej chwili, ze względu na kolejne dość zaskakujące pytanie.
- Wiesz czemu starałem się ciebie trzymać na dystans?
Milczałem, ale oczekiwałem odpowiedzi
- Bo jesteś dla mnie zbyt ważny.
Moje serce zamarło i już słyszałem w głowie pieśń pogrzebową ku jego pamięci. Marcin podszedł do mnie gwałtownie, przybliżając twarz. Był niezauważalnie niższy ode mnie, dlatego wpatrywał się w moje oczy niemal na równi, a ja w pewnym momencie zastygłem i przełknąłem głośno ślinę. Czy taki był naprawdę Marcin? Nie znałem dotychczas tej jego strony.
- Nie chciałem, żebyś przez to wszystko się mną brzydził. - kontynuował - Potem okazało się, że jest kompletnie inaczej, czego w ogóle nie oczekiwałem, dlatego nie potrafiłem rozpoznać tego, co tak naprawdę czułem... W dodatku dręczył mnie fakt, że nigdy nie będę miał normalnych zapędów... Znaczy, nigdy chyba nie będę lubił kobiet w taki sposób, w jaki facet powinien. To sprawia, że czuję się jeszcze bardziej wyrzutkiem społecznym, czarną owcą. Zadręczałem się tym, że nigdy nie będę normalny i pewnie dalej będzie mnie to dręczyć... - zawiesił się na moment, marszcząc delikatnie brwi, jakby zgubił wątek. - I jeszcze jedno... - obejrzał się dookoła uważnie, po czym przybliżył się jeszcze bardziej, kładąc dłoń na moim przedramieniu i z wyraźnym zawzięciem pocałował mnie, a ja bez zastanowienia odwzajemniłem. Zrobiło mi się cieplej. To było niespodziewane i dziwne, ale zaczęła przepełniać mnie radość. Czułem jego ciepłe wargi na swoich. To było jak marzenie. Do tego namiętnego pocałunku zaangażowałem język. Pewną ręką przyciągnąłem go bliżej za biodra tak, że się ciało Marcina stykało się z moim. Wkrótce Marcin oderwał się ode mnie, a ja przejechałem językiem po swoich ustach, mając wciąż w pamięci ciepło jego warg. Nie umiałem ogarnąć myśli, byłem odurzony, skołowany.
- Yyyy... - zacząłem i lekko potrząsnąłem głową, wciąż trzymając Marcina za biodra. - To... Było... - urwałem, nie mogąc znaleźć słów.
- ... Tak, wiem. - skomentował, zdając sobie, że niezręcznie było całować się tam, gdzie w każdej chwili ktoś mógł nas zobaczyć.
- Nie spodziewałem się, że ty... O jezu. - jęknąłem cicho i nie mogąc się powstrzymać, tym razem ja zainicjowałem pocałunek, chcąc się nacieszyć. Pod wpływem takich emocji było mi wszystko jedno, że mógł nas ktoś zauważyć. Po chwili jednak Marcin się ode mnie oderwał, a potem odsunął.
- Muszę iść już do domu. - powiedział, a ja spoglądałem na niego wciąż zamroczony. Uniosłem brwi.
- J-jasne... - odpowiedziałem. Z miejsca, w którym byliśmy, nasze domy nie były po drodze. - Ale przyjdź dzisiaj do mnie. -
Uśmiechnął się delikatnie.
- Zobaczę. - powiedział, przez moment patrzyliśmy się na siebie. - Do później. - przerwał tę chwilę i wyszczerzył się cwaniacko. Odwrócił się i zaczął iść w swoją stronę, ja natomiast jeszcze przez moment stałem i go obserwowałem, kiedy obecna sytuacja wciąż nie docierała do mojej głowy, a docierała... Gdzie indziej. Marcin raz obrócił się za siebie i uniósł dłoń w geście pożegnania. Odwzajemniłem i sam odwróciłem się w swoją stronę, by ruszyć do domu.
Po 10 razy na dzien sprawdzam czy jest nowy rozdzial ^_^ wciaglo. I milo poczytac cos oderwanego od kultury japonskiej. Pisz nadal i dlugo ~_~
OdpowiedzUsuńDziękuję! Miło czytać takie pozytywne komentarze :D
UsuńTrafiłem na ten blog przypadkiem. Opowiadanie zajecudowne i takie pełne bólu i nadzieji na okruch miłości. Szkoda, że tak malo osób komentuje, a może ten blog czyta. Zareklamuj się na stronie Fire Dragon Studio Tatoo - tam mają taką zakkladkę; to podwyższy twoją czytalność bloga.
OdpowiedzUsuńTo bardzo miłe i bardzo dziękuję za podrzucenie strony :D Na pewno skorzystam. Nie oczekiwałam, że będzie czytać je duże grono, bo niestety nie udzielam się na innych blogach, nie mam "blogowych znajomych", którzy pomogliby z promowaniem bloga czy też by go komentowali. Uważam za sukces fakt, że ktokolwiek je czyta i komentuje. Mimo wszystko i tak skorzystam ze strony i zareklamuję bloga, jeszcze raz dziękuję :D
Usuń