Rozdział 19.1

Kontrast Marcina.

Wracałem do domu. W taki zimny wieczór po tak gorącej sytuacji, do której cały czas wracałem myślami. Z nieba wychodziłem by zmierzyć się z piekłem.
- Tato, wróciłem...  - powiedziałem niemrawo, stojąc w przedpokoju i rozbierając się.
- Witaj, Marcin. - usłyszałem niewyraźny głos ojca z salonu. - Chodź tutaj.
Serce zaczęło bić mi szybciej. Wszedłem do pokoju spodziewając się tego, co zaraz ujrzę; butelkę whisky, a obok tabletki nasenne.
- Tato, nie powinieneś mieszać tabletek z alkoholem...
- Zamknij się. - warknął, wpatrując się tępo w telewizję. - Usunąłeś?
Przełknąłem głośno ślinę.
- Tak, usunąłem... - odpowiedziałem po dłuższej chwili.
- Bardzo dobrze. - mruknął i pociągnął nosem. Kiedy był pod wpływem alkoholu, jego twarz pokrywał rumieniec, ale na pewno nie kojarzył się z tym, który pojawiał się po zwykłym zawstydzeniu. Poza tym jego usta zawsze wyglądały jakby się nadymał. Wyglądał nie tyle co jak nieszczęśliwy człowiek, ale jak alkoholik.

Wrak człowieka.

Dno.

Tyran.

- Teraz nie musisz się z nim spotykać. - powiedział, wciąż na mnie nie patrząc.
- Co? - fuknąłem nagle. To były jakieś żarty. - Mam kurwa dziewiętnaście lat. Nie będziesz mi mówić z kim mam się spotykać, a z kim nie. - rzuciłem oburzony, zdając sobie po chwili sprawę ze swojego wybuchu. Ojciec posłał w moją stronę swoje spojrzenie i ciężko podniósł się z miejsca.
- Myślisz, że nie wiem, co wy robiliście?! - wydarł się, podchodząc bliżej, a ja stałem w miejscu, dumnie unosząc podbródek ku górze, mimo przegranej pozycji. Czułem jak moje dłonie zaczęły drżeć. - Jebany pedał. - warknął, łapiąc mnie mocno za podbródek i odchylając głowę do tyłu. W odruchu złapałem go za ramię i próbowałem odepchnąć, jak się okazało, na próżne. - Wiedziałem... - mruknął pod nosem, kiedy zauważył ślady na mojej skórze, a potem zaczął się śmiać, stopniowo coraz głośniej. - Twojemu chłopakowi najwyraźniej nie przeszkadza to, co jest tobie tutaj robione, co?
Przymknąłem oczy.
To sen.
To kiedyś minie.
- Jesteś chory... - wymamrotałem. Poczułem ciężką dłoń na swoim policzku, który w pierwszej sekundzie zdrętwiał od bólu. Pod wpływem uderzenia odwróciłem głowę w bok.
- To ty jesteś chory. - warknął i popchnął mnie tak mocno, że upadłem. Ta sytuacja nie była realna. Nie powinna się dziać. Żaden normalny człowiek się tak nie zachowywał. To sen. To minie.
- Przecież chciałeś, bym to usunął, to to zrobiłem! - wrzasnąłem, wybuchając nagłą paniką i przykładając dłoń do twarzy, by się zasłonić. Poczułem jak mnie podnosi za fraki. - Czemu nie dasz mi po prostu spokoju? - łzy popłynęły mimowolnie po moich policzkach.
- Bo jesteś chory, a ja cię wyleczę. - odpowiedział nagle spokojnym tonem, ciągnąć mnie w stronę kanapy i popychając mnie na nią. Odsłoniłem oczy, by zauważyć, jak ojciec rozpina pasek od spodni.
- Wyleczyć? Będziesz pieprzyć swojego własnego syna? - zaśmiałem się panicznie. Uciekłbym, gdybym miał dokąd, gdyby było rozwiązanie. Znów poczułem cios na swoim drugim policzku. Czułem pulsowanie pod skórą. Dotknąłem odruchowo wargę. Na palcach dostrzegłem krew. Uśmiechnąłem się pogardliwie.
- Już nawet zacząłeś mnie bić tam, gdzie jest to widoczne. - stwierdziłem, spoglądając w stronę ojca, który już zdążył zsunąć z siebie spodnie.
- Nikomu się nie pokażesz w szkole do końca tygodnia. Ani na dworze. Ani nigdzie. - powiedział przyciszonym, nachylając się nade mną. Wzdrygnąłem się i przymknąłem oczy. Poczułem na swoich wargach nieprzyjemny dotyk jego ciepłych ust, z których wylatywał smród alkoholu. Szybko rozpiął mój pasek i rozporek, po czym wepchnął swoją zimną dłoń w moje krocze, która zacisnęła się na moim penisie. Sam w tym momencie chciałem być spity albo nafaszerowany jakimikolwiek narkotykami. Nie odwzajemniałem pocałunku, nie robiłem nic, a mój kutas uparcie nie chciał stanąć, do momentu, w którym ojciec nie zaczął bawić się nim swoimi ustami i drażnić jego końcówkę. Wtedy zacząłem lekko się wyginać, dłonie zacisnąłem na końcach kanapy.

To kiedyś minie.

Zdjął ze mnie spodnie i bieliznę. Bez większego przygotowania do seksu analnego zwyczajnie wszedł we mnie brutalnie, jak nigdy. Wygiąłem się, wydając z siebie głuchy krzyk. Łzy znów popłynęły mi po policzkach. Czując go w sobie, nie marzyłem teraz o niczym innym jak po prostu odlecieć gdzieś myślami. W sen. Chociaż raz w przyjemny sen. Oddychałem szybko, czując szybkie pchnięcia z jego strony.
- Sta...rczy... - wysapałem, ale zaraz potem znów przycisnął swoje ohydne usta do moich, z których pewnie wciąż leciała krew. Ta scena ciągnęła się wieczność. Płakałem. Chciałem umrzeć tu i teraz. Nie tylko dla świętego spokoju, ale by w końcu przestraszyć tego starego skurwiela.

4 komentarze:

  1. Omg ������ weź cześciej wstawiaj rozdziały �� masz talent. Ile planujesz napisać rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie planuję. Wyjdzie jak wyjdzie.

      Pozdrawiam c:

      Usuń
  2. Rozdział napisany bardzo ładnie, boziu jak mi szkoda tego Marcina, mam nadzieje że wszystko się ułoży. :)

    OdpowiedzUsuń