Rozdział 20

Będąc teraz daleko od ludzi, zupełnie sam na sam z Adrianem, pierwszy raz tak nagle mój wewnętrzny mur się rozsypał. Moje oczy zrobiły się szklane, a w momencie, gdy przymknąłem powieki, by z przyjemnością odwzajemnić pocałunek ze strony szatyna, łzy pociekły mi po policzkach. Poczułem jak mnie objął i przytulił. Oparłem głowę o jego ramię dość niepewnie. Teraz cały czas płakałem, ale cicho, bez łkania. Wewnątrz wciąż kłóciłem się ze sobą, by nie pozwolić sobie na taki upływ emocji, że to słabość, taka cholerna słabość. Nie chciałem być słaby.
Ale mimo to...

Bliskość była czymś, czego potrzebowałem. Nawet jeśli moje życie nigdy się nie kręciło wokół miłości, było nudne, szare i bez jakichkolwiek nadziei, tak ona była pewnym światełkiem, iskrzącym gdzieś w oddali, swego rodzaju pięknem, na które nie szło nie skupić swojej uwagi i nie podziwiać. Popychała do stawania się jeszcze lepszym. Popychała do czynów, do których normalnie nie bylibyśmy w stanie zrobić.

Ale z drugiej strony był inny czynnik, który na mnie działał.

- On zabronił mi się z tobą spotykać. - powiedziałem przyciszonym tonem. Nie potrafiłem powiedzieć tego na głos.
- Co? - usłyszałem z jego strony prychnięcie. - Przecież to jest absurdalne... - słysząc to, zaśmiałem się z pogardą cicho przez łzy.
- Wiem.
- Marcin...? Czy on znowu ci TO zrobił...?
Odpowiedziałem milczeniem. Adrian przycisnął mnie mocniej do siebie. Powoli się uspokajałem, w zastępstwie napadała mnie obojętność.
- Co ja mam zrobić? - spytałem po dłuższej chwili, wciąż przyciszonym głosem, wciąż przytulając się do niego. Adrian westchnął głośno i pogłaskał mnie po głowie. Opieraliśmy się policzek o policzek.
- Będzie dobrze... Tylko musisz z tym pójść na policję.
- ... Ten filmik. Usunąłem go.
- Co?
- Pod presją starego... Ale przecież to można odzyskać.
- Nie miałem tego na karcie, ale fakt, pewnie się da. - westchnął głośno. Sam nie wiedziałem, czemu tak łatwo ulegałem presji ojca. Nawet jeśli wiedziałem, że usunięcie nagrania nic nie da, to i tak to zrobiłem. Być może z nadzieją, że ojciec w końcu da mi spokój. Byłem naiwny. 
Odsunąłem się od niego, ale potem pod wpływem impulsu znów nachyliłem się w jego stronę, by pocałować go w usta. W efekcie pogrążyliśmy się w długim i namiętnym pocałunku wliczając w to nasze języki. Tak było dobrze i przyjemnie. Był to chwilowy odpływ od beznadziejnej rzeczywistości. Tutaj były bardzo małe szanse na to, że ktoś na zobaczy. W końcu po jakimś czasie się od siebie oderwaliśmy, a Adrian pogładził mnie po policzku, a ja uśmiechnąłem się blado. Po skończeniu tych pieszczot wątpliwości od razu powracały. Nie wyobrażałem sobie tego, bym poszedł tam i wszystko zaczął opowiadać, o tym, jak jestem traktowany. Przecież to było żenujące, żałosne, wstydliwe. To było nierealne, ale nie chciałem się już kłócić z Adrianem. Czerpałem więc z naszej znajomości, ile mogłem.
- Trzeba się zbierać.
Skinąłem głową potwierdzająco. Obydwoje wstaliśmy i podnieśliśmy swoje rowery, które od tak wcześniej przewróciliśmy na trawę.
- Jedziemy gdzieś dalej, czy wracamy do domu? - usłyszałem pytanie, a ja podniosłem swój nieobecny wzrok.
- Możemy dalej. Hej, Adrian...?
- Hm? - zatrzymał się w momencie, kiedy już miał ruszyć.
- Przepraszam cię, przyprawiam ci samym sobą tyle zmartwień. - powiedziałem i odwróciłem wzrok na bok. Czułem, jak on wlepił we mnie swoje spojrzenie.
- Kocham cię. - odpowiedział po dłuższym zastanowieniu. W tej sekundzie moje serce zaczęło szybciej bić. Z tego zaskoczenia podniosłem na niego wzrok. - I pomogę ci się odbić od tego dna. - kontynuował, również lekko zmieszany. - Będę to dźwigał razem z tobą pod warunkiem, jeśli ty dasz sobie pomóc. - wyciągnął dłoń w moją stronę i położył na ramieniu. - Robię to dlatego, byśmy pewnego dnia mogli razem, wspólnie odetchnąć. - dokończył, jeszcze przez moment wpatrując się we mnie, a potem zaśmiał się cicho. - Boże... Nigdy nie byłem tak liryczny jak teraz, co ty ze mną robisz. - siedząc na rowerze i podpierając się jedną nogą, nachylił się w moją stronę i musnął mnie ustami w policzek, kiedy ja wpatrywałem się w niego wyraźnie zamroczony i przejęty jego słowami. To było pedalskie. Ale podobało mi się, ponieważ nigdy nie miałem do czynienia z takimi słowami. Poczułem się doceniony, a ja nawet nie wiedziałem czemu i czym sobie tak naprawdę zasłużyłem na takie dobro.
Adrian nie czekając na moją reakcję, po prostu ruszył.
- Ja ciebie też... - mruknąłem pod nosem nieobecny, ale na pewno tego nie usłyszał. W końcu wsiadłem na rower i pojechałem za nim.

Chciałbym coś zrobić dla niego, w zamian za to, że bezinteresownie przymnie był. Cały czas myślałem o tym, co zaszło, pamiętając o jego dotyku. Chmury co jakiś czas przysłaniały promienie słoneczne, a my jechaliśmy w stronę pól, mając przed sobą większą górkę. Kiedy na nią z trudem wjechałem, słońce wychyliło się zza chmur ukazując zielone i brązowe pola, które powoli przygotowały się do wiosny i mimo ich zimowej senności, widok był naprawdę piękny. Przystanąłem i po prostu podziwiałem, jakbym właśnie odzyskał wzrok.
- Widzisz to? - spytałem głośno, kiedy Adrian się zatrzymał.
- No. - odpowiedział, rozglądając się po rozległym terenie.
- To jest nie do opisania. - mruknąłem pod nosem, a Adrian wyciągnął telefon i zrobił zdjęcie.
- Cóż, pewnie nie odda tego, co jest w rzeczywistości. - skomentował. Ja ruszyłem z rowerem nieco do przodu, chcąc znaleźć lepszą pozycję do podziwiania. Wyprzedziłem Adriana. Nawet nie zauważyłem, kiedy zrobił mi zdjęcie.

2 komentarze:

  1. Czytam czytam z małą przerwą na lekcje bo praca domowa mimo wszystko się sama nie zrobi i rozmarzam się jeszcze bardziej :D powiedz mi czy twoja wyobraźnia ma granice ??? :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opowiadanie odzwierciedla realizm, więc wyobraźni tu mało (w moim odczuciu), ale nie, moja wyobraźnia nie ma granic :)

      Naprawdę dziękuję za komentarze :D

      Usuń