Powoli wybudzałem się ze snu. Tym razem to Marcin był we mnie wtulony. Rozciągnąłem się lekko, przejeżdżając delikatnie palcami po plecach bruneta, a następnie delikatnie przycisnąłem do siebie. Zetknąłem się z nim głową i przymknąłem oczy, chcąc nacieszyć się tą chwilą, głaskając go po plecach.
Uchyliłem jedną powiekę.
Na stole stały dwie miski z rosołem.
- Hej, Marcin. - szepnąłem, gładząc go po policzku. Marcin najpierw zmarszczył brwi, a potem mruknął coś pod nosem, co wskazywało na to, że nie chciał się jeszcze budzić. - żarcie przyszło -- urwałem i po czym zmarszczyłem brwi, kiedy zacząłem analizować sytuację. - Samo...
- Co? - wymamrotał niewyraźnie pod nosem.
- Ja pierdole. - wymamrotałem ze załamaniem w głosie. - Matka tu była. - dodałem cichym tonem. Marcin na te słowa zerwał się do siadu i przetarł twarz dłońmi. - Tym razem zrzucić na przypadek się nie da.
- Mówiłeś... - zaczął zachrypniętym głosem, wplatając palce w swoje włosy i dalej wyglądając jak zmęczony i załamany człowiek - mówiłeś, że ona to zniesie w miarę... Dobrze, nie?
Przewróciłem się na brzuch i podniosłem się z łóżka. - Gorzej jak ojciec nas widział. - odpowiedziałem, siadając na jego brzegu. - Ale może zjedzmy najpierw rosół.
- Zjeść rosół!? - podniósł nieco głos, choć wciąż chciał zachować swoją wypowiedź w formie szeptu. - Pierdolę ten rosół. - dodał już ciszej. - Twoja matka się dowiedziała. Ja nie byłem na to przygotowany mentalnie. Z tego rosołu aż unosi się aromat o zapachu "Twoja-matka-wie-że-jej-syn-to-pedał-który-przytulał-się-ze-swoim-kumplem", nie będę tego jeść. Odechciało mi się. Sytuacja taka, że aż chuj opada. - schował ponownie twarz w dłoniach, wydychając ciężko powietrze. Ja, wciąż zmęczony i niezbyt rozgarnięty, spoglądałem tępym wzrokiem na Marcina.
- Ale ty cholernie panikujesz. - skomentowałem i prychnąłem śmiechem pod nosem. - Uspokój się, zjedz i jakoś to będzie... - dodałem zaraz i sam przetarłem czoło, przysuwając stół do łóżka. Marcin odmruknął coś pod nosem i najwyraźniej wciąż nie był przekonany do rosołu. Ja sam się przełamałem i zacząłem jeść. Wziąłem łyżkę napełnioną rosołem, po czym zerknąłem na Marcina.
- No chodź i zjedz. Bo zacznę cię karmić. Rzucę się na ciebie, jak nieobliczalne zwierzę i będę cię napastować do momentu, aż matka nas nie nakryje w takiej dwuznacznej sytuacji. - kontynuowałem, na co Marcin uniósł głowę i wbił we mnie nieco przerażony wzrok.
- Pierdolnięty jesteś. - mruknął pod nosem, po czym sam przysunął się bliżej stołu i zaczął jeść.
- Na kacu bywam dość bezpośredni i nieobliczalny. Ale przynajmniej zadziałało. -odmruknąłem, uśmiechając się od ucha do ucha głupkowato. Usłyszałem ciche "pierdol się" ze strony Marcina, na co mój uśmiech się poszerzył.
- Ale musisz przyznać, że fajnie się ze mną spało, nie? - miałem dziwną potrzebę rozmawiania, gdy w międzyczasie obydwoje jedliśmy.
- Nie.
- Wyluzuj, będzie dobrze. Może nawet lepiej, że się dowiedzą.
- Sam fakt, że będą wiedzieć, mnie irytuje.
- Czemu?
- No kurwa, pomyśl. Już za każdym razem będą się patrzeć dziwnie, gdy do ciebie przyjdę.
- Po czasie się przyzwyczają. Zresztą... Jeszcze trochę i zacznę żyć na własną rękę. Zresztą, pewnie ty też. A właśnie. - zmieniłem temat. - Będę cię z tym tematem męczyć, ale wiesz, że się o ciebie martwię i zależy mi na tobie. Myślałeś już poważnie o tym, by po szkole się wyprowadzić i znaleźć pracę?
- ... Coś tam myślałem.
- Wiesz, Marcin, planowałem iść na studia, obydwoje planowaliśmy, ale nie widzę przeszkód, byśmy wspólnie wynajęli jakieś tanie mieszkanie.
- Ta.
- Przywróciłem filmik. - zacząłem kolejny temat i skierowałem na niego uważny wzrok. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. - Nie zamierzasz z tym pójść i to zgłosić, prawda? - Marcin przymknął jedynie oczy, ale wciąż milczał. - Rozumiem. - mruknąłem niezbyt zadowolony. - Coś wymyślę. Będzie dobrze. - poczochrałem go po włosach, kiedy Marcin spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Zastanawiam się - zaczął nagle - dlaczego to wszystko robisz. Spójrzmy prawdzie w oczy - utknąłem w gównie po uszy i marne szanse, że --
- Musisz wytrzymać tylko do końca. Zaraz porozmawiam z rodzicami. Tylko, proszę... - westchnąłem, przysuwając się w stronę Marcina i obejmując go ramieniem. - Proszę cię, pomyśl. Twoje nastawienie musi się zmienić, bo naprawdę istnieje rozwiązanie. - oparłem podbródek o jego ramię. Marcin puścił łyżkę i odwrócił w moją stronę głowę. Westchnął cicho, a ja objąłem go i przytuliłem do siebie, a brunet bezproblemowo się we mnie wtulił.
- Staram się cały czas myśleć pozytywnie. - powiedział cicho. - Pomyślę. Na pewno pomyślę, Adrian. - dodał jakby weselej. Marzyłem o tym, by Marcin przestał uciekać od odpowiedzialności. Znowu zdawało mi się, że znów znaleźliśmy się na dobrej drodze.
- To bardzo dobrze. - pomasowałem go po plecach. - Już spokojniej?
- Tak... Dzięki. - powiedział dość nieśmiało. - Naprawdę dzięki. - odsunął się i musnął moje usta w podzięce. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- No! To teraz czas stanąć twarzą w twarz z odpowiedzialnością i idę odnieść talerze... - mruknąłem, niedbale przeczesując włosy, po czym chwyciłem przedmioty w dłonie i wyszedłem z pokoju, kierując się do kuchni. Matka siedziała na krześle przy oknie i zamyślona paliła papierosa. Zerknęła na mnie przelotnie, a ja odkaszlnąłem.
- Cześć, mamo... - przywitałem się dość niepewnie. Matka znów na mnie spojrzała, przyglądając się mi uważnie w ciszy.
- Nie było to dla mnie zaskoczenie. - zaczęła. - Nie jestem głupia, Adrianku, znam swojego syna. - mówiła, kiedy ja z nerwów zająłem ręce i zmywałem naczynia. - Od dłuższego czasu trzymaliście się dość zżycie. Już wtedy widziałam, że coś między wami jest. I często też zastanawiałam się, dlaczego nie masz dziewczyny, mimo że znałam odpowiedź, ale podświadomie ją wypychałam. Poprzedniego razu gdy zauważyłam Marcina wtulonego w ciebie, też wiedziałam, choć nie byłam do końca pewna, ale teraz jestem.
Nerwowo odłożyłem talerz do zlewu, przegryzając ze złości poliki od wewnątrz.
- Brzmisz tak, jakbyś była zawiedziona. - powiedziałem po dłuższej chwili z dużym wyrzutem. Przeniosłem uważny wzrok na matkę.
- Hm... Nie. Po prostu... Jeszcze do mnie to nie dotarło. - zaśmiała się cicho. Uspokoiłem się nieco.
- Przepraszam. - mruknąłem pod nosem. - Jest ojciec?
- Nie, jeszcze nie, ale jemu też powiedz.
- Jemu? Ale... A jaki on ma w ogóle do tego stosunek?
- Jak miałam te podejrzenia, to czasem zdarzyło mi się spytać go niebezpośrednio na temat homoseksualistów, ale zdaje się, że z nim będzie ciężko. - pokiwała głową, przypominając sobie pewne sytuacje. Mruknąłem pod nosem.
- Kiedyś mu powiem.
- Dzisiaj, Adrianku, dzisiaj.
- Zobaczę. - odpowiedziałem niemrawo, zmywając ostatnie naczynie. - Ale prędzej czy później nie będę miał innego wyjścia.
- Hm?
- Chcę wydostać Marcina z tego bagna, wiesz. Nie chcecie mi pomóc, to po szkole nie idę na studia.
- Co?
- To co słyszysz. Chcę z nim zamieszkać, wynając na spółkę ciasną kawalerkę i tyle. Nie pozwolę, by znosił takie coś, kiedy wszyscy wokół to nieczuli tchórze. - wyrzuciłem nagle głęboko tkwiącą we mnie frustrację. Wychwyciłem zdziwione spojrzenie matki, którą najwyraźniej dotknęły te słowa. - Ech... - westchnąłem i w milczeniu wyszedłem z kuchni, jednakże na drodze stanął Marcin.
- Przepraszam panią za to... - zaczął cicho, spoglądając na matkę niepewnie. Ja zdziwiony obserwowałem go. - To wszystko moja wina, postaram się wybić mu z głowy ten pomysł. - odwrócił wzrok.
- Nie! - odparła niemal natychmiast, kiedy ja już miałem dość negatywnie zareagować na słowa Marcina. - Nie... To uparty człowiek, chyba nie muszę mówić po kim. - puściła w moją stronę oczko. - Adrian jest dorosły i może decydować o sobie. Ja nie będę naciskać. Nie będę mieszać się w wasze życie, jeśli nie będziecie potrzebowali. Tylko proszę was o to, byście przedstawili ten plan ojcu. Najlepiej obydwoje. - westchnęła cicho i pokręciła głową z dezaprobatą. - Mieć syna geja, to takie urocze. - wypaliła tak nagle wesołym tonem i zgasiła końcówkę peta o popielniczkę i poszła. Ja i Marcin staliśmy jeszcze przez chwilę w przejściu i patrzyliśmy na siebie zdziwieni.
- Chodź... - mruknąłem po chwili, wskazując w stronę mojego pokoju.
Uchyliłem jedną powiekę.
Na stole stały dwie miski z rosołem.
- Hej, Marcin. - szepnąłem, gładząc go po policzku. Marcin najpierw zmarszczył brwi, a potem mruknął coś pod nosem, co wskazywało na to, że nie chciał się jeszcze budzić. - żarcie przyszło -- urwałem i po czym zmarszczyłem brwi, kiedy zacząłem analizować sytuację. - Samo...
- Co? - wymamrotał niewyraźnie pod nosem.
- Ja pierdole. - wymamrotałem ze załamaniem w głosie. - Matka tu była. - dodałem cichym tonem. Marcin na te słowa zerwał się do siadu i przetarł twarz dłońmi. - Tym razem zrzucić na przypadek się nie da.
- Mówiłeś... - zaczął zachrypniętym głosem, wplatając palce w swoje włosy i dalej wyglądając jak zmęczony i załamany człowiek - mówiłeś, że ona to zniesie w miarę... Dobrze, nie?
Przewróciłem się na brzuch i podniosłem się z łóżka. - Gorzej jak ojciec nas widział. - odpowiedziałem, siadając na jego brzegu. - Ale może zjedzmy najpierw rosół.
- Zjeść rosół!? - podniósł nieco głos, choć wciąż chciał zachować swoją wypowiedź w formie szeptu. - Pierdolę ten rosół. - dodał już ciszej. - Twoja matka się dowiedziała. Ja nie byłem na to przygotowany mentalnie. Z tego rosołu aż unosi się aromat o zapachu "Twoja-matka-wie-że-jej-syn-to-pedał-który-przytulał-się-ze-swoim-kumplem", nie będę tego jeść. Odechciało mi się. Sytuacja taka, że aż chuj opada. - schował ponownie twarz w dłoniach, wydychając ciężko powietrze. Ja, wciąż zmęczony i niezbyt rozgarnięty, spoglądałem tępym wzrokiem na Marcina.
- Ale ty cholernie panikujesz. - skomentowałem i prychnąłem śmiechem pod nosem. - Uspokój się, zjedz i jakoś to będzie... - dodałem zaraz i sam przetarłem czoło, przysuwając stół do łóżka. Marcin odmruknął coś pod nosem i najwyraźniej wciąż nie był przekonany do rosołu. Ja sam się przełamałem i zacząłem jeść. Wziąłem łyżkę napełnioną rosołem, po czym zerknąłem na Marcina.
- No chodź i zjedz. Bo zacznę cię karmić. Rzucę się na ciebie, jak nieobliczalne zwierzę i będę cię napastować do momentu, aż matka nas nie nakryje w takiej dwuznacznej sytuacji. - kontynuowałem, na co Marcin uniósł głowę i wbił we mnie nieco przerażony wzrok.
- Pierdolnięty jesteś. - mruknął pod nosem, po czym sam przysunął się bliżej stołu i zaczął jeść.
- Na kacu bywam dość bezpośredni i nieobliczalny. Ale przynajmniej zadziałało. -odmruknąłem, uśmiechając się od ucha do ucha głupkowato. Usłyszałem ciche "pierdol się" ze strony Marcina, na co mój uśmiech się poszerzył.
- Ale musisz przyznać, że fajnie się ze mną spało, nie? - miałem dziwną potrzebę rozmawiania, gdy w międzyczasie obydwoje jedliśmy.
- Nie.
- Wyluzuj, będzie dobrze. Może nawet lepiej, że się dowiedzą.
- Sam fakt, że będą wiedzieć, mnie irytuje.
- Czemu?
- No kurwa, pomyśl. Już za każdym razem będą się patrzeć dziwnie, gdy do ciebie przyjdę.
- Po czasie się przyzwyczają. Zresztą... Jeszcze trochę i zacznę żyć na własną rękę. Zresztą, pewnie ty też. A właśnie. - zmieniłem temat. - Będę cię z tym tematem męczyć, ale wiesz, że się o ciebie martwię i zależy mi na tobie. Myślałeś już poważnie o tym, by po szkole się wyprowadzić i znaleźć pracę?
- ... Coś tam myślałem.
- Wiesz, Marcin, planowałem iść na studia, obydwoje planowaliśmy, ale nie widzę przeszkód, byśmy wspólnie wynajęli jakieś tanie mieszkanie.
- Ta.
- Przywróciłem filmik. - zacząłem kolejny temat i skierowałem na niego uważny wzrok. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. - Nie zamierzasz z tym pójść i to zgłosić, prawda? - Marcin przymknął jedynie oczy, ale wciąż milczał. - Rozumiem. - mruknąłem niezbyt zadowolony. - Coś wymyślę. Będzie dobrze. - poczochrałem go po włosach, kiedy Marcin spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Zastanawiam się - zaczął nagle - dlaczego to wszystko robisz. Spójrzmy prawdzie w oczy - utknąłem w gównie po uszy i marne szanse, że --
- Musisz wytrzymać tylko do końca. Zaraz porozmawiam z rodzicami. Tylko, proszę... - westchnąłem, przysuwając się w stronę Marcina i obejmując go ramieniem. - Proszę cię, pomyśl. Twoje nastawienie musi się zmienić, bo naprawdę istnieje rozwiązanie. - oparłem podbródek o jego ramię. Marcin puścił łyżkę i odwrócił w moją stronę głowę. Westchnął cicho, a ja objąłem go i przytuliłem do siebie, a brunet bezproblemowo się we mnie wtulił.
- Staram się cały czas myśleć pozytywnie. - powiedział cicho. - Pomyślę. Na pewno pomyślę, Adrian. - dodał jakby weselej. Marzyłem o tym, by Marcin przestał uciekać od odpowiedzialności. Znowu zdawało mi się, że znów znaleźliśmy się na dobrej drodze.
- To bardzo dobrze. - pomasowałem go po plecach. - Już spokojniej?
- Tak... Dzięki. - powiedział dość nieśmiało. - Naprawdę dzięki. - odsunął się i musnął moje usta w podzięce. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- No! To teraz czas stanąć twarzą w twarz z odpowiedzialnością i idę odnieść talerze... - mruknąłem, niedbale przeczesując włosy, po czym chwyciłem przedmioty w dłonie i wyszedłem z pokoju, kierując się do kuchni. Matka siedziała na krześle przy oknie i zamyślona paliła papierosa. Zerknęła na mnie przelotnie, a ja odkaszlnąłem.
- Cześć, mamo... - przywitałem się dość niepewnie. Matka znów na mnie spojrzała, przyglądając się mi uważnie w ciszy.
- Nie było to dla mnie zaskoczenie. - zaczęła. - Nie jestem głupia, Adrianku, znam swojego syna. - mówiła, kiedy ja z nerwów zająłem ręce i zmywałem naczynia. - Od dłuższego czasu trzymaliście się dość zżycie. Już wtedy widziałam, że coś między wami jest. I często też zastanawiałam się, dlaczego nie masz dziewczyny, mimo że znałam odpowiedź, ale podświadomie ją wypychałam. Poprzedniego razu gdy zauważyłam Marcina wtulonego w ciebie, też wiedziałam, choć nie byłam do końca pewna, ale teraz jestem.
Nerwowo odłożyłem talerz do zlewu, przegryzając ze złości poliki od wewnątrz.
- Brzmisz tak, jakbyś była zawiedziona. - powiedziałem po dłuższej chwili z dużym wyrzutem. Przeniosłem uważny wzrok na matkę.
- Hm... Nie. Po prostu... Jeszcze do mnie to nie dotarło. - zaśmiała się cicho. Uspokoiłem się nieco.
- Przepraszam. - mruknąłem pod nosem. - Jest ojciec?
- Nie, jeszcze nie, ale jemu też powiedz.
- Jemu? Ale... A jaki on ma w ogóle do tego stosunek?
- Jak miałam te podejrzenia, to czasem zdarzyło mi się spytać go niebezpośrednio na temat homoseksualistów, ale zdaje się, że z nim będzie ciężko. - pokiwała głową, przypominając sobie pewne sytuacje. Mruknąłem pod nosem.
- Kiedyś mu powiem.
- Dzisiaj, Adrianku, dzisiaj.
- Zobaczę. - odpowiedziałem niemrawo, zmywając ostatnie naczynie. - Ale prędzej czy później nie będę miał innego wyjścia.
- Hm?
- Chcę wydostać Marcina z tego bagna, wiesz. Nie chcecie mi pomóc, to po szkole nie idę na studia.
- Co?
- To co słyszysz. Chcę z nim zamieszkać, wynając na spółkę ciasną kawalerkę i tyle. Nie pozwolę, by znosił takie coś, kiedy wszyscy wokół to nieczuli tchórze. - wyrzuciłem nagle głęboko tkwiącą we mnie frustrację. Wychwyciłem zdziwione spojrzenie matki, którą najwyraźniej dotknęły te słowa. - Ech... - westchnąłem i w milczeniu wyszedłem z kuchni, jednakże na drodze stanął Marcin.
- Przepraszam panią za to... - zaczął cicho, spoglądając na matkę niepewnie. Ja zdziwiony obserwowałem go. - To wszystko moja wina, postaram się wybić mu z głowy ten pomysł. - odwrócił wzrok.
- Nie! - odparła niemal natychmiast, kiedy ja już miałem dość negatywnie zareagować na słowa Marcina. - Nie... To uparty człowiek, chyba nie muszę mówić po kim. - puściła w moją stronę oczko. - Adrian jest dorosły i może decydować o sobie. Ja nie będę naciskać. Nie będę mieszać się w wasze życie, jeśli nie będziecie potrzebowali. Tylko proszę was o to, byście przedstawili ten plan ojcu. Najlepiej obydwoje. - westchnęła cicho i pokręciła głową z dezaprobatą. - Mieć syna geja, to takie urocze. - wypaliła tak nagle wesołym tonem i zgasiła końcówkę peta o popielniczkę i poszła. Ja i Marcin staliśmy jeszcze przez chwilę w przejściu i patrzyliśmy na siebie zdziwieni.
- Chodź... - mruknąłem po chwili, wskazując w stronę mojego pokoju.
Jakie zakończenie ;3; też bym powiedziała, że to słodkie XD Jesuuu nie mogę się doczekać aż przeczytam następne rozdziały. Świetnie piszesz, będę tu jeszcze wpadać :*
OdpowiedzUsuńŻyczę weny ;x
Hah xD Dziękuję :D
UsuńCoraz bardziej przestaje w ciebie wierzyć i coraz głośniej się śmieje
OdpowiedzUsuń"Twoja-matka-wie-że-jej-syn-to-pedał-który-przytulał-się-ze-swoim-kumplem" aż boję się dalej czytać ;p bo coś przeczuwam że masz więcej takich tekstów w zanadrzu :D xd i coraz bardziej zadziwia mnie matka Adriana.