Rozdział 25

Podczas gdy obaj kierowaliśmy się w stronę mojego pokoju, mój wzrok przypadkiem zawiesił się na pośladkach Marcina. W tym momencie myślałem o obecnej sytuacji i o jego ładnym tyłku jednocześnie. Główną rolę w wyglądzie jego sylwetki odgrywały krzywe nogi. Tak, podobały mi się - ewidentnie można to nazwać fetyszem. Marcin ma kolana zwrócone lekko na zewnątrz. Analizowałem jego całą sylwetkę i w jednej chwili zacząłem mocno narzekać na to, że ktokolwiek w tym domu obecnie się znajdował, jakby życie nie chciało nam dać dłuższej chwili dla siebie, byśmy mogli się nacieszyć się bliskością.
- Trochę za szybko się dowiedziała... - mruknął pod nosem, kiedy już byliśmy w pokoju, a ja wybudziłem się z zamyślenia.
- Może to i dobrze. - wzruszyłem ramionami. - W końcu sytuacja wymusiła na tobie przyjęcie odpowiedzialności na klatę. - dodałem dość bezpośrednio z tryumfalnym uśmiechem na twarzy i objąłem od tyłu Marcina, uderzając go lekko otwartą dłonią w pierś. Ten zaś odpowiedział mi cichym jęknięciem. 
- Odpowiedzialność zawsze tak boli? - zaśmiał się ironicznie z samego siebie.
- Tylko przez pewien czaaas. - przeciągnąłem samogłoskę ostatniego słowa, nadając pocieszającego tonu wypowiedzi. Odsunąłem się od Marcina i usiedliśmy obydwoje na rozkopanym łóżku. Teraz z pewnością nie będziemy sobie mogli pozwolić na bliższy kontakt ze sobą, kiedy matka była w domu, a za niedługo miał przyjść ojciec.
- Ech... - westchnął cicho i znów schował twarz w dłoniach. - Co dzisiaj za dzień? Mam załamanie czasoprzestrzenne.
- To ja powinienem je mieć... - mruknąłem, kładąc się i zasłaniając dłonią oczy. - Mój kac przeszedł na ciebie? I jest... Czwartek.
- Czwartek... Która godzina?
- Czekaj sprawdzę. W pół do szesnastej.
- Szesnasta... Szesnasta! - zerwał się nagle. - Na chacie nie posprzątałem, muszę wracać, zanim stary wróci. - mówił w lekkiej panice, na co ja obserwowałem go z malowanym zdziwieniem na twarzy.
- Ej, spokojnie... - wstałem. - A rozmowa z moim ojcem?
- Przepraszam, Adrian, wiesz że... - wstałem i podszedłem do niego.
- Wiem. W porządku. - mruknąłem zbulwersowany na myśl, że Marcin tak panicznie reagował na myśli o swoim ojcu i nie dziwiłem mu się, ale frustrował mnie z sekundy na sekundę fakt, że póki co, nic z tym nie mogłem zrobić. - Wytrzymaj. - pogłaskałem go po ramieniu. - Ja sam porozmawiam ze swoim ojcem. - dodałem, na co Marcin skinął głową. Nie wiem skąd, ale odczułem nagłą motywację, by w końcu coś tym zrobić, że w końcu zbliżamy się do właściwego rozwiązania całej tej jego sytuacji. Byśmy mogli żyć sobie razem w spokoju. Marcin z daleka od swojego ojcowskiego cienia. Ja razem z nim.
- Podprowadzę cię kawałek. - rzuciłem nagle, kiedy ten się ubierał.
- Jak chcesz. - powiedział, spoglądając na mnie przez chwilę.

Zarzuciłem na siebie szybko kurtkę, założyłem buty i obydwoje wyszliśmy z mojego domu.
- Powiedz mi - zacząłem. - Jak wyglądały przez ten czas relacje z twoim ojcem? - spytałem. No po prostu musiałem. Bacznie obserwując jego twarz dostrzegłem delikatny grymas, ale ostatecznie zmusił się do odpowiedzi.
- Bywało gorzej. - westchnął. Szliśmy polną dróżką, gdzie mało ludzi tędy przechodziło. - Ale nie jest dobrze. Nie znam się na psychologii, ale znajdzie się już pewnie w mojej głowie jakiś lęk, trauma czy zaburzenie, takie piętno po nim, które zostanie mi do końca życia. - mówił, unosząc głowę, chcąc przyjąć twardszą postawę, a jego ton był poważny i niezłomny. - I zdaję sobie sprawę, że i ciebie również to przerasta, ja wiem... Dlatego dziwię się, że w ogóle... Że co ty we mnie widzisz. Mówię ci to, bo jak powiedziałeś, muszę przyjąć na siebie odpowiedzialność. - prychnął. - Ale nie widzę tego kolorowo. Tym bardziej, że nie wiem co w jego głowie siedzi, dlaczego tak postępuje i czy odstąpi nawet wtedy, gdy się już od niego wyprowadzę.
Słysząc to złapałem go za dłoń, tak jakby na pocieszenie.
- Kiedyś będzie musiał odpuścić. - powiedziałem, chcąc mu nadać wiary w lepszą przyszłość.
- Mógłbym poczekać, aż sam doprowadzi siebie do ruiny... Coraz częściej łyka tabletki nasenne i popija alkoholem. - mówił, a ja uniosłem brew. - Ale nie mam pewności czy on zanim nie doprowadzi siebie do ruiny, doprowadzi najpierw mnie. - przełknął głośno ślinę. - Ostatniej nocy przyszedł do mnie i zaczął się na mnie wydzierać, niby nic nowego, ale podszedł do mnie i chwycił mnie za gardło. Potem jakby dotarło do niego to, co zrobił i uciekł. Będzie coraz gorzej. Jak mam się bronić?  - spytał, kierując wzrok na mnie, choć jego spojrzenie w ogóle nie oczekiwało tak naprawdę odpowiedzi. - Obrona jest niemożliwa. Bo co zrobię? Dźgnę go nożem? Przyznam, że to ostatnio jedyne moje marzenie, jakie łazi mi po głowie, ale wiem, że nie mogę. - dokończył, wciąż mówiąc to z nutką żalu. Przybrał nieco obojętny wyraz twarzy, choć i tak wyraźnie biła z niego melancholia, która i moją duszę zarażała, przez co kruszyłem się od wewnątrz. Ścisnąłem go za rękę mocniej. Chciałem w tym momencie powiedzieć coś, co podniosłoby go na duchu, ale... To, co mówił Marcin, nawet i mnie przerażało. 
- Ktoś idzie. - wyspał szybko Marcin, wyrywając dłoń z mojego uścisku. Jakiś przechodzeń z naprzeciwka wyszedł zza zakrętu z działek, w ogóle nie racząc nas wzrokiem. Jego okulary przez chwilę błysnęły na chwilę odbitym blaskiem pobliskiej latarni. Gdy go minęliśmy, znów złapałem Marcina za ręce. Wychodziliśmy na bardziej zamieszkałe tereny, stąd nie było innego wyjścia i znów puściliśmy swoje dłonie.
- Jakoś to będzie. Zobaczysz. Jestem tego pewien. Mam dobre przeczucia. - powiedziałem. - Po prostu mi zaufaj. - nie wiedziałem nawet, że kiedykolwiek będę skory do takich słów. Marcin znów prychnął pod nosem.
- Brzmiało to, jakbyś był pełen nadziei i desperacji.
- Bo jestem.
- Już jesteśmy prawie u mnie. Może teraz już się rozstaniemy, zanim mój stary nas zobaczy, sam wiesz...
- Ta. Chyba raczej zanim ja zobaczę jego.- skrzywiłem się. Stojąc tak jeszcze chwilę i wpatrując się sobie w oczy, poklepałem go po chwili po ramieniu. - Trzymaj się.
- Dzięki, do jutra. - rzucił na odchodne. Odwróciłem się i zacząłem kierować się w swoją stronę, co jakiś czas oglądając się w tył za Marcinem, jakby miało się jednak coś złego stać.

Nie wiem w istocie, ile czasu mogło mi zająć przejście z powrotem, ale postanowiłem pójść na około, tam, gdzie mnie nogi niosły. Wszystko po to, by być na moment sam na sam ze swoimi myślami na świeżym powietrzu. Zacząłem intensywnie analizować sytuację i oceniać szanse na to, czy Marcinowi kiedykolwiek uda się stamtąd wyrwać i im dłużej to drążyłem w swojej głowie, tym mnóstwo wątpliwości przychodziło.
- Wróciłem! - krzyknąłem w wejściu i zacząłem zdejmować buty i kurtkę. Skierowałem się w stronę salonu, gdzie ojciec siedział na kanapie i oglądał telewizję. - Gdzie mama?
- Do sklepu poszła. - rzucił krótko, jak zwykle swoim oschłym tonem. Tak, to był zdecydowanie odpowiedni moment. Skoro chciałem podjąć jakieś chociażby drobne kroki, by wyciągnąć Marcina z bagna, musiałem o tym porozmawiać z ojcem, niezależnie od tego, jaka będzie reakcja. Nie zastanawiałem się długo.
- Em, tato... Chciałem z tobą porozmawiać. - zacząłem, przeczesując niezgrabnie włosy palcami. Ojciec w końcu uraczył mnie spojrzeniem.
- No to słucham. - powiedział z westchnięciem, nachylając się w stronę stołu i ściągnął okulary, by przetrzeć zmęczone oczy. Ja natomiast usiadłem obok niego, ale zachowując dystans między nami. Przez chwilę zastanawiałem się, jak zacząć temat, ale jego zimne i oczekujące spojrzenie mnie rozpraszało.
- Czy... Mama może ci już wspominała o sytuacji z Marcinem?
- Tak, rozmawialiśmy na ten temat.
~ I nic z tym nie zrobiłeś ~ stwierdziłem w myślach, marszcząc nieznacznie brwi. - No więc ja mam plan, żebyśmy obydwoje, w sensie ja i Marcin, poszli po szkole do pracy. Nie wybieram się na studia. Przynajmniej na mnie oszczędzicie pieniędzy. - zacząłem, obserwując nieodgadniony wyraz twarzy ojca. - Wynajmiemy małe mieszkanie, gdzieś... Z początku mógłbym liczyć na wasze wsparcie pieniężne?
- Wiesz, Adrian, jak było planowane.
- No tak, tak wiem, ale się pozmieniało. Wszystko. Chcę mu pomóc.
- To dość szlachetne z twojej strony, ale czy naprawdę chcesz zepsuć sobie przyszłość ze względu na swojego kolegę?
- Tato, pójście do pracy po technikum to wcale nie niszczenie sobie życia... - zmarszczyłem brwi. - Zresztą - urwałem na moment i odwróciłem głowę na bok. - Marcin to nie kolega. - w końcu powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Co?
- Marcin to nie kolega. - powtórzyłem, podnosząc na niego spojrzenie. Wciąż nie potrafiłem odgadnąć, jakie uczucia ogarnęły ojca. Wydawał się być spokojny lub obojętny albo i jedno i drugie, o ile była jakakolwiek różnica. Ojciec w sumie jakimikolwiek uczuciami nie był targany, wyglądał wciąż tak samo. Przez moment milczał, a potem westchnął głęboko.
- Przynajmniej rozwiałeś wszystkie moje wątpliwości.
- Co masz na myśli? - spytałem niemrawo.
- Od dawna podejrzewałem, że masz inną orientację. - przyznał w końcu i przyłożył dłoń do czoła, przymykając na chwilę oczy. Czułem się skrępowany. Że też takie wieści zawsze musiały być dla ludzi uciążliwe... - I w sumie nie jest to dla mnie nowość, że jest to Marcin. - dodał w końcu, podnosząc wzrok, ale nie patrząc na mnie. - Od paru lat przygotowywałem się na to, że pewnego razu zamiast dziewczyny, przedstawisz mi chłopaka. - jego kącik ust drgnął na moment ku górze, ale czy to był ironiczny uśmiech czy pozytywny...? Tego nie wiedziałem. W mojej głowie mignęły mi wspomnienia z pojedynczych rozmów z ojcem. Nie zawsze nasze relacje były takie, jakie były teraz. Kiedyś dużo rozmawialiśmy.
- Unikałeś mnie... - mruknąłem, w końcu rozumiejąc zachowanie ojca. - Unikałeś mnie tylko ze względu na swoje podejrzenia, tak? - spytałem obojętnie, choć w głębi miałem mu to za złe. Wbiłem w niego intensywne spojrzenie, ale zdaje się, że ojciec w pewnym momencie z pełną premedytacją zignorował moją obecność. - Dobrze. - powiedziałem, podnosząc się z kanapy. - Mam to w dupie, że mnie ignorujesz, bo dla mnie ty, tak samo jak ja dla ciebie, nie istniejesz. Ale ten plan, który ci przedstawiłem, mam zamiar go zrealizować tak czy inaczej. Obiecałem matce, że cię  o tym poinformuję. Tak też zrobiłem. - rzuciłem, zachowując obojętną twarz
- To twoje życie, Adrian, rób sobie z nim co chcesz. - odezwał się nagle, kiedy już kierowałem się do wyjścia z salonu. Westchnąłem cicho i odszedłem w milczeniu. Teraz nie wiedziałem, co o tym sądzić. Ta sytuacja nie zabolała mnie jakoś mocno. Może dlatego, że jego podejście do mnie od paru lat już bolało tak samo, że się do niego przyzwyczaiłem. Tak już bywało. Tak już musi być.

6 komentarzy:

  1. Cześć!
    Te trzy rozdziały naprawdę dobre. Reakcja mamy Adriana rozbroiła mnie, ale ona chyba na wszystko reaguje żartem. Przypomina mi moją siostrę:"A niech się dzieje co ma się dziać z moim dzieckiem". Moim zdaniem w tym wieku słuszna reakcja. Człowiek najlepiej, a raczej najszybciej uczy się na sparzeniach :). Reakcja ojca hmm... Dziwna, bardzo dziwna. Wiem, że są tacy ojcowie, np. mój. Ale reakcja ojca Adriana była niezrozumiała dla mnie. Zupełnie jakby mu powiedział wprost:"Czułem, że jesteś pedałem, zawiodłem się na tobie, a teraz mam cię w dupie". Dobrze, że Adrian ma takie łagodne usposobienie i przyjmuje to z taką lekkością.

    Dziwi mnie to, że jeszcze nie zapytał się o to czy Ksawery wciąż posuwa Marcina. Przyznaję, że to jest ciut nierealistyczne. Ja wiem, że miłość przenosi góry i takie tam. Ale wątpię, że ktokolwiek chciałby być zdradzany. Rzadko kto jest tak wyrozumiały.

    Marcin trochę przypomina mi mnie, taki panikujący, niewidzący opcji, czekający na przebieg zdarzeń. Chociaż u mnie te predyspozycje ujawniają się, jak mam dość życia. W sumie pod względem psychologicznym obie postaci pasują do siebie jak najbardziej. takie Yin i Yang. Marcin twardo stąpa po ziemi, a Adrian to lekkoduch.

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, z tak niezrozumiałym podejściem można się zmierzyć w rzeczywistości. Co do podejścia Adriana do relacji między Marcinem a Ksawerym, cóż, nie mam wyjaśnienia. Mogłabym snuć wnioski, że może jest zbyt zdesperowany i w tej kwestii faktycznie mieć swoje poglądy, którymi się kieruje. W każdym razie tego, co robi ojciec Marcinowi, nie uznaje za zdradę. Czy to dobrze czy nie, pozwalam tym postaciom postępować jak chcą i podświadomie podsuwam ich cechy, o których nawet pewnie nie wiem i nie jestem w stanie wyjaśnić.
      Mam nadzieję, że jedynie w kolejnych rozdziałach się wyjaśni. Dziękuję za konstruktywną opinię i za zwrócenie na to uwagi. :D

      Usuń
    2. Czekam ^•^

      Usuń
  2. Nawiązując dalej :)

    To nawet nie jest jakaś krytyka. Zwykłe, hmm rzuciło mi się w oczy, ale patrząc na to od strony psychologii. To jest nawet dobre. Często człowiek nie zdaje sobie sprawy, że z nim, coś jest nie tak. I chyba Adrianowi tak się wydaje. A możliwe, ze też ma ze sobą problem, mając takiego ojca. Takie tam moje snucie. Jakoś ten wątek mnie zaintrygował, bo dla mnie zdrada czy "dzielenie się kimś", to największe zło. Hehe :D, choć zaborczy nie jestem. Ufam, ale moje zaufanie traci się raz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeczę, że Adrian to cząstka mnie (zresztą, nietrudno przelać siebie w stworzone postaci). Biorąc pod uwagę fakt, że Marcin był dla Adriana przyjacielem, a później jakoś to "rozkwitło", jak i biorąc pod uwagę empatię Adriana i to, że dość krótko wie o tej sytuacji Marcina, możliwe jest jego właśnie takie zachowanie. Nie jest powiedziane, że pociągnie tak długo ze świadomością o tym, co się dzieje w domu z Marcinem (oczywiście, to absolutnie nie jest spoiler, czy coś) i nie jest powiedziane, że jego ta sytuacja nie przerasta. Póki co, nie mógłby się od Marcina odsunąć. Tak ja to widzę, poznałeś punkt widzenia autora, ale mam nadzieję, że nie wysnujesz żadnych pochopnych wniosków co do kolejnych rozdziałów :D

      Usuń
    2. Poczekam cierpliwe na następny rozdział ;)
      Już się nie mogę doczekać!

      Usuń