Rozdział 26

Ojciec był już w domu, kiedy wróciłem. Ze spuszczoną głową zająłem się zdejmowaniem kurtki i butów. Z salonu dochodził dźwięk włączonej telewizji.
- Wróciłem. - rzuciłem dość głośno w progu, wchodząc do pomieszczenia, gdzie się znajdował ojciec. - Przepraszam, że nie zdążyłem nic tutaj ogarnąć. - dodałem, kiedy poczułem jego wzrok na sobie. Był dziwnie spokojny, ale wyglądał tak, jakby zaraz miał wybuchnąć, jak zawsze.
- A szkoda. - powiedział po chwili. - Miałeś dzisiaj w końcu mnóstwo czasu. - słysząc to, uniosłem delikatnie brew. - Nie było cię dzisiaj w szkole.
~ To chyba jakiś żart, że on nawet o takich pierdołach wie. ~ pomyślałem, milcząc i zastanawiając się, skąd o tym wiedział, skoro moja frekwencja nie była zła.
- Mógłbym chociaż wiedzieć, czemu?
- Źle się czułem. - wzruszyłem ramionami. Taki był stan rzeczy.
- No dobrze. - westchnął cicho. - Obiad masz w kuchni.
Dzisiaj był dzień dobroci dla zwierząt, a tak przynajmniej mniemałem. Zdarzały się takie dni. Raz na jakiś czas potrafił się zachowywać jak ojciec, zachowując się tak, jakby nic nigdy się nie stało. Tak po prostu. A ja... A ja co mogłem zrobić, jak po prostu z tego nie korzystać? W takie dni mogłem zwyczajnie odetchnąć. Dlatego też również udawałem, że wszystko było w porządku. Skierowałem się do kuchni, by dorwać się do garów, w których znowu było przygotowane na szybko żarcie.

Przez moment przypomniałem sobie jak sprzed laty to matka gotowała. Jej jedzenie było dobre, a przynajmniej na pewno lepsze od tego, czym tutaj się żywiliśmy już od dłuższego czasu. Ojciec nie miał czasu, ja z kolei talentu ani drygu do gotowania. Jedyna moja umiejętność, to obsługa programów graficznych przy użyciu tabletu. Nie wiedziałem, po kim odziedziczyłem duszę artysty. Czasem się zastanawiałem, czy może matka kiedykolwiek była uzdolniona w tym kierunku, ale i nawet czegoś takiego o niej nie wiedziałem. W głębokiej refleksji nabrałem jedzenia na talerz i skierowałem się na górę. Rozsiadając się przed komputerem, zniknąłem, jedynie słysząc jak po czasie ktoś zapukał do naszych drzwi.

***

Było tak spokojnie przez kolejne dni. Nawet rzadziej zdarzało mu się popijać, choć wciąż to robił, ani razu nie wybuchł. Rzucał jedynie w moją stronę nieodgadnione, przeszywające spojrzenia, a potem machał ręką w geście pozwolenia, że mogłem spokojnie odejść. Nie wierzyłem w cuda, więc owszem, miałem złe przeczucia. Niemniej jednak - korzystałem z tego ile mogłem. Chyba każdy by tak zrobił na moim miejscu.

- Wycieczka? - mruknąłem pod nosem, spoglądając nieprzytomnie na to, co się działo w klasie.
- Tutaj Adam wyszedł z inicjatywą, żeby w końcu zrobić klasową wycieczkę - tutaj mimowolnie kącik jej ust drgnął ku górze -  i żebyście w końcu się zmotywowali i się jakoś dogadali. To jest ostatnia klasa, ostatnie chwile należy ze sobą jakoś spędzić, no ale to od was zależy. - mówiła przy swoim biurku krótkowłosa kobieta, nauczycielka jednego z przedmiotów zawodowych jak i również nasza wychowawczyni. Oparłem policzek o nadgarstek i zerknąłem na Adriana. Porozumiewawczo przyznaliśmy sobie rację, iż pomysł nie wypali. Wzruszyłem ramionami. Większość ludzi z naszej klasy to wyrzutki, którzy nie wiedzieli, do jakiej szkoły pójść. Nawet liczba dziewczyn jest zaskakująco duża jak na informatyczną klasę. Każdy ma różną mentalność i poglądy na tyle, że jesteśmy podzieleni i nigdy nie udało nam się zgrać i uzyskać większości chętnych na jakąkolwiek wycieczkę.
- Zaraz będziemy narzekać na siebie, że nie potrafimy się zgrać... - mruknął znudzony Adrian pod nosem, a ja tylko kiwnąłem głową potwierdzająco.
- Nie musi być to nie wiadomo jakie cudawianki na kółkach, ale przecież chyba na dwudniową potraficie się jakoś zgadać. - kontynuowała, spoglądając na klasę, w której panował wszechobecny mętlik słowny między uczniami. Ktoś z tyłu szturchnął w ramię Adriana, na co ten się odwrócił do tyłu w stronę Łukasza.
- Jak nie potrafimy się zorganizować wszyscy, to organizujmy się w połowie i zróbmy własną wycieczkę.
- Kanibal, wycieczka z twoich ust za każdym razem brzmi jak po prostu popijawa do porzygu. - zaśmiał się, na co ja parsknąłem śmiechem.
- No a co innego się robi na wycieczkach? - spytał retorycznie z głupawym uśmiechem na ustach.
- W tym miesiącu krucho u mnie z kasą. - odpowiedział.
- No a ty, Marcin? - zwrócił się do mnie.
- Średnio - rzuciłem, zerkając na moment na Adriana.
- No co średnio. Patrzcie, możemy wynająć domki, w wiosce obok, tanie, w zaciszu, drogo to nie wyjdzie, nawet jeśli w kilku się zbierzemy. Pójdę pogadam z wychowawczynią jeszcze, to może kilku naszym osobom z klasy usprawiedliwi nieobecność.
Ja i Adrian zerknęliśmy na siebie w tym samym czasie. Ja skrzywiłem się nieznacznie, a on wzruszył lekko ramionami, ale po chwili skinął głową w geście, że jednak nie miałby nic przeciwko.
- No w sumie można... - odezwałem się w końcu. - A kogo byś wziął?
- Szczerze, nie sądziłem, że dasz się przekonać. - powiedział Łukasz znów z tym głupawym uśmiechem na twarzy. Zmarszczyłem delikatnie brwi.
- Cuda się zdarzają. - odparłem tylko tyle. To fakt, rzadko pojawiałem się na jakichkolwiek spotkaniach ludzi z klasy. W ogóle gdziekolwiek.

Po lekcji Łukasz podszedł uzgodnić to z wychowawczynią. Potem zarzekł się, że wszystko sprawdzi w kwestii tej grupowej wycieczki i dopiero po uzgodnieniu z nami i resztą ekipy, zarezerwuje domki. "Jeśli zepniemy w końcu poślady to może i w tym tygodniu nawet pojedziemy." tak właśnie powiedział. W ewentualny skład poza mną, Adrianem i Kanibalem wchodziliby: Patryk, drugi klasowy błazen i komik w jednym. Mateusz, czyli człowiek, który bez zapalenia zioła zachowuje się jak zjarany, wiecznie uśmiechnięty, wolny w swoich czynach, cichy i spokojny. Adam, który ma zapędy homoseksualne, ale zawsze pod przykrywką żartu, arogancki i ambitny. Asia, która często porusza temat orientacji Adama, typowa dziewczyna, która nie wie, co tak naprawdę robi na profilu informatycznym, ale przynajmniej rozróżnia procesor od dysku twardego. Magda, spokojna aczkolwiek całkiem zabawna dziewczyna, ma własne zdanie i nie boi się go powiedzieć na głos. Michał, po prostu mangozjeb (ma więcej ambicji i zainteresowań, ale wszyscy na złość mówimy, że jest tylko mangozjebem).

- Do końca roku jeszcze ponad miesiąc. - usłyszałem z ust Adriana, idąc jedną z mało uczęszczanych dróżek w stronę mojego domu. - To trochę dużo... - dodał ciszej po dłuższej chwili i delikatnie przejechał palcami po mojej dłoni- I już nie mogę się doczekać. - mruknął, zerkając na mnie z błyskiem w oku. Czując ten dotyk na swojej skórze miałem ochotę na więcej bliskości, nietrudno było zgadnąć, że Adrian też.
- Też bym chciał, żebyśmy mieli miejsce i czas tylko i wyłącznie dla nas. - westchnąłem cicho, a potem zerknąłem na niego, posyłając mu blady uśmiech. Właśnie wychodziliśmy z dróżki prowadzącej przez działki. Było to już bardziej widoczne miejsce. - Tutaj się rozstajemy. - powiedziałem po chwili.
- Ta... - mruknął pod nosem Adrian, na moment zatrzymując wzrok na moich ustach. - To do jutra.
- Tak, do jutra. - uśmiechnąłem się szerzej na pożegnanie i rozeszliśmy się w swoje strony.  Gdy szedłem ten kawałek sam, napadła mnie znów masa wątpliwości. Było między nami relacje były w jakiś sposób niekompletne. Może szukałem dziury w całym, ale... Ciekawiło mnie to, na jak bardzo długo Adrian utrzyma swoje lekkie podejście do tej sytuacji. Nie rozumiałem tego typu ludzi. W niczym nie widzieli oporów, przenosili góry. W moich oczach on był nieugięty i uparty, często zdecydowanie aż za bardzo.
Przekroczyłem próg drzwi i rozejrzałem się. Ojciec nie wrócił jeszcze z pracy, dlatego też miałem czas na posprzątanie domu. Zanim się jednak za to zabrałem, podłączyłem telefon do głośników w salonie i puściłem na prawie cały regulator jedną piosenkę na zapętleniu i jak chory słuchałem rapu, zajmując sobie nią myśli, a sprzątaniem swoje ręce i nogi. Zajęło mi to niecałą godzinę. Widząc przez okno nadjeżdżający samochód ojca, poszedłem szybko ściszyć głośniki i odruchowo skierowałem się do łazienki, zwyczajnie chcąc przedłużyć sobie czas, w którym nie było potrzeby interakcji z nim.
- Cześć, tato. - mruknąłem po wyjściu z toalety.
- Cześć. Marcin, chodź, porozmawiamy. - rzucił, wieszając kurtkę. - Co jest na obiad, tak przy okazji? - zachowywał się spokojnie, choć na samą myśl o rozmowie się wzdrygnąłem.
- Danie specjalne - pierogi z biedronki...
- Ugotowałbyś raz coś dobrego.
- Mhm. - mruknąłem. ~ Kiedyś próbowałem, to powiedziałeś, bym więcej nie gotował. ~ pomyślałem, ale już nie powiedziałem na głos. Ojciec nabrał jedzenie na talerz i skierował się do kuchni.
- Pamiętasz, jak mówiłem, byś się nie zadawał już z Adrianem?
Serce zabiło mi szybciej. No tak, musiał kiedyś powrócić do tego tematu. Po tym czasie spokoju, po prostu musiał. Uniosłem brew i nie odezwałem się, zamiast tego oczekiwałem kontynuacji.
- Oczywiście nie spodziewałem się, że mnie posłuchasz. - uśmiechnął się ironicznie. Postawił swoją walizkę i otworzył nią, wyciągając z niej zdjęcia, które rzucił bezceremonialnie na stół. Podszedłem nieznacznie bliżej i otworzyłem szerzej powieki.
- Co... - zmarszczyłem brwi. - Po co?
- Jeśli się mnie nie posłuchasz, te zdjęcia ujrzą światło dzienne. - powiedział zimnym tonem, spoglądając na mnie surowo. - Chyba nie chcesz, żebym również powiedział to samo twojemu kochankowi, prawda? Dlatego sam się od niego odetnij, zanim ja to zrobię.
Spoglądałem na zdjęcie, na którym ja i Adrian trzymaliśmy się za ręce. Starałem sobie przypomnieć, kiedy to było, przypomnieć sobie cokolwiek, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Zacisnąłem dłonie w pięści, czując, jak moje oczy robią się szklane. Co ja mogłem zrobić?
- Dlaczego? - spytałem słabo, kierując na niego zdenerwowany wzrok, ale on nie odpowiadał. Oprócz bezradności, poczułem coś innego. Kolejna moja bariera pękła. Nie mogłem wytrzymać. W pewnym momencie chciałem się na nim odegrać za wszystko, co mi zrobił. Za moje życie godne ścierwa. Za to, że tak mnie traktował. Za to, co mi robił. Za to, że jest źródłem mojej bezradności. Za wszystko.
- Odpowiesz mi w końcu?! -  krzyknąłem nie mogąc wytrzymać tej ciszy i nawet nie wiem kiedy, chwyciłem talerz, z którego już miał zamiar jeść i z całej siły rzuciłem nim w stronę szyby. Słychać było szczęk rozbitego szkła.

3 komentarze:

  1. Wow!
    Super rozdział. Sam nie rozumiałem zachowania Ksawerego, na początku myślałem, że planuje jakieś samobójstwo, albo coś naprawdę mocnego(i tu się nie pomyliłem). Swoją drogą przez chwilę myślałem, że opowiadanie zamieni się w: "Zabiłem własnego ojca", taki tam nawiązanie do filmu :p. Najbardziej boje się tego, że Marcin ulegnie i zostawi Marcina.No i ciekaw jestem tego Adama, czyżby miał odegrać jakąś rolę? A tak szczerze czekam na kontynuację!!! Jestem ciekaw co też wykombinowałaś dla swoich bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " że Marcin ulegnie i zostawi Marcina" Nie wiem czy to moja wina, ale również mylę Marcina z Adrianem, ale mam nadzieję, że jednak w opowiadaniu nie umieściłam żadnego takiego błędu. xD
      "Zabiłem własnego ojca" w sensie "zabiłem swoją matkę"? Czy jak ten film się zwał... No i oczywiście wszystko w swoim czasie :D Dziękuję za komentarz. :)

      Usuń
  2. Tak tytuł specjalnie zmieniłem :D. A to z Marcinem to kwestia już przemęczenia. ;)

    OdpowiedzUsuń