Drugie oblicze Adama.
Skierowałem się w stronę bułek. Stojąc przy nich, zerknąłem na rozmawiających Adriana i Marcina. Pochwyciłem szybko jedną bułkę i wpakowałem ją do worka, po czym jeszcze zniknąłem za regałem, przy którym stała dwójka. W ten sposób znalazłem się z drugiej strony i pod pretekstem wybierania jakichś produktów, mogłem przysłuchać się ich rozmowie. Może to było dość głupie, ale chciałem po prostu dowiedzieć i rozwiać swoje wątpliwości.
- Wróciłem, możemy iść do kasy. - zakomunikowałem, kiedy znalazłem się przy nich, przybierając uśmiech od ucha do ucha. W mojej głowie wciąż toczyłem analizę ich rozmowy, która, mimo wszystko, wciąż nie za wiele mi mówiła.
Jednakże kiedy się ich obserwowało z boku, można było wyczuć tę dziwną atmosferę. Romantycznie mógłbym ująć to tak, że wydawało się, że ich relacje to coś więcej, niż tak zwana przyjaźń. Tak naprawdę często można było wyczuć między nimi seksualne napięcie. Żaden kumpel na drugiego kumpla nie patrzył TYM wzrokiem. Ich spojrzenia były takie, jakby tarli krzemień o krzemień. Nie wspominając już o tym, że sposób, w jaki się dotykali... Był po prostu kurwa inny.
Będąc w trakcie lekcji, zacisnąłem mocniej długopis w ręku, widząc, jak Adrian przeczesał delikatnie włosy Marcinowi. Czy oni naprawdę myśleli, że nikt na nich nie patrzył? Czy naprawdę większość klasy myślała, że ich takie naturalne zachowanie wynika z przyjaźni? Czy po prostu zgrywała ślepych debili? Westchnąłem cicho pod nosem, nie potrafiąc się skupić na lekcji ani na moment. Różnica między mną, a resztą klasy była taka, że tylko mnie osobiście bolał fakt, że mój obiekt westchnień był przez kogoś zajęty. Teraz, gdy okazało się, że wspólnie pojedziemy na wycieczkę, miałem okazję, by coś zrobić w tym kierunku. Jak się bawić, to bawić, prawda?
- Te, Kanibal. - szturchnąłem obok siedzącego Łukasza, wyrywając się z nagłego zamyślenia. Mój wzrok skierował się na twarz tego idioty, a potem na mój zeszyt, do którego się dorwał. - No pierdol się, chuju... - warknąłem pod nosem, wyrywając mój zeszyt. - Kutas. Jak oryginalnie... - mruknąłem, wzdychając cicho, na co odpowiedział mi cichy śmiech Łukasza.
- Ej, wybacz, to nie moja wina. Myślałem, że po gimnazjum dojrzeję i rysowanie karnych kutasów mnie nie będzie śmieszyć, ale... Myliłem się. Wciąż śmieszą.
- Bo nie dojrzałeś. - dogryzłem mu niemal natychmiast, przeszukując kartki. Malowidła były też jeszcze na kilku innych stronach. - Serio... - prychnąłem.
- Już, już. - powiedział nader przesłodzonym głosem i pogłaskał mnie po ramieniu, chcąc zgrać głupa i tym samym bardziej wyprowadzić mnie z równowagi. Ja machnąłem ręką, mówiąc mu krótkie "spierdalaj". - Ale coś chciałeś mówić.
Wyprostowałem się, chcąc sobie przypomnieć, o co chciałem się zapytać. Mój wzrok zawiesił się na Marcinie.
- Nie sądzisz, że ich relacje... Są trochę dziwne? - spytałem szeptem, nachylając się w jego stronę.
- Huh?
- Nie zauważyłeś tego? Jak się na siebie patrzą... Albo dotykają?
- Co ty pierdzielisz... - mruknął Łukasz, a mina nagle mu spoważniała. - Twierdzisz, że są tymi... Pedałami?
- Nie pedałami, tylko gejami, debilu...
- Cokolwiek. Dla mnie to to samo.
Westchnąłem cicho.
- Czyli nie widziałeś?
- Mózg ci się od zioła przepalił. Osądzanie dwóch kumpli o pedalstwo jest... Chujowe. - skwitował z lekką pogardą w głosie. - Albo to ambicje wyżerają ci mózg. - pokręcił głową z dezaprobatą, na co jedynie się bardziej rozjuszyłem.
- Ambicje? A co mają do tego ambicje? - spytałem pretensjonalnie, podgłaśniając swój ton, ale na szczęście moje słowa wciąż ginęły wśród szumu w klasie.
- Nie wiem, stary, po prostu czasem ci odbija. - powiedział zrezygnowanym tonem i odwrócił głowę. Zamilkliśmy, a ja, nieco poddenerwowany, wróciłem do spoglądania na tę dwójkę. Z drugiej strony karmiłem się nadzieją, że moje wnioski tak naprawdę były nieprawdziwe, wynikające z niezwykłej zazdrości.
***
Wróciłem do mieszkania, w którym jeszcze nikogo nie było, poza psem, na którego każdy wołał po prostu Pies. Pupil z wywalonym jęzorem na wierzchu przywitał mnie, skacząc po mnie i merdając ogonem. Pogłaskałem go krótko, po czym rzuciłem plecak w kąt mojego pokoju. Stojąc w salonie, zerknąłem na azyl mojego ojca. Jego tajny pokoik zamykany na klucz, który często stawiał po prostu na półce z przeświadczeniem, że nikt z rodziny nigdy go nie brał. Nietrudno było zgadnąć, jak bardzo się mylił. Zdarzało mi się zwyczajnie wkraczać do jego pokoju, wiedziony inspiracją jego zawodu. Dawniej również chciałem pracować jako detektyw albo obracać się ogólnie w tej dziedzinie, jednakże nie miałem zbytnio wielkiego wyboru w tym małym miasteczku. W sumie zawód informatyka nie był zły, a zawsze można byłoby się przekwalifikować.
Może to był syndrom chęci posiadania wiedzy również o wszystkich. Zastanawiałem się często, jakich ludzi ojciec obecnie śledził, nieważne, jakie było zlecenie. Wkraczając do pokoju, na jego biurku leżała koperta, a w niej zdjęcia. Czy to były kopie oryginału, czy same oryginały - nie było to istotne. Sięgnąłem po nie dłonią i wyciągnąłem z koperty.
Na zdjęciach znajdowały się dwie osoby trzymające się za ręce. Niewątpliwie przypominały te dwie konkretne osoby z mojej klasy. Poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku. Życie bywało okrutne, prawda? Uśmiechnąłem się ironicznie i włożyłem z powrotem zdjęcia do koperty, a kopertę odłożyłem na biurko, starając się, by była idealnie w tym samym miejscu. Wyszedłem, zamykając drzwi na klucz, który z kolei postawiłem również tam, gdzie powinien był się znajdować. Życie bywało okrutnie niesprawiedliwie.
Egzystując w małym mieście i pełnym dresów, ze świadomością, że za inność każdy mógłby ktoś cię uderzyć w twarz, że praktycznie niemożliwym by było, żeby chłopak, w którym się zakochasz, nigdy nie odwzajemni twoich uczuć, nagle się dowiadujesz, że twój obiekt westchnień również jest gejem. W dodatku zajętym.
Na ten monolog w głowie znów zaśmiałem się ironicznie. Byłem pechowcem w miłostkach. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tego, że byłem również bardzo zdesperowany. Nie zamierzałem się poddać. Wycieczka była naprawdę świetną okazją, by zrobić krok w tym kierunku i dać upust swoim fantazjom. W moim dość próżnym myśleniu stwierdziłem, że wszystko zrzuci się na alkohol, a później każdy o wszystkim zapomni.
Cześć!
OdpowiedzUsuńOstatnie rozdziały jak zwykle dobre i rozwiały wiele moich wątpliwości. Dobrze, że Marcin postawił się ojcu i wreszcie powiedział magiczne słowo do Adriana. Adrian chyba traci swój entuzjazm, ale na całe szczęście wygląda na to, że Marcin zaczyna walczyć o swoje życie, więc chyba konfliktu większego nie będzie. Choć czuję, że przygotowałaś coś grubego jeśli chodzi o Ksawerego. Nie mogę się doczekać. Swoją drogą świetnie budujesz napięcie w swoim opowiadaniu.
Adam wydaję się być ciekawą postacią, choć nie wiele wiadomo na jego temat. Przyznam zainteresował mnie ten wątek. No i ciekawe w którym się podkochuje. Stawiam na Marcina, w końcu ci co uważają się za beznadziejnych często stają się obiektem pożądania. Znaczy Marcin nie docenia sam siebie.
Z drugiej zaś strony znając się na osobowościach etc. to najlepiej pasowałby Adrian do Adama. Ambitny Adam i wyluzowany Adrian, to dla nich byłaby mieszanka idealna. Jeden i drugi mógłby się nauczyć czegoś od siebie. No nic ja sobie już pogdybałem, a tymczasem czekam na kontynuację :D
Pozdrawiam ;)
P.S. masz talent do tworzenia charakteru postaci, naprawdę podoba mi się to jak od początku do końca ich kreujesz :)
Dziękuję :D Jak zwykle konstruktywna opinia, która mnie usatysfakcjonowana ;)
UsuńA swoją drogą alkohol Adam, Marcin i Adrian, jakoś zapachniało mi trójkątem. Hahaha, ale to już po prostu moje złe myśli :P
Usuń