Rozdział 31

Sam się nie mogłem doczekać, aż zwyczajnie się napijemy. Zresztą, nie ja jedyny. Kręcąc się wśród natury i chodząc szlakami, nie dostrzegłem nic bardziej fascynującego niż drzewa. Widok naprawdę urzekający. Tak właśnie sobie rzucałem sarkazmami w głowie, kiedy szedłem w grupie kolegów.
- ... Stary, w nowych chapterze One Piece jest miazga... - słyszałem głos dochodzący gdzieś z przodu. Należał do Michała.
- Nie spoileruj, proszę. - odpowiedział Adrian. Szedłem parę kroków za nimi, obserwując otoczenie, nieświadomie wyrażając swoje zniesmaczenie na twarzy.
- Marcin? - usłyszałem śmiech Magdy, która wlepiła we mnie swoje brązowe oczy. - Świetną masz minę.
- Taaa... - parsknąłem śmiechem pod nosem, zdając sobie sprawę z tego, jak musiałem wyglądać -  Która jest?
- Przed dwunastą jakoś będzie.
- Ej, Michał! - zawołałem, na co się odwrócił - A znasz jakiś szlak, który prowadzi do monopolowego? - pozwoliłem sobie na delikatną aluzję. W końcu po alkoholu wszystko było piękniejsze. Tamci zaśmiali się.
- A mówią, że to ja jestem alkoholik! - skomentował Patryk, uśmiechając się od ucha do ucha.
- No niedaleko jest, to można kupić po browarze, by spacerowało się lepiej...
- Ja po browarze łapię tylko smaka na kolejnego, więc to niekoniecznie dobry pomysł. - kontynuował Patryk.
- To sobie kupisz dwa. - wzruszył ramionami Michał, po czym zerknął na mnie. - Zaraz dojdziemy do innej mieściny, to coś tam się na pewno znajdzie.
- Zaraz? Czyli za ile?
- Około pół godziny, chyba wytrzymasz, nie?
- No.

Powoli wychodziliśmy z gęstego lasu. Znajdowaliśmy się na niewielkiej wzniesieniu. Tereny, które zamieszkiwaliśmy, były górzyste. Słońce o tej porze przygrzewało nieco mocniej i tym razem byliśmy zmuszeni do zdjęcia kurtek. Podczas wykonywania tej czynności poczułem lekki i krótki uchwyt na swoim nadgarstku. Przystanąłem. Zerknąłem na Adriana, który skinął głową w lewą stronę.
- Co?
- No patrz jaki zajebisty widok. Jak wtedy, pamiętasz? - spytał bardzo cicho. Moje serce zabiło nieco szybciej na to wspomnienie. Spojrzałem tam, gdzie drzewa odsłaniały widok na góry z oddali, a światło słoneczne sprawiało, że zieleń była bardziej soczysta. Nad linią horyzontu ukazywało się powoli oczyszczające się z chmur niebieskie niebo.
- No... No w sumie pięknie to wygląda. - pokiwałem głową, po czym zerknąłem w stronę ekipy, która była już jakiś kawałek przed nami i powoli znikali nam z pola widzenia za niewielkimi wzniesieniami. - Chodźmy już, bo jeszcze sobie coś pomyślą. - mruknąłem, krzywiąc się nieco na tę myśl.
- Hm... A nie sądzisz, że już dawno pewnie mają jakieś podejrzenia? - spytał nagle, na co znów szybko skierowałem na niego swój wzrok. - Przypuszczałeś kiedyś opcję, że ktoś z naszej klasy się może domyślać lub myślałeś kiedyś o tym, żeby komukolwiek z nich o tym powiedzieć? - wskazał palcem w stronę ekipy.
- Co tak nagle wyjechałeś z tym tematem...? - zamrugałem szybko powiekami. Szliśmy za ekipą, ale wciąż zachowując dystans. W pewnym momencie rzuciłem krótkie zerknięcie w stronę ziomków, by ujrzeć Magdę i Patryka, którzy odwrócili się w naszą stronę, po czym zwrócili się do siebie, najwyraźniej chcąc o czymś pogadać.
- W sumie to tak spontanicznie wyszło... - przyznał Adrian, przeczesując włosy. - Mimo wszystko odpowiedz.
- Pewnie, że myślałem, ale to zawsze wydawało się być dość... Odległe.
- Odległe? Patrz - skinął znów głową w stronę ekipy -  Nawet teraz o nas mówią.
Zmarszczyłem brwi i znów spojrzałem w stronę ekipy. No tak, ludzie zawsze mówili i będą mówić. Prychnąłem tylko pod nosem.
- To niech sobie mówią. - mruknąłem nieco oburzony i przyspieszyłem kroku, a Adrian poszedł w moje ślady. Nie zauważyłem głupawego uśmiechu na jego twarzy. Wkrótce dołączyliśmy do reszty. Nie wiem, jakim cudem, ale  nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że na poważnie mógłby ktoś z klasy coś podejrzewać. Może dlatego, że moje myśli na co dzień kręciły się wokół ojca lub zbereźnych myśli dotyczących Adriana. Ogółem miałem ważniejsze problemy na głowie, które przyprawiały mi klapki na oczach. Musiałem jednak przyznać, że świadomość o tym była dość niekomfortowa i przyprawiała mnie o wewnętrzny niepokój.
- Pedały wróciły. - przywitał nas z powrotem Adam z ironicznym uśmiechem na twarzy. Odruchowo zmarszczyłem delikatnie brwi.
- Japa. - odgryzł się krótko Adrian pół żartem, pół na poważnie. Blondyn uniósł brew, najwyraźniej wyczuwając prawdziwe myśli szatyna. Reszta w milczeniu spoglądała na tę dwójkę, słysząc pierwszy raz Adriana, który okazał brak cierpliwości w związku z takimi żartami. Adam, jak i reszta, nie odezwali się, by nie robiąc zbędnych kłótni. Atmosfera została szybko rozładowana, kiedy usłyszeliśmy krzyk Patryka.
- Ała, kurwaaa! - wrzasnął podczas upadku i wylądował podpierając się rękami. Ja, niestety lub nie, zatrzymałem akurat na nim wcześniej swój wzrok i widziałem cały jego upadek, które w mojej pamięci wyglądało tak śmiesznie, że po prostu wybuchłem śmiechem. Reszta tak samo. - Ja pierdole to nie jest śmieszne. - odparł odruchowo, kiedy się podnosił przy pomocy Michała. Następnie wyprostowany odwrócił się w naszą stronę i sam zaczął się śmiać. - Zobaczycie, karma wam się odegra. - pogroził nam palcem, wciąż zachowując swoje luźne podejście.
- No już, już. - Michał poklepał go po ramieniu. - Jak łapy? - spytał, na co ten spojrzał na swoje dłonie.
- Mają się dobrze. - odparł i otarł je o spodnie. Lekko zdarte i pobrudzone.
- Hej, Adam. - skierowałem się do blondyna, kiedy już się uspokoiłem. - A co z Kanibalem? - spytałem już powracając do swojego zobojętniałego wyrazu twarzy.
- On dojedzie do nas później, miał coś do załatwienia. Ach, no i pewnie weźmie ze sobą zapas zioła. - to brzmiało obiecująco. Bomba* połączona z alkoholowym upojeniem często bywała świetna.
- To trzeba jakieś śmieciowe żarcie kupić. - mruknąłem. - Dziewczyny, wy też będziecie palić?
- Raczej tak, ale mam nadzieję, że nie będą to chemiki.
- Zależy od kogo załatwi. - wtrącił się Adrian. - Raczej nie ma dobrych czy też uczciwych u nas dilerów w okolicy.

Powoli docieraliśmy do mniejszej mieściny. Wstąpiliśmy do miejskiej knajpy. Każdy zamówił sobie po szklance lanego i zimnego piwa. Tłumów nie było, ale nie byliśmy jedynymi klientami. Ja i Michał zostaliśmy przy blacie, by odnieść wszystkim piwa na stół. Potem już zasiedliśmy przy stoliku w komplecie. Trzymając w dłoni postawioną szklankę z piwem, przez moment złapałem stan refleksji.
- Hah, a tamci frajerzy siedzą w szkole. - prychnąłem nagle, po czym wziąłem kilka łyków.
- Ta... - westchnęła obok mnie Asia. - Tak to mogliśmy wszyscy pojechać i to gdzieś dalej, ale cóż, nie idzie się dogadać.
- To trochę przykre. To już jest czwarta klasa i to w dodatku za niedługo się rozstaniemy. - westchnęła Magda, a ja wzruszyłem ramionami.
- Tak szczerze to ich sprawa. - mruknąłem.
- No w sumie nie do końca, bo nasza też, skoro nas się tyczy.
- Chyba nie jesteśmy tu po to, by poruszać temat, na który nie mamy wpływu. - odezwał się głośno Michał, wtrącając się w spontanicznie zaczęty temat. - Przez cztery lata próbowaliśmy się zjednoczyć i nic z tego nie wychodziło. Trzeba zaakceptować stan rzeczy taki, jaki jest. Zresztą, to my się teraz bawimy, oni tracą.
- Dokładnie. - przytaknąłem. - Studniówka również nie wypaliła. To świadczy o tym, że nic się nie da zrobić.
- Nawet wychowawczyni się śmieje na słowo "wycieczka" - prychnął Adrian. - Chociaż jakieś chociażby ognisko pożegnalne przydałoby się zrobić...
- Ano. - przytaknęli wszyscy.  - Tak bez pożegnania to byłoby kiepsko. - skomentowała Magda, spoglądając intensywnie w swoje piwo. Uśmiechnęła się nagle głupkowato. - Ej, wypiłam pół piwa i czuję już alkohol.
Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową z dezaprobatą. Później, sącząc powoli w przyjemnej atmosferze browar, temat zszedł na nieco luźniejszy. Wypijając do końca chmielową ciecz, udaliśmy się jeszcze na zakup "śmieciowego żarcia" czyli po prostu popularnych przekąsek. Następnie szliśmy drogą powrotną do domków. Cała ta niewielka wyprawa zajęła nam około dwie godziny. Wkrótce wróciliśmy do naszego wynajętego domku. Tak samo niedługo przyjechał Łukasz. Wszyscy przywitaliśmy się z nim należycie.
- No, stary, masz coś dobrego?
- A ile macie kasy?
- Coś się zaraz sypnie. - powiedziałem, grzebiąc po kieszeniach. - Tak na dobry start dnia się zjarać, zanim przejdziemy do konkretnego chlania. To mi się podoba. - powiedziałem melodyjnie pod nosem. Wkrótce wręczyliśmy po piątce Łukaszowi, po czym skierowaliśmy się do miejsca przy oknie. Uchyliliśmy je, a następnie czekaliśmy aż Kanibal nabije lufkę. Wkrótce każdy z nas w kółku brał po trzy głębokie buchy bezpośrednio do płuc, aż dopóki nie skończył się zapas zioła.

1 komentarz: