- Ej, bo słuchajcie... - zacząłem spoglądając zaczerwienionymi oczami w sufit. - Mam idealną refleksję. Dlaczego niebo za dnia jest niebieskie a za nocy czarne? W końcu widok z Ziemi mamy na kosmos, a kosmos jest ciemną przestrzenią. Usłyszałem pomruk, świadczący o rozpoczęciu myślenia ze strony paru osób.
- W sumie... - odezwał się Marcin. - Ale w sumie nie wiesz? Przecież jesteś klasowym prymusem posiadającym największą wiedzę z naszej klasy, tylko po prostu technikum z liceum ci się pomyliło.
- Nie musisz być złośliwy. - odparłem spokojnie, mimowolnie delikatnie marszcząc brwi. - Fizykę mieliśmy trzy lata temu w pierwszej klasie, a przez ten czas chyba za dużo omijałem lekcji z astronomii na naszym profilu informatycznym. - kontynuowałem luźne rzucanie sarkazmu. Sięgnąłem po chwili paczkę chipsów i otworzyłem.
- Zastanawiające w sumie... - odezwał się nagle Adrian po paru minutach odstępu, po czym swoje zaczerwienione oczy, które wcześniej bezmyślnie wlepiał w podłogę pogrążony w ciszy absolutnej, skierował w stronę Marcina. - Dlaczego niebo jest niebieskie, hm...
- Adrian, ty nie masz oczu. - zaśmiał się Marcin, a ja w ciszy obserwowałem tę dwójkę, będąc w dużej mierze skupiony na jedzeniu i ruszaniu żuchwą, choć w głębi duszy odzywał się cichy głosik zazdrości. Minęło również trochę czasu zanim zorientowałem się, że coś dotykało mojego ramienia. Mozolnie odwróciłem głowę, by ujrzeć Kanibala, który oparł się o mnie policzkiem i nieudolnie sięgał do mojej paczki chipsów. Zamrugałem kilka razy, po czym przełknąłem jedzenie.
- Mam dać ci buzi? - spytałem nagle, przez co Łukasz wyprostował się szybko. Zaśmiałem się bardzo krótko, bo zaraz wróciłem do jedzenia.
- Jesteś całkiem spedalony. - powiedział w moją stronę, wciąż usiłując dorwać się do mojej paczki.
- Tak bardzo brzydko mówi, a taki ładny z buzi. - kontynuowałem odstraszanie go w luźnej formie, ten jednak się nie poddawał.
- Idź pan w cholerę. Podziel się, niewdzięczniku. Ja tu się wysilam, byś mógł zajarać, a ty nawet żarciem się nie chcesz podzielić. - chciał zrobić mi wyrzuty, ale mówił dość mozolnie. Ja westchnąłem cicho.
- Wiesz, że więcej paczek jest na stole, nie? - spytałem, kiedy skinąłem głową w stronę stolika, przy którym zresztą siedzieliśmy. Kanibal zawiesił wzrok na nim na moment, analizując intensywnie.
- A faktycznie... - mruknął i sięgnął po paczkę chipsów, by ją otworzyć i dorwać się do jej zawartości. Nikt nie zwracał na nas dużej uwagi ze względu na to, iż każdy był dosłownie w swoim własnym świecie.
- Ooo, chłopaki, to nie było czyste zioło, nie? - usłyszeliśmy lekko spanikowany głos Aśki. Magda obok niej siedziała i wpatrywała się w swoje dłonie. To na jedną, to na drugą.
- Nie wiem, a co? - zwrócił się do nich Łukasz.
- Chemiki są psychoaktywne, nie?
- Czasem tak. - odpowiedział automatycznie i bez zastanowienia.
- Te smugi światła... Przez firankę przechodzą, a ja je widzę bezpośrednio.
Wszyscy spojrzeliśmy na nią, nie rozumiejąc do końca, o co jej chodziło, ale jednocześnie to był stan, w którym jednak rozumieliśmy. To było coś, co bardzo trudno objaśnić. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę okna i zaczęliśmy widzieć bezpośrednio smugi światła.
- Takie... Taka wiązka światełka jakby. - odezwałem się niemrawo, obserwując uważnie zjawisko. - skomentowałem i kontynuowałem jedzenie chipsów.
- Zajebiste. - skomentowała Magda, machając palcem w powietrzu. - Zachowujemy się jak debile. - dodała, jakby próbując się wybudzić z tego stanu.
- Ej, panowie. - odezwał się Mateusz. - Szesnasta już dochodzi. - dodał, po czym wstał, a za nim ja, Adrian i Patryk. Skierowaliśmy się do kuchni, by z wnętrza lodówki dorwać się do pochowanych flaszek. Idąc na tury, część z nich wynieśliśmy do salonu. Kanibal przy okazji wyciągnął głośniki ze swojego plecaka i podłączył je do swojego telefonu.
- Dobra, wpierdalać będziemy później. Teraz musimy polać za naszą udaną wycieczkę. - powiedziałem, odkręcając pierwszą butelkę wódki, która była dobrze schłodzona. Polałem ostrożnie do wszystkich kieliszków. Ze względu na to, że widziałem wszystko w zwolnionym tempie, musiałem starać się być bardziej precyzyjny niż normalnie. Gdy wreszcie w każdym już kieliszku znalazła się ciecz szczęścia, wszyscy wstaliśmy i wznieśliśmy toast.
- Za to, byśmy zdali maturę.
- Za to, byśmy się w końcu zgrali.
- Za to, żeby nam faza tego wieczoru nie minęła.
- No i za to, żeby jutro nie było ostrego kaca.
- Przede wszystkim za udany wieczór, oczywiście. - każdy rzucał swoje toasty, po czym stuknęliśmy kieliszki o kieliszki. Następnie szybko przelaliśmy wódkę do swoich gardeł i w towarzystwie okrutnego i palącego smaku w gardle, niektórzy z nas sięgnęli po coś do popicia.
***
Nie piliśmy szybko. Niemniej jednak była już dziewiętnasta, kiedy byliśmy odpowiednio wcięci. Spoglądałem w stronę Adriana i Marcina, którzy rozmawiali o czymś przy oknie, popalając przy tym papierosa. Znów ogarnęło mnie to beznadziejne uczucie zazdrości spotęgowane odpowiednią ilością alkoholu. Zwyczajnie wstałem z miejsca, kiedy w międzyczasie Łukasz zapodał głośniejszą muzykę. Podszedłem do dwójki chłopaków, odruchowo wpychając się w między nich.
- Siema, chłopaki. - rzuciłem z uśmiechem na twarzy, obejmując ich obu ramionami.
- Siema. Już wcięty? Taka słaba głowa? - spytał nieco uszczypliwie Adrian, spoglądając na mnie.
- Za słabo to ja się mogłem napić. - odruchowo musnąłem palcami po brodzie Adriana. W naszym otoczeniu przy takim geście dopowiadało się jeszcze "łatwy jesteś", oczywiście w charakterze żartobliwym. Tak dużo było tych żartów, że ciężko było się zorientować, co jest prawdą, a co nie. Adrian popatrzył na mnie z zaskoczeniem, odchylając lekko głowę do tyłu, a Marcin wbił we mnie swoje spojrzenie. Skierowałem wzrok na bruneta i wziąłem od niego końcówkę papierosa. Bez słów mi ją oddał, zerkając na Adriana. Dopaliłem fajkę i wyrzuciłem przez okno peta.
- No, panowie, chodźmy się napić. - rzuciłem luźno, wracając do stołu. - Ej, kolejna kolejka! - zawołał, chcąc się przebić przez głośną muzykę. Niektórzy mieli już stan, w którym bezwstydnie tańczyli na środku salonu. Dlatego szybko się zerwali, by powrócić do swoich kieliszków, by zażyć kolejnej dawki alkoholu.
- Mamy w zapasie jakieś flaszki? - usłyszałem obok siebie głos Patryka. Spojrzałem na niego, odstawiając pusty kieliszek.
- Została jeszcze jedna. - odpowiedziałem, po czym obaj skierowaliśmy się do kuchni. Wyciągnęliśmy ostatnią. - Na tyle osób to się nie dziwię, że brakuje. - podrapałem się po głowie. - Trzeba skoczyć po kolejną. Ale to później. - machnąłem ręką, po czym wróciliśmy do salonu. - Została ostatnia wódka! - oznajmiłem głośno, stawiając ów przedmiot na stole. Kolejna wódka szybko zeszła. Im bardziej było się pijanym, tym więcej się piło. Pociągnąłem nosem, spoglądając w stronę pustej butelki.
- Ktoś idzie ze mną skoczyć po wódkę? - spytałem głośno. Przez chwilę nikt nie był zainteresowany.
- Ja. Muszę kupić sobie fajki. - Marcin stanął tuż przy mnie. Moje serce zabiło mocniej. Przez moment patrzyłem się na niego w ciszy, po chwili zdałem sobie sprawę, że musiałem wyglądać głupio.
- Ach, do dobra. - wyszczerzyłem się nieco bestialsko, jak to w moim stylu. - Czyli będziemy sami. - rzuciłem krótkie zerknięcie w stronę Adriena, który wyraźnie coś wyczuwał. Mimo wszystko wciąż wciąż kryłem się pod kamuflażem żartów. Marcin spoglądał na mnie obojętnie, choć już nieco przymglonym alkoholem wzrokiem. - W takim razie chodźmy. Tylko wezmę sobie piwo na drogę. Chuj, że będę mieszać wódkę z piwem.
- Hm... - mruknął Marcin. - w sumie to ja też wezmę. - odezwał się i również pochwycił piwo w butelce, wcześnie otwierając je otwieraczem.
Narzuciłem są siebie kurtkę, brunet również, i oboje wyszliśmy w drogę, niedługo wychodząc na jakąś polną drogę, w międzyczasie popijając chmielową ciecz. Wieczór nastawał szybko, dlatego też było już ciemno no i przede wszystkim chłodno. Niebo było czyste i odsłaniało księżyc, który nieco oświetlał dróżkę. Przez jakiś czas szliśmy w ciszy, której dłużej nie potrafiłem znieść. Podniosłem wzrok na Marcina.
- I jak? Podoba ci się?
- Ale co. - odpowiedział niechętnie i sceptycznie.
- No ta impreza.
- Jest świetna. - znów mało entuzjastyczna odpowiedź. Westchnąłem cicho. - Wybacz za objawy szczerości, tak czasem miewam pod wpływem alkoholu, ale nie wyszedłem o tym, żeby popierdolić o niczym, tylko wyszedłem kupić fajki.
Musiałem przyznać, że taka odpowiedź zdecydowanie mnie dotknęła. Przez moment nawet wyglądałem jak zbity pies i pewnie Marcin by to zauważył, gdyby nie fakt, że było ciemno, a on nawet na mnie nie patrzył.
- Wiesz... - zacząłem, uśmiechając się ironicznie. - Nie musimy gadać o niczym. Możemy porozmawiać o czym tylko chcesz. - powiedziałem, dopijając szybko piwo i odrzuciłem gdzieś na bok w krzaki.
- A mamy o czym? - spytał znów, pijąc wciąż jeszcze swoje piwo. Kiedy przyglądałem się jego oczom, zdawały mi się być zamglone. Musiał być bardziej pijany niż wydawał się być.
- Naprawdę, czemu jesteś taki złośliwy? - pytanie poprzedziłem cichym prychnięciem, tym samym chcąc przyjąć postawę obronną. Brunet zamilkł i spojrzał na mnie.
- W sumie to...
- Okres?
- Wal się. - warknął, powracając do picia piwa.
- Wybacz. - złagodniałem. Przecież nie chodziło o to, by się z nim pokłócić. - Naprawdę, przepraszam. Coś się stało?
- Skąd to pytanie...? - westchnął cicho, kończąc piwo, a pustą butelkę również wyrzucił.
- Nie wiem, po prostu mam wrażenie, że coś się stało. - tutaj odpowiedziała mi cisza. - Coś pomiędzy tobą a Adrianem? - spytałem po dłuższym odstępie czasu, mając świadomość, że mogłem uderzyć w sedno sprawy albo przynajmniej się czegokolwiek dowiedzieć. Usłyszałem ciche parsknięcie, ale zdawało się, że myślał nad odpowiedzią.
- Nic się nie stało, zawsze będziemy najlepszymi kumplami, więc nie rozumiem tego pytania. - odpowiedział w końcu, uśmiechając się kącikiem ust. Powoli zbliżaliśmy się do sklepu.
- Yyy... Na pewno tylko przyjaciółmi? - zadałem dość odważne pytanie. Nie zauważyłem zdenerwowania na twarzy bruneta.
- Daj spokój z tymi głupimi pytaniami. - jęknął znudzony. - Po prostu chodźmy do środka, kupmy to co trzeba i wracajmy.
Skinąłem na to jedynie głową, kiedy weszliśmy do środka. Byłem przygaszony i jednocześnie żałowałem, że tak źle rozpocząłem zbliżanie się do bruneta. To było jednak niemożliwe, że on był heteroseksualny. Może i faktycznie w swojej mowie i gestach wbijał się w szarą masę, ale naprawdę między nim a Adrianem dało się coś wyczuć. Był gejem i to zajętym. Czego ja oczekiwałem? Że rzuci Adriana dla mnie? Mruknąłem coś cicho pod nosem, nie będąc zadowolony ze swojej desperacji godnej gimnazjalistki. Nie zamierzałem jednak zrezygnować z korzystania z sytuacji. W głębokim zamyśleniu kupiłem kolejne dwie wódki, starając się wyglądać przy kasie w miarę przyzwoicie. Marcin również załatwił to, co miał i wyszliśmy obydwoje. Całą drogę trwaliśmy w cholernej ciszy. Musiałem tylko poczekać, aż brunet spije się bardziej. Ewentualnie ja mu w tym pomogę. Bynajmniej niektórych sytuacji nie będzie pamiętał.
Za mało. Nic się nie wyjaśniło :P, muszę dalej czekać...
OdpowiedzUsuńWeny.
A ja cierpliwości życzę :D
Usuń