Dopiero czując broń przy swojej szyi dotarło do mnie, jak dużym zagrożeniem był Ksawery. Przez chwilę wstrzymałem oddech, zerkając w dół, a potem z powrotem na twarz tego psychopaty. Kompletnie nie wiedziałem, co teraz miałem zrobić. Obleciało mnie mocne wrażenie, że ten byłby zdolny do tego, żeby mnie zabić. A ja? A ja chciałem żyć. Dlatego spoglądałem na niego ze strachem i błaganiem w oczach, od razu zmieniając swoją postawę o trzysta sześćdziesiąt stopni. Ksawery, widząc moją minę, uśmiechnął się z politowaniem.
- Teraz stałeś się potulny... - wymamrotał. Przełknąłem głośno ślinę. - Powiem ci coś, żeby dodać ci otuchy. Kiedy byłeś nieprzytomny, przyłożyłem broń do twojej dłoni. Odciski twoich palców są jak i na tym cacku jak i na nożu. Słuchaj dalej. Kochałeś mojego syna na tyle, że nie byłeś w stanie znieść faktu, że cię zdradzał. Dzisiaj wepchałeś się do mojego domu i rozpocząłeś szarpaninę z nim, przy czym został mocno skaleczony przez ciebie. Nie wiedząc, co zrobić, zaniosłeś go do kotłowni i poszedłeś do toalety, chcąc zrozumieć, co sie stało i co zrobiłeś. W ten czas przyszedłem ja. Kiedy zobaczyłem krew, poszedłem za jej śladem. Drzwi do kotłowni były zamknięte, a kluczy nie miałem przy sobie, dlatego rozwaliłem je siekierą. W ten czas wiedziałeś, że w domu pojawiłem się ja. Wyszedłeś z ukrycia i powstrzymałeś mnie od wyciągnięcia Marcina, rzucając się na mnie. Zmusiłeś mnie do ucieczki na górę, bym ja wyciągnął broń, by ciebie przestraszyć. W ten czas zdołałem zadzwonić po gliny. Doszło do kolejnej szarpaniny, gdzie wyrwałeś mi broń i zastrzeliłeś mnie. Wszystko przez to, że dostałeś obsesji na punkcie miłości, nerwy i swoją porywczość, po prostu straciłeś panowanie nad sobą. - słuchałem jego z przerażeniem, nawet nie próbując doszukać się jakiejkolwiek luki w planie, który właśnie ułożył. - Jedynym świadkiem, który może to wykluczyć, jest Marcin, który właśnie się wykrwawia. - dodał, uśmiechając się delikatnie.
- Ty jesteś chory... - wyszeptałem cicho, na co on mocniej przycisnął broń do mojego gardła. Przymknąłem powieki w strachu.
- Jeśli mam umrzeć to przynajmniej ze świadomością, że są duże szanse na to, że wszystko pójdzie na ciebie. - powiedział z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy. Bez dalszego monologu Ksawery szybko odciągnął lufę od mojego gardła, a szybko przyłożył ją do swojego czoła i pociągnął za spust. Rozległ się kolejny huk. Ciało Ksawerego opadło bezwładnie z krzesła na podłogę. Poczułem na swojej twarzy parę kropel krwi.
To wszystko się działo za szybko. Mój mózg, myślenie i analiza sytuacji kompletnie się wyłączyły. Zachwiałem się, kopiąc niechcący butelkę wypitej wódki. Sam opadłem na podłogę, czując zawroty głowy.
Nagle moja świadomość włączyła się na dole, kiedy byłem prowadzony przez policjantów. Co ja w ten czas mogłem robić? Tępo wpatrywałem się w swoje buty. Czy to się działo naprawdę? To wszystko wyglądało jak sen. Jak koszmar. Nie słuchałem tego, co mówili do mnie mundurowi, o ile w ogóle coś mówili. Nie docierał do mnie żaden czynnik zewnętrzny. Po mojej głowie wciąż latały słowa Ksawerego. Czy naprawdę zostałem wkopany w morderstwo? Czy naprawdę będę siedział w więzieniu?
Czy jest jakaś luka?
Czy Marcin żyje?
Nie mogłem nawet obejrzeć się za siebie, by zobaczyć, czy bruneta również wyciągnęli z domu.
***
W towarzystwie policjantów znalazłem się na komisariacie. Emocje w ten czas powoli opadały, a sytuacja zaczynała do mnie docierać. Zaprowadzony do jednego z pomieszczeń, zostałem posadzony na krześle, przy czym zostałem poinformowany o tymczasowym zatrzymaniu mnie. Wzrok zatrzymałem na ścianie naprzeciwko. Panowała cisza. W głowie odtwarzałem sobie wszystko, co się działo w domu Marcina. Przecież byłem niewinny. Stałem się jednak na tyle obarczony całą tą sytuacją, że nie wyrywałem się z miejsca i uporczywie nie próbowałem mówić policjantom o mojej niewinności. Czułem ogromne zmęczenie. Najchętniej poszedłbym spać.
Do izby wszedł lekarz, chcąc zbadać mój stan zdrowia. Nie zajęło mu to zbyt długo. Była też krótka wizyta psychologa, chcąc ocenić mój stan psychiczny. Następnie odwiedził mnie jeden z funkcjonariuszy w towarzystwie drugiego. Kobieta, blond włosy, na oko dwadzieścia pięć lat oraz mężczyzna, dłuższy stażem. Siedziałem przy stoliku i czekałem, aż policjantka się dosiądzie. Jak przez mgłę docierały do mnie pytania zadawane z jej strony.
- Imię i nazwisko? - padło pierwsze pytanie, a ja tępo wpatrywałem się w okno.
- Adrian Ostrowski. - odpowiedziałem cicho.
- Masz przy sobie dokument potwierdzający twoją tożsamość? - na to pytanie sięgnąłem do kieszeni, gdzie znajdował się dowód. W tym stanie kompletnie ignorowałem fakt, że kobieta przeszła ze mną na "ty". Podałem, nie spoglądając na blondynkę siedzącą przed biurkiem. - Mhm... - mruknęła pod nosem. Kiedy nikt się nie odzywał, panowała tutaj wyżerająca mnie od środka cisza.
- Zostaniesz tutaj zatrzymany do czasu, dopóki śledczy nie przeprowadzą dochodzenia. Przed rozpoczęciem przesłuchania muszę cię poinformować o tym, że masz prawo do milczenia. - kontynuowała.
- Co z Marcinem? - spytałem, ignorując jej słowa. - Chcę najpierw wiedzieć, co z Marcinem.
- Nie mam prawa do udzielania tego typu informacji. - odparła, składając ręce na biurku. Wlepiła we mnie swoje spojrzenie. Wyglądałem jak siedem nieszczęść. - Zostałeś zatrzymany, ponieważ jesteś podejrzany o morderstwo oraz okaleczenie drugiej osoby.
- Nic nie zrobiłem... - powiedziałem ciężko. Nie wiedziałem, jak zacząć i co powiedzieć. Miałem wrażenie, że cokolwiek nie zrobię, nic nie pójdzie po mojej myśli. - To ojciec Marcina to zrobił. - zatrzymałem się na chwilę, spoglądając jak blondyna rozkłada teczkę, by następnie rozpocząć spisywanie protokołu. Machnęła ręką w geście, bym kontynuował. Zacisnąłem szczękę. - Ten... Idiota znowu chciał mu coś zrobić. I zrobił. Marcin miał zawsze nieciekawą sytuację. Ojciec dokonywał na nim... - urwałem znowu. Słowa nie potrafiły mi przejść przez gardło. Wzrastające zdenerwowanie uleciało ze mnie nagle i zobojętniałem. - Chcę poczekać na Marcina, on jest jedynym świadkiem tego, co się stało. - powiedziałem twardo.
Jak się czułem? Jakbym został sam na lodzie na środku głębokiego morza, jednocześnie mając widok na swój upadający świat. Opuściłem wzrok, nie chcąc już więcej nic mówić. Przez głowę przeleciała mi myśl o rodzicach. Jak miałem ich powiadomić? Chciałem już spokoju, a to był dopiero początek z tym felernym prawem. Policjantka widząc, że po desperackich próbach nie uda się jej wyciągnąć więcej informacji, odeszła razem ze swoim towarzyszem. Pytania, które zadawała, były męczące, a w dodatku zdarzały się takie, które tyczyły tego samego, ale były ułożone w inny sposób. Żadne z nich nie bawiło się w przysłowiowego dobrego i złego glinę. Ostatecznie, to polska policja, a nie W11.
Zostałem sam. Metaforycznie i dosłownie. Jednakże kilka godzin później ktoś wszedł do tej samej izby. Otworzyłem szerzej oczy, widząc znajomą twarz.
A to się skomplikowało. Zarówno relacja Adama i Łukasza, jak i sytuacja Adriana. Wszystko teraz zależy od tego jaki scenariusz obierzesz. Eh... pozostaje czekać. Ogólnie genialne dwa rozdziały i oczywiście czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w szkole ;)
Scenariusz obiorę spontanicznie (czyt. nawet ja nie wiem, co będzie dalej), także sama sobie robię niespodziankę przy pisaniu opowiadaniu. Dziękuję ci bardzo za komentarz i dzięki :D
UsuńAkcja ostro poszła do przodu. Zaskakujesz mnie z każym rozdziałem. Nie spodziewałam się samobójstwa Ksawerego jak i tego zamieszania z policją. To był naprawdę świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńDziękuję c:
Usuń