Rozdział 41

Nie znałem Adama. Teraz byłem tego pewien. Nie wiedziałem nawet, co się działo w jego życiu w ciągu tych paru lat. Nie znałem jego problemów, ani też dotychczas nie byłem świadom o ich istnieniu. Teraz wiedziałem, że jednak je posiadał.
Każdy tłumił w sobie coś, co było mniejszej lub większej wagi. Choć nie znałem ciężaru jego problemów, z doświadczenia i z łatwością potrafiłem stwierdzić, że nawet te mniejsze wystarczyły, by wywołać wybuch w człowieku, jeśli były one wystarczająco długo tłumione w sobie.
Zupełnie jak z trzymaniem jakiegoś lekkiego przedmiotu. Po kilku tygodniach, o ile nie dniach, ręka by w końcu zdrętwiała i nie byłaby w stanie w końcu go dźwigać.

Z taką właśnie refleksją obudziłem się następnego dnia z lekkim kacem moralnym. Nie miałem nawet ochoty wstawać, ani też mieć kontakt z kimkolwiek. Zmusiłem się do tego, by wstać i skierować się do sypialni. W domu panowała cisza. Nikogo tutaj nie było poza mną. Blondyn musiał wyjść, zanim się obudziłem. Usiadłem zmarnowany i przybity na oparciu od kanapy i schowałem twarz w dłoniach, a następnie wplotłem je w swoje krótkie włosy. Zawiesiłem wzrok na ścianie naprzeciwko, przypominając sobie wszystko, co się działo tego wieczoru czy też nocy, nie byłem do końca pewien. W jakiś sposób, nie mogłem odgonić tych myśli, które wciąż krążyły wokół pocałunku jak i tego tego momentu, kiedy Adam się skruszył i się do mnie przytulił.
~ Niezależnie od tego, jak bardzo chcielibyśmy być twardzi, zdarzają się momenty, w których płaczemy jak dziecko. ~ pomyślałem, przez swój humor nawet nie będąc zaskoczony swoją nagłą mądrością.
Dlaczego mnie pocałował? To nie dawało mi spokoju. Odruchowo odsuwałem od siebie myśl, że on mógł coś do mnie poczuć. Dziwnym trafem, nie przejmowałem się faktem, że był facetem, tak samo jak ja. Ale to był przyjaciel... W tych okolicznościach ten status przeważał nad płcią czy nad jakimikolwiek mniej istotnymi szczegółami. Martwiłem się o osoby, które były mi bliskie.

W zamyśleniu zabrałem się za robienie sobie śniadania.
- Szkurwa...! - warknąłem, kiedy nagle tłuszcz z patelni skapnął na moją skórę na brzuchu. Przez te myśli nie zauważyłem, że stałem zbyt blisko. Nie mogłem też się skupić na niczym konkretnym. Teraz, jak powoli zaczynałem się wybudzać, zaczynałem czuć poirytowanie faktem, że Adam uciekł. Nie lubiłem niewyjaśnionych spraw, gdyż zwyczajnie nie dawały mi one spokoju. Tym bardziej, że sam miałem swoje sprawy na głowie, to nie chciałem mieć dodatkowych.

Wyłączyłem gaz, kiedy szybkie śniadanie było gotowe. Usmażony chleb obtoczony w jajku strąciłem z patelni na talerz, po czym ruszyłem z tym do salonu, chcąc włączyć komputer. Na rozluźnienie myśli włączyłem sobie film i wlepiłem w niego wzrok. Jednak i w tym przypadku nie byłem w stanie się skupić na dłuższą metę. Lekko poddenerwowany sięgnąłem po telefon. Zatrzymałem film i zadzwoniłem do Adama bez większego zastanowienia.
- Halo? - odezwał się w słuchawce zachrypnięty głos blondyna.
- Stary - zacząłem. - Spierdoliłeś mi z chaty, zostawiając otwarty dom. - dokończyłem wymijający i przymusowo luźny dialog. Usłyszałem cisze. Nie wiedział najwyraźniej, co powiedzieć. Chyba głupio zacząłem rozmowę. - A tak serio... O co chodziło? - spytałem otwarcie, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.
- O nic... - jęknął cicho.
- Jak o nic? Ty mnie... ten, wiesz co. - ściszyłem znacznie ton, jakby ściany w moim starym bloku miały uszy. -  Zrobiłeś coś, przez co nie będziemy znowu się ze sobą widywać, ani też zbytnio gadać.
- Nie - jęknął. - nie drążmy tego tematu. Zresztą, co ty możesz wiedzieć, skoro całe życie latasz, dosłownie latasz zjarany? - usłyszałem poirytowany głos blondyna. Ten osąd mnie nieco osłupił. - Mówię ci, nieważne, nie wracajmy do tego więcej.
- Co masz na myśli? - po dłuższej chwili zadałem pytanie, które mogło się wydawać głupie.
- Chodzi mi o to, że nie rozmawiałem zbytnio z tobą nie tylko ze względu na poczucie winy, ale też przez to, że zachowujesz się jak pierdolony frajer na luzie, który na wszystko ma wyjebane i który w dodatku większość hajsu wypierdala na zioło. To, co wczoraj zrobiłem, było głupim błędem i dość desperackim zresztą, skoro ujawniłem choć trochę emocji akurat przy tobie. Proszę więc, nie wracajmy do tego tematu. Narka. - rzucił, po czym się rozłączył, a ja odłożyłem telefon w jeszcze większym osłupieniu niż wcześniej.
Nie potrafiłem go zrozumieć. Cokolwiek nie pomyślałem, nie umiałem przywołać żadnych wydarzeń, które uzasadniłyby jego dziwne zachowanie.
A może winy powinienem jednak poszukać w sobie? Spojrzałem jeszcze raz w ekran telefonu. Bez większego namysłu napisałem do Adama esemesa. Musiałem się z nim chociaż spotkać i z nim na spokojnie porozmawiać.

***

Czułem się tak, jakbym dopiero teraz otworzył oczy. Przewrotnie jednak znowu załatwiłem sobie skuna, by widzieć życie przez zaczerwienione gałki oczne. Wydarzenie związane z matką sprawiło, że stałem się nieco spokojny i przestałem na jakiś czas zakładać maskę szczęśliwego debila, co było od długiego czasu dla mnie odruchem już automatycznym. Zupełnie jakbym sobie wmówił, że taki już jestem.
Przyszedłem na umówione przeze mnie miejsce z minimalną nadzieją, że Adam się pojawi. Stałem blisko tamy naszej malutkiej, brudnej rzeczki. Jedno z wielu miejscu, w których znajdowało się pełno butelek po wódce i po piwie. Samą rzekę zdobiło; martwy kot, zniszczona, obłożona już glonami wersalka, mniejsze śmieci typu kanister po paliwie, itp. Miejsce blisko dzielnicy Romów. Nie będąc rasistowskim gnojkiem, śmiało mogłem stwierdzić, że zrobiony śmietnik z naszej rzeki to głównie ich zasługa.

W głowie wciąż przypominałem sobie ten pocałunek, nie wiedząc do końca, co miałem o tym myśleć. Na pewno mogłem to uznać za nowe doświadczenie, ale... Nie niepokoiło mnie ono, ani też nie fascynowało. Cały czas odtrącałem od siebie myśl, że Adam mógł coś do mnie czuć. W miłości człowiek nie zachowuje się racjonalnie, a w nieodwzajemnionej osądza się często drugą osobę za najmniejsze przewinienia. On właśnie tak robił. Albo faktycznie byłem ślepcem i nie widziałem żadnej swojej winy w tym przypadku.

Przypomniałem sobie również, jak wczorajszego dnia jeszcze myślałem, że nie będę mógł strawić faktu, że mój najlepszy kumpel jest gejem. Nie dość, że pocałunek rozwiał moje wątpliwości, to jeszcze zostałem pocałowany przez faceta, ale, co najlepsze, nie uderzyło to w jakikolwiek sposób w moją godność. Dlaczego, zamiast zacząć go unikać, coraz bardziej chciałem z nim porozmawiać? Sam teraz starałem się naprawić nasze stosunki, latając za blondynem jak debil. Oczywiście, robiłem to bez większego zastanowienia, nie wiedząc, jaka będzie moja reakcja, gdy go zobaczę.
Stres? Może dlatego załatwiłem sobie tego skuna. Działałem zbyt impulsywnie, by przejmować się tą sytuacją, oczywiście do czasu, dopóki się z nią nie zmierzę.

Siedziałem tak sam jeszcze przez niecałą godzinę. Byłem tak pogrążony w zamyśleniach, że nawet nie zauważyłem, kiedy tak czas szybko poleciał. Adam nie zjawiał się, a ja westchnąłem cicho. Z jakiegoś powodu nie zamierzałem dać upust tej sprawie, ale mimo wszystko potrzebowałem ten dzień spędzić w spokoju.

2 komentarze:

  1. Ach, wreszcie. Przyjaźń, czy miłość. To dość trudne pytanie, ale czuję, że to będzie miłość mimo wszystko. Może tym dwóm się chociaż ułoży, bo Marcin i Adrian nie zapowiadają się an happy end opowiadania. Z drugiej strony Marcin po śmierci ojca, może dostanie jego hajs, no i cóż będzie wesoło . Happy, rainbow, gay end :D.

    Choć wiem, że akcja i tak się sama rozwinie - też tak mam przy pisaniu.

    Rozdział mi się podoba, urzekły mnie te opisy. Niestety ostatnio "światełko w tunelu" czy "szczęśliwa miłość", jakoś mnie irytują - taki nastrój. Ty opisujesz to bardzo dobrze, Ciekaw jestem Adama, on jest bardzo sprzeczną osobowością. Pewnie sam nie wie do końca czego chce i kim jest. A Łukasz w sumie też tego chyba nie wie, ale z powodu tego, że nad tym się nie zastanawia.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń