Z początku wydawał mi się być nudziarzem. Takim... Dość przystojnym nudziarzem, a tymczasem pokazał trochę swojego ironicznego charakterku. Owszem, zdawałem sobie sprawę z tego, że pierwsze wrażenia bywają pochopne, ale jednocześnie wiedziałem, że wnioski i tak snujemy na jakiejś konkretnej podstawie. Kiedy jednak siedziałem tak w jego domu, przy jego stole, słuchając jego słów, był naprawdę w porządku. Różniliśmy się, to było pewne. W jakiś sposób irytował mnie fakt, że Patryk to chłopak porządny i od jakiegoś czasu w połowie samodzielny. Ja jedynie takiego mogłem zgrywać, ale i tak głównie wychodziłem na rozpieszczonego cwaniaka.
Wierzyłem w swoją spontaniczność i bezwstydność, bo dzięki temu zawsze poznawałem ludzi lub stawiałem ich w różnych sytuacjach. Tym razem znalazłem się w domu Patryka i w dodatku jadłem z nim kolację, którą zrobił na szybko i jedynie z grzeczności. Jeśli miałbym pominąć fakt, że bolało mnie pół twarzy, a w szczególności rozcięcie w wardze, kiedy próbowałem przemielić jedzenie, to było dość przyjemnie. Nie było tej zjechanej po całości atmosfery ze strony matki, nikt nie krzyczał i ogólnie panował spokój - coś, czego potrzebowałem raz na jakiś czas.
Jeśli miałem być przed sobą szczery, na jego miejscu nie zgodziłbym się na mój własny układ, będąc świadomym swojego odpychającego na pierwszy rzut oka bezpośredniego charakteru. Wywnioskowałem, że musiał naprawdę być zakochany w mojej siostrze, skoro na to poszedł. W rzeczywistości nie byłem z nim szczery i bez skrupułów nie wywiązałbym się z tej głupiej umowy, ale uświadamiając sobie jego uczucia, po części zrobiło mi się go żal. Nie wiedziałem, czy Patryk uderzał w gust Sylwii, ale obecnie miała kogoś innego na oku. W dodatku praktycznie nie znali siebie nawzajem. Czy szatyn miał jakikolwiek zamiar zrobić jakiś ruch w tym kierunku? Możliwe, że ja byłem tą jego okazją, by ją poznał.
~ szkoda ~ pomyślałem, zdecydowanie myśląc za dużo. Szkoda? Ano szkoda, bo kolejny porządny facet marnował się przez miłość czy inne tego typu pierdoły. Gdybym tylko wiedział, że Patryka mogło w jakikolwiek ciągnąć do mężczyzn...
- Dobranoc. - rzuciłem w jego stronę, spoglądając na niego w oczekiwaniu reakcji. Zdziwienie - tyle zdążyłem wyczytać z jego twarzy.
- Dobranoc... - usłyszałem po chwili i zniknął za ścianą. Westchnąłem cicho. Dopiero teraz poczułem lekko spuchniętą wargę, a niedawno skopane miejsca zaczęły dawać o sobie jeszcze bardziej znać. Adrenalina schodziła. - Jutro będzie piękny poranek. - mruknąłem cicho do samego siebie, uśmiechając się krzywo. Skierowałem się w stronę łóżka i ostrożnie położyłem się na nim, a każdy ruch wzmagał nieco ból. Nie było jednak tak źle. Zawsze mogło być gorzej.
Obróciłem głowę w bok. Na stole leżał pilot, a dalej, na szafce stał telewizor, dość stary. Zmarszczyłem brwi.
~ Ile to musi mieć lat... ~ skomentowałem w myślach. Drgnąłem ręką, chcąc sięgnąć po pilota, ale zaraz sobie przypomniałem o bólu. Pozostałem w pozycji, w jakiej już leżałem, nakryłem się jedynie w połowie kocem. ~ To śmieszne. Właśnie śpię u kogoś obcego. ~ znów uśmiechnąłem się krzywo. Zamknąłem powieki. Przez jakiś czas jeszcze myślałem o Patryku. Zastanawiałem się, czy mimo mojego zjebanego charakteru, on w jakiś sposób zdążył mnie polubić? Zacząłem myśleć "co by było gdyby". Takie refleksje nachodziły mnie bardzo rzadko. Dużo czasu minęło, zanim zasnąłem.
- Daniel?
- Spierdalaj! - odwarknąłem nie do końca świadomie przez sen. Śniło mi się, że z siostrą pokłóciłem się dzień wcześniej, a teraz miała czelność mnie budzić.
- Aha, okej... - tym razem głos zabrzmiał męsko. Powoli wybudzałem się z tej dziwnej fazy sennej i otworzyłem oczy, przedtem lekko je przecierając.
- Jezu, zdawało mi się, że to Sylwia mnie budzi... - mruknąłem sennie, patrząc na Patryka i przy okazji orientując się, że dolna warga jest nieco napuchnięta. Zauważyłem, że chłopak spoglądał na mnie z lekkim skrzywieniem. - Nie wybrnąłem tym wyjaśnieniem? Wyszedłem na wyrodnego brata? Ech... - westchnąłem. - Mam problem ze wstawaniem i niechcący zawsze coś takiego powiem do niej przez sen. - powiedziałem i ruszyłem się, by poczuć swój niezbyt fajny stan. - Cholera... - syknąłem.
- Jestem jedynakiem, nie wiem jak to jest mieć siostrę albo brata. - oznajmił. - Ale spoko, wiem, że rodzeństwo przeważnie się tak do siebie odzywa. Dasz radę wstać?
- Noooo... - mruknąłem sennie i na chwilę zakryłem kocem twarz, ale zaraz potem ogarnąłem, że to nie był czas, ani miejsce, żeby zgrywać aż takiego lenia i to przy osobie dopiero poznanej. - Już wstaję. - poinformowałem i podniosłem się powoli do siadu. Dotknąłem odruchowo swojej wargi.
- Jest siódma. Chodź, zdążę ci zmienić jeszcze opatrunek. - powiedział, rozciągając się nieco. Teraz dopiero zauważyłem, że był bez koszulki. Wlepiłem w jego półnagą sylwetkę niedyskretny wzrok. Był chudy, możliwe, że lekko poniżej przeciętnej wagi. Nic dziwnego, skoro przy obecnym trybie życia jego kilogramy mogły gdzieś ulecieć. Widać było lekki zarys mięśni klatki piersiowej i brzucha. - Halo?
- No tak, tak... - otrząsnąłem się i wstałem. - Uprawiasz jakiś sport? - spytałem zupełnie nagle, wlokąc się za nim i obserwując jego wyćwiczone łydki.
- Em... Znaczy, zanim zrobiłem prawko, to przeważnie jeździłem na rowerze. Teraz rzadko się zdarzy, że pojeżdżę. Głównie dlatego, że rzadko mam czas.
- Mhm. - mruknąłem.
- Zanim ci zmienię opatrunek to możesz skorzystać z prysznica. Jak już tu jesteś, to możesz korzystać na całego. - zaśmiał się pod nosem trochę nerwowo. - No i dam ci coś do przebrania. - dodał z lekkim uśmiechem na twarzy. Wywnioskowałem, że to musiał oznaczało, iż sam nie wierzył w swoją dobroczynność. Cóż, ja też w nią nie wierzyłem.
- Skorzystam. - oznajmiłem bez większego skrępowania. Zanim jednak wszedłem do toalety, stanąłem w progu pomieszczenia i rzuciłem szatynowi krzywy, ale szatański wyszczerz. - Chyba będę potrzebował twojej pomocy przy myciu się. - rzuciłem, kiedy w tym momencie akurat szatyn chwycił szklankę wody, by się napić. W reakcji na moje słowa wypluł wodę z powrotem do kubka i spojrzał na mnie na chwilę zdziwiony. Ten typ... W pewnym momencie robił się taki zmieszany, że aż niezdarny. W ten oto sposób doszedłem do wniosku, że nie tylko ja byłem dziwny. Roześmiałem się. Po wachlarzu emocji, jakie się zaczęły pojawiać na jego twarzy, stwierdziłem, że dopiero teraz zrozumiał żart.
- Ta... - wymamrotał, kiedy nieco się zaczerwienił i zaczął bawić się wodą w kubku. - Dość... Specyficzny żart. - skomentował krótko i w końcu podniósł na mnie wzrok, kiedy ja wciąż się śmiałem. Wtedy Patryk też parsknął cicho śmiechem. - Idź, bo też chcę skorzystać. - rzucił, po czym wziął się za robienie jedzenia. Już sobie podarowałem kolejny żart, tylko po prostu wszedłem do środka i zamknąłem się od wewnątrz, ale tylko po to, by zaraz drzwi znów otworzyć i wychylić się zza rogu.
- A masz coś pożyczyć...?
- A... - mruknął i skierował się na górę do swojego pokoju, by wkrótce wrócić z obiecanymi rzeczami. - Masz.
- Dzięki. - chwyciłem rzeczy i zamknąłem się z powrotem w łazience.
~ Bielizna... ~ mówiłem do siebie w myślach, kiedy zacząłem analizować jego ubrania, jakie nosił. Rozwinąłem zwiniętą koszulkę i spodnie koloru czarnego, które mi podarował. Byliśmy równi wzrostem, a przynajmniej tak mi się wydawało, więc będą pasować. Wagowo też byliśmy podobni.
Jego styl kompletnie nie pasował do mojego. Ostrożnie i z miłością do swojego ciała zacząłem ściągać swoją koszulę, która nadążała za modą, a raczej prościej ujmując - była kwintesencją czarnego, murzyńskiego swagu. Była zrobiona z przewiewnego materiału, na środku widniał biały nadruk "So high", a na dole były umieszczone ilustracje liści marihuany. Taki byłem szalony. Jego ubrania natomiast były po prostu zwyczajne.
Zerknąłem w stronę spodni. Rozebrałem się do naga. Spojrzałem na siebie przed lustrem i skrzywiłem się jeszcze bardziej. Moje ciało szpeciły dość obszerne i fioletowe siniaki. Już sobie wyobrażałem, jak za kilka dni będą one przypominać kolorem różne, odległe galaktyki, a w każdej z nich będzie się toczyć różna historia Star Wars'ów. Po tej krótkiej analizie ostrożnie podniosłem ręce, żeby ściągnąć opatrunek z twarzy. Gazik się przykleił do rany, więc z początku trudno było mi go odkleić, a przy tym znów sycząc z bólu. Odłożyłem opatrunek na zlew.
- Ale chujnia... - mruknąłem, dotykając delikatnie szramy na policzku, zdartej skóry, a następnie nieco napuchniętej dolnej wargi. W dodatku zauważyłem, że w w ranie znajdowało się parę powbijanych małych kamyków. Zmarszczyłem brwi. Jednak nie obejdzie się bez małej wizyty. Szybko wpakowałem się pod prysznic i umyłem się w tempie ekspresowym. Następnie ubrałem się szybko w pożyczone ciuchy. Rzuciłem jeszcze krótkie spojrzenie w lustro, po czym otworzyłem drzwi.
- Czaaarnyyy chleeeb, czaaarna kaaawa, opętaaaniii samootnooością... - zaśpiewałem cicho, wychodząc z łazienki i prezentując się w czarnych, wręcz żałobnych rzeczach, pod ręką trzymając swoje wczorajsze ciuchy. Patryk siedział przy stole i jadł kanapkę. Przy okazji znów zawiesił na mnie wzrok.
- Jednak dałeś sobie radę, choć trochę ci to zajęło. - wymamrotał, po czym dokończył jedzenie i wstał. Już miał mnie mijać, kiedy na chwilę zerknął na moją ranę i przystanął. - Idziemy to przemyć. - oznajmił, wracając się po te wszystkie medyczne pierdoły, a potem pchnął mnie w stronę łazienki. Nie wiedział, że sam mogłem sobie to przemyć. Wcale wczorajszego wieczoru nie zrobiłem z siebie małej ofiary losu celowo, tylko po to, żeby to szatyn się wziął za oczyszczenie rany. To nie tak, że ta czynność mogła być dla mnie wyjątkowo trudna. Wtedy jakoś tak po prostu chciałem mu się przyjrzeć z bliska. Teraz znów miałem okazję.
Uniosłem delikatnie głowę, by ten polał szramę wodą utlenioną. Nie odzywałem się, tylko obserwowałem jego twarz spod przymrużonych oczu.
- Kiedyś wyglebałem się na żużel, ale na szczęście tylko kolano ucierpiało. To było dawno, ale pozostała po tym czarna blizna, bo te drobne kamyki tak się powbijały, że nie dało się tego w całości usunąć. Po tylu latach to trochę zbladło i nie widać tego aż tak bardzo. Miałeś szczęście, że nie wylądowałeś twarzą w żużlu, byłoby szkoda. - zaczął nagle.
~ Szkoda? Szkoda czego? ~ pomyślałem, unosząc brwi, kiedy wreszcie skończył przemywać.
- W sensie, byłoby szkoda twarzy. - dodał, otwierając nowy gazik. - Trochę szkoda, gdyby coś poważniejszego ci po tym zostało, prawda?
- Taaa. - nie wiedziałem do końca, czemu to mówił, ale przyznałem mu rację. Skrzywiłem się, gdy przyłożył gazik do rany i zakleił go plastrem. - Dzięki. - powiedziałem, kiedy skończył i wyszedłem. Potem pozostało mi tylko czekać na niego.
Był nawet tak miły, że postanowił mnie zawieźć pod szkołę. Po jakiejś chwili namysłu z lekkim skrępowaniem dorwałem się do jego radia. Miał własną płytę z playlistą, więc z ciekawości puściłem jakąś nutę.
- O, ASAP? Słuchasz czarnego rapu? - spytałem odruchowo, kiedy w samochodzie rozległa się muzyka. Nieco zdziwiony i ucieszony, że mogłem posłuchać piosenek, które uderzały w mój gust, spojrzałem na Patryka.
- Jak widać.
- To zajebiście. - rzuciłem i podgłośniłem, przy czym uchyliłem okno, by zrobić klasycznego zimnego łokcia. Muzyka była na tyle głośna, że z łatwością mogli ją słyszeć ludzie, których mijaliśmy na chodnikach. Lubiłem to "wożenie się" w aucie z głośną nutą. Patryk zerknął na mnie dziwnie, a ja uniosłem brew i wzruszyłem ramionami.
- No co?
- Nic. - odparł z lekkim uśmiechem na twarzy. Zajechaliśmy na parking blisko szkoły, mijając ludzi wlepiający w nas wzrok. Czarna Audi A3, w środku siedzący blondyn z opatrunkiem na twarzy, kiwający delikatnie głową do czarnej muzyki. To musiał być śmieszny widok. Wysiadłem z auta.
- Dzięki. - rzuciłem w jego stronę.
- Spoko, jest za co. - odparł, uśmiechając się. - Pamiętaj o naszej umowie. - dodał, na co ja pokiwałem głową, choć po części mój humor nieco przygasł.
- Siema, Patryk. - jakby znikąd pojawił się tutaj Klej, który zbił grabę z Patrykiem, po czym spojrzał na mnie zdziwiony. - Cześć. - przywitał się również ze mną.
- Joł.
- Co ci się stało?
- Spotkanie z dziećmi ulicy. - odpowiedziałem, uśmiechając się krzywo. - To nic takiego. - dodałem i zauważyłem kątem oka, jak Patryk pokiwał przecząco głową.
- Rozjebane pół twarzy to nie jest nic takiego, ale uparł się, żeby nie iść z tym gdzieś. - Patryk sprostował po swojemu.
- Pójdę. - mruknąłem. - W każdym razie, dzięki za wszystko. - rzuciłem w jego stronę, po czym z plecakiem w ręku skierowałem się do wejścia szkoły, zostawiając dwójkę za sobą.
Człowiek z opatrunkiem na twarzy zawsze będzie przykuwać uwagę. W szczególności uwagę siostry. Kiedy nasze spojrzenia tylko się spotkały, wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił na naburmuszony.
- Co ci się znowu stało, pajacu? I gdzieś ty był? - zaczęła na wstępie, kiedy już podszedłem do grupy na korytarzu.
- No... No po prostu dostałem wpierdol... - odparłem z pokorą w głosie. Rozjuszona siostra to zło wcielone. Ona na tę odpowiedź pokręciła głową z dezaprobatą, uspokajając się.
- O ile matce jest to obojętne, gdzie byłeś, tak ja się o ciebie martwię. - dodała już trochę ciszej, kiedy nikt nie zwracał już więcej na nas uwagi.
- U kolegi byłem. - na tę odpowiedź Sylwia popatrzyła się na mnie podejrzliwie. No tak, w moim przypadku nocowanie u kolegi brzmi tak samo, jak nocowanie u koleżanki.
Tak samo jak matka, Sylwia również mnie podejrzewała, ale w jej przypadku miała postawy, żeby mnie podejrzewać. Siostra wyłapywała nieraz to spojrzenie, które potrafiłem wysłać za danym chłopakiem, jeśli tylko mi się spodobał. Dziewczyny niestety mają do tego nosa i są bardzo spostrzegawcze.
Przewróciłem teatralnie oczami, czując zirytowanie. - Miałem okazję poznać twojego amatora...
- Co? Amatora?
- Źle powiedziałem?
- Amanta jak już, debilu.
- No to przecież mówię.
- Czekaj, tego amanta? - uśmiechnęła się szatańsko, a ja w odpowiedzi kiwnąłem głową.
- Ma na imię Patryk, mieszka w domu sam, pracuje, uczy się, biedny też nie jest, brakuje mu tylko kobiety. - rzuciłem aluzją, puszczając do niej oczko. Najważniejsze, żeby przyjąć pewne sprawy na luzie, mimo iż odwidziała mi się wizja tej dwójki jako pary.
- I u niego nocowałeś? Przecież się nie znacie.
- Zrobiłem małe rozeznanie i wykorzystałem fakt, że on przejeżdżał samochodem obok mnie i się zatrzymał, kiedy ja już byłem po tej terapii szokowo-wpierdoleniowej. - wzruszyłem odruchowo ramionami, ale zaraz syknąłem z bólu. - Kurwa...
- Naprawdę... Jesteś świetnym kombinatorem.
- Wiem. Ej, brzydki nie jest. - znowu zasugerowałem, a ona uniosła brew. Przez moment milczała.
- No nie jest. - przyznała mi w końcu rację. Wtedy rozległ się dźwięk dzwonka. Czas na pierwszą lekcję.
Byłem niezwykle zmęczony ciągłymi pytaniami o to, co mi się stało. W dodatku cały czas odczuwałem ból. Usiadłem zmęczony przy stanowisku komputerowym. Chcąc kliknąć w jedną z ikon, nie dało się.
- Co jest kurwa, zawiesił się? - mruknąłem pod nosem. Zajęło mi to chwilę, jak się skapnąłem, że na pulpicie był umieszczony po prostu screen pulpitu. - Jakiś debil tu siedzi, czy co...? - mruczałem dalej sam do siebie, po czym odkryłem ukryte pliki, a tapetę zmieniłem. Zauważyłem jeden dokument tekstowy, którego wcześniej nie było. Zamiast go zignorować, otworzyłem go, a tam ukazała mi się krótka wiadomość "Miłego dnia ~ IV T". Znowu mruknąłem coś pod nosem. To był jakiś debil z czwartej klasy. Nie wiedzieć czemu, odruchowo pomyślałem o Patryku, ale to raczej byłby wątpliwy zbieg okoliczności. Sięgnąłem dłońmi klawiatury i zacząłem stukać w klawisze.
"Jeśli mam traktować ten tekst jako pamiętnik, to ten dzień nie jest miły. :("
- Co za debilstwo... - skomentowałem bardzo cicho to, co robiłem, ale mimo wszystko zapisałem plik i zostawiłem go.
Ostatnia lekcja, a ja teraz miałem w klasie obok pracowni, gdzie ktoś zostawiał mi wiadomości. Nauczycielka bez skrupułów i pomimo mojego nieszczęsnego wyglądu, poprosiła mnie, bym przyniósł tam dziennik starszej klasie. Wchodząc tam, kątem oka zauważyłem Patryka. Co lepsze - siedział na tym samym stanowisku, co ja. Wypuściłem głośno powietrze, wlepiając wzrok w ekran monitora. Zauważyłem jedynie odpalony dokument tekstowy, ale z tej odległości nic więcej nie wiedziałem. Nie mówiąc nic, wyszedłem.
Zaśmiałem się. Zbiegi okoliczności, co chwile zbiegi okoliczności. Trzecia klasa miała praktyki, pierwszaki nie były jeszcze dopuszczane do pracowni. Stanowiska były stałe dla ucznia. Na sto procent to był Patryk. Dziwnie czułem się z tą myślą. On na pewno wiedział, że w tej samej sali mamy również my. Tylko nie wiedział, że w tym miejscu siedzę ja...
~ Pewnie ma nadzieję, że tam siedzi Sylwia. ~ myślałem intensywnie. Czułem się dziwnie i jednocześnie miałem ochotę się z tego śmiać. Z tą wiedzą miałem dwie opcje; albo ich spiknąć albo...
... Albo znów wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść.
Wierzyłem w swoją spontaniczność i bezwstydność, bo dzięki temu zawsze poznawałem ludzi lub stawiałem ich w różnych sytuacjach. Tym razem znalazłem się w domu Patryka i w dodatku jadłem z nim kolację, którą zrobił na szybko i jedynie z grzeczności. Jeśli miałbym pominąć fakt, że bolało mnie pół twarzy, a w szczególności rozcięcie w wardze, kiedy próbowałem przemielić jedzenie, to było dość przyjemnie. Nie było tej zjechanej po całości atmosfery ze strony matki, nikt nie krzyczał i ogólnie panował spokój - coś, czego potrzebowałem raz na jakiś czas.
Jeśli miałem być przed sobą szczery, na jego miejscu nie zgodziłbym się na mój własny układ, będąc świadomym swojego odpychającego na pierwszy rzut oka bezpośredniego charakteru. Wywnioskowałem, że musiał naprawdę być zakochany w mojej siostrze, skoro na to poszedł. W rzeczywistości nie byłem z nim szczery i bez skrupułów nie wywiązałbym się z tej głupiej umowy, ale uświadamiając sobie jego uczucia, po części zrobiło mi się go żal. Nie wiedziałem, czy Patryk uderzał w gust Sylwii, ale obecnie miała kogoś innego na oku. W dodatku praktycznie nie znali siebie nawzajem. Czy szatyn miał jakikolwiek zamiar zrobić jakiś ruch w tym kierunku? Możliwe, że ja byłem tą jego okazją, by ją poznał.
~ szkoda ~ pomyślałem, zdecydowanie myśląc za dużo. Szkoda? Ano szkoda, bo kolejny porządny facet marnował się przez miłość czy inne tego typu pierdoły. Gdybym tylko wiedział, że Patryka mogło w jakikolwiek ciągnąć do mężczyzn...
- Dobranoc. - rzuciłem w jego stronę, spoglądając na niego w oczekiwaniu reakcji. Zdziwienie - tyle zdążyłem wyczytać z jego twarzy.
- Dobranoc... - usłyszałem po chwili i zniknął za ścianą. Westchnąłem cicho. Dopiero teraz poczułem lekko spuchniętą wargę, a niedawno skopane miejsca zaczęły dawać o sobie jeszcze bardziej znać. Adrenalina schodziła. - Jutro będzie piękny poranek. - mruknąłem cicho do samego siebie, uśmiechając się krzywo. Skierowałem się w stronę łóżka i ostrożnie położyłem się na nim, a każdy ruch wzmagał nieco ból. Nie było jednak tak źle. Zawsze mogło być gorzej.
Obróciłem głowę w bok. Na stole leżał pilot, a dalej, na szafce stał telewizor, dość stary. Zmarszczyłem brwi.
~ Ile to musi mieć lat... ~ skomentowałem w myślach. Drgnąłem ręką, chcąc sięgnąć po pilota, ale zaraz sobie przypomniałem o bólu. Pozostałem w pozycji, w jakiej już leżałem, nakryłem się jedynie w połowie kocem. ~ To śmieszne. Właśnie śpię u kogoś obcego. ~ znów uśmiechnąłem się krzywo. Zamknąłem powieki. Przez jakiś czas jeszcze myślałem o Patryku. Zastanawiałem się, czy mimo mojego zjebanego charakteru, on w jakiś sposób zdążył mnie polubić? Zacząłem myśleć "co by było gdyby". Takie refleksje nachodziły mnie bardzo rzadko. Dużo czasu minęło, zanim zasnąłem.
***
- Daniel?
- Spierdalaj! - odwarknąłem nie do końca świadomie przez sen. Śniło mi się, że z siostrą pokłóciłem się dzień wcześniej, a teraz miała czelność mnie budzić.
- Aha, okej... - tym razem głos zabrzmiał męsko. Powoli wybudzałem się z tej dziwnej fazy sennej i otworzyłem oczy, przedtem lekko je przecierając.
- Jezu, zdawało mi się, że to Sylwia mnie budzi... - mruknąłem sennie, patrząc na Patryka i przy okazji orientując się, że dolna warga jest nieco napuchnięta. Zauważyłem, że chłopak spoglądał na mnie z lekkim skrzywieniem. - Nie wybrnąłem tym wyjaśnieniem? Wyszedłem na wyrodnego brata? Ech... - westchnąłem. - Mam problem ze wstawaniem i niechcący zawsze coś takiego powiem do niej przez sen. - powiedziałem i ruszyłem się, by poczuć swój niezbyt fajny stan. - Cholera... - syknąłem.
- Jestem jedynakiem, nie wiem jak to jest mieć siostrę albo brata. - oznajmił. - Ale spoko, wiem, że rodzeństwo przeważnie się tak do siebie odzywa. Dasz radę wstać?
- Noooo... - mruknąłem sennie i na chwilę zakryłem kocem twarz, ale zaraz potem ogarnąłem, że to nie był czas, ani miejsce, żeby zgrywać aż takiego lenia i to przy osobie dopiero poznanej. - Już wstaję. - poinformowałem i podniosłem się powoli do siadu. Dotknąłem odruchowo swojej wargi.
- Jest siódma. Chodź, zdążę ci zmienić jeszcze opatrunek. - powiedział, rozciągając się nieco. Teraz dopiero zauważyłem, że był bez koszulki. Wlepiłem w jego półnagą sylwetkę niedyskretny wzrok. Był chudy, możliwe, że lekko poniżej przeciętnej wagi. Nic dziwnego, skoro przy obecnym trybie życia jego kilogramy mogły gdzieś ulecieć. Widać było lekki zarys mięśni klatki piersiowej i brzucha. - Halo?
- No tak, tak... - otrząsnąłem się i wstałem. - Uprawiasz jakiś sport? - spytałem zupełnie nagle, wlokąc się za nim i obserwując jego wyćwiczone łydki.
- Em... Znaczy, zanim zrobiłem prawko, to przeważnie jeździłem na rowerze. Teraz rzadko się zdarzy, że pojeżdżę. Głównie dlatego, że rzadko mam czas.
- Mhm. - mruknąłem.
- Zanim ci zmienię opatrunek to możesz skorzystać z prysznica. Jak już tu jesteś, to możesz korzystać na całego. - zaśmiał się pod nosem trochę nerwowo. - No i dam ci coś do przebrania. - dodał z lekkim uśmiechem na twarzy. Wywnioskowałem, że to musiał oznaczało, iż sam nie wierzył w swoją dobroczynność. Cóż, ja też w nią nie wierzyłem.
- Skorzystam. - oznajmiłem bez większego skrępowania. Zanim jednak wszedłem do toalety, stanąłem w progu pomieszczenia i rzuciłem szatynowi krzywy, ale szatański wyszczerz. - Chyba będę potrzebował twojej pomocy przy myciu się. - rzuciłem, kiedy w tym momencie akurat szatyn chwycił szklankę wody, by się napić. W reakcji na moje słowa wypluł wodę z powrotem do kubka i spojrzał na mnie na chwilę zdziwiony. Ten typ... W pewnym momencie robił się taki zmieszany, że aż niezdarny. W ten oto sposób doszedłem do wniosku, że nie tylko ja byłem dziwny. Roześmiałem się. Po wachlarzu emocji, jakie się zaczęły pojawiać na jego twarzy, stwierdziłem, że dopiero teraz zrozumiał żart.
- Ta... - wymamrotał, kiedy nieco się zaczerwienił i zaczął bawić się wodą w kubku. - Dość... Specyficzny żart. - skomentował krótko i w końcu podniósł na mnie wzrok, kiedy ja wciąż się śmiałem. Wtedy Patryk też parsknął cicho śmiechem. - Idź, bo też chcę skorzystać. - rzucił, po czym wziął się za robienie jedzenia. Już sobie podarowałem kolejny żart, tylko po prostu wszedłem do środka i zamknąłem się od wewnątrz, ale tylko po to, by zaraz drzwi znów otworzyć i wychylić się zza rogu.
- A masz coś pożyczyć...?
- A... - mruknął i skierował się na górę do swojego pokoju, by wkrótce wrócić z obiecanymi rzeczami. - Masz.
- Dzięki. - chwyciłem rzeczy i zamknąłem się z powrotem w łazience.
~ Bielizna... ~ mówiłem do siebie w myślach, kiedy zacząłem analizować jego ubrania, jakie nosił. Rozwinąłem zwiniętą koszulkę i spodnie koloru czarnego, które mi podarował. Byliśmy równi wzrostem, a przynajmniej tak mi się wydawało, więc będą pasować. Wagowo też byliśmy podobni.
Jego styl kompletnie nie pasował do mojego. Ostrożnie i z miłością do swojego ciała zacząłem ściągać swoją koszulę, która nadążała za modą, a raczej prościej ujmując - była kwintesencją czarnego, murzyńskiego swagu. Była zrobiona z przewiewnego materiału, na środku widniał biały nadruk "So high", a na dole były umieszczone ilustracje liści marihuany. Taki byłem szalony. Jego ubrania natomiast były po prostu zwyczajne.
Zerknąłem w stronę spodni. Rozebrałem się do naga. Spojrzałem na siebie przed lustrem i skrzywiłem się jeszcze bardziej. Moje ciało szpeciły dość obszerne i fioletowe siniaki. Już sobie wyobrażałem, jak za kilka dni będą one przypominać kolorem różne, odległe galaktyki, a w każdej z nich będzie się toczyć różna historia Star Wars'ów. Po tej krótkiej analizie ostrożnie podniosłem ręce, żeby ściągnąć opatrunek z twarzy. Gazik się przykleił do rany, więc z początku trudno było mi go odkleić, a przy tym znów sycząc z bólu. Odłożyłem opatrunek na zlew.
- Ale chujnia... - mruknąłem, dotykając delikatnie szramy na policzku, zdartej skóry, a następnie nieco napuchniętej dolnej wargi. W dodatku zauważyłem, że w w ranie znajdowało się parę powbijanych małych kamyków. Zmarszczyłem brwi. Jednak nie obejdzie się bez małej wizyty. Szybko wpakowałem się pod prysznic i umyłem się w tempie ekspresowym. Następnie ubrałem się szybko w pożyczone ciuchy. Rzuciłem jeszcze krótkie spojrzenie w lustro, po czym otworzyłem drzwi.
- Czaaarnyyy chleeeb, czaaarna kaaawa, opętaaaniii samootnooością... - zaśpiewałem cicho, wychodząc z łazienki i prezentując się w czarnych, wręcz żałobnych rzeczach, pod ręką trzymając swoje wczorajsze ciuchy. Patryk siedział przy stole i jadł kanapkę. Przy okazji znów zawiesił na mnie wzrok.
- Jednak dałeś sobie radę, choć trochę ci to zajęło. - wymamrotał, po czym dokończył jedzenie i wstał. Już miał mnie mijać, kiedy na chwilę zerknął na moją ranę i przystanął. - Idziemy to przemyć. - oznajmił, wracając się po te wszystkie medyczne pierdoły, a potem pchnął mnie w stronę łazienki. Nie wiedział, że sam mogłem sobie to przemyć. Wcale wczorajszego wieczoru nie zrobiłem z siebie małej ofiary losu celowo, tylko po to, żeby to szatyn się wziął za oczyszczenie rany. To nie tak, że ta czynność mogła być dla mnie wyjątkowo trudna. Wtedy jakoś tak po prostu chciałem mu się przyjrzeć z bliska. Teraz znów miałem okazję.
Uniosłem delikatnie głowę, by ten polał szramę wodą utlenioną. Nie odzywałem się, tylko obserwowałem jego twarz spod przymrużonych oczu.
- Kiedyś wyglebałem się na żużel, ale na szczęście tylko kolano ucierpiało. To było dawno, ale pozostała po tym czarna blizna, bo te drobne kamyki tak się powbijały, że nie dało się tego w całości usunąć. Po tylu latach to trochę zbladło i nie widać tego aż tak bardzo. Miałeś szczęście, że nie wylądowałeś twarzą w żużlu, byłoby szkoda. - zaczął nagle.
~ Szkoda? Szkoda czego? ~ pomyślałem, unosząc brwi, kiedy wreszcie skończył przemywać.
- W sensie, byłoby szkoda twarzy. - dodał, otwierając nowy gazik. - Trochę szkoda, gdyby coś poważniejszego ci po tym zostało, prawda?
- Taaa. - nie wiedziałem do końca, czemu to mówił, ale przyznałem mu rację. Skrzywiłem się, gdy przyłożył gazik do rany i zakleił go plastrem. - Dzięki. - powiedziałem, kiedy skończył i wyszedłem. Potem pozostało mi tylko czekać na niego.
***
Był nawet tak miły, że postanowił mnie zawieźć pod szkołę. Po jakiejś chwili namysłu z lekkim skrępowaniem dorwałem się do jego radia. Miał własną płytę z playlistą, więc z ciekawości puściłem jakąś nutę.
- O, ASAP? Słuchasz czarnego rapu? - spytałem odruchowo, kiedy w samochodzie rozległa się muzyka. Nieco zdziwiony i ucieszony, że mogłem posłuchać piosenek, które uderzały w mój gust, spojrzałem na Patryka.
- Jak widać.
- To zajebiście. - rzuciłem i podgłośniłem, przy czym uchyliłem okno, by zrobić klasycznego zimnego łokcia. Muzyka była na tyle głośna, że z łatwością mogli ją słyszeć ludzie, których mijaliśmy na chodnikach. Lubiłem to "wożenie się" w aucie z głośną nutą. Patryk zerknął na mnie dziwnie, a ja uniosłem brew i wzruszyłem ramionami.
- No co?
- Nic. - odparł z lekkim uśmiechem na twarzy. Zajechaliśmy na parking blisko szkoły, mijając ludzi wlepiający w nas wzrok. Czarna Audi A3, w środku siedzący blondyn z opatrunkiem na twarzy, kiwający delikatnie głową do czarnej muzyki. To musiał być śmieszny widok. Wysiadłem z auta.
- Dzięki. - rzuciłem w jego stronę.
- Spoko, jest za co. - odparł, uśmiechając się. - Pamiętaj o naszej umowie. - dodał, na co ja pokiwałem głową, choć po części mój humor nieco przygasł.
- Siema, Patryk. - jakby znikąd pojawił się tutaj Klej, który zbił grabę z Patrykiem, po czym spojrzał na mnie zdziwiony. - Cześć. - przywitał się również ze mną.
- Joł.
- Co ci się stało?
- Spotkanie z dziećmi ulicy. - odpowiedziałem, uśmiechając się krzywo. - To nic takiego. - dodałem i zauważyłem kątem oka, jak Patryk pokiwał przecząco głową.
- Rozjebane pół twarzy to nie jest nic takiego, ale uparł się, żeby nie iść z tym gdzieś. - Patryk sprostował po swojemu.
- Pójdę. - mruknąłem. - W każdym razie, dzięki za wszystko. - rzuciłem w jego stronę, po czym z plecakiem w ręku skierowałem się do wejścia szkoły, zostawiając dwójkę za sobą.
***
Człowiek z opatrunkiem na twarzy zawsze będzie przykuwać uwagę. W szczególności uwagę siostry. Kiedy nasze spojrzenia tylko się spotkały, wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił na naburmuszony.
- Co ci się znowu stało, pajacu? I gdzieś ty był? - zaczęła na wstępie, kiedy już podszedłem do grupy na korytarzu.
- No... No po prostu dostałem wpierdol... - odparłem z pokorą w głosie. Rozjuszona siostra to zło wcielone. Ona na tę odpowiedź pokręciła głową z dezaprobatą, uspokajając się.
- O ile matce jest to obojętne, gdzie byłeś, tak ja się o ciebie martwię. - dodała już trochę ciszej, kiedy nikt nie zwracał już więcej na nas uwagi.
- U kolegi byłem. - na tę odpowiedź Sylwia popatrzyła się na mnie podejrzliwie. No tak, w moim przypadku nocowanie u kolegi brzmi tak samo, jak nocowanie u koleżanki.
Tak samo jak matka, Sylwia również mnie podejrzewała, ale w jej przypadku miała postawy, żeby mnie podejrzewać. Siostra wyłapywała nieraz to spojrzenie, które potrafiłem wysłać za danym chłopakiem, jeśli tylko mi się spodobał. Dziewczyny niestety mają do tego nosa i są bardzo spostrzegawcze.
Przewróciłem teatralnie oczami, czując zirytowanie. - Miałem okazję poznać twojego amatora...
- Co? Amatora?
- Źle powiedziałem?
- Amanta jak już, debilu.
- No to przecież mówię.
- Czekaj, tego amanta? - uśmiechnęła się szatańsko, a ja w odpowiedzi kiwnąłem głową.
- Ma na imię Patryk, mieszka w domu sam, pracuje, uczy się, biedny też nie jest, brakuje mu tylko kobiety. - rzuciłem aluzją, puszczając do niej oczko. Najważniejsze, żeby przyjąć pewne sprawy na luzie, mimo iż odwidziała mi się wizja tej dwójki jako pary.
- I u niego nocowałeś? Przecież się nie znacie.
- Zrobiłem małe rozeznanie i wykorzystałem fakt, że on przejeżdżał samochodem obok mnie i się zatrzymał, kiedy ja już byłem po tej terapii szokowo-wpierdoleniowej. - wzruszyłem odruchowo ramionami, ale zaraz syknąłem z bólu. - Kurwa...
- Naprawdę... Jesteś świetnym kombinatorem.
- Wiem. Ej, brzydki nie jest. - znowu zasugerowałem, a ona uniosła brew. Przez moment milczała.
- No nie jest. - przyznała mi w końcu rację. Wtedy rozległ się dźwięk dzwonka. Czas na pierwszą lekcję.
***
Byłem niezwykle zmęczony ciągłymi pytaniami o to, co mi się stało. W dodatku cały czas odczuwałem ból. Usiadłem zmęczony przy stanowisku komputerowym. Chcąc kliknąć w jedną z ikon, nie dało się.
- Co jest kurwa, zawiesił się? - mruknąłem pod nosem. Zajęło mi to chwilę, jak się skapnąłem, że na pulpicie był umieszczony po prostu screen pulpitu. - Jakiś debil tu siedzi, czy co...? - mruczałem dalej sam do siebie, po czym odkryłem ukryte pliki, a tapetę zmieniłem. Zauważyłem jeden dokument tekstowy, którego wcześniej nie było. Zamiast go zignorować, otworzyłem go, a tam ukazała mi się krótka wiadomość "Miłego dnia ~ IV T". Znowu mruknąłem coś pod nosem. To był jakiś debil z czwartej klasy. Nie wiedzieć czemu, odruchowo pomyślałem o Patryku, ale to raczej byłby wątpliwy zbieg okoliczności. Sięgnąłem dłońmi klawiatury i zacząłem stukać w klawisze.
"Jeśli mam traktować ten tekst jako pamiętnik, to ten dzień nie jest miły. :("
- Co za debilstwo... - skomentowałem bardzo cicho to, co robiłem, ale mimo wszystko zapisałem plik i zostawiłem go.
***
Ostatnia lekcja, a ja teraz miałem w klasie obok pracowni, gdzie ktoś zostawiał mi wiadomości. Nauczycielka bez skrupułów i pomimo mojego nieszczęsnego wyglądu, poprosiła mnie, bym przyniósł tam dziennik starszej klasie. Wchodząc tam, kątem oka zauważyłem Patryka. Co lepsze - siedział na tym samym stanowisku, co ja. Wypuściłem głośno powietrze, wlepiając wzrok w ekran monitora. Zauważyłem jedynie odpalony dokument tekstowy, ale z tej odległości nic więcej nie wiedziałem. Nie mówiąc nic, wyszedłem.
Zaśmiałem się. Zbiegi okoliczności, co chwile zbiegi okoliczności. Trzecia klasa miała praktyki, pierwszaki nie były jeszcze dopuszczane do pracowni. Stanowiska były stałe dla ucznia. Na sto procent to był Patryk. Dziwnie czułem się z tą myślą. On na pewno wiedział, że w tej samej sali mamy również my. Tylko nie wiedział, że w tym miejscu siedzę ja...
~ Pewnie ma nadzieję, że tam siedzi Sylwia. ~ myślałem intensywnie. Czułem się dziwnie i jednocześnie miałem ochotę się z tego śmiać. Z tą wiedzą miałem dwie opcje; albo ich spiknąć albo...
... Albo znów wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść.
Od dziś Daniel to mój ulubiony bohater :D też lubię knuć. Czekam na kolejne rozdziały (na czwarty grzech też)
OdpowiedzUsuń