Informatyk rozdział 7

Jazda samochodem przebiegła już spokojnie. Bez osoby trzeciej mogłem spokojnie zadręczać swoją głowę tym, co się właśnie dowiedziałem i wnioskami, do jakich sam doszedłem. Czasem zdawałem się być maniakalnym typem człowieka, możliwe, że nawet nim po prostu byłem. Kiedyś co chwilę snułem dziwne teorie spiskowe o ludziach, ale myślałem, że mi to już minęło. Cóż... Najwyraźniej znów wróciło.

~ Nie... To głupie. ~ dyskutowałem sam ze sobą w głowie, wchodząc do domu. Kiedy tylko przekroczyłem próg, sięgnąłem do kieszeni, by włączyć Gadu-Gadu.

- Hm... Właśnie wróciłem z pracy. ://
- Pracujesz?
- Taaa. W zasadzie to nie odpisałaś mi na tamto pytanie. :)
- Aaa... Bo to jakoś tak mi poszło w zapomnienie ^^' Nie było mnie. :D

Nie było jej... Ale mimo wszystko zacząłem za dużo myśleć. Nagle zacząłem łączyć wszystkie fakty, tworzyć dalej głupie teorie spiskowe, brnąć w to jeszcze bardziej... Chciałem bezpośrednio napisać i spytać o pewien drobny fakt, ale się powstrzymałem. Ta "dziewczyna" ani razu nie napisała o sobie w czasie przeszłym, formie żeńskiej. Tylko raz z początku przedstawiła się jako wysoka, piękna i zgrabna blondynka o niebieskich oczach.

- Ach no spoko :D Ja muszę spadać, jest późno, dobranoc.

Odpisałem tylko tyle. Stałem tak w przedpokoju jak głupi, gapiąc się jeszcze w wyświetlacz komórki. Przypomniałem sobie ten moment, kiedy byłem na imprezie u Daniela. Napisałem do tej "dziewczyny" na Gadu i krótko po tym usłyszałem dźwięk komunikatora, który dochodził na pewno z jego komórki, ale wcześniej przymknąłem na to oko, bo zwyczajnie byłem wcięty. Korzystanie z GG było naprawdę rzadkie. Gdyby to był odgłos czegokolwiek innego, nie podejrzewałbym nic. Niebieskooka blondyna, nie pisząca o sobie jak o dziewczynie, z dziwnym poczuciem humoru i grająca w gry. No tak, grająca w gry dziewczyna to jeszcze większa rzadkość.
Co teraz miałem zrobić? Odsunąć się od niego? Czy może brnąć w to dalej z czystej ciekawości i przy okazji zmieniając nieco zasady tej pokręconej gry? W końcu nie wiedział i nie musiał wiedzieć, że ja się dowiedziałem. Głupi - niestety - nie byłem i wcześniej czy później złączyłbym wszystko w jedną całość. Tylko jak się czułem z faktem, że z własnej inicjatywy pisze do mnie chłopak półgej podający się za dziewczynę i wyznający mi, że jestem przystojny? Co lepsze, chłopak półgej, który w realu zachowuje się tak jak zwykle, i z którym spałem razem w jednym łóżku?
Czułem się... Dziwnie.
Kładąc się na górze w swoim pokoju chciałem zasnąć szybko, ale te myśli mnie męczyły i nie dawały usnąć. Tym bardziej, że od ostatniej imprezy w mojej głowie tkwił obraz tych niebieskich oczu Daniela, który teraz zdawał się być on spotęgowany przez tę świeżą informację o jego zapędach. W myślach przywoływałem również jego zadziorny, szatański uśmiech,  będący dla mnie z niewiadomych powodów intrygujący.
Starałem się odgonić te myśli, mając wrażenie, że ktoś cały czas mógł je usłyszeć...
~ Jestem żałośnie zdesperowany. ~ skarciłem się w myślach i obróciłem na drugi bok, usiłując zasnąć.

***
~
- Wiesz, ta twoja "koleżanka" z GG bardzo mi przypomina mojego kolegę. - usłyszałem głos Kleja, który ewidentnie rzucał aluzją, chcąc mi coś zasugerować.. Udając zdziwienie, chciałem zamaskować napływające na moje policzki rumieniec zażenowania i wmówić sobie, że moje serce wcale szybciej nie zabiło. Bałem się? Czego?
- O co ci chodzi?
- Nie udawaj głupiego, sprawa jest prosta. Ty codziennie będziesz mnie uczyć na gitarze.
~

Ostatecznie sny bywały tylko snami. Klej, który wiedział, że dziewczyna z GG to Daniel i w zamian za to chciał, bym go uczył gry na gitarze... Już na dzień dobry chciałem zaklaskać logice mojego mózgu. Wczorajsze wydarzenie i złączenie pewnych faktów sprawiło, że powoli zaczynałem świrować. Chwilowa obsesja, strach przed... Właściwie nie wiem do końca przed czym. Zwlokłem się z łóżka i ruszyłem do łazienki, by od razu się ogarnąć.

Stałem przed lustrem w granatowej koszulce w kratę i brązowych spodniach zwężanych na końcach nogawek. Na nosie miałem okulary. Zacząłem bardziej analizować swój wygląd, chociaż nie do końca wiedziałem po co. Wyglądałem... Znośnie. Jak czterooki Patryk w granatowej koszulce w kratę i brązowych spodniach. Jednak nigdy nie będę potrafił włączyć tego zmysłu dobrego gustu ubraniowego i kolorystycznego. Westchnąłem cicho, po czym podszedłem do wieszaka, chcąc sięgnąć bo cienką, czarną kurtkę. Powoli dni stawały się zimne. Wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu, a następnie skierowałem się pojazdem pod szkołę. Dojazd zajmował mi niecałe dziesięć minut.

Zaparkowałem pod szkołą i wysiadłem z auta. Nie rozglądając się zbędnie, udałem się do środka szkoły. Byleby tylko nie natknąć się gdziekolwiek na Daniela... Nieważne, ile razy chciałem stłumić w sobie ten szczeniacki pomysł, czułem, że nie będę potrafił na niego spojrzeć.

***

- Joł, mistrzu. - przede mną wyrósł Daniel, który posyłał mi swój zawadiacki uśmiech. Moje serce zaczęło bić nierównomiernie. Nie lubiłem jak ktoś nagle się pojawiał.
- Eee... Cześć. - powiedziałem, dopiero po chwili się ogarniając. Staliśmy pod planem lekcji, a korytarzem mijała nas fala przemieszczających się do różnych sal uczniów. Daniel wlepiał we mnie swoje spojrzenie, a ja z kolei, czując się tym faktem niezręcznie, błądziłem wzrokiem wszędzie, byleby nie nawiązać z nim kontaktu.
- Zajebiście ci w tych okularach. - rzucił w końcu, kiedy gwar na korytarzu nieco się zmniejszył. Poczułem, jak moje policzki powoli zaczynały palić. Czasami miałem ochotę je po prostu wyciąć. Nie miałbym wtedy problemu z ukrywaniem emocji.
- Eee... Dzięki. - znowu mruknąłem, niepewnie na niego spoglądając. Tym razem Daniel przyglądał się mi z poważną miną.
- Nie za ma co. - powiedział, po czym puścił mi oczko. Zamrugałem intensywnie. To na pewno on... To na pewno był on. Albo popadałem w paranoję.  - W każdym razie złapałem cię, bo chciałem cię zaprosić na małe palenie... - znów się uśmiechnął, a ja uniosłem brew. Był taki wyluzowany, jak zawsze. Jak on to robił?
- Mnie? - jedyne, co przychodziło mi obecnie na myśl, to właśnie to głupie pytanie.
- Nie, kolegę obok. - rzucił sarkastycznie, a ja odruchowo się obróciłem.
- Stary, co z tobą dzisiaj? - spytał, uśmiechając się ironicznie. - Zaraziłeś się moim blondynizmem? - spytał na żarty i demonstracyjnie przeczesał swoje włosy. - Albo żeś wczorajszy...
- Ta, głupi dzisiaj jestem. - przyznałem mu rację, kiedy przyglądałem się tak jego twarzy. - Wczoraj miałem do późna robotę i jeszcze podwoziłem twoją siostrę pod dom...
- Huh? - uniósł brew. - Nic mi nie wspominała.
- Cóż... - wzruszyłem ramionami. - No i nie umiałem szybko zasnąć. Jestem kompletnie niewyspany.
- Widzę. Przypominasz bardzo człowieka na kacu.
- No można tak to ująć, że jestem po prostu wczorajszy. - zaśmiałem się krótko. - W każdym razie widzę, że z twoim barkiem już lepiej? Już możesz go podnosić.
- Ano, tak. - skinął głową. - I, jak widzisz, nie mam już opatrunku na ryju. - machnął ręką, a ja zatrzymałem wzrok na jego ranie, która powoli się goiła.
- Nie wygląda źle... - mruknąłem. Mógłbym mu nawet przyznać, że ta rana podkreślała jego wizerunek skurwiałego cwaniaka.
- Wisi mi ona. - wzruszył ramionami. - Ale powracając do mojego początkowego pytania - Idziesz ze mną na palenie? - spytał, a ja znów zerknąłem na jego uśmiech. Teraz się zorientowałem, że odkąd go poznałem, tak bardzo dużą uwagę zwracałem na jego usta. Zresztą, na oczy też.
- Wiesz, jestem przed wypłatą, więc nie za --
- Ale ja nie mówię o tym, żebyś się zrzucał. - mruknął, po czym nachylił się w moją stronę. - Mam już blanta przy sobie.
Mając świadomość, że na chwilę był tak blisko, czułem duże zdenerwowanie. Rozmawiałem właśnie z biseksualnym facetem. Zacisnąłem wargi w cienką linię i przełknąłem głośno ślinę. W udawanym spokoju czekałem, aż się odsunie. Miałem go unikać czy udawać, że było tak jak wcześniej?
- Kiedy? - spytałem bez dłuższej chwili namysłu.
- Chodź. - skinął głową, kierując się powoli do wyjścia.
- Co? Teraz? - spytałem wyraźnie zdziwiony.
- Nie peniaj, jest długa przerwa, mamy dwadzieścia minut... Albo godzinę, jeśli uznasz, że ta obecna lekcja, którą masz, jest zbędna. - uśmiechnął się w swoim stylu i pognał do przodu, poprawiając plecak. Ja ruszyłem za nim.

Ten blondyn... Był dziwny. Nie potrafiłem go zamknąć w żadnych kategoriach. W dodatku był innej orientacji, ale jednocześnie był bardzo ciekawym urozmaiceniem mojego życia. Wymykający się z ram blondyn, zdający się być nie zeżarty przez realia życia i szarą rzeczywistość. Chciałem się od niego odsunąć, ale moje nogi jakby żyły własnym życiem. Nigdy nie byłem spontaniczny, dlatego znajomość Daniela była dla mnie intrygująca. Nawet jeśli czułem się wobec niego teraz skrępowany i nawet jeśli byłem świadom tego, że to on do mnie pisał, podając się za dziewczynę, to nie potrafiłem się od niego cofnąć. Blondyn przyciągał mnie bardziej niż mój rozsądek nakazywał się od niego odsunąć.

- Te, gdzie idziesz? - minęliśmy Sylwię, która stała razem z koleżankami przy jednym z drzew poza szkołą. Zerknąłem w jej stronę. Właśnie... Sylwia.
- Idziemy się dotlenić. - odpowiedział krótko, uśmiechając się arogancko kącikiem ust. Blondynka wlepiała się w naszą dwójkę dość dziwnie i podejrzliwie, a ja czułem zakłopotanie. Szedłem powolnym krokiem kompletnie zdezorientowany i pozwalałem sytuacji lecieć bez mojej ingerencji. Po prostu byłem cicho.
- Wiesz, że twoja frekwencja leży, nie? - zapytała Sylwia, na co blondyn się zatrzymał na moment i odwrócił. Wtedy i ja przystanąłem.
- Dopiero niedawno się początek roku zaczął. - wzruszył ramionami.
- Jak puścisz znowu kibla w --
- Nie musisz się martwić o moją naukę, siostra. - rzucił niczym ignorant i odwrócił się na pięcie. Nie wiedziałem, jak teraz między nimi leżały stosunki, ale miałem wrażenie, że z początku mieli do siebie inne podejście niż później.
- Jarasz codziennie? - spytałem nagle, dorównując mu kroku. Wlepiłem wzrok w jego twarz, która teraz nie wyrażała emocji, choć wydawało mi się, że za tą maską obojętności znajdował się cień irytacji.
- Huh? Nie, nie codziennie. Czemu pytasz? - zerknął na mnie, unosząc brew.
- Po prostu z ciekawości, chyba.
- Chyba?
- Na pewno. Nie łap mnie za słówka.
- Dobra, dobra. - parsknął krótko śmiechem. - Ale wiem, co o mnie myślałeś.
- Hm?
- No myślałeś, że jaram codziennie.
- Ahaaa. - tym razem to ja parsknąłem śmiechem. - Błyskotliwe to to nie było.
- I żeeee jestem dzieciakiem, który ma przepalony łeb.
- No jeśli mam być szczery to tak. - przyznałem mu rację, poważniejąc.
- Spoko, przywykłem. - odpowiedział wyluzowany. Właśnie szliśmy chodnikiem w stronę bloków mieszkalnych.
- A w zasadzie to gdzie idziemy?
- Na przedmieścia.
- Na przedmieścia? - powtórzyłem za nim, marszcząc brwi i, jak to ja, nadmiernie analizując. - Od początku wiedziałeś, że będą to przedmieścia i że nie zajmie nam to tylko dwudziestu minut, nie?
- Bystry jesteś. - skwitował, uśmiechając się w swoim intrygującym stylu. Odwróciłem głowę, czując znów zmieszanie. - Coś nie tak?
- Nie, nie... - pokiwałem głową, chcąc się ogarnąć. - Jest w porządku. Po prostu pierwszy raz mam do czynienia z taką spontaniczną i z takim podejściem do życia osoba, jak ty. - mruknąłem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę ze swojej nagłej wylewności. Czułem na sobie wzrok tych niebieskich oczu. - Em... To chyba zabrzmiało dziwnie. Sory... - próbowałem wybrnąć, ale wyszło mi to nieudolnie.
- Nie, spoko. - usłyszałem, na co podniosłem na niego wzrok, wciąż czując skrępowanie.

Tym razem na jego twarzy pojawił się normalny, ciepły i delikatny uśmiech. Bez tego wrednego i złośliwego charakteru, a co gorsza... Urzekający jeszcze bardziej.

- Jeśli mam to uznać za komplement, to jest bardzo miły. Rzadko mam okazję jakikolwiek usłyszeć. - dodał po chwili, spoglądając na mnie spod lekko przymrużonych oczu, przy czym jego twarz nabrała ciepłych rys. Zupełnie jakbym na tę chwilę miał do czynienia z kompletnie inną osobą. Z minuty na minutę stawałem się coraz bardziej skrępowany i wewnętrznie zdenerwowany tak, że miałem ochotę po prostu sobie stąd spierdolić. W tym jego spojrzeniu coś było nie tak. Błyszczały w nieodgadniony sposób. Przełknąłem głośno ślinę, zaciskając mocno dłoń na szelce od plecaka.
- Khem. - odkaszlnąłem cicho, chcąc przywrócić siebie samego do porządku. - To dobrze... - dodałem tylko tyle i przez jakiś czas szliśmy w ciszy. Zrobiło się niezręcznie, ale Daniel nie wyglądał na takiego, coby mu taka atmosfera przeszkadzała.

Zeszliśmy z ulicy na polną drogę i kierowaliśmy się w stronę pól. Od razu wiatr nieco mocniej zawiał. Odruchowo zapiąłem kurtkę. Głowę wciąż zakrzątałem sobie tym, co powiedziałem, a w skrócie ujmując - Danielem, który szedł obok mnie i zdawał się być w swoim własnym świecie. Zerknąłem na widok przed siebie. W końcu mogłem dostrzec pewne szczegóły obrazu, których wcześniej od jakiegoś czasu już nie byłem w stanie widzieć. Poprawiłem okulary na nosie, czując lekki dyskomfort. Powoli mi szło oswajanie się z nimi, ale nie było źle.
Przed nami ciągnęła się polna droga w dół, a następnie szła przez lekkie wzgórze. Wchodząc na jej szczyt, widok rozciągnął się dalej; gdzieś daleko stała jakaś biała wieża, która odbijała słabe promienie słoneczne wychylających się zza chmur, jakiś kawałek dalej domki z pobliskiej wioski. Nieco bliżej nas biegła rzeka, a jeszcze bliżej, kilka metrów od nas, stało samotne drzewo. No po prostu istny raj dla fascynatów przyrody. Czyżby Daniel należał do jednych z nich? Szczerze, wątpiłem, bo nie wyglądał na taką osobę, ale kto wie... Musiałem jednak przyznać, że było tu przyjemnie i cicho.
- Dlaczego akurat tutaj przyszliśmy palić? - spytałem w końcu, kiedy blondyn skierował się pod jedno, samotne drzewo. - Zapalić mogliśmy wszędzie.
- Nie zrozumiesz prawdziwej istoty marihuany, jeśli nie zapalisz jej w spokojnym miejscu. - odpowiedział z błogim uśmiechem na twarzy wyciągając blanta.
- To mi bardziej wygląda na randkę dla nastolatków. - rzuciłem żartobliwie, choć w tej sytuacji naprawdę nie chciało mi się żartować na temat randek. Nie przy nim i nie w takich okolicznościach, ale w końcu miałem zachowywać się naturalnie, prawda?
- Możesz to traktować jak randkę. - prychnął, pomimo iż wiedział, że to był żart. Czy on to powiedział serio? Blondyn usiadł przy drzewie i wyciągnął zapalniczkę. Po dłuższym wahaniu, przysiadłem obok niego, zachowując jednak dystans. Skręt pojawił się zaraz w mojej dłoni. - Nie będziesz mieć przy tym złej fazy.
- Hm? - mruknąłem, biorąc pierwszego bucha i rzucając w jego stronę krótkie spojrzenie.
- Pamiętam jak mówiłeś, że nie lubisz jarać, bo często masz złą fazę. To jest czyste zioło, będziesz wyluzowany. - zapewnił, na co ja skinąłem tylko głową i wziąłem jeszcze dwa porządne zaciągnięcia się tym specyficznym dymem, a następnie oddałem mu blanta. Wypuściłem gęsty, biały dym z ust, wydymając je lekko i bawiąc się nim przy okazji. W moim przypadku na sam widok zioła robiłem się bardziej spokojny. Po zapaleniu od razu stałem się mniej spięty. Oparłem się o pień drzewa. Było przyjemnie, bo po prostu inaczej. Dzień wykraczał poza moją monotonię.
- Często uciekasz z lekcji, nie? - spytałem nagle, ot tak.
- No... Ale nie na tyle często, żeby sobie przejebać. - odpowiedział, podając mi blanta. Paliliśmy go na przemian. - Sylwia lubi wyolbrzymiać w pewnych kwestiach.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś? - kolejne szczere pytanie. Teraz to naprawdę wyglądało tak, jakby on zabrał mnie na randkę.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Musi być jakiś powód? Miałem ochotę na inne towarzystwo. Takie wiesz, mniej cwaniakowate i idiotyczne.
- Mhm. - mruknąłem. - To był komplement?
- Tak, dokładnie tak. - pokiwał głową. - Chcesz zapalić z komina? Końcówka już jest.
- Co? Co to jest?
 - Nie wiesz? - uśmiechnął się złośliwie. - Chodź bliżej. - machnął ręką, po czym końcówkę blanta włożył między zębami, palącą się końcówką w stronę gardła, a filtrem na zewnątrz. Uniosłem brew, zastanawiając się, czy się tak nie poparzy, ale ten szybko wystawił przede mnie ręce. Ułożyliśmy dłonie tak, żeby powstał tunel. Przytknąłem usta do otworu między dłońmi, a Daniel dmuchnął porządnie dymem. Zaciągając się tak dużą ilością po chwili zacząłem kasłać.
- O jezu... - jęknąłem, a z ust wciąż leciały resztki dymu. W oczach miałem łzy. Słyszałem jedynie śmiech blondyna.
- To kopie jak wiadro.
- No to świetnie. - skomentowałem nieco sarkastycznie. - Teraz ja?
- Jeśli możesz. - uśmiechnął się i podał końcówkę blanta z udawaną elegancją w geście. Zdusiłem w sobie strach przed poparzeniem sobie języka i zrobiłem to samo, co Daniel wcześniej. Znów złożyliśmy dłonie, a ja dmuchnąłem. Dzięki marihuanie już nie krępowałem się za bardzo jego dotyku. choć wciąż zwracałem uwagę na ten fakt. Blondyn przyjął dawkę dymu z początku z dumą, ale dłuższym momencie wypuścił go z płuc i zaczął kasłać. Tym razem to ja z niego się zaśmiałem.
- Nawet nałogowym palaczom się zdarza. - rzucił w wytłumaczeniu ze łzami w oczach.
- Jasne, jasne. - pokręciłem głową, uśmiechając się kącikiem ust. Z sekundy na sekundę odczuwałem coraz większy spokój. Oparłem się z powrotem o pień drzewa, a blondyn postąpił tak samo.

Czułem już efekty marihuany. Spokój, błogość i senność. A właśnie... Senność. Rozluźniony przymknąłem lekko oczy, czując jeszcze większe niewyspanie niż rano. Choć ogólnie nie potrafiłbym zasnąć w takim miejscu, to z czasem zaczynałem tracić kontakt z rzeczywistością i popadać w jakąś dziwną fazę senną. Płynąłem łódką. Tak, czułem się tak, jakbym był na pokładzie jakiegoś statku. Ten powoli się kołysał na boki na spokojnym, niewzburzonym morzu.
- Płynę. - mruknąłem zadowolony i nieco ospale.
- Płyniemy we dwóch. - usłyszałem tuż obok. Nie miałem sił, by otworzyć oczu i zobaczyć, w jakiej pozycji był teraz blondyn.
- Sami. - dodałem, widząc przed sobą obraz wyobraźni, w którym było błękitne morze, nad nim równie błękitne niebo, a na nim świecące słońce, zupełnie jakby było lato. Pierwszy raz miałem tak pozytywną fazę i za nic nie chciałem jej przerwać. Usłyszałem ciche parsknięcie.
- To było pedalskieee... - skomentował pomrukiem, a ja wzruszyłem ramionami. Chciałem czerpać z tego jak najwięcej.
 Jednak nagle coś szturchnęło mnie w nogawkę. Zmarszczyłem brwi. Z oddali usłyszałem damski głos. Słowo "Pusia!" lub coś w ten deseń. Otworzyłem nagle oczy i ujrzałem przed sobą brązowego kundla, który mnie obwąchiwał.
- Co jest... - mruknąłem zdezorientowany, widząc nadchodzącą kobitkę po pięćdziesiątce. - Daniel, ktoś idzie. - rzuciłem w stronę Daniela i szturchnąłem go, głaszcząc odruchowo psiaka. Blondyn otworzył oczy i również zdezorientowany przeniósł wzrok najpierw na futrzaka, a potem na kobitkę, która gorączkowo przyspieszyła kroku.
- Pusia! Chodź no tutaj, odsuń się od tych ćpunów, straszą normalnych ludzi, wyjść normalnie z psem nie można!

Zdezorientowani i z zaczerwienionymi oczami spoglądaliśmy na starszą kobietę rozpoczynającą swój monolog, który dość mocno akcentowała emocjami i przekleństwami. Przeszliśmy z pięknego snu w brutalną rzeczywistość. Nie, nie w brutalną tylko na tyle absurdalną, że aż śmieszną.
- Ale proszę pani, proszę się uspokoić, my tu wcale --
-  Wy ćpuny, co ta dzisiejsza młodzież, to to ja nie wiem... Jak się stąd nie usuniecie to zadzwonię po policję, to przestaniecie pyskować!
Parsknąłem śmiechem, ledwo go powstrzymując, ale udało mi się to zrobić. Bez większych oporów wstałem, a Daniel zrobił to samo. Założyliśmy plecaki i ruszyliśmy z powrotem w stronę miasta, słysząc za sobą niezadowolone pomruki starszej kobiety. Na mojej twarzy wciąż widniał uśmiech. Kiedy tylko odeszliśmy kilka metrów od kobiety, Daniel wybuchł śmiechem, a ja od razu razem z nim.
- Co to kurwa było! - powiedział przez śmiech, łapiąc się odruchowo za przeponę.
- Ja pierdole, "Pusia", co to za imię dla psa. - skomentowałem, kiedy tylko miałem przerwę na oddech.
- Oto typowa, miejska, starsza kobieta. Pewnie służy za monitoring tego miasta.
- W ogóle jakim cudem nazwała nas ćpunami?
- Nie wiem, może dziwnym widokiem dla niej było, że dwóch młodych ludzi na odludziu opiera się beztrosko o drzewo. Ale jebać. - machnął ręką.
- A mówiłeś o spokojnym paleniu trawki, co? - rzuciłem żartobliwie.
- Przynoszę pecha. - zaśmiał się trochę ironicznie. - Tutaj była najmniejsza szansa na to, że ktoś się tutaj pojawi, a jednak się to przytrafiło. - pokręcił głową.
- Przynajmniej było śmiesznie. - powiedziałem, uśmiechając się praktycznie cały czas, czując ciągłe wyluzowanie.
- Taaa. - odmruknął, śmiejąc się cicho. Szliśmy przez pola i powoli zbliżaliśmy się w stronę ulicy, która znajdowała się na osiedlu. Wychyliłem się zza wysokiego krzaka, spoglądając, czy żaden samochód nie jedzie. Ruszyliśmy na chodnik, przecinając ulicę. Zerknąłem na blondyna, który patrzył teraz pod nogi. Gdy się zorientował, że mu się przyglądam, spojrzał na mnie i posłał mi lekki i nieco zjarany uśmiech.

Dawno z nikim nie spędzałem tak dobrze czasu. W tym momencie zacząłem mieć refleksje życiowe i moralne. Czy warto odrzucić taką relację dla samego faktu, że Daniel jest biseksualny? I  że prawdopodobnie, choć miałem wątpliwości to... zarywał... do... mnie? Tak? Czy tak właśnie jest?
W mojej głowie pojawiła się myśl. Niepozornie włączyłem telefon, a następnie GG. Napisałem jedynie emotikonę. Przez moment wahałem się, czy ją wysłać. Po minucie intensywnego myślenia, w końcu się zdecydowałem. Chwilę później z kieszeni Daniela rozległ się dźwięk dochodzącej wiadomości tego komunikatora. Przystanąłem.
- Muszę już iść. - rzuciłem krótko i mocno speszony. Nie spoglądając nawet w jego stronę, nie patrząc na jego reakcję na to zajście, nie analizując nic, odwróciłem się i zacząłem iść kompletnie losową drogą.

----------------------------------------------------

~ Dondziebry!

Rozdziały pojawiają się dość szybko, gdyż wena mnie rozpiera. Mam nadzieję, że ktokolwiek je czyta, więc miłego czytania życzę :D

4 komentarze: