Z perspektywy Marcina:
Z litości.
Zabrał mnie stamtąd z litości.
Jakoś myśl, że się mną brzydzi od tej pory, nie opuszczała mnie ani na moment, kiedy biegłem za nim. Zimno panujące na dworze, sprawiało tylko, że myślałem bardziej trzeźwo, czego nie chciałem. Nawet bardzo nie chciałem. Poziom alkoholu we krwi jakby przestał mieć wpływ na moje myślenie. Od długiego już czasu zastanawiałem się, dlaczego mnie to spotykało? I tak naprawdę dlaczego za nim biegłem, skoro tak czy inaczej będę stawał twarzą w twarz z tym potworem, który zwyczajnie gniótł moje życie.
Dlaczego życie nie obdarzyło mnie typowymi problemami ludzi? Zwykłe kłótnie z rodziną, brak pieniędzy na udogodnienia, zerwane związki... Wszyscy wydawali się być beztroscy, jakby moją rolą było znosić za nich cierpienie. Czy to było tą równowagą świata? Czy mój punkt widzenia zaczynał nastawiać się na nieodpowiedni tor.
Ciepło domu uderzyło we mnie i znów poczułem się bardziej pijany, ale myśli nie dawały mi spokoju.
Choć musiałem przyznać, że nagła bliskość Adriana sprawiła, że poczułem się nieco spokojniej. Z drugiej strony nie potrafiłem znieść myśli, że tak wiele się o mnie dowiedział w tak krótkim czasie, kiedy wcześniej potrafiłem to wszystko przed wszystkimi ukryć. Robił to z litości. Na pewno się mną brzydził. Na pewno uważa mnie za ofiarę losu.
NA PEWNO CHCIAŁ WYKORZYSTAĆ SYTUACJĘ.
Impuls, działanie alkoholu i chęć stracenia zdrowego rozsądku. Najpewniej to mną kierowało. Miałem okazję zrobić to z kimś innym niż z tym skurwielem, chociaż oboje się nie różnili. Adrian chciał wykorzystać sytuację. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że to był świetny seks. Na pewno lepszy, niż dotychczas doznałem. Moje ciało i tak było przedmiotem najwyraźniej stworzonym do tego, by mieć kutasa w dupie i nawet mi się to podobało. Wijąc się pod Adrianem na jego własnym łóżku ledwie powstrzymywałem się od głośniejszych jęków. To było świetne czuć go w środku, kiedy moje wejście było do tego tak idealnie przygotowane. Obeszło się bez bólu i wstępnych nieprzyjemności. Nogami złapałem go za biodra i przycisnąłem bardziej do siebie. Starałem odwzajemniać się każdy pocałunek ze strony szatyna. Obydwoje szczytowaliśmy, a potem oboje doszliśmy, a ja ubrudziłem go swoją własną spermą.
I to był jednocześnie moment, w którym umysł znów trzeźwiał. Zerwałem się do pozycji siedzącej i wyciągnąłem w jego stronę dłoń, nie wiedząc, co chcąc zrobić, zawisła ona jedynie w powietrzu.
- Wybacz... - powiedziałem wciąż odurzony przyjemnością, która odbyła się przed chwilą. W odpowiedzi dostałem całusa w usta. Odprowadziłem Adriana wzrokiem, a potem wstałem, by wziąć swoją bieliznę z podłogi, zdając sobie sprawę z tego, że szatyn mieszkał wciąż z rodzicami i niekorzystną sytuacją by było, gdyby jego matka nakryła nas tym razem przyklejonych do siebie i nagich owiniętych ubrudzoną kołdrą. Najprostszy pomysł na jaki mogłem wpaść to otwarcie okna i odwrócenie kołdry na drugą stronę, by wizualnie wszystko się zgadzało. W międzyczasie, gdy Adrian się przemywał, ja szybko przemknąłem do kuchni, gdzie leżała jego paczka papierosów. Wziąłem ją do pokoju i zapaliłem przy otwartym oknie.
- Papieros po dobrym seksie, huh? - usłyszałem za sobą głos Adriana. Nie odezwałem się. Nie rozumiałem jego luźnego podejścia do większości sytuacji. Wypuściłem dym z ust. Zauważyłem, jak kątem oka się zbliża, ale nie spojrzałem na niego. W sumie to czy będę umiał na niego normalnie spojrzeć od tego momentu? - Ach, rozuuumiem. - mruknął dziwnym tonem... wkurwionym? - Dobra, zapominamy co zaszło i idziemy spać. - skomentował i wpakował się do łóżka. W jakiś sposób mnie to dotknęło, ale nie rozumiałem, czego on ode mnie oczekiwał. Słyszałem za sobą parę mruknięć ze strony Adriana, w szczególności były to wiązanki przekleństw.
- Życie to nie bajka, Adrian. - rzuciłem.
- No głęboki jesteś w trzy dupy. Zanim zaczniesz swoje pesymistyczne-poetyckie pierdolenie, to możesz już skończyć.
Miałem ochotę stąd wyjść, ale nie miałem dokąd. Zacisnąłem zęby, wyrzucając końcówkę przez okno. - Znowu mnie nie słuchasz. - zarzuciłem mu z wielkim żalem. - Zresztą, nieważne. - warknąłem i położyłem się na samym krańcu łóżka, wtapiając twarz w poduszkę.
- Nie wiem jak ty to odebrałeś, ale nie zrobiłem tego tylko po to, by cię pocieszyć.
Milczałem. Chciałem coś powiedzieć, ale znów nie dałby mi dojść do słowa.
- Zrobiłem to, bo wiesz... Zależy mi na tobie. Chciałem zrobić wszystko, byś przestał... Patrzeć tym smutnym wzrokiem. Bo mi zależy na tobie. Słyszysz?
- Przykro mi.
Zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć.
Z litości.
Zabrał mnie stamtąd z litości.
Jakoś myśl, że się mną brzydzi od tej pory, nie opuszczała mnie ani na moment, kiedy biegłem za nim. Zimno panujące na dworze, sprawiało tylko, że myślałem bardziej trzeźwo, czego nie chciałem. Nawet bardzo nie chciałem. Poziom alkoholu we krwi jakby przestał mieć wpływ na moje myślenie. Od długiego już czasu zastanawiałem się, dlaczego mnie to spotykało? I tak naprawdę dlaczego za nim biegłem, skoro tak czy inaczej będę stawał twarzą w twarz z tym potworem, który zwyczajnie gniótł moje życie.
Dlaczego życie nie obdarzyło mnie typowymi problemami ludzi? Zwykłe kłótnie z rodziną, brak pieniędzy na udogodnienia, zerwane związki... Wszyscy wydawali się być beztroscy, jakby moją rolą było znosić za nich cierpienie. Czy to było tą równowagą świata? Czy mój punkt widzenia zaczynał nastawiać się na nieodpowiedni tor.
Ciepło domu uderzyło we mnie i znów poczułem się bardziej pijany, ale myśli nie dawały mi spokoju.
Choć musiałem przyznać, że nagła bliskość Adriana sprawiła, że poczułem się nieco spokojniej. Z drugiej strony nie potrafiłem znieść myśli, że tak wiele się o mnie dowiedział w tak krótkim czasie, kiedy wcześniej potrafiłem to wszystko przed wszystkimi ukryć. Robił to z litości. Na pewno się mną brzydził. Na pewno uważa mnie za ofiarę losu.
NA PEWNO CHCIAŁ WYKORZYSTAĆ SYTUACJĘ.
Impuls, działanie alkoholu i chęć stracenia zdrowego rozsądku. Najpewniej to mną kierowało. Miałem okazję zrobić to z kimś innym niż z tym skurwielem, chociaż oboje się nie różnili. Adrian chciał wykorzystać sytuację. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że to był świetny seks. Na pewno lepszy, niż dotychczas doznałem. Moje ciało i tak było przedmiotem najwyraźniej stworzonym do tego, by mieć kutasa w dupie i nawet mi się to podobało. Wijąc się pod Adrianem na jego własnym łóżku ledwie powstrzymywałem się od głośniejszych jęków. To było świetne czuć go w środku, kiedy moje wejście było do tego tak idealnie przygotowane. Obeszło się bez bólu i wstępnych nieprzyjemności. Nogami złapałem go za biodra i przycisnąłem bardziej do siebie. Starałem odwzajemniać się każdy pocałunek ze strony szatyna. Obydwoje szczytowaliśmy, a potem oboje doszliśmy, a ja ubrudziłem go swoją własną spermą.
I to był jednocześnie moment, w którym umysł znów trzeźwiał. Zerwałem się do pozycji siedzącej i wyciągnąłem w jego stronę dłoń, nie wiedząc, co chcąc zrobić, zawisła ona jedynie w powietrzu.
- Wybacz... - powiedziałem wciąż odurzony przyjemnością, która odbyła się przed chwilą. W odpowiedzi dostałem całusa w usta. Odprowadziłem Adriana wzrokiem, a potem wstałem, by wziąć swoją bieliznę z podłogi, zdając sobie sprawę z tego, że szatyn mieszkał wciąż z rodzicami i niekorzystną sytuacją by było, gdyby jego matka nakryła nas tym razem przyklejonych do siebie i nagich owiniętych ubrudzoną kołdrą. Najprostszy pomysł na jaki mogłem wpaść to otwarcie okna i odwrócenie kołdry na drugą stronę, by wizualnie wszystko się zgadzało. W międzyczasie, gdy Adrian się przemywał, ja szybko przemknąłem do kuchni, gdzie leżała jego paczka papierosów. Wziąłem ją do pokoju i zapaliłem przy otwartym oknie.
- Papieros po dobrym seksie, huh? - usłyszałem za sobą głos Adriana. Nie odezwałem się. Nie rozumiałem jego luźnego podejścia do większości sytuacji. Wypuściłem dym z ust. Zauważyłem, jak kątem oka się zbliża, ale nie spojrzałem na niego. W sumie to czy będę umiał na niego normalnie spojrzeć od tego momentu? - Ach, rozuuumiem. - mruknął dziwnym tonem... wkurwionym? - Dobra, zapominamy co zaszło i idziemy spać. - skomentował i wpakował się do łóżka. W jakiś sposób mnie to dotknęło, ale nie rozumiałem, czego on ode mnie oczekiwał. Słyszałem za sobą parę mruknięć ze strony Adriana, w szczególności były to wiązanki przekleństw.
- Życie to nie bajka, Adrian. - rzuciłem.
- No głęboki jesteś w trzy dupy. Zanim zaczniesz swoje pesymistyczne-poetyckie pierdolenie, to możesz już skończyć.
Miałem ochotę stąd wyjść, ale nie miałem dokąd. Zacisnąłem zęby, wyrzucając końcówkę przez okno. - Znowu mnie nie słuchasz. - zarzuciłem mu z wielkim żalem. - Zresztą, nieważne. - warknąłem i położyłem się na samym krańcu łóżka, wtapiając twarz w poduszkę.
- Nie wiem jak ty to odebrałeś, ale nie zrobiłem tego tylko po to, by cię pocieszyć.
Milczałem. Chciałem coś powiedzieć, ale znów nie dałby mi dojść do słowa.
- Zrobiłem to, bo wiesz... Zależy mi na tobie. Chciałem zrobić wszystko, byś przestał... Patrzeć tym smutnym wzrokiem. Bo mi zależy na tobie. Słyszysz?
- Przykro mi.
Zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć.
Wciągnęło mnie, czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMiło! :D
UsuńWciągnęłam sie nieźle 😊 rozdziały pisane o problemach, ale w sposób lekki. Podziwiam i życzę weny
OdpowiedzUsuń