Rozdział 9

"Przykro mi"

Gdybym umiał panować nad złością, z pewnością potrafiłbym sam sobie uzasadnić jego zachowanie. Aczkolwiek uczuć, które w tym momencie mną ogarnęły, nie można było nazwać tylko złością. Kolejny raz odrzucony. Przyjąłbym to na klatę, gdybym jakieś pół godziny temu nie nabrał nadziei, ale...

Jedno odrzucenie w tą czy w drugą stronę... Co to za różnica?

Nie potrafiłem zasnąć, wlepiając przez dłuższy czas wzrok w plecy Marcina, który leżał tuż obok mnie. Ta dziwna pustka w sercu, połączona z myślami o trudnej sytuacji z brunetem, sprawiała, że sam na pewien czas miałem ochotę gdzieś uciec i mieć w czterech literach losy wszystkich. Co gorsza, w głębi duszy, powoli zaczynałem żałować, że dowiedziałem się tych rzeczy o Marcinie. Czy to, że wiem, coś zmieni? Czy ja mu w jakikolwiek pomogę? A czy pomogłem? Choć wiedziałem, że nie zniosłem nigdy tyle, co on, to czułem, że już na wstępie zaczynało mnie to przerastać.
W pewnym momencie wlepiłem wzrok w biały sufit, leżąc na plecach. Każda pozycja zdawała się być niewygodna. Zauważyłem po chwili, jak Marcin obrócił się twarzą w moją stronę, najwyraźniej będąc pogrążony we śnie. Poczułem, jak obejmuje mnie ręką. Znów zrobił to przez sen. Nigdy nie miał takiego odruchu, do czasu, w którym dowiedział się, że jestem gejem.
Ciekawiło mnie, jak bardzo mu brakowało bliskości, że robił to zupełnie podświadomie, mając również podświadomą wiedzę, że nie zareaguję na ten akt tak, jak normalny heteroseksualny facet.
Dochodząc do tych nowych, kolejnych, męczących wniosków, stawałem się znów miękki wobec niego. Mimo odrzucenia, chciałem być wciąż blisko niego. Położyłem dłoń na jego dłoni, delikatnie przejechałem po jego ręce aż do ramienia i objąłem go, przyciągając go do siebie.  Czułem jego spokojny, ciepły oddech na szyi, ale i to nie uspokoiło mnie na tyle, bym mógł spokojnie zasnąć.

***

Przy kolejnych i kolejnych wnioskach o tej późnej porze całkowicie się gubiłem.

***

Po dłuższym czasie zrobiło mi się go okropnie żal, że zacząłem go delikatnie głaskać po głowie, wciąż go obejmując.

***

Usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi. Zacząłem się modlić o to, by żaden z rodziców nie wszedł do mojego pokoju z kontrolą. Na szczęście żaden z nich nie pomyślał, by tu zajrzeć, a ja nie musiałem się odrywać od Marcina.

***

Doszedłem do wniosku, że kocham go aż za bardzo. W dodatku przypomniał mi się fakt, że spaliśmy pod ubrudzoną kołdrą, więc  będę musiał sam umyć narzutę tak, by przypadkiem matka tego nie zauważyła.

***
Mimo wielu prób uśnięcia nie udało mi się. Siódma rano, jeszcze słońce nie zawitało, a ja zwlokłem się z łóżka, zostawiając w nim bruneta. Chwyciłem paczkę papierosów i skierowałem się do kuchni. Usiadłem na krześle przy parapecie i odpaliłem fajkę. Dopiero siedząc tutaj poczułem, jak bardzo byłem padnięty. Paliłem buch po buchu. Kiedy spaliłem już połowę papierosa, usłyszałem kroki.
W progu pojawiła się matka wyglądająca jak siedem nieszczęść. Wyszła zapewne w poszukiwaniu wody.
- O, synuś... Co tu robisz o tej porze? - spytała, mierząc mnie spod przymrużonych i niezwykle zaspanych powiek. W międzyczasie sięgnęła do szafki, by sięgnąć po kubek i nalać przegotowanej wody z czajnika.
Zasłoniłem dłonią oczy i przymknąłem powieki. Nie wiedziałem jak zacząć. Wiedziałem jednak, że z kimś musiałem o tym porozmawiać. To nie była sprawa, którą mogłaby załatwić jedna osoba, która zresztą od całkiem niedawna jest pełnoletnia.
- Mamo... Marcin u nas śpi znowu jak coś.
- Mhm. A jak wam impreza się udała? A i tak w ogóle to posprzątaj wszystko dzisiaj.
- Impreza powiedzmy, że się udała. - wzruszyłem ramionami. - Mamo, chodzi o Marcina.
Spojrzała na mnie pytająco, jakby na moment się nieco rozbudziła. Zacisnąłem dłoń w pięść. Zgniotłem końcówkę papierosa w popielniczce. Nachyliłem się w jej stronę.
- On jest bity. - zacząłem ściszonym głosem. Matka wyglądała na jeszcze bardziej zaskoczoną, dlatego wyciągnęła krzesło spod stoły i na nim usiadła. - I to kurwa nie przez jakąś bandę młodych debili, nie, tu nie chodzi o jakieś potyczki szkolne. Bije go jego własny ojciec. Kurwa, ja nie zmyślam. - powiedziałem tak, nie dlatego, że moja matka mogła w to nie uwierzyć. Po prostu ta sytuacja wciąż do mnie nie dochodziła, że sam słownie siebie uświadamiałem o prawdziwości tych zdarzeń. - Słuchaj, byłem tam wczoraj, bo podejrzewałem, że coś jest nie tak i bardzo na niego naciskałem, by coś mi powiedział. Pomijając fakt, że ojciec zadzwonił na policję i zgłosił jego zaginięcie, psy tutaj pukały. Oczywiście Marcin jest pełnoletni i nie musiał wracać z nimi, problem w tym, że przy wszystkich wyszło na to, że Marcin żyje ostro w cieniu tego skurwiela. Było mu tak wstyd, że zaczął się zbierać do domu, to ja wyprosiłem wszystkich i poszedłem za nim, do jego domu. Kiedy tam weszliśmy, jego ojca nie było, ale chwilę potem wrócił, więc schowałem się do szafy. Ty... Nawet nie wiesz, co on gadał do Marcina. Co on chciał mu zrobić... - zacisnąłem jeszcze bardziej dłoń w pięść. - Marcin jest bity i molestowany przez własnego ojca... - przecisnęło mi się przez gardło, czując złość, której wreszcie w jakiś sposób dałem jej ujście, ale to nie było wciąż rozwiązaniem całej tej sytuacji. Matka wpatrywała się we mnie i podrapała się po głowie, będąc wyraźnie zszokowana tymi informacjami. Była jeszcze pijana i spała tylko dwie godziny, a ja skróciłem jej wczorajsze wydarzenia. Zdawałem sobie sprawę, że to musiał być jak rzut na głęboką wodę, ale ja dalej się tak czułem.
- Mam nagranie tego, co on mówił do Marcina. Przez całą noc nie umiałem zasnąć, bo o tym myślałem.
- ... A matka?
- Zmarła kilka lat temu. Nie ma do kogo pójść. A swoją drogą, dobrze wiesz, że z tym człowiekiem ciężko będzie wygrać.
Znów podrapała się po głowie.
- To cholerny problem... To naprawdę duży i cholerny problem. - skomentowała. - podaj mi papierosa. - powiedziała z westchnięciem, na co ja zrobiłem tak jak chciała. - Sądzę jednak, że nagranie byłoby wystarczającym dowodem, by pójść z tym na komisariat. Chyba aż takiego immunitetu nie ma, by umorzyli sprawę, która tyczy molestowania. - zmarszczyła brwi. - I niekoniecznie sprawę musi rozpatrywać tutejszy sąd. - dodała, wzięła kilka buchów i się skrzywiła. - Masz, synuś, bo mnie mdli. - oddała mi końcówkę. - pomyślimy nad tym jutro rano.
- Ale jest już dzisiaj i jest już rano.
- Rano jest wtedy, kiedy się śpi o wiele dłużej niż dwie godziny i wstaje się w miarę wypoczętym. Dla mnie wciąż jest wczoraj. - rzuciła, po czym wyszła. Ja niedługo po niej wróciłem do pokoju, gdzie Marcin w tym momencie się ubierał w swoje ubrania.
- Niepotrzebnie o tym mówiłeś.
Zmarszczyłem brwi.
- Nie zaczynaj zbędnych pretensji. Potrzebujemy porady dorosłego, by móc coś z tym zrobić.
- JA. NIE. POTRZEBUJĘ. POMOCY. - odwrócił się gwałtownie w moją stronę i wycedził przez zęby. Po chwili zaczął iść w stronę drzwi. Zablokowałem mu przejście.
- Z czym ty masz właściwie problem? - spytałem dość spokojnie, patrząc mu uparcie w oczy.
- Nie mam.
- Masz. Albo jesteś debilem albo masz podwójną osobowość. Ty cały czas wołasz o pomoc. W swoich gestach, ruchach, mimice, a gdy przyjdzie już to, co chciałeś, to nie sięgasz po to.  Dlaczego?
- Po prostu daj mi stąd wyjść.
 Złapałem go za ramiona.
- Możesz mi teraz nawet przypierdolić za to, co zrobię, ale wiedz, że mnie to nie powstrzyma. - powiedziałem, po czym zacząłem pchać go w stronę łóżka i zmusiłem, by na nim usiadł. Ja wciąż nachylałem się nad nim, naciskając go za ramiona, by nie mógł wstać. - Proszę, wytłumacz mi. - przyłożyłem dłoń do jego policzka, na co on wyraźnie odchylił głowę na bok. Szybko zmusiłem go, by spojrzał na mnie, łapiąc go za podbródek. - Marcin, już ci mówiłem, że nigdy nie będę spostrzegać cię jako słabego człowieka. - powiedziałem nieco ciszej, przybliżając twarz do jego twarzy.  - Tylko silny człowiek mógłby tyl...
Ciepłe usta Marcina przerwały mój dialog, kiedy zetknęły się niespodziewanie z moimi wargami. Przymknąłem oczy i cieszyłem się chwilą, będąc jednocześnie spokojny z faktem, że rodzice wciąż spali. Pocałunek nie trwał długo, gdyż Marcin nagle odsunął mnie od siebie i szybko zerwał się z miejsca do przedpokoju. Ja, nieco wolniej, poszedłem za nim i obserwowałem jego pośladki, kiedy się schylał, by ubrać buty. Nie rozumiałem tej reakcji, ani też nie wiedziałem, czy miałem się cieszyć czy płakać.
- Co ty robisz?
- Wracam.
Wiedziałem, że będzie musiał wrócić. Nie miał innego wyboru. Miał tam książki, zeszyty, ubrania, wszystkie jego niezbędne i zbędne rzeczy.
- Możesz tu zostać dłużej. - odparłem spokojnie, spoglądając na niego z pewnym żalem. Nawet gdybym poszedł z nim to co by to dało? Prędzej utrudniłbym mu dostanie się do jego domu. - Zostałbyś dłużej i wtedy zgłosiłbyś sprawę na policję, a swoje rzeczy odzyskałbyś w inny sposób...
- Jest jeden problem, Adrian - nie mam innego miejsca, w którym mógłbym się zatrzymać. - skierował się w stronę drzwi i wyszedł. Po prostu wyszedł. Otworzyłem usta, by za nim krzyknąć, ale się powstrzymałem. Zacisnąłem dłonie w pięści i wydałem z siebie warknięcie ze złości. Co za popierdolona sytuacja, co za popierdolony gnojek, który nie chciał się słuchać.

1 komentarz:

  1. Jejciu ten cały Adrian bardzo mnie irytuje. Idę pochłaniać dalej następny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń