Zacząłem powoli wybudzać się z lekkiego snu i już w pierwszej chwili nie czułem się wyspany. Czując na sobie ciężar, wydałem z siebie cichy pomruk i uchyliłem leniwie powieki, żeby ujrzeć na wpół rozwalonego na mnie Adriana z powodu nocnej ciasnoty, jaką przyniosło nam łóżko. Z pewnością on był jedną z kilku przyczyn, dlaczego się nie wyspałem. Desperacko rozpocząłem wydobywać swoje prawe ramię spod niego, nie mając już czucia w ręku. Szatyn wydał z siebie pomruk niezadowolenia, a ja prychnąłem cicho i zmarszczyłem brwi.
- Masz czelność być niezadowolony? Serio?
- No... - mruknął sennie, odsuwając się ode mnie. Otworzył oczy, by spojrzeć na mnie. - Mówiłem o tym, żeby podsunąć tamto łóżko, ale nie chciałeś.
- Może dlatego, że, hm, no nie wiem... Z pewnością byłoby wiadome, że my--
- Snują takie wnioski i bez tego. - zaśmiał się cicho, zakładając rękę na czoło, a ja odwróciłem wzrok, krzywiąc się delikatnie. - Nic nie mówią, rozmawiają z nami normalnie, ale nie patrzą na nas tak jak kiedyś. - dodał zakańczając zdanie luźnym ziewnięciem.
- Wiem. - wymamrotałem z cichym niezadowoleniem. - To mogłeś spać osobno. - powiedziałem nagle, robiąc mu wyrzuty o luźnym charakterze.
- Taaak? - uniósł brwi i wyszczerzył się. - To ty byłeś tą osobą, która błagała mnie "Adrian, śpij ze mną, proszę!" - rozpoczął swój udawany, dramatyczny i wymyślony dialog, na co ja szybko uderzyłem go pięścią w ramię. - Auu... No ale przyznaj, tak nie było? Było. - droczył się ze mną dalej, na co ja pokiwałem głową z delikatnym zażenowaniem.
- Bądź ciszej. - mruknąłem.
- Przepraszam. - zaśmiał się po czym spoważniał i przyłożył dłoń do mojego policzka.
- Masz dzisiaj dobry humor. - stwierdziłem nagle, wpatrując się w jego brązowe oczy. Rysy jego twarzy wyraźnie wskazywały na to, że często się śmiał. Jego dolne powieki często uroczo marszczyły się, gdy tylko się uśmiechał.
- Zajebisty. - potwierdził, głaszcząc mnie kciukiem. Spoważniał nagle, przyglądając się mi, na co ja odwróciłem wzrok. Westchnął, po czym nachylił się i pocałował mnie w usta. Przymknąłem powieki, kładąc dłoń na jego karku, chcąc wymusić głębszy pocałunek.
- O której będziemy się zbierać? - spytałem, kiedy już się od siebie oderwaliśmy. Szatyn wstał z łóżka, ja natomiast jeszcze na leżąco spoglądałem na jego sylwetkę.
- Jedenasta albo dwunasta. Coś koło tego. - powiedział, kiedy z szafki wyciągał świeże ubrania.
- To cholernie wcześnie. - stwierdziłem, przecierając oczy.
- No niestety. Wstawaj, a ja idę jeszcze z resztą się ugadać co z dojazdem w końcu. - rzucił, po czym wyszedł z pokoju, a ja skinąłem tylko głową. Zacisnąłem szczęki, kiedy ogarnęła mnie nagle duża świadomość tego, że będę musiał wrócić do domu i ojca, czyli do swojej kolebki problemów.
Wolno zbierałem myśli, ale wkrótce zmusiłem się, by wstać. Szybkim krokiem skierowałem się do szafy po nowe ubrania i skierowałem się do łazienki, by się ogarnąć, tak jak wcześniej to zrobił każdy z naszej nieco wykruszonej ekipy. Wyszedłem stamtąd umyty, odświeżony i wciąż w złym humorze na myśl o powrocie. Skierowałem się do salonu, gdzie wszyscy siedzieli i byli spakowani.
- O wpół do dwunastej będzie Łukasz. - poinformował mnie Michał, który akurat wychodził z salonu, by zajrzeć do kuchni.
- Dzięki. - rzuciłem i usiadłem na kanapie. Momentalnie spostrzegłem, że Adriana w pomieszczeniu nie było.
- Gdzie jest Adrian?
- Poszedł po papierosy, zaraz wróci. - poinformował mnie Mateusz na co ja skinąłem głową. Wzrok swój zawiesiłem na telewizji, w której leciał jakiś kiepski serial. Czas tym razem, jak na złość, zaczął płynąć szybko. Im bardziej chciałem zatrzymać tę chwilę, ona uciekała. Nim się obejrzałem, już dochodziła jedenasta.
O jedenastej wszyscy byliśmy już gotowi. Wkrótce przyjechał Łukasz, który razem z Mateuszem zawieźli nas do domu. Z oczywistych powodów, nikt nie poprosił o to Adama.
Byłem na tyle senny, że przez całą drogę w aucie przylgnąłem policzkiem do szyby, powoli usypiając. Była to niemal sekunda, a zostałem szturchnięty przez Adriana na znak, że byliśmy już na miejscu. Sennie zwlokłem się z auta, a za mną szatyn.
- Dzięki. - rzuciłem w stronę Łukasza, który uniósł dłoń na pożegnanie, po czym odjechał, kiedy tylko wszyscy wysiedli z samochodu.
- Odprowadzę cię. - mruknął bardzo cicho, nachylając się w moją stronę.
- Nie musisz. - odpowiedziałem natychmiast, czując na sobie wielki stres, kiedy tylko myślałem o swoim domu.
- Dobra, chłopaki, my zwijamy. - odezwała się nagle Aśka, spoglądając na nas dziwnym wzrokiem. Obok stała Magda, która również była wyraźnie senna i już nawet nie skupiała się na tym, żeby z nami wymienić parę słów. Pożegnaliśmy je i sami ruszyliśmy w stronę naszych domów, zakładając swoje plecaki z całym wycieczkowym asortymentem. Od miasta była to kwestia dwudziestu lub trzydziestu minut.
- Mogę tam wejść z tobą. - powiedział, wlepiając we mnie oczekujące spojrzenie. - Wyglądasz blado w chuj. - dodał zatroskanym tonem głosu.
- To raczej nie będzie dobrym pomysłem. - odparłem z cichym westchnięciem.
- No to przynajmniej cię odprowadzę i mimo, że nie wejdę do środka, to jakiś czas postoję koło twojego domu.
- Po co...?
- No wiesz, tak w razie czego. - odpowiedział, na co ja wzruszyłem ramionami. Miałem cholernie złe przeczucia co do powrotu, dlatego też wykazywałem się mocną biernością.
- Jak wolisz, ale nie pokazuj mu się na oczy. - odparłem po chwili ciszy, na co Adrian wypuścił ciężko powietrze. Zerknąłem na niego krótko. Ta sytuacja na dłuższą metę przybierała na wadze. Była coraz cięższa. - Możemy porozmawiać o czymś miłym, a nie o tym. - rzuciłem obojętnie.
- Huh? Jakoś... Nie wiem, nie mam ochoty. - mruknął, spoglądając na mnie przepraszająco i zmęczonym wzrokiem. Na sto procent czuł się tym przybity.
- No dobra. - odmruknąłem tylko i schowałem dłonie do kieszeni. W jakiś sposób ta odpowiedź przybiła mnie jeszcze bardziej, niemniej jednak nie byłem dzieckiem, żeby o takie coś się złościć. Były ważniejsze sprawy na głowie. Swój wzrok skupiłem na swoich krokach, kiedy droga mijała wolno przy towarzyszącej nam ciszy.
Jakiś czas później znaleźliśmy się pod bramą. Przełknąłem głośno ślinę. Chwyciłem za bramę, kiedy nagle Adrian znienacka mnie przytulił od tyłu jedną ręką i ścisnął.
- Będę tutaj. - wyszeptał do ucha, na co ja, w milczeniu, przekroczyłem próg ogródka, kiedy tylko mnie puścił i skierowałem się do drzwi. Nieco drżącą dłonią sięgnąłem po klucze w kieszeni. Wkrótce otworzyłem drzwi, zerkając krótko na Adriana, który stał przy bramie. Wszedłem do środka, zamykając je za sobą. Było cicho.
- Tato? Wróciłem. - rzuciłem niepewnie, rozglądając się po kuchni, gdzie panował nieład. Metaforycznie ujmując, nieporządek wyglądał tak, "jakby brakowało tu kobiecej ręki", choć od rozwodu rodziców to ja zawsze się tym zajmowałem. Wszedłem do salonu, gdzie ojciec miał zwyczaj przebywać. Telewizor był wyłączony. Miałem cichą nadzieję, że go nie było, ale wychylając się zza filaru, ujrzałem ojca siedzącego na kanapie, zatopionego w papierach.
- Wróciłem. - powtórzyłem, czując jak dłonie mi drżały.
- I jak? Podobała się wycieczka? - spytał, w ogóle na mnie nie spoglądając.
- No...
- Masz szczęście, że się uczysz, bo bym cię wyjebał z domu. - powiedział zupełnie znienacka, obracając ton tej rozmowy. - Na co przeznaczyłeś te pieniądze, które zwyczajnie sobie ode mnie wziąłeś bez pozwolenia?
Przełknąłem głośno ślinę. Milczałem, bo nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.
- Czemu milczysz? Ostatnio byłeś na tyle odważny, że mój obiad znalazł się na podłodze.
Chciałem, żeby już przestał mówić i przestał szydzić. Nienawidziłem, kiedy był taki spokojny.
- Zrobiłem to, bo byś zrobił wszystko, bym tam nie pojechał. - warknąłem w końcu, na co ten nagle wstał.Tak, wyprowadziłem go z równowagi. Nie wiedziałem czemu, ale właśnie tego chciałem. Widzieć go w apogeum złości.
- Wiesz, ile przez ciebie gówniarzu tracę nerwów?! - wydarł się, a ja odsunąłem się parę kroków w stronę wyjścia. - Pracuję dla ciebie, robię wszystko dla ciebie! Nie szanujesz pracy swojego własnego ojca!
- Jesteś chorym sukinsynem dla mnie, nikim więcej. - wysyczałem i pobiegłem do kuchni. Tak jak ostatnio, sięgnąłem po nóż i skierowałem ostrze w stronę ojca, który się uśmiechnął kącikiem ust, kiedy tu dotarł tuż za mną. Facet, który miał do czynienia z prawem, łamał je notorycznie. To był dopiero paradoks. - Nie podchodź do mnie. Zajebię cię.- ostrzegłem, marszcząc brwi.
- Ty? Nie dasz rady. Zawsze byłeś, jesteś i będziesz pizdą, która dawała się ruchać. - zaśmiał się wyraźnie wiedziony nerwami, których nie potrafił opanować. Taki już był. Wilk w owczej skórze, kilka masek na twarzy.
Na jego słowa zacisnąłem dłoń na nożu, czując łzy zdenerwowania w oczach. Nie mogłem już wytrzymać tej presji. Tego, że byłem pomiatany. Bez wahania, tracąc resztki rozsądku, rzuciłem się w jego stronę, chcąc zadać mu cios nożem. Niestety, ten mnie zablokował i złapał mnie mocno za nadgarstek, ściskając go z całej siły. Szarpałem się z nim przez jakiś czas, kiedy ten próbował wyrwać ostrze z mojej dłoni. W międzyczasie obijaliśmy się o kuchenne szafki. W pomieszczeniu zapanował hałas tłukących się naczyń o podłogę. Wydarłem się, chcąc ostatkiem sił wyrwać się z jego uścisku.
Nie wiedząc kiedy, w dłoni poczułem luz. Nie miałem już noża. Za to w brzuchu poczułem dziwne uszczypnięcie, które zaraz zostało poprawione mocnym, rozlegającym się po ciele bólem, który wypompował mnie z sił i zmusił mnie do podparcia się lewym ramieniem o kuchenny blat. Wypuściłem ciężko powietrze, a potem wziąłem głęboki oddech. Spojrzałem w dół, gdzie zauważyłem ostrze wbite w moje ciało oraz krew, która powoli plamiła moje ubranie. Podniosłem wzrok na twarz ojca, na której malowało się przerażenie. Kątem oka zauważyłem szatyna, który pojawił się nie wiadomo kiedy w progu drzwi wejściowych. Nie mogąc się skupić już więcej na tym, co się działo wokół, osunąłem się powoli na podłogę, sycząc przy tym z bólu.
- Nie wyciągaj tego. - usłyszałem jak przez mgłę, kiedy odruchowo złapałem za nóż, chcąc go wyciągnąć ze swojego ciała.
DALEJ DALEJ DALEJ!!! JA CHCĘ DALEJ T^T
OdpowiedzUsuńTak mnie zaskoczyłaś, że nawet nie wiem co mam napisać.
OdpowiedzUsuńTo było takie... No nie wiem jak to ubrać w słowa, ale będę czekać na kolejny rozdział.
Zaskoczyłam pozytywnie czy negatywnie? :D W każdym razie dziękuję.
UsuńJebłem!!!
OdpowiedzUsuńNa początku myślałem, a zwykły rozdział, kolejne gdybanki i myślę, że czekam na kolejny rozdział z rozwoju akcji między Łukaszem, a Adamem. A tu bam!
Nie wierzyłem, że Marcin zrobi krzywdę ojcu. Nawet jak się na niego rzucił, to myślałem, że akcja skończy się fiaskiem i Ksawery znowu porucha. A tu nie! Naprawdę nie spodziewałem się tego, miałem tysiąc scenariuszów czytając ostatnią scenę, ale nie to. Czułem jedynie, że Adrian się pojawi. Ksawery dla własnego dobra mógłby zabić i jednego i drugiego i powiedzieć, że nie wrócili do domu. A wszystko ubarwić jako morderstwo na tle nietolerancji.
Heh taka myśl, ostatnio oglądałem krzyk, stąd dziwne myśli. Choć przyznam, że więcej uśmiałem się na tym filmie z głupoty akcji niż bałem, ale to amerykańskie kino, więc...
Podziwiam, podziwiam, zajebiaszczy rozwój akcji. Pozdrawiam ! ;)
Dziękuję :D Również pozdrawiam c:
UsuńCo proszę.
OdpowiedzUsuńCO KURWA PROSZĘ.
NIENAWIDZĘ TEGO JEBANEGO CHUJA.
KURWA MAĆ.
TAK TRAKTOWAĆ.
SWOJEGO JEDYNEGO SYNA.
NIE SZANUJĘ GO HARDO, ZAJEBAŁABYM GO.
MAM NADZIEJĘ, ŻE ADRIAN TO ZROBI
Pozdrawiam cieplutko.!!!!111jeden
Dobrze że czytam to opowiadanie jak już jest skończone. W takim momencie przerwać pisanie... Chyba ojciec Marcina dotarł do momentu, z którego jest tylko jedno wyjście. hmmm zobaczymy dalej czy trafiłam. Naprawdę dobry rozdział!
OdpowiedzUsuń