Rozdział zawiera sceny +18
---------------------------------------------------------
Wątpiłem w to, żeby Patryk nic do mnie nie czuł. Jego nieśmiały wzrok podążał za mną, kiedy tylko mijałem go na korytarzu i udawałem, że go nie widzę. Gdy mieliśmy natomiast lekcje na tym samym piętrze w salach obok siebie, zerkał w moją stronę. Czułem na sobie jego wzrok. Szczerze mówiąc czułem to spojrzenie, odkąd zgarnął mnie z ulicy do swojego domu i opatrywał moją szramę na policzku, która jeszcze wtedy wyglądała naprawdę źle, a dzisiaj pozostała niezbyt rzucająca się w oczy blizna. Możliwe, że skrycie przyglądał mi się wcześniej, nawet jeśli na pierwszym planie stawiał Sylwię.
Tak więc przyciągany cały czas jego wzrokiem walczyłem ze swoimi myślami. Chciałem zrobić cokolwiek, by zwrócić na siebie jego uwagę. Czy w takim wypadku unikanie go było najlepszym sposobem? A co jeśli to akurat na niego nie podziała do końca tak, jak zamierzałem? Najważniejsze, żebym wierzył w swoją spontaniczność. No i oczywiście to, żebym wyglądał dobrze, przystojnie i przyciągająco - tak, dzisiaj odbywałem kolejną rozmowę motywacyjną ze swoim odbiciem lustrzanym, by podnieść swoją samoocenę.
Stałem z dwoma kumplami z klasy; Robertem i Chmielem. Sylwia rozmawiała ze swoimi koleżankami parę kroków ode mnie. Ją również starałem się ignorować. Blondyna wczoraj mnie poprosiła, bym naprawił jej komputer, a ja, zły braciszek, specjalnie jeszcze bardziej go zjebałem. Taki miałem plan, choć nie do końca wiedziałem, jak postąpić, by go zepsuć. Na szczęście osiągnąłem swój cel i teraz mogłem się cieszyć tym, że siostra mierzyła mnie tylko spojrzeniem bazyliszka, jakim szczyciła się dotychczas tylko nasza matka. Mściwa ze mnie świnia.
- Tak w ogóle to gdzie wyście wtedy wypierdolili? - otrząsnąłem się, kiedy Roberto zadał mi pytanie. Uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie przedwczorajszą domówkę w środku tygodnia.
- Musiałem już iść, Mikołaj zresztą też. - odpowiedziałem krótko, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Ta... - skinął głową. - Co się tak szczerzysz? - spytał, zauważając mój głupi uśmiech na twarzy.
- Huh? A bo coś mi się śmiesznego przypomniało... - odchrząknąłem. - Tak w zasadzie to gdzie Mikołaj się zatrzymał na ten czas? - spytałem zaraz z ciekawości.
- On na czas przyjazdu mieszka u babci. To ulicę dalej ode mnie. - odpowiedział, a ja skinąłem głową. Wzrokiem powędrowałem za Sylwią, która nagle się oddaliła i zaczęła z kimś rozmawiać. Zaciekawiony znów wyłączyłem się z rozmowy swoich ziomków i nieco odsunąłem się kawałek, by tylko zerknąć, do kogo zagadała. Prychnąłem, kiedy tylko zdołałem spostrzec Patryka i szybko odwróciłem wzrok. Nietrudno było zauważyć, że podrywała go. Teraz robiła to otwarcie, odkąd jej nie wyszło z Lolkiem.
Lolek to chłopak o rok starszy od niej, uczęszczający do liceum na profil mat-fiz. Przystojny prymusek w elitarnej szkole. W każdym mieście w co najmniej jednej szkole musiał się trafić taki lizus. Pech chciał, że z Sylwią znali się już kilka lat i byli w dobrej przyjaźni. Blondyna go zdążyła pokochać, ale on za to zakochał się w kimś innym, ba, nigdy nie widział tego, że Sylwia coś do niego czuła. Dlatego na jej przykładzie nie wierzyłem w miłość rodzącą się z przyjaźni. Siostra z desperacji znalazła sobie inny obiekt westchnień, jak wiadome tylko po to, żeby zająć sobie głowę czymś innym. Kobiety takie są. Nie mieszałbym się w jej głupawe decyzje, gdyby nie to, że właśnie podbijała do Patryka. Ten uroczy i skurwiały, nieśmiały i zjebany szatynek sprawiał, że ogarniały mnie sprzeczne ze sobą myśli. Z chęcią bym mu zajebał za to niezdecydowanie, ale zaraz po tym pocałował te jego nieco sine usta.
- Halo, Daniel?
- Co? - mruknąłem wyrwany z myśli.
- Co robisz dzisiaj?
- Nie wiem, jak coś to dam ci jeszcze znać. - wzruszyłem ramionami.
Zadzwonił dzwonek. Idąc do klasy rzuciłem jeszcze tylko spojrzenie w stronę starszej klasy. Wtedy wzrokiem napotkałem Patryka, który zerknął na mnie w tym samym momencie. Zaraz odwróciłem głowę. Zauważyłem ten dziwny błysk w jego oczach.
~ Głupek... ~ pomyślałem, kręcąc głową z dezaprobatą i przekroczyłem próg sali. Usiadłem na krześle przy ławce obok Chmiela. Wyciągnąłem rękę w stronę Sylwii, która siedziała przede mną i szturchnąłem ją.
- Czego... - mruknęła, odwracając się w moją stronę.
- Nocujesz gdzieś dzisiaj? - spytałem, a ona wzruszyła ramionami i odwróciła się w stronę koleżanki obok.
- Nocuję dzisiaj u ciebie? - spytała się czarnowłosej i obie zaśmiały się cicho.
- Możliwe, dam ci jeszcze znać, jak z resztą dziewczyn. - odpowiedziała, a Sylwia odwróciła się w moją stronę.
- Możliwe, dam ci jeszcze znać. - odpowiedziała, a ja skinąłem głową. W głębi duszy modliłem się, żeby wypierdoliła z chaty dzisiejszego wieczoru. Matka jak zwykle zniknęła na weekend. Odkąd znalazła sobie murzyna, robiła to jeszcze częściej. Nie chciałem więc, żeby Sylwia była przeszkodą, kiedy chciałem skorzystać z okazji. Wyjąłem komórkę i zacząłem pisać esemesa do Mikołaja.
Co dzisiaj robisz? ;)
Wysłałem i czekałem na odpowiedź. Jeśli ostatecznie siostra będzie w domu, to pozostawało kombinowanie z jakimś ustronnym miejscem w terenie, ale to ograniczało możliwości. I to bardzo. Odwróciłem głowę w stronę okna i zamyśliłem się, przykładając odruchowo palca do swoich ust.
Nic takiego, możemy się dzisiaj spotkać :D
Przyszła odpowiedź, a ja gorączkowo chwyciłem komórkę w dłonie.
- Z kim ty tak romansujesz? - spytał zaciekawiony i wścibski Chmielu, nachylając się w stronę mojej komórki. Od razu zasłoniłem wyświetlacz dłonią i spojrzałem na niego ostrzegawczo.
- Nie twój interes. - mruknąłem, a on uśmiechnął się szeroko.
- Znowu wyrywasz jakąś gorącą laskę? - szturchnął mnie, zgrywając jeszcze większego debila, chcąc mnie zwyczajnie zdenerwować.
"Znowu"? Musiałem być w takim razie brany za nieskrępowanego podrywacza. Mimo wielu rozmów z dziewczynami, jakie odbywałem na imprezach, tak naprawdę do niewielu lasek się w jakikolwiek sposób lepiłem. Nie odezwałem się jednak na ten temat, a skupiłem się na komórce.
- Gorącą... No tak. - przyznałem ~ Ale laskę to już niekoniecznie. ~ dodałem w myślach, uśmiechając się w swoim stylu.
19:00 park? Potem się jakoś znajdziemy.
Wysłałem kolejnego esemesa. Przegryzłem wewnętrzną stronę policzka zębami, spoglądając na ekran komórki i czekając w skupieniu. Mikołaj to idealny kandydat na zastępcę, tym bardziej, że nie miałem w czym wybierać w tym zakichanym mieście.
Ok :)
Uśmiechnąłem się szeroko i głupkowato. Nie mogłem się już doczekać, aż miną te uciążliwe, szkolne godziny.
- To coś poważniejszego tym razem? - Chmielu nie dawał za wygraną i kontynuował wypytywanie, a ja spojrzałem na niego, unosząc wymownie brew. - A, rozumiem, że nie... - zaśmiał się krótko.
- Panowie Pluta i Chmielowski. - w tym samym momencie podnieśliśmy swoje spojrzenia na nauczyciela, który mierzył nas złowrogim spojrzeniem. Nie lubiłem, gdy zwracano się do mnie po nazwisku. - Czy ja wam nie przeszkadzam?
- Nie, proszę pana. - odezwałem się, nie chcąc w żaden sposób dyskutować i wychodzić na jeszcze większego szczeniaka, niż byłem. Chmielu pokręcił głową przecząco. Nie odezwał się ani słowem.
- Dobrze. Panowie na następną lekcję przygotują się na omówienie płyty głównej. Na ocenkę. - ostatnie zdanie zakończył tym ironicznym, delikatnym uśmiechem, a ja wypuściłem głośno powietrze. Tego dnia byłem wyjątkowo cichy na lekcjach. Nauczyciele po prostu nie potrafili mnie docenić. Skinąłem jedynie głową, choć nie wiedziałem, jak z moją nauką będzie. Zresztą... Omówienie płyty głównej chyba nie było trudne... Chyba.
- A ten telefon do kieszeni. - rzucił jeszcze i wstał z krzesła. Wyłączyłem się już na wstępie, przyglądając się jedynie, jak jego usta się poruszały. Tak właśnie mijały mi lekcje.
***
Trochę
się jednak stresowałem. Stałem pod jakimś pomnikiem w parku i czekałem.
Byłem trochę przed czasem. Po szkole okazało się, że siostry dzisiaj
nie będzie w domu... Ale za to matka zaprosiła swojego Caleba do nas do
domu. Dalej nie mogłem uwierzyć w to, że miała murzyna za kochanka, ale
wolałem nie przebywać u siebie w tym samym czasie, co oni. Nie
zamierzałem tego dnia wracać do domu. Mieszkanie Roberta było opcją
awaryjną.
Chodziłem w
kółko, czasami obracając się wokół własnej osi, jakbym po prostu nie
mógł stać jak człowiek i chociaż raz nie sprawiać wrażenie człowieka z
ADHD. Dni zaczynały być krótsze, toteż słońce powoli chyliło się ku
horyzontowi.
- Cześć. -
brunet przywitał mnie swoim pogodnym głosem, pojawiając się obok mnie.
Zamyśliłem się, więc nie zorientowałem się, kiedy przyszedł. Zamrugałem
kilka razy, a potem uśmiechnąłem się cwaniacko.
-
Cześć, Miki! - rozłożyłem ramiona, żeby go przytulić krótko i po
przyjacielsku. Kiedy tylko się odsunęliśmy, wzrokiem powędrowałem na
jego usta, przypominając sobie ten wieczór, gdy je całowałem. Niestety,
powtórzyć tego w miejscu publicznym nie mogłem. - Chodźmy na piwo. -
rzuciłem od razu. - Pokażę ci najlepszą miejscówkę w tym zadupiu, jaka
może być. - mówiłem tonem godnym prezentera w telewizji. Brunet zaśmiał
się cicho.
- Znam
wszystkie. - machnął ręką. - Do kitu tutaj jest w tym mieście. -
stwierdził. - Przyjeżdżam tu dwa razy w roku. W tym waszym klubie coraz
mniej pojawia się ludzi.
- Dlatego tam w ogóle nie chodzę. - wzruszyłem ramionami. - To miasto umiera... Czekaj, to ciebie wcześniej tam wpuszczali?
- No. - kiwnął głową.
- A, no tak, w końcu i tak mają małe zyski. - prychnąłem. - Wpuszczają każdego, kogo się da, nawet dzieciaków.
- Odezwał się dorosły. - prychnął.
-
Kto ma dowód, ten ma władzę. - odpowiedziałem żartobliwie, kiedy
szliśmy w stronę monopolowego, który był niedaleko parku. W sklepie
przystanąłem i zawiesiłem wzrok na piwach.
- Co chcesz? - spytałem, wyciągając portfel.
-
Ja osobiście proponuję wódkę. - rzucił, wyciągając z kieszeni dychę. -
0,7 na przecenie. - uśmiechnął się wymownie. Spojrzałem na niego z
lekkim zdziwieniem. Konkretny chłopak. Wziąłem pieniądz i położyłem na
ladzie, dorzucając jeszcze swoje dwie dychy.
-
A żeś wyczaił 0,7 na promocji. - zaśmiałem się, kiedy się zorientowałem
o promocji, po czym zwróciłem się do sprzedawczyni, by podała
upragniony alkohol.
- Mam szczęście do alkoholu. - odpowiedział, po czym wyszliśmy, żegnając się ze sprzedawczynią, tak jak kultura nakazywała.
-
Teraz pozostaje nam pójść na jakieś przedmieścia. - westchnąłem ciężko.
- Zaprosiłbym cię do siebie, ale życie mnie nie lubi i moja matka jest
na chacie. - zaśmiałem się ironicznie.
-
Możemy iść do mnie. - powiedział po chwili namysłu. Zerknąłem na niego z
błyskiem w oczach. - Chcesz? - spytał jakby niepewnie, a ja uniosłem
brew.
- No jasne. -
odpowiedziałem oczywistym tonem i uśmiechając się lekko. Gadaliśmy z
góry jak dobrzy koledzy, więc mniemałem, że dalsza część pójdzie już z
górki. Atmosfera, jaka między nami panowała, była luźna.
-
Dobra, tym razem to ja zostanę przewodnikiem. - odparł, unosząc nieco
dumnie podbródek. Był dość zabawny. Powiedzmy, że mój ideał, ale... No
właśnie, zawsze było to "ale". Nieważne, jak bardzo Mikołaj sprawiał
wrażenie idealnego chłopaka, w mojej pamięci wciąż tkwiły te patrykowe,
brązowe oczy, za którymi skrywały się myśli, o jakich nie miałem do
końca pojęcia.
Ruszyłem za nim. Szliśmy jedną z tych mroczniejszych ulic. Minęliśmy tę, na której mieszkał Roberto, a późnię tę, na której jakiś czas temu dostałem porządny wpierdol. Kiedy szedłem chodnikiem, czułem się nieco niekomfortowo na myśl, że zaraz mogło wypaść parę dresów i historia zatoczyłaby koło.
- Co tak ucichłeś? - spytał po jakimś dłuższym czasie, w którym szliśmy w ciszy.
- Sory... Bo wiesz, mam sentyment do tej ulicy. Jakieś ponad dwa tygodnie temu dostałem tutaj wpierdol. - odpowiedziałem, ale brunet i tak się zaśmiał, ze względu na mój ton, który nadał luźnego charakteru mojej wypowiedzi.
- Przepraszam, tak naprawdę to ci współczuję. - powiedział zaraz potem i przystanął przy jakiejś klatce. - To tutaj. - poinformował i otworzył ciężkie drzwi. Wszedłem do środka. Musieliśmy się jeszcze fatygować na ostatnie piętro tego bloku. Mikołaj wyciągnął klucz i włożył do środka, po czym otworzył drzwi. W mieszkaniu unosił się charakterystyczny zapach starości. - Zapomniałem ci wspomnieć, że chaty nie mam wolnej i w kuchni siedzi babcia... - wyszeptał, a stanąłem jak idiota na środku przedpokoju. Głupawym wzrokiem zacząłem błądzić po ścianach.
~ Przyprowadził mnie tutaj, mimo że na jego chacie jest babcia? Ludzie z Wrocławia są jednak dziwni. ~ stwierdziłem w myślach, wlepiając w niego zdezorientowany spojrzenie. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Ale spoko, spoko, ona szybko zasypia i ma twardy sen. - dodał zaraz, widząc moją minę. - Rozbierz się. - rzucił i wszedł do kuchni, a ja zacząłem się rozbierać i zastanawiać się przy okazji, czy ta wzmianka o twardym śnie babci to jakaś otwarta sugestia. - Cześć, babciu! Jak coś, to przyszedłem z kolegą.
- Z Robertem? - usłyszałem głos staruszki.
- Nie, nie... Z Danielem. Nie znasz go.
- Ooo, to jakiś nowy twój kolega, tak? Niech mi się tu pokaże...
Butelkę wódki postawiłem na jakiejś szafce w przedpokoju. Nieco skrępowany stanąłem w progu kuchni i lekko skinąłem głową w dół, mówiąc ciche "dzień dobry". W kuchni siedziała typowa staruszka z siwiejącymi już włosami, odziana w sweterek prawdopodobnie własnej roboty. Na jej twarzy widniał pogodny, ciepły i babciny uśmiech. Nie wiedząc czemu, w głowie wyobraziłem sobie scenę, kiedy między mną a Mikołajem dochodzi do intymnego zbliżenia, a nagle babcia wkracza do pokoju z ciasteczkami. Otrząsnąłem się z tej głupiej wizji.
- No fajny, przystojny i sympatyczny z wyglądu...
- Dziękuję. - odpowiedziałem, uśmiechając się nieco sztucznie.
Sympatyczny z wyglądu? To chyba efekt ślepoty, skoro ta staruszka tak o mnie powiedziała. Ja, jak i każdy inny mój znajomy wiedział, że raczej miałem zakazaną mordę, a nie sympatyczną. Wyglądałem na wrednego szczeniaka z często przymrużonymi oczami i kozackim uśmiechem.
- Pewnie dużo je chłopak, nie? Widać, że silny.
- No tak, tak. W każdym razie jak coś, to jestem w domu, babciu. - odezwał się Miki i skierował się do wyjścia, zanim babcia zdążyła rozkręcić komplementowanie mojej osoby. Zaśmiałem się cicho, opierając się lekko o framugę. Staruszka mruknęła pod nosem krótkie "dobrze", a ja wyszedłem z kuchni razem z nim, po drodze chwytając 0,7. Skierowaliśmy się do jakiegoś małego pokoju, w którym prawdopodobnie przebywał i spał.
- Twoja babcia wie? - spytałem nieco głupio, stawiając butelkę na stole pokrytym starym obrusem przypominającym firankę.
- Ta... - odpowiedział, sprzątając biurko ze szklanek. - Ona jest typem człowieka, dla którego ważniejsze od orientacji jest to, żeby odpowiednio jeść. - wyjaśnił, a ja uniosłem brew, nie do końca rozumiejąc. - Nooo powiedziałem jej kiedyś otwarcie, że jestem gejem, a ona się tym nie przejęła i spytała się, co chcę na obiad. - zaśmiał się. - Wiesz, powiedziałem jej, bo doszedłem do wniosku, że lepiej, bym poinformował całą rodzinę.
- To brzmi dość absurdalnie. - stwierdziłem z krzywym uśmiechem na twarzy. - Prawie tak samo jak to, że moja matka w tak małym mieście znalazła sobie murzyna za kochanka i właśnie dzisiaj będą przeżywać upojną noc u mnie na chacie. - rzuciłem pół zdenerwowany, a pół żartobliwie.
- O cholera... - skomentował. - Murzyn kochanek. No racja, brzmi absurdalnie. - zaśmiał się. - Siadaj. - dodał zaraz, kiedy usiadł na kanapie. Zdążył już przynieść z szafki dwa kieliszki.
- I cała twoja rodzina to luźno przyjęła? - spytałem z nutką zdziwienia i w sumie zaciekawiony. - zaraz potem zerknąłem na stół. - Rozumiem, że łoimy bez popity? - spytałem nieco niechętnie.
- Ta, przyjęła luźno. A co, nie chcesz?
- Nie no, możemy... - mruknąłem niepewnie. - Po którymś z rzędu będzie wchodzić jak woda. - zaśmialiśmy się oboje. Otworzyłem butelkę i polałem do kieliszków do pełna. - No, zdrowie.
- Ta, za absurdalne wydarzenia... Czy coś. - machnął ręką, a potem oboje wychyliliśmy kieliszki. Skrzywiłem się, czując ten gorzki, wypalający przełyk smak.
- Ale śliczna wódka... - skomentowałem, wypuszczając powietrze.
- No. - wzruszył ramionami. Mikołaj nie wydawał się być aż tak uprzedzony do wódki, jak ja.
- Często pijesz? - spytałem.
- Nie... Właśnie tam nie za bardzo mam jak.
- To trochę lipa. Z drugiej strony przynajmniej nie masz obrzydzenia do wódki, bo nie pijesz jej zbyt często i nie przechodzisz różnych przygód alkoholowych.
- Ta... No przyznam, że z mojego punktu widzenia u was naprawdę da się zejść na samo dno, jeśli chodzi o alkohol.
- Tutaj nic, tylko się napić. Jeśli się coś dzieje, to przynajmniej się dzieje i jest jakaś tania sensacja. - mruknąłem, a brunet chwycił w dłoń pilot i włączył telewizor.
- No te historie czasem są śmiesznie. - przyznał z lekkim uśmiechem na twarzy. - Czasem Robert mi coś tam opowie. - zerknął na mnie. - To co, kolejny?
- Taaa. - skinąłem głową i znów polałem do kieliszków.
- W sumie... Ja głupi... Może coś na zagrychę, co? Jesteś głodny?
- Czemu nie. - odpowiedziałem, odstawiając butelkę. Odprowadziłem bruneta wzrokiem. Pozostawiony sam ze swoimi myślami, stwierdziłem, że nie spodziewałem się takiego spotkania. Wyglądało na... Dość przeciętne. Nie twierdziłem oczywiście, że to źle. Mikołaj był po prostu na tyle w porządku człowiekiem, że naszły mnie wątpliwości, co do wykorzystania go jako zamiennik. Westchnąłem ciężko. Dobrze, że pod ręką była wódka. Dzięki niej wszelkie wątpliwości się rozejdą.
- Jakieś kurwa chipsy mam. - poinformował, kiedy wrócił.
- Jakieś kurwa chipsy zawsze się przydadzą. - parsknąłem śmiechem. - Dobra, pijemy. - rzuciłem, po czym wypiłem kolejnego kieliszka wódki, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Narzucaliśmy trochę za szybkie tempo, ale nie przejmowałem się tym zbytnio. - Wódka mi nie wchodzi.
- Przyzwyczaisz się. - rzucił ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Miki, czy istnieje jakiekolwiek ryzyko, że twoja babcia może tu wejść z jakimś zrobionym przez nią jedzeniem?
- Powiedziałem jej, że wziąłem chipsy, więc wątpię. Zresztą, jak tam byłem, to już spała. - odpowiedział, wciąż się uśmiechając.
- Mhm. - odmruknąłem. - W zasadzie to... Czemu tutaj przyjeżdżasz?
- Hm?
- To jest miasto bez perspektyw, we Wrocławiu masz pewnie o wiele więcej znajomych... Więc dlaczego? - powtórzyłem, spoglądając na niego oczekując odpowiedzi. Brunet nagle spoważniał i przeczesał włosy. Przez jakąś dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Wcześniej przyjeżdżałem, bo się zakochałem. - odpowiedział, a kącik moich ust drgnął ku górze. Brunet to zauważył. - No co, wszystko się kręci wokół miłości, niestety. - pokręcił głową z dezaprobatą, przybierając smutny uśmiech. - A teraz przyjeżdżam... Fakt, też z sentymentu dla tej osoby, ale po prostu, żeby odpocząć od tamtych ludzi i ogólnie od wszystkiego.
- Mhm... - pokiwałem głową. - Temat zszedł na niewłaściwy tor, nie? - rzuciłem.
- No. - pokiwał głową.
- To co, kolejny?
- Ja bym odmówił? - rzucił, ożywiając się nagle i biorąc kieliszek w dłoń.
- Ja ci zazdroszczę. - stwierdziłem, kiedy czułem już alkohol w sobie, a język już się trochę plątał. Ponad połowa wódki była za nami.
- Czego niby? - spytał, spoglądając na mnie swoim przymglonym okiem.
- Bo ty sobie możesz tak spierdolić do innego miasta oddalonego o chuj wie ile kilometrów i odpocząć od wszystkiego. - westchnąłem. - Chociaż... Z drugiej strony... Dzisiaj dla odmiany spierdoliłem do ciebie na chatę.
- No widzisz! A ty narzekasz. - zaśmiał się pod nosem. - Swoją drogą, w kim się zakochałeś? - spytał nagle, a ja spoważniałem.
- I tak go nie znasz. Chyba... Patryk... Ka... Kania? - zmrużyłem oczy, starając sobie przypomnieć.
- Aaa! Znam, znam, ale nie jakoś dobrze. Zdążyłem być na imprezach, na których on był parę razy. Ale on taki jakiś... Niemrawy chłopak. - stwierdził, wykrzywiając usta.
- No bywa... A ty?
- Chyba za mało wypiłem, żeby to wyznać.
- Dawaj, i tak będzie to pewnie jeden z tych wieczorów, kiedy to my, mężczyźni, będzie płakać nad miłością i, o dziwo, nie nad kobietami, ale nad facetami. - rzuciłem, nachylając się w jego stronę. Zaśmialiśmy się oboje. Oparłem się wygodnie o kanapę, siedząc obok Mikołaja.
- No dobra. W Robercie.
- Aaa, wiedziałem!
- Taaa... - prychnął. - Napijmy się. - powiedział, a ja podniosłem się, by polać wódkę, a potem wypić. Teraz nie przeszkadzał mi jej smak. Oparłem się z powrotem o oparcie kanapy. Zamyśliłem się na chwilę. Poczułem, jak głowa bruneta opiera się o moje ramię. Odruchowo objąłem go ramieniem i przycisnąłem do siebie.
- Wiesz, fajnie, że poznałem ciebie. - odezwałem się nagle, łapiąc dziwną refleksję.
- Hm? Czemu?
- Ty wiesz jaki jestem. I nie masz problemu z zaakceptowaniem tego. - odpowiedziałem kontrastowo zbyt luźnym tonem głosu, na co Miki zaśmiał się krótko. Poczułem na ramieniu lekkie wibracje od jego głosu.
- Gej geja zawsze zrozumie.
- W zasadzie to jestem bi... - sprostowałem.
- Ta?
- No... Ale wkurwiają mnie laski. W tym mieście nie ma normalnych dziewczyn. - odpowiedziałem prostolinijnie, nie będąc w stanie wypowiedzieć bardziej sensownych argumentów na temat dziewczyn.
- Nie? No cóż, ja widziałem parę ładnych z wyglądu i z charakteru, ale nie mogłem nic więcej do nich poczuć... W każdym razie, według mnie, niezły z nich byłby materiał na dziewczynę, o.
- Wątpię. - odmruknąłem. - Miki, dlaczego akurat w Robercie? - spytałem, niezgrabnie zmieniając temat, ale nie zwracaliśmy już na to zbyt dużej uwagi.
- A bo ja wiem...? - westchnął i podniósł się, ale wciąż siedząc blisko mnie.
- On nie wygląda przyzwoicie... - skrzywiłem się.
- Wiem... - przyznał, a ja podniosłem na niego wzrok.
- Ja jestem lepszy. - wymsknęło mi się, zanim zdążyłem pożałować tych słów.
- Bardzo możliwe. - znów przyznał, patrząc mi się w oczy.
Nie minęła długa chwila, a złapałem go za podbródek i przyciągnąłem go do siebie, by wpić się w jego usta. Odpowiednio wcięty nie miałem już pohamowań, a Mikołaj żadnych sprzeciwień. Dłoń, która wcześniej chwyciła go za podbródek, teraz przesunęła się na jego policzek. Zacząłem go delikatnie gładzić po skórze, jakbym chciał nadać większej czułości tym pocałunkom oraz temu zbliżeniu. Brunet, czując to, na ślepo złapał moją dłoń i zdjął z policzka - nie przerywając przy tym pocałunku - i wsunął ją pod swoją bluzkę, siadając mi na kolanach. Na moment odsunąłem się od niego, kiedy poczułem pod swoją dłonią twardy i chudy brzuch.
- Jesteś pewien, że możemy? - spytałem cicho, mając świadomość, że pokój obok znajdowała się niczego nieświadoma staruszka, która prawdopodobnie już dawno spała.
- Tak. - odmruknął niskim i głębokim tonem, znów przybliżając się do mnie i muskając mnie lekko wargami. Wstał po chwili i złapał mnie za nadgarstek. Podniosłem się i dałem się prowadzić w stronę łóżka, które znajdowało się przy oknie. Brunet po drodze ściągnął swoją bluzkę, a gdy znaleźliśmy się przy łóżku, odwrócił się w moją stronę i zaczął rozpinać moją koszulę. Zawiesiłem wzrok na jego klatce piersiowej, na której było widać lekki zarys mięśni.
- Robiłeś to już? - spytał szeptem, a ja uśmiechnąłem się cwaniacko, ale też trochę niepewnie kącikiem ust i skinąłem głową nieznacznie. Pierwszy raz miałem jakiekolwiek wątpliwości, ale nie mogłem się z tego wycofać. Nie teraz, kiedy już widziałem ten łaknący zbliżenia wzrok. Pierwszy to zacząłem.
Pomogłem mu ściągnąć ze mnie koszulę i zaatakowałem jego usta, przyciągając go mocno do siebie. Powoli naparłem na niego, by brunet zaraz leżał pode mną na łóżku. Biodrami otarłem się o jego krocze, żeby go pobudzić. Poczułem jak brunet zacisnął lekko palce na moich włosach, zaczynając oddychać ciężko przez nos. Przylgnąłem do jego ciała, tym razem zajmując się jego szyją. Zapomniałem już o wszystkim, co działo się wokół. Brunet zachęcająco odchylił szyję i znów wplótł palce w moje włosy, zachęcając do tej pieszczoty, więc kontynuowałem. Gdy jedną dłonią badałem jego ciało, drugą bardzo powoli zacząłem wodzić po skórze wzdłuż jego ciała, żeby dotrzeć do podbrzusza, a następnie do niespodzianki między nogami. Dotarłem do rozporka i rozpiąłem go, żeby wsunąć rękę pod materiał bielizny. Mikołaj napinał mięśnie pod wpływem mojego dotyku i masowania w najczulszym miejscu, wydychając ciężko powietrze. Przymrużałem co chwilę oczy, wyobrażając, że pode mną znajdował się Patryk. Jego szyja, obojczyk, pierś... Zostawiałem mokre ślady na jego skórze.
Mikołaj przerwał moje pieszczoty. Poczułem, jak mięśnie jego brzucha się napięły, by podnieść się lekko. Oddychając szybko i nierównomiernie, chwycił mnie delikatnie za podbródek. Uniosłem się na moment, spoglądając na niego zamglonym spojrzeniem. Brunet na ślepo sięgnął ręką w stronę szafki obok łóżka i wyciągnął z niej prezerwatywę oraz krem.
- Ile razy sypiałeś z facetem tutaj, wiedząc, że obok śpi twoja babcia? - spytałem, uśmiechając się nieco wrednie i obserwując, jak Miki dobiera się do mojego rozporka, by uwolnić mojego nabrzmiałego penisa.
- Raz się zdarzyło. - wymamrotał, zbliżając się do mnie i muskając mnie w usta. Zacisnął dłoń na mojej męskości, wprawiając w ruch. Otarłem się o niego policzkiem, rozchylając usta.
- Z kim? - wyszeptałem, obejmując go ramieniem. Nie do końca kontrolowałem to, co mówiłem i to, że mówiłem. Uśmiechnąłem się, kiedy poczułem, jak brunet zaczął bawić się skórą na mojej szyi. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, który wzmacniał moje podniecenie.
- Nie znasz. To nieistotne. - mruknął i zatkał moje usta swoimi, z kolei ja nie miałem absolutnie nic przeciwko. Czując podniecenie już dawno straciłem nad sobą kontrolę. Nie tylko nad ciałem, ale również nad tym, co mówiłem. Po tej zabawie znów pchnąłem go tak, żeby z powrotem leżał pode mną i ściągnąłem z niego zbędne ubranie. Zamoczyłem palce w kremie.
- Jak dawno to robiłeś? - spytałem szeptem, rozstawiając jego uda.
- Pół roku temu. - wyszeptał. Gdy tylko się nachyliłem, sam mnie złapał i przyciągnął, pozwalając sobie na przelotne muśnięcie moich ust.
- Rozluźnij się. - wymruczałem mu do ucha, przejeżdżając po nim nosem. Przyłożyłem dłoń do jego pośladków, czując, jak napinały się mięśnie pod wpływem dotyku. Powoli włożyłem palca do jego odbytu i zacząłem powoli stymulować jego wejście. Mikołaj wbił palce w skórę na moich plecach i napiął mięśnie. - Spokojnie. - wymruczałem i zacząłem całować jego usta, co jakiś czas odchylając się od nich, by zająć się jego szyją, delikatnie podrażniając skórę. Z delikatnością starałem się uspokoić go swoimi pieszczotami, pomrukując czasem do niego krótkie "spokojnie". Gdy już nie czułem żadnego napięcia, wyjąłem palce, żeby w niego wejść. Brunet z początku lekko się spiął i jęknął cicho, ale potem rozluźnił i objął mnie rękami za szyję. Westchnąłem, czując jego ciepłe wnętrze.
- Pieprz mnie. - mruknął, spoglądając na mnie szklanymi oczami. Jak zahipnotyzowany z ognikami w oczach posłuchałem jego bezpośredniego polecenia i zacząłem powoli kołysać biodrami, by zaraz potem przejść w nierównomierne ruchy. Brunet oddychał szybko i nierówno, przypadkiem nie mogąc się powstrzymać od pojedynczych, cichych stęknięć. Nachyliłem się nad nim, czując wypełniające mnie większe podniecenie. Przyłożyłem usta do jego, by co jakiś czas go łapczywie muskać i pieścić. Mikołaj zacisnął nogi na moich biodrach, zachęcając do szybszych i głębszych ruchów. Po jego policzkach spłynęła łza podniecenia.
Szczytowałem. W końcu po tym intymnym, ale bezuczuciowym zbliżeniu doszedłem. Wyszedłem z niego szybko, nie kwapiąc się na zbędne czułości po stosunku. Dyszałem jeszcze przez jakiś czas nachylając się nad nim. Zamglony spoglądałem w oczy brunetowi, który również odsapywał z założoną dłonią na czole. Otarł je, a ja odchyliłem się od niego i wstałem z łóżka. Zdjąłem prezerwatywę i instynktem niemal nałogowego zwalacza konia skierowałem się w stronę biurka, by pod nim znaleźć kosz i tam ją wyrzucić. Mając pustkę w głowie prawie zapomniałem o Mikołaju, który już stał i ubierał bokserki na siebie. Otarłem pot z czoła, czując, że teraz po fakcie nieco otrzeźwiałem.
- Dzięki. - rzucił krótko, kiedy również zacząłem się ubierać. Spojrzałem w jego stronę obojętnie, choć wciąż nieco zamroczony, widząc jego jeszcze spocone ciało. - Wspominałeś coś o twojej mamie, nie? Jeśli chcesz, to możesz zostać na noc. Jest i tak późno, więc cię nawet nie wypuszczę. - zaśmiał się krótko, zachowując się tak jak zwykle. Tak jakby to zbliżenie przed chwilą między nami nie zaszło. Zdążyłem ubrać spodnie.
- Dzięki za propozycję. Chyba skorzystam. - odpowiedziałem nieco obojętnie, po czym skierowałem się w stronę drzwi od pokoju.
- Gdzie idziesz?
- Do łazienki.
- A, to tu jest zaraz po prawej. - machnął ręką, poprawiając pościel na łóżku.
- Okej, dzięki. - rzuciłem i przemknąłem cicho do toalety. Tam stanąłem przed lustrem i spojrzałem sobie w oczy. Nie, jednak wciąż byłem jeszcze pijany. Umyłem szybko ręce i wróciłem z powrotem do pokoju. Mikołaj poszedł do toalety po mnie. Usiadłem na kanapie i oglądałem jeszcze przez chwilę telewizję. Oparłem się wygodnie o oparcie i wpatrywałem się głupawo w ekran, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą zaszło. Niestety, nie mogłem dojść do żadnych konkretnych wniosków. Powinien był się nazwać idiotą? Nie... Zresztą, czemu akurat teraz nachodziły mnie ostre refleksje moralne. W końcu oboje tego chcieliśmy. Seks to seks. Nawet jeśli byłem zakochany w kimś innym i pragnąłem ciała kogoś innego...
Gdy już powoli przysypiałem, do pokoju wszedł brunet ubrany w inne, nocne ciuchy.
- Nie śpij. - szturchnął mnie. - Znaczy, chodź do łóżka, jak chcesz spać. - sprostował, podając mi rękę.
- Która jest?
- Po pierwszej.
- Aaa... To nawet nie myślę o powrocie do domu, nie ma szans. - odparłem z uśmiechem na twarzy i wstałem.
- Ta. - zaśmiał się krótko. - Chcesz coś do przebrania?
- No, przydałoby się. - skinąłem głową, na co Miki skierował się do szafek i wyjął jakieś szorty oraz luźną, białą koszulkę. - Przebierz się już tutaj, żeby przypadkiem jej nie obudzić. - dodał.
- Spoko. - rzuciłem, po czym szybko się przebrałem. Skierowałem się do łóżka i usiadłem na nim. Zauważyłem, jak brunet idzie w moją stronę i siada obok mnie. - Czekaj, mamy spać razem?
- Technicznie to całkiem niedawno zrobiliśmy. Ale tak, wiem o co ci chodzi. Nie przejmuj się nią, naprawdę. - machnął ręką. - dwóch facetów tylko śpiących obok siebie to nie zło.
- No tak... Głupi jestem. - mruknąłem i położyłem się wygodnie na łóżku, a zaraz brunet zrobił to samo. Podłożyłem pod głowę ręce, żeby widzieć lepiej to, co było w telewizji. Zaraz Mikołaj przybliżył się do mnie i przytulił. Świetnie rozumiałem ten brak bliskości, dlatego objąłem go jednym ramieniem i przycisnąłem do siebie. Nawet jeśli miałem te głupie wyrzuty sumienia.
- Jak się przytulamy to na pewno się nie skapnie. - zdążyłem jedynie mruknąć sarkastycznie, przymykając oczy.
- Nie marudź... - usłyszałem cichy pomruk.
Zaśnięcie nie zajęło mi długo, tym bardziej, że byłem podpity.
Powoli wybudzałem się ze snu, słysząc w tle uruchomiony telewizor. Czując klasycznego kapcia w mordzie opuściłem ręce luźno wzdłuż ciała. Obok siebie natrafiłem na pustą przestrzeń... No tak. Wziąłem głęboki wdech i wypuściłem powietrze ciężko.
- Już wstałeś? - usłyszałem znajomy głos dochodzący gdzieś z drugiego końca tego pomieszczenia. Odmruknąłem coś od niechcenia. - Rozumiem. Kawę i żarcie zrobiłem, jak coś. - zaśmiał się krótko, a ja przetarłem senne oczy i rozmyślałem nad wczorajszym/dzisiejszym dniem, a w zasadzie nocą, podczas której się trochę wydarzyło... Jednak nie nachodziły mnie aż tak duże wyrzuty sumienia jak się mogłem spodziewać, ale po osiągnięciu tego, co początkowo zamierzałem, miałem ochotę się stąd jak najszybciej usunąć.
Podniosłem się do siadu i spojrzałem na Mikołaja, który siedział luźno oparty o kanapę, jedząc przy tym jakąś kanapkę. Wczoraj go pieprzyłem. To trochę jak sen. Zerknął na mnie i uśmiechnął się nieco zadziornie. Ja natomiast poczułem dziwny ucisk w żołądku i odwróciłem głowę.
- Babcia tutaj zaglądała? - spytałem markotnie, zbierając się do wstania na równe nogi. Nie było ze mną źle, ostatecznie bywały weekendy, w których piłem o wiele więcej, a dni po tym były jeszcze gorsze niż ten dzisiejszy. Skierowałem się do kanapy, na której siedział brunet.
- Zdążyłem wstać zanim ona tutaj zajrzała.
- A o której tutaj zajrzała?
- Jakoś po szóstej.
- Spania nie masz? - rzuciłem, siadając na kanapie i biorąc się za kubek kawy.
- Jak piję to dzień później wstaję zawsze wcześniej, nie wiem czemu. - wzruszył ramionami. Mruknąłem krótkie "mhm" i zawiesiłem wzrok na ekranie telewizora, choć nie skupiałem się na nim. Myślałem intensywnie nad tym, jak stąd zgrabnie uciec. Wyciągnąłem telefon i zerknąłem na godzinę. Powoli dochodziła jedenasta. Szybko włączyłem kontakt do Roberta i naskrobałem krótkiego esemesa, by za jakieś dziesięć minut do mnie zadzwonił i powiedział, że mnie pilnie potrzebuje. Dobrze jest mieć kumpla, który potrafi ratować z opresji.
- Nie jestem głodny. - skrzywiłem się, patrząc na jedzenie. - Póki co, kawa mi wystarczy, więc dzięki. - dodałem i posłałem mu delikatny, acz dobrze udawany uśmiech. Ten skinął jedynie głową. Na jakiś czas zapanowała cisza i trwałaby ona dalej, gdyby nie to, że po jakimś czasie zadzwoniła moja komórka. Szybko chwyciłem ją w dłoń i odebrałem.
- No co jest?
- No, stary, słuchaj, jest taka pilna sprawa, potrzebuję cię. Masz teraz chwilę?
- Ale co się dzieje?
- To bardzo ważne, powiem ci na miejscu.
- Bardzo ważne? No dobra, to za niedługo tam będę.
- No dobra, to pa.
- Narka - rzuciłem i rozłączyłem się. Zerwałem się na równe nogi i spojrzałem w stronę Mikołaja, który wpatrywał się we mnie, oczekując wyjaśnień. - Dzwonił Roberto i mówił, że mnie potrzebuje. Nie wiem co się stało, ale muszę lecieć. Rozumiesz. - powiedziałem swój monolog na wydechu, a ten uniósł brew, ale potem uśmiechnął się.
- Robert, mówisz. No dobra. - mruknął z jakimś dziwnie smutnym uśmiechem na twarzy. - Czyli co, żegnamy się?
- Na to wygląda. - rzuciłem, dopijając kawę. Poszedłem jeszcze tylko szybko przebrać się w swoje wczorajsze rzeczy. Potem już tylko ruszyłem do drzwi wyjściowych. Zacząłem się ubierać.
- Kiedy się zobaczymy? - spytał, a ja znów poczułem ucisk w żołądku.
- Pewnie nie raz - odpowiedziałem i poklepałem go po ramieniu, kiedy już założyłem na siebie kurtkę. - Do zobaczenia. - rzuciłem, a on kiwnął głową i również odpowiedział krótkie "do zobaczenia". Kiedy wyszedłem przez próg drzwi na klatkę schodową, Mikołaj jeszcze chwilę odprowadzał mnie wzrokiem. Wkrótce zamknął drzwi, a ja odetchnąłem z ulgą, wychodząc z klatki. Zacząłem się kierować w stronę mojego domu, tępo wpatrując się w swoje markowe buty. Znów naszły mnie refleksje z kategorii "co by było, gdyby", bo przecież... Co by było, gdyby na miejscu Mikołaja był Patryk? Byłem ciekaw, w jaki sposób by na mnie patrzył, gdyby między nami doszło do takiego zbliżenia, jak by na to reagował, jak smakowałyby jego usta, skóra... I jak on pachniał? Tak, to też mnie zastanawiało.
Dzwonek mojej komórki wybudził mnie z myśli. Odebrałem.
- Noooo? - spytałem przeciągle i niechętnie. Usłyszałem śmiech Roberta.
- Co się stało, że potrzebowałeś mnie?
- Znam cię, chuju, pewnie i tak się już domyślasz, ale dzwonisz do mnie, żeby się ze mnie pośmiać. - mruknąłem, ale mimowolnie na moją twarz wkradał się uśmiech.
- No wiem. - przyznał, wciąż się ciesząc. - Słuchaj, to po tym wszystkim nie chciałbyś zapalić? - spytał. Roberto domyślał się, że przeleciałem "laskę", a gdy z rana było dla mnie niekomfortowo, potrzebowałem jego pomocy, by się stamtąd ulotnić. Nie znaliśmy się długo, ale czytał ze mnie jak z otwartej księgi.
- Hm... No w sumie mógłbym. - odpowiedziałem po chwili namysłu.
- To wpadaj do mnie.
- Okej. - mruknąłem, a Robert rozłączył się. Dobre zioło nie jest złe, bynajmniej nie teraz, gdy potrzebowałem rozluźnienia. Szybko zawróciłem i zmieniłem trasę, żeby udać się do ziomka.
Jakimś cudem palenie przedłużyło się do późnego wieczora. Powłóczyliśmy się z kumplami po mieście, mimo że byłem wczorajszy, zapaliliśmy, potem trochę wypiliśmy - ja oczywiście niewiele, bo już poprzedniego dnia trochę zaszalałem - potem znów zapaliliśmy i znów uderzyliśmy w miasto. Weekend jak weekend, jak zwykle spontaniczny.
Było przed dziewiętnastą jak stanąłem przed drzwiami mojego domu. Bez wahania chwyciłem za klamkę.
Na dzień dobry zastałem całujących się Patryka i Sylwię. Od razu mój humor przygasł i zmierzyłem ich zimnym spojrzeniem. Przekroczyłem szybko próg i bez skrupułów zamknąłem drzwi z hukiem. Tamci od siebie odskoczyli i spojrzeli na mnie zdziwieni. Sylwia jedynie potem mierzyła mnie spojrzeniem bazyliszka. Znowu.
- Przepraszam, że przeszkodziłem wam w miłostkach. - syknąłem w ich stronę i zacząłem się rozbierać, żeby zaraz potem skierować się do kuchenki.
- Gdzie się włóczyłeś?
- Nie twój interes.
- O chuj ci znowu chodzi?!
- To ja będę zwijać... - wtrącił się Patryk.
- Ale ty jesteś chujowy! - usłyszałem krzyk siostry, a następnie to, jak znika w swoim własnym pokoju. Wzruszyłem jedynie ramionami, szybko robiąc sobie kanapkę. Kiedy kierowałem się do salonu, przystanąłem w przedpokoju, by spojrzeć na Patryka.
- Co tu robisz? - spytałem niechętnie. W jakiś sposób nie mogłem go całkowicie zignorować. To takie chujowe uczucie, kiedy chcesz, ale (chyba) rozsądek podpowiada ci, że to, co teraz zrobisz, może mieć mocny wpływ na przyszłość.
- Jaaa... Eeee... Przyszedłem naprawić komputer Sylwii i przy okazji chciałem ci oddać rzeczy, które wtedy u mnie zostawiłeś...
- Właśnie widziałem, jak ten komputer naprawiałeś. - syknąłem, czując buzującą we mnie dziwną irytację. Szatyn nagle zmienił do mnie swój stosunek. Zauważyłem to po jego emocjach, jakie go ogarnęły.
- A ty gdzie byłeś? - spytał nagle.
- W sklepie... Zresztą, nie twój interes.
- Właśnie widzę jak byłeś w sklepie. - poczułem, jak jego palce przejechały po mojej szyi. Tak delikatnie... Takie ciepłe...
- O co ci chodzi? - rzuciłem, odkładając kanapkę na bok i podchodząc do niego. Skąd ten dziwny wypływ emocji u niego? Przybliżyłem się, zachowując wciąż swoją ignorancję.
- O nic. - ta odpowiedź jeszcze bardziej mnie rozjuszyła.
- Właśnie widzę. - nachyliłem się w jego stronę, obserwując go niebezpiecznym wzrokiem spod przymrużonych oczu. - Potraktowałeś mnie jak ścierwo, a potem, co mnie tylko zobaczysz, to patrzysz się na mnie jak zbity piesek. Teraz przychodzisz mi na chatę, całujesz się z moją siostrą na moich oczach i jednocześnie chcesz załagodzić sytuację. Wychodzi ci to tak świetnie, że aż pragnę u ciebie brać lekcje dyplomacji. - wyrzuciłem to z siebie. W końcu.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Zresztą... Przyszedłem cię przeprosić.
Aha. Przyszedł mnie przeprosić. Czy to był jest ten moment, w którym powinienem spytać ile bierze za godzinę za lekcje dyplomacji? Przez dłuższą chwilę nie wiedziałem, co miałem mu odpowiedzieć. Był głupi. Znaczy, ja też, ale on bardziej. Wkurwiała mnie ta jego niedomyślność.
- Powodzenia z moją siostrą. - rzuciłem. - Przynieś mi te ubrania, skoro już się fatygowałeś je przywieźć. - dodałem zupełnie obojętnie, odsuwając się od niego o krok. Ten szybko wyszedł i zaraz wrócił.
- Masz.
- Dzięki. - odpowiedziałem niechętnie i skierowałem się do salonu. Siedząc na kanapie, słyszałem tylko jak jeszcze mój uroczy szatynek rozmawiał z Sylwią. Nie... Ja podsłuchiwałem. Specjalnie przyciszyłem nawet telewizor, żeby słyszeć ich lepiej.
"Ja... Muszę już iść, pa."
Teraz nie wiedziałem, czy powinienem się był poczuć w tym momencie zwycięsko, zaskoczony, zdenerwowany czy pokręcić głową z dezaprobatą?
Dlaczego ten szatyn był taki trudny do rozgryzienia?
Mijały mi kolejne dwadzieścia minut intensywnego myślenia, które ciągnęły mi się niemiłosiernie długo. Nawet jeśli w jakiś sposób Patryk to frajer, to nie potrafiłem wybić sobie go z głowy. Odmówił Sylwii. Tej Sylwii, w której był rzekomo wielce zakochany. Tej Sylwii, którą tak bardzo chciał poznać i ja miałem mu w tym pomóc... A teraz, gdy dała siebie praktycznie prawie jak na tacy, on po prostu spierdolił. Pomijając fakt, że dziwnie zareagował na widok malinek na mojej szyi...
A może jednak niepotrzebnie robiłem sobie jakieś głupie nadzieje? Westchnąłem ciężko. Wstałem i skierowałem się do łazienki. Tego wieczoru nie miałem już ochoty na zadręczanie sobie głowy jakimikolwiek sprawami. Szybki i zimny prysznic po części wybił te głupie myśli z mojego łba. Gdy się ogarnąłem, od razu poszedłem do swojego pokoju i tam zwyczajnie opadłem na łóżko i wkrótce zasnąłem. Prawdopodobnie pierwszy raz tak wcześnie od ładnych paru lat.
-------------------------------------------------
W końcu! xD
Znaczy, nie do końca w końcu, bo jak to po sobie spodziewałam - po ogłoszeniu, że rozdział zostanie opublikowany mniej więcej na weekend, ja go dodałam jednak wcześniej. Typowa ja :D
Ogólnie rozdział trochę dłuższy wyszedł niż zwykle i mam nadzieję, że was to cieszy. c: Miłego!
Ruszyłem za nim. Szliśmy jedną z tych mroczniejszych ulic. Minęliśmy tę, na której mieszkał Roberto, a późnię tę, na której jakiś czas temu dostałem porządny wpierdol. Kiedy szedłem chodnikiem, czułem się nieco niekomfortowo na myśl, że zaraz mogło wypaść parę dresów i historia zatoczyłaby koło.
- Co tak ucichłeś? - spytał po jakimś dłuższym czasie, w którym szliśmy w ciszy.
- Sory... Bo wiesz, mam sentyment do tej ulicy. Jakieś ponad dwa tygodnie temu dostałem tutaj wpierdol. - odpowiedziałem, ale brunet i tak się zaśmiał, ze względu na mój ton, który nadał luźnego charakteru mojej wypowiedzi.
- Przepraszam, tak naprawdę to ci współczuję. - powiedział zaraz potem i przystanął przy jakiejś klatce. - To tutaj. - poinformował i otworzył ciężkie drzwi. Wszedłem do środka. Musieliśmy się jeszcze fatygować na ostatnie piętro tego bloku. Mikołaj wyciągnął klucz i włożył do środka, po czym otworzył drzwi. W mieszkaniu unosił się charakterystyczny zapach starości. - Zapomniałem ci wspomnieć, że chaty nie mam wolnej i w kuchni siedzi babcia... - wyszeptał, a stanąłem jak idiota na środku przedpokoju. Głupawym wzrokiem zacząłem błądzić po ścianach.
~ Przyprowadził mnie tutaj, mimo że na jego chacie jest babcia? Ludzie z Wrocławia są jednak dziwni. ~ stwierdziłem w myślach, wlepiając w niego zdezorientowany spojrzenie. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Ale spoko, spoko, ona szybko zasypia i ma twardy sen. - dodał zaraz, widząc moją minę. - Rozbierz się. - rzucił i wszedł do kuchni, a ja zacząłem się rozbierać i zastanawiać się przy okazji, czy ta wzmianka o twardym śnie babci to jakaś otwarta sugestia. - Cześć, babciu! Jak coś, to przyszedłem z kolegą.
- Z Robertem? - usłyszałem głos staruszki.
- Nie, nie... Z Danielem. Nie znasz go.
- Ooo, to jakiś nowy twój kolega, tak? Niech mi się tu pokaże...
Butelkę wódki postawiłem na jakiejś szafce w przedpokoju. Nieco skrępowany stanąłem w progu kuchni i lekko skinąłem głową w dół, mówiąc ciche "dzień dobry". W kuchni siedziała typowa staruszka z siwiejącymi już włosami, odziana w sweterek prawdopodobnie własnej roboty. Na jej twarzy widniał pogodny, ciepły i babciny uśmiech. Nie wiedząc czemu, w głowie wyobraziłem sobie scenę, kiedy między mną a Mikołajem dochodzi do intymnego zbliżenia, a nagle babcia wkracza do pokoju z ciasteczkami. Otrząsnąłem się z tej głupiej wizji.
- No fajny, przystojny i sympatyczny z wyglądu...
- Dziękuję. - odpowiedziałem, uśmiechając się nieco sztucznie.
Sympatyczny z wyglądu? To chyba efekt ślepoty, skoro ta staruszka tak o mnie powiedziała. Ja, jak i każdy inny mój znajomy wiedział, że raczej miałem zakazaną mordę, a nie sympatyczną. Wyglądałem na wrednego szczeniaka z często przymrużonymi oczami i kozackim uśmiechem.
- Pewnie dużo je chłopak, nie? Widać, że silny.
- No tak, tak. W każdym razie jak coś, to jestem w domu, babciu. - odezwał się Miki i skierował się do wyjścia, zanim babcia zdążyła rozkręcić komplementowanie mojej osoby. Zaśmiałem się cicho, opierając się lekko o framugę. Staruszka mruknęła pod nosem krótkie "dobrze", a ja wyszedłem z kuchni razem z nim, po drodze chwytając 0,7. Skierowaliśmy się do jakiegoś małego pokoju, w którym prawdopodobnie przebywał i spał.
- Twoja babcia wie? - spytałem nieco głupio, stawiając butelkę na stole pokrytym starym obrusem przypominającym firankę.
- Ta... - odpowiedział, sprzątając biurko ze szklanek. - Ona jest typem człowieka, dla którego ważniejsze od orientacji jest to, żeby odpowiednio jeść. - wyjaśnił, a ja uniosłem brew, nie do końca rozumiejąc. - Nooo powiedziałem jej kiedyś otwarcie, że jestem gejem, a ona się tym nie przejęła i spytała się, co chcę na obiad. - zaśmiał się. - Wiesz, powiedziałem jej, bo doszedłem do wniosku, że lepiej, bym poinformował całą rodzinę.
- To brzmi dość absurdalnie. - stwierdziłem z krzywym uśmiechem na twarzy. - Prawie tak samo jak to, że moja matka w tak małym mieście znalazła sobie murzyna za kochanka i właśnie dzisiaj będą przeżywać upojną noc u mnie na chacie. - rzuciłem pół zdenerwowany, a pół żartobliwie.
- O cholera... - skomentował. - Murzyn kochanek. No racja, brzmi absurdalnie. - zaśmiał się. - Siadaj. - dodał zaraz, kiedy usiadł na kanapie. Zdążył już przynieść z szafki dwa kieliszki.
- I cała twoja rodzina to luźno przyjęła? - spytałem z nutką zdziwienia i w sumie zaciekawiony. - zaraz potem zerknąłem na stół. - Rozumiem, że łoimy bez popity? - spytałem nieco niechętnie.
- Ta, przyjęła luźno. A co, nie chcesz?
- Nie no, możemy... - mruknąłem niepewnie. - Po którymś z rzędu będzie wchodzić jak woda. - zaśmialiśmy się oboje. Otworzyłem butelkę i polałem do kieliszków do pełna. - No, zdrowie.
- Ta, za absurdalne wydarzenia... Czy coś. - machnął ręką, a potem oboje wychyliliśmy kieliszki. Skrzywiłem się, czując ten gorzki, wypalający przełyk smak.
- Ale śliczna wódka... - skomentowałem, wypuszczając powietrze.
- No. - wzruszył ramionami. Mikołaj nie wydawał się być aż tak uprzedzony do wódki, jak ja.
- Często pijesz? - spytałem.
- Nie... Właśnie tam nie za bardzo mam jak.
- To trochę lipa. Z drugiej strony przynajmniej nie masz obrzydzenia do wódki, bo nie pijesz jej zbyt często i nie przechodzisz różnych przygód alkoholowych.
- Ta... No przyznam, że z mojego punktu widzenia u was naprawdę da się zejść na samo dno, jeśli chodzi o alkohol.
- Tutaj nic, tylko się napić. Jeśli się coś dzieje, to przynajmniej się dzieje i jest jakaś tania sensacja. - mruknąłem, a brunet chwycił w dłoń pilot i włączył telewizor.
- No te historie czasem są śmiesznie. - przyznał z lekkim uśmiechem na twarzy. - Czasem Robert mi coś tam opowie. - zerknął na mnie. - To co, kolejny?
- Taaa. - skinąłem głową i znów polałem do kieliszków.
- W sumie... Ja głupi... Może coś na zagrychę, co? Jesteś głodny?
- Czemu nie. - odpowiedziałem, odstawiając butelkę. Odprowadziłem bruneta wzrokiem. Pozostawiony sam ze swoimi myślami, stwierdziłem, że nie spodziewałem się takiego spotkania. Wyglądało na... Dość przeciętne. Nie twierdziłem oczywiście, że to źle. Mikołaj był po prostu na tyle w porządku człowiekiem, że naszły mnie wątpliwości, co do wykorzystania go jako zamiennik. Westchnąłem ciężko. Dobrze, że pod ręką była wódka. Dzięki niej wszelkie wątpliwości się rozejdą.
- Jakieś kurwa chipsy mam. - poinformował, kiedy wrócił.
- Jakieś kurwa chipsy zawsze się przydadzą. - parsknąłem śmiechem. - Dobra, pijemy. - rzuciłem, po czym wypiłem kolejnego kieliszka wódki, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Narzucaliśmy trochę za szybkie tempo, ale nie przejmowałem się tym zbytnio. - Wódka mi nie wchodzi.
- Przyzwyczaisz się. - rzucił ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Miki, czy istnieje jakiekolwiek ryzyko, że twoja babcia może tu wejść z jakimś zrobionym przez nią jedzeniem?
- Powiedziałem jej, że wziąłem chipsy, więc wątpię. Zresztą, jak tam byłem, to już spała. - odpowiedział, wciąż się uśmiechając.
- Mhm. - odmruknąłem. - W zasadzie to... Czemu tutaj przyjeżdżasz?
- Hm?
- To jest miasto bez perspektyw, we Wrocławiu masz pewnie o wiele więcej znajomych... Więc dlaczego? - powtórzyłem, spoglądając na niego oczekując odpowiedzi. Brunet nagle spoważniał i przeczesał włosy. Przez jakąś dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Wcześniej przyjeżdżałem, bo się zakochałem. - odpowiedział, a kącik moich ust drgnął ku górze. Brunet to zauważył. - No co, wszystko się kręci wokół miłości, niestety. - pokręcił głową z dezaprobatą, przybierając smutny uśmiech. - A teraz przyjeżdżam... Fakt, też z sentymentu dla tej osoby, ale po prostu, żeby odpocząć od tamtych ludzi i ogólnie od wszystkiego.
- Mhm... - pokiwałem głową. - Temat zszedł na niewłaściwy tor, nie? - rzuciłem.
- No. - pokiwał głową.
- To co, kolejny?
- Ja bym odmówił? - rzucił, ożywiając się nagle i biorąc kieliszek w dłoń.
***
- Ja ci zazdroszczę. - stwierdziłem, kiedy czułem już alkohol w sobie, a język już się trochę plątał. Ponad połowa wódki była za nami.
- Czego niby? - spytał, spoglądając na mnie swoim przymglonym okiem.
- Bo ty sobie możesz tak spierdolić do innego miasta oddalonego o chuj wie ile kilometrów i odpocząć od wszystkiego. - westchnąłem. - Chociaż... Z drugiej strony... Dzisiaj dla odmiany spierdoliłem do ciebie na chatę.
- No widzisz! A ty narzekasz. - zaśmiał się pod nosem. - Swoją drogą, w kim się zakochałeś? - spytał nagle, a ja spoważniałem.
- I tak go nie znasz. Chyba... Patryk... Ka... Kania? - zmrużyłem oczy, starając sobie przypomnieć.
- Aaa! Znam, znam, ale nie jakoś dobrze. Zdążyłem być na imprezach, na których on był parę razy. Ale on taki jakiś... Niemrawy chłopak. - stwierdził, wykrzywiając usta.
- No bywa... A ty?
- Chyba za mało wypiłem, żeby to wyznać.
- Dawaj, i tak będzie to pewnie jeden z tych wieczorów, kiedy to my, mężczyźni, będzie płakać nad miłością i, o dziwo, nie nad kobietami, ale nad facetami. - rzuciłem, nachylając się w jego stronę. Zaśmialiśmy się oboje. Oparłem się wygodnie o kanapę, siedząc obok Mikołaja.
- No dobra. W Robercie.
- Aaa, wiedziałem!
- Taaa... - prychnął. - Napijmy się. - powiedział, a ja podniosłem się, by polać wódkę, a potem wypić. Teraz nie przeszkadzał mi jej smak. Oparłem się z powrotem o oparcie kanapy. Zamyśliłem się na chwilę. Poczułem, jak głowa bruneta opiera się o moje ramię. Odruchowo objąłem go ramieniem i przycisnąłem do siebie.
- Wiesz, fajnie, że poznałem ciebie. - odezwałem się nagle, łapiąc dziwną refleksję.
- Hm? Czemu?
- Ty wiesz jaki jestem. I nie masz problemu z zaakceptowaniem tego. - odpowiedziałem kontrastowo zbyt luźnym tonem głosu, na co Miki zaśmiał się krótko. Poczułem na ramieniu lekkie wibracje od jego głosu.
- Gej geja zawsze zrozumie.
- W zasadzie to jestem bi... - sprostowałem.
- Ta?
- No... Ale wkurwiają mnie laski. W tym mieście nie ma normalnych dziewczyn. - odpowiedziałem prostolinijnie, nie będąc w stanie wypowiedzieć bardziej sensownych argumentów na temat dziewczyn.
- Nie? No cóż, ja widziałem parę ładnych z wyglądu i z charakteru, ale nie mogłem nic więcej do nich poczuć... W każdym razie, według mnie, niezły z nich byłby materiał na dziewczynę, o.
- Wątpię. - odmruknąłem. - Miki, dlaczego akurat w Robercie? - spytałem, niezgrabnie zmieniając temat, ale nie zwracaliśmy już na to zbyt dużej uwagi.
- A bo ja wiem...? - westchnął i podniósł się, ale wciąż siedząc blisko mnie.
- On nie wygląda przyzwoicie... - skrzywiłem się.
- Wiem... - przyznał, a ja podniosłem na niego wzrok.
- Ja jestem lepszy. - wymsknęło mi się, zanim zdążyłem pożałować tych słów.
- Bardzo możliwe. - znów przyznał, patrząc mi się w oczy.
Nie minęła długa chwila, a złapałem go za podbródek i przyciągnąłem go do siebie, by wpić się w jego usta. Odpowiednio wcięty nie miałem już pohamowań, a Mikołaj żadnych sprzeciwień. Dłoń, która wcześniej chwyciła go za podbródek, teraz przesunęła się na jego policzek. Zacząłem go delikatnie gładzić po skórze, jakbym chciał nadać większej czułości tym pocałunkom oraz temu zbliżeniu. Brunet, czując to, na ślepo złapał moją dłoń i zdjął z policzka - nie przerywając przy tym pocałunku - i wsunął ją pod swoją bluzkę, siadając mi na kolanach. Na moment odsunąłem się od niego, kiedy poczułem pod swoją dłonią twardy i chudy brzuch.
- Jesteś pewien, że możemy? - spytałem cicho, mając świadomość, że pokój obok znajdowała się niczego nieświadoma staruszka, która prawdopodobnie już dawno spała.
- Tak. - odmruknął niskim i głębokim tonem, znów przybliżając się do mnie i muskając mnie lekko wargami. Wstał po chwili i złapał mnie za nadgarstek. Podniosłem się i dałem się prowadzić w stronę łóżka, które znajdowało się przy oknie. Brunet po drodze ściągnął swoją bluzkę, a gdy znaleźliśmy się przy łóżku, odwrócił się w moją stronę i zaczął rozpinać moją koszulę. Zawiesiłem wzrok na jego klatce piersiowej, na której było widać lekki zarys mięśni.
- Robiłeś to już? - spytał szeptem, a ja uśmiechnąłem się cwaniacko, ale też trochę niepewnie kącikiem ust i skinąłem głową nieznacznie. Pierwszy raz miałem jakiekolwiek wątpliwości, ale nie mogłem się z tego wycofać. Nie teraz, kiedy już widziałem ten łaknący zbliżenia wzrok. Pierwszy to zacząłem.
Pomogłem mu ściągnąć ze mnie koszulę i zaatakowałem jego usta, przyciągając go mocno do siebie. Powoli naparłem na niego, by brunet zaraz leżał pode mną na łóżku. Biodrami otarłem się o jego krocze, żeby go pobudzić. Poczułem jak brunet zacisnął lekko palce na moich włosach, zaczynając oddychać ciężko przez nos. Przylgnąłem do jego ciała, tym razem zajmując się jego szyją. Zapomniałem już o wszystkim, co działo się wokół. Brunet zachęcająco odchylił szyję i znów wplótł palce w moje włosy, zachęcając do tej pieszczoty, więc kontynuowałem. Gdy jedną dłonią badałem jego ciało, drugą bardzo powoli zacząłem wodzić po skórze wzdłuż jego ciała, żeby dotrzeć do podbrzusza, a następnie do niespodzianki między nogami. Dotarłem do rozporka i rozpiąłem go, żeby wsunąć rękę pod materiał bielizny. Mikołaj napinał mięśnie pod wpływem mojego dotyku i masowania w najczulszym miejscu, wydychając ciężko powietrze. Przymrużałem co chwilę oczy, wyobrażając, że pode mną znajdował się Patryk. Jego szyja, obojczyk, pierś... Zostawiałem mokre ślady na jego skórze.
Mikołaj przerwał moje pieszczoty. Poczułem, jak mięśnie jego brzucha się napięły, by podnieść się lekko. Oddychając szybko i nierównomiernie, chwycił mnie delikatnie za podbródek. Uniosłem się na moment, spoglądając na niego zamglonym spojrzeniem. Brunet na ślepo sięgnął ręką w stronę szafki obok łóżka i wyciągnął z niej prezerwatywę oraz krem.
- Ile razy sypiałeś z facetem tutaj, wiedząc, że obok śpi twoja babcia? - spytałem, uśmiechając się nieco wrednie i obserwując, jak Miki dobiera się do mojego rozporka, by uwolnić mojego nabrzmiałego penisa.
- Raz się zdarzyło. - wymamrotał, zbliżając się do mnie i muskając mnie w usta. Zacisnął dłoń na mojej męskości, wprawiając w ruch. Otarłem się o niego policzkiem, rozchylając usta.
- Z kim? - wyszeptałem, obejmując go ramieniem. Nie do końca kontrolowałem to, co mówiłem i to, że mówiłem. Uśmiechnąłem się, kiedy poczułem, jak brunet zaczął bawić się skórą na mojej szyi. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, który wzmacniał moje podniecenie.
- Nie znasz. To nieistotne. - mruknął i zatkał moje usta swoimi, z kolei ja nie miałem absolutnie nic przeciwko. Czując podniecenie już dawno straciłem nad sobą kontrolę. Nie tylko nad ciałem, ale również nad tym, co mówiłem. Po tej zabawie znów pchnąłem go tak, żeby z powrotem leżał pode mną i ściągnąłem z niego zbędne ubranie. Zamoczyłem palce w kremie.
- Jak dawno to robiłeś? - spytałem szeptem, rozstawiając jego uda.
- Pół roku temu. - wyszeptał. Gdy tylko się nachyliłem, sam mnie złapał i przyciągnął, pozwalając sobie na przelotne muśnięcie moich ust.
- Rozluźnij się. - wymruczałem mu do ucha, przejeżdżając po nim nosem. Przyłożyłem dłoń do jego pośladków, czując, jak napinały się mięśnie pod wpływem dotyku. Powoli włożyłem palca do jego odbytu i zacząłem powoli stymulować jego wejście. Mikołaj wbił palce w skórę na moich plecach i napiął mięśnie. - Spokojnie. - wymruczałem i zacząłem całować jego usta, co jakiś czas odchylając się od nich, by zająć się jego szyją, delikatnie podrażniając skórę. Z delikatnością starałem się uspokoić go swoimi pieszczotami, pomrukując czasem do niego krótkie "spokojnie". Gdy już nie czułem żadnego napięcia, wyjąłem palce, żeby w niego wejść. Brunet z początku lekko się spiął i jęknął cicho, ale potem rozluźnił i objął mnie rękami za szyję. Westchnąłem, czując jego ciepłe wnętrze.
- Pieprz mnie. - mruknął, spoglądając na mnie szklanymi oczami. Jak zahipnotyzowany z ognikami w oczach posłuchałem jego bezpośredniego polecenia i zacząłem powoli kołysać biodrami, by zaraz potem przejść w nierównomierne ruchy. Brunet oddychał szybko i nierówno, przypadkiem nie mogąc się powstrzymać od pojedynczych, cichych stęknięć. Nachyliłem się nad nim, czując wypełniające mnie większe podniecenie. Przyłożyłem usta do jego, by co jakiś czas go łapczywie muskać i pieścić. Mikołaj zacisnął nogi na moich biodrach, zachęcając do szybszych i głębszych ruchów. Po jego policzkach spłynęła łza podniecenia.
Szczytowałem. W końcu po tym intymnym, ale bezuczuciowym zbliżeniu doszedłem. Wyszedłem z niego szybko, nie kwapiąc się na zbędne czułości po stosunku. Dyszałem jeszcze przez jakiś czas nachylając się nad nim. Zamglony spoglądałem w oczy brunetowi, który również odsapywał z założoną dłonią na czole. Otarł je, a ja odchyliłem się od niego i wstałem z łóżka. Zdjąłem prezerwatywę i instynktem niemal nałogowego zwalacza konia skierowałem się w stronę biurka, by pod nim znaleźć kosz i tam ją wyrzucić. Mając pustkę w głowie prawie zapomniałem o Mikołaju, który już stał i ubierał bokserki na siebie. Otarłem pot z czoła, czując, że teraz po fakcie nieco otrzeźwiałem.
- Dzięki. - rzucił krótko, kiedy również zacząłem się ubierać. Spojrzałem w jego stronę obojętnie, choć wciąż nieco zamroczony, widząc jego jeszcze spocone ciało. - Wspominałeś coś o twojej mamie, nie? Jeśli chcesz, to możesz zostać na noc. Jest i tak późno, więc cię nawet nie wypuszczę. - zaśmiał się krótko, zachowując się tak jak zwykle. Tak jakby to zbliżenie przed chwilą między nami nie zaszło. Zdążyłem ubrać spodnie.
- Dzięki za propozycję. Chyba skorzystam. - odpowiedziałem nieco obojętnie, po czym skierowałem się w stronę drzwi od pokoju.
- Gdzie idziesz?
- Do łazienki.
- A, to tu jest zaraz po prawej. - machnął ręką, poprawiając pościel na łóżku.
- Okej, dzięki. - rzuciłem i przemknąłem cicho do toalety. Tam stanąłem przed lustrem i spojrzałem sobie w oczy. Nie, jednak wciąż byłem jeszcze pijany. Umyłem szybko ręce i wróciłem z powrotem do pokoju. Mikołaj poszedł do toalety po mnie. Usiadłem na kanapie i oglądałem jeszcze przez chwilę telewizję. Oparłem się wygodnie o oparcie i wpatrywałem się głupawo w ekran, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą zaszło. Niestety, nie mogłem dojść do żadnych konkretnych wniosków. Powinien był się nazwać idiotą? Nie... Zresztą, czemu akurat teraz nachodziły mnie ostre refleksje moralne. W końcu oboje tego chcieliśmy. Seks to seks. Nawet jeśli byłem zakochany w kimś innym i pragnąłem ciała kogoś innego...
Gdy już powoli przysypiałem, do pokoju wszedł brunet ubrany w inne, nocne ciuchy.
- Nie śpij. - szturchnął mnie. - Znaczy, chodź do łóżka, jak chcesz spać. - sprostował, podając mi rękę.
- Która jest?
- Po pierwszej.
- Aaa... To nawet nie myślę o powrocie do domu, nie ma szans. - odparłem z uśmiechem na twarzy i wstałem.
- Ta. - zaśmiał się krótko. - Chcesz coś do przebrania?
- No, przydałoby się. - skinąłem głową, na co Miki skierował się do szafek i wyjął jakieś szorty oraz luźną, białą koszulkę. - Przebierz się już tutaj, żeby przypadkiem jej nie obudzić. - dodał.
- Spoko. - rzuciłem, po czym szybko się przebrałem. Skierowałem się do łóżka i usiadłem na nim. Zauważyłem, jak brunet idzie w moją stronę i siada obok mnie. - Czekaj, mamy spać razem?
- Technicznie to całkiem niedawno zrobiliśmy. Ale tak, wiem o co ci chodzi. Nie przejmuj się nią, naprawdę. - machnął ręką. - dwóch facetów tylko śpiących obok siebie to nie zło.
- No tak... Głupi jestem. - mruknąłem i położyłem się wygodnie na łóżku, a zaraz brunet zrobił to samo. Podłożyłem pod głowę ręce, żeby widzieć lepiej to, co było w telewizji. Zaraz Mikołaj przybliżył się do mnie i przytulił. Świetnie rozumiałem ten brak bliskości, dlatego objąłem go jednym ramieniem i przycisnąłem do siebie. Nawet jeśli miałem te głupie wyrzuty sumienia.
- Jak się przytulamy to na pewno się nie skapnie. - zdążyłem jedynie mruknąć sarkastycznie, przymykając oczy.
- Nie marudź... - usłyszałem cichy pomruk.
Zaśnięcie nie zajęło mi długo, tym bardziej, że byłem podpity.
***
Powoli wybudzałem się ze snu, słysząc w tle uruchomiony telewizor. Czując klasycznego kapcia w mordzie opuściłem ręce luźno wzdłuż ciała. Obok siebie natrafiłem na pustą przestrzeń... No tak. Wziąłem głęboki wdech i wypuściłem powietrze ciężko.
- Już wstałeś? - usłyszałem znajomy głos dochodzący gdzieś z drugiego końca tego pomieszczenia. Odmruknąłem coś od niechcenia. - Rozumiem. Kawę i żarcie zrobiłem, jak coś. - zaśmiał się krótko, a ja przetarłem senne oczy i rozmyślałem nad wczorajszym/dzisiejszym dniem, a w zasadzie nocą, podczas której się trochę wydarzyło... Jednak nie nachodziły mnie aż tak duże wyrzuty sumienia jak się mogłem spodziewać, ale po osiągnięciu tego, co początkowo zamierzałem, miałem ochotę się stąd jak najszybciej usunąć.
Podniosłem się do siadu i spojrzałem na Mikołaja, który siedział luźno oparty o kanapę, jedząc przy tym jakąś kanapkę. Wczoraj go pieprzyłem. To trochę jak sen. Zerknął na mnie i uśmiechnął się nieco zadziornie. Ja natomiast poczułem dziwny ucisk w żołądku i odwróciłem głowę.
- Babcia tutaj zaglądała? - spytałem markotnie, zbierając się do wstania na równe nogi. Nie było ze mną źle, ostatecznie bywały weekendy, w których piłem o wiele więcej, a dni po tym były jeszcze gorsze niż ten dzisiejszy. Skierowałem się do kanapy, na której siedział brunet.
- Zdążyłem wstać zanim ona tutaj zajrzała.
- A o której tutaj zajrzała?
- Jakoś po szóstej.
- Spania nie masz? - rzuciłem, siadając na kanapie i biorąc się za kubek kawy.
- Jak piję to dzień później wstaję zawsze wcześniej, nie wiem czemu. - wzruszył ramionami. Mruknąłem krótkie "mhm" i zawiesiłem wzrok na ekranie telewizora, choć nie skupiałem się na nim. Myślałem intensywnie nad tym, jak stąd zgrabnie uciec. Wyciągnąłem telefon i zerknąłem na godzinę. Powoli dochodziła jedenasta. Szybko włączyłem kontakt do Roberta i naskrobałem krótkiego esemesa, by za jakieś dziesięć minut do mnie zadzwonił i powiedział, że mnie pilnie potrzebuje. Dobrze jest mieć kumpla, który potrafi ratować z opresji.
- Nie jestem głodny. - skrzywiłem się, patrząc na jedzenie. - Póki co, kawa mi wystarczy, więc dzięki. - dodałem i posłałem mu delikatny, acz dobrze udawany uśmiech. Ten skinął jedynie głową. Na jakiś czas zapanowała cisza i trwałaby ona dalej, gdyby nie to, że po jakimś czasie zadzwoniła moja komórka. Szybko chwyciłem ją w dłoń i odebrałem.
- No co jest?
- No, stary, słuchaj, jest taka pilna sprawa, potrzebuję cię. Masz teraz chwilę?
- Ale co się dzieje?
- To bardzo ważne, powiem ci na miejscu.
- Bardzo ważne? No dobra, to za niedługo tam będę.
- No dobra, to pa.
- Narka - rzuciłem i rozłączyłem się. Zerwałem się na równe nogi i spojrzałem w stronę Mikołaja, który wpatrywał się we mnie, oczekując wyjaśnień. - Dzwonił Roberto i mówił, że mnie potrzebuje. Nie wiem co się stało, ale muszę lecieć. Rozumiesz. - powiedziałem swój monolog na wydechu, a ten uniósł brew, ale potem uśmiechnął się.
- Robert, mówisz. No dobra. - mruknął z jakimś dziwnie smutnym uśmiechem na twarzy. - Czyli co, żegnamy się?
- Na to wygląda. - rzuciłem, dopijając kawę. Poszedłem jeszcze tylko szybko przebrać się w swoje wczorajsze rzeczy. Potem już tylko ruszyłem do drzwi wyjściowych. Zacząłem się ubierać.
- Kiedy się zobaczymy? - spytał, a ja znów poczułem ucisk w żołądku.
- Pewnie nie raz - odpowiedziałem i poklepałem go po ramieniu, kiedy już założyłem na siebie kurtkę. - Do zobaczenia. - rzuciłem, a on kiwnął głową i również odpowiedział krótkie "do zobaczenia". Kiedy wyszedłem przez próg drzwi na klatkę schodową, Mikołaj jeszcze chwilę odprowadzał mnie wzrokiem. Wkrótce zamknął drzwi, a ja odetchnąłem z ulgą, wychodząc z klatki. Zacząłem się kierować w stronę mojego domu, tępo wpatrując się w swoje markowe buty. Znów naszły mnie refleksje z kategorii "co by było, gdyby", bo przecież... Co by było, gdyby na miejscu Mikołaja był Patryk? Byłem ciekaw, w jaki sposób by na mnie patrzył, gdyby między nami doszło do takiego zbliżenia, jak by na to reagował, jak smakowałyby jego usta, skóra... I jak on pachniał? Tak, to też mnie zastanawiało.
Dzwonek mojej komórki wybudził mnie z myśli. Odebrałem.
- Noooo? - spytałem przeciągle i niechętnie. Usłyszałem śmiech Roberta.
- Co się stało, że potrzebowałeś mnie?
- Znam cię, chuju, pewnie i tak się już domyślasz, ale dzwonisz do mnie, żeby się ze mnie pośmiać. - mruknąłem, ale mimowolnie na moją twarz wkradał się uśmiech.
- No wiem. - przyznał, wciąż się ciesząc. - Słuchaj, to po tym wszystkim nie chciałbyś zapalić? - spytał. Roberto domyślał się, że przeleciałem "laskę", a gdy z rana było dla mnie niekomfortowo, potrzebowałem jego pomocy, by się stamtąd ulotnić. Nie znaliśmy się długo, ale czytał ze mnie jak z otwartej księgi.
- Hm... No w sumie mógłbym. - odpowiedziałem po chwili namysłu.
- To wpadaj do mnie.
- Okej. - mruknąłem, a Robert rozłączył się. Dobre zioło nie jest złe, bynajmniej nie teraz, gdy potrzebowałem rozluźnienia. Szybko zawróciłem i zmieniłem trasę, żeby udać się do ziomka.
***
Jakimś cudem palenie przedłużyło się do późnego wieczora. Powłóczyliśmy się z kumplami po mieście, mimo że byłem wczorajszy, zapaliliśmy, potem trochę wypiliśmy - ja oczywiście niewiele, bo już poprzedniego dnia trochę zaszalałem - potem znów zapaliliśmy i znów uderzyliśmy w miasto. Weekend jak weekend, jak zwykle spontaniczny.
Było przed dziewiętnastą jak stanąłem przed drzwiami mojego domu. Bez wahania chwyciłem za klamkę.
Na dzień dobry zastałem całujących się Patryka i Sylwię. Od razu mój humor przygasł i zmierzyłem ich zimnym spojrzeniem. Przekroczyłem szybko próg i bez skrupułów zamknąłem drzwi z hukiem. Tamci od siebie odskoczyli i spojrzeli na mnie zdziwieni. Sylwia jedynie potem mierzyła mnie spojrzeniem bazyliszka. Znowu.
- Przepraszam, że przeszkodziłem wam w miłostkach. - syknąłem w ich stronę i zacząłem się rozbierać, żeby zaraz potem skierować się do kuchenki.
- Gdzie się włóczyłeś?
- Nie twój interes.
- O chuj ci znowu chodzi?!
- To ja będę zwijać... - wtrącił się Patryk.
- Ale ty jesteś chujowy! - usłyszałem krzyk siostry, a następnie to, jak znika w swoim własnym pokoju. Wzruszyłem jedynie ramionami, szybko robiąc sobie kanapkę. Kiedy kierowałem się do salonu, przystanąłem w przedpokoju, by spojrzeć na Patryka.
- Co tu robisz? - spytałem niechętnie. W jakiś sposób nie mogłem go całkowicie zignorować. To takie chujowe uczucie, kiedy chcesz, ale (chyba) rozsądek podpowiada ci, że to, co teraz zrobisz, może mieć mocny wpływ na przyszłość.
- Jaaa... Eeee... Przyszedłem naprawić komputer Sylwii i przy okazji chciałem ci oddać rzeczy, które wtedy u mnie zostawiłeś...
- Właśnie widziałem, jak ten komputer naprawiałeś. - syknąłem, czując buzującą we mnie dziwną irytację. Szatyn nagle zmienił do mnie swój stosunek. Zauważyłem to po jego emocjach, jakie go ogarnęły.
- A ty gdzie byłeś? - spytał nagle.
- W sklepie... Zresztą, nie twój interes.
- Właśnie widzę jak byłeś w sklepie. - poczułem, jak jego palce przejechały po mojej szyi. Tak delikatnie... Takie ciepłe...
- O co ci chodzi? - rzuciłem, odkładając kanapkę na bok i podchodząc do niego. Skąd ten dziwny wypływ emocji u niego? Przybliżyłem się, zachowując wciąż swoją ignorancję.
- O nic. - ta odpowiedź jeszcze bardziej mnie rozjuszyła.
- Właśnie widzę. - nachyliłem się w jego stronę, obserwując go niebezpiecznym wzrokiem spod przymrużonych oczu. - Potraktowałeś mnie jak ścierwo, a potem, co mnie tylko zobaczysz, to patrzysz się na mnie jak zbity piesek. Teraz przychodzisz mi na chatę, całujesz się z moją siostrą na moich oczach i jednocześnie chcesz załagodzić sytuację. Wychodzi ci to tak świetnie, że aż pragnę u ciebie brać lekcje dyplomacji. - wyrzuciłem to z siebie. W końcu.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Zresztą... Przyszedłem cię przeprosić.
Aha. Przyszedł mnie przeprosić. Czy to był jest ten moment, w którym powinienem spytać ile bierze za godzinę za lekcje dyplomacji? Przez dłuższą chwilę nie wiedziałem, co miałem mu odpowiedzieć. Był głupi. Znaczy, ja też, ale on bardziej. Wkurwiała mnie ta jego niedomyślność.
- Powodzenia z moją siostrą. - rzuciłem. - Przynieś mi te ubrania, skoro już się fatygowałeś je przywieźć. - dodałem zupełnie obojętnie, odsuwając się od niego o krok. Ten szybko wyszedł i zaraz wrócił.
- Masz.
- Dzięki. - odpowiedziałem niechętnie i skierowałem się do salonu. Siedząc na kanapie, słyszałem tylko jak jeszcze mój uroczy szatynek rozmawiał z Sylwią. Nie... Ja podsłuchiwałem. Specjalnie przyciszyłem nawet telewizor, żeby słyszeć ich lepiej.
"Ja... Muszę już iść, pa."
Teraz nie wiedziałem, czy powinienem się był poczuć w tym momencie zwycięsko, zaskoczony, zdenerwowany czy pokręcić głową z dezaprobatą?
Dlaczego ten szatyn był taki trudny do rozgryzienia?
Mijały mi kolejne dwadzieścia minut intensywnego myślenia, które ciągnęły mi się niemiłosiernie długo. Nawet jeśli w jakiś sposób Patryk to frajer, to nie potrafiłem wybić sobie go z głowy. Odmówił Sylwii. Tej Sylwii, w której był rzekomo wielce zakochany. Tej Sylwii, którą tak bardzo chciał poznać i ja miałem mu w tym pomóc... A teraz, gdy dała siebie praktycznie prawie jak na tacy, on po prostu spierdolił. Pomijając fakt, że dziwnie zareagował na widok malinek na mojej szyi...
A może jednak niepotrzebnie robiłem sobie jakieś głupie nadzieje? Westchnąłem ciężko. Wstałem i skierowałem się do łazienki. Tego wieczoru nie miałem już ochoty na zadręczanie sobie głowy jakimikolwiek sprawami. Szybki i zimny prysznic po części wybił te głupie myśli z mojego łba. Gdy się ogarnąłem, od razu poszedłem do swojego pokoju i tam zwyczajnie opadłem na łóżko i wkrótce zasnąłem. Prawdopodobnie pierwszy raz tak wcześnie od ładnych paru lat.
-------------------------------------------------
W końcu! xD
Znaczy, nie do końca w końcu, bo jak to po sobie spodziewałam - po ogłoszeniu, że rozdział zostanie opublikowany mniej więcej na weekend, ja go dodałam jednak wcześniej. Typowa ja :D
Ogólnie rozdział trochę dłuższy wyszedł niż zwykle i mam nadzieję, że was to cieszy. c: Miłego!
Bleee... Znaczy w sumie wyczuwałam, że będą ostre seksy z Michałem, ale jakoś tak ten bezuczuciowy seks w ogóle mi nie przypadł do gustu. ;; Czekam na rozwijające się love między głównymi bohaterami! I życzę masy weny!
OdpowiedzUsuńDzięki! :D
Usuń