poniedziałek, 26 października 2015

Informatyk rozdział 11

Dotknąłem go. Przelotnie. Stał tak blisko mnie. Nigdy nie denerwowałem się aż tak bardzo, kiedy ktoś stał tak blisko mnie. Na pewno nigdy tak bardzo, gdy to był drugi facet. No i nie w inny sposób, niż to dla mnie typowe.

Serce biło mi jak pojebane nawet jeszcze wtedy, gdy kierowałem się samochodem do domu. Zdążyłem zahaczyć o jakiś sklep, żeby kupić sobie czteropak piwa. Dzisiejszy wieczór nie obędzie się bez alkoholu.

~ Pedał ~ odezwał się głos w mojej głowie, ale nie przezwał Daniela, nie. Przezwał mnie. JA jestem pedałem.

To by wyjaśniało, dlaczego bliski kontakt z dziewczyną był dla mnie czymś denerwującym i krępującym, nieważne jak bardzo byłaby ładna z twarzy i z charakteru. Sylwia mnie oczarowała swoją urodą, ale... Przypominając sobie ten niezbyt udany pocałunek na oczach Daniela, doszedłem do wniosku, że taki kontakt fizyczny z nią to nie coś, czego pragnąłem.
Tak więc... Jestem gejem? Naprawdę jestem takim niedorozwiniętym emocjonalnie człowiekiem, że dopiero w wieku dziewiętnastu lat odkrywa, kim jestem? Nie dość, że jestem uznawany za cichego dziwaka, który we wczesnym wieku miał podejrzenia o autyzm, to jeszcze odmienność seksualna? To śmieszne, ale nawet nie byłem wdrożony we wszelkie tajniki gejostwa. W zasadzie to nie miałem na ich żadnego konkretnego zdania, poza tym, że społeczeństwo okrzykiwało ich czymś obrzydliwym, choć to powoli zanika... Ale nie w tym mieście.

Prychnąłem załamany i przeczesałem niedbale włosy.

Daniel mi się podobał i przez to przez najbliższe dwa tygodnie nie będę potrafił spojrzeć sobie w oczy w lustrze, zanim zdążę to zaakceptować. Czułem dziwną fascynację jego osobą i... Ciałem. Dużo go obserwowałem i wiedziałem, w jaki sposób się porusza, gestykuluje, wyraża emocje, patrzy... Wszystko to zapamiętałem, a w szczególności ten jego ciepły uśmiech, kiedy zdzierał z siebie maskę cwaniaka i postanawiał być sobą, ale tak, jakby... No po prostu kurwa tak, jakby to było zarezerwowane dla mnie.

To moja paranoja. Na pewno. Jęknąłem sam do siebie, stojąc w przedpokoju. Szybko rozebrałem się i skierowałem się do salonu, żeby tam wspólnie z browarem pogodzić się ze stanem rzeczy.

***

Zrobiłem sobie parę dni wolnego od szkoły i czas poświęciłem głównie pracy, ale przy okazji pozwalając sobie na odpoczynek i refleksje na swój temat. Nie miałem ochoty się widzieć z ludźmi ze szkoły, tak po prostu. Nie widziało mi się to, w szczególności, gdy miałem popierdolone wrażenie, że na czole mam napisane "jestem gejem" i każdy mógłby to przeczytać. Tak, paranoja.
Siedziałem sobie przed komputerem i tak właśnie spędzałem czas aż do kolejnego piątku. Mogłem spokojnie zastanowić się nad sobą, ale i też poszukać parę informacji w internecie... No po prostu z ciekawości. Niemniej cały ten czas siedziałem jeszcze bardziej zdołowany niż kiedykolwiek. Tak więc i dzisiaj na moim biurku zawitał alkohol, tym razem w postaci sześciopaku.

Po tygodniu mojej nieobecności dzwonek z komórki dał o sobie znać. Ktoś dzwonił, więc odebrałem.
- Taa, cześć. - mruknąłem na wstępie wiedząc, że to Klej.
- No siema, robisz coś dzisiaj konkretnego?
- No, robię. Mam przed sobą monitor, obok sześciopak, a po prawej... A nie, muszę sobie jeszcze coś do żarcia zrobić. - wyliczałem zmęczony, po czym wstałem i jeszcze zszedłem na chwilę na dół, by wyciągnąć z szafki paczkę chipsów.
- A po prawej będziesz miał mnie. - delikatnie zasugerował, że miał zamiar wbić mi na chatę. Choć dobrze wiedziałem, że chodziło mu o zwyczajną obecność, to teraz nachodziły mnie różne, pedalskie myśli. Moja chora paranoja.
- Mhm... - wymamrotałem. - To zostawię otwarte drzwi, a ty sobie wejdziesz i je zamkniesz. - poinformowałem krótko, na co usłyszałem tylko "okej", po czym rozłączył się. Wróciłem się z powrotem na górę i otworzyłem pierwsze piwko.

Czy potrzebowałem teraz towarzystwa? Nie bardzo, ale obecność jednej osoby, którą był Klej... Może i byłaby przydatna. Głównie po to, żeby nie zwariować. Wziąłem pięć łyków pod rząd, a potem odpaliłem jakąś grę. Minęły dwa piwa, kiedy Klej się pojawił.
- Cześć, Patryku. - klepnął mnie w ramię, a ja spojrzałem na niego mętnie. - Czemu cię nie było? - spytał bezpośrednio na wstępie.
- Zdążyłem wypić dwa piwa, zanim tutaj przylazłeś. - mruknąłem, unikając odpowiedzi na pytanie.
- Nie marudź.  Lepiej mi powiedz, dlaczego miałeś zamiar dzisiaj siedzieć na chacie i to w samotności. - odparł, analizując moje biurko. - I pić w samotności. - dodał, kiedy przysunął sobie krzesło do biurka. Zawiesił na mnie swój wzrok, a ja skrzywiłem się nieco. Na chwilę zapanowała cisza, a ja już wyczuwałem w powietrzu, co się zaraz stanie. - Co cię gryzie? - spytał otwarcie.
- Po prostu zmęczenie. - odpowiedziałem krótko i obojętnie, sięgając po trzecie piwo. Zapytał, jak zwykle otwarcie.
- Zawsze tak się zachowujesz. - stwierdził, a ja rzuciłem w jego stronę przelotne spojrzenie. - Widać to, kiedy udajesz, że nic się nie stało. Jesteś cichszy i wyglądasz na bardziej obojętnego. Zresztą, proszę cię, chciałeś pić sam. Coraz bardziej zamykasz się w sobie. No i nie było cię w szkole, myślałem, że jesteś chory...
- Nie zamykam się w sobie... - odparłem już nieco poirytowany i zmierzyłem go nieco chłodno. - Przyszedłeś mi pozawracać głowę? Nie zamykam się w sobie, stawanie się cichszym to nie droga do zamykania się w sobie. Jestem zakochany jak debil i tak, staję się cichszy, bo kompletnie nie mam ochoty wykrzesać resztki pozytywnej energii, którą przeważnie i tak zostawiam na pracę. Przyzwyczaj się, jestem wyprany z emocji i coraz częściej taki będę.
- Chodzi tylko o zakochanie...?
- Jakiś ty... Powierzchowny. Po prostu nie lgnę do ludzi, często nie widzę też potrzeby rozmawiania z nimi, a zakochanie to tylko jeden z paru czynników, które decydując o tym, że jestem jeszcze cichszy. - powiedziałem na jednym wydechu i zerknąłem na niego spod uniesionych brwi. - No, już zrobiłeś mój portret psychologiczny? - spytałem znudzony, a Klej pokręcił głową z dezaprobatą.
- Dobra... - mruknął. - A z Sylwią dalej nic?
- Nie no... - zacząłem i nagle urwałem, przypominając sobie o tym, że tak w zasadzie wobec niej czar prysnął. Serce znów mi zabiło szybciej, więc szybko wziąłem kolejnego łyka. - No... Coś było. - zmieszałem się. Zaraz potem dotarło do mnie, że ta odpowiedź nie była najrozsądniejsza. Klej sam wyciągnął piwo z własnego, kupionego sześciopaku. Słysząc mnie, zawiesił na mnie wzrok.
- A więc jednaaak? - wyszczerzył się.
- Nie do końca. - odparłem.
- Czekaj... Co?
- No mówię - nie do końca. - mruknąłem.
- No jak to, co ty pierdolisz. To o co chodzi?
- Myślę, że zdążyłem się zakochać w kimś innym. - mruknąłem, a Klej zaśmiał się. - Co w tym śmiesznego? - spytałem obojętnym tonem.
- Latasz z kwiatka na kwiatek.
- No i to jest takie śmieszne niby?
- No... Trochę. Wiesz, przez dłuższy czas nic do żadnej nie czułeś, a teraz jak się raz zakochałeś, to już w każdej po kolei.
- Zamknij się. - burknąłem, wiedząc, że się ze mnie nabijał.
- Dobra, dobra, sory. - poklepał mnie po ramieniu. - W co dziś pykamy? - spytał, wyciągając laptopa ze swojej torby.
- Zobaczy się. - wzruszyłem ramionami. - Dawno nie grałem w czołgi.
- W WoT'a?
- Taaa.
- No w sumie ja też. Możemy zrobić weekendową premię na doświadczenie.
- Taaa... - przytakiwałem. - Tylko pewnie miliony aktualizacji.
- Pewno tak. Dobra, to włączamy.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Aktualizacja trwała około dziesięciu minut, więc w ten czas zdążyłem skończyć moje trzecie piwo.

Luźno przez około dwie godziny spokojnie graliśmy partyjki w grę.
- Już mi się nie chce, pierdolę. - mruknąłem w pewnym momencie i wyłączyłem. Zostało mi ostatnie piwo, a ja już czułem odpowiedni stan do wylewności.
- Zjebali te czołgi tymi aktualizacjami. - mruknął Klej, odkładając laptopa na biurko. Wlepił we mnie swój wzrok, sięgnął po piwo i wygodnie oparł się o krzesło. - No... A ten, powiedz mi, kogo masz na oku? - znów poczułem szybsze bicie serca. To źle być pijanym i jednocześnie mieć kogoś u boku.
- Nie znasz jej.
- Skąd wiesz? Może jednak. Dawaj, bo chcę wiedzieć, czy dobra dupa. - odparł, a ja się zamyśliłem.

Czy Daniel to dobra dupa? Tak. Jest z pewnością przystojny.

- Dobra dupa. - pokiwałem głową.
- No ale kto to. - zaśmiał się.
- Ej bo mam pytanie. - zacząłem nagle, kiedy już nie za bardzo obchodziła mnie cudza opinia o mojej osobie. To był ten stan. - Co byś zrobił, gdybyś miał kumpla geja? - spytałem nieco spitym tonem, spoglądając na niego mętnym od alkoholu wzrokiem. Szymon otworzył szerzej oczy najwyraźniej zaskoczony nagłym pytaniem.
- Eee... - otworzył usta, ale nic nie wydobywało się z niego konstruktywnego. - Chyba nic.
- Chyba nic? - powtórzyłem za nim zdziwiony.
- Nooo... Znaczy, musiałbym się trochę z tym oswoić, ale... Czemu pytasz?
- Tak jakoś... - wzruszyłem ramionami i wstałem.
- Masz kumpla geja?
~ Nie, ty masz, heh. ~ odpowiedziałem w myślach, a kącik ust niechcący drgnął mi ku górze. Nie, to nie był odpowiedni moment, ani odpowiedni typ poczucia humoru w tym momencie. - Powiedzmy.
- No i co? - wzruszył ramionami.
- Jak mi to powiedział, to potraktowałem go jak ścierwo.
- No cóż, stary... Może nie wyglądam, ale mnie obecność gejów nie przyprawia o ból dupy.
- Nawet nie wiedziałem... - stwierdziłem. - Nigdy nie mówiłeś mi swojego zdania na swój temat.
- A miałem powód? Dziwne stwierdzenie. - skomentował, drapiąc się po głowie. - Ale po pijaku tak masz, więc w sumie mnie to nie dziwi, że takie coś mówisz. - parsknął śmiechem, a ja zmierzyłem go złowrogo, kiedy zbierałem puszki do siatki.
- Jestem tylko troszeczkę wcięty. - sprostowałem.
- "Jestem troszeczkę wcięty" - powtórzył za mną. - powinieneś dodać "i brzmię jak naburmuszona księżniczka". Wiesz, to trochę urocze.
- Urocze? Co ty pierdolisz...
- Śmiesznie szumisz po alkoholu i często mówisz się jak obrażone dziecko. To jest urocze, ale przede wszystkim śmieszne.
- A spierdaaalaj.
- Właśnie o tym mówię. - znów zaśmiał się. Wyszedłem na chwilę z pokoju, żeby wyrzucić śmieci. Dobrze, że Szymon nie był zbyt bystry i nie połączył pewnych faktów albo to ja byłem mądry i zadałem to pytanie w odpowiednim momencie, żeby się nie domyślił.
- A w kim się zakochałeś? - spytał od razu, kiedy stanąłem jedną nogą w progu mojego pokoju. Choć miałem do tego luźniejsze podejście, tak teraz znów zacząłem czuć presję i zdenerwowanie.
- Śpisz tutaj? - spytałem wymijająco, chcąc ścielić łóżko.
- Nie zmieniaj tematu. - rzucił, a ja stałem do niego plecami i zajmowałem się ścieleniem łóżka.
Na dłuższy moment zapanowała cisza. Odwróciłem lekko głowę w bok, jakbym miał coś zaraz mu powiedzieć. Klej wbijał we mnie oczekujący wzrok, przez co czułem jeszcze większą presję. W mojej głowie toczyła się wojna rozsądku z alkoholową impulsywnością.
- W Danielu. - wypaliłem nagle, zaciskając dłonie nerwowo na kołdrze. Nie wiem, co mnie skusiło, co mnie przekonało, czy to siła wyższa, czy też faktycznie ja aż tak bardzo chciałem wyrzucić to z siebie, ale w końcu to zrobiłem. Powiedziałem na głos, że jestem pedałem.

Przez chwilę panowała cisza.

- No odpowiesz mi wreszcie?
- To nie był żart. - mruknąłem, rzucając krótkie spojrzenie za siebie na Kleja, który wlepił we mnie zaskoczone i zdezorientowane spojrzenie. Nie chciałem, żeby ktoś tak kiedykolwiek na mnie patrzył. Czy on miał w oczach obrzydzenie, czy to ja sobie to uroiłem? Nie, raczej to pierwsze. - Dobrze, że jestem najebany, bo bym się zasztyletował, zanim bym ci to powiedział. - mruczałem pod nosem. Usiadłem na rozścielonym łóżku twarzą do kumpla, który wciąż się tak na mnie patrzył i nic się nie odzywał. - Mogłem to podejrzewać już od w chuj czasu, ale w większości jestem niedomyślny, zresztą, nie miałem ostatnio czasu, żeby się zastanawiać nad tymi sprawami. Stary, ja chciałem żyć liniowo, schematycznie, tak jak rodzice czy ludzie ode mnie oczekiwali. Standard mężczyzny jest taki, żeby mieć pracę, znaleźć sobie kobietę i ustawić się w życiu. Nie miałem nawet jak się zastanowić... To jest pojebane. Chciałeś wylewności, to masz. W dupie mam wszystkich i to, że się ode mnie odwrócisz. - machnąłem ręką, czując jak cały ten wewnętrzny jad właśnie wypływa ze mnie na wierzch. - Dlatego nie potrafię... Nie umiem... Nie chcę dotykać żadnej kobiety pod tym względem... - mieszałem się. - Nigdy nie potrafiłem, byłem za każdym razem zdenerwowany jak jakaś męska dziewica. Ostatnio Sylwia mnie pocałowała i mimo, że mi się podoba, mimo że jest naprawdę ładna, a z charakteru niczego sobie, nie potrafiłem czerpać z tego w jakikolwiek sposób. Zakochałem się kurwa w facecie. - zakończyłem dialog zdaniem przeładowanym złością do wszystkiego. Dopiero potem zauważyłem, że Szymon wciąż tutaj był. Nie wyszedł. Ba, nawet nie skrzywił się na to, co mówiłem, ale jedynie spoglądał w zaskoczeniu i jednocześnie w skupieniu. - Masz kumpla pedała, możesz już iść.
- Wiesz... -  zaczął w końcu niepewnie, a ja spojrzałem na niego, czując duże zażenowanie tym, co właśnie przed chwilą powiedziałem. - To nie ma --
- Sory, nie, przepraszam. - wstałem nagle i przerwałem mu. Czułem jak moje policzki czerwienieją. - Jestem głupi po alkoholu, wiedziałem, że to nie będzie dobry pomysł, byś dzisiaj przychodził. Może będzie lepiej jak ty --
- Spokojnie, Patryk! - wstał, wyciągając w moją stronę ręce sugestywnie, bym się uspokoił. - Nic złego nie powiedziałeś, pod warunkiem, jeżeli słuchaczem będzie odpowiednia osoba.
- A powiedziałem odpowiedniej osobie?
- Wiesz - odkaszlnął, bo mimo wszystko był dość krępujący temat. -  dla mnie to nie ma znaczenia, co mój kumpel preferuje w łóżku. W końcu jestem tylko twoim kumplem. - dokończył. Przetarłem dłonią twarz i oparłem się bokiem o szafki. Nie mogłem uwierzyć w to, że to wszystko z siebie wyrzuciłem, że mówiłem to swojemu przyjacielowi, a teraz on musiał coś skomentować na ten temat. To naprawdę krępujące. 
- Jestem debilem... - mruknąłem, na co Szymon się przybliżył.
- No, jesteś. - zaśmiał się, po czym rozłożył ręce. - Chodź ty moja wrażliwa duszo. - dodał zaraz nieco uszczypliwie, a ja uśmiechnąłem się. Widząc jednak jego gest, spoważniałem i spojrzałem na niego spod uniesionych brwi. Klej zwyczajnie podszedł do mnie i uścisnął mnie po bratersku. - Cieszę się, że w końcu postanowiłeś być szczery.
- Mhm... - mruknąłem markotnie, odwzajemniając uścisk. - Jutro będę tego w chuj żałować.
- Trzeba będzie się jakoś oswoić. - poklepał mnie po plecach. Dla mnie jak i dla niego to było coś nowego. Nie sądziłem jednak, że Klej tak luźno do tej sprawy podejdzie. Miałem nawet wrażenie, że zniósł to lepiej niż ja. Ja wciąż jeszcze samego siebie nie akceptowałem do końca. - Dobra, bo to pedalskie. - rzuciłem nagle żartobliwie.
- Brawo, pierwszy krok do posiadania dystansu do samego siebie. - stwierdził i odsunął się ode mnie.
- Rozścielić ci w salonie? - spytałem, nie patrząc mu w oczy. Czułem się niezwykle speszony tym, co się działo. Nie lubiłem, kiedy ktokolwiek coś o mnie wiedział.
- Obojętne mi to. - odpowiedział, a ja zerknąłem na niego. - Co, myślałeś, że koniecznie będę chciał w salonie na dole po tym, jak mi powiedziałeś parę rzeczy?
- Szczerze to właśnie tak myślałem...
- Nie przejmuj się, stary, naprawdę. - mruknął i wyciągnął swoje rzeczy do spania.
- Dzięki.

***

Obudzenie się ze snu to ostatnia rzecz, jaką chciałbym zrobić tego ranka. W głowie pojawiły się wspomnienia ze wczorajszego dnia. Obok mnie spał Klej, któremu przyznałem się do zapędów homoseksualnych. O dziwo - nie zwiał i starał się zachowywać wobec mnie tak jak zawsze. Ale czy ja tak będę potrafił? Wysunąłem się ostrożnie spod kołdry, żeby przemknąć cicho na dół do kuchni. Tam standardowo nastawiłem wodę na gaz, żeby zaparzyć kawę. Usiadłem przy stole. Było po dziesiątej. Pierwszy raz od długiego czasu spałem tak długo. Zawiesiłem wzrok na widok przed oknem.

Im dłużej myślałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że nie żałowałem tego, co powiedziałem wczoraj Klejowi. Jego akceptacja sprawiła, że o wiele lepiej było mnie znieść ten fakt, choć i tak dalej się czułem z tym wszystkim dziwnie.
Teraz, z perspektywy nieodległego czasu, to ja wszystko komplikowałem. Nawet będąc tego świadomy, nie potrafiłem nic z tym zrobić. Pocałowałem Sylwię przy Danielu, a ten, zdawało się, stał się jeszcze bardziej obrażony niż po tej sytuacji, jak nazwałem go pół-pedałem. W dodatku blondyn zdążył chyba już sobie kogoś znaleźć. Miał ślady na szyi wtedy, jak przyszedł. Ciekawiło mnie tylko... Czy to była dziewczyna czy chłopak?
Rozmowa niby czyni cuda, ale człowiek zawsze musiał komplikować. Szczerość i otwartość uczuciowa nie należały do moich mocnych stron. Zastanawiałem się nad tym, jak subtelnie przywrócić nasze relacje. Miałem ciche nadzieje, że samo się to zrobi.
- Cześć. - usłyszałem Kleja, który dosiadł się do stołu. - I jak tam? Żałujesz?
Ech, czemu on musiał być taki bezpośredni? Opuściłem głowę w dół, czując rumieńce na policzkach.
- Tak, przede wszystkim dlatego, że nie masz skrępowania i otwarcie powracasz do tego tematu. - prychnąłem.
- Zauważyłem, że tylko tak mogę od ciebie uzyskać szczerą odpowiedź. - wzruszył ramionami.
- Ech... - westchnąłem i podniosłem na niego wzrok - Nie żałuję... W każdym razie nie do końca. - odpowiedziałem nieco niepewnie. Kumpel wziął do dłoni wcześniej zrobioną przeze mnie kawę i upił trochę. Wbił we mnie wzrok. Przez chwilę zapanowała dziwna, nieco krępująca cisza.
- No... Więc mówisz, że w Danielu? - spytał, a ja skinąłem głową. - Daniel Pluta? - znów skinąłem. - A wiesz może czy on coś... Ten...
- Sylwia mi powiedziała, że Daniel jest bi. - odpowiedziałem niemrawo. - W sumie od tamtego momentu zacząłem się zastanawiać... Wiesz.
- Mhm. - mruknął, jakby intensywnie analizując.
- Nie brzydzi cię to? - spytałem nagle i również wziąłem kubek kawy w dłoń. - Rozmawianie o... No o tym.
- Nie. W sensie, o ile nie chciałbym patrzeć na całującą się parę gejów, tak sama rozmowa o tym mnie nie brzydzi.
- Aha... - mruknąłem. - To, ten... To trochę długa historia jak go poznałem, ale w międzyczasie podszywał się pod dziewczynę i pisał do mnie, ale potem skapnąłem się, że to on i wyzwałem go od pół-pedała. - mówiłem, a Klej zaśmiał się. - Tak, wyzwałem go od pół-pedałów pomimo, że sam nim jestem, taaa... - przeczesałem włosy palcami.
- Spoko. Nie wiedziałem, że Daniel mógłby być bi... Nie wygląda na pe... - urwał, zawieszając się. - Ty też nie wyglądasz, jak coś. - sprostował zaraz, a ja zaśmiałem się cicho. - Tak swoją drogą, może to jest jakaś krótkoterminowa, przypadkowa fascynacja?
- Co? Nie mam pojęcia...
- A ten... Zarywał do ciebie?
- Raczej...
- No i co?
- No i w sumie nic. Później, jak go wyzwałem, Sylwia zaprosiła mnie do domu, żebym naprawił jej komputer. Z początku nie domyśliłem się, że to był tylko pretekst, wiesz jaki jestem. No i zaczęła mi mówić, że chciałabym mnie bliżej poznać i pocałowała mnie w momencie, kiedy wszedł Daniel. Taki trochę jakby... Klasyk filmowy. - parsknąłem.
- Jedyna rada, jaką ode mnie możesz otrzymać, jest taka - po prostu porozmawiaj, zanim zrobi się z tego jakiś głupi, zbędny dramat.
- Mi się zdaje, że ta sytuacja już jest głupim, zbędnym dramatem.
- No w sumie jest. - zaśmiał się. - Zupełnie jakbyś mi opowiadał jakąś tanią, babską telenowelę, stary.
- A ssij... - rzuciłem i zaśmialiśmy się oboje. Klej zdecydowanie rozładował atmosferę. Był otwarty, szczery i ciepły. Na nikim innym nie mogłem polegać, jak na nim.
Szymon wziął jeszcze ostatnie łyki kawy, wypijając ją do końca.
- Dobra, stary, będę zwijał, nie? Trzymaj się.
- Jasne, spoko. Dzięki, tak w ogóle...
- Nie ma za co.
- Szymon?
- Hm? - odwrócił się w moją stronę zdziwiony, kiedy ubierał buty w przedpokoju. Pierwszy raz od dawna zwróciłem się do niego po imieniu.
- Dzięki, że przyszedłeś i mnie nie odrzuciłeś, wiesz...
- Nie masz za co dziękować, naprawdę. - odparł i uścisnęliśmy sobie dłonie na pożegnanie. Chciałem się jeszcze spytać, dlaczego on to robił. Dlaczego tak naciskał, dlaczego się mną przejmował, ale stwierdziłem jednak, że te pytania nie były na teraz. Po prostu posłałem mu uśmiech pełen ulgi. Ten jeszcze mnie poklepał po ramieniu i wyszedł.
Zamknąłem za nim drzwi na klucz.

Zostałem sam ze sobą, tym razem czując większą ulgę niż zażenowanie tym, co się wydarzyło. Może to jednak faktycznie krótka nim fascynacja. Jakieś głupie, podświadome szukanie czegoś nowego w tym nudnym życiu, czy coś... A jak nie, to cóż, nie pozostanie mi nic innego, jak pogodzenie się z tym.


***

Tego dnia wracałem jak zwykle samochodem z roboty, myśląc tylko i wyłącznie o jednej osobie. Przez kilka kolejnych dni wciąż nie odezwaliśmy się do siebie, co może już też wynikało z tego, że... Nasze drogi po prostu się powoli, naturalnie rozchodziły. Z początku może i ignorowanie z jego strony było celowe, potem stawało się pewnego rodzaju nawykiem. To na pewno była przelotna fascynacja... Na pewno...
Był środek pierdolonego tygodnia, a ja już czułem mocne zmęczenie. Wchodząc do domu, z myśli wyrwał mnie dzwonek z komórki. Szybko więc odebrałem, starając się w między czasie rozebrać.
- Halo?
- No cześć, Patryczku. - w słuchawce usłyszałem głos matki.
- Cześć, mamo. - zdobyłem się na nieco bardziej entuzjastyczny ton głosu, uśmiechając się delikatnie.
- Nie za późno dzwonię?
- Nie, nie... O tej porze przeważnie kończę.
- Mhm. A jak ci leci?
- Jest w porządku, nie narzekam.
- To się cieszę. Słuchaj, wpadniemy z ojcem w tę sobotę i zatrzymamy się na parę dni. Stęskniliśmy się oboje za tobą.
- Ja za wami też.
- Ojciec będzie chciał z tobą porozmawiać. - usłyszałem, na co przewróciłem teatralnie oczami. Wiedziałem, o czym będzie ten temat. Póki co, nie zamierzałem się wybrać za granicę, chociaż... Nie miałem większego powodu, żeby zostać.
- Dobrze. - odmruknąłem. - Będę czekać na was.
- No, to dobrze, że nie sprawiamy kłopotu. To do zobaczenia, synuś!
- Pa, mamo. - pożegnałem się już mniej entuzjastycznie, kiedy ściągałem z siebie tę maskę szczęśliwca. Westchnąłem ciężko i odłożyłem komórkę na stół w kuchni. Skierowałem się do łazienki, żeby się umyć, a następnie wskoczyłem szybko do łóżka.

***

Praca, nauka, praca... Czułem, że zasnę, gdyż moje życie było tak zajebiście fascynujące i wcale niemonotonne. Ponadto wciąż myślałem o Danielu. Minął kolejny tydzień, a żaden z nas się do siebie nie odezwał, a ja zdążyłem zakochać się w nim jeszcze bardziej. W refleksyjnym stanie jechałem ciemną, mroczną uliczką. Ktoś mi mignął kątem oka. To samo rozgałęzienie ulic, ten sam murek, ten sam stary, opustoszały blok. Zatrzymałem się, czując lekkie drżenie rąk oraz uderzenia ciepła. Zbiegi okoliczności bywały dziwne. Los był dziwny. Zdawało się, że przeznaczenie już zawsze będzie mi zrzucać niebieskookiego blondyna pod nogi.
Daniel biegł chodnikiem, a kilka metrów za nim biegło czterech dresiarzy. Gdy zbliżał się w moją stronę, bez wahania otworzyłem drzwi i krzyknąłem krótkie "Ej!". Blondyn zauważył mnie i przyspieszył, żeby sprintem dobiec do mojego samochodu i wsiąść do środka na miejsce pasażera. Szybko ruszyłem autem w stronę mojego domu. Dopiero gdy zerknąłem w jego stronę, zauważyłem, że miał zakrwawiony nos.
- O cholera. Co ci się stało? - rzuciłem na wstępie. Daniel łapał się za krwawiący nos i zmrużył oczy. 
- To, co widzisz. - odparł krótko.
- W sumie to masz szczęście, że akurat teraz tędy przejeżdżałem. - mruknąłem. - Jak za pierwszym razem. Powtórka z historii.
- Niestety, pół-pedały nie mają lekko. - rzucił znów, zachowując swoją maskę szczeniackiego cwaniaka. Z jego podejściem będzie ciężko, ale wcale mu się nie dziwiłem... Westchnąłem cicho. Ze schowka jedynie wyciągnąłem paczkę chusteczek i podałem jemu, żeby mógł tamować krew.
- Daj głowę w dół, a nie do góry. - mruknąłem, a on się posłuchał. - Masz jakieś rany?
- Mam rozjebany łokieć i szkło w dłoni. - słysząc to, zerknąłem w jego stronę na chwilę. Faktycznie, dłoń, którą opierał o swoje kolano, była we krwi i miała powbijane kawałki szkła.
- Jak ty to zrobiłeś?
- Spierdalałem przez działki i stwierdziłem, że się ukryję w cudzej altance, więc rozjebałem okno, ale tamci zaczynali mnie doganiać, więc znowu dałem długą. Biegłem przez jakieś popierdolone haszcze zasadzone na działce i w efekcie się wypierdoliłem na łokieć prosto na betonowy chodnik.
Słysząc to, wyobraziłem to sobie i aż syknąłem, krzywiąc się lekko.
- To chujowo. Ale skąd pomysł, żeby schować się na działce?
- Nie wiem, może podświadomie pragnąłem mieć rozjebaną dłoń. - prychnął. - Te, czemu zawiozłeś mnie pod swój dom? - spytał, widząc, że skręcamy w ulicę, która należała do moich rodzinnych okolic.
- Co? Eee... - zmieszałem się, kiedy zrozumiałem, że ponownie działałem impulsywnie. Z pewnością znów się zarumieniłem. - Tak odruchowo, zresztą... Tutaj sobie to przemyjesz, a ja zerknę na twoją rękę. - wzruszyłem ramionami, a blondyn spojrzał na mnie spod uniesionych brwi.
- ... No w porządku. - mruknął, po czym wysiadł z samochodu, nieudolnie używając zranionej ręki, kiedy już byliśmy na miejscu. Szybko ruszyłem w stronę drzwi i je otworzyłem. Z progu od razu ruszyłem w stronę kuchni, gdzie trzymałem wszelkiego rodzaju medykamenty. Daniel stał w przedpokoju i zamknął za sobą drzwi, po czym starał się zdjąć rozpiętą kurtkę. Cała jego zielona bluzka była zabrudzona krwią, przez co naklął się pod nosem. Sam posłusznie wszedł do łazienki, a ja tuż za nim. - Umiesz wyciągać szkło ze skóry? - spytał, biorąc do ręki chusteczkę.
- Chyba tak... Czekaj. - mruknąłem i wziąłem chusteczkę z jego ręki. - Będzie szybciej, jak ja to zrobię. - rzuciłem nieco zdenerwowany i namoczyłem materiał, żeby zaraz zacząć ścierać krew z jego twarzy.
Kiedy opuścił rękę luzem wzdłuż ciała, wzrok zawiesiłem na jego odsłoniętych i brudnych od cieczy ustach. Oddychając szybko, przyłożyłem chusteczkę do jego nosa i zacząłem delikatnie ścierać krew. Blondyn bezwstydnie wlepiał we mnie swój wzrok spod przymrużonych oczu. Gdy tylko przejechałem po jego ustach chusteczką, ten delikatnie je rozchylił, a potem przejechał subtelnie językiem po dolnej wardze, chcąc wyraźnie mnie sprowokować i wywołać u mnie jeszcze większe zdenerwowanie, co mu wyszło. Zestresowałem się jeszcze bardziej, a blondyn zauważył to i uśmiechnął się w swoim szatańskim stylu. W końcu... W końcu widziałem ten cwaniacki uśmiech. Bardziej od faktu, że się ze mną droczył, interesował mnie właśnie jego uśmiech.
- Drżysz. - usłyszałem nagle, kiedy już kończyłem. Jego twarz była czysta.
- Brak magnezu w organizmie przez kawę. - odparłem poważnie, jakbym się nauczył tego na pamięć, a blondyn parsknął śmiechem.
- A ja myślałem, że to wciąż z obrzydzenia do mojej osoby. - mruknął nagle poważnie, nabierając chłodnych rys. Zmarszczyłem delikatnie brwi. Chwyciłem ostrożnie i delikatnie jego rękę, żeby obejrzeć rozwalony łokieć, a ten syknął cicho pod nosem. Wyglądało źle, ale nie było to mocne obrażenie, ale bardziej rozległe. Miał zdartą skórę od spodu prawie aż po nadgarstek. Szybko przemyłem ranę, a potem obejrzałem jego dłoń.
- Nie powbijało się dużo. - stwierdziłem, wychodząc z łazienki. - Chodź, muszę znaleźć gdzieś igłę i pójdziemy do salonu...
- Jasne, pewnie. - odpowiedział, ruszając za mną. - Ej... Dlaczego to robisz?
- Hm? - mruknąłem, nie odwracając się nawet w jego stronę. Za bardzo się denerwowałem i za bardzo byłem zmieszany.
- Nie rozumiem cię. - zaczął po krótkiej chwili ciszy. - Nazywasz mnie pół-pedałem, unikasz mnie, potem wpadasz do mnie na chatę, całujesz się z Sylwią, następnie dajesz jej kosza, a teraz zgarniasz mnie rannego z ulicy do siebie, zamiast mnie ewentualnie odwieźć pod mój dom.
- Dobra. - rzuciłem, zamykając nieco nerwowo szufladę w szafce. Odwróciłem się twarzą w stronę blondyna, chcąc zebrać się na odrobinę uwagi. - Za pół-pedała przeprosiłem, a poza--
- Ale w chujowych okolicznościach. - wtrącił się.
- Ten pocałunek nie był z mojej inicjatywy. - rzuciłem, podchodząc do niego. - Daj już więc spokój. Przepraszam cię za to, że ciężko zrozumieć moje zachowanie. Nie jestem społecznym człowiekiem.
- Zauważyłem.
- Poza tym, nigdy nie znałem nikogo biseksualnego i to było dla mnie... Coś nowego, dlatego tak zareagowałem.
- I tak reagujesz na nowość? Trochę chujowo. - rzucał wciąż nieco kąśliwe uwagi, a ja westchnąłem ciężko.
- Nieważne. - mruknąłem i skierowałem się do salonu, mając już ze sobą odpowiednie rzeczy. Usiadłem i chwyciłem w dłoń igłę. - Może trochę szczypać. - poinformowałem, na co blondyn skinął głową. Przez dłuższy moment panowała cisza, w której to ostrożnie i starannie wyciągałem kawałki szkła ze skóry. Daniel czasami syczał pod nosem bardzo cicho, ale ogólnie obeszło się bez płaczu.
- Chciałbym wiedzieć, o czym przeważnie myślisz. - usłyszałem nagle, więc podniosłem na niego zdezorientowane spojrzenie. Na ślepo odłożyłem igłę na stół. - Często się zastanawiam, co w danym momencie myślisz i nawet nie wiesz, jak mnie to nieziemsko wkurwia, że prawie nic o tobie nie wiem. - kontynuował, a ja czułem jak moje serce przyspieszało tempa. Przełknąłem głośno ślinę.
Byłem zdenerwowany, bo trzymał mnie za dłoń. Prawdopodobnie złapał mnie, jak przytrzymywałem go pierwszy, żeby powyjmować szkło z jego rany. Teraz to on mnie ściskał. Nie wiedząc, co zrobić, próbowałem się z tego wyrwać. - Nie puszczę cię, dopóki nie powiesz mi, co teraz myślisz. - mruknął, przybierając minę ignoranta, a w jego oczach błyszczała dziwnego rodzaju pewność siebie i wyższość.
- Ja również nie wiem o tobie zbyt wiele. - mruknąłem.
- Ale ja nie wstydzę się swoich uczuć.
- Dobra - westchnąłem, ulegając mu. -  Ja... Żałuję, że pokomplikowałem pewne sprawy... - zacząłem niepewnie. - Pewne rzeczy nie powinny mieć wpływu na nasze relacje... - recytowałem wręcz wierszyk. - Chciałbym, żebyśmy mieli sztamę. - chciałem kontynuować, ale spostrzegłem, że blondyn przyłożył otwartą dłoń do swojego czoła. 
- Jesteś idiotą... - stwierdził, parskając śmiechem. Skrzywiłem się, choć dobrze wiedziałem, że miał rację. Blondyn rozluźnił ucisk, a ja wyswobodziłem dłoń, choć niekoniecznie tego chciałem. Taki subtelny dotyk był czymś przyjemnym, ale wciąż psychicznie źle czułem się z faktem, że bliskość drugiego faceta mi się podobała...
- Wiem... - mruknąłem pod nosem, układając rzeczy potrzebne do opatrzenia rany.
- To będę spadał. - rzucił, powoli podnosząc się na nogi.
- Czekaj! - rzuciłem nagle, łapiąc się na nadmiernej emocjonalności. - Możesz tu zostać.W sensie nocować. - dodałem, a ten uniósł brew i przez chwilę milczał, zaciskając usta w cienką linię. Po dłuższej chwili jednak uśmiechnął się szyderczo, jakby wpadł na pewien plan.
- Chcesz, żebym u ciebie spał? - spytał, przybliżając się do mnie tak, że dzieliły nas centymetry. Nachylił w moją stronę. - Z tobą?

------------------------
 Przybywam z rozdziałem po czterech dniach :-) Jest chyba nieco krótszy niż standardowy rozdział tego opowiadania, ale mam nadzieję, że kolejny będzie satysfakcjonujący. Joł~!

9 komentarzy:

  1. Pierwsza! łohoho :3
    Dobry wieczór sensie mego literackoyaoistycznego zycia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Serio? Teraz koniec?
    Tak się nie robi. Ranisz.

    'Mamo jeszcze jeden odcinek nooo'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daaa, kolejny zrekompensuje twoje cierpienia :D

      Usuń
    2. Trzymam za słowo :3 i z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kontynuacje

      Usuń
  3. Awwwwwww awwwwww awwwww XD jak wcześniej niełam zwolennikiem szybkiej akcji tak teraz się cieszę że tak szybko sprawy się toczą :D bardzoooo mi się podoba to opowiadanie, wielbię je i czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam to potoczyć normalnie, ale stwierdziłam, że w zasadzie byłoby nudno, więc no, przymknęłam na to oko tym razem c: Dzięki! :D

      Usuń
  4. Ej. No tak się nie godzi kończyć! Jako Twój samozwańczy największy fan wyrażam sprzeciwwwwwwwww ;__; A tak serio życzęęę weny i chcę nextt ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było ukartowane, żeby zobaczyć, jak wiele osób mnie czyta i czeka na kolejny rozdział, I'm evil I kno </3 Ale dziękuję, a kolejny rozdział prawdopodobnie pojawi się po weekendzie.

      Usuń