Zachowałem się... Kompletnie jak
idiota. Moje zamiary były inne, bo przecież miałem pobawić się dłużej w
tę głupią grę, a tymczasem coś we mnie pękło i pozwoliłem sobie na
niekontrolowany wypływ emocji. Chciałem się bezpośrednio od niego
dowiedzieć, czy to wszystko, co się dowiedziałem, to prawda, ale
zachowałem się przy tym jak dupek.
I bardziej od faktu, że zachowałem się jak dupek, bolało mnie to, że go uraziłem.
Kurwa, uraziłem go. A on mi przecież nic nie zrobił.
~ Tylko podrywał... ~ dyskutowałem cały czas sam ze sobą. A czy mogłem być pewien tego, że faktycznie mnie podrywał? Powiedział, że robił to żartobliwie.
~ Tylko podrywał... ~ dyskutowałem cały czas sam ze sobą. A czy mogłem być pewien tego, że faktycznie mnie podrywał? Powiedział, że robił to żartobliwie.
Nie
w moim zwyczaju było obrażać ludzi. Tymczasem chujowo postąpiłem wobec
osoby - nie oszukując siebie - będącej w jakiś sposób wyjątkową. Po
tych paru rozmowach, dwóch nocowaniach u siebie nawzajem, jednej
imprezie i jednym paleniu zdążyłem się do niego odrobinę przywiązać.
Przy nim było tak jakoś... Inaczej. Choć nie do końca go znałem, to
podziwiałem go i być może trochę zazdrościłem, bo sprawiał wrażenie
człowieka, który żył jak chciał. Nie ograniczał się, choć w niektórych
przypadkach przesadzał, ale mimo wszystko... Zazdrościłem. Nie
wykluczone, że widziałem to w innym świetle, w końcu byłem świadom tego,
że czasami ludzie lubili coś wyolbrzymiać i postrzegać z innej
perspektywy. Mnie jedynie się mogło wydawać, że miałem kontrolę nad
swoim życiem - a on ją miał. Praca, dom i brak dziewczyny, tudzież
"jechanie na ręcznym". O ile do tego ostatniego ciężko się przyznać, tak
w przypadku dwóch pierwszych śmiało mogłem powiedzieć, że to coś, od
czego byłem zależny.
Wracałem
zdenerwowany nie rozumiejąc swojego zachowania. W wyobraźni wciąż
miałem jego minę i ten zawód w niebieskich oczach oraz tego pięknego,
wyrażającego więcej niż tysiąc słów w moją stronę fakasa. Zjebałem. Po
całości zjebałem. Jak mogłem się domyślić, Daniel był osobą upartą i
dumną, więc nie wiedziałem, czy nasze relacje będą się miały normalnie,
nawet gdy go przeproszę...
A miałem zamiar go przeprosić?
Jęknąłem
błagalnie w stronę wyższych bóstw. Czemu relacje z ludźmi bywały takie
trudne i przyprawiały mnie o zachowania typowe dla niezdecydowanych
nastolatek? Jeśli dalej tak pójdzie, zwariuję. Nie mogłem już się
doczekać piątku i sięgnięcia po pracy po wspomagającego myśli browara.
Wszedłem do domu. Nie było sensu wracać się na resztę lekcji, a taki odpoczynek bardzo mi odpowiadał. Marihuana wciąż działała i czułem się sennie, dlatego też po ściągnięciu zbędnych ubrań wyjściowych opadłem na kanapę, po drodze sięgając jeszcze po pilota do starego grata stojącego na meblach.
Sen... To było coś cennego dla mnie, odkąd rozpocząłem pracę i życie bez rodziców. To śmieszne, bo przypomniałem sobie te czasy, kiedy to za dzieciaka wstawałem jak najwcześniej, bo spanie było równoznaczne ze stratą czasu. O dwudziestej szedłem do łóżka, a o szóstej wstawałem rano i denerwowałem tym rodziców, bo i również im mąciłem sen. Dzisiaj natrafiła mi się szansa na odespanie tych wszystkich nie do końca prawidłowo przespanych nocy. Zresztą, później czekała mnie jeszcze praca... Zamknąłem oczy i odleciałem w sen.
Nie pospałem jednak długo, a bynajmniej nie na tyle długo, żebym mógł powiedzieć, że wystarczająco. Obudził mnie dzwonek telefonu. Zerwałem się i sięgnąłem szybko po komórkę, nie patrząc nawet na to, kto dzwonił.
- Halo?
- No, Patryk, jak ci tam leci? - usłyszałem głos ojca w komórce, a ja mruknąłem coś pod nosem, co oznaczało, że skojarzyłem, kto dzwonił.
- Cześć, tato... Jest świetnie. - odpowiedziałem zaspanym głosem.
- Świetnie? I tylko tyle masz do powiedzenia swojemu staremu? - zaśmiał się ciepło, a ja przetarłem oczy.
- Bo spałem. - odpowiedziałem krótko. - A co u was?
- U nas po staremu. Dzwonię do ciebie, żeby cię powiadomić, że planujemy cię odwiedzić za dwa tygodnie na parę dni. Weźmiemy urlop z mamą w tym czasie i przyjedziemy do Polski. Wtedy porozmawiamy o tym, jak tam tobie układa, co?
- Yyy... No, no, pewnie. Za dwa tygodnie? - powtórzyłem.
- Tak.
- Nie no, wpadać możecie zawsze. - szybko dodałem.
- No mam nadzieję. - znów się zaśmiał. - Dobra, już ci nie zawracam gitary. Kończę, do następnego zadzwonienia.
- No, to pa. - mruknąłem, a on się rozłączył. Opadłem znów na łóżko. Nasze relacje nigdy nie były jakoś zażyłe. W pewnym sensie rodzice nie wiedzieli i wciąż nie wiedzą, jak się do mnie zbliżyć. Zawsze uważali mnie za zamkniętego w sobie synka, który żył w swoim świecie. Jak byłem mały to nawet były podejrzenia, że cierpiałem na autyzm, co mnie dzisiaj trochę śmieszyło, ale ostatecznie nie miałem się czemu dziwić. Ja po prostu byłem cichy i małomówny, a rodzice przy każdej okazjonalnej rozmowie ze mną zachowywali się tak, jakby stąpali po polu minowym. Nie miałem im oczywiście tego za złe, wina leżała po mojej strony. Po prostu... Byłem dziwny.
Gdy lekko się dobudziłem, znów myślami wróciłem do sytuacji z Danielem. Patrząc na to trzeźwym okiem stwierdziłem, że chyba byłem wtedy pijany, skoro tak się zachowałem. Wstałem z kanapy, czując słynne rozjebanie emocjonalne i skierowałem się do łazienki, żeby się ogarnąć. Tam z kolei zająłem się nastawieniem pranie. Przegrzebując noszone ciuchy, natrafiłem na nieswoje spodnie i bluzkę.
- No tak... - mruknąłem sam do siebie, przypominając sobie dzień, w którym przywiozłem Daniela do swojego domu, bo mieliśmy pewien układ. Nie wiem co mnie tknęło, ale chwyciłem bluzkę i przyłożyłem ją powoli do swojego nosa. Zapach... To coś, na co podobno człowiek zwraca największą uwagę. Zakochanie właśnie zaczyna się przez nos. Feromony czy coś takiego - czasami natrafiałem na różne ciekawostki w internecie, to z nudów czytałem. Odłożyłem ciuch, znów łapiąc się na kolejnym dziwnym odruchu. Otrząsnąłem się i nastawiłem pranie, wychodząc z łazienki. Czułem się dziwnie. Przede wszystkim też głupio i mocno zdezorientowany. Uczucie tęsknoty do Daniela, którego nie znałem zbyt długo i zbyt dobrze, byłoby chyba wyolbrzymieniem, gdybym miał opisać jak się teraz czułem. Ale... Tak się właśnie było. Tak się właśnie czułem. W jakiś sposób mi go brakowało, a świadomość tego, że nasze relacje nie miały się dobrze, dołowała mnie.
Ignorował mnie. Pomijając fakt, że go od tamtego momentu nie pojawiał się w szkole przez dwa dni, to zachowywał się naturalnie. Sam nie wpatrywałem się w niego zbyt często, ale zdążyłem zauważyć, że nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Zdążyłem też zauważyć, że jeśli tylko jego duma zostanie urażona, zachowywał się jak urażona dama. Tego piątkowego dnia, stojąc na przerwie, znów mieliśmy obok siebie zajęcia. Daniel rozmawiał z dwoma kumplami ze swojej klasy i gestykulował podekscytowany, opowiadając o czymś, a ja... Ja po prostu stałem i opierałem się o parapet. Tępo wpatrywałem się w widok za oknem, orientując się przy okazji, że pogoda dzisiaj nie była zbyt piękna. Ukradkiem też co jakiś czas zerkałem na blondyna. Zachowywał się wobec innych tak jak zwykle, może trochę bardziej zwracał na siebie uwagę niż normalnie.
- Ej, ziomuś. - usłyszałem obok siebie. - Stary, ciebie ostatnio nie ma. - stwierdził Klej, wlepiając we mnie oczekujący jakichkolwiek wyjaśnień wzrok.
- Co masz na myśli? - spytałem obojętnie i chyba nigdy w życiu aż tak obojętnie nie brzmiałem.
- Jesteś jakiś nieobecny od jakiegoś czasu. - sprostował. - O co chodzi? - spytał nieco ciszej, po chwili nachylając się nieco w moją stronę. - O Sylwię?
- Sylwię? Aaa... Eee... - zmieszałem się nagle. Przez ostatnie kilka dni nie pomyślałem o niej ani przez moment. - Nie... Wiem. - zmarszczyłem brwi zdenerwowany z powodu swojego niezdecydowania. - Nie poruszajmy tego tematu. - dodałem, nie spoglądając w stronę Szymona. Usłyszałem ciężkie westchnięcie i nic więcej już nie powiedział, tylko się odsunął. Ostatnio nie potrafił nic ze mnie wyciągnąć, ale w tej kwestii nie mogłem się odezwać. Co bym mu powiedział? To, że podrywał mnie facet? To, że uraziłem Daniela? To, że mam o to wyrzuty sumienia i przy okazji wynikłoby, że to ja jestem bardziej pedalski niż Daniel? To, że...
- Patryk? - usłyszałem głos Sylwii za sobą. Odwróciłem się w jej stronę zupełnie zaskoczony.
- Hm? - mruknąłem tylko tyle, unosząc brew. Dziewczyna wyglądała jak zwykle ładnie. Jej niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z błyskiem.
- Sory, że ci zawracam głowę, ale coś mi w kompie poszło i pomyślałam, że ty byś mógł... Przyjść do mnie dzisiaj i zobaczyć, co się stało.
Zamrugałem, kalkulując w głowie. Kiedy wreszcie zrozumiałem, że wizyta mogłaby się równać z ewentualnym starciem się z Danielem, naszła mnie masa wątpliwości.
- Tylko sprawdzić, naprawiać ci nie każę... - dodała, a jej oczy zaszkliły się nieco, podkreślając tę nutkę błagalnego tonu w jej głosie. - Z Daniela to jest dupa, nie informatyk, dlatego ciebie proszę o pomoc. - zaśmiała się krótko, czując wyraźnie skrępowanie.
- J-jasne, pewnie... Znaczy, zobaczę, czy się wyrobię dzisiaj. Jak nie, to jutro najwyżej zobaczę. - odpowiedziałem w końcu, kiedy się otrząsłem. Sylwia uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Dzięki! - rzuciła, po czym skierowała się do ludzi ze swojej klasy.
Odprowadziłem ją wzrokiem, w pewnym momencie zatrzymując spojrzenie na jej estetycznie kształtnym tyłku. Zamyśliłem się. W obraz wpieprzył się tyłek Daniela. Nie wiadomo kiedy blondyn stanął z nią w tym miejscu. Zamrugałem intensywnie i lekko zażenowany swoimi myślami spojrzałem znów na obraz za oknem.
- Stary... Dalej nic? - znów usłyszałem głos Kleja, a ja po prostu przewróciłem oczami.
- Odpierdol się, proszę cię. - warknąłem w jego stronę. Dopiero po chwili spostrzegłem, że znów niekontrolowanie pozwoliłem na upływ słów i emocji. Zerknąłem na Kleja, który spoglądał na mnie z niemałym zdziwieniem.
- Ej, spokojnie... - odezwał się nagle, a ja się skrzywiłem. Wiedziałem, że nie musiałem tak mówić, ale może to była jedyna droga do tego, by on nie przejmował się zanadto moimi problemami.
- Jeśli chcesz, żebym był spokojny, to daj mi spokój. Już dawałem ci do zrozumienia, że nie potrzebuję niańki do moich spraw miłosnych, ale najwyraźniej to do ciebie nie docierało. - odpowiedziałem spokojnie i obojętnie. Westchnąłem cicho, a Klej się nie odezwał. Odwrócił się i odsunął się ode mnie. Teraz z pewnością podejrzewał, że coś mnie gryzło.
A mnie po prostu irytował fakt, że to nie była aż tak olbrzymia rzecz - myśląc obiektywnie - a i tak wprawiało mnie to w zirytowanie. Napędzałem siebie samego, co było błędnym kołem.
Wreszcie zadzwonił dzwonek, który wybudził mnie z zamyśleń. Odsunąłem się od parapetu i w przygaszonym nastroju ruszyłem w stronę sali. Znów rzuciłem zerknięcie w stronę Daniela. W tym momencie nasze spojrzenia na krótko się spotkały. Oczywiście chciałem, żeby te niebieskie oczy wpatrywały się we mnie dłużej. Podświadomie chciałem jego uwagi. Ten jednak odwrócił szybko wzrok, jak gdyby nigdy nic i szybko zniknął za drzwiami od sali obok.
Czemu mnie to irytowało?
Dzień bez powiedzenia mu zwykłego "cześć" stał się dniem szarym. Kiedy powoli czułem, że w moim życiu się coś zmieni, nagle wszystko miało powrócić do monotonnej normy. Dlatego nie stroniłem do ludzi, ani też nie byłem zwolennikiem przywiązywania się do nich. Byłem realistą, tak bardzo mylony często z pesymistą.
Zastanawiałem się nawet, czy nie pójść po prostu i przeprosić, ale na samą myśl, że miałem do niego podejść, bałem się. Tak, to śmieszne, ale bałem się.
Tego dnia znów nie wyrobiłem się z robotą. Uniknąłem dzięki temu spotkania z Danielem. Na moje nieszczęście sobota była nieunikniona. Robienie wymówek i tłumaczenie się na dłuższą metę nie miało sensu i byłoby męczące, a ja nie lubiłem się męczyć, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Do ludzi wyjątkowo miałem mniejszą cierpliwość. Zresztą, kłamać też nie lubiłem.
Zmęczony przekroczyłem próg swojego domu i standardowo, kiedy już się rozebrałem, ruszyłem do salonu, by spocząć na kanapie. To już drugi tydzień, kiedy nie miałem siły na to, żeby zwyczajnie pójść na górę do swojego pokoju i tam się położyć, a o graniu na komputerze nawet nie myślałem. Włączyłem ten stary telewizor z ubogą kablówką. Ściągnąłem okulary i oparłem głowę o poduszkę, wbijając zmęczony wzrok w ekran. Będąc więźniem Niebieskich Oczu, wyjąłem z kieszeni telefon i włączyłem GG. Może będę spokojniejszy, jeśli do niego napiszę, nawet jeśli był niedostępny.
- Yyy, hej?
Nie było to ani treściwe, ani odważne. Czego oczekiwałem, pisząc takie coś? Nie nastawiałem się na odpis. Odłożyłem więc telefon czując duże znużenie. Nie chcąc się nawet przebrać, zasnąłem tak, jak się położyłem.
Stałem przed lustrem szykując się do wyjścia. Blondyna zaszła mnie od tyłu i przytuliła, pomrukując cicho. Odwróciłem się w jej stronę i objąłem ją w talii. Przymknąłem oczy, kiedy nasze usta się ze sobą zetknęły. Słodki, przepełniony miłością pocałunek z rana miał być motywacją do przetrwania kolejnego dnia w monotonnej pracy.
- Miłego dnia. - usłyszałem nagle męski głos. Gdy tylko się odsunąłem, obejmowałem nie niższą blondynę, ale niewiele niższego ode mnie blondyna. Daniel posłał mi ciepły uśmiech, a ja go odwzajemniłem, jakby nie zauważając tej niesubtelnej różnicy, w której zamiast Sylwii pojawił się blondyn. Czułem się tak samo jak przed chwilą, jakby to było naturalne. Daniel przyłożył dłoń do mojej twarzy i pogładził moją skórę delikatnie kciukiem.
Wszedłem do domu. Nie było sensu wracać się na resztę lekcji, a taki odpoczynek bardzo mi odpowiadał. Marihuana wciąż działała i czułem się sennie, dlatego też po ściągnięciu zbędnych ubrań wyjściowych opadłem na kanapę, po drodze sięgając jeszcze po pilota do starego grata stojącego na meblach.
Sen... To było coś cennego dla mnie, odkąd rozpocząłem pracę i życie bez rodziców. To śmieszne, bo przypomniałem sobie te czasy, kiedy to za dzieciaka wstawałem jak najwcześniej, bo spanie było równoznaczne ze stratą czasu. O dwudziestej szedłem do łóżka, a o szóstej wstawałem rano i denerwowałem tym rodziców, bo i również im mąciłem sen. Dzisiaj natrafiła mi się szansa na odespanie tych wszystkich nie do końca prawidłowo przespanych nocy. Zresztą, później czekała mnie jeszcze praca... Zamknąłem oczy i odleciałem w sen.
Nie pospałem jednak długo, a bynajmniej nie na tyle długo, żebym mógł powiedzieć, że wystarczająco. Obudził mnie dzwonek telefonu. Zerwałem się i sięgnąłem szybko po komórkę, nie patrząc nawet na to, kto dzwonił.
- Halo?
- No, Patryk, jak ci tam leci? - usłyszałem głos ojca w komórce, a ja mruknąłem coś pod nosem, co oznaczało, że skojarzyłem, kto dzwonił.
- Cześć, tato... Jest świetnie. - odpowiedziałem zaspanym głosem.
- Świetnie? I tylko tyle masz do powiedzenia swojemu staremu? - zaśmiał się ciepło, a ja przetarłem oczy.
- Bo spałem. - odpowiedziałem krótko. - A co u was?
- U nas po staremu. Dzwonię do ciebie, żeby cię powiadomić, że planujemy cię odwiedzić za dwa tygodnie na parę dni. Weźmiemy urlop z mamą w tym czasie i przyjedziemy do Polski. Wtedy porozmawiamy o tym, jak tam tobie układa, co?
- Yyy... No, no, pewnie. Za dwa tygodnie? - powtórzyłem.
- Tak.
- Nie no, wpadać możecie zawsze. - szybko dodałem.
- No mam nadzieję. - znów się zaśmiał. - Dobra, już ci nie zawracam gitary. Kończę, do następnego zadzwonienia.
- No, to pa. - mruknąłem, a on się rozłączył. Opadłem znów na łóżko. Nasze relacje nigdy nie były jakoś zażyłe. W pewnym sensie rodzice nie wiedzieli i wciąż nie wiedzą, jak się do mnie zbliżyć. Zawsze uważali mnie za zamkniętego w sobie synka, który żył w swoim świecie. Jak byłem mały to nawet były podejrzenia, że cierpiałem na autyzm, co mnie dzisiaj trochę śmieszyło, ale ostatecznie nie miałem się czemu dziwić. Ja po prostu byłem cichy i małomówny, a rodzice przy każdej okazjonalnej rozmowie ze mną zachowywali się tak, jakby stąpali po polu minowym. Nie miałem im oczywiście tego za złe, wina leżała po mojej strony. Po prostu... Byłem dziwny.
Gdy lekko się dobudziłem, znów myślami wróciłem do sytuacji z Danielem. Patrząc na to trzeźwym okiem stwierdziłem, że chyba byłem wtedy pijany, skoro tak się zachowałem. Wstałem z kanapy, czując słynne rozjebanie emocjonalne i skierowałem się do łazienki, żeby się ogarnąć. Tam z kolei zająłem się nastawieniem pranie. Przegrzebując noszone ciuchy, natrafiłem na nieswoje spodnie i bluzkę.
- No tak... - mruknąłem sam do siebie, przypominając sobie dzień, w którym przywiozłem Daniela do swojego domu, bo mieliśmy pewien układ. Nie wiem co mnie tknęło, ale chwyciłem bluzkę i przyłożyłem ją powoli do swojego nosa. Zapach... To coś, na co podobno człowiek zwraca największą uwagę. Zakochanie właśnie zaczyna się przez nos. Feromony czy coś takiego - czasami natrafiałem na różne ciekawostki w internecie, to z nudów czytałem. Odłożyłem ciuch, znów łapiąc się na kolejnym dziwnym odruchu. Otrząsnąłem się i nastawiłem pranie, wychodząc z łazienki. Czułem się dziwnie. Przede wszystkim też głupio i mocno zdezorientowany. Uczucie tęsknoty do Daniela, którego nie znałem zbyt długo i zbyt dobrze, byłoby chyba wyolbrzymieniem, gdybym miał opisać jak się teraz czułem. Ale... Tak się właśnie było. Tak się właśnie czułem. W jakiś sposób mi go brakowało, a świadomość tego, że nasze relacje nie miały się dobrze, dołowała mnie.
***
Ignorował mnie. Pomijając fakt, że go od tamtego momentu nie pojawiał się w szkole przez dwa dni, to zachowywał się naturalnie. Sam nie wpatrywałem się w niego zbyt często, ale zdążyłem zauważyć, że nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Zdążyłem też zauważyć, że jeśli tylko jego duma zostanie urażona, zachowywał się jak urażona dama. Tego piątkowego dnia, stojąc na przerwie, znów mieliśmy obok siebie zajęcia. Daniel rozmawiał z dwoma kumplami ze swojej klasy i gestykulował podekscytowany, opowiadając o czymś, a ja... Ja po prostu stałem i opierałem się o parapet. Tępo wpatrywałem się w widok za oknem, orientując się przy okazji, że pogoda dzisiaj nie była zbyt piękna. Ukradkiem też co jakiś czas zerkałem na blondyna. Zachowywał się wobec innych tak jak zwykle, może trochę bardziej zwracał na siebie uwagę niż normalnie.
- Ej, ziomuś. - usłyszałem obok siebie. - Stary, ciebie ostatnio nie ma. - stwierdził Klej, wlepiając we mnie oczekujący jakichkolwiek wyjaśnień wzrok.
- Co masz na myśli? - spytałem obojętnie i chyba nigdy w życiu aż tak obojętnie nie brzmiałem.
- Jesteś jakiś nieobecny od jakiegoś czasu. - sprostował. - O co chodzi? - spytał nieco ciszej, po chwili nachylając się nieco w moją stronę. - O Sylwię?
- Sylwię? Aaa... Eee... - zmieszałem się nagle. Przez ostatnie kilka dni nie pomyślałem o niej ani przez moment. - Nie... Wiem. - zmarszczyłem brwi zdenerwowany z powodu swojego niezdecydowania. - Nie poruszajmy tego tematu. - dodałem, nie spoglądając w stronę Szymona. Usłyszałem ciężkie westchnięcie i nic więcej już nie powiedział, tylko się odsunął. Ostatnio nie potrafił nic ze mnie wyciągnąć, ale w tej kwestii nie mogłem się odezwać. Co bym mu powiedział? To, że podrywał mnie facet? To, że uraziłem Daniela? To, że mam o to wyrzuty sumienia i przy okazji wynikłoby, że to ja jestem bardziej pedalski niż Daniel? To, że...
- Patryk? - usłyszałem głos Sylwii za sobą. Odwróciłem się w jej stronę zupełnie zaskoczony.
- Hm? - mruknąłem tylko tyle, unosząc brew. Dziewczyna wyglądała jak zwykle ładnie. Jej niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z błyskiem.
- Sory, że ci zawracam głowę, ale coś mi w kompie poszło i pomyślałam, że ty byś mógł... Przyjść do mnie dzisiaj i zobaczyć, co się stało.
Zamrugałem, kalkulując w głowie. Kiedy wreszcie zrozumiałem, że wizyta mogłaby się równać z ewentualnym starciem się z Danielem, naszła mnie masa wątpliwości.
- Tylko sprawdzić, naprawiać ci nie każę... - dodała, a jej oczy zaszkliły się nieco, podkreślając tę nutkę błagalnego tonu w jej głosie. - Z Daniela to jest dupa, nie informatyk, dlatego ciebie proszę o pomoc. - zaśmiała się krótko, czując wyraźnie skrępowanie.
- J-jasne, pewnie... Znaczy, zobaczę, czy się wyrobię dzisiaj. Jak nie, to jutro najwyżej zobaczę. - odpowiedziałem w końcu, kiedy się otrząsłem. Sylwia uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Dzięki! - rzuciła, po czym skierowała się do ludzi ze swojej klasy.
Odprowadziłem ją wzrokiem, w pewnym momencie zatrzymując spojrzenie na jej estetycznie kształtnym tyłku. Zamyśliłem się. W obraz wpieprzył się tyłek Daniela. Nie wiadomo kiedy blondyn stanął z nią w tym miejscu. Zamrugałem intensywnie i lekko zażenowany swoimi myślami spojrzałem znów na obraz za oknem.
- Stary... Dalej nic? - znów usłyszałem głos Kleja, a ja po prostu przewróciłem oczami.
- Odpierdol się, proszę cię. - warknąłem w jego stronę. Dopiero po chwili spostrzegłem, że znów niekontrolowanie pozwoliłem na upływ słów i emocji. Zerknąłem na Kleja, który spoglądał na mnie z niemałym zdziwieniem.
- Ej, spokojnie... - odezwał się nagle, a ja się skrzywiłem. Wiedziałem, że nie musiałem tak mówić, ale może to była jedyna droga do tego, by on nie przejmował się zanadto moimi problemami.
- Jeśli chcesz, żebym był spokojny, to daj mi spokój. Już dawałem ci do zrozumienia, że nie potrzebuję niańki do moich spraw miłosnych, ale najwyraźniej to do ciebie nie docierało. - odpowiedziałem spokojnie i obojętnie. Westchnąłem cicho, a Klej się nie odezwał. Odwrócił się i odsunął się ode mnie. Teraz z pewnością podejrzewał, że coś mnie gryzło.
A mnie po prostu irytował fakt, że to nie była aż tak olbrzymia rzecz - myśląc obiektywnie - a i tak wprawiało mnie to w zirytowanie. Napędzałem siebie samego, co było błędnym kołem.
Wreszcie zadzwonił dzwonek, który wybudził mnie z zamyśleń. Odsunąłem się od parapetu i w przygaszonym nastroju ruszyłem w stronę sali. Znów rzuciłem zerknięcie w stronę Daniela. W tym momencie nasze spojrzenia na krótko się spotkały. Oczywiście chciałem, żeby te niebieskie oczy wpatrywały się we mnie dłużej. Podświadomie chciałem jego uwagi. Ten jednak odwrócił szybko wzrok, jak gdyby nigdy nic i szybko zniknął za drzwiami od sali obok.
Czemu mnie to irytowało?
Dzień bez powiedzenia mu zwykłego "cześć" stał się dniem szarym. Kiedy powoli czułem, że w moim życiu się coś zmieni, nagle wszystko miało powrócić do monotonnej normy. Dlatego nie stroniłem do ludzi, ani też nie byłem zwolennikiem przywiązywania się do nich. Byłem realistą, tak bardzo mylony często z pesymistą.
Zastanawiałem się nawet, czy nie pójść po prostu i przeprosić, ale na samą myśl, że miałem do niego podejść, bałem się. Tak, to śmieszne, ale bałem się.
***
Tego dnia znów nie wyrobiłem się z robotą. Uniknąłem dzięki temu spotkania z Danielem. Na moje nieszczęście sobota była nieunikniona. Robienie wymówek i tłumaczenie się na dłuższą metę nie miało sensu i byłoby męczące, a ja nie lubiłem się męczyć, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Do ludzi wyjątkowo miałem mniejszą cierpliwość. Zresztą, kłamać też nie lubiłem.
Zmęczony przekroczyłem próg swojego domu i standardowo, kiedy już się rozebrałem, ruszyłem do salonu, by spocząć na kanapie. To już drugi tydzień, kiedy nie miałem siły na to, żeby zwyczajnie pójść na górę do swojego pokoju i tam się położyć, a o graniu na komputerze nawet nie myślałem. Włączyłem ten stary telewizor z ubogą kablówką. Ściągnąłem okulary i oparłem głowę o poduszkę, wbijając zmęczony wzrok w ekran. Będąc więźniem Niebieskich Oczu, wyjąłem z kieszeni telefon i włączyłem GG. Może będę spokojniejszy, jeśli do niego napiszę, nawet jeśli był niedostępny.
- Yyy, hej?
Nie było to ani treściwe, ani odważne. Czego oczekiwałem, pisząc takie coś? Nie nastawiałem się na odpis. Odłożyłem więc telefon czując duże znużenie. Nie chcąc się nawet przebrać, zasnąłem tak, jak się położyłem.
~
Siedziałem
w nieswojej kuchni. Przede mną na stole stała dopiero co zaparzona
kawa. Naprzeciwko mnie siedziała Sylwia i uśmiechała się do mnie uroczo i
jednocześnie nieco wrednie. Była w samej bieliźnie i nie była
skrępowana tym faktem. Ja sam siedziałem ubrany jedynie bokserki.
Atmosfera wyglądała tak, jakbyśmy byli świeżym, ale już z trzyletnim
stażem związkiem, a namiętność z czasem jedynie wzrastała. Uśmiechnąłem
się w jej stronę spokojnie i chwyciłem za kubek kawy. Nie odczuwałem już
więcej tej doskwierającej mi samotności. W tym śnie wszystko wydawało
się być naturalnym stanem rzeczy.Stałem przed lustrem szykując się do wyjścia. Blondyna zaszła mnie od tyłu i przytuliła, pomrukując cicho. Odwróciłem się w jej stronę i objąłem ją w talii. Przymknąłem oczy, kiedy nasze usta się ze sobą zetknęły. Słodki, przepełniony miłością pocałunek z rana miał być motywacją do przetrwania kolejnego dnia w monotonnej pracy.
- Miłego dnia. - usłyszałem nagle męski głos. Gdy tylko się odsunąłem, obejmowałem nie niższą blondynę, ale niewiele niższego ode mnie blondyna. Daniel posłał mi ciepły uśmiech, a ja go odwzajemniłem, jakby nie zauważając tej niesubtelnej różnicy, w której zamiast Sylwii pojawił się blondyn. Czułem się tak samo jak przed chwilą, jakby to było naturalne. Daniel przyłożył dłoń do mojej twarzy i pogładził moją skórę delikatnie kciukiem.
~
Obudziłem
się. Gdy tylko przypomniałem sobie pojedyncze sceny z mojego snu, serce
zaczęło świdrować w klatce piersiowej. To już przeradzało się w
paranoję. Za dużo o tym myślałem. Powinienem z nim pogadać zanim
zwariuję. Może po prostu było coś, co wypadałoby wyjaśnić... Może źle go
zrozumiałem i dlatego takie coś mi się przyśniło... Ta bliskość...
Ta bliskość między mną a Danielem... Przymknąłem oczy. Ta jedna scena, która była dość intymna, wydawała się być taka realna. Czułem ją wtedy tak, jakbym był na jawie. Czy naprawdę takie coś mogłem odczuć w kontakcie z drugim mężczyzną? Nigdy się nie podejrzewałem o... Nie, to niemożliwe, żebym był homoseksualny, skoro zawsze się zakochiwałem w dziewczynach. Niemniej jednak... Jeśli miałem sięgać pamięcią, to nie czułem nigdy do żadnej z nich nic poważnego. Po prostu były ładne. Może mój wzrok podświadomie gonił za męskim ciałem już od dawna, tylko cały czas wypierałem to ze swojej głowy? Miałem dawniej sytuację, w której obawiałem się, że mogłem być zakochany w moim najlepszym kumplu. Wtedy na nieokreślony czas zacząłem go unikać, aż odpowiednio nie stonowałem swoich uczuć. To głupie, ale możliwe, że się w nim zakochałem, tylko nie pozwalałem temu wypłynąć na wierzch, dopóki samo po latach nie przeszło. Potem uznałem to za niestabilność emocjonalną w wieku nastoletnim. Nikomu nigdy tego nie powiedziałem i trzymałem to w tajemnicy, nawet przed samym sobą. Nie istniała żadna osoba, której mógłbym to swobodnie wyznać. Miałem zapędy homoseksualne, ale byłem zamknięty. Koniec końców - byłem zamknięty na obie płcie, bo skąd ta moja wieczna niepewność co do bliskości z dziewczyną?
Podniosłem się do siadu i założyłem okulary. Ten dzień, mimo że był dniem wolnym, nie zapowiadał się pięknie. Przypomniałem sobie, że wczoraj zdążyłem wysłać wiadomość do Daniela.
- O jezu, po co... - mruknąłem sam do siebie, włączając GG. Nie dostałem jednak żadnej wiadomości. Nie spodziewałem się odpowiedzi, choć miałem jednak cichą, bardzo cichutką nadzieję... Przygaszony ruszyłem w stronę łazienki, chcąc się najpierw umyć, przebrać i ogólnie przywrócić się do stanu używalności. Sen, mimo że był spokojny - pomijając, że absurdalny i z drugiej strony bardzo mnie niepokojący - nie sprawił, że wypocząłem. Cały ten czas, w którym się ogarniałem, myślałem o Danielu.
Wyszedłem z łazienki i skierowałem się zmęczony do kuchni. Chciałem zrobić sobie porządniejsze śniadanie pierwszy raz od jakiegoś czasu. Otworzyłem lodówkę.
- Mhm. - skrzywiłem się, widząc wnętrze lodówki świecące pustkami. No, jedynie masło i ser się uchowało. Nici z porządniejszego śniadania. Westchnąłem ciężko i zacząłem robić kanapki z serem. Zapowiadało się, że bez zakupów ten dzień się nie obejdzie. Niemal zapomniałem o tym, że trzeba kupować coś do jedzenia. Przez ostatnie dni nie tylko słabo spałem, ale nieco słabiej się odżywiałem. Dlatego też stanąłem przed lustrem, kiedy już zjadłem. Przystojny ja w okularach, ale nieco chudy i zmarnowany. Po oczach i bledszej skórze było widać, że nie tryskałem energią. Wzruszyłem ramionami. Ubrałem kurtkę i wyszedłem z domu, chcąc wsiąść do samochodu. Gdy usiadłem przed kierownicą usłyszałem dźwięk wiadomości z komunikatora. Żywo i nieco zestresowany wyjąłem telefon z kieszeni.
- Sylwia pyta, czy dasz radę dzisiaj przyjechać o 17:00
Zmarszczyłem brwi.
- Jasne, dam radę :D
Odpisałem, zastanawiając się, na jaką cholerę wysłałem taką głupią emotikonę. No cóż, problemy pierwszego świata. Ten już więcej mi nie odpisał, a ja wyzwałem go w głowie od ignorantów. Pokręciłem głową z dezaprobatą, uruchomiłem samochód i pojechałem do najbliższego marketu. Tam z kolei przechadzałem się nieco nerwowym krokiem między półkami. Byłem zirytowany, że Daniel nic więcej nie napisał, no i wciąż zły na samego siebie, ale też zestresowany, że będę musiał dzisiaj pojechać do ich domu. Niemniej jeśli będę mieć szczęście, to może blondyn wybędzie na jakiś melanż. Inna sprawa, gdy zrobi go u siebie w domu.
Chwyciłem po produkty; chleb, ser, szynka, parówki, mleko, płatki i gotowe pierogi. Szykował się dzisiaj nieco porządniejszy obiad. Powinienem się nauczyć gotować, ale nie potrafiłem sobie rozmieścić idealnie plan dnia. Nie miałem na to sił.
- Cześć! - rzuciła, a ja również się przywitałem. Dziewczyna przybliżyła się do mnie i przytuliła na powitanie. Nieco zaskoczony odwzajemniłem ten przyjazny gest. Gdy przekroczyłem próg drzwi, od razu rozejrzałem się na boki po pokojach, żeby sprawdzić, czy Daniel ewentualnie się znajdował gdzieś w zasięgu wzroku. Na szczęście nawet go nie słyszałem. Musiało go po prostu nie być.
- Chodź. - rzekła, kiedy tylko się rozebrałem i poszedłem za nią do pokoju. Cały czas się rozglądałem. Odruchowo rzuciłem spojrzenie w stronę drzwi od pokoju Daniela. - Mój brat to frajer i zjebał mi tego kompa jeszcze bardziej. Nie chce się włączyć.
- Hm? Aaa... Ale w sensie zasilacz chodzi?
- Zasilacz? Tak, tak.
Skinąłem głową i usiadłem na biurku przed komputerem. Było tu czysto. Wszystko było ułożone, położone na swoim miejscu, a kurze były pościerane. W pomieszczeniu unosił się słodki zapach perfum. Po prostu było widać, że ten pokój należał do dziewczyny. Schyliłem się, żeby włączyć komputer. Na wstępie podejrzewałem, że to standardowy problem z systemem albo ewentualnie z dyskiem. No i tak jak myślałem, Windows nie chciał się uruchomić.
- Serio brat ci to jeszcze bardziej zjebał?
- Tak, bo wcześniej po prostu wyskakiwał blue screen, ale on stwierdził, że sformatuje mi dysk. Zamiast wziąć normalnej płyty z Windowsem, wziął za płyty z punktami przywrócenia, bo stwierdził, że chce się tego nauczyć na egzamin. Debilowi nagle się zachciało pouczyć. No i nie wiedział, co z tym dalej zrobić, to przerwał to w trakcie.
- Aaa... - kiwnąłem głową. - To daj normalną płytę z Windowsem. - blondyna skinęła głową i wyjęła z szuflady zapakowaną płytkę. - Czemu sama sobie tego nie zrobiłaś? - spytałem nieco zdziwiony, a ona przeczesała swoje długie blond włosy i uśmiechnęła się nieśmiało.
- B-bo... Nie miałam pewności jak to się robi. - wytłumaczyła się, opierając się ramieniem o oparcie krzesła, na którym siedziałem i uśmiechnęła się ciepło w moją stronę, a ja odwróciłem od niej wzrok i zająłem się instalacją systemu.
- Gdzie jest Daniel? - spytałem nagle, a ona odsunęła się od krzesła.
- Nie wiem, ja go nie kontroluję. Zresztą, nikt go nie kontroluje. Nawet nie wiem o której wróci. - odpowiedziała niemrawo. - A czemu pytasz?
- Bo muszę mu coś oddać. - odpowiedziałem krótko.
- Mhm. - odmruknęła, zakładając ręce na klatce piersiowej. Ja w tym czasie zająłem się prostym czynnościami związanymi z instalacją.
- To będzie trwać jakąś niecałą godzinkę. - powiedziałem po dłuższej chwili i oparłem się na chwilę wygodniej o krzesło.
- Okej. - usłyszałem bardziej entuzjastyczny głos Sylwii. - To może chodźmy do kuchni. Chcesz kawy, herbaty?
- Poprosiłbym kawę. - odpowiedziałem, wstając i posyłając jej uprzejmy uśmiech. Ruszyłem za nią do kuchni. Tej samej ze snu. Usiadłem przy stole, również tym samym ze snu. Wbiłem wzrok w Sylwię. Różnica była taka, że oboje byliśmy ubrani. Miałem niezłe de ja vu. Zamyśliłem się i nawet nie wiem kiedy, Sylwia siedziała naprzeciwko mnie, rzucając w moją stronę swoje piękne, zmysłowe spojrzenie. Na stole stała parująca kawa. Odwzajemniłem ten uśmiech, czując się dziwnie ze świadomością, że scena była podobna do tej ze snu. Chwyciłem kubek w dłoń i wziąłem pierwszy łyk kawy. Przez dłuższy moment panowała nieco niezręczna cisza.
- Jak tam u ciebie? - zadała nagle pytanie, a ja zerknąłem na nią zastanawiając się nad odpowiedzią na to banalne pytanie.
- Wszystko w porządku... Moi rodzice planują przyjechać za dwa tygodnie. - odpowiedziałem, skoro już mówiliśmy o pierdołach.
- Mhm. - pokiwała głową. - Mojej matki dzisiaj nie ma i pewnie dzisiaj nie wróci. - mruknęła. - A tak poza tym to na pewno u ciebie w porządku? - spytała, odkładając na chwilę kubek kawy na stół i wlepiając we mnie wzrok. Kobiety zawsze musiały wszystko wiedzieć, nieważne jak bardzo naturalnego się zgrywało.
- Tak, a czemu pytasz?
- Jesteś cichszy... Znaczy, jeśli mam być szczera, to ogólnie jest cichy, ale tak jakoś teraz wyjątkowo. No i wyglądasz na zmęczonego.
- Przykro mi, że za pierwszym razem jak mnie poznałaś to byłem pijany. - zaśmiałem się cicho. - Wtedy gadam jak najęty.
- Nie, nie o to chodzi. - pokręciła głową przecząco. - Przecież potem miałam okazję z tobą rozmawiać już na trzeźwo. Nawet na kacu wtedy wydawałeś się być bardziej rozmowny niż teraz. - zaśmiała się, a ja razem z nią, bo w sumie... To było dobre porównanie i jednocześnie trafne. Zamiast się smucić, wolałem się z tego śmiać.
- No wiesz, każdy ma czasem swoje problemy. - wzruszyłem ramiona, uśmiechając się kącikiem ust. Zerknąłem na nią bardzo przyjaznym wzrokiem.
- Mam nadzieję, że dasz sobie z nimi radę. - stwierdziła, utrzymując wciąż ten swój uroczy uśmiech. Przez chwilę zamilkliśmy, spoglądając sobie w oczy. Tak jak w tym śnie. Sprawiając pozory normalnego Patryka, patrzyłem się na nią jak w obrazek, a tymczasem w głowie naszła mnie masa wątpliwości.
- Tak, dam. - odpowiedziałem po bardzo długiej chwili, chcąc się otrząsnąć i być może zniszczyć tę atmosferę, ale nie udało mi się. Zamiast tego Sylwia znów się zaśmiała. Miała bardzo uroczy uśmiech, ale...
- Wiesz... - zaczęła nieco nieśmiało, a ja znów zwróciłem na nią swoją uwagę. - Polubiłam cię. - tak łatwo to wypowiedziała z tym swoim uśmiechem, a ja przełknąłem głośno ślinę.
- Eee... - wydukałem z siebie, chcąc się otrząsnąć. - Ja ciebie też. - mruknąłem, spoglądając na nią i czekając na dalszy rozwój sytuacji, a jednocześnie ze strachem przed dalszym ciągiem.
- Wiem, że ty mnie też. - przyznała, na co ja się nieznacznie skrzywiłem. Kto to mógł wypaplać? Daniel? Nie pytałem jednak o nic, ani nic nie mówiłem. - Myślę, że moglibyśmy się zacząć spotykać, żeby się bliżej poznać, co? - kontynuowała, a ja zbladłem. Chyba, ale na pewno poczułem się słabiej. Sylwia wstała i powoli skierowała się w moją stronę, a ja odruchowo wstałem, czując zdenerwowanie. Wiedziałem, do czego to zmierzało i... Nie chciałem tego.
Blondyna przybliżyła się do mnie, a ja nachyliłem się lekko. Przymknąłem powieki, czując już na swoich ustach jej oddech. Miałem pocałować ją już wtedy na imprezie, ale przeszkodził nam Daniel. Całowanie na melanżach było tuzinkowe, więc dobrze, że wtedy do tego nie doszło. Rozchyliłem usta i przyłożyłem je do jej warg. Wtedy usłyszałem dźwięk przekręcającego się klucza w zamku. Odsunęliśmy się od siebie gwałtownie, kiedy Daniel specjalnie zamknął drzwi wyjściowe z hukiem.
- Przepraszam, że przeszkodziłem wam w miłostkach. - rzekł, uśmiechając się ironicznie. Rzucił w moją stronę krótkie spojrzenie, a ja stałem jak słup. Sylwia nieco poddenerwowana bawiła się swoimi włosami. Najwyraźniej czekała, aż blondyn sobie pójdzie. Gdy tylko się rozebrał, zauważyłem na jego szyi dwie malinki. Nie odzywałem się nic.
- Gdzie się włóczyłeś? - spytała w końcu Sylwia, patrząc na niego z pogardą. Między tą dwójką na pewno coś zaszło.
- Nie twój interes. - rzucił obojętnie, kierując się w stronę kuchenki. Dalej mnie ignorował. Sylwia zerkała to na mnie, to na Daniela. - Nie przejmujcie się moją obecnością, możecie się dalej lizać. - dodał nieprzyjemnie, smarując kromkę masłem. Zmarszczyłem brwi.
- O chuj ci znowu chodzi?! - warknęła blondyna, a ja powoli szykowałem się do wyjścia.
- To ja będę zwijać... - mruknąłem.
- Ale ty jesteś chujowy. - syknęła w stronę brata i z fochem ruszyła do swojego pokoju, zamykając się z hukiem. Ja powoli zacząłem kierować się do przedpokoju. Chwyciłem buta w dłoń i stanąłem jak debil, przez chwilę się nad czymś zastanawiając. Zajęło mi to na tyle długo, że blondyn skończył robić sobie jedzenie i właśnie przechodził przedpokojem obok mnie. Przystanął na moment.
- Co robisz? - spytał nieprzyjemnie, wlepiając we mnie swoje oczy, a ja poczułem jeszcze większe zdenerwowanie i stres. Był taki przenikliwy i...
- Jaaa... Eee... - jąkałem jak idiota. - Przyszedłem naprawić komputer Sylwii i przy okazji chciałem ci oddać rzeczy, które wtedy u mnie zostawiłeś... - wypowiedziałem to na jednym tchu.
- Właśnie widziałem, jak ten komputer naprawiałeś. - prychnął sarkastycznie, a ja zmarszczyłem brwi.
- A ty gdzie byłeś? - spytałem nieco nerwowo, robiąc krok w jego stronę.
- W sklepie... Zresztą, nie twój interes.
- Właśnie widzę jak byłeś w sklepie. - syknąłem, chcąc go spapugować i przejechałem palcami po jego szyi po dwóch śladach. Ten przechylił głowę na bok i uśmiechnął się w wredny sposób.
- O co ci chodzi? - spytał i odłożył kanapkę na stole. Tym razem to on zbliżył się do mnie, ale zdecydowanie za blisko. Zacisnąłem pięści.
- O nic. - mruknąłem, zdając sobie sprawę, że ta sytuacja nie powinna była się tak rozwinąć i że nie miało to najmniejszego sensu. Chciałem się już powoli wycofywać. Znowu pozwalałem sobie na upływ bezsensownych emocji.
- Właśnie widzę. - usłyszałem słowa blondyna i nachylił się nieco w moją stronę. - Potraktowałeś mnie jak ścierwo, a potem, co mnie tylko zobaczysz, to patrzysz się na mnie jak zbity piesek. Teraz przychodzisz mi na chatę, całujesz się z moją siostrą na moich oczach i jednocześnie chcesz załagodzić sytuację. Wychodzi ci to tak świetnie, że aż pragnę u ciebie brać lekcje dyplomacji. - wysyczał mi cicho do ucha, a ja przełknąłem głośno ślinę, wpatrując się w obraz przed sobą. Ta bliskość blondyna mnie rozpraszała, mimo tego potęgującego się zdenerwowania.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - odparłem krótko. - Już powiedziałem, po co przyszedłem. - dodałem nieco ciszej. Wewnętrznie starałem się uspokoić. - Zresztą, przyszedłem też cię przeprosić.
Staliśmy przez chwilę tak, jak idioci. Blondyn złagodniał nieco albo po prostu spoglądał na mnie zdezorientowany. W każdym razie wyglądał na kogoś intensywnie myślącego.
- Powodzenia z moją siostrą. - odezwał się w końcu po dłuższym czasie milczenia, kiedy atmosfera, jaka między nami zapanowała, stała się dziwna. Daniel odsunął się ode mnie i chwycił po swoją wcześniej odłożoną kanapkę. - Przynieś mi te ubrania, skoro już się fatygowałeś z nimi przyjechać. - dodał obojętnie, a ja zdezorientowany jego reakcją wyszedłem na chwilę do auta, żeby wrócić z jego własnością.
- Masz.
- Dzięki. - mruknął i szybko zniknął w salonie, zanim ja zdążyłem jeszcze cokolwiek powiedzieć. Nie chciałem już się więcej tłumaczyć. Ta sytuacja była i tak wystarczająco dziwna i jej nie rozumiałem. Nie potrafiłem jej zlepić jakoś do kupy, pojąć swoim ciasnym umysłem. Zerknąłem w stronę pokoju Sylwii. Zapukałem jeszcze, zanim wyszedłem. Blondyna otworzyła. Wciąż ulatywał z niej zły humor.
- O, Patryk, myślałam, że już poszedłeś...
- Ja--
- Przepraszam za mojego brata. - zaczęła się od razu tłumaczyć, patrząc na mnie przepraszająco.
- Nie ma sprawy, to nie twoja wina. - pokręciłem głową.
- Nie wiem... - odpowiedziała nieco nieobecnie. - Nie wiem czyja to wina. - dodała. - Mam wrażenie, że... Nieważne - machnęła ręką.
- Przyszedłem tylko się upewnić czy dalsza część instalacji systemu będzie dla ciebie w miarę łatwa... - mruknąłem, zdając sobie sprawę, jak bardzo informatyczne sprawy nie pasowały do tej sytuacji i brzmiałem teraz jak totalny maniak komputerowy. Niestety, skarciłem się za to w myślach, ale nieco za późno. Sylwia na chwilę uniosła brwi, ale potem zrozumiała.
- A... Tak, tak, chyba będzie dobrze. - pokiwała głową. - Em... Mam nadzieję, że się kiedyś umówimy, nie? - spytała, pocierając swoje ramię i odwracając wzrok. Ja dalej byłem zdezorientowany i robiłem się taki coraz bardziej z sekundy na sekundę, w zależności od długości pobytu w tym domu.
- Ja... Muszę już iść, pa. - rzuciłem, zachowując się kompletnie jak idiota i po prostu wyszedłem z domu. Wszedłem do samochodu i jak najszybciej stąd odjechałem prosto do swojego domu.
-----------------------------------------------------------
I oto nadszedł kolejny rozdział po dwóch dniach. Wena wciąż się utrzymuje :D Miłego czytania. c:
Ta bliskość między mną a Danielem... Przymknąłem oczy. Ta jedna scena, która była dość intymna, wydawała się być taka realna. Czułem ją wtedy tak, jakbym był na jawie. Czy naprawdę takie coś mogłem odczuć w kontakcie z drugim mężczyzną? Nigdy się nie podejrzewałem o... Nie, to niemożliwe, żebym był homoseksualny, skoro zawsze się zakochiwałem w dziewczynach. Niemniej jednak... Jeśli miałem sięgać pamięcią, to nie czułem nigdy do żadnej z nich nic poważnego. Po prostu były ładne. Może mój wzrok podświadomie gonił za męskim ciałem już od dawna, tylko cały czas wypierałem to ze swojej głowy? Miałem dawniej sytuację, w której obawiałem się, że mogłem być zakochany w moim najlepszym kumplu. Wtedy na nieokreślony czas zacząłem go unikać, aż odpowiednio nie stonowałem swoich uczuć. To głupie, ale możliwe, że się w nim zakochałem, tylko nie pozwalałem temu wypłynąć na wierzch, dopóki samo po latach nie przeszło. Potem uznałem to za niestabilność emocjonalną w wieku nastoletnim. Nikomu nigdy tego nie powiedziałem i trzymałem to w tajemnicy, nawet przed samym sobą. Nie istniała żadna osoba, której mógłbym to swobodnie wyznać. Miałem zapędy homoseksualne, ale byłem zamknięty. Koniec końców - byłem zamknięty na obie płcie, bo skąd ta moja wieczna niepewność co do bliskości z dziewczyną?
Podniosłem się do siadu i założyłem okulary. Ten dzień, mimo że był dniem wolnym, nie zapowiadał się pięknie. Przypomniałem sobie, że wczoraj zdążyłem wysłać wiadomość do Daniela.
- O jezu, po co... - mruknąłem sam do siebie, włączając GG. Nie dostałem jednak żadnej wiadomości. Nie spodziewałem się odpowiedzi, choć miałem jednak cichą, bardzo cichutką nadzieję... Przygaszony ruszyłem w stronę łazienki, chcąc się najpierw umyć, przebrać i ogólnie przywrócić się do stanu używalności. Sen, mimo że był spokojny - pomijając, że absurdalny i z drugiej strony bardzo mnie niepokojący - nie sprawił, że wypocząłem. Cały ten czas, w którym się ogarniałem, myślałem o Danielu.
Wyszedłem z łazienki i skierowałem się zmęczony do kuchni. Chciałem zrobić sobie porządniejsze śniadanie pierwszy raz od jakiegoś czasu. Otworzyłem lodówkę.
- Mhm. - skrzywiłem się, widząc wnętrze lodówki świecące pustkami. No, jedynie masło i ser się uchowało. Nici z porządniejszego śniadania. Westchnąłem ciężko i zacząłem robić kanapki z serem. Zapowiadało się, że bez zakupów ten dzień się nie obejdzie. Niemal zapomniałem o tym, że trzeba kupować coś do jedzenia. Przez ostatnie dni nie tylko słabo spałem, ale nieco słabiej się odżywiałem. Dlatego też stanąłem przed lustrem, kiedy już zjadłem. Przystojny ja w okularach, ale nieco chudy i zmarnowany. Po oczach i bledszej skórze było widać, że nie tryskałem energią. Wzruszyłem ramionami. Ubrałem kurtkę i wyszedłem z domu, chcąc wsiąść do samochodu. Gdy usiadłem przed kierownicą usłyszałem dźwięk wiadomości z komunikatora. Żywo i nieco zestresowany wyjąłem telefon z kieszeni.
- Sylwia pyta, czy dasz radę dzisiaj przyjechać o 17:00
Zmarszczyłem brwi.
- Jasne, dam radę :D
Odpisałem, zastanawiając się, na jaką cholerę wysłałem taką głupią emotikonę. No cóż, problemy pierwszego świata. Ten już więcej mi nie odpisał, a ja wyzwałem go w głowie od ignorantów. Pokręciłem głową z dezaprobatą, uruchomiłem samochód i pojechałem do najbliższego marketu. Tam z kolei przechadzałem się nieco nerwowym krokiem między półkami. Byłem zirytowany, że Daniel nic więcej nie napisał, no i wciąż zły na samego siebie, ale też zestresowany, że będę musiał dzisiaj pojechać do ich domu. Niemniej jeśli będę mieć szczęście, to może blondyn wybędzie na jakiś melanż. Inna sprawa, gdy zrobi go u siebie w domu.
Chwyciłem po produkty; chleb, ser, szynka, parówki, mleko, płatki i gotowe pierogi. Szykował się dzisiaj nieco porządniejszy obiad. Powinienem się nauczyć gotować, ale nie potrafiłem sobie rozmieścić idealnie plan dnia. Nie miałem na to sił.
***
Wybił
mój czas. Pięć minut przed siedemnastą, a ja byłem już pod domem
Daniela. Wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę drzwi. Czułem, jak moje
serce świdrowało w klatce piersiowej. Zapukałem nieśmiało, potem już o
wiele pewniej, spoglądając na swoje białe buty. Drzwi otworzyła mi
blondyna, która wyglądała na niezbyt w dobrym humorze na pierwszy rzut
oka.- Cześć! - rzuciła, a ja również się przywitałem. Dziewczyna przybliżyła się do mnie i przytuliła na powitanie. Nieco zaskoczony odwzajemniłem ten przyjazny gest. Gdy przekroczyłem próg drzwi, od razu rozejrzałem się na boki po pokojach, żeby sprawdzić, czy Daniel ewentualnie się znajdował gdzieś w zasięgu wzroku. Na szczęście nawet go nie słyszałem. Musiało go po prostu nie być.
- Chodź. - rzekła, kiedy tylko się rozebrałem i poszedłem za nią do pokoju. Cały czas się rozglądałem. Odruchowo rzuciłem spojrzenie w stronę drzwi od pokoju Daniela. - Mój brat to frajer i zjebał mi tego kompa jeszcze bardziej. Nie chce się włączyć.
- Hm? Aaa... Ale w sensie zasilacz chodzi?
- Zasilacz? Tak, tak.
Skinąłem głową i usiadłem na biurku przed komputerem. Było tu czysto. Wszystko było ułożone, położone na swoim miejscu, a kurze były pościerane. W pomieszczeniu unosił się słodki zapach perfum. Po prostu było widać, że ten pokój należał do dziewczyny. Schyliłem się, żeby włączyć komputer. Na wstępie podejrzewałem, że to standardowy problem z systemem albo ewentualnie z dyskiem. No i tak jak myślałem, Windows nie chciał się uruchomić.
- Serio brat ci to jeszcze bardziej zjebał?
- Tak, bo wcześniej po prostu wyskakiwał blue screen, ale on stwierdził, że sformatuje mi dysk. Zamiast wziąć normalnej płyty z Windowsem, wziął za płyty z punktami przywrócenia, bo stwierdził, że chce się tego nauczyć na egzamin. Debilowi nagle się zachciało pouczyć. No i nie wiedział, co z tym dalej zrobić, to przerwał to w trakcie.
- Aaa... - kiwnąłem głową. - To daj normalną płytę z Windowsem. - blondyna skinęła głową i wyjęła z szuflady zapakowaną płytkę. - Czemu sama sobie tego nie zrobiłaś? - spytałem nieco zdziwiony, a ona przeczesała swoje długie blond włosy i uśmiechnęła się nieśmiało.
- B-bo... Nie miałam pewności jak to się robi. - wytłumaczyła się, opierając się ramieniem o oparcie krzesła, na którym siedziałem i uśmiechnęła się ciepło w moją stronę, a ja odwróciłem od niej wzrok i zająłem się instalacją systemu.
- Gdzie jest Daniel? - spytałem nagle, a ona odsunęła się od krzesła.
- Nie wiem, ja go nie kontroluję. Zresztą, nikt go nie kontroluje. Nawet nie wiem o której wróci. - odpowiedziała niemrawo. - A czemu pytasz?
- Bo muszę mu coś oddać. - odpowiedziałem krótko.
- Mhm. - odmruknęła, zakładając ręce na klatce piersiowej. Ja w tym czasie zająłem się prostym czynnościami związanymi z instalacją.
- To będzie trwać jakąś niecałą godzinkę. - powiedziałem po dłuższej chwili i oparłem się na chwilę wygodniej o krzesło.
- Okej. - usłyszałem bardziej entuzjastyczny głos Sylwii. - To może chodźmy do kuchni. Chcesz kawy, herbaty?
- Poprosiłbym kawę. - odpowiedziałem, wstając i posyłając jej uprzejmy uśmiech. Ruszyłem za nią do kuchni. Tej samej ze snu. Usiadłem przy stole, również tym samym ze snu. Wbiłem wzrok w Sylwię. Różnica była taka, że oboje byliśmy ubrani. Miałem niezłe de ja vu. Zamyśliłem się i nawet nie wiem kiedy, Sylwia siedziała naprzeciwko mnie, rzucając w moją stronę swoje piękne, zmysłowe spojrzenie. Na stole stała parująca kawa. Odwzajemniłem ten uśmiech, czując się dziwnie ze świadomością, że scena była podobna do tej ze snu. Chwyciłem kubek w dłoń i wziąłem pierwszy łyk kawy. Przez dłuższy moment panowała nieco niezręczna cisza.
- Jak tam u ciebie? - zadała nagle pytanie, a ja zerknąłem na nią zastanawiając się nad odpowiedzią na to banalne pytanie.
- Wszystko w porządku... Moi rodzice planują przyjechać za dwa tygodnie. - odpowiedziałem, skoro już mówiliśmy o pierdołach.
- Mhm. - pokiwała głową. - Mojej matki dzisiaj nie ma i pewnie dzisiaj nie wróci. - mruknęła. - A tak poza tym to na pewno u ciebie w porządku? - spytała, odkładając na chwilę kubek kawy na stół i wlepiając we mnie wzrok. Kobiety zawsze musiały wszystko wiedzieć, nieważne jak bardzo naturalnego się zgrywało.
- Tak, a czemu pytasz?
- Jesteś cichszy... Znaczy, jeśli mam być szczera, to ogólnie jest cichy, ale tak jakoś teraz wyjątkowo. No i wyglądasz na zmęczonego.
- Przykro mi, że za pierwszym razem jak mnie poznałaś to byłem pijany. - zaśmiałem się cicho. - Wtedy gadam jak najęty.
- Nie, nie o to chodzi. - pokręciła głową przecząco. - Przecież potem miałam okazję z tobą rozmawiać już na trzeźwo. Nawet na kacu wtedy wydawałeś się być bardziej rozmowny niż teraz. - zaśmiała się, a ja razem z nią, bo w sumie... To było dobre porównanie i jednocześnie trafne. Zamiast się smucić, wolałem się z tego śmiać.
- No wiesz, każdy ma czasem swoje problemy. - wzruszyłem ramiona, uśmiechając się kącikiem ust. Zerknąłem na nią bardzo przyjaznym wzrokiem.
- Mam nadzieję, że dasz sobie z nimi radę. - stwierdziła, utrzymując wciąż ten swój uroczy uśmiech. Przez chwilę zamilkliśmy, spoglądając sobie w oczy. Tak jak w tym śnie. Sprawiając pozory normalnego Patryka, patrzyłem się na nią jak w obrazek, a tymczasem w głowie naszła mnie masa wątpliwości.
- Tak, dam. - odpowiedziałem po bardzo długiej chwili, chcąc się otrząsnąć i być może zniszczyć tę atmosferę, ale nie udało mi się. Zamiast tego Sylwia znów się zaśmiała. Miała bardzo uroczy uśmiech, ale...
- Wiesz... - zaczęła nieco nieśmiało, a ja znów zwróciłem na nią swoją uwagę. - Polubiłam cię. - tak łatwo to wypowiedziała z tym swoim uśmiechem, a ja przełknąłem głośno ślinę.
- Eee... - wydukałem z siebie, chcąc się otrząsnąć. - Ja ciebie też. - mruknąłem, spoglądając na nią i czekając na dalszy rozwój sytuacji, a jednocześnie ze strachem przed dalszym ciągiem.
- Wiem, że ty mnie też. - przyznała, na co ja się nieznacznie skrzywiłem. Kto to mógł wypaplać? Daniel? Nie pytałem jednak o nic, ani nic nie mówiłem. - Myślę, że moglibyśmy się zacząć spotykać, żeby się bliżej poznać, co? - kontynuowała, a ja zbladłem. Chyba, ale na pewno poczułem się słabiej. Sylwia wstała i powoli skierowała się w moją stronę, a ja odruchowo wstałem, czując zdenerwowanie. Wiedziałem, do czego to zmierzało i... Nie chciałem tego.
Blondyna przybliżyła się do mnie, a ja nachyliłem się lekko. Przymknąłem powieki, czując już na swoich ustach jej oddech. Miałem pocałować ją już wtedy na imprezie, ale przeszkodził nam Daniel. Całowanie na melanżach było tuzinkowe, więc dobrze, że wtedy do tego nie doszło. Rozchyliłem usta i przyłożyłem je do jej warg. Wtedy usłyszałem dźwięk przekręcającego się klucza w zamku. Odsunęliśmy się od siebie gwałtownie, kiedy Daniel specjalnie zamknął drzwi wyjściowe z hukiem.
- Przepraszam, że przeszkodziłem wam w miłostkach. - rzekł, uśmiechając się ironicznie. Rzucił w moją stronę krótkie spojrzenie, a ja stałem jak słup. Sylwia nieco poddenerwowana bawiła się swoimi włosami. Najwyraźniej czekała, aż blondyn sobie pójdzie. Gdy tylko się rozebrał, zauważyłem na jego szyi dwie malinki. Nie odzywałem się nic.
- Gdzie się włóczyłeś? - spytała w końcu Sylwia, patrząc na niego z pogardą. Między tą dwójką na pewno coś zaszło.
- Nie twój interes. - rzucił obojętnie, kierując się w stronę kuchenki. Dalej mnie ignorował. Sylwia zerkała to na mnie, to na Daniela. - Nie przejmujcie się moją obecnością, możecie się dalej lizać. - dodał nieprzyjemnie, smarując kromkę masłem. Zmarszczyłem brwi.
- O chuj ci znowu chodzi?! - warknęła blondyna, a ja powoli szykowałem się do wyjścia.
- To ja będę zwijać... - mruknąłem.
- Ale ty jesteś chujowy. - syknęła w stronę brata i z fochem ruszyła do swojego pokoju, zamykając się z hukiem. Ja powoli zacząłem kierować się do przedpokoju. Chwyciłem buta w dłoń i stanąłem jak debil, przez chwilę się nad czymś zastanawiając. Zajęło mi to na tyle długo, że blondyn skończył robić sobie jedzenie i właśnie przechodził przedpokojem obok mnie. Przystanął na moment.
- Co robisz? - spytał nieprzyjemnie, wlepiając we mnie swoje oczy, a ja poczułem jeszcze większe zdenerwowanie i stres. Był taki przenikliwy i...
- Jaaa... Eee... - jąkałem jak idiota. - Przyszedłem naprawić komputer Sylwii i przy okazji chciałem ci oddać rzeczy, które wtedy u mnie zostawiłeś... - wypowiedziałem to na jednym tchu.
- Właśnie widziałem, jak ten komputer naprawiałeś. - prychnął sarkastycznie, a ja zmarszczyłem brwi.
- A ty gdzie byłeś? - spytałem nieco nerwowo, robiąc krok w jego stronę.
- W sklepie... Zresztą, nie twój interes.
- Właśnie widzę jak byłeś w sklepie. - syknąłem, chcąc go spapugować i przejechałem palcami po jego szyi po dwóch śladach. Ten przechylił głowę na bok i uśmiechnął się w wredny sposób.
- O co ci chodzi? - spytał i odłożył kanapkę na stole. Tym razem to on zbliżył się do mnie, ale zdecydowanie za blisko. Zacisnąłem pięści.
- O nic. - mruknąłem, zdając sobie sprawę, że ta sytuacja nie powinna była się tak rozwinąć i że nie miało to najmniejszego sensu. Chciałem się już powoli wycofywać. Znowu pozwalałem sobie na upływ bezsensownych emocji.
- Właśnie widzę. - usłyszałem słowa blondyna i nachylił się nieco w moją stronę. - Potraktowałeś mnie jak ścierwo, a potem, co mnie tylko zobaczysz, to patrzysz się na mnie jak zbity piesek. Teraz przychodzisz mi na chatę, całujesz się z moją siostrą na moich oczach i jednocześnie chcesz załagodzić sytuację. Wychodzi ci to tak świetnie, że aż pragnę u ciebie brać lekcje dyplomacji. - wysyczał mi cicho do ucha, a ja przełknąłem głośno ślinę, wpatrując się w obraz przed sobą. Ta bliskość blondyna mnie rozpraszała, mimo tego potęgującego się zdenerwowania.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - odparłem krótko. - Już powiedziałem, po co przyszedłem. - dodałem nieco ciszej. Wewnętrznie starałem się uspokoić. - Zresztą, przyszedłem też cię przeprosić.
Staliśmy przez chwilę tak, jak idioci. Blondyn złagodniał nieco albo po prostu spoglądał na mnie zdezorientowany. W każdym razie wyglądał na kogoś intensywnie myślącego.
- Powodzenia z moją siostrą. - odezwał się w końcu po dłuższym czasie milczenia, kiedy atmosfera, jaka między nami zapanowała, stała się dziwna. Daniel odsunął się ode mnie i chwycił po swoją wcześniej odłożoną kanapkę. - Przynieś mi te ubrania, skoro już się fatygowałeś z nimi przyjechać. - dodał obojętnie, a ja zdezorientowany jego reakcją wyszedłem na chwilę do auta, żeby wrócić z jego własnością.
- Masz.
- Dzięki. - mruknął i szybko zniknął w salonie, zanim ja zdążyłem jeszcze cokolwiek powiedzieć. Nie chciałem już się więcej tłumaczyć. Ta sytuacja była i tak wystarczająco dziwna i jej nie rozumiałem. Nie potrafiłem jej zlepić jakoś do kupy, pojąć swoim ciasnym umysłem. Zerknąłem w stronę pokoju Sylwii. Zapukałem jeszcze, zanim wyszedłem. Blondyna otworzyła. Wciąż ulatywał z niej zły humor.
- O, Patryk, myślałam, że już poszedłeś...
- Ja--
- Przepraszam za mojego brata. - zaczęła się od razu tłumaczyć, patrząc na mnie przepraszająco.
- Nie ma sprawy, to nie twoja wina. - pokręciłem głową.
- Nie wiem... - odpowiedziała nieco nieobecnie. - Nie wiem czyja to wina. - dodała. - Mam wrażenie, że... Nieważne - machnęła ręką.
- Przyszedłem tylko się upewnić czy dalsza część instalacji systemu będzie dla ciebie w miarę łatwa... - mruknąłem, zdając sobie sprawę, jak bardzo informatyczne sprawy nie pasowały do tej sytuacji i brzmiałem teraz jak totalny maniak komputerowy. Niestety, skarciłem się za to w myślach, ale nieco za późno. Sylwia na chwilę uniosła brwi, ale potem zrozumiała.
- A... Tak, tak, chyba będzie dobrze. - pokiwała głową. - Em... Mam nadzieję, że się kiedyś umówimy, nie? - spytała, pocierając swoje ramię i odwracając wzrok. Ja dalej byłem zdezorientowany i robiłem się taki coraz bardziej z sekundy na sekundę, w zależności od długości pobytu w tym domu.
- Ja... Muszę już iść, pa. - rzuciłem, zachowując się kompletnie jak idiota i po prostu wyszedłem z domu. Wszedłem do samochodu i jak najszybciej stąd odjechałem prosto do swojego domu.
-----------------------------------------------------------
I oto nadszedł kolejny rozdział po dwóch dniach. Wena wciąż się utrzymuje :D Miłego czytania. c:
rozdział bardzo ciekway jak zresztą zawsze :D czekam niecierpliwie na rozwój wydarzeń i życzę dużego przypływu weny :3
OdpowiedzUsuńA dziękuję, dziękuję :D Wena wciąż dopisuje, więc prawdopodobnie jutro kolejny rozdział :D
UsuńTen moment, kiedy nawet w pracy sprawdzasz bloga oznacza uzależnienie od opowiadania? Jeśli tak, to uzależniłaś mnie po raz drugi już <3
OdpowiedzUsuńO kurde, to miłe xD
Usuń