Tym razem to ja się zaczerwieniłem.
Z mojej kieszeni rozległ się dźwięk dochodzącej wiadomości, a w głowie
na dłuższą chwilę zawitała pustka. To była niewątpliwie żenująca i
zawstydzająca sytuacja. Spoglądałem na jego twarz, chcąc coś wyczytać,
doczekać się jakiejś reakcji... I doczekałem.
-
Muszę już iść. - rzucił, a ja zdezorientowany otworzyłem usta i
odruchowo wyciągnąłem w jego stronę rękę, ale zaraz opuściłem ją wzdłuż
ciała. Co się właśnie stało? Bardzo chciałem odsunąć od siebie opcję, że
Patryk zdążył się domyślić już wcześniej, z kim pisał, ale to była
najbardziej prawdopodobna opcja.
-
Kurwa! - warknąłem pod nosem, przywracając do siebie do porządku.
Spontaniczny ja, debil i sarkastyczny idiota, dziwak i pedał, biegłem za
drugim chłopakiem. Najważniejsza była szczerość i chęć rozmowy, bo
niedomówienia prowadziły czasem do smutnych skutków, bo co jeśli on
zacznie mnie unikać z powodu nieporozumienia? Nie, zaraz... Jakiego
nieporozumienia? Ja po prostu chciałem wiedzieć, co o mnie wiedział. -
Czekaj! - krzyknąłem za nim. Szatyn najwyraźniej nie zamierzał uciekać
jak dziecko, ale nawet nie odwrócił się w moją stronę. Kiedy w końcu go
dogoniłem, odruchowo chwyciłem go za bark, ale ten wyswobodził się z
uścisku. Skrzywiłem się.
-
Co? - spytał zupełnie obojętnie, choć na jego twarzy malowało się to
zażenowanie. Patryk na ogół brzmiał mało entuzjastycznie, ale teraz to
może i nawet było słychać złość w jego głosie.
- Szybko się domyśliłeś. - stwierdziłem idiotycznie, zdając sobie z tego sprawę dopiero po czasie.
- Chyba niespecjalnie chciałeś to ukryć, co? - szatyn brnął w to dalej. Nie uciekał, jest dobrze... W miarę.
- No nie, chociaż wiem, że to głupie. - przyznałem się, cały czas wlepiając w niego wzrok.
- I nie patrz się tak na mnie... - dodał po chwili, rzucając mi krótkie spojrzenie.
-
Co? Jak... - przygasłem nieco, czując jak serce zaczęło mi świdrować.
Patryk zaczął iść szybciej, a ja dorównywałem mu kroku. Skręciliśmy w
kolejną ze ścieżek, które prowadziły przez działki.
- Tak jak teraz. - sprostował.
- Em... Przepraszam? - mruknąłem i zmarszczyłem brwi, czując poirytowanie.
- Muszę już iść, serio. - rzucił subtelną aluzję, na co ja poczułem jeszcze większe zdenerwowanie.
-
Skoro wiesz, że to ja, to dlaczego spierdalasz? - rzuciłem podkurwiony
jego zachowaniem. Nerwy zawsze wymuszały na mnie szczerość. Patryk
przystanął i spojrzał na mnie również zdenerwowany.
- No nie wiem, może dlatego, że podawałeś się za laskę i pisałeś mi, że jestem przystojny?
- Nie pomyślałeś, kurwa, że może robiłem to trochę dla beki?
- A to, że jesteś półpedałem to też jest dla beki?
Złapałem
go mocno za ramiona i przygwoździłem do drucianego płotu stanowiący
ogrodzenie jednej z działek. Jego słowa były na tyle dobrą prowokacją,
że podniosłem rękę, a dłoń zacisnąłem w pięść. Jednak zawisła ona
jedynie w powietrzu. Zaciskając mocno szczękę i głośno oddychając,
starałem się uspokoić, co nie było proste. Szatyn wpatrywał się we mnie z
początku ze strachem, a potem ze zdziwieniem, jakby wcześniej
przygotował się na znokautowanie. Szkoda jego buźki i nowych okularów.
Opuściłem na chwilę głowę, wypuszczając głęboko powietrze i nieco
rozluźniłem ucisk. Po paru sekundach puściłem go, ale na do widzenia
posłałem śliczny środkowy palec tuż przed jego twarzą, chcąc zachować
klasę i ruszyłem w stronę domu poprawiając kurtkę.
Zdążyłem
popaść w dziwną paranoję, bo bardziej od przywalenia mu w ryj, chciałem
widzieć jego uśmiech. Teraz miałem słynne rozmyślenia "co by było,
gdyby...". Wyobrażałem sobie tę scenę, lecz przebiegającą inaczej. Po
prostu lepiej i na moją korzyść. Nie zmieniało to jednak faktu, że
zachował się jak skurwiel, nawet bardziej, niż ja byłbym do tego zdolny.
We Szwajcarii nie było problemu z ludźmi innej orientacji, ale widząc
tutejsze zacofanie, czasami myślałem o samobójstwie. Dobra,
wyolbrzymiałem, ale każdy normalny heteroseksualny facet wychowujący się
bez żadnych narzuconych do dupy moralności nie zachowałby się tak, jak
Patryk. Mógł mi dać do zrozumienia, że nic z tego nie będzie i tyle.
Zachować się o wiele spokojniej...
Oprócz
tego, że byłem wkurwiony na niego, byłem wkurwiony na siebie, że
zdążyłem się w nim zauroczyć jak jakiś dzieciak. Niby ogólnie
zachowywałem się jak szczeniak, ale miłość omijałem szerokim łukiem,
dlatego miałem za sobą trzy związki otwarte, w tym dwa z facetami.
Jakiekolwiek darzenie kogoś szczerymi uczuciami kończyło się w moim
przypadku fiaskiem. Miałem zwyczajnego pecha, ale przynajmniej rżnąłem
wszystkich podczas rozgrywek w pokera. W moim przypadku prawdą było, że
ten kto nie ma szczęścia do miłości, ma szczęście do kart.
Wszedłem do domu z hukiem zamykając drzwi.
-
Co się dzieje...? - z pokoju wychyliła się Sylwia. Kochana siostra od
razu wyczuła, że nie byłem w humorze, ale nie była w stanie się
powstrzymać od komentarza. - Widzę, że ktoś tu nie ma humorku.
-
Sylwia. - podniosłem na nią wzrok i ostrzegawczo wskazałem w jej stronę
palcem. - Jeszcze jedno słowo, a oberwiesz za każdą frustrującą mnie
rzecz, odkąd poszedłem do tej zasranej szkoły.
Blondyna
jedynie uniosła ręce ku górze w geście poddania się i zniknęła za
drzwiami. Rozebrany ze zbędnych, wyjściowych ubrań, usiadłem w kuchni
przy stole, gapiąc się tępo w okno.
- Gdzie matka?! - krzyknąłem jeszcze tylko, orientując się, że rodzicielki nie było w domu.
-
Jest u swojego nowego chłopaka! - odkrzyknęła Sylwia, a ja prychnąłem.
Zacząłem nerwowo stukać palcami po stole, myśląc o Patryku. Teraz, jak
już moje emocje nieco opadły, zacząłem przywoływać sobie tamtą scenę.
Jakim cudem on się skapnął? I skąd wiedział o mojej orientacji? Owszem,
byłem nazywany pedałem, bo jestem zza granicy - czyli innej mentalności
bananowym chłopaczkiem, ale jeszcze nikt nie zdążył mnie z tej strony
poznać. Mając na co dzień u boku matkę, zamykałem się na płeć piękną, bo
mnie zwyczajnie wkurwiała. Stąd chciałbym znów doznać bliskości z
drugim facetem. Takim ideałem wydawał mi się Patryk. Mimo że mógłbym się
przyznać otwarcie, że "wydawał się" jest słowem najodpowiedniejszym w
przypadku tego zauroczenia, nic nie mogłem na nie poradzić... Ten szatyn
to intrygująco tajemniczy człowiek, o nieodgadnionym spojrzeniu. Często
nie wiedziałem, co siedziało w jego głowie i to mnie nurtowało. Zdawał
się być osobą, która cały czas siedzi w masce obojętności, dlatego kiedy
pierwszy raz zauważyłem jego uśmiech na twarzy, chciałem go wprawiać w
taki nastrój częściej. To raczej odruch bezwarunkowy w miłości, prawda?
Ptfu... "Miłości"... Chyba za bardzo się rozpędzałem. W każdym razie,
prostolinijnie ujmując, od pewnego czasu swędziały mnie jaja i musiałem
przyznać, że początkowo moje zamiary wobec Patryka nie zdawały się być
jakoś sympatyczne, bo po prostu chciałem dorwać się do jego tyłka.
Natomiast teraz zaczynałem żałować, że rozpocząłem jakieś głupie gierki,
a nie zachowałem żadnej ostrożności.
-
Ej, Daniel... Co się dzieje? - usłyszałem za sobą zatroskany głos
siostry. Wzdrygnąłem się lekko, kiedy zostałem tak drastycznie wyrwany z
zamyśleń. Usiadła obok mnie, wlepiając we mnie swoje oczy.
-
Nic się nie stało. - wzruszyłem ramionami. - Mam tylko ochotę komuś
napierdolić aż do nieprzytomności, a potem najlepiej rozjebać cały
świat. A co? - spojrzałem na nią, sztucznie się uśmiechając.
- Nie musisz zgrywać kogoś takiego, ej... Zresztą, wtedy bliżej ci do bycia dzieciakiem.
-
Nie irytuj mnie nawet. - warknąłem. - Nie zgrywam nikogo. Możesz już
sobie pójść? Towarzystwo człowieka to ostatnie o czym teraz pragnę.
- Znam cię bardzo dobrze, wiesz? Wiem, że jak jesteś wkurwiony, to coś cię po prostu dotknęło.
-
Chuja mnie znasz, przecież pół naszego życia spędziliśmy osobno. -
wypuściłem ciężko powietrze. - Sylwia, proszę, pójdź sobie, zanim powiem
coś, czego będę żałować, dobra? - dodałem już o wiele spokojniej,
posyłając jej błagalne spojrzenie.
-
Widzisz, brat? W końcu zacząłeś wyglądać jak prawdziwy ty z tym
spojrzeniem. Dobra, jak sobie życzysz, już się usuwam. - odpowiedziała
nieco entuzjastycznie, a ja przewróciłem teatralnie oczami. Chwila
skruchy i że niby zachowywałem się jak prawdziwy ja? A jak byłem
wkurwiony to już jak jakaś podróbka? Prychnąłem. Nie rozumiałem jej
kobiecego toku myślenia.
Siedziałem
znów pozostawiony samemu sobie. Z powrotem zacząłem rozmyślać. Może już
kiedyś zdążyłem coś odwalić na jakiejś imprezie i już tego nie
pamiętałem? Nie, to niemożliwe. Wtedy całe miasto by wiedziało i nie
miałbym życia. Były dwie osoby, które mogły coś wiedzieć. Matka i
siostra... Sylwia? Moja siostra nie kopałaby pode mną dołki. Mimo
wszystko zacisnąłem dłoń w pięść. Sylwia była strasznie przewrażliwiona
na punkcie Patryka, odkąd na imprezie wrąbałem się w ich rozmowę i
porwałem go na picie. Potem z rana pokazywała jakieś głupie humorki i
chciała rzucić jakąś gejowską aluzją na temat mnie i szatyna. Kurwa,
nawet w mojej rodzinie znajdowali się konfidenci. Może siostra cierpiała
na to samo, co matka - niewyżytus desperatus.
Wstałem znów nakręcony i zdenerwowany, i skierowałem się do jej pokoju. Zapukałem kulturalnie do drzwi.
- Czego?
- Chcę wejść, mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci w masturbacji. - odezwałem się i nacisnąłem za klamkę, a Sylwia prychnęła.
- Dziewczyny nie są tak obrzydliwe jak faceci. - rzuciła kąśliwie.
- Pierdol, pierdol. - machnąłem ręką.
- Czekaj, w sumie to pierwszy raz pukasz do moich drzwi. Zazwyczaj wpadasz bez uprzedzenia.
- No widzisz, chciałem cię zaskoczyć. - brzmiałem niechętnie i nieco poirytowany, a moja twarz wyrażała obojętność.
- Co jest?
- Przyszedłem się zapytać, jak mają się sprawy z Lolkiem. - rzuciłem, a ona od razu spoważniała, sprawiając wrażenie obrażonej.
- Co cię to interesuje?
- Jestem inteligentnym braciszkiem, w poniedziałek wróciłaś zapłakana, już nie wspomnę o jakiej godzinie. O Lolka chodziło, prawda? - kontynuowałem, a ona kiwnęła głową potwierdzająco. - To świetnie. - skomentowałem to z udawaną ironią. - Podwiózł cię Patryk? - zadałem kolejne pytanie, na które Sylwia podniosła na mnie wzrok. Znów skinęła głową. - O czym rozmawialiście?
- O Lolku, ale nie mówiłam mu konkretnie o co chodzi... I nie rozmawialiśmy zbyt wiele, ale... Czekaj. Czemu o to pytasz?
- Wspominałaś coś Patrykowi o mnie? - nie dawałem za wygraną. Musiałem wiedzieć. Siostra z każdym pytaniem bardziej przypominała zbitego psa wpatrującego się we mnie przepraszającym wzrokiem.
- N-nie...
- Na pewno?
- Tak...
- Pierdolę, nie będę owijać w bawełnę. Jeśli na następny dzień wszyscy będą gadać o mnie jak o pedale, to nie masz u mnie życia, obiecuję ci to. - warknąłem nagle i wyszedłem z pokoju zamykając za sobą drzwi. Kłamała. Widać to było w jej oczach. Nie chciałem do końca znać intencji Sylwii, byłem na to zbyt zdenerwowany, że się tym interesować póki co, ale rycie pod rodzeństwem to cios poniżej pasa. Wszedłem do swojego pokoju, który znajdował się obok pokoju Sylwii. Usiadłem przed biurkiem, gdzie nie tylko znajdował się monitor komputera, ale również trzy puszki po piwie i puste opakowanie po chipsach. Moja noga drgała, co było odruchem bezwarunkowym w sytuacji, w której się denerwowałem. Większość czynników zewnętrznych zaczynało mi przeszkadzać. Na przykład burdel w zasięgu mojego wzroku. Strąciłem puszki piwa i puste opakowanie z biurka, nie chcąc widzieć bałaganu w zasięgu wzroku - co tego, że na podłodze robił się jeszcze większy. Włączyłem komputer i wlepiłem wzrok w monitor. Zanim jednak zniknąłem całkiem w internetowym świecie, poszedłem jeszcze szybko po kolejną puszkę piwa w lodówce i podkradłem papierosa rodzicielce. Gdy tylko wróciłem, otworzyłem piwo, założyłem słuchawki na uszy, włączyłem muzykę i grę polegającą na rozwalaniu głów zombie czy też odcinaniu ich siekierą.
Grałem do czwartej nad ranem.
Obudziłem się około dwunastej. Była wyjątkowo ładna pogoda. Uciążliwe promienie słoneczne padały na moją twarz. Obróciłem się na drugi bok i już chciałem ponownie zasnąć, ale w tle usłyszałem głos matki.
- ... No nie, nie. Przed chwilą dzwonił wychowawca i powiedział, że Daniel często ucieka z lekcji, a jak jest, to jest na nich nieobecny!
- Trudneee spraaawyyy - zanuciłem pod nosem intro pewnego tandetnego, polskiego serialu, przecierając oczy dłońmi. Matka znowu zadzwoniła do ojca albo do swojego nowego kochanka, żeby się wyżalić, jaki to bywałem niedobry.
- ... A dzisiaj z kolei zrobił sobie dzień wolny. - kontynuowała, a ja zakryłem się kołdrą po sam czubek głowy, przypominając sobie wczorajsze wydarzenia. Nie potrzebowałem kolejnych problemów, ale matka zawsze musiała mi jakieś znaleźć. Usłyszałem zbliżające się kroki w stronę mojego pokoju. Chwilę potem drzwi się otworzyły.
- Daniel, wstawaj do kurwy nędzy! - krzyknęła już na wstępie nakręcona złością. Jęknąłem cicho. Czemu ta kobieta musiała być moją matką? - Dzwonił twój wychowawca i powiedział, że sobie chodzisz na lekcje, na jakie chcesz. Powiedział, że jak tak dalej będzie, to pójdzie pismo do kuratorium. Jesteś w tej szkole dopiero pierwszy rok! Chłop osiemnaście lat, za granicą nie przeszedł do następnej klasy i jeszcze tutaj tego nie zrobi. Myślisz, że ja będę na ciebie zapierdalać? Od dzisiaj tak nie będzie. Masz wysprzątać cały dom. Pozmywasz naczynia, ugotujesz obiad, wypierzesz brudne ubrania, wyczyścisz kurze, poodkurzasz, umyjesz podłogi, a na koniec umyjesz kibel. Wszystkie środki czyszczące masz w łazience, czas się z nimi obeznać. Jeśli tego nie zrobisz, to z chęcią sama cię uwalę do kuratorium. Mam cię dość, rozumiesz? - rozwinęła swój monolog, który po mnie spływał. No może nie do końca... Trochę mnie ruszało to, co mówiła matka. - Kurwa, jebany nierób. - dodała już o wiele ciszej, mrucząc dalej coś na mój temat i wyszła zamykając drzwi.
Odkryłem kołdrę. Wniosek był prosty. Życie mnie wyjątkowo nie lubiło. Niemniej jednak pierwszą czynnością po tym, jak wstałem, było sprzątanie swojego pokoju. Nie wiedziałem, że tego typu nudne czynności mogą świetnie zająć myśli. To nie oznaczało oczywiście, że wysprzątam cały dom. Póki co, zaglądałem do każdego zakamarka swojego pokoju, byleby z niego na razie nie wychodzić. Godzinę później, gdy wreszcie ogarnąłem, że matka nie poszła dzisiaj do pracy, wyszedłem ze swojej pieczary nieogarnięty i rozczochrany, w ręku trzymając siatkę ze śmieciami. Matka spojrzała na mnie wyraźnie zdziwiona.
- Czemu ty nie jesteś w pracy? - spytałem lekko zachrypniętym głosem.
- Bo wzięłam dzisiaj urlop. - odpowiedziała. - Mam ochotę zrobić tobie zdjęcie. Nie sądziłam, że chociażby nawet swój pokój ruszysz. - skomentowała, na co ja skrzywiłem się wyraźnie i przeczesałem włosy wprawiając je w jeszcze większy nieład.
- Nie komentuj. - mruknąłem, kierując się z siatką do kosza na śmieci. - I nie ekscytuj się przedwcześnie. - dodałem, wracając się do pokoju. Dzisiaj nie miałem ochoty nikomu dogryzać, po prostu byłem przygaszony. Każdy zdrowy Daniel, jak ja, nie chodził dobrowolnie i nie sprzątał domu. Już pomijając fakt, że pierwszy raz od dawna matka zareagowała na mnie całkiem pozytywnie... Co z tego, że wcześniej mnie zwyzywała od najgorszych. Miała niezwykłe huśtawki nastroju. Potem w przygaszonym nastroju pojawiłem się w kuchni i zacząłem zmywać naczynia.
- Kibel mi chyba odpuścisz, nie? - spytałem niemrawo.
- Nie. - odpowiedziała tonem pełnym satysfakcji, a ja prychnąłem. Nie chciało mi się jej tego mówić, ale tę jedną rzecz sobie pominę tak czy inaczej.
- Gdzie jest Sylwia? - spytałem po dłuższej chwili.
- No przecież w szkole. Ona przynajmniej się uczy. Wiadome, że dziewczyny są porządniejsze w porównaniu do chłopaków. Ty zawsze byłeś roztrzepany. - zaczęła znów marudzić, a ja przewróciłem oczami. - Twój ojciec cię za bardzo tam musiał porozpieszczać, bo po tylu latach mam cię jeszcze bardziej dość.
- Skończ. - mruknąłem znudzony. Nie chciało mi się któryś raz z rzędu słuchać tego samego o sobie.
- A tak poza tym, to dzisiaj przyjdzie ktoś, kogo chciałabym wam przedstawić.
- To fascynujące. - odmruknąłem mało entuzjastycznie. - Kiedy?
- Za dwie godziny, więc weź się ogarnij do tego czasu. - ponagliła mnie.
- Świetnie. - rzuciłem sarkastycznie. Cały dom na głowie plus wykąpanie i ogarnięcie siebie. - Do tego czasu jeszcze mam może obiad ugotować?
- Nie, dobra, odpuszczam ci to. Leć zetrzeć kurze, odkurzyć i umyć podłogę.
Jak powiedziała, tak zrobiłem. Wziąłem się za to wszystko. Zdążyłem nawet wziąć szybko prysznic, ułożyć szybko włosy na gumę i ubrać się w miarę przyzwoicie. Zajęło mi to na oko ponad dwie godziny. W ten czas zdążyła wrócić Sylwia, której nie chciałem nawet widzieć na oczy, ale nie raziło ode mnie mocno nienawiścią do niej. Wszyscy czekaliśmy na gościa. Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek, ja podniosłem się na równe nogi. Matka pierwsza ruszyła w stronę drzwi i je otworzyła. Widząc, kto stał w progu, uniosłem wysoko brwi.
W progu drzwi wyjściowych stał murzyn.
~ Aha. ~ powiedziałem jedynie w myślach, mrugając intensywnie, choć z góry sprawiając pozory niezdziwionego człowieka.
- Daniel, to jest Caleb. - przedstawiła mi swojego kochanka, a kącik moich ust drgnął ku górze. Czarny gość to norma we Szwajcarii. Inna sprawa, jeśli widzi się murzyna, który nie jest stereotypowym ziomkiem z łańcuchami na szyi, tylko po prostu wygląda jak... Jak murzyn z Afryka, który nie umieć polska, ale za to mieć bicepsy. Czarny w takim małym mieście to jak znalezienie czterolistnej koniczyny. Podałem rękę na przywitanie z Calebem.
- Daniel. - przedstawiłem się, a on uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów.
- Witam, jestem Caleb. - powiedział nieco powoli, jakby Polski przychodził mu jeszcze z trudnością. Zerknąłem w stronę matki i wniosek nasuwał się prosty. Ona naprawdę szukała bolca. Miała niezwykłe umiejętności poszukiwawcze, skoro znalazła sobie murzyna w takim małym mieście.
Potem zerknąłem na Sylwie, która również starała się zachowywać normalnie. - Ja niestety muszę iść, bo się umówiłem. - rzuciłem nagle i bez zastanowienia wyszedłem przez jeszcze otwarte drzwi. Nie obróciłem się nawet w stronę matki, żeby zobaczyć jej reakcję na moje spontaniczne wyjście. Po prostu... Nie usiedziałbym długo bez najmniejszego cienia uśmiechu na twarzy. To było dla mnie zbyt absurdalne i ta sytuacja nie dochodziła do mnie.
Idąc dalej chodnikiem, kiedy byłem już odpowiednio daleko, zacząłem parskać śmiechem pod nosem. Nie wierzyłem w to, co się działo. Mój obiekt westchnień dowiaduje się o tym, że jestem bi i mnie olewa, siostra okazuje się być konfidentem, moja matka znajduje sobie murzyna za kochanka... Czułem się jak w jakimś cyrku.
Wyjąłem z kieszeni telefon i odruchowo włączyłem GG. Westchnąłem ciężko, widząc dostępnego Patryka. Nawet gdybym coś do niego napisał, to nie odpisałby mi, a ta myśl dołowała mnie jeszcze bardziej.
Szedłem sam, kierując się najpewniej w stronę rynku. Słońce co jakiś czas wychylało się zza chmur i z powrotem się chowało. Kilka głębszych wdechów świeżego powietrza i już się uspokajałem. Po dwudziestu minutach drogi usiadłem na ławce. Miałem ochotę zająć sobie czymś myśli. Chciałem nie myśleć o tym absurdalnym kochanku mojej matki, o Sylwii, a przede wszystkim o Patryku. Jeszcze chwila, a popadłbym w depresję, gdyby nie to, że usłyszałem dzwonek mojej komórki.
- Joł. - przywitałem się, wiedząc kto dzwoni.
- No jo. Czemu cię dzisiaj nie było?
- Wolne sobie zrobiłem. - odpowiedziałem krótko. - Co chcesz?
- A jutro też sobie nie chcesz zrobić?
- Huh? Czemu pytasz?
- No bo dzisiaj mam chatę wolną.
- Roberto, ty szalony człowieku. - rzuciłem luźno. - Kogo jeszcze bierzesz?
- Myślałem o składzie standardowym, no ale kolega z Wrocka przyjechał no i myślałem, żeby zaprosić parę lasek.
- Myślisz, że przyjdą tak w środku tygodnia?
- Kto przyjdzie ten przyjdzie.
- No dobra. Mógłbym już wpaść? Bo w sumie jestem niedaleko ciebie.
- Jasne, wbijaj.
- Oki, to do zaraz.
- No, do zaraz.
Rozłączyłem się. Wstałem i skierowałem się do domu, w którym mieszkał Roberto.
Ziomek mieszkał na starym blokowisku, gdzie na całe szczęście osadzona jeszcze w miarę normalnymi mieszkańcami i z takowymi miało się styczność, o ile się wychodziło o przyzwoitej porze. Z rynku miałem kilka minut drogi, dlatego już wkrótce stałem przed jego drzwiami i zapukałem. Brunet otworzył.
- Joł, bracie. - uścisnęliśmy się na przywitanie.
- No cześć, cześć. - odpowiedziałem, a zaraz potem rzuciłem spojrzenie w stronę nowego gościa, który stał za Robertem. - To jest ten kolega z Wrocka? - rzuciłem, lustrując jego wygląd z ukrytym zaciekawieniem. Gejradar został włączony.
- Yup. Poznajcie się, Mikołaj albo Miki. Miki, to jest Daniel. - podaliśmy sobie ręce.
- Cześć. - rzucił, a ja skinąłem głową. Mikołaj badał mnie wzrokiem i zerkał co jakiś czas w moją stronę. Takie spojrzenia zawsze potrafiłem wychwycić. Gdy tak go analizowałem, to był niczego sobie. Wysoki brunet o niebieskich oczach. Musiałem przyznać, że lubiłem to połączenie ciemnych włosów i jasnych oczu, plus ten lekki zarost na podbródku. Po ubiorze nie było widać, że pochodził z większego miasta; ciemne spodnie jeansowe zwężane na końcu nogawek, rozpięta ciemnoniebieska koszula, a pod nią biała bluzka. Wyglądał dość zwyczajnie. Rysy twarzy miał poważne, tak samo jak Patryk, ale i tak wyglądał kompletnie inaczej. No i przede wszystkim był niższy. W skali Patryka od zera do dziesięciu mogłem mu dać szóstkę.
- Studiujesz? - spytałem niewiele myśląc, na co on uniósł brew.
- Ja? Nie, ja jeszcze jestem w liceum. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłem mu swoim szczeniackim, zawadiackim uśmiechem. Już wiedziałem, co będę robił tego wieczoru.
- To ile masz lat?
- Siedemnaście. - odpowiedział.
- Ach, jestem starszy, yea. - zacisnąłem pięść demonstracyjnie, chcąc pokazać dumę z wygranej nad wiekiem. Ten zaśmiał się krótko. Usiedliśmy na kanapie, czekając na resztę i na to, aż impreza się rozkręci.
Właśnie kończyliśmy kolejną rundkę w pokerka. W pomieszczeniu unosił się zapach zioła zmieszany ze smrodem papierosów. Na stole rozstawione były karty i żetony. Siedziałem mocno nachylony do stołu i myśląc intensywnie, choć alkohol już mocno przyćmiewał moje hazardowe umiejętności. W pomieszczeniu było nas około dziesięciu. Skupiony na grze wystawiłem kolejne swoje żetony. Niestety los chciał, bym tym razem przegrał.
- Taaak! - krzyknął Mikołaj uradowany. Wcześniej wszyscy spasowali i graliśmy we dwóch, biorąc pod uwagę to, że ja zdążyłem uzbierać pokaźną sumkę.
- Ssij. - rzuciłem do niego jadowicie, choć na tle humorystycznym. - Nie no ziomek, gratuluję, rzadko kto potrafi mnie skosić. - powiedziałem lekko sepleniąc i wstałem chwiejnie, by uścisnąć z nim dłoń.
- Dobra, panowie... I panie, teraz odsuwamy żetony i stawiamy kieliszki. - odezwał się Roberto, który sam był w odpowiednim stanie. Po każdej rundce w pokera wyciągaliśmy kieliszki i dalej piliśmy wódkę. Ja czułem, że mi już wyraźnie starczyło.
- Idę się przejść. - mruknąłem do reszty towarzystwa mocno wcięty i wstałem od stołu. Skierowałem się chwiejnym krokiem do przedpokoju ze świadomością, że musiałem nieco wytrzeźwieć przed powrotem. W końcu był środek tygodnia...
- Pójdę z tobą. - usłyszałem głos Mikołaja, kiedy ubierałem buty. Obok było słychać głośne śmiechy i rozmowy. O naszym istnieniu pozostali zdążyli zapomnieć w momencie, gdy opuściliśmy pomieszczenie. Każdy z nich był upity.
- Oke. - mruknąłem w odpowiedzi, obserwując jak się ubierał. Sam byłem już mocno napity, toteż miałem nieczyste myśli, spotęgowane zresztą dużą ilością alkoholu. - Tylko że ja idę się przejść i potem zwijam na chatę. - powiedziałem nieco niewyraźnie. Brunet spojrzał na mnie, ubierając swoją kurtkę.
- To kawałek z tobą pójdę, też muszę trochę wytrzeźwieć. - odpowiedział, kierując się w stronę drzwi, przy których już stałem. Otworzyłem je i odsunąłem się, by demonstracyjnie ukłonić się i wskazać dłonią w stronę wyjścia, chcąc przepuścić go przodem. Mikołaj zaśmiał się pod nosem.
- Jesteś zabawny. - skomentował, wychodząc. Był wyluzowany, a ja lubiłem takich.
- Dzięki za komplement. - odpowiedziałem, wychodząc za nim i zamykając za sobą drzwi. Oboje wyszliśmy z klatki. Było już ciemno, a po ulicach zaczęli się kręcić pojedynczy dresiarze. Gdzieś w oddali stało ich jakieś najwyraźniej stowarzyszenie alkoholowe. Wybrali sobie miejsce akurat pod latarnią. - Chodźmy, zanim wezmą nas za parę pedałów. - zarzuciłem głupio, po czym ruszyłem wzdłuż ulicy.
- W takim razie gościnnie tu. - stwierdził, ruszając za mną i zaraz dorównując mi kroku. W duchu zacząłem przeklinać na fakt, że siostra i matka pewnie przebywały w domu. Westchnąłem cicho i zerknąłem na nietutejszego bruneta i uśmiechnąłem się lekko. Skręcaliśmy właśnie w drogę, która prowadziła na most. W tym miejscu oświetlenia kompletnie brakowało, więc zniknęliśmy w cieniu. Przy chwilę panującej ciszy zatrzymałem się i oparłem się o poręcz od mostu. Nachyliłem się lekko, wbijając spojrzenie w wodę.
- Nie idziemy dalej? - usłyszałem.
- Nope. - mruknąłem w odpowiedzi. - Po prostu... Tutaj jest cicho. - dodałem i odsunąłem się od poręczy.
- Aaach, że niby romantycznie? - zaśmiał się, opierając się o barierkę. - Na tle tych blokowisk na pewno...
- Ciiichooo, to miasto jest piękne. - mruknąłem, kręcąc się w kółko z nudów.
- W zasadzie to słyszałem, że byłeś jakiś czas za granicą. Dlaczego wróciłeś do Polski i to jeszcze do takiego miasta? - spytał, przekręcając się w moją stronę tak, że teraz był oparty o poręcz plecami. Przystanąłem naprzeciwko niego.
- Miałem pewne problemy... - zaśmiałem się pod nosem. - Trochę popadłem w inne towarzystwo.
- Czyli jakie?
- Dillowałem sobie. - odpowiedziałem beztrosko. - Potem omal nie wpadłem z policją, więc ojciec mnie wypierdolił z powrotem do Polski.
- Twoi rodzice są po rozwodzie? - brnął dalej, a ja skinąłem głową na tak. - To w sumie nie wnikam.
- W sumie historia dość śmieszna.
- Ta?
- Moja matka wyszła za geja. - zaśmiałem się.
- Co ty gadasz... To dziwne. - skomentował, przybierając nieco drwiącą minę.
Oboje zamilkliśmy na jakiś czas, wpatrując się sobie w oczy. Coś w nich błyszczało. Pożądanie czy to było moje złudzenie? Nie, ja się nie myliłem w tych kwestiach. Wpatrywał się we mnie zupełnie inaczej jak na kolegę. Przybliżyłem się więc odruchowo, stanowczo naruszając jego przestrzeń osobistą. Ten uniósł brew, ale wiedząc zaraz, do czego to zmierzało, uniósł podbródek nieco wyżej, dając mi znać, że nie przeszkadzała mu ta bardzo mała odległość między nami. Bez zbędnych słów nachyliłem się nad nim i powoli zbliżyłem twarz do jego tak, że czułem na sobie jego oddech. Badałem go przy każdym ruchu i robiłem to ostrożnie, żeby tylko nie spotkać się z nagłym sprzeciwem. Brunet na szczęście lekko rozchylił wargi. Przytknąłem usta do jego i pocałowałem delikatnie, przymykając powieki. Nie czując żadnych sprzeciwów, kontynuowałem. Z mojej strony pocałunki z czasem stały się nieco bardziej zachłanne, a brunet z chęcią je odwzajemniał. W głowie widniał mi obraz Patryka, choć to nie jego teraz całowałem. To Mikołaj, chłopak z Wrocka, był jego zastępcą na obecną chwilę. Ten, również otwarty na nowe doznania w obcym mieście, położył zachęcająco dłoń na moim karku i przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie, tym razem chcąc nadać tempo i wliczyć w grę nasze języki.
Nikt nie szedł, nikt nam nie przeszkadzał. Było cicho i idealnie. Jedynie towarzyszyło nam ciche pluskanie wody w rzece. Położyłem dłonie na barkach bruneta, chcąc czerpać z tej chwili. Żałowałem teraz, że nie był weekend, a mój dom nie był wolny. Oddychaliśmy już ciężko przez nos.
Nagle brunet się oderwał ode mnie i podniósł się nieco, gdy przestał się opierać o barierkę.
- Musisz być bardzo smutny, co? - spytał nagle, uśmiechając się w moją stronę ciepło.
- Co? - spytałem jeszcze nieco zamroczony i zabrałem dłonie z jego ramion.
- Nie jestem specem do uczuć, ale chyba tęsknisz już za ustami kogoś innego. - stwierdził niby luźnym tonem, ale za to trafnie, poprawiając zamek w kurtce.
- Jesteś bystry. - skwitowałem, wciąż zamroczony i zdezorientowany. Czemu mi to mówił?. - Na ile tu zostajesz?
- Dwa tygodnie.
- Zdążymy się zabawić jeszcze nie raz. - mruknąłem ze swoim cwaniackim uśmiechem. Brunet nic nie odpowiedział, ale też się nie sprzeciwił. Milczenie oznaczało zgodę. Mikołaj świetnie nadawał się na krótką przygodę i w pewien sposób czułem się o wiele lepiej. - Daj mi swój numer. - dodałem, będąc tak nakręcony, że aż otrzeźwiałem. Wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem zapisywać podany numer.
- Pisz o której tylko będziesz chciał. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Tak, na pewno się zgodził.
----------------------------------------
Tak jak już wcześniej wspominałam, rozdziały będę wrzucać jako posty, gdyż to stanowi pewne ułatwienie. Miłego czytania! :D
Wstałem znów nakręcony i zdenerwowany, i skierowałem się do jej pokoju. Zapukałem kulturalnie do drzwi.
- Czego?
- Chcę wejść, mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci w masturbacji. - odezwałem się i nacisnąłem za klamkę, a Sylwia prychnęła.
- Dziewczyny nie są tak obrzydliwe jak faceci. - rzuciła kąśliwie.
- Pierdol, pierdol. - machnąłem ręką.
- Czekaj, w sumie to pierwszy raz pukasz do moich drzwi. Zazwyczaj wpadasz bez uprzedzenia.
- No widzisz, chciałem cię zaskoczyć. - brzmiałem niechętnie i nieco poirytowany, a moja twarz wyrażała obojętność.
- Co jest?
- Przyszedłem się zapytać, jak mają się sprawy z Lolkiem. - rzuciłem, a ona od razu spoważniała, sprawiając wrażenie obrażonej.
- Co cię to interesuje?
- Jestem inteligentnym braciszkiem, w poniedziałek wróciłaś zapłakana, już nie wspomnę o jakiej godzinie. O Lolka chodziło, prawda? - kontynuowałem, a ona kiwnęła głową potwierdzająco. - To świetnie. - skomentowałem to z udawaną ironią. - Podwiózł cię Patryk? - zadałem kolejne pytanie, na które Sylwia podniosła na mnie wzrok. Znów skinęła głową. - O czym rozmawialiście?
- O Lolku, ale nie mówiłam mu konkretnie o co chodzi... I nie rozmawialiśmy zbyt wiele, ale... Czekaj. Czemu o to pytasz?
- Wspominałaś coś Patrykowi o mnie? - nie dawałem za wygraną. Musiałem wiedzieć. Siostra z każdym pytaniem bardziej przypominała zbitego psa wpatrującego się we mnie przepraszającym wzrokiem.
- N-nie...
- Na pewno?
- Tak...
- Pierdolę, nie będę owijać w bawełnę. Jeśli na następny dzień wszyscy będą gadać o mnie jak o pedale, to nie masz u mnie życia, obiecuję ci to. - warknąłem nagle i wyszedłem z pokoju zamykając za sobą drzwi. Kłamała. Widać to było w jej oczach. Nie chciałem do końca znać intencji Sylwii, byłem na to zbyt zdenerwowany, że się tym interesować póki co, ale rycie pod rodzeństwem to cios poniżej pasa. Wszedłem do swojego pokoju, który znajdował się obok pokoju Sylwii. Usiadłem przed biurkiem, gdzie nie tylko znajdował się monitor komputera, ale również trzy puszki po piwie i puste opakowanie po chipsach. Moja noga drgała, co było odruchem bezwarunkowym w sytuacji, w której się denerwowałem. Większość czynników zewnętrznych zaczynało mi przeszkadzać. Na przykład burdel w zasięgu mojego wzroku. Strąciłem puszki piwa i puste opakowanie z biurka, nie chcąc widzieć bałaganu w zasięgu wzroku - co tego, że na podłodze robił się jeszcze większy. Włączyłem komputer i wlepiłem wzrok w monitor. Zanim jednak zniknąłem całkiem w internetowym świecie, poszedłem jeszcze szybko po kolejną puszkę piwa w lodówce i podkradłem papierosa rodzicielce. Gdy tylko wróciłem, otworzyłem piwo, założyłem słuchawki na uszy, włączyłem muzykę i grę polegającą na rozwalaniu głów zombie czy też odcinaniu ich siekierą.
Grałem do czwartej nad ranem.
***
Obudziłem się około dwunastej. Była wyjątkowo ładna pogoda. Uciążliwe promienie słoneczne padały na moją twarz. Obróciłem się na drugi bok i już chciałem ponownie zasnąć, ale w tle usłyszałem głos matki.
- ... No nie, nie. Przed chwilą dzwonił wychowawca i powiedział, że Daniel często ucieka z lekcji, a jak jest, to jest na nich nieobecny!
- Trudneee spraaawyyy - zanuciłem pod nosem intro pewnego tandetnego, polskiego serialu, przecierając oczy dłońmi. Matka znowu zadzwoniła do ojca albo do swojego nowego kochanka, żeby się wyżalić, jaki to bywałem niedobry.
- ... A dzisiaj z kolei zrobił sobie dzień wolny. - kontynuowała, a ja zakryłem się kołdrą po sam czubek głowy, przypominając sobie wczorajsze wydarzenia. Nie potrzebowałem kolejnych problemów, ale matka zawsze musiała mi jakieś znaleźć. Usłyszałem zbliżające się kroki w stronę mojego pokoju. Chwilę potem drzwi się otworzyły.
- Daniel, wstawaj do kurwy nędzy! - krzyknęła już na wstępie nakręcona złością. Jęknąłem cicho. Czemu ta kobieta musiała być moją matką? - Dzwonił twój wychowawca i powiedział, że sobie chodzisz na lekcje, na jakie chcesz. Powiedział, że jak tak dalej będzie, to pójdzie pismo do kuratorium. Jesteś w tej szkole dopiero pierwszy rok! Chłop osiemnaście lat, za granicą nie przeszedł do następnej klasy i jeszcze tutaj tego nie zrobi. Myślisz, że ja będę na ciebie zapierdalać? Od dzisiaj tak nie będzie. Masz wysprzątać cały dom. Pozmywasz naczynia, ugotujesz obiad, wypierzesz brudne ubrania, wyczyścisz kurze, poodkurzasz, umyjesz podłogi, a na koniec umyjesz kibel. Wszystkie środki czyszczące masz w łazience, czas się z nimi obeznać. Jeśli tego nie zrobisz, to z chęcią sama cię uwalę do kuratorium. Mam cię dość, rozumiesz? - rozwinęła swój monolog, który po mnie spływał. No może nie do końca... Trochę mnie ruszało to, co mówiła matka. - Kurwa, jebany nierób. - dodała już o wiele ciszej, mrucząc dalej coś na mój temat i wyszła zamykając drzwi.
Odkryłem kołdrę. Wniosek był prosty. Życie mnie wyjątkowo nie lubiło. Niemniej jednak pierwszą czynnością po tym, jak wstałem, było sprzątanie swojego pokoju. Nie wiedziałem, że tego typu nudne czynności mogą świetnie zająć myśli. To nie oznaczało oczywiście, że wysprzątam cały dom. Póki co, zaglądałem do każdego zakamarka swojego pokoju, byleby z niego na razie nie wychodzić. Godzinę później, gdy wreszcie ogarnąłem, że matka nie poszła dzisiaj do pracy, wyszedłem ze swojej pieczary nieogarnięty i rozczochrany, w ręku trzymając siatkę ze śmieciami. Matka spojrzała na mnie wyraźnie zdziwiona.
- Czemu ty nie jesteś w pracy? - spytałem lekko zachrypniętym głosem.
- Bo wzięłam dzisiaj urlop. - odpowiedziała. - Mam ochotę zrobić tobie zdjęcie. Nie sądziłam, że chociażby nawet swój pokój ruszysz. - skomentowała, na co ja skrzywiłem się wyraźnie i przeczesałem włosy wprawiając je w jeszcze większy nieład.
- Nie komentuj. - mruknąłem, kierując się z siatką do kosza na śmieci. - I nie ekscytuj się przedwcześnie. - dodałem, wracając się do pokoju. Dzisiaj nie miałem ochoty nikomu dogryzać, po prostu byłem przygaszony. Każdy zdrowy Daniel, jak ja, nie chodził dobrowolnie i nie sprzątał domu. Już pomijając fakt, że pierwszy raz od dawna matka zareagowała na mnie całkiem pozytywnie... Co z tego, że wcześniej mnie zwyzywała od najgorszych. Miała niezwykłe huśtawki nastroju. Potem w przygaszonym nastroju pojawiłem się w kuchni i zacząłem zmywać naczynia.
- Kibel mi chyba odpuścisz, nie? - spytałem niemrawo.
- Nie. - odpowiedziała tonem pełnym satysfakcji, a ja prychnąłem. Nie chciało mi się jej tego mówić, ale tę jedną rzecz sobie pominę tak czy inaczej.
- Gdzie jest Sylwia? - spytałem po dłuższej chwili.
- No przecież w szkole. Ona przynajmniej się uczy. Wiadome, że dziewczyny są porządniejsze w porównaniu do chłopaków. Ty zawsze byłeś roztrzepany. - zaczęła znów marudzić, a ja przewróciłem oczami. - Twój ojciec cię za bardzo tam musiał porozpieszczać, bo po tylu latach mam cię jeszcze bardziej dość.
- Skończ. - mruknąłem znudzony. Nie chciało mi się któryś raz z rzędu słuchać tego samego o sobie.
- A tak poza tym, to dzisiaj przyjdzie ktoś, kogo chciałabym wam przedstawić.
- To fascynujące. - odmruknąłem mało entuzjastycznie. - Kiedy?
- Za dwie godziny, więc weź się ogarnij do tego czasu. - ponagliła mnie.
- Świetnie. - rzuciłem sarkastycznie. Cały dom na głowie plus wykąpanie i ogarnięcie siebie. - Do tego czasu jeszcze mam może obiad ugotować?
- Nie, dobra, odpuszczam ci to. Leć zetrzeć kurze, odkurzyć i umyć podłogę.
Jak powiedziała, tak zrobiłem. Wziąłem się za to wszystko. Zdążyłem nawet wziąć szybko prysznic, ułożyć szybko włosy na gumę i ubrać się w miarę przyzwoicie. Zajęło mi to na oko ponad dwie godziny. W ten czas zdążyła wrócić Sylwia, której nie chciałem nawet widzieć na oczy, ale nie raziło ode mnie mocno nienawiścią do niej. Wszyscy czekaliśmy na gościa. Gdy wreszcie zadzwonił dzwonek, ja podniosłem się na równe nogi. Matka pierwsza ruszyła w stronę drzwi i je otworzyła. Widząc, kto stał w progu, uniosłem wysoko brwi.
W progu drzwi wyjściowych stał murzyn.
~ Aha. ~ powiedziałem jedynie w myślach, mrugając intensywnie, choć z góry sprawiając pozory niezdziwionego człowieka.
- Daniel, to jest Caleb. - przedstawiła mi swojego kochanka, a kącik moich ust drgnął ku górze. Czarny gość to norma we Szwajcarii. Inna sprawa, jeśli widzi się murzyna, który nie jest stereotypowym ziomkiem z łańcuchami na szyi, tylko po prostu wygląda jak... Jak murzyn z Afryka, który nie umieć polska, ale za to mieć bicepsy. Czarny w takim małym mieście to jak znalezienie czterolistnej koniczyny. Podałem rękę na przywitanie z Calebem.
- Daniel. - przedstawiłem się, a on uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów.
- Witam, jestem Caleb. - powiedział nieco powoli, jakby Polski przychodził mu jeszcze z trudnością. Zerknąłem w stronę matki i wniosek nasuwał się prosty. Ona naprawdę szukała bolca. Miała niezwykłe umiejętności poszukiwawcze, skoro znalazła sobie murzyna w takim małym mieście.
Potem zerknąłem na Sylwie, która również starała się zachowywać normalnie. - Ja niestety muszę iść, bo się umówiłem. - rzuciłem nagle i bez zastanowienia wyszedłem przez jeszcze otwarte drzwi. Nie obróciłem się nawet w stronę matki, żeby zobaczyć jej reakcję na moje spontaniczne wyjście. Po prostu... Nie usiedziałbym długo bez najmniejszego cienia uśmiechu na twarzy. To było dla mnie zbyt absurdalne i ta sytuacja nie dochodziła do mnie.
Idąc dalej chodnikiem, kiedy byłem już odpowiednio daleko, zacząłem parskać śmiechem pod nosem. Nie wierzyłem w to, co się działo. Mój obiekt westchnień dowiaduje się o tym, że jestem bi i mnie olewa, siostra okazuje się być konfidentem, moja matka znajduje sobie murzyna za kochanka... Czułem się jak w jakimś cyrku.
Wyjąłem z kieszeni telefon i odruchowo włączyłem GG. Westchnąłem ciężko, widząc dostępnego Patryka. Nawet gdybym coś do niego napisał, to nie odpisałby mi, a ta myśl dołowała mnie jeszcze bardziej.
Szedłem sam, kierując się najpewniej w stronę rynku. Słońce co jakiś czas wychylało się zza chmur i z powrotem się chowało. Kilka głębszych wdechów świeżego powietrza i już się uspokajałem. Po dwudziestu minutach drogi usiadłem na ławce. Miałem ochotę zająć sobie czymś myśli. Chciałem nie myśleć o tym absurdalnym kochanku mojej matki, o Sylwii, a przede wszystkim o Patryku. Jeszcze chwila, a popadłbym w depresję, gdyby nie to, że usłyszałem dzwonek mojej komórki.
- Joł. - przywitałem się, wiedząc kto dzwoni.
- No jo. Czemu cię dzisiaj nie było?
- Wolne sobie zrobiłem. - odpowiedziałem krótko. - Co chcesz?
- A jutro też sobie nie chcesz zrobić?
- Huh? Czemu pytasz?
- No bo dzisiaj mam chatę wolną.
- Roberto, ty szalony człowieku. - rzuciłem luźno. - Kogo jeszcze bierzesz?
- Myślałem o składzie standardowym, no ale kolega z Wrocka przyjechał no i myślałem, żeby zaprosić parę lasek.
- Myślisz, że przyjdą tak w środku tygodnia?
- Kto przyjdzie ten przyjdzie.
- No dobra. Mógłbym już wpaść? Bo w sumie jestem niedaleko ciebie.
- Jasne, wbijaj.
- Oki, to do zaraz.
- No, do zaraz.
Rozłączyłem się. Wstałem i skierowałem się do domu, w którym mieszkał Roberto.
Ziomek mieszkał na starym blokowisku, gdzie na całe szczęście osadzona jeszcze w miarę normalnymi mieszkańcami i z takowymi miało się styczność, o ile się wychodziło o przyzwoitej porze. Z rynku miałem kilka minut drogi, dlatego już wkrótce stałem przed jego drzwiami i zapukałem. Brunet otworzył.
- Joł, bracie. - uścisnęliśmy się na przywitanie.
- No cześć, cześć. - odpowiedziałem, a zaraz potem rzuciłem spojrzenie w stronę nowego gościa, który stał za Robertem. - To jest ten kolega z Wrocka? - rzuciłem, lustrując jego wygląd z ukrytym zaciekawieniem. Gejradar został włączony.
- Yup. Poznajcie się, Mikołaj albo Miki. Miki, to jest Daniel. - podaliśmy sobie ręce.
- Cześć. - rzucił, a ja skinąłem głową. Mikołaj badał mnie wzrokiem i zerkał co jakiś czas w moją stronę. Takie spojrzenia zawsze potrafiłem wychwycić. Gdy tak go analizowałem, to był niczego sobie. Wysoki brunet o niebieskich oczach. Musiałem przyznać, że lubiłem to połączenie ciemnych włosów i jasnych oczu, plus ten lekki zarost na podbródku. Po ubiorze nie było widać, że pochodził z większego miasta; ciemne spodnie jeansowe zwężane na końcu nogawek, rozpięta ciemnoniebieska koszula, a pod nią biała bluzka. Wyglądał dość zwyczajnie. Rysy twarzy miał poważne, tak samo jak Patryk, ale i tak wyglądał kompletnie inaczej. No i przede wszystkim był niższy. W skali Patryka od zera do dziesięciu mogłem mu dać szóstkę.
- Studiujesz? - spytałem niewiele myśląc, na co on uniósł brew.
- Ja? Nie, ja jeszcze jestem w liceum. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłem mu swoim szczeniackim, zawadiackim uśmiechem. Już wiedziałem, co będę robił tego wieczoru.
- To ile masz lat?
- Siedemnaście. - odpowiedział.
- Ach, jestem starszy, yea. - zacisnąłem pięść demonstracyjnie, chcąc pokazać dumę z wygranej nad wiekiem. Ten zaśmiał się krótko. Usiedliśmy na kanapie, czekając na resztę i na to, aż impreza się rozkręci.
***
Właśnie kończyliśmy kolejną rundkę w pokerka. W pomieszczeniu unosił się zapach zioła zmieszany ze smrodem papierosów. Na stole rozstawione były karty i żetony. Siedziałem mocno nachylony do stołu i myśląc intensywnie, choć alkohol już mocno przyćmiewał moje hazardowe umiejętności. W pomieszczeniu było nas około dziesięciu. Skupiony na grze wystawiłem kolejne swoje żetony. Niestety los chciał, bym tym razem przegrał.
- Taaak! - krzyknął Mikołaj uradowany. Wcześniej wszyscy spasowali i graliśmy we dwóch, biorąc pod uwagę to, że ja zdążyłem uzbierać pokaźną sumkę.
- Ssij. - rzuciłem do niego jadowicie, choć na tle humorystycznym. - Nie no ziomek, gratuluję, rzadko kto potrafi mnie skosić. - powiedziałem lekko sepleniąc i wstałem chwiejnie, by uścisnąć z nim dłoń.
- Dobra, panowie... I panie, teraz odsuwamy żetony i stawiamy kieliszki. - odezwał się Roberto, który sam był w odpowiednim stanie. Po każdej rundce w pokera wyciągaliśmy kieliszki i dalej piliśmy wódkę. Ja czułem, że mi już wyraźnie starczyło.
- Idę się przejść. - mruknąłem do reszty towarzystwa mocno wcięty i wstałem od stołu. Skierowałem się chwiejnym krokiem do przedpokoju ze świadomością, że musiałem nieco wytrzeźwieć przed powrotem. W końcu był środek tygodnia...
- Pójdę z tobą. - usłyszałem głos Mikołaja, kiedy ubierałem buty. Obok było słychać głośne śmiechy i rozmowy. O naszym istnieniu pozostali zdążyli zapomnieć w momencie, gdy opuściliśmy pomieszczenie. Każdy z nich był upity.
- Oke. - mruknąłem w odpowiedzi, obserwując jak się ubierał. Sam byłem już mocno napity, toteż miałem nieczyste myśli, spotęgowane zresztą dużą ilością alkoholu. - Tylko że ja idę się przejść i potem zwijam na chatę. - powiedziałem nieco niewyraźnie. Brunet spojrzał na mnie, ubierając swoją kurtkę.
- To kawałek z tobą pójdę, też muszę trochę wytrzeźwieć. - odpowiedział, kierując się w stronę drzwi, przy których już stałem. Otworzyłem je i odsunąłem się, by demonstracyjnie ukłonić się i wskazać dłonią w stronę wyjścia, chcąc przepuścić go przodem. Mikołaj zaśmiał się pod nosem.
- Jesteś zabawny. - skomentował, wychodząc. Był wyluzowany, a ja lubiłem takich.
- Dzięki za komplement. - odpowiedziałem, wychodząc za nim i zamykając za sobą drzwi. Oboje wyszliśmy z klatki. Było już ciemno, a po ulicach zaczęli się kręcić pojedynczy dresiarze. Gdzieś w oddali stało ich jakieś najwyraźniej stowarzyszenie alkoholowe. Wybrali sobie miejsce akurat pod latarnią. - Chodźmy, zanim wezmą nas za parę pedałów. - zarzuciłem głupio, po czym ruszyłem wzdłuż ulicy.
- W takim razie gościnnie tu. - stwierdził, ruszając za mną i zaraz dorównując mi kroku. W duchu zacząłem przeklinać na fakt, że siostra i matka pewnie przebywały w domu. Westchnąłem cicho i zerknąłem na nietutejszego bruneta i uśmiechnąłem się lekko. Skręcaliśmy właśnie w drogę, która prowadziła na most. W tym miejscu oświetlenia kompletnie brakowało, więc zniknęliśmy w cieniu. Przy chwilę panującej ciszy zatrzymałem się i oparłem się o poręcz od mostu. Nachyliłem się lekko, wbijając spojrzenie w wodę.
- Nie idziemy dalej? - usłyszałem.
- Nope. - mruknąłem w odpowiedzi. - Po prostu... Tutaj jest cicho. - dodałem i odsunąłem się od poręczy.
- Aaach, że niby romantycznie? - zaśmiał się, opierając się o barierkę. - Na tle tych blokowisk na pewno...
- Ciiichooo, to miasto jest piękne. - mruknąłem, kręcąc się w kółko z nudów.
- W zasadzie to słyszałem, że byłeś jakiś czas za granicą. Dlaczego wróciłeś do Polski i to jeszcze do takiego miasta? - spytał, przekręcając się w moją stronę tak, że teraz był oparty o poręcz plecami. Przystanąłem naprzeciwko niego.
- Miałem pewne problemy... - zaśmiałem się pod nosem. - Trochę popadłem w inne towarzystwo.
- Czyli jakie?
- Dillowałem sobie. - odpowiedziałem beztrosko. - Potem omal nie wpadłem z policją, więc ojciec mnie wypierdolił z powrotem do Polski.
- Twoi rodzice są po rozwodzie? - brnął dalej, a ja skinąłem głową na tak. - To w sumie nie wnikam.
- W sumie historia dość śmieszna.
- Ta?
- Moja matka wyszła za geja. - zaśmiałem się.
- Co ty gadasz... To dziwne. - skomentował, przybierając nieco drwiącą minę.
Oboje zamilkliśmy na jakiś czas, wpatrując się sobie w oczy. Coś w nich błyszczało. Pożądanie czy to było moje złudzenie? Nie, ja się nie myliłem w tych kwestiach. Wpatrywał się we mnie zupełnie inaczej jak na kolegę. Przybliżyłem się więc odruchowo, stanowczo naruszając jego przestrzeń osobistą. Ten uniósł brew, ale wiedząc zaraz, do czego to zmierzało, uniósł podbródek nieco wyżej, dając mi znać, że nie przeszkadzała mu ta bardzo mała odległość między nami. Bez zbędnych słów nachyliłem się nad nim i powoli zbliżyłem twarz do jego tak, że czułem na sobie jego oddech. Badałem go przy każdym ruchu i robiłem to ostrożnie, żeby tylko nie spotkać się z nagłym sprzeciwem. Brunet na szczęście lekko rozchylił wargi. Przytknąłem usta do jego i pocałowałem delikatnie, przymykając powieki. Nie czując żadnych sprzeciwów, kontynuowałem. Z mojej strony pocałunki z czasem stały się nieco bardziej zachłanne, a brunet z chęcią je odwzajemniał. W głowie widniał mi obraz Patryka, choć to nie jego teraz całowałem. To Mikołaj, chłopak z Wrocka, był jego zastępcą na obecną chwilę. Ten, również otwarty na nowe doznania w obcym mieście, położył zachęcająco dłoń na moim karku i przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie, tym razem chcąc nadać tempo i wliczyć w grę nasze języki.
Nikt nie szedł, nikt nam nie przeszkadzał. Było cicho i idealnie. Jedynie towarzyszyło nam ciche pluskanie wody w rzece. Położyłem dłonie na barkach bruneta, chcąc czerpać z tej chwili. Żałowałem teraz, że nie był weekend, a mój dom nie był wolny. Oddychaliśmy już ciężko przez nos.
Nagle brunet się oderwał ode mnie i podniósł się nieco, gdy przestał się opierać o barierkę.
- Musisz być bardzo smutny, co? - spytał nagle, uśmiechając się w moją stronę ciepło.
- Co? - spytałem jeszcze nieco zamroczony i zabrałem dłonie z jego ramion.
- Nie jestem specem do uczuć, ale chyba tęsknisz już za ustami kogoś innego. - stwierdził niby luźnym tonem, ale za to trafnie, poprawiając zamek w kurtce.
- Jesteś bystry. - skwitowałem, wciąż zamroczony i zdezorientowany. Czemu mi to mówił?. - Na ile tu zostajesz?
- Dwa tygodnie.
- Zdążymy się zabawić jeszcze nie raz. - mruknąłem ze swoim cwaniackim uśmiechem. Brunet nic nie odpowiedział, ale też się nie sprzeciwił. Milczenie oznaczało zgodę. Mikołaj świetnie nadawał się na krótką przygodę i w pewien sposób czułem się o wiele lepiej. - Daj mi swój numer. - dodałem, będąc tak nakręcony, że aż otrzeźwiałem. Wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem zapisywać podany numer.
- Pisz o której tylko będziesz chciał. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Tak, na pewno się zgodził.
----------------------------------------
Tak jak już wcześniej wspominałam, rozdziały będę wrzucać jako posty, gdyż to stanowi pewne ułatwienie. Miłego czytania! :D
Nie sądziłam,że Patryk tak szybko się domyśli to znaczy z ostatniego zdania siódmego rozdziału można to było wywnioskować , jednak ja mam go za takiego no troszkę nieogarniającego XD ale podoba mi się nagły zwrot akcji :D a co do ostatniej sceny... WTF tego się nie spodziewałam. Czekam na kolejne rozdziały. ;)
OdpowiedzUsuńP.S Dobrze,że teraz wstawiasz jako posty, lepiej jest się ,,dostac" do rozdziału :D
Dzięki xD Też uważam, że lepiej, nie wiem czemu wcześniej tego nie wykorzystałam. :D
Usuń