Obudziłem się, nie fatygując się
nawet otwierać oczu. Wydarzenia z dnia wczorajszego uderzyły we mnie
niemal od razu i to ze zdwojoną siłą. Czując ciepło drugiej osoby,
zacząłem się zastanawiać. Nad wszystkim. Tak po prostu.
W końcu nieczęsto zdarzało mi się obudzić po ciężkim wieczorze pełnym wrażeń obok osoby, w której - nie oszukując siebie już nigdy więcej - byłem zakochany. Przypominając sobie wczorajszą noc, nie do końca mogłem uwierzyć w swoje zachowanie. Alkohol zdecydowanie dodawał mi wiele odwagi. To nie tak, że tego żałowałem, ale nie wiedziałem kompletnie, jaki będzie miał teraz Patryk do mnie stosunek. Oprócz tego, czekało mnie jeszcze zmierzenie się z rzeczywistością. Teraz wpierdol pewnie będę otrzymywać o wiele częściej. Na tę myśl potęgował się mój kac moralny. Kumulacja myśli nie dawała mi spokoju.
Leżałem więc w bezruchu, obejmując szatyna ramieniem i korzystając z tego, że jeszcze spał. Gdy tylko poczułem, jak ten lekko drgnął, uchyliłem tylko na moment leniwie powiekę, a potem przymknąłem, żeby po prostu nasłuchiwać. Czułem jeszcze przez parę chwil na sobie jego wzrok, kiedy ja uparcie nie dawałem po sobie poznać, że już nie spałem. Wkrótce Patryk wstał. Usłyszałem głośny huk i ciche syknięcie, na które omal nie parsknąłem śmiechem. Potem wyszedł z tego pokoju i skierował się na dół.
Słysząc cudze głosy, mniemałem, że to bliska rodzina Patryka postanowiła go odwiedzić. Sytuacja nie była na rękę ani trochę. W każdym razie nie miałem sił, by starać się o dobre pierwsze wrażenie. W dodatku byłem tak obolały, że nawet nie chciało mi się wstawać. Zdecydowanie przydałby się w tym momencie jakiś teleport. W tym stanie nie chciałem pokazywać się komukolwiek na oczy.
Jeszcze przez jakiś czas leżałem sam, dopóki nie usłyszałem, jak ktoś kieruje się do tego pomieszczenia. Otworzyłem oczy i spojrzałem na stojącego w progu Patryka.
- Co się dzieje? - wymamrotałem.
- Eee... Zapomniałem, że rodzice mieli dzisiaj przyjechać i zatrzymać się na pewien czas.
- Mhm... - znów mruknąłem i westchnąłem ciężko. - Czyli mam się stąd usunąć? Dobra... - pierwsze próby ruszenia się przysporzyły mi ból. - Wszystko mnie boli. - syknąłem, jednocześnie zachowując się tak, jak zwykle - czyli w miarę luźno, mimo bólu i oczywiście tak, jakby nasze relacje nie zostały w jakikolwiek sposób naruszone. Jednakże w powietrzu panowała dziwna atmosfera kompletnie sprzeczna w porównaniu do mojego zachowania. Chyba próbowałem oszukać samego siebie, udając, że nic się nie stało, ale teraz to nie był czas na wyjaśnianie sobie pewnych rzeczy.
Udało mi się podnieść. Bolały mnie głowa, bark, łokieć i dłoń. Czułem się jak jakaś pomięta koszulka. Zerknąłem w stronę moich wczorajszych rzeczy i stwierdziłem, że jedynie tę bluzkę, którą już mam na sobie, nie przebiorę. Lepiej w końcu wrócić w czymś, co nie jest poplamione krwią. To nie tak, że nie chciałem nikogo zmartwić, ale raczej udawać, że nie wdałem się ponownie w kłopoty. To był chyba już drugi raz, kiedy nie chciałem martwić swojej rodzicielki.
- Daj mi chwilę. - rzuciłem w stronę szatyna, na co on na moment wyszedł. Przebrałem jedynie spodnie, a potem ruszyłem w stronę wyjścia z pomieszczenia. Patryk, widząc mnie gotowego, ruszył w dół schodami. Ja tuż za nim. Znajdując się w przedpokoju, rzuciłem spojrzenie w stronę kuchni, widząc tam kobietę, która obecnie zmywała naczynia.
- Dzień dobry. - odezwałem się, wymuszając uśmiech, na co matka Patryka odwróciła się w moją stronę i momentalnie zrzedła jej mina.
- Dzień dobry... - odmruknęła i powróciła do swojej czynności, a ja nieznacznie się skrzywiłem, przenosząc wzrok na szatyna, który nie raczył mnie nawet wzrokiem. Ogólnie przemiła atmosfera, aż po prostu miałem ochotę zostać tu jeszcze dłużej.
Kiedy zaraz potem w przedpokoju pojawił się również ojciec Patryka, jemu również powiedziałem "dzień dobry", nie kwapiąc się już na więcej entuzjazmu. Mężczyzna zresztą też nie, więc nikt na tym nie ucierpiał. Powoli ubrałem buty, a potem poplamioną z krwi kurtkę. Zupełnie zignorowałem rozmowę tej dwójki, skupiając się na szybkim odejściu.
- To ja idę. Do widzenia. - rzuciłem, łapiąc za klamkę i zamykając za sobą drzwi, nie racząc szatyna wzrokiem. Przeczesałem w miarę zdrową ręką swoje włosy i ruszyłem przed siebie. Gdybym został, z pewnością nie wytrzymałbym odprawiania zbędnego teatrzyku przed rodzicami Patryka i przy okazji udawania, że jesteśmy tylko zwykłymi kolegami. Tym bardziej, że jeszcze tej nocy doszło między nami do bliższego kontaktu, jakim zwykły koledzy siebie nie darzą.
Mętny wzrok utrzymywałem na swoich butach, obserwując kroki. I, kurwa... One również się ubrudziły. Nic dziwnego. Deszcz coraz częściej się pojawiał, a ja wczoraj zapierdalałem po jakichś działkach i rozpulchnionej, mokrej ziemi. Żałując tych ubrudzonych butów doszedłem do wniosku, że w sumie trochę tęskno mi było za czasami, kiedy moim jedynym i głównym problemem były ubrudzone buty.
Ponadto wszystko na dworze było cholernie zimno. Temperatura jakby drastycznie spadła w tę dzisiejszą noc. Uniosłem głowę i ogarnąłem okolicę swoim spojrzeniem. Zmrużyłem oczy, kiedy zauważyłem niewielkie, pojedyncze paprochy lecące w moją stronę. Długo mi to zajęło, zanim zrozumiałem, że to były pojedyncze płatki śniegu. Nie było mrozu, więc te nieszczęsne w zetknięciu z ziemią zaraz topniały. Uniosłem brwi. Była połowa października, ale te nierzucające się w oczy anomalie pogodowe zaczynały być normalnością. Chuchnąłem, a z ust poleciała delikatna para z ust, kiedy tym samym przypomniałem sobie, żeby sprawdzić godzinę. Było południe, więc raczej już na cieplejszy dzień się nie zapowiadało
Nie zwracałem uwagi na przejeżdżające samochody. Schowałem dłonie do kieszeni i spuściłem wzrok, znów przyglądając się swoim butom. Po mojej głowie nagle zaczęła chodzić pewna piosenka, tak bardzo adekwatna do mojego aktualnego nastroju, że aż żałowałem, że nie miałem przy sobie słuchawek.
Przez kompletne zamyślenie droga minęła mi bardzo szybko. Obudziłem się jakby ze snu przed drzwiami swojego domu. Włożyłem klucz do zamka i otworzyłem je, wchodząc do środka. Z przedpokoju dojrzałem przesiadującą w kuchni matkę. Jej oczy były skierowane na osobę, która prawdopodobnie siedziała na przeciwko przy stole, choć tej z kolei nie byłem w stanie zauważyć przez zasłaniającą ją ścianę. Wzrok, jakim ją darzyła, był typowy dla samotnej matki, która sobie kogoś znalazła. Wkrótce poznałem po głosie, kto mógł zagościć w naszym domu. Uniosłem jedynie brwi i przewróciłem dyskretnie oczami. Ta nawet nie zwróciła zbytnio wielkiej uwagi na moją obecność. Chyba zbędnie się martwiłem o to, że mogłaby zobaczyć krew na mojej kurtce czy też bluzkę, którą zresztą i tak zostawiłem u Patryka. Zdjąłem z siebie zbędne ubrania wyjściowe i już miałem kierować się do swojego pokoju, kiedy usłyszałem głos matki.
- Zdaje się, że mój syn marnotrawny wrócił. - rzuciła mrukiem w stronę czarnego frajera. - Gdzie się włóczyłeś? - na to pytanie cofnąłem się do progu pokoju i wychyliłem się zza framugi.
- Nic specjalnego. - odmruknąłem, nie mając nawet siły na jakiekolwiek docinki. Rodzicielce zajęło chwilę, zanim zauważyła, że moje ręce nie były w najlepszym stanie. Zdawało mi się, że przez chwilę na jej twarz wpełzł prawie niezauważalny uśmiech, który stłumiła, a potem podniosła na mnie swój nieco pogardliwy wzrok.
- Właśnie widzę. - odparła, a ja ruszyłem do kuchni, przypominając sobie o pustym żołądku. Nie zerknąłem nawet w stronę Caleba, który świecił swoimi białymi zębami w stronę mojej matki. Ten czarny gościu bardziej przypominał mi schizofreniczny omam, niż realną osobę, dlatego nie zwracałem na niego uwagi. - Co ci się stało? - rzuciła nagle matka, przybierając swoją ignorancką wobec mnie postawę, kiedy ja po prostu robiłem sobie kromkę.
- Mała sprzeczka z kolegami. - odparłem pozornie spokojnie. Nawet tak prosta czynność, jak robienie sobie kromki była dla mnie czymś trudnym, ale nie chciałem tego dać po sobie poznać. - To nic poważnego.
- Ale zdaje się, że okradli cię z dobrego wychowania. - odparła, a ja odwróciłem się w jej stronę, od razu rozumiejąc jej ciętą ripostę.
- Dzień dobry. - powiedziałem w stronę Caleba, który nie za bardzo rozumiał o co chodziło. Dało się to wywnioskować po jego głupim i zmieszanym uśmiechu.
- Dzień dobry. - odpowiedział mieszanym akcentem. Miałem w duchu nadzieję, że ta dwójka nie zatrzyma mnie na dłużej i nie rozpocznie tematu ich wspólnej przyszłości oraz o tym, że będę musiał zaakceptować ich ewentualny związek. Facet pewnie nie wiedział, w co brnął.
Ruszyłem w końcu do pokoju, zamykając za sobą drzwi. W spokoju zacząłem spożywać jedzenie na szybko, by zaraz położyć się ostrożnie na łóżko. Tego dnia naprawdę czułem się jak wyjątkowe ścierwo. Zamknąłem oczy i zignorowałem mruczenie matki na mój temat, które słyszałem nawet za ścianą.
Cały dzień przeleżałem w łóżku. Sukcesem było to, że jeszcze ani razu nikt nie ośmielił się wejść do mojego pokoju i rozpocząć jakiś kolejny monolog na mój temat. Mogłem się cieszyć swobodą spania. Myśleć już za wiele nie chciałem, bo czułem, że z każdą myślą ulatywał ze mnie duch. Wolałem popaść w sen, ale, jak na złość, budziłem się co jakiś czas, a potem znów zasypiałem. Nie wstawałem nawet, żeby pójść za jedzeniem. Schemat powtarzał się tak do późnego wieczoru, aż do momentu, w który nie włączyłem w telefonie stary komunikator.
Widząc, że Patryk był dostępny, moje serce przyspieszyło tempo. Westchnąłem ciężko i opuściłem rękę wzdłuż ciała, łapiąc się przy tym na zachowaniu jak u typowej, zakochanej nastolatki. Prychnąłem sam do siebie, w myślach się za to karcąc. Czy naprawdę moim świecie dążącym do autodestrukcji brakowało mi jedynie dylematów miłosnych? Tępo wpatrywałem się w sufit, zastanawiając się nad głupim pytaniem - czy napisać do niego? W ten z zamyśleń wybudził mnie dźwięk charakterystyczny dla przychodzącej wiadomości GG. Drgnąłem, podnosząc rękę znów nad głową, by w wyświetlaczu ujrzeć, kto do mnie napisał.
- Cześć, Daniel
Spoglądałem na tę wiadomość z kamienna miną, gdy w międzyczasie w mojej głowie roiła się masa myśli i wątpliwości. O czym będzie ta rozmowa? Przełknąłem głośno ślinę, czując zdenerwowanie.
- No cześć.
Odpisałem w końcu, czekając na rozwój sytuacji.
- Słuchaj, trochę głupio wyszło z moimi rodzicami, ale wiesz...
- Co? No właśnie nie do końca wiem :D
- Co robisz jutro?
Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Brew odruchowo nieco uniosłem, spoglądając w wyświetlacz.
- Co za bezpośrednie pytanie, Patryk ;) Siedzę w domu, prawdopodobnie... Czyli nie mam planów :D
Odpisałem z delikatną nadzieją, że chodzi o jakieś spotkanie.
- Dobra, będę szczery. Wiem, że jestem trudny do rozgryzienia, sam się z tym chujowo czuję, ale chcę, żeby między nami wciąż był kontakt.
Zmarszczyłem delikatnie brwi i postanowiłem wziąć tę wiadomość z mocnym dystansem, zanim przedwcześnie zinterpretowałbym na swój sposób i na swoją korzyść.
- W porządku. Teraz określ się, o jaki ci kontakt chodzi :)
- Bardzo dobry kontakt. Jak to ująć... Leżę sobie teraz w łóżku. Sam. Wiesz z czym się równa leżenie samemu w łóżku? Z tym, że ciebie w nim nie ma, a konkretniej - ciebie nie ma obok mnie.
Zatkało mnie. Na trochę dłuższą chwilę. Czasami przesuwałem bezsensownie palcami po wyświetlaczu, próbując skleić w głowie jakieś konkretne zdanie. Dopiero potem w polu tekstowym pojawiła się wiadomość, którą zaraz wysłałem. Zacisnąłem szczękę, czując dziwne zniecierpliwienie.
- ... Czy to było luźne i subtelne wyznanie mi, że za mną tęsknisz? - Tak.
- To było całkiem romantyczne, aż mnie zaskoczyłeś. Ale wiesz co?
- Hm?
- Czuję dokładnie to samo, co ty.
Nie do końca do mnie to dochodziło, ale czułem się szczęśliwy i rozluźniony. Zaśmiałem się cicho pod nosem, a potem już tylko się uśmiechałem głupkowato do ekranu telefonu.
- Chcesz się ze mną spotkać jutro?
- Tak
- Daj mi swój numer :D
Gdy tylko w wiadomości pojawił się jego numer, od razu go zapisałem.
- Dobra, jutro wyślę tobie esemesa i dam znać, czy jutro mam chatę wolną, a jak nie, to jeszcze ustalimy godzinę i miejsce ;)
- W porządku... Tak może być.
- A tak w ogóle to co tam u ciebie? Jak z rodzicami?
- Em... Trochę uciążliwi.
- Niech zgadnę... Wypytywali się o twoją "dziewczynę"
- Ta...
- Co im odpowiedziałeś? :D
- Wcisnąłem kit, że się spotykam z jakąś dziewczyną, ale nie mogę jej teraz zaprosić, bo jest na projekcie ze szkoły i nie ma jej dwa tygodnie.
- W takim razie uważaj, żeby na twoim ciele nie pojawiło się w ten czas więcej malinek. ;)))
- ...
- Wyobrażam sobie, jak teraz musisz wyglądać xD
- Muszę iść spać, dobranoc :///
- Ej, ej, ej! Dobra, żartowałem, już nie będę. xD
- Dobrze, wiem. Ale serio muszę spadać :D
- Hm... No w porządku. Widzimy się jutro ;)
- No, to pa.
- Fajnie, że się odezwałeś. ;) Dobranoc.
Nawet i po tej krótkiej rozmowie wciąż na mojej twarzy utrzymywał się uśmiech. Przez ten czas zapomniałem o tym, co się dookoła mnie działo i co dotychczas się mnie przytrafiło. Potem jednak zaraz spoważniałem, myśląc o nocy u Patryka. Podniosłem się do siadu i spojrzałem przez okno.
Cały dzień praktycznie przespałem, prawie nic nie jedząc i prawie nic nie pijąc. Zmęczenia już nie czułem, ale za to odezwał się mój pusty żołądek, dlatego wstałem i skierowałem się do kuchni. Na moje szczęście była pusta, murzyński kochanek mojej matki musiał już dawno opuścić ten dom. Skierowałem się do szafek, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Zauważyłem również, że przez ostatnie kilka dni nie jadłem prawidłowo. Westchnąłem ciężko. Po zjedzeniu kanapki ubrałem buty, zarzuciłem na siebie szybko kurtkę i wyszedłem z domu. Nie rzuciłem nawet okiem na to, czy w domu znajdowała się chociażby siostra. Po prostu udałem się na krótki spacer, mimo że była już późna godzina. Spoglądając co jakiś czas na ciemne niebo, na którym nie było widać zbyt wiele gwiazd, zacząłem zastanawiać się znów nad wszystkim. Dlatego też ruszyłem do najbliższego sklepu po papierosy. Nawet jeśli był to rak dla ciała, to był to lek łagodzący na bóle psychiczne. Zapaliłem pierwszego papierosa, gdy stałem na moście i opierałem się o poręcz.
Zdecydowanie żałowałem tego, co stało się wczoraj obok orlika. Bywałem materialistą, więc nie żałowałem tego, że potraktowałem Mikołaja jak najgorsze ścierwo. Żałowałem, że przez to, że potraktowałem go jak ścierwo, nie miałem teraz jak naprawić relacji z Robertem. Nie miałem dostępu do zioła, które w takich refleksyjnych chwilach, jak ta, było o wiele bardziej przydatne niż ten trujący papieros. Nic jednak nie mogłem poradzić ze świadomością, że często bardziej zależało mi na drobnych przyjemnościach niż na ludziach. Zdarzały się jednak wyjątki.
Kiedy moje myśli skierowały się znowu na Patryka, rzuciłem kiepa do rzeki i ruszyłem wolnym krokiem do swojego domu. W taki sposób skończył się ten nudny dzień.
- Wstawaj. - poczułem, jak ktoś ze mnie ściągnął kołdrę. - Dzisiaj masz zadanie bojowe i musisz posprzątać dom.
Lekko otworzyłem zaspane oczy, żeby ujrzeć rozmazany widok mojego nieogarniętego pokoju oraz matkę, która podciągnęła żaluzje w oknie, by wpadło tutaj więcej światła, którego nie chciałem. Przetarłem dłonią powieki i mruknąłem pod nosem, zaciągając na siebie z powrotem kołdrę.
- Masz dziesięć minut. - rzuciła stanowczo po jakiejś minucie wpatrywania się we mnie swoim jadowitym spojrzeniem. Wypuściłem głęboko powietrze i ułożyłem wygodnie głowę na poduszce. Nie miałem ochoty jeszcze wstawać, ani tym bardziej zmierzać się z rzeczywistością. Nie dzisiaj, w sumie to jutro też nie... A najlepiej nie wychodziłbym z domu przez tydzień. Życie mogłoby być chociaż trochę litosne i dać mi dzisiaj dłużej pospać. Matka nie miała w sobie za grosz empatii, toteż na pewno nie zrozumiała tych moich antyspołecznych dni. Zresztą, wyszedłbym na pizdę życiową, więc mówienie jej czegokolwiek nie byłoby niczego warte.
Otworzyłem oczy, zawieszając na dłuższą chwilę wzrok na suficie. Jedyne, co dobrego mogło mnie dzisiaj czekać, to spotkanie się z Patrykiem. Oczywiście o ile nie zdarzy się coś dzisiaj na tyle pechowego, że plany się pokrzyżują.
- Daniel! - usłyszałem wrzask matki za drzwiami, a ja teatralnie wywróciłem oczami i wstałem. Wstawanie, podczas gdy łóżko miało tak dużą grawitację, jest naprawdę ciężkie. Otworzyłem drzwi pokoju i stojąc w progu rzuciłem wzrok na matkę.
- A Sylwia...? - mruknąłem, niedbale przeczesując włosy i spoglądając na rodzicielkę miną zbitego psa.
- Co Sylwia.
- Sam chyba nie będę sprzątać, nie? - skrzywiłem się.
- Będziesz. Ja i Sylwia idziemy zaraz na miasto, bo dzisiaj sklepy wcześniej zamykają.
- No to jak wróci, nie?
- Jak wrócimy to ma być wszystko ładnie posprzątane.
Uniosłem brew ku górze i obleciałem wzrokiem wszystko dookoła. No trudno. Sprzątać nie lubiłem, ale to nie jest najgorsza rzecz, jaka mi się mogła dzisiaj przytrafić. Oparłem się plecami o ścianę z poddaniem w oczach i wyciągnąłem telefon.
- A właśnie, dzisiaj gdzieś jedziesz? - spytałem, spoglądając na nią ukradkiem. Chociaż była niedziela, miałem nadzieję, że dzisiaj spędzi czas ze swoim kochankiem u niego w domu, a nie tutaj.
- Nie. - odmruknęła, zajmując się zmywaniem naczyń, a ja znów się skrzywiłem. Zacząłem pisać esemesa do Patryka.
Cześć, jak tam? Śpisz jeszcze?
Wysłałem wiadomość, po czym odłożyłem komórkę, żeby się zabrać za to, co musiałem zrobić tego dnia.
-------------------------------------------------------------------
Witajcie! Tak, to jo. Postanowiłam podzielić ten rozdział na dwie części z tego względu, że większość z niego została napisana zanim dodałam ostatniego posta o tym, że przerwę pisanie na jakiś czas. Co się z tym równa? Rozdział został napisany jeszcze zanim zamknęłam swój własny rozdział życiowy i jakoś ciężko mi go kontynuować. Z drugą częścią tego rozdziału będzie już inaczej, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Miłego czytania i wesołych świąt! :D
W końcu nieczęsto zdarzało mi się obudzić po ciężkim wieczorze pełnym wrażeń obok osoby, w której - nie oszukując siebie już nigdy więcej - byłem zakochany. Przypominając sobie wczorajszą noc, nie do końca mogłem uwierzyć w swoje zachowanie. Alkohol zdecydowanie dodawał mi wiele odwagi. To nie tak, że tego żałowałem, ale nie wiedziałem kompletnie, jaki będzie miał teraz Patryk do mnie stosunek. Oprócz tego, czekało mnie jeszcze zmierzenie się z rzeczywistością. Teraz wpierdol pewnie będę otrzymywać o wiele częściej. Na tę myśl potęgował się mój kac moralny. Kumulacja myśli nie dawała mi spokoju.
Leżałem więc w bezruchu, obejmując szatyna ramieniem i korzystając z tego, że jeszcze spał. Gdy tylko poczułem, jak ten lekko drgnął, uchyliłem tylko na moment leniwie powiekę, a potem przymknąłem, żeby po prostu nasłuchiwać. Czułem jeszcze przez parę chwil na sobie jego wzrok, kiedy ja uparcie nie dawałem po sobie poznać, że już nie spałem. Wkrótce Patryk wstał. Usłyszałem głośny huk i ciche syknięcie, na które omal nie parsknąłem śmiechem. Potem wyszedł z tego pokoju i skierował się na dół.
Słysząc cudze głosy, mniemałem, że to bliska rodzina Patryka postanowiła go odwiedzić. Sytuacja nie była na rękę ani trochę. W każdym razie nie miałem sił, by starać się o dobre pierwsze wrażenie. W dodatku byłem tak obolały, że nawet nie chciało mi się wstawać. Zdecydowanie przydałby się w tym momencie jakiś teleport. W tym stanie nie chciałem pokazywać się komukolwiek na oczy.
Jeszcze przez jakiś czas leżałem sam, dopóki nie usłyszałem, jak ktoś kieruje się do tego pomieszczenia. Otworzyłem oczy i spojrzałem na stojącego w progu Patryka.
- Co się dzieje? - wymamrotałem.
- Eee... Zapomniałem, że rodzice mieli dzisiaj przyjechać i zatrzymać się na pewien czas.
- Mhm... - znów mruknąłem i westchnąłem ciężko. - Czyli mam się stąd usunąć? Dobra... - pierwsze próby ruszenia się przysporzyły mi ból. - Wszystko mnie boli. - syknąłem, jednocześnie zachowując się tak, jak zwykle - czyli w miarę luźno, mimo bólu i oczywiście tak, jakby nasze relacje nie zostały w jakikolwiek sposób naruszone. Jednakże w powietrzu panowała dziwna atmosfera kompletnie sprzeczna w porównaniu do mojego zachowania. Chyba próbowałem oszukać samego siebie, udając, że nic się nie stało, ale teraz to nie był czas na wyjaśnianie sobie pewnych rzeczy.
Udało mi się podnieść. Bolały mnie głowa, bark, łokieć i dłoń. Czułem się jak jakaś pomięta koszulka. Zerknąłem w stronę moich wczorajszych rzeczy i stwierdziłem, że jedynie tę bluzkę, którą już mam na sobie, nie przebiorę. Lepiej w końcu wrócić w czymś, co nie jest poplamione krwią. To nie tak, że nie chciałem nikogo zmartwić, ale raczej udawać, że nie wdałem się ponownie w kłopoty. To był chyba już drugi raz, kiedy nie chciałem martwić swojej rodzicielki.
- Daj mi chwilę. - rzuciłem w stronę szatyna, na co on na moment wyszedł. Przebrałem jedynie spodnie, a potem ruszyłem w stronę wyjścia z pomieszczenia. Patryk, widząc mnie gotowego, ruszył w dół schodami. Ja tuż za nim. Znajdując się w przedpokoju, rzuciłem spojrzenie w stronę kuchni, widząc tam kobietę, która obecnie zmywała naczynia.
- Dzień dobry. - odezwałem się, wymuszając uśmiech, na co matka Patryka odwróciła się w moją stronę i momentalnie zrzedła jej mina.
- Dzień dobry... - odmruknęła i powróciła do swojej czynności, a ja nieznacznie się skrzywiłem, przenosząc wzrok na szatyna, który nie raczył mnie nawet wzrokiem. Ogólnie przemiła atmosfera, aż po prostu miałem ochotę zostać tu jeszcze dłużej.
Kiedy zaraz potem w przedpokoju pojawił się również ojciec Patryka, jemu również powiedziałem "dzień dobry", nie kwapiąc się już na więcej entuzjazmu. Mężczyzna zresztą też nie, więc nikt na tym nie ucierpiał. Powoli ubrałem buty, a potem poplamioną z krwi kurtkę. Zupełnie zignorowałem rozmowę tej dwójki, skupiając się na szybkim odejściu.
- To ja idę. Do widzenia. - rzuciłem, łapiąc za klamkę i zamykając za sobą drzwi, nie racząc szatyna wzrokiem. Przeczesałem w miarę zdrową ręką swoje włosy i ruszyłem przed siebie. Gdybym został, z pewnością nie wytrzymałbym odprawiania zbędnego teatrzyku przed rodzicami Patryka i przy okazji udawania, że jesteśmy tylko zwykłymi kolegami. Tym bardziej, że jeszcze tej nocy doszło między nami do bliższego kontaktu, jakim zwykły koledzy siebie nie darzą.
Mętny wzrok utrzymywałem na swoich butach, obserwując kroki. I, kurwa... One również się ubrudziły. Nic dziwnego. Deszcz coraz częściej się pojawiał, a ja wczoraj zapierdalałem po jakichś działkach i rozpulchnionej, mokrej ziemi. Żałując tych ubrudzonych butów doszedłem do wniosku, że w sumie trochę tęskno mi było za czasami, kiedy moim jedynym i głównym problemem były ubrudzone buty.
Ponadto wszystko na dworze było cholernie zimno. Temperatura jakby drastycznie spadła w tę dzisiejszą noc. Uniosłem głowę i ogarnąłem okolicę swoim spojrzeniem. Zmrużyłem oczy, kiedy zauważyłem niewielkie, pojedyncze paprochy lecące w moją stronę. Długo mi to zajęło, zanim zrozumiałem, że to były pojedyncze płatki śniegu. Nie było mrozu, więc te nieszczęsne w zetknięciu z ziemią zaraz topniały. Uniosłem brwi. Była połowa października, ale te nierzucające się w oczy anomalie pogodowe zaczynały być normalnością. Chuchnąłem, a z ust poleciała delikatna para z ust, kiedy tym samym przypomniałem sobie, żeby sprawdzić godzinę. Było południe, więc raczej już na cieplejszy dzień się nie zapowiadało
Nie zwracałem uwagi na przejeżdżające samochody. Schowałem dłonie do kieszeni i spuściłem wzrok, znów przyglądając się swoim butom. Po mojej głowie nagle zaczęła chodzić pewna piosenka, tak bardzo adekwatna do mojego aktualnego nastroju, że aż żałowałem, że nie miałem przy sobie słuchawek.
Przez kompletne zamyślenie droga minęła mi bardzo szybko. Obudziłem się jakby ze snu przed drzwiami swojego domu. Włożyłem klucz do zamka i otworzyłem je, wchodząc do środka. Z przedpokoju dojrzałem przesiadującą w kuchni matkę. Jej oczy były skierowane na osobę, która prawdopodobnie siedziała na przeciwko przy stole, choć tej z kolei nie byłem w stanie zauważyć przez zasłaniającą ją ścianę. Wzrok, jakim ją darzyła, był typowy dla samotnej matki, która sobie kogoś znalazła. Wkrótce poznałem po głosie, kto mógł zagościć w naszym domu. Uniosłem jedynie brwi i przewróciłem dyskretnie oczami. Ta nawet nie zwróciła zbytnio wielkiej uwagi na moją obecność. Chyba zbędnie się martwiłem o to, że mogłaby zobaczyć krew na mojej kurtce czy też bluzkę, którą zresztą i tak zostawiłem u Patryka. Zdjąłem z siebie zbędne ubrania wyjściowe i już miałem kierować się do swojego pokoju, kiedy usłyszałem głos matki.
- Zdaje się, że mój syn marnotrawny wrócił. - rzuciła mrukiem w stronę czarnego frajera. - Gdzie się włóczyłeś? - na to pytanie cofnąłem się do progu pokoju i wychyliłem się zza framugi.
- Nic specjalnego. - odmruknąłem, nie mając nawet siły na jakiekolwiek docinki. Rodzicielce zajęło chwilę, zanim zauważyła, że moje ręce nie były w najlepszym stanie. Zdawało mi się, że przez chwilę na jej twarz wpełzł prawie niezauważalny uśmiech, który stłumiła, a potem podniosła na mnie swój nieco pogardliwy wzrok.
- Właśnie widzę. - odparła, a ja ruszyłem do kuchni, przypominając sobie o pustym żołądku. Nie zerknąłem nawet w stronę Caleba, który świecił swoimi białymi zębami w stronę mojej matki. Ten czarny gościu bardziej przypominał mi schizofreniczny omam, niż realną osobę, dlatego nie zwracałem na niego uwagi. - Co ci się stało? - rzuciła nagle matka, przybierając swoją ignorancką wobec mnie postawę, kiedy ja po prostu robiłem sobie kromkę.
- Mała sprzeczka z kolegami. - odparłem pozornie spokojnie. Nawet tak prosta czynność, jak robienie sobie kromki była dla mnie czymś trudnym, ale nie chciałem tego dać po sobie poznać. - To nic poważnego.
- Ale zdaje się, że okradli cię z dobrego wychowania. - odparła, a ja odwróciłem się w jej stronę, od razu rozumiejąc jej ciętą ripostę.
- Dzień dobry. - powiedziałem w stronę Caleba, który nie za bardzo rozumiał o co chodziło. Dało się to wywnioskować po jego głupim i zmieszanym uśmiechu.
- Dzień dobry. - odpowiedział mieszanym akcentem. Miałem w duchu nadzieję, że ta dwójka nie zatrzyma mnie na dłużej i nie rozpocznie tematu ich wspólnej przyszłości oraz o tym, że będę musiał zaakceptować ich ewentualny związek. Facet pewnie nie wiedział, w co brnął.
Ruszyłem w końcu do pokoju, zamykając za sobą drzwi. W spokoju zacząłem spożywać jedzenie na szybko, by zaraz położyć się ostrożnie na łóżko. Tego dnia naprawdę czułem się jak wyjątkowe ścierwo. Zamknąłem oczy i zignorowałem mruczenie matki na mój temat, które słyszałem nawet za ścianą.
***
Cały dzień przeleżałem w łóżku. Sukcesem było to, że jeszcze ani razu nikt nie ośmielił się wejść do mojego pokoju i rozpocząć jakiś kolejny monolog na mój temat. Mogłem się cieszyć swobodą spania. Myśleć już za wiele nie chciałem, bo czułem, że z każdą myślą ulatywał ze mnie duch. Wolałem popaść w sen, ale, jak na złość, budziłem się co jakiś czas, a potem znów zasypiałem. Nie wstawałem nawet, żeby pójść za jedzeniem. Schemat powtarzał się tak do późnego wieczoru, aż do momentu, w który nie włączyłem w telefonie stary komunikator.
Widząc, że Patryk był dostępny, moje serce przyspieszyło tempo. Westchnąłem ciężko i opuściłem rękę wzdłuż ciała, łapiąc się przy tym na zachowaniu jak u typowej, zakochanej nastolatki. Prychnąłem sam do siebie, w myślach się za to karcąc. Czy naprawdę moim świecie dążącym do autodestrukcji brakowało mi jedynie dylematów miłosnych? Tępo wpatrywałem się w sufit, zastanawiając się nad głupim pytaniem - czy napisać do niego? W ten z zamyśleń wybudził mnie dźwięk charakterystyczny dla przychodzącej wiadomości GG. Drgnąłem, podnosząc rękę znów nad głową, by w wyświetlaczu ujrzeć, kto do mnie napisał.
- Cześć, Daniel
Spoglądałem na tę wiadomość z kamienna miną, gdy w międzyczasie w mojej głowie roiła się masa myśli i wątpliwości. O czym będzie ta rozmowa? Przełknąłem głośno ślinę, czując zdenerwowanie.
- No cześć.
Odpisałem w końcu, czekając na rozwój sytuacji.
- Słuchaj, trochę głupio wyszło z moimi rodzicami, ale wiesz...
- Co? No właśnie nie do końca wiem :D
- Co robisz jutro?
Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Brew odruchowo nieco uniosłem, spoglądając w wyświetlacz.
- Co za bezpośrednie pytanie, Patryk ;) Siedzę w domu, prawdopodobnie... Czyli nie mam planów :D
Odpisałem z delikatną nadzieją, że chodzi o jakieś spotkanie.
- Dobra, będę szczery. Wiem, że jestem trudny do rozgryzienia, sam się z tym chujowo czuję, ale chcę, żeby między nami wciąż był kontakt.
Zmarszczyłem delikatnie brwi i postanowiłem wziąć tę wiadomość z mocnym dystansem, zanim przedwcześnie zinterpretowałbym na swój sposób i na swoją korzyść.
- W porządku. Teraz określ się, o jaki ci kontakt chodzi :)
- Bardzo dobry kontakt. Jak to ująć... Leżę sobie teraz w łóżku. Sam. Wiesz z czym się równa leżenie samemu w łóżku? Z tym, że ciebie w nim nie ma, a konkretniej - ciebie nie ma obok mnie.
Zatkało mnie. Na trochę dłuższą chwilę. Czasami przesuwałem bezsensownie palcami po wyświetlaczu, próbując skleić w głowie jakieś konkretne zdanie. Dopiero potem w polu tekstowym pojawiła się wiadomość, którą zaraz wysłałem. Zacisnąłem szczękę, czując dziwne zniecierpliwienie.
- ... Czy to było luźne i subtelne wyznanie mi, że za mną tęsknisz? - Tak.
- To było całkiem romantyczne, aż mnie zaskoczyłeś. Ale wiesz co?
- Hm?
- Czuję dokładnie to samo, co ty.
Nie do końca do mnie to dochodziło, ale czułem się szczęśliwy i rozluźniony. Zaśmiałem się cicho pod nosem, a potem już tylko się uśmiechałem głupkowato do ekranu telefonu.
- Chcesz się ze mną spotkać jutro?
- Tak
- Daj mi swój numer :D
Gdy tylko w wiadomości pojawił się jego numer, od razu go zapisałem.
- Dobra, jutro wyślę tobie esemesa i dam znać, czy jutro mam chatę wolną, a jak nie, to jeszcze ustalimy godzinę i miejsce ;)
- W porządku... Tak może być.
- A tak w ogóle to co tam u ciebie? Jak z rodzicami?
- Em... Trochę uciążliwi.
- Niech zgadnę... Wypytywali się o twoją "dziewczynę"
- Ta...
- Co im odpowiedziałeś? :D
- Wcisnąłem kit, że się spotykam z jakąś dziewczyną, ale nie mogę jej teraz zaprosić, bo jest na projekcie ze szkoły i nie ma jej dwa tygodnie.
- W takim razie uważaj, żeby na twoim ciele nie pojawiło się w ten czas więcej malinek. ;)))
- ...
- Wyobrażam sobie, jak teraz musisz wyglądać xD
- Muszę iść spać, dobranoc :///
- Ej, ej, ej! Dobra, żartowałem, już nie będę. xD
- Dobrze, wiem. Ale serio muszę spadać :D
- Hm... No w porządku. Widzimy się jutro ;)
- No, to pa.
- Fajnie, że się odezwałeś. ;) Dobranoc.
Nawet i po tej krótkiej rozmowie wciąż na mojej twarzy utrzymywał się uśmiech. Przez ten czas zapomniałem o tym, co się dookoła mnie działo i co dotychczas się mnie przytrafiło. Potem jednak zaraz spoważniałem, myśląc o nocy u Patryka. Podniosłem się do siadu i spojrzałem przez okno.
Cały dzień praktycznie przespałem, prawie nic nie jedząc i prawie nic nie pijąc. Zmęczenia już nie czułem, ale za to odezwał się mój pusty żołądek, dlatego wstałem i skierowałem się do kuchni. Na moje szczęście była pusta, murzyński kochanek mojej matki musiał już dawno opuścić ten dom. Skierowałem się do szafek, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Zauważyłem również, że przez ostatnie kilka dni nie jadłem prawidłowo. Westchnąłem ciężko. Po zjedzeniu kanapki ubrałem buty, zarzuciłem na siebie szybko kurtkę i wyszedłem z domu. Nie rzuciłem nawet okiem na to, czy w domu znajdowała się chociażby siostra. Po prostu udałem się na krótki spacer, mimo że była już późna godzina. Spoglądając co jakiś czas na ciemne niebo, na którym nie było widać zbyt wiele gwiazd, zacząłem zastanawiać się znów nad wszystkim. Dlatego też ruszyłem do najbliższego sklepu po papierosy. Nawet jeśli był to rak dla ciała, to był to lek łagodzący na bóle psychiczne. Zapaliłem pierwszego papierosa, gdy stałem na moście i opierałem się o poręcz.
Zdecydowanie żałowałem tego, co stało się wczoraj obok orlika. Bywałem materialistą, więc nie żałowałem tego, że potraktowałem Mikołaja jak najgorsze ścierwo. Żałowałem, że przez to, że potraktowałem go jak ścierwo, nie miałem teraz jak naprawić relacji z Robertem. Nie miałem dostępu do zioła, które w takich refleksyjnych chwilach, jak ta, było o wiele bardziej przydatne niż ten trujący papieros. Nic jednak nie mogłem poradzić ze świadomością, że często bardziej zależało mi na drobnych przyjemnościach niż na ludziach. Zdarzały się jednak wyjątki.
Kiedy moje myśli skierowały się znowu na Patryka, rzuciłem kiepa do rzeki i ruszyłem wolnym krokiem do swojego domu. W taki sposób skończył się ten nudny dzień.
***
- Wstawaj. - poczułem, jak ktoś ze mnie ściągnął kołdrę. - Dzisiaj masz zadanie bojowe i musisz posprzątać dom.
Lekko otworzyłem zaspane oczy, żeby ujrzeć rozmazany widok mojego nieogarniętego pokoju oraz matkę, która podciągnęła żaluzje w oknie, by wpadło tutaj więcej światła, którego nie chciałem. Przetarłem dłonią powieki i mruknąłem pod nosem, zaciągając na siebie z powrotem kołdrę.
- Masz dziesięć minut. - rzuciła stanowczo po jakiejś minucie wpatrywania się we mnie swoim jadowitym spojrzeniem. Wypuściłem głęboko powietrze i ułożyłem wygodnie głowę na poduszce. Nie miałem ochoty jeszcze wstawać, ani tym bardziej zmierzać się z rzeczywistością. Nie dzisiaj, w sumie to jutro też nie... A najlepiej nie wychodziłbym z domu przez tydzień. Życie mogłoby być chociaż trochę litosne i dać mi dzisiaj dłużej pospać. Matka nie miała w sobie za grosz empatii, toteż na pewno nie zrozumiała tych moich antyspołecznych dni. Zresztą, wyszedłbym na pizdę życiową, więc mówienie jej czegokolwiek nie byłoby niczego warte.
Otworzyłem oczy, zawieszając na dłuższą chwilę wzrok na suficie. Jedyne, co dobrego mogło mnie dzisiaj czekać, to spotkanie się z Patrykiem. Oczywiście o ile nie zdarzy się coś dzisiaj na tyle pechowego, że plany się pokrzyżują.
- Daniel! - usłyszałem wrzask matki za drzwiami, a ja teatralnie wywróciłem oczami i wstałem. Wstawanie, podczas gdy łóżko miało tak dużą grawitację, jest naprawdę ciężkie. Otworzyłem drzwi pokoju i stojąc w progu rzuciłem wzrok na matkę.
- A Sylwia...? - mruknąłem, niedbale przeczesując włosy i spoglądając na rodzicielkę miną zbitego psa.
- Co Sylwia.
- Sam chyba nie będę sprzątać, nie? - skrzywiłem się.
- Będziesz. Ja i Sylwia idziemy zaraz na miasto, bo dzisiaj sklepy wcześniej zamykają.
- No to jak wróci, nie?
- Jak wrócimy to ma być wszystko ładnie posprzątane.
Uniosłem brew ku górze i obleciałem wzrokiem wszystko dookoła. No trudno. Sprzątać nie lubiłem, ale to nie jest najgorsza rzecz, jaka mi się mogła dzisiaj przytrafić. Oparłem się plecami o ścianę z poddaniem w oczach i wyciągnąłem telefon.
- A właśnie, dzisiaj gdzieś jedziesz? - spytałem, spoglądając na nią ukradkiem. Chociaż była niedziela, miałem nadzieję, że dzisiaj spędzi czas ze swoim kochankiem u niego w domu, a nie tutaj.
- Nie. - odmruknęła, zajmując się zmywaniem naczyń, a ja znów się skrzywiłem. Zacząłem pisać esemesa do Patryka.
Cześć, jak tam? Śpisz jeszcze?
Wysłałem wiadomość, po czym odłożyłem komórkę, żeby się zabrać za to, co musiałem zrobić tego dnia.
-------------------------------------------------------------------
Witajcie! Tak, to jo. Postanowiłam podzielić ten rozdział na dwie części z tego względu, że większość z niego została napisana zanim dodałam ostatniego posta o tym, że przerwę pisanie na jakiś czas. Co się z tym równa? Rozdział został napisany jeszcze zanim zamknęłam swój własny rozdział życiowy i jakoś ciężko mi go kontynuować. Z drugą częścią tego rozdziału będzie już inaczej, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Miłego czytania i wesołych świąt! :D
Aa, proszę, więcej ;^;
OdpowiedzUsuńJaka to piosenka jak można wiedzieć:))? A co do rozdziału jak zwykle świetny i czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńObawiam się, że nie pamiętam </3 I dziękuję :D
UsuńPrzypomniałam sobie, że to mogły być dwie nutki:
UsuńGuzior - Sen na jawie
Szesnasty - Szklanka
Tak, wszystko to rapsy.
Dziękuję!!!!
Usuńzajebiście, że jesteś...
OdpowiedzUsuńO Boże, nawet nie wiesz jak się uśmiechnęłam widząc nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńDzięki za rozdział. Idealny na pierwszy dzień Nowego Roku :)
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuńNie wiem. Raczej nie prędko.
UsuńHej właśnie skończyłam czytać oba opowiada, są zajefajne, piszesz lekko,fajnie się czyta a w dodatku z niecierpliwością, bo już się chce wiedzieć co dalej. Nie rób długiej przerwy bo muszę wiedzieć jak skończy się historia Patryka i Daniela.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny